Czas leczy rany?

napisał/a: ~gość 2011-05-01 10:08
Manley napisal(a):
onomatopeja12345 napisal(a):
Napisz jaśniej, które dziecko jest preferowane przez żonę, Twoje, czy kochanka ?

Kochanka. Miałem już wcześniej takie wrażenie, ale teraz trudniej mi to zaakceptować.

Pozdrawiam
Manley


Nie chcę Ciebie dobijać, ale kobieta kocha przede wszystkim dziecko poczęte z miłości.
Dziecko pochodzące od niekochanego faceta jest gorzej traktowane.

Zauważ, ile razy zdarzało się, że ojczym zakatował przy bierności lub przy aprobacie matki dziecko poprzedniego partnera matki dziecka.

Na razie nie masz problemu. Problem będziesz miał, gdy młodsze dziecko wejdzie w okres dojrzewania czyli okres buntu ( 13 - 14 lat ). Usłyszysz gorzkie słowa, "czemu się czepiasz, przecież nie jesteś moim ojcem, nie będziesz mnie pouczać", a co najgorsze, Twoja żona będzie wspierać dziecko ukochanego w walce z Tobą. Wtedy dopiero zrozumiesz, że czas nie leczy ran, co więcej rany rozdrapane będą na nowo. Zrozumiesz, że przegrałeś swoje życie, a ten kto ma dobre serce ( wybaczając żonie i wychowując cudze dziecko ) w rezultacie budzi się z ręką w nocniku.

Doświadczam tego na co dzień prowadząc sprawy rozwodowe i z każdym miesiącem utwierdzam się w przekonaniu, że w zdrada wcześniej czy później zniszczy człowieka ( niestety częściej tego niewinnego ). W Twoim przypadku stanie się to później.

Twoje małżeństwo jest jak Titanic, uderzony w burtę zdradą i dzieckiem kochanka. os Titanica jest przesądzony, mogłeś przesiąść się na szalupę ( doprowadzić do rozwodu
) ratując siebie z katastrofy, mogłeś czekać na nieuchronną katastrofę, licząc że uderzenie w burtę nie okaże się zabójcze, że uda się uszkodzenia połatać.


Rany takie się raczej nie zabliźniają. Świadczy o tym chociażby to, co piszesz o stosunku żony do Twojego dziecka.
napisał/a: mariaelena 2011-05-01 18:27
Witaj Manley,
nieraz się zastanawiałam, co też słychać u Ciebie, w jakim kierunku rozwija się sytuacja. Fajnie, że się odezwałeś.

“Jest inaczej, ale może nie tak inaczej jak bym oczekiwał.”

Pewnie wydawało Ci się, że Twoje kroki wymiatania spod dywanu oczyszczą i uproszczą sytuację, a sytuacja jest inna, ale na pewno nie prostsza.

“Moi synowie oddalili się od siebie. Trochę przez naturalną rywalizację, ale również i przez świadomość swojej odmienności. Widzę często, że są przez żonę traktowani nierówno.”

Uważam Manley, że nie jest problemem, że są traktowani nierówno, bo mimo zaklinania się, że się kocha jednakowo, nie uniknie się pewnym preferencji. Problem widzę w tym, że Ty odnosisz to do sprawy ojcostwa. To daje Ci powód, żeby ten problem dalej drążyć, żeby on dalej ciążył na życiu całej Waszej rodziny.

Znam wiele przykładów, że dzieci nie są traktowane jednakowo w rodzinach bez żadnego problemu zdrady czy wątpliwego ojcostwa. Bywa, że córeczka jest oczkiem w głowie tatusia, gdy syn jest traktowany surowo i z dystansem. Bywa, że matka wymaga pomocy od córki, a nadskakuje i usługuje synkowi. Zwłaszcza, gdy jest dwoje dzieci, często pojawia się między nimi rywalizacja i zazdrość. Często też obie strony czują, że to one są traktowane gorzej, a ta druga strona lepiej.

Mam nadzieję, że Twoje problemy ze zdrowiem są przejściowe i zdołasz się pozbierać i wziąć udział w jakimś maratonie.
Pozdrawiam
napisał/a: Manley 2011-05-04 15:46
onomatopeja12345 napisal(a): Nie chcę Ciebie dobijać, ale kobieta kocha przede wszystkim dziecko poczęte z miłości.
Dziecko pochodzące od niekochanego faceta jest gorzej traktowane.

Nie dobijasz mnie, wykończyć mnie jak się okazuje nie tak łatwo . Rozważałem taką wersję jaką ty sugerujesz. Nie mam jednak takiego dużego jak twój materiału do porównań. Nie podzielam twojego fatalizmu, choć blisko mi do twojego postrzegania ludzkiej natury. Instynkty kierują naszym postępowaniem w większym stopniu niż chcielibyśmy myśleć. Zakładając, że jest jak piszesz, a nie mam powodu zakładać, że tak nie jest, to co to dla mnie znaczy? Syn ma właśnie 13 lat i właśnie testuje codziennie granice mojej/naszej wytrzymałości. Naturalny gniew, który czasem jego wyskoki powodują obawiam się może być odebrany przez niego, jako odrzucenie. A czasem i ja czuję jak we mnie złość bierze górę, bo widzę w nim podobieństwo do kochanka. To, co mnie trapi to jak niepostrzeżenie zachodzą zmiany we wzajemnych relacjach. Moja żona czasem kwestionuje moje decyzje dotyczące syna jakby się obawiała, że zamierzam mu zrobić jakąś krzywdę. Jakby odmawiała mi prawa decydowania o prostych sprawach jego dotyczących. Oczywiście nie robi tego świadomie. Skąd u niej ta obawa? Czy ja nieświadomie wysyłam takie sygnały do niego? Wrogości? Odrzucenia?
mariaelena napisal(a):nieraz się zastanawiałam, co też słychać u Ciebie, w jakim kierunku rozwija się sytuacja.

Napisałem tu ponownie z 2 powodów. Po pierwsze: potrzebuję życzliwej, zdystansowanej opinii , po drugie: zawsze mnie wkurzało kiedy w książce brakowało zakończenia, a tu na forum historie urywały się w najciekawszym momencie . Generalnie przeżywam dobry czas. Najbardziej świadomy od lat. Nie znaczy to, że jestem wolny od bólu czy wątpliwości, ale znajduję radość w wielu chwilach. Choroba jest też jakimś katalizatorem. Daje perspektywę , której nie dostrzegałem. Nie ma co odkładać na później ważnych i mniej ważnych spraw.
mariaelena napisal(a):Problem widzę w tym, że Ty odnosisz to do sprawy ojcostwa. To daje Ci powód, żeby ten problem dalej drążyć, żeby on dalej ciążył na życiu całej Waszej rodziny.

To jak już pisałem Onomatopei12345, nie są to raczej moje chęci czy dążenia tylko obserwacja tego, co się dzieje. Nie mam intencji drążenia tematu, on po prostu jest. Dostrzegam zmiany, jakie zachodzą w naszych relacjach, we mnie i zastanawiam się, co mogę zrobić aby uniknąć niepotrzebnego cierpienia. A może nic nie należy robić? Może już sama świadomość wystarczy, aby zaszła zmiana?
napisał/a: mariaelena 2011-05-04 23:24
“Dostrzegam zmiany, jakie zachodzą w naszych relacjach, we mnie i zastanawiam się, co mogę zrobić aby uniknąć niepotrzebnego cierpienia.”

Dobrze, że się zdystansowałeś i obserwujesz spokojnie różne zmiany w Waszych relacjach. Niebezpieczeństwem jest odruchowe narzucanie się pewnych wyjaśnień czy łatwych rozwiązań, zdejmujących odpowiedzialność z siebie, a obciążających “geny”. To może się zdarzyć i ze strony syna, to o czym wspomniała onomatopeja12345 “nie jesteś moim ojcem, gdybyś był tak byś się nie zachował”, ale także z Twojej strony “gdyby to był mój syn byłby zdolniejszy, mądrzejszy, grzeczniejszy”.

Podobne problemy mają adopcyjni rodzice, gdzie też o własne niepowodzenia wychowawcze mogą ostatecznie obwinić geny. Tyle, że niepowodzenia i rozczarowania zdarzają się i w zwyczajnych rodzinach. Dlatego każdą sytuację trzeba na spokojnie rozważać, nie zadowalać się pozornymi przyczynami problemu, nie dawać się ponieść emocjom. Właściwie to takie powinno być normalnie zachowanie dorosłych – rozsądne, odporne na prowokacje ze strony młodych.

Pozdrawiam i życzę powodzenia.
napisał/a: Sexy-Lady 2011-05-07 12:07
Dystans jest tutaj niezbędny,ale naprawdę należy Cię podziwiać za to,że postanowiłeś wszystko uratować nie patrząc w zasadzie na swoje uczucia. Może z czasem stwierdzisz,że źle zrobiłeś,ale tego na dzień dzisiejszy nie wiemy. Bardzo niepokojąca jest ta rywalizacja dzieci i faworyzowanie jednego z nich.
napisał/a: Kawitator 2011-06-05 10:29
Witaj Manley
Manley napisał:
- Napisałem tu ponownie z 2 powodów. Po pierwsze: potrzebuję życzliwej, zdystansowanej opinii , po drugie: zawsze mnie wkurzało kiedy w książce brakowało zakończenia, a tu na forum historie urywały się w najciekawszym momencie .

To nie zakończenie Twojej historii Piszesz kolejny rozdział

- Zwróciłem uwagę na dwa twoje wpisy bowiem biegałeś maratony
Ciało nie wraca do równowagi. Choruję. Tracę siły. Jestem potwornie zmęczony.
Szczególnie to zmęczenie jest znamienne
- Choroba jest też jakimś katalizatorem. Daje perspektywę , której nie dostrzegałem. Nie ma co odkładać na później ważnych i mniej ważnych spraw.

Poczytaj tu:
http://centrummedyczne.ips.pl/poradnia/zaburzenia_psychosomatyczne
Prawdopodobnie jednak nic nie zostało zapomniane przebaczone Zostało przez ciebie siłą zamknięte w sobie ale jak widać z objawów tam się gotuje Prawdopodobnie nie wybuchnie bo widać ze ośrodki hamowania emocji masz mocne ale Cie to spala Potem wypali a w końcu zabije szybciej niż myślisz

Mysle podobnie jak Onomatopeja z cyferkami.
Titanic już tonie ale robisz dobrą minę i orkiestra gra dalej Graj chłopie graj udawaj ze wszystko w najlepszym porządku ale jak czegoś nie zmienisz to niedługo pozostawisz na świecie samotnego syna z mamusią która hołubi braciszka
Nie sugeruje Ci nawet w jakim kierunku masz iść co zmienić bowiem nie czuje się kompetentny ale zastanów się czy pozostawanie w tym co masz nie prowadzi do samozagłady.
napisał/a: sorrow 2011-06-06 13:36
Kawitator napisal(a):Prawdopodobnie nie wybuchnie bo widać ze ośrodki hamowania emocji masz mocne ale Cie to spala Potem wypali a w końcu zabije szybciej niż myślisz

Myślę, że wewnętrzna walka z samym sobą przypomina trochę ćwiczenie kondycji fizycznej. Tak jak ćwiczymy muskuły, czy kondycję, tak i można ćwiczyć swoją psychikę. Oczywiście i w jednym i drugim przypadku nie każdy jest predysponowany do cięższych ćwiczeń. Można czasem odnieść skutek odwrotny. Jak sobie człowiek narzuci zbyt dużo ćwiczeń, to po jakimś czasie zamiast "zwiększyć masę" będzie wycieńczony i słabszy. Tu chyba trzeba brać zamiar podług sił, a to w ogromnej mierze zależy od sytuacji i od samego człowieka. Trudno wydać jednoznaczny "wyrok", że człowiek polegnie.

Też nie byłem do końca przekonany co do popularnego powiedzonka "co cię nie zabije...". Jednak ostatnie badania wydają się je potwierdzać. Do pewnego stopnia badanie potwierdza dotychczasow pogląd, gdzie przeciwności losu i zmaganie się z nimi powodują więcej stersu, chorób psychosomatycznych, obniżenie satysfakcji z życia, itd. Jednak ku zaskoczeniu okazało się, zadowolenie z życia, odporność na przyszłe problemy, mniejszy stres pojawiają się w pewnym momencie wraz z coraz większymi przeciwnościami losu, z którymi człowiek się weźmie za bary. Wynikałoby z tego, że człowiek powinien się zdecydować :). Albo sobie całkiem odpuścić i unikać wszelkich obciążeń psychicznych jak ognia, albo konsekwentnie radzić sobie z problemami nie zważając na otrzymywane ciosy od losu. Wybór rozwiązań pośrednich raczej na człowieka źle wpływa.
napisał/a: Manley 2011-06-06 15:15
Kawitator napisal(a):ale zastanów się czy pozostawanie w tym co masz nie prowadzi do samozagłady

Nie wiem tego. Być może. Daleki jestem od oddzielania samopoczucia i zdrowia od stanu ducha. Problem w tym, że nie ma uniwersalnej metody oceny, dlaczego chorujemy. Wiem, że permanentny stres obniża sprawność układu odpornościowego. Tylko, że ja teraz nie odczuwam takiego stresu jak choćby rok temu. Jeśli już, to niezwiązany ze zdradą, ale raczej z prozaicznymi sprawami, jakie każdemu się przytrafiają w codziennym życiu. Już pisałem, że mam najfajniejszy czas w moim życiu od dawna. Może trzymałem się tak długo na wysokich obrotach, że teraz czas na trochę mniejsze tempo i organizm domaga się zwolnienia? Odkrycie zdrady otworzyło mnie na wiele moich niezałatwionych spraw. Niektóre udało się załatwić „z marszu”. Inne wymagają mozolnej pracy i dużej cierpliwości. Nie czuję, że rozstanie z żoną byłoby krokiem przybliżającym mnie do celu i wyleczyłoby mnie z wszystkich dolegliwości. Chcę przez to powiedzieć, że nawet, jeśli do niedawna rodzina była dla mnie najważniejsza, to teraz duża część pracy nad sobą dotyczy właśnie otwierania się na inne aspekty życia.
Poza tym jakoś nie przemawia do mnie, że zmiana partnera i otoczenia miałaby załatwić wszystkie moje problemy. One będą mi towarzyszyć czy będę z żoną czy nie. Czytałem kiedyś, u Helen Fisher chyba, że panowie żyjący w tzw. „monogamii seryjnej” w zadziwiający sposób wybierali partnerki łudząco podobne do siebie fizycznie i charakterami. No i powtarzali te same błędy w kolejnych związkach. To do mnie przemawia, bo mam podobne obserwacje. Wniosek z tego, że należy najpierw zabrać się za siebie, co niniejszym czynię .

Pozdrawiam
Manley

[ Dodano: 2011-06-06, 16:12 ]
sorrow napisal(a): wewnętrzna walka z samym sobą

Gwoli ścisłości: nie traktuję tego co robię, jako walki ze sobą, a raczej, jako stawianie czoła przeciwnościom. Nawet, jeśli te przeciwności to własne lęki i schematy działania. Nie czuję też teraz, że robię coś wbrew sobie, a w przeszłości bywało z tym różnie . Jestem pewien, że unikanie konfrontacji niszczy, a stawianie czoła buduje. Mimo, że nie zawsze wychodzi się ze starcia zwycięsko to jednak jestem przekonany, że tę „wojnę” można wygrać. Twoja historia Sorrow jest tego dobrym świadectwem .
Pozdrawiam
Manley
napisał/a: Kawitator 2011-06-06 18:10
Myślę, że wewnętrzna walka z samym sobą przypomina trochę ćwiczenie kondycji fizycznej. Tak jak ćwiczymy muskuły, czy kondycję, tak i można ćwiczyć swoją psychikę. Oczywiście i w jednym i drugim przypadku nie każdy jest predysponowany do cięższych ćwiczeń. Można czasem odnieść skutek odwrotny. Jak sobie człowiek narzuci zbyt dużo ćwiczeń, to po jakimś czasie zamiast "zwiększyć masę" będzie wycieńczony i słabszy. Tu chyba trzeba brać zamiar podług sił, a to w ogromnej mierze zależy od sytuacji i od samego człowieka. Trudno wydać jednoznaczny "wyrok", że człowiek polegnie.

Twoja analogia ćwiczeń fizycznych do ćwiczeń psychiki jest jak najbardziej prawidłowa. Co więcej psyche jest bardziej elastyczna i odporna niż soma. Mięśnie ścięgna czy stawy można nieodwracalnie zniszczyć nawet przypadkiem natomiast psychika okazuje się być wyjątkowo odporna i wraca do równowagi Ostatnie badania pokazują ze nawet dzieci poddane w dzieciństwie molestowaniu potrafią wrócić do równowagi psychicznej i nie ponoszą w dalszym życiu skutków swoich traum dziecięcych ( Źródłami służę )

albo konsekwentnie radzić sobie z problemami nie zważając na otrzymywane ciosy od losu.
Jestem za facet powinien walczyć i się nie poddawać

Nie czuję, że rozstanie z żoną byłoby krokiem przybliżającym mnie do celu i wyleczyłoby mnie z wszystkich dolegliwości. Chcę przez to powiedzieć, że nawet, jeśli do niedawna rodzina była dla mnie najważniejsza, to teraz duża część pracy nad sobą dotyczy właśnie otwierania się na inne aspekty życia.
Prawdopodobnie nie Natomiast czy rozstanie pozwoliło by się zorganizować na nowo w inny sposób i odsunąć od siebie czynnik powodujący Twój stres to już Twoja ocena. Być może tak, być może nie. Jak wszystko w życiu nie jest to sprawa prosta i tak jak to bywa czasami nie mamy wyboru między wyjściem dobrym a złym a między bardzo złym a do dupy.

wybierali partnerki łudząco podobne do siebie fizycznie i charakterami. No i powtarzali te same błędy w kolejnych związkach. To do mnie przemawia, bo mam podobne obserwacje. Wniosek z tego, że należy najpierw zabrać się za siebie, co niniejszym czynię .

Prawidłowość znana i potwierdzona Stanowi jeden z argumentów zwolenników o genetycznym programowaniu naszym psychiki i praktycznie niewielkim wpływie otoczenia społecznego oraz doświadczeń życiowych Ale wynika z niej także jałowość prób zmiany siebie samego )

Macie nade mną te przewagę, że przerabiacie problem na własnym tyłku a ja sobie na szczęście tylko teoretyzuje.
Nasuwa mi się taki problem. Podstawową potrzebną psychiczną człowieka jest potrzeba dodatniej samooceny Jest to tak silna potrzeba, że bez problemu okłamujemy samego siebie. Wypieramy jedne a stwarzamy inne wspomnienia w które co więcej święcie wierzymy. Niewątpliwie wasza sytuacja jest bardzo niekomfortowa dla faceta ( sorki ale nie jestem kobitką ;-P ) Dodatnia samoocena w takim przypadku leży i kwiczy Zwykle faceci w takiej sytuacji z hukiem pozbywają się zony i rodziny poniewczasie starając się pokazać jaki to niego macho i w ten sposób próbują podreperować te poczucie bycia facetem czyli dodatnia samoocenę
Wybraliście obaj inną drogę i na innych podstawach odbudowujecie swoją psyche.
Powiedzcie co uważacie z najważniejsze w obecnym swoim postępowaniu z czego mozeci być dumni. Czy uważacie ze odpowiedzialność za rodzinę, za podopiecznych stanowiąca nakaz dla normalnego faceta stanowi tak silny plus ze pozwala przejść do porządku dziennego nad postępowaniem małżonek Czy może budujecie swoja siłę na czymś innym.

Problem poruszany niewątpliwie bardzo skomplikowany i wielowymiarowy na pewno nie nadaje sie do głębszej analizy przy pomocy forum ale spróbować można .
Zresztą jakby zaspokojenie mojej czczej ciekawości stawiało by was w sytuacji niezręcznej to pytania nie było
Ps Manley
Stan permanentnego zmęczenia braku energii, zmuszania się do działania o ile trwa dłużej niż kilka tygodni powinno być podstawa do udania się do lekarza Dobrze radze bo to może być oczywiście obniżenie nastroju ale tak samo może świadczyć o trwających poważnych chorobach.
napisał/a: Manley 2014-05-13 17:28
I znowu tu trafiam....
Zgadniecie dlaczego? Te same objawy, te same kłamstwa, te same matactwa. Już mnie nie interesują szczegóły, powody. Już to przerabiałem. Boli rzecz jasna jak zwykle, ale wytrzymam, przeczekam. Mieliśmy umowę.... Eh....
Miałem kilka fajnych, pracowitych lat. Zbudowałem coś, odkryłem w sobie nowe pasje i talenty. Rok temu schodząc z drabiny stanąłem nie tak i diabli wzięli kolano. Mimo operacji nie mogę biegać choć przez lata to było prawie codziennym rytuałem. Ciężko mi było się podnieść, ale jakoś z czasem się z tym oswoiłem. Mamy ogromną zdolność do adaptacji i to jest pocieszające. Moja pani jednak uległa znowu złudzeniu, że "inna trawa jest zieleńsza" i wybrała potajemne schadzki pod przykrywką spotkań z koleżankami, rodziną. SMS-y kasowane natychmiast po wysłaniu, kolega wpisany w telefonie jako koleżanka z pracy, nowe ciuchy, jednym słowem standardowy pakiet. I to tyle.
No chyba że wolicie wersję, że to zwykłe koleżeńskie spotkania, a tajemnice to z powodu moich "paranoi"...

Patrzę na wytartą obrączkę, która wrosła mi po 22 latach w palec i nie wiem co będzie bardziej bolało: to, że będę musiał ją zdjąć, czy to w jaki sposób to zrobię.

Pozdrawiam
Manley
napisał/a: Valkiria_ 2014-05-13 17:58
Powinieneś odejść juz wtedy...W 2010, kiedy dowiedziales sie ze twój syn nie jest twoim synem a twoja żona robila z ciebie paranoika.
Powinienes odejsc juz 10 lat wcześniej gdy tolerowałeś jej poprzedni romans..
Powinienes odejść...
napisał/a: Annie 2014-05-14 12:34
Manley, podjąłeś już decyzję o definitywnym rozstaniu?

Jak synowie? Pisałeś w 2011, że rywalizują między sobą a Ty masz wrażenie, że ochłodziły Ci się uczucia do młodszego. Nadal tak jest ?

Odnośnie Twojej żony - to forum m świadkiem, że nie jestem fanką "agresywnych" opinii o ludziach, ale tym razem mówię z czystym sumieniem - twoja żona jest je****ta ...

Powiedz szczerze, czy masz jeszcze jakieś wątpliwości co to tego, że jej nie zależy? Znowu robi z Ciebie paranoika... tak jak wtedy, kiedy sugerowałeś, że młodszy syn nie jest Twój...

A może i tym razem wmówi Ci, że to Ty jesteś współwinny jej wyskokom...

Manley, co zrobisz teraz?