Co Ze Mną Jest????

napisał/a: dzisamotna 2007-07-06 22:54
Właśnie...większość z Was pisze, że Wasi mężowie czy faceci to kochający i czuli mężczyźni. I wiem po sobie, że tacy niestety nas nie podniecają. Po prostu. Mój jest krzykliwy, często rubaszny i wkurza mnie jak nikt ale w łóżku jest niezastąpiony. Bywa, że i ja nie mam ochoty (u mnie jest to wynikiem jakiegoś niepokoju- zawodowego czy prywatnego) ale ochota na seks wraca jak bumerang. I dobrze, bo udany seks rozjaśnia podejście do życia. Jeszcze jedno...miałam kiedyś problem, nie potrafiłam się "otworzyć" na partnera i samą siebie w sytuacjach intymnych. Było to wynikiem kompleksów i wychowania. Skończyło się dzięki spojrzeniom mojego faceta: zwierzęco wręcz porządliwych. Pozdrawiam.
napisał/a: Magdalenka8 2007-07-07 11:03
Hej dziewczyny,
Ja na razie nie mam zadnych problemow z sexem. Moze dlatego, ze z moim facetem widujemy sie tylko pare azy w tygodniu. Wydaje mi sie ze najlepszym rozwiazaniem jest po prostu pojsc na jakis kompromis. Kochac sie od czasu do czasu,ale tez potrafic powiedziec NIE, przeciez nie jestesmy jakimis sex-machines. Wydaje mie sie, ze faceci nie lubia odmowy bo naruszamy wtedy ich EGO i jak mowimy ze nam sie nie chce biora to za bardzo do siebie i mysla ze juz nie sa atrakcyjni itp. pewnie dlatego tez szukaja aprobaty w obieciach innej...i wlasnie dlatego wydaje mi sie ze najlepiej dawac caly czas facetowi do zrozumnienia, ze dalej nas pociaga ale po prostu nie mamy ochoty na sex. Jak facet jest w porzadku to na pewno zrozumie.
Glowa do gory to przeciez tylko sex.
napisał/a: zaciekawionyX75 2007-07-07 11:33
Ja w żadnym razie nie atakuje Lonely. Ja jestem podobnie wrazliwym, czulym facetem. Tyle, że nie mialem okazji doświadczyć takiej męczarni. Moja partnerka lubi seks i staram się moją delikatność i czułość przełamywać jakimiś akcentami bardziej męskimi (z punktu widzenia odwiecznej natury). Wiadomo, że swiat sie cywilizuje, ze mezczyzni sa coraz bardziej partnerscy, ze obowiazki domowe przestaly byc wylacznie domena kobiet, ze kobiety robia kariery, ze roznica osobowosciowa miedzy kobieta a mezczyzna sie stopniowo zaciera (co moze za 100 lat zaowocuje tym, ze lepiej bedziemy sie dogadywac, kto wie) i ze generalnie rzecz biorac kobiety sa teraz o wiele lepiej traktowane przez mezczyzn niz kiedys. Niemniej jednak zauwazam u mojej (i nie tylko) kobiety, ze od czasu do czasu lubi byc potraktowana przedmiotowo, jak zwykly obiekt pozadania, a nie jak krolewna, nad ktora trzeba sie rozczulac i podkladac podusie pod plecki. To ja najwyrazniej podnieca i przypomina jej role w zwiazku, bo jednak zdecydowana wiekszosc kobiet lubi byc conajmniej lekko zdominowana przez mezczyzn. Byc moze daje im to wieksze poczucie bezpieczenstwa. Pamietajmy, ze to co pisze to uogolnienia, wiec zawsze zdarzy sie kobieta, ktorej odpowiada to, ze jej mezczyzna jest zawszy czuly i delikatny, zdarzy sie tez taka, ktora lubi czuc wladze i odpowiada jej, ze mezczyzna jest wzgledem niej ulegly.
Tak czy inaczej seks wydaje sie swietna plaszczyzna do zaakcentowania tej dominacji. Byc moze wowczas kobieta wieksza ochote ma na seks, niz gdy sprowadza sie to wylacznie do pieszczot i stosunku, a nie towarzysza mu zadne poboczne emocje.
Bo pomyslmy ile frajdy daje seks w przypadku romansu, jak ekscytujacy jest gdy się zdradza (z autopsji tego nie znam, ale kazdy kto zdradzal moze to potwierdzi). Dlaczego wowczas tak bardzo nas to ciagnie i nie potrafimy czesto sie przed tym powstrzymac. Wowczas dziala nasz instynkt. Caly kluczyk do sukcesu wiec byc moze tkwi w tym, by seks przestal byc zwyklym, meczacym zaspokajaniem potrzeb, a stal sie elementem jakiejs wiekszej ukladanki. Pytanie tylko jak to zrobic? Sposobow jest mnostwo i kazdego tak naprawde cos innego pociagnie. Tak na poczatek mysle, ze absolutna podstawa jest rozmowa o marzeniach erotycznych (szczegolnie tych niespelnionych), o sytuacjach, jakie chcielibysmy przezyc. Tu oczywiscie czesto pojawia sie wstyd i lek przed tym co powie ta druga osoba, gdy dowie sie o moich (z mojego punktu widzenia) perwersyjnych pragnieniach, marzeniach. Prawda jest taka jednak, ze wzajemna otwartość i tolerancja na roznego rodzaju dziwacta w kwestiach lozkowych moze wprowadzic totalna rewolucje. Moze sie okazac, ze otworzy sie nowy potencjal eksperymentowania i szukania nowych drog zaspokojenia partnera. To wszystko moze sprawic, ze seks stanie sie wyzwaniem, ze bedziemy wymyslali nowe sceny, nowe role, nowe scenariusze po to, by partnera czyms zaskoczyc. Proponuje, bysmy obrali inny kurs, niz narzekanie i sprobowali sie podzielic naszymi doswiadczeniami, co moze urozmaicic nasze zycie erotyczne (niekoniecznie mam tu na mysli cytowanie fragmentow czasompisma Cosmopolitan itp), co Wam pomoglo dodac do niego iskry, co sprawilo, ze pojawily sie nieznane wczesniej emocje, ekscytacja itd.
Tak na koniec zartobiliwe powiem, ze moja kobieta czasami specjalnie wywoluje ze mna klotnie, po to, by potem moc sie pogodzic. Wiadomo bowiem, ze jak kochajacy sie ludzie sie godza, to seks wowczas jest o niebo lepszy. Dlaczego? bo towarzysza mu dodatkowe emocje.
Nie polecam i nie pochwalam oczywiscie pomyslu z kloceniem sie, ale probuje Was zainspirowac do opisywania sposobow na wzbudzenie namietnosci nawet w dlugoletnim zwiazku.
Aha, to co jeszcze potrafi przynajmniej na krotko rozpalic zwiazek to rozlaka. Szczegolnie jesli pod koniec tej rozlaki zaczniecie rozmawiac o tym, co moglibyscie robic, gdy bylibyscie teraz razem. Sprobujcie!
napisał/a: Mari 2007-07-07 14:48
Zaciekawiony 75 odpowiem Ci tak:zgadzam się z wieloma Twoimi słowami,ale właśnie moim związku kłótnie oddaliły nas od siebie.Jak chcesz się dowiedzieć więcej to wejdź na mój wątek.Nie czytaj początku w/w tylko przedostatni mój post.Tam dopiero troszeczkę się otworzyłam...Teraz oboje,podkreślam bardzo mocno! oboje chcemy wrócić..ale ze strony męża jest to w tym momencie bardzo trudne.Objawia się to brakiem chęci...na seks.Ma psychiczną blokadę.Przerabiamy ten temat i nie potrafimy sobie z tym dać radę!.Co zrobić,żeby wrócił...ten stan z przed dwóch lat?,z przed naszego oddalenia..a wiemy ,że warto,bo miłość którą się obdarzamy jest wielka tylko,że zaszkodziła nam wtedy proza życia,która nas pokonała. Jest to dla nas bardzo trudne.To co zrozumieliśmy,że potrzebny nam czas,który zaleczy tzw ranki.ale czy na pewno???,mamy nadzieję..bo wiadome jest dla wszystkich,że w małżeństwie nie może być dysharmonii,niedomówień,słów przemilczanych.Zaciekawiony75 cytat" Aha, to co jeszcze potrafi przynajmniej na krotko rozpalic zwiazek to rozlaka"- to w naszym przypadku właśnie mało nie skończyło
się rozwodem.Powiedziałeś na krótko...żadnych półśrodków..Dla nas słowo krótko oznaczałoby drogę przez "mękę"..bo co to oznacza:np.dziś zaskakuję męża w sypialni tym,że wskoczę w seksowne bikini..,albo zamknę na chwilkę drzwi do firmy i będę się z mim chciała kochać na biurku?,to było...i było fantastycznie.My akurat zgraliśmy się pod tym względem.To co mogę wytknąć mojemu mężowi i to robię:)to to ,że za żadko
włącza swój organ mowy,żeby pleść mi do uszka tak uwielbiane przez kobiety farmazonki typu mydlane opery.Ale wybaczam mu to i mam na niego sposób..podchodzę "melduję" kochanie! włącza mi się Skarlet Ohara i jest śmiech,czułość.Czuję ,że wtedy przychyliłby mi cały świat,widzę w jego oczach taki błysk jaki towarzyszył mi (z wyjątkiem tych dwóch lat)wcześniej.
Co do ochoty na seks.Pomijając nasz aktualny,chwilowy czas.Ja po sobie widzę ,że im dłuższy "staż" tym większa ochota.Wcześniej,na początku małżeństwa, w okolicach 3lat, byłam "oporna"na różne wtedy mi się wydawało "eksperymenty".Mąż jednak był cierpliwy,delikatny i "dopiął" swego:) i "dźwięczna:jestem mu za to,bo było warto.To jest "rynek dla opornych"i jak się w to zainwestuje owoce zbiera się do końca.
Zaciekawiony 75 ciekawa jestem co powiesz?,czego ja nie widzę ,czuję,gdzie tkwi błąd?.
Zapraszam Was wszystkich kochani!,może jak mi wtłoczycie swoje przemyślenia złapię
co jest grane!? Pozdrowionka i buziaczki.....
napisał/a: Mari 2007-07-07 15:08
jaania napisal(a):moje drogie a czy mialo na to wszysto wplyw jakis czasowy? tzn. w jak dlugich zwiazkach jestescie, czy to trwa nieprzerwanie od poczatku czy tez jest wynikiem jakis niezapomnianych zalow?
A moze to jest kwestia braku zaufania do partnera?
Ja kiedy mam cos za zle swojemu mezczyznie i pamietam o tym dlugo, moze nawet za dlugo to nasze pieszczoty nie sa az takie zmyslowe jak zawsze po prostu nie moge sie na niego otworzyc tak jak bym chciala, bo mam do niego jakis zal...
Wtedy jest to jakies takie zwyczajne podstawowe pozadanie, nic nie zwiazane z nasza miloscia ktora czuje kiedy wszystko jest dobrze kiedy jestem na niego otworzona calusienka....

Jaania jesteś na dobrej drodze poznawania siebie...Rada?.Kochaj się ze swym lubym bez przemilczeń.Urazy wyjaśniaj na 'żywca",choćby bolało.Zawsze podchodź do męża tak jakbyś to ty chciała być traktowana.Czas nie ma wpływu wg mnie na związek,ale wpływ mają narastające frustracje,nie spełnione oczekiwana względem partnera.To jest zabójca nr 1.
napisał/a: zaciekawionyX75 2007-07-07 16:41
Wspomniałem o klotniach, bo jest coś takiego, że czujemy radość, że wszystko znowu jest w porządku, mimo, że jeszcze niedawno było źle. Zresztą myślę, że jest to kwestia tego jak się podchodzi do kłótni. Czym ona dla Was jest? Spróbujmy przyjąć, że kłótnia jest bardziej ekspresyjna forma komunikowania się, ale w dobrym celu. W celu takim, by lepiej się nawzajem rozumieć. Wiesz, nie zawsze człowiek jest w stanie spokojnym głosem mówić o rzeczach, które go bolą, lub bulwersują. Brzmialoby to sztucznie, a czasami taka forma komunikatu wrecz przeszlaby niezauwazona i nie osiagnelaby skutku, czyli zmiany.
Jeśli nastawiasz się, że skoro Twój partner rozpoczyna z Tobą kłótnię dlatego, by Ci sprawić przykrość to na pewno nic dobrego z tego nie będzie i każda kolejna kłótnia będzie Was oddalała. Natomiast kłótnia konstruktywna jest jak najbardziej potrzebna. I najczesciej trwa krotko, bo nie nastepuje po niej tzw faza obrazania się (i czesto nie odzywania wrecz). Wiem, ze to wszystko latwo sie pisze, trudniej to wprowadzic w zycie, ale mysle, ze trzeba probowac.
Tak mi jewszcze przyszlo do glowy, ze najgorzej to jak para najpierw przezyla wielkie zakochanie, zauroczenie. Wowczas wydaje sie czlowiekowi, ze tak juz bedzie zawsze, ze jestescie wybrancami losu i bedziecie sie dzielic soba w pokoju i milosci do konca zycia. I nagle przychodzi szok, bo komus przeszkadzaja skarpetki lezace na podlodze. Wtedy sa dwie mozliwosci: albo partnerzy uzmyslowia sobie, ze faza rozowych okularow sie skonczyla i czas zaczac nad soba troszke pracowac, by zmienic przyzwyczajenia, ktore partnera irytuja, albo obrazic sie i stwierdzic, ze chyba ta druga strona juz przestala kochac. to jest moment wielkiej proby i jesli uda sie przez niego przejsc bez wyciagania blednych wnioskow to potem teoretycznie powinno byc juz z gorki.
Natomiast co teraz zrobic w Waszym przypadku? Nie wiem, trudna sprawa, nie znam Was, wiec ciezko cokolwiek sie wypowiedziec. przede wszystkim warto byloby sobie powiedziec, ze te wszystkie klotnie nie poszly na marne, ze czegos sie o sobie dowiedzieliscie i teraz zalezy juz od Waszej dobrej woli, czy wykorzystacie to we wlasciwy sposob.
A co do rozstan, to mam na mysli takie dziesieciodniowe. Wlasnie mija dziewiec dni jak wyjechala moja kobieta i piszemy do siebie takie sprosne smsy, ze az iskrzy :)
napisał/a: Mru 2007-07-07 23:38
Z przyjemnoscia przeczytalam uwagi Zaciekawionego 75. Rozumiem, ze ten przyklad ze skarpetkami to tylko skrot myslowy.:)

Mysle ze ani OlciaB, ani Mari nie znajda tu na forum prostej recepty na problem braku pozadania . Taki stan wynika w kazdym przypadku z tak wielu indywidualnych przyczyn... Doradzic moze kazdej z nich dobry terapeuta od zwiazkow [tylko gdzie tacy sa???].

Kazdy zwiazek ma przeciez swoja dynamike, my i nasz partner podlegamy stalym zmianom, bo zmienia sie swiat wokol nas, mozemy zmieniac sie tez my i nasze oczekiwania wobec partnera.

W 1 nrze Style i Charaktery byl dobry artykul na ten temat. Autorka powolujac sie na Bogdana Wojciszke mowi o fazach zwiazku partnerskiego. 1sza to faza zakochania zdominowana silna namietnoscia i pragnieniem jak najczestszych bliskich kontaktow. 2ga to romantyczne poczatki, kiedy oprocz namietnosci pojawia sie intymnosc. Obie trwaja dosc krotko. 3cia to dojrzaly, kompletny zwiazek w ktorym silnie przezywana jest namietnosc, intymnosc oraz zaangazowanie. Wg badan im dluzej trwa malzenstwo, tym slabsza milosc romantyczna, namietnosc tez slabnie. Podobno wiele zwiazkow wielokrotnie powraca do fazy 3ciej, o ile uda sie zachowac wysoki poziom intymnosci. 4ta faza to zwiazek przyjacielski oparty na intymnosci i zaangazowaniu, wtedy wyzwaniem jest zachowanie przywiazania, lubienia sie, zaufania, checi pomagania i otrzymywania pomocy. Zagrozenia to egoizm, nietolerancja, agresja, brak wsparcia, zdrada. Niestety w wiekszosci dlugotrwalych zwiazkach pojawia sie spadek intymnosci, az pojawia sie faza 5ta - zwiazek pusty podtrzymywany tylko przez zaangazowanie.

Wystarczy tej teorii. I Olcia i Mari maja wciaz wiele szans.
Trzymam za Was obie kciuki.
M.
PS. Do Zaciekawionego; gorace smsy mozna wysylac nie czekajac na kilkudniowy wyjazd, czyz nie? ;)
napisał/a: Mari 2007-07-08 01:29
Mru :p Kochana Ty jesteś dobrą terapeutką! pozdrawiam Cię gorąco!
napisał/a: zaciekawionyX75 2007-07-08 08:42
PS. Do Zaciekawionego; gorace smsy mozna wysylac nie czekajac na kilkudniowy wyjazd, czyz nie? ;)[/QUOTE]

Oczywiscie. Tyle, ze tesknota wzmaga potrzebe pisania takich smsow.
napisał/a: Mru 2007-07-08 12:06
Mari,

dzieki za dobre slowo. Wyczulam, ze Ty naprawde szukasz odpowiedzi, konkretnej rady, jak ugryzc, rozgryzc, znalezc rozwiazanie. Tylko ze czasem to jest uklad rownan, ktory nie ma rozwiazania. A to jest bardzo trudno zaakceptowac.

Jednak ciagle niezachwianie wierze, ze Twoja sytuacja znajdzie dobry final.

Lubie bardzo Twoje posty, bo sa swietna mieszanka madrosci zyciowej i poczucia humoru... wiec pisz prosze jak najczesciej :).

Do Zaciekawionego,

nie mialam watpliwosci, ze Ty nie ograniczasz sie z goracymi smsami do wyjazdow Twojej Milej... a swoja droga, zastanawiales sie, dlaczego sa takie podniecajace? Mysle, ze to dzieki naszej wyobrazni uruchamianej przez pare smsowych slow. Wszak nasz mozg jest najwazniejszym seksualnym organem, czyz nie? ;).

Poruszyles tez wczesniej bardzo ciekawy temat. Chodzi mi o meska dominacje i czy jest to sexy. Albo odwracajac pytanie, czy ci wszyscy wspolczesni metroseksualni, czuli, wrazliwi, dzielacy domowe obowiazki faceci sa pociagajacy dla kobiet? Albo jeszcze inaczej, co nas kobiety [hetero], tak naprawde pociaga w mezczyznie?

Moge odpowiedziec za siebie. Jesli pominac osobowosc [bardzo wazne!] i fizycznosc [wazne, zeby byla zadbana], to jest to meska niezaleznosc i umiejetnosc stanowienia o sobie. Zupelnie nie kreci mnie facet podporzadkowany. I zeby nie bylo watpliwosci zaznaczam, ze mowie o zwiazku, czyli sytuacji gdzie mieszaja sie namietnosc, intymnosc i zaangazowanie. I gdzie jest jeszcze ciagle miejsce na te meska niezaleznosc.
M.
napisał/a: ja31 2007-07-09 04:29
witajcie kobietki.Wiekszosc z was weszla tu przypadkowo,ja szukalam forum w internecie,badz stron,porad seksuologow.Mam podobny problem jak wiele z was i wiem ze jest potrzebna mi pomoc bo zalezy mi na moim zwiazku.Jestem z chlopakiem 7 lat,nie mamy dzieci(wiec nie jest to przyczyna mojej ozieblosci),ja jestem sexowna ladna mloda kobieta on przystojnym chlopakiem.Nasz zwiazek rozpoczal sie od wielkiej namietnosci,na poczatku bylo tak ze nie moglismy obok siebie obojetnie przejsc-od razu na jego bliskosc reagowalam niesamowitym podnieceniem.Pozniej wraz z uplywem czau ta wielka namietnosc zaczela opadac.Zaczelismy poznawac siebie, doszlo do potwornego kryzysu miedzy nami, wrecz do momentu w ktorym zaczelismy sie nienawidziec.Ale kryzys zaczal ustepowac...moze zaczelismy sie "dogryzac" i zaczelismy znow sie do siebie zblizac.Problem w tym,ze w pewnym momencie zaczelam unikac zblizen sexualnych.Moj facet-jak to facet jest wiecznie podniecony i gotowy na sex.Ja-moze 2 razy w miesiacu.Nie chce tego.Widze jaka rozkosz on przezywa,jak wiele przyjemnosci dostarcza jemu sex i zastanawiam sie co ze mna nie tak?jestem mloda,atrakcyjna,lubie zwracac na siebie uwage,flirtowac ale sex sam w sobie moglby dla mnie nie istniec.Zastanawiam sie nad tym coraz czesciej i naprawde chce zmiany.Moj chlopak twierdzi ze problem tkwi w psychice...a ja zastanawiajac sie nad tym stwierdzam,ze nie o to chodzi...ja porpostu nie potrafie odczuc fizycznej przyjemnosci z uprawiania sexu.Penetracja jest dla mnie przykrym obowiazkiem,nie robie sie mokra przez co stosunek jest nieprzyjemny-bo czuje jedynie pieczenie w pochwie lub nie czuje niczego.I nie moge powiedziec ze (jak tu ktos sugerowal)moj facet jest zbyt dobry-dlatego mnie nie podnieca.Jest czesto wrecz niedobry-ale i to nie ma znaczenia bo ja chcialabym przezyc po prostu ta zwykla zwierzecosc,przyjemnosc czysto fizyczna,kiedy kobieta staje sie mokra na skutek zblizenia.Kiedys tak bylo...ale od jakish 3 lat tak nie jest.Dlaczego?czy to znudzenie 7letnim partnerstwem?czy potrzebuje "swierzej krwi"?a moze kobiety sa juz tak skonstruowane ze kiedy znajda potencjalnego dawce nasienia to zamykaja sie a facet jako rozplodowiec czuje ciagle potzrebe zapladniania?
naprawde zalezy mi na odnalezieniu odp ...bo wiem ze moze to doprowadzic do rozwalenia zwiazku..a ptrzeszlismy juz tak wiele z soba i zlego i dobrego,ze mysle ze warto walczyc o poprawe.Czuje sie winna i popsuta-bo tak jak zauwazyla chyba olcia caly swiat wokolo krzyczy ze sex jest czyms najwspanialszym a w rzeczywistosci czuje ze wiekszosc kobiet ma z tym problem -czego dowodza te posty.Moze jestesmy nieuswiadomione?dopiero przeciez wkraczamy w czasy kiedy kobiety przestaja byc meczennicami i staja sie swiadome swej wartosci i siebie...
ogladam wieczorami program z sue johanson na club zone...starsza pani odpowiada na pytania dotyczace sexu,dzis uslyszalam ze byc moze jest to problem hormonow,ze warto pojsc do lekarza i przebadac sie,zrobic tzw profil hormonalny...
druga sprawa to orgazm...ja nie wiem co to znaczy....chce tak jak moj chlopak odleciec....marze o tym...jak to zrobic????mam 31 lat i nie wiem co to znaczy orgazm!!!pomocy!!!!

i troszke na podsumowanie tego co wczesniej tu przeczytalam: nasowa mi sie taki wniosek...kobiety co zlego nie dzialoby sie w zwiazku obwiniaja siebie....faceci sa czuli,kochajacy i dobrzy a one czuja sie winne bo nie maja ochoty na sex.Nie wierze w tych wyidealizowanych mezow....brak ochoty na sex jest nie tylko problemem kobiety jest problemem obojga i z pewnoscia i ci ukochani mezowie sa winni...choc kobiety na tym cierpia bo odbija sie to na nich brakiem ochoty na sex.
jesli zas chodzi o pana lonley-przyklad kolejny jak to "kochajacy czuly romantyczny" mezczyzna zostal skrzywdzony przez gruboskorna oziebla kobiete...i dziwi mnie to ze wszystkie kobiety daly sie na to nabrac...az uwierzyc nie moge ze taki wspanialy facet zakochal sie w takim potworze....cos tu nie tak....nie atakuje tylko sceptycznie podchodze do ladnych opisow aczkolwiek nie wykluczam mozliwosci ze z zona pana lonley jest gorzej niz z niejedna z nas;)
pozdrawiam wszystkie uspione wulkany sexu,wierze ze sie obudzimy a wtedy wybuchniemy:)
napisał/a: connie 2007-07-09 08:47
witam dziewczyny. jestem pół roku po ślubie i od roku nie mam ochoty na sex. ze swoim facetem jestem od 3 lat. na początku myślałam że to przez stres związany z przygotowaniami ślubnymi....ale teraz??... mój mąż jest bardzo dobry i delikatny, ale niestety uważa że brak ochoty na sex to wyłącznie mój problem...tak naprawdę nie bardzo nawet możemy o tym porozmawiać, ponieważ on tylko milczy i słucha, a potem mówi że problem sam się rozwiąże...ale się nie rozwiąże!!!!!! próbuję namówić go do czegoś nowego, czegoś co przegoni nudę, ale on zrobił się bardzo pruderyjny i jak kochać się to w domu i najlepiej w łóżku... a ja pamiętam czasy kiedy kochaliśmy się wszędzie nawet w pracy na biurku...myślę że po prostu dopadła nas nuda ale nie mam już nawet siły z nią walczyć...bo to trochę jak walka z wiatrakami...chociaż może warto powalczyć....pozdrawiam