Czas leczy rany?

napisał/a: Manley 2010-09-06 16:51
Zadzwoniła do mnie żona kochanka. Tak, żona kochanka mojej żony. Spotkaliśmy się i rozmawialiśmy długo. Przeżywa to podobnie jak ja. Też mimo upływu lat nie może otrząsnąć się z szoku. Współczuję jej bardzo, bo jej mąż nie "odnalazł się" w tej sytuacji i raczej przywołuje ją do porządku niż chce się z czegokolwiek tłumaczyć czy przepraszać. Smutnie to było, co mi opowiadała o swoim życiu. Miałem wrażenie, że bardziej samotnej i nieszczęśliwej osoby dawno nie widziałem. Teraz stoi przed dramatycznym wyborem. Może wybierze dobrze dla siebie. Choć raz...
napisał/a: mariaelena 2010-09-06 22:20
Zastanawiam się, czy ona wiedziała wcześniej o romansie męża czy dowiedziała się dopiero teraz, od Ciebie Manley. Czy w ogóle to było nieudane małżeństwo, czy dopiero teraz zrobiło się piekło?
Uważałabym ze zbawiennym wpływaniem na cudze życie...

Wcześniej zarzucałeś mi, że jestem zwolenniczką tabu i trupów w szafie... A mnie zastanawia, w jaki sposób macie zamiar dalej sprawę rozegrać – czy to ma się stać wiedza ogólnodostępna (dalsza rodzina, znajomi), że Twój syn ma innego ojca... czy też jednak to będzie tabu, tyle, że strażnikami będą także dzieci.

Pozdrawiam
napisał/a: ~gość 2010-09-06 23:59
Witaj Manley
Im dłużej czytam Twój wątek tym bardziej Cię podziwiam.
Przeprowadziłeś rozmowę z żoną i synami. Mimo bólu, żalu i dywersywikacji nadal trwasz przy żonie i dzieciach. Wartości okazał się być bardziej nadrzędne niż duma, chęć udowodnienia, instynkty. Chłopcy, których wychowujesz będę wyznawać Twoje wartości, normy i zasady. Więc Ty i tak więcej zrobisz dla ewolucji cywilizacji niż kochanek Twojej żony. Naukę i postęp tworzą wybitne jednostki a nie dobór naturalny i zmienność genetyczna.

Mój mąż podczas ostatniej rozmowy podważył swoje ojcostwo. Powiedział, że podejrzewa i podejrzewał, że nie jest ojcem naszych dzieci. Dlaczego poprostu nie sprawdzi? Dramat mój i dzieci.
Wobec takiego kontrastu, tym bardziej podziwiam Cię. Fajnie, że są jeszcze tacy mężczyźni jak Ty.
napisał/a: Manley 2010-09-07 08:49
mariaelena napisal(a):czy ona wiedziała wcześniej o romansie męża czy dowiedziała się dopiero teraz, od Ciebie

Wie od 2 miesięcy, od mojej żony. Nie ma obiektywnej metody oceny czy to jest/było udane małżeństwo. Z zewnątrz wszystko wygląda idealnie. On, szanowany w środowisku zawodowym, poukładany, uprzejmy. Ona pracująca, atrakcyjna, dynamiczna kobieta. Plus 1 dziecko. To, co mi jednak opowiedziała o swoim życiu było z mojego punktu widzenia przerażające. I nie mam tu na myśli przemocy fizycznej, ale lata upokorzeń. Mimo że piszemy tu w miarę anonimowo, nie czuję się uprawniony pisać o szczegółach, ale jedno mogę: miała do czynienia z większym wyzwaniem w swoim związku niż ja. Myślę, że wiedza o romansie męża sprzed lat mimo bólu i cierpienia dała jej szansę na bliższe prawdy spojrzenie na swój związek. Latami się oszukiwała, że to przecież niemożliwe czując, że "coś jest bardzo nie tak" między nimi. I tak jak ja w moim związku znajdowała mnóstwo sposobów, aby usprawiedliwiać swojego męża. Gdyby teraz "pan i władca" jak go nazwała okazał, choć odrobinę skruchy pewnie dałaby mu kolejną szansę. A tak myślę, że największym jej zmartwieniem jest to jak najmniej zaszkodzić dziecku. To, co było między nią a mężem umarło już bardzo dawno.

Nasi synkowie radzą sobie dobrze zważywszy na okoliczności. Jestem teraz więcej niż pewien, że rozmowa z nimi była dobrym wyborem. Pytasz czy będą strażnikami tajemnicy? Nie. To już nie jest temat tabu. Rozmawiamy o tym swobodnie i powoli ta wiedza się rozprzestrzenia. Nie zamierzam jednak syna do niczego zmuszać i to czy powie np. swoim kolegom zależy wyłącznie od niego.
gwiazdka30 napisal(a):Mój mąż podczas ostatniej rozmowy podważył swoje ojcostwo.

Widzę, że jednak wybrał totalną konfrontację. Nie będzie ci łatwo, bo chyba nie zamierza oszczędzić tobie i dzieciom niczego... Kochanek mojej żony też twierdzi, że jest tylko "domniemanym" ojcem. Natomiast jego żona, kiedy zobaczyła syna na zdjęciach powiedziała: "Zupełnie jak nasz.....”. Ja nie czuję żebym miał obowiązek go przekonywać czy mu coś udowadniać. Jego życie, jego wybory. Trzymaj się gwiazdko ciepło! Jesteś silna, pamiętasz?

Pozdrawiam
Manley
napisał/a: zuzia76 2010-09-07 16:23
Manley, jesteś naprawdę niesamowitym człowiekiem...wzruszyłam się, czytając ten wątek. Mam nadzieję, że jakoś to się wszystko ułoży, wydaje mi się, że twoi synowie, a zwłaszcza młodszy, będą potrzebować teraz dużo uwagi i ciepła z twojej strony.

Jedno mnie ciekawi...Gdzie jesteś Ty w tym wszystkim? Jak układa się relacja z żoną? Czy ona widzi, jaką krzywdę wyrządziła całej waszej rodzinie? Co do teorii 'zwierzęcości' naszej natury i tłumaczenia - 'nie wiem, co we mnie wstąpiło' to zupełnie to do mnie nie przemawia. Mamy zwierzęcie instynkty itp. ale po to też rozum i wolną wolę, żeby nad nimi panować.

Oczywiście, może zdarzyć się błąd, nikt nie jest doskonały. Ale czy żona żałuje tych romansów? Czy stara się naprawić wasze relacje? Bo jak do tej pory wydaje mi się,że to Ty jesteś tym bardziej odpowiedzialnym, tłumaczysz synom, tłumaczysz żonę...A czy ona widzi tu swoją odpowiedzialność? Nie piszesz, jak ona to wszystko widzi. Bo gdybyś Ty nie drążył, tak mi się wydaje, to jej odpowiadałby status quo...
napisał/a: Manley 2010-09-07 19:26
zuzia76 napisal(a):Gdzie jesteś Ty w tym wszystkim?
Ja? Ja zmagam się ze sobą. Nie jest łatwo nie brać tych wszystkich wizji, jakie mi się ciągle kłębią w głowie za rzeczywistość. Ciężko nie ulec pokusie pójścia "na skróty" i poddania się temu, co podpowiada gniew. Ciągle wiele we mnie rozczarowania, poczucia ogromnej straty. Piszesz o rozumie. Cała ta historia utwierdza mnie w przekonaniu, że rozum tylko gmatwa sprawy, jeśli chodzi o uczucia. Emocje rządzą się swoimi prawami. Nie mamy wpływu na to, kto się nam podoba, czy nas podnieca. Ani nie mamy wpływu na uczucia innych. To złudzenie, że możemy coś zrobić by je zmienić.
Sam miałem problem w akceptowaniu emocji, które się pojawiły, kiedy odkryłem prawdę. Miałem wrażenie, że nie poznaję siebie, że to, co o sobie myślałem nijak się ma do tego jak reaguję. Rozum tu nie jest sprzymierzeńcem. Ocenia, wartościuje, wydaje wyroki. To wolno, tego nie wolno. A przecież to, że coś mi się nie podoba nie oznacza, że tylko dlatego zniknie.
Moja żona przeszła bolesną drogę przez ostatnie miesiące. Musiała się zmierzyć z czymś, czego wolałaby nigdy nie doświadczyć. Zobaczyła łzy w oczach bliskich. Łzy z jej powodu. Nie wiem czy będzie umiała sama sobie wybaczyć. Mam nadzieję, że tak. Stara się jak potrafi odbudowywać to, co zniszczyła. Czy nam się uda? Może się udać. Wiele za tym przemawia. Ciągle traktuję to, co się wydarzyło, jako szansę dla nas obojga na uczciwą i szczerą relację. I czuję, że często taka jest. Słyszę czasem, że przecież ludzie tak naprawdę się nie zmieniają. Że po jakimś czasie jej poczucie winy zmaleje na tyle, że wszystko wróci do „status quo”. Może i tak się zdarzyć.
napisał/a: ~gość 2010-09-21 23:48
Manley -Cała ta historia utwierdza mnie w przekonaniu, że rozum tylko gmatwa sprawy, jeśli chodzi o uczucia. Emocje rządzą się swoimi prawami. Nie mamy wpływu na to, kto się nam podoba, czy nas podnieca. Ani nie mamy wpływu na uczucia innych - to są najmądrzejsze słowa jakie ostatnio przeczytałam. Masz rację, rozum w emocjach nie wiele pomaga, nie wyjaśnia, nie kieruje. One go jakoś nie chcą słuchać, bez względu na to jakie genialności serwuje.

A odnośnie poczucia winy, które obecnie ma Twoja żona. To nie jest uczucie na którym można budować przyszłość, nie jest też nośne i nieograniczone. Pamiętam, kiedy mój mąż w ubiegłym roku podejrzewając mnie, że go zdradziłam powiedział, że mi to wybaczy. Czułam się winna, za te dwuznaczności i byłam bardzo wdzięczna mojemu mężowi. Zaczęłam go kochać jeszcze bardziej, mocniej i silniej. Cieszyłam się, że go nie zdradziłam i byłam dumna, że mój wspaniały facet mimo podejrzeń chce być ze mną i mnie kochać. To było uczucie, podwalina do budowy wspólnej spokojnej starości. Ono pchało mnie do wszystkich zmian i rezygnowania z rzeczy ważnych. Robiłam to z miłości. Jednak dla mojego męża było to za mało, za mało okazywałam poczucie winy, zbyt często miałam własne zdanie, itp. Każda rozmowa kończyła się..bo ty się puszczałaś więc milcz. Poczucia winy wystarczyło mi na rok. Co raz częściej pojawiały się myśli- przecież go nie zdradziłam, dlaczego jest taki podły, dlaczego tak mnie nie nienawidzi, nie postąpiłam aż tak źle. I to był koniec małżeństwa.
Ty i Twoja żona kiedyś mam nadzieję zamkniecie ten rozdział na dobre. A zdrada niech zostanie tylko wstrętnym wspomnieniem. Niech nie wraca w kłótniach i sporach. niech was już więcej nie rani.
Tego wam życzę
napisał/a: Manley 2010-11-17 16:52
Nie mam pojęcia jak to się stało, ale po ostatnim tygodniu ten koszmar powracania do przeszłości się skończył. Czy definitywnie? Pewnie nie, ale nowe emocje przysłoniły stary ból i więcej myślę o tym co jest i będzie, niż o tym co było. Przeżyłem ostatnio bardzo wzruszające chwile z nieznanymi wcześniej ludźmi i czuję , że perspektywa mi się zmieniła na lepsze . Znowu czuję, że bosko jest być z ludźmi . To tyle.
Pozdrawiam
Manley
napisał/a: alicja221 2010-11-18 15:44
Manley napisal(a):Znowu czuję, że bosko jest być z ludźmi


Ciesze sie bardzo Manley Tak trzymaj!
napisał/a: Manley 2011-04-30 18:12
Minął ponad rok. Boli mniej. Miałem już chwile kiedy myślałem, że przestanie boleć całkiem . To wraca jednak czasami. Nadal jesteśmy wszyscy razem, choć nie brakuje trudnych dni. Czasem mam wątpliwości czy dobrze wybrałem. Czy nie wybrałem znów czyjegoś dobra zamiast siebie? Jest inaczej, ale może nie tak inaczej jak bym oczekiwał. Moi synowie oddalili się od siebie. Trochę przez naturalną rywalizację, ale również i przez świadomość swojej odmienności. Widzę często, że są przez żonę traktowani nierówno. Ona tego zdaje się nie dostrzegać... To strasznie smutne jak matka ma takie "preferencje" wobec własnych dzieci. Ale to chyba powszechne. Mój stosunek do młodszego syna też ewoluuje. Widzę, że często nie ma między nami tej bliskości, jaka była. To wyrośnięty dryblas , już nie jest małym bobasem, więc trudno o czułości ale czuję zmianę w tym jak ja go postrzegam. I to mnie boli. Ochłodziłem się jakby wewnętrznie. I to na wszystkich. Jakbym najpierw ostrożnie badał intencje zanim kogoś dopuszczę do siebie. Niestety nie wyszedłem bez szwanku z całej tej historii. Ciało nie wraca do równowagi. Choruję. Tracę siły. Jestem potwornie zmęczony. Czas jak się okazuje nie leczy jednak ran .

Pozdrawiam

Manley
napisał/a: ~gość 2011-04-30 20:23
Manley napisal(a):Widzę często, że są przez żonę traktowani nierówno. Ona tego zdaje się nie dostrzegać... To strasznie smutne jak matka ma takie "preferencje" wobec własnych dzieci.
Manley



Napisz jaśniej, które dziecko jest preferowane przez żonę, Twoje, czy kochanka ?
napisał/a: Manley 2011-05-01 09:44
onomatopeja12345 napisal(a):
Napisz jaśniej, które dziecko jest preferowane przez żonę, Twoje, czy kochanka ?

Kochanka. Miałem już wcześniej takie wrażenie, ale teraz trudniej mi to zaakceptować.

Pozdrawiam
Manley