Czas leczy rany?

napisał/a: sorrow 2010-07-10 22:04
Śledzę twój wątek od pewnego czasu... wyjątkowo interesujący. Kibicuję ci też, żeby jakoś wszystko ułożyło ci się po twojej myśli. Ostatnia decyzja jednak, to zupełnie nie mój "styl". Potrzymam te kciuki, żebyś odzyskał spokój i siłę wewnętrzną... ale nie za to, żebyś obdzielił swoimi sprawami, "brudami", domysłami, zaszłościami dzieci... te same, które mają (jeszcze) szansę z czystą kartą ruszyć w świat.
napisał/a: Manley 2010-07-12 11:02
mariaelena napisal(a):
"ta wiedza to taki gorący kartofel, który teraz masz zamiar podrzucić dzieciom."

Wszystko zależy od tego co i jak im przekażemy. Oni i tak już czują dysonans miedzy tym co czują a tym jak się zachowujemy. Ty wydaje mi się zakładasz że są tematy tabu , których dzieci nie potrafią udźwignąć i trzeba je przed nimi chronić. Też tak myślałem. Widzę jednak, że w ten sposób pokazujemy im że nie zasługują na szacunek. Że w rodzinie mogą być "trupy w szafie" utrzymywane "dla świętego spokoju". Nie wydaje mi się to uczciwe. To trochę tak jakby udawać przed nastoletnim synem że się jest pozbawionym uczuć. Nawet małym dzieciom można (i trzeba) tłumaczyć tak trudne sprawy jak śmierć bliskiego dlaczego taki temat jak mój miałby być trudniejszy? Nie chodzi o oczyszczanie atmosfery , czy wykorzystywanie dzieci do rozgrywek miedzy nami. Ani mi przez głowę nie przeszło aby oczekiwać pomocy od moich synów w ocenie naszego postępowania. To oni potrzebują pomocy a my jesteśmy po to by ją otrzymali. Zachowanie wszystkiego w tajemnicy byłoby odmówieniem im tej pomocy. Decyzja o rozmowie jest konsekwencją tygodni rozmyślań, rozmów z żoną , terapeutką i psychologiem dziecięcym. To trudna decyzja bo jej konsekwencje będą dla wszystkich na początku bolesne. Ale wydaje mi się że nie ma lepszej drogi. Przygotowujemy się na rożne scenariusze, chcemy w miarę możliwości przeprowadzić to wszystko najmniej boleśnie ale mamy świadomość ryzyka.
Żona początkowo obawiała się konsekwencji jakie ona poniesie w związku z ujawnieniem prawdy. Jednak po jakimś czasie sama zauważyła jak zatajanie jej wpływa na jej relacje z synem. Zauważyła jak bardzo jest wrażliwy nawet na delikatne sygnały i że przez trwanie w takim stanie robi mu jeszcze większą krzywdę.
Dziękuję za krytyczne uwagi i pozdrawiam.

Manley

[ Dodano: 2010-07-12, 11:15 ]
sorrow napisal(a):nie za to, żebyś obdzielił swoimi sprawami, "brudami", domysłami, zaszłościami dzieci... te same, które mają (jeszcze) szansę z czystą kartą ruszyć w świat.

Co to jest "czysta karta"? Wiara w nieomylność rodziców? W miłość "do grobowej deski"? Czy ich poczucie tożsamości ma się opierać na założeniu że w życiu nie popełnia się błędów? Że błędy nie niosą za sobą czasem bardzo bolesnych konsekwencji? Spróbuj mi wyjaśnić co miałeś na myśli.
Ja dojrzałem do tego ze mój syn ma prawo do prawdy na temat swojego pochodzenia. Prawdy opowiedzianej językiem dostosowanym do jego wieku i możliwości zrozumienia. W taki sposób by czuł nasze wsparcie i miłość. Co więcej można zrobić? Podtrzymywać złudzenie do momentu kiedy sam to odkryje? Czy wtedy nie będzie się czuł bardziej oszukany, niegodny zaufania i szacunku? Czy nie straci zaufania i szacunku do nas?
Pozdrawiam

Manley
napisał/a: mariaelena 2010-07-12 21:40
“Ty wydaje mi się zakładasz, że są tematy tabu, których dzieci nie potrafią udźwignąć i trzeba je przed nimi chronić.”

Tabu towarzyszy każdej kulturze, jest więc niezbędne dla jej trwania. Tabu pozwala utrzymać integralność struktury. Pozwala eliminować zjawiska sprzeczne z głoszonymi w strukturze wartościami. Rodzina z założenia powinna dawać poczucie bezpieczeństwa, opierać się na bliskości i zaufaniu. Zdrada jest sprzeczna z tymi założeniami, podważa wartość rodziny.

“Nawet małym dzieciom można (i trzeba) tłumaczyć tak trudne sprawy jak śmierć bliskiego dlaczego taki temat jak mój miałby być trudniejszy?”

Smierć, mimo, że wiąże się z największym lękiem, nie jest trudnym tematem w kulturze, oswojeniu go służy religia. Śmierć jest naturalną sprawą i dzieci tak ją rozumieją – kto się urodził musi umrzeć, odbywa się pogrzeb, a potem chodzimy na cmentarz i zapalamy znicze. Jest rytuał, który pozwala bezpiecznie to doświadczenie przeżyć.

Dlaczego Twój temat jest trudniejszy... A dlaczego Ty, Manley, jak tylko dowiedziałeś się o zdradzie żony, od razu nie zrobiłeś testów i nie rozwiązałeś całej sprawy? Dlaczego się męczyłeś tyle czasu, przecież logicznie biorąc – żona zdradza, dzieci mogą nie być Twoje. Potrzebowałeś czasu, żeby przygotować się do zmierzenia się z tym ciężarem. Nie było recepty, która przeprowadziłaby Cię przez to doświadczenie, bo to jest coś, co w naszym systemie wartości nie powinno się wydarzyć.
Tym bardziej nie ma recepty na właściwe zachowanie dla Twojego syna, on będzie musiał je znaleźć sam. Wy mu tu nie pomożecie, bo to on jeden (i będzie tu zupełnie osamotniony) znajdzie się w sytuacji pt. mój ojciec nie jest moim ojcem, a moja matka jest oszustką. Ty nie byłeś w takiej, ani Twoja żona, a on będzie to musiał dźwigać.
Bez wątpienia to gorsze doświadczenie, niż zdrada, która Ciebie spotkała, i z którą tyle lat (będąc dorosłym człowiekiem) sam się borykałeś Manley.

Manley, nasza kultura wykształciła bardzo piękne wzorce męskości – kapitana, który ostatni schodzi z pokładu tonącego statku, pilota, który nie panikuje “o Boże, o Boże czy ja wyląduję” tylko robi swoje i jak wszystko dobrze pójdzie zbiera brawa od nieświadomych niebezpieczeństwa pasażerów.

Pozdrawiam

[ Dodano: 2010-07-12, 21:48 ]
Może jeszcze co to jest “czysta karta”... To jest taka sytuacja, kiedy Twój syn znajduje dziewczynę, biorą ślub, ona zachodzi w ciążę, a on nie robi możliwie szybko testu na ojcostwo... Tak byłoby normalnie, ale tak nie będzie.
napisał/a: sorrow 2010-07-12 22:20
Manley napisal(a):Spróbuj mi wyjaśnić co miałeś na myśli.

Ja z kolei w pełni rozumiem co ty masz na myśli... te przemyślenia i w końcu decyzja. To wyjątkowo trudna sytuacja i jak zwykle nie ma idealnego rozwiązania. Jeśli powiesz o wszystkim, to w pełni to szanuję... coś cię do tego musiało w końcu pchnąć.

Z tą czystą kartą miałem na myśli nie obarczanie dziecka błędami przeszłości rodziców. Jestem przeciwny temu, żeby matka mówiła swojemu wspaniałemu i bystremu synowi, który własnie startuje w życie "słuchaj... właściwie, to jesteś owocem gwałtu i wcale nie chciałam cie ani ja, ani twój ojciec, ale potem to już cię pokochałam nad życie". Albo inny przykład - "wiesz córuś, mama tak na prawdę nie umarła przy porodzie, tylko była prostytutką, którą miał każdy w naszym mieście, ale dla mnie to się nie liczy, bo i tak cię kocham". Uważam, że akurat taka wiedza jest im potrzebna jak kula u nogi. Nie wnosi nic pozytywnego w ich życie, a jedynie negatywne emocje i być może załamanie w imię oczywiście szczerości i uczciwości (odpowiednio pojętej). Jeśli widzisz, że wasze wzajemne znaki, szepty, rozmowy w ukryciu, aluzje, czy cokolwiek to jest innego krzywdzą dziecko, to może mu lepiej powiedzieć, bo inaczej zadręczycie go bardziej nić ta "prawda". Jeśli jednak jesteście w stanie zapewnić mu prawdziwą rodzinę aż stanie mocno na nogach, to ta wiedza jest mu do niczego nie potrzebna.
napisał/a: Manley 2010-07-27 16:48
mariaelena napisal(a):dlaczego Ty, Manley, jak tylko dowiedziałeś się o zdradzie żony, od razu nie zrobiłeś testów i nie rozwiązałeś całej sprawy?

Wyjaśniam: najpierw był test. Nic przez 13 lat nie wiedziałem o zdradzie.
mariaelena napisal(a):nie ma recepty na właściwe zachowanie dla Twojego syna, on będzie musiał je znaleźć sam. Wy mu tu nie pomożecie, bo to on jeden (i będzie tu zupełnie osamotniony)
Otóż nie. My jak najbardziej możemy mu pomóc. Myślę że dziecko jest osamotnione kiedy się o nie nie dba i go nie zauważa. To co chcę zrobić jest trudne ale dalekie od braku uwagi czy braku miłości. Prawda, że będzie musiał odnaleźć się w nowej sytuacji ale przecież nie żyje w próżni.
mariaelena napisal(a):Manley, nasza kultura wykształciła bardzo piękne wzorce męskości
Nie uważam ich za wzorce godne do naśladowania w tym przypadku. Piszesz o bohaterstwie w obliczu zagrożenia i wynikającym z tego poświęceniu. Nie widzę odniesienia do mojej sytuacji. Mam poza tym wstręt do martyrologii. Pisałaś wcześniej , że "tonący brzydko się chwyta". Mam wrażenie że to dla ciebie kwesta estetyki nie moralności. Ja nie mam z tym problemu czy moje zachowanie będzie ładnie wyglądało tylko czy okaże się skuteczne.
mariaelena napisal(a):Może jeszcze co to jest “czysta karta”... To jest taka sytuacja, kiedy Twój syn znajduje dziewczynę, biorą ślub, ona zachodzi w ciążę, a on nie robi możliwie szybko testu na ojcostwo... Tak byłoby normalnie, ale tak nie będzie.
Nie podejmuję się oceniać co jest normalne a co nie. Myślę, że założenie że straci zaufanie do kobiet jest równie uprawnione jak to że go nie straci. Mógłbym równie dobrze założyć, że dzięki tej sytuacji nauczy się, że problemy można rozwiązywać. Że mimo potknięć i trudnych chwil można szukać i znaleźć porozumienie. Że odpowiedzialność jest zaletą. I w końcu, że miłość choć to trudne jednak warta jest wysiłku i pracy.
sorrow napisal(a):Nie wnosi nic pozytywnego w ich życie, a jedynie negatywne emocje i być może załamanie w imię oczywiście szczerości i uczciwości (odpowiednio pojętej).
Czy ty nie czujesz ,że unikanie trudnego tematu też czegoś dziecko uczy? Czy czegoś pozytywnego? Myślisz że jesteśmy tak zdolnymi aktorami by całe życie udawać że czegoś nie czujemy? Sam wiesz, że ofiarami zdrady są wszyscy członkowie obu zainteresowanych rodzin. Dzieci, jakbyś nie próbował przed nimi ukrywać trudnych faktów czują przez skórę, że coś jest nie tak w rodzinie. Czy warto uczyć je swoim zachowaniem, że nie są godne zaufania, że nie warto z nimi rozmawiać?
Pozdrawiam
Manley
napisał/a: sorrow 2010-07-27 18:46
Już ci powiedziałem Manley, co sam uważam. Dziecko to nie przyjaciel i powiernik dla rodzica. Każdy psycholog ci powie, że traktowanie dzieci na zasadzie przyjaciel-przyjaciel kończy się zazwyczaj gorzej niż rodzic-dziecko. Psycholog też powie ci, że obarczanie dzieci sprawami dorosłych źle wpływa na ich psychikę. Zresztą... przecież nie chodzi tu o jakieś sobie sprawy, ale o sprawę konkretną, dotyczącą tego właśnie dziecka. To dla niego zupełnie niepotrzebna krzywda... no zabij mnie, ale tak mi się wydaje i nic nie poradzę. Rozmawiać z dziećmi trzeba, ale znajdzie się o wiele więcej tematów (bardziej pozytywnych), które pomogą w wytworzeniu silnych więzi. Zaufanie natomiast to dziecko będzie miało do mnie, kiedy będzie wiedziało, że potrafię w trudnym momentach udźwignąć ciężar sam i może na mnie liczyć. Nawet jeśli się nigdy o tym nie dowie, to ja będę się czuł godny zaufania. Broń Boże nie kopiuj moich "wypocin" na swoje podwórko :), każdy z nas jest inny i pewnie lepiej opanuje sytuację postępując inaczej (czyli tak, jak umie najlepiej).
napisał/a: mariaelena 2010-07-27 20:26
“Wyjaśniam: najpierw był test. Nic przez 13 lat nie wiedziałem o zdradzie.”

Trzymajmy się faktów, Manley, wczesniej napisałeś:

“3 lata po tym romansie sprzed 13 lat był jeszcze jeden o którym wiedziałem na bieżąco. Walczyłem wtedy ze wszystkich sił żeby utrzymać integralność rodziny.”

Wiedziałeś Manley o romansie, więc o tym, że żona nie jest Ci wierna (więc możliwe, że nie była wierna i nie będzie wierna, taki typ). Wierność albo jest, albo jej nie ma, skoro jej nie ma, dzieci mogą nie być Twoje. Niektórym niewierność nie wydaje się nieestetyczna, po prostu zdradzają.

“My jak najbardziej możemy mu pomóc. Myślę że dziecko jest osamotnione kiedy się o nie nie dba i go nie zauważa.”

Już tłumaczę, co miałam na myśli...
W rodzinie macie wspólny kryzys, dotyczy on każdego z Was, ale każde z Was jest w innym położeniu. Żona zawiniła, oszukała, nie znalazła odwagi, żeby się Ci przyznać, nie poniosła Twoim zdaniem kary. Ty zostałeś zdradzony, zostało zawiedzione Twoje zaufanie, dowiedziałeś się, że żyłeś w rodzaju matrixa, czujesz żal i poczucie krzywdy. Twój syn – miał przez 13 oddanego i kochającego ojca, ta przeszłość to dla Was obu był czas prawdziwy – miłości i więzi między Wami. To było prawdziwe, tego nie powinniście podważać, tu nie było żadnego udawania i szkoda byłoby to zaprzepaścić.

I teraz, każde z Was ma ograniczony wgląd w to, co przeżywa lub będzie przeżywała inna osoba. Żona nie wie jak się czujesz Ty, Ty nie masz pojęcia, co odczuwa żona, a oboje w żadnym razie nie wiecie jak poczuje się Wasz syn.
Tyle, że matrix pojawił się na styku – Ty – żona, a nie Ty – syn, czy żona – syn, więc tak naprawdę to macie “do wyjaśnienia” sobie Ty z żona, a nie z synem.

“Ja nie mam z tym problemu czy moje zachowanie będzie ładnie wyglądało tylko czy okaże się skuteczne.”

A ja mam poważne wątpliwości co do tego właśnie, czy Twoje zachowanie będzie skuteczne, Manley.

“Mógłbym równie dobrze założyć, że dzięki tej sytuacji nauczy się, że problemy można rozwiązywać. Że mimo potknięć i trudnych chwil można szukać i znaleźć porozumienie.”

Problem to Ty Manley masz z żoną i dopiero jak rozwiążesz go, będziesz mógł nauczyć syna rozwiązywania tego rodzaju problemów. Możemy komuś dać (nauczyć kogoś) tylko to co sami mamy (bądź umiemy). Dlatego dzieci alkoholików często zostają alkoholikami, a rozwiedzionych rodziców – rozwodnikami, bo rodzice nie umieli uporać się z problemem i “przekazali” go chcąc, nie chcąc dzieciom.

Dobrze, że się zastanawiasz Manley, nie spiesz się, to trudna sprawa i musisz ją dobrze przemyśleć.
Pozdrawiam serdecznie.
napisał/a: ~gość 2010-07-27 23:04
Witaj
Od dawna śledzę Twój wątek. Podziwiam Cię jak walczyłeś i walczysz każdego dnia o swoje małżeństwo. Gratuluję i zazdroszczę.
Teraz jednak niepokoi mnie chęć rozmowy z synem. Piszesz, że może być to lekcja mierzenia się z problemami, sposób na wyjaśnienie "dziwnych" dla syna reakcji emocjonalnych.
Ale spójrz na to tak: noworodek to jest glina z której przez kilkanaście lat lepiłeś człowieka na swój obraz i podobieństwo. I powstał twój syn - syn gestów, ruchów, powiedzonek. Twoja kopia. Ktoś dla kogo jesteś wzorem, autorytetem, punktem odniesienia. I teraz weźmiesz chłopca na rozmowę i co mu powiesz? Nie jestem Twoim ojcem? - to nie będzie prawda? Nie byłeś dawcą nasienia. Ale od początku ciąży stawałeś się ojcem. Przez dziewięc miesięcy towarzyszyłeś żonie a później żonie i synowi. Zapłodnienie trwa kilka minut, ojcostwo całe życie. Jesteś ojcem, najbardziej niż możesz być. Dlaczego dla tych kilku minut z przeszłości chcesz zmienić życie całej waszej rodziny. Informacja ta mocno wpłynęła na twoją relację z żoną. Zastanawiasz się jak wpłynie ona na Twoje relacje z synem, syna z Tobą, braci itd? Warto? Wiem, że czasem minuty zmieniają cały świat. Ale w waszym wypadku tak być nie musi. bo i po co?
Przemyśl jeszcze swoją decyzję.
Pozdrawiam serdecznie
napisał/a: ~gość 2010-07-28 08:03
Gwiazdko, może to kwestia dumy, a może po prosty syn manleya widzi/czuje, że manley nie jest jego ojcem. Może to zabrzmi dziwnie ale dzieci potrafią być bardzo dociekliwe i szybko wyczuwają, że coś nie gra.
napisał/a: ~gość 2010-07-28 21:51
Dr Preszer
Duma Manleya ucierpiała bardzo. Co do tego nie mam wątpliwości. Wiem jak to boli. Ale co da jego dumie, że upokorzy żonę i zburzy świat dziecku?
Piszesz, że dziecko może coś wyczuwać - tak myślę, że dzieci są świetnymi barometrami uczuć i nastrojów rodziców. Tyle tylko, że Manley jest jego ojcem milion razy bardziej niż (wiem że to brzmi brzydko) dawca nasienia. I być może gdyby autor skupił się na wyszukiwaniu podobieństw między sobą a synem zobaczyłby swoje zwycięstwo nad tamtym człowiekiem i losem. Bo to Manley ma syna, swoją kopię a kiedyś opiekuna. I to chyba może być pożywką do dumy.
Ale to moje babskie spojrzenie i może faceci patrzą inaczej.
napisał/a: ~gość 2010-07-29 08:13
Masz rację z tym, że nie liczy się kto daję spermę ale kto dziecko wychowuję. Jest jedno ale, nie wszyscy akceptują taki stan rzeczy. Ja bym nie potrafił wychowywać dziecka swojej żony, które by jej machnął jakiś laluś gdzieś na imprezie integracyjnej. Od razu powiem, że adopcja to zupełnie inna bajka.
napisał/a: ~gość 2010-07-29 14:10
dr preszer napisal(a):Ja bym nie potrafił wychowywać dziecka swojej żony, które by jej machnął jakiś laluś gdzieś na imprezie integracyjnej.

Dokładnie, podziwiam Manley, `a za to, że wiedząc, że jego dziecko jest owocem zdrady i dobrej zabawy jego żony z jakimś gachem, został i wychowuje syna... nie wielu by potrafiło...
gwiazdka30 napisal(a):Ale to moje babskie spojrzenie i może faceci patrzą inaczej

Ja patrze podobnie , chociaż z żoną nic by mnie nie łączyło (zdrady nie wybaczyłbym nigdy), dziecko pozostało by nadal moje, w końcu głaskałem jej brzuszek gdy w środku komórki dzieliły sie by powstał człowiek i to ja uczyłem go jazdy na rowerze...
Manley, twoja żonka zrobiła ci najgorszą rzecz jaka kobieta może wyrządzić mężczyźnie, doświadczyłeś najgorszego koszmaru, romans i dziecko z innym, które wychowuje nieswiadomy mąż... juz gorszej kobiety nie znajdziesz... mimo to zostałeś i dbasz o dziecko nie wiem czy to cos zmieni ale dla mnie jesteś naprawdę kimś...
Decyzja o powiedzeniu dziecku prawdy należy tylko do was bo tylko wy znacie swoje dzieci, na forum możemy przykleić im pewna etykietkę, wrzucić do szufladki i oceniać jego reakcje przez ten pryzmat... ale ty znasz swojego syna i możesz podejrzewać jak to na niego wpłynie... życze więcej fartu w życiu...
Mnie nie wychowywał biologiczny ojciec, który nawiasem mówiąc nic dla mnie nie znaczy... tylko mąż mojej matki, którego zdradziła tylko raz i tak powstałem ja , o prawdzie dowiedziałem się bardzo wcześnie bo w wieku chyba 14 lat i co... facet, który mnie wychował, który nawiasem mówiąc był wspanialy ojcem zyskal dla mnie ogromne znaczenie, jest dla mnie autorytetem, jeśli będę chociaż w połowie takim facetem jak on to umrę z uśmiechem na twarzy... biologiczny ojciec... mam grube kruczo czarne wlosy po nim to wszystko... reszta to juz mój idol...
Gorzej z matką bo nasze kontakty strasznie się splyciły, aż do do 18 roku życia, teraz jestem dojrzalszy i wiem,że kocham tą kobietę nad życie ale wtedy... mama wskoczyła do łóżka 10 lat młodszemu facetowi, choc pod ręką miala nie lada faceta...