czy można kochać dwóch facetów jednocześnie?

napisał/a: MYSZKA125 2011-07-19 18:49
Marmuzia napisal(a):a przyjacielowi łatwiej powiedzieć?
MYSZKA125, dlaczego niezauważasz tekstu sorrowa?


czytam uważnie wszystkie uwagi to , że nie z wszystkimi sie zgadzam to nie znaczy ze neguje każdy ma swoje zdanie tylko wiem jednio inaczej oceniać a inaczej znaleźć się w danej sytuacji .
"]a przyjacielowi łatwiej powiedzieć? w sumie czym przyjaciel różni się od przyjaciółki to jest moja odpowiedz, przecież nie mowie, że każdy ma się ze mną zgadzać. Ja już trochę też przeszłam i nie mowie że życie usłane jest różami i takie odpowiedz na pytanie kobiety ,która jest 3 lata po ślubie " może twój maż ma kogoś " oburzenie na pewno nie a pól roku potem już są po rozwodzie . Ja jestem już 20 lat po ślubie i 6 lat znam przyjaciela a takich wątpliwości nie ma ani u mnie ani u niego, ze sobie pogadamy niby komu to szkodzi mówie jakby miało coś być to już dawno by było ale ani ja ani on nic więcej nie oczekujemy a co ktoś pomyśli to już jego prywatna sprawa pozdrawiam
napisał/a: sorrow 2011-07-20 14:20
MYSZKA125 napisal(a):a co ktoś pomyśli to już jego prywatna sprawa

Mężowi też tak powiesz kiedy kiedyś odkryje tą sześcioletnią przyjacielską zażyłość? Widzisz... ja wierzę całkowicie w twój brak zlych intencji. Nie zazdroszczę ci jednak tej chwili, w której zobaczysz oczy kompletnie zaskoczonego męża, który pojmie różnicę pomiędzy znajomością, a przyjaźnią, którą darzysz tamtego faceta. Na nic się zdadzą tłumaczenia o "czystej przyjaźni". Tu nawet nie o samą zdradę (typowo pojmowaną) chodzi. Chodzi o wiele zmarnowanych lat, w trakcie których szukałaś na zewnątrz tego, nad czym powinnaś pracować w swoim związku :(.

Nie pytaj proszę czym się różni przyjaciel od przyjaciółki... upraszczając tym, czym mężczyzna od kobiety... jest różnica? Powtarzam... nie chodzi o wasze intencje. Chodzi o ludzi, z którymi jesteście, o rozmowy, które prowadzicie, a powinniście prowadzić je z partnerami... i o przyjacielską wspólnotę dusz, którą czujecie obecnie wobec siebie zamiast wobec partnerów.
napisał/a: Gvalch'ca 2011-07-20 14:28
sorrow a że tak trochę przekornie zapytam, czy nie można czuć przyjacielskiej wspólnoty dusz do dwóch osób naraz? (uprzedzam nie chciało mi się czytać całego wątku)
napisał/a: sorrow 2011-07-20 15:04
Gvalch'ca, oczywiście, że można... już pisałem trochę wcześniej, że "technicznie" rzecz biorąc można. Wiele rzeczy można, ale rozpatrywać je trzeba w szerszym kontekście. Przykładzik teraz będzie :). Jeśli zobaczę "super" kobietę na jakiejś imprezie, to czy wolno mi pomyśleć o niej, że jest piękna, wspaniała, inteligentna i lubię przebywać w jej towarzystwie? Czy wolno mi powiedzieć jej o tym wszystkim co o niej myślę? Oczywiście wolno mi... w końcu nic złego nie robię. Sprawiam zarówno sobie jak i jej przyjemność. To nie dotyczy mojej żony... ależ skąd? Przecież ani jej nie zdradzam, ani się z nią nie rozwodzę ;). A na serio? Czy powienienem takie rzeczy mówić innej kobiecie? Na prawdę źle bym się potem czuł, a gdyby usłyszała to moja żona to byłoby jej z pewnością przykro. No i co po tłumaczeniach, że przecież ja nic złego nie miałem na myśli? CO z tego, że złych intencji w tym nie było? To właśnie uważam na szersze pojmowanie takich spraw. Nie zakładam złej woli zaineresowanych, ale widzę niespodziewany wpływ na innych i nieoczekiwane skutki.

Możesz mieć za to znajomego Gvalch'ca, a nawet kilkudziesięciu :). Przyjaciel... hmm... to brzmi niebezpiecznie i prędzej czy później przyciągnie kłopoty... albo zakochanie, albo zazdrość, albo zaniedbanie związku i pewnie parę innych niechcianych rzeczowników.
napisał/a: MYSZKA125 2011-07-20 18:06
sorrow odnośnie twoich wypowiedzi mam wrażenie że miałeś jakieś przejścia i porównujesz wszystkich jedna miarką ja tez miałam przejścia i to w sumie ja nie powinnam z mężem być ale to było dawno temu wybaczone i nie powracamy do tego . A zamykanie w domu we dwoje i tylko wspólne rozmowy do niczego dobrego nie prowadzi trzeba mieć znajomych i wychodzić z domu a przede wszystkim zaufanie tak samo mój maż wyjeżdża w delegacja jak ja zostaje sama w domu jeżeli by było to tylko przyzwyczajenie na pewno tyle lat nie byliśmy by razem hm. A wiadomo każdy podchodzi do tego indywidualnie ale wiem na pewno jak się nie znajdzie człowiek w podobnej sytuacji to nigdy nie doradzi dobrze pozdrawiam
napisał/a: postmortem69 2011-07-20 20:26
O mój ulubiony temat

sorrow napisal(a):A na serio? Czy powienienem takie rzeczy mówić innej kobiecie? Na prawdę źle bym się potem czuł, a gdyby usłyszała to moja żona to byłoby jej z pewnością przykro. No i co po tłumaczeniach, że przecież ja nic złego nie miałem na myśli? CO z tego, że złych intencji w tym nie było? To właśnie uważam na szersze pojmowanie takich spraw. Nie zakładam złej woli zaineresowanych, ale widzę niespodziewany wpływ na innych i nieoczekiwane skutki.

Myślę, że wszyscy z działu "ślubno-weselnego" powinni tu wpaść i poczytać w co się pakują, bo z Twojego punktu widzenia małżeństwo to jakaś izolacja, samo-tyrania i więzienie - nie wolno mysleć, nie wolno mówić...zdaje mi się, że MYSZKA125 ma rację, przykładasz swoja miarkę do wszystkich. Aczkolwiek przyznam Ci racje, że wiele osób patrzy na to tak samo jak Ty, może nawet wiekszość, co wcale nie oznacza, ze wszyscy muszą przejawiać taki tok myślenia.
Nie mówisz pięknej kobiecie, że jest piękna, bo chcesz być fair wobec żony, ale jak pomyslisz, ze jest piekna, bo nie powiesz mi chyba, że tak nie zdarza Ci sie pomysleć, to jak sie czujesz?
Nie zwierzasz sie nikomu poza związkiem, bo to nie wporządku wobec Twojej partnerki, a czy mówisz jej wszystko czy raczej dusisz to w sobie?
Piszemy tu o szczerości w związku, o pielęgnowaniu miłości i "pracowaniu" nad wspólnym życiem, a wobec samych siebie jesteśmy nieszczerzy:
napisal(a):Przyjaciel... hmm... to brzmi niebezpiecznie i prędzej czy później przyciągnie kłopoty... albo zakochanie, albo zazdrość, albo zaniedbanie związku i pewnie parę innych niechcianych rzeczowników

A dlaczego tak myslisz: czy dlatego, ze Twojej żonie Twoja przyjaźń sprawi przykrość, czy raczej nie jesteś pewien siebie i swojej miłości do niej?

Jesteś tu dłużej ode mnie, powiedz mi więc ile tematów w dziale "Zdrada" dotyczyło przyjaciół? Mówimy tu oczywiście o "przyjaźni", a nie o znajomości, koleżeństwie czy współpracy. Ilu forumowiczów skarżyło się, że ich zwiazki rozpadły się z powodu przyjaźni pozazwiazkowej?
Mnie w dotychczasowej karierze forumowej niewiele się przypomina.

Czasami przyjaciel to taki zawór bezpieczeństwa dla związku i nie ma znaczenia płeć, a jak
jedna strona w zwiazku będzie chciała drugą zdradzić, to nie będzie potrzebowała do tego przyjaciela/przyjaciółki.
Ale to moje zdanie.
napisał/a: sorrow 2011-07-21 00:19
MYSZKA125, niestety udzielając się na forach człowiek zawsze naraża się na takie stwierdzenia, że bierze wszystkich jedną (swoją) miarką. Szczerze, to nie wiem jak mam pisać, żeby nie być o to posądzonym. Owszem... mam różne doświadczenia, ale staram się zawsze patrzeć na sytuację jak najbardziej z boku. Nie raz zarzucano mi, że biorę w obronę zdradzających... wtedy nikt mi "swojej miarki" nie zarzucał. To, co napisałem wcześniej też starałem się pisać na podstawie przemyśleń, a nie jako wynik moich doświadczeń przełożony na całą resztę populacji. Powtórzę tylko - szansa na długoletnią przyjaźń z osobą płci przeciwnej będąc jednocześnie w związku jest niewielka. Taka sytuacja zazwyczaj zrani wielu ludzi i z tej choćby racji nie jest warta całego swojego "piękna". Nic nie pisałem o zamykaniu się w domu, ani o nie posiadaniu znajomych, więc tej części w twojej wypowiedzi nie rozumiem. Masz rację, że każdy podchodzi do tego indywidualnie. Ty "poradziłaś" sobie ze zniknięciem tej przyjacielskiej strony męża szukając na zewnątrz... i znalazłaś. Ja, nawet jeśli mi czegoś w moim związku brakuje, nie szukam substytutów poza nim, bo uważam to za nie w porządku.

postmortem69, zadałeś strasznie dużo pytań, a ja nie lubię odpowiadać cytując kilkadziesiąt razy :). Odpowiem więc ogólnie - cały czas nie patrzysz z szerszego punktu widzenia :). Odnosisz się do poszczególnych moich zdań... i wychodzi z tego kicha. Wysnuwasz wtedy jakieś wnioski o samouderęczeniu, duszeniu w sobie. Ja nic w sobie nie duszę, rozmawiam z żoną w miarę szczerze. Nie przezywam katuszy z racji tego, że nie mam przyjaciółki. Nie odczuwam potrzeby zwierzania się komuś innemu. Zdaję sobie jednocześnie sprawę z tego, co napisałem poprzednio o potencjalnych (wysoce prawdopodobnych) konsekwencjach. Być może dla mnie to łatwiejsze niż dla ciebie, czy myszki125, bo już przyjaciela/ółkę macie (chociaż nie pamiętam jak to jest u ciebie). Z pewnością trudno zaakceptować taki fakt, kiedy już się przyjaciela ma, a łatwiej gdy go jeszcze nie ma. To jednak niewiele zmienia oglnie rzecz biorąc. Myszka125 napisze, że już lat dzieli bliskość z przyjacielem i to jest uczucie "czyste". Fajnie... przed nią kolejne 6 lat... kolejne lata ryzyka niepotrzebnego według mnie. Co do zdrad na forum... może popełniasz ten błąd, że szukasz słowa "przyjaciel". Ja biorę pod uwagę wszystkie "tak dobrze się nam ze sobą rozmawiało", albo "był miły, otwarty, pomocny". Na moje oko zbiera się całkiem spora grupka... dużo większa od "wypiłam tylko lampkę wina i nie wiem jak to się stało" :).

Może przykładzik był nie przekonujący :). Spróbujmy z drugim. Jest sobie ojciec, który ma syna. Ten syn nie bardzo mu się udał. Oczywiście go kocha, ale syn ani w szkole nie bryluje, ani w piłkę z ojcem nie zagra, ani nie podziela jego pasji. Jest za to sobie kolega jego syna, z którym świetnie mu się rozmawia. Kolega syna też lubi grać w piłkę, też go pasjonuje wspinaczka i podróże. Ojciec coraz więcej czasu spędza z kolegą syna, bo jest tym zachwycony... nie robią nic złego, czerpią z tego radość, itd. Co pomyśli jego syn rodzony? Że "kradnie" czas, który ojciec powinien mu poświęcić, że jest "gorszy", że ojciec wolałby mieć kolegę za syna niż jego. I co z tego? Przecież ani kolega, ani ojciec nic złego nie robią przecież :). Czyż ojciec na prawdę musi teraz się ograniczać, dławić, tłumić i dusić w sobie to, że uwielbia spędzać czas z kolegą syna? Biedaczek ;). Może i wszystko potoczy się jak waszych przykładach, gdzie ta "przyjaźń" będzie się rozwijać przez lata i syn nawet nie piśnie. Przyjdzie jednak czas, kiedy dorosły już syn wybuchnie przy jakiejś okazji o zmarnowanym czasie i faworyzowaniu kumpla. Nie chciałbym wtedy być na miejscu tego ojca nie mogąc cofnąć czasu. Pewnie gapiłbym się zaskoczony i mamrotał coś w rodzaju "ale my nic złego nie robiliśmy... nie miałem pojęcia...".

Tak poza tym, to powoli widzę tu jakieś nieporozumienia odnośnie słowa przyjaciel. Może myszka125 inaczej to rozumie niż ja i następuje tu jakieś pomylenie dobrych znajomych z przyjaciółmi. Widocznie innych przyjaciół i przyjaciółki miałem zanim została nią moja żona :).
napisał/a: Gvalch'ca 2011-07-21 09:17
sorrow, rzadko mi się to zdarza, ale nie podzielam Twojego punktu widzenia
Zacznijmy od uściślenia słowa przyjaciel. Na miano przyjaciela zasługuje moim zdaniem osoba, której możemy (właśnie, możemy a nie musimy) powiedzieć (prawie) wszystko i z jej strony spodziewamy się lojalności i pomocy. Tak pół żartem pół serio: na demotywatorach był kiedyś taki tekst, że przyjaciel to osoba, która gdy powiesz jej, że zabiłeś człowieka zapyta gdzie ukryjemy ciało?
Po drugie o ile miłość erotyczna jest uczuciem prawie zawsze domagającym się wyłączności to przyjaźń tej wyłączności nie wymaga. Powiedzmy, że mamy singla, czy ten singiel może mieć wielu przyjaciół? No, na mój gust może, i przyjaźń z jedną osobą nie jest nielojalnością wobec drugiego przyjaciela. Podobnie wygląda sprawa w przypadku osób będących w związku, pożądaną sytuacją jest gdy oprócz tego, że mąż/żona jest osobą z którą dzielimy łoże i stół, jest też przyjacielem/przyjaciółką. Ale jedna przyjaźń nie jest z automatu zagrożeniem dla drugiej. Pewnie, że może być. Tak jak pojawienie się dziecka na świecie może być końcem miłości żony do męża bo cała jej uwaga skupia się na dziecku. Jest taki wątek na forum kto jest ważniejszy mąż czy dziecko, wiele odpowiedzi jest w stylu: "mężów można mieć kilku a dziecko zawsze będzie dzieckiem". Także takie dziecko to dopiero zagrożenie dla związku.
napisał/a: errr 2011-07-21 09:28
przyjaźń przyjaźni nierówna.
napisał/a: lordmm 2011-07-21 11:06
Myszko123, widzę, że zaawansowane porówniania nie trafiają do Ciebie...

Inaczej w takim razie :
- Co byś powiedziała przyjacielowi, jeśli ten by Ci powiedział podczas słuchania płyt i rozmów przy winku, że od kilku lat Cię kocha, ale nie wiedział jak Ci to powiedzieć?

Może w ten sposób wyjaśnię Ci o co chodzi. Kobiety bardzo często nazywają przyjacielami (chodzi mi o facetów) takich, którzy zapraszają na kawy, gadają, nie są nachalni, ale kobieta widzi, że się podoba i że on się nazwijmy to "podwala". W takim przypadku kobieta mówi "wspaniale się dogadujemy" ale ma na myśli "fajnie się czuję, jak mnie łechta, bo mąż już tak nie adoruje".

Kolejny przykład:

- Gdyby odszedł mąż nagle z jakiegokolwiek powodu - cieszyła byś się, że został Ci przyjaciel?

- Gdyby nagle przyjaciel odszedł - czy tak samo cieszyła byś się, że został Ci mąż?

Pamiętaj, że historia świata zna bardzo niewiele przypadków przyjaźni damsko męskiej, z których bardzo wiele wyglądało tak jak Twój do momentu kiedy któraś ze stron nie zaczęła czegoś czuć. I nie mów mi tu o 6 czy 600 latach.

Kolejny przykład:

- Są rzeczy, które Cie wkurzają u męża. Przyjaciel o tym wie, bo mu o tym lamentowałaś. Czy mąż też wie o tym wszytkim, co Ci nie odpowiada u przyjaciela?

I jeszcze jedno:
- za jakiś czas mąż przypadkiem znajduje wasze smski, maile, wali go w łeb X lat waszej zażyłości, umiera jego osobowość, on czuje się zdradzony. Oczywiście Ty wtedy będziesz go wyzywać, że przecież to tylko przyjaciel, będziesz mieć do niego pretensje o to, że on cierpi. Zepsujesz mu głowę po całości.

Mąż mam nadzieję postawi warunek : ja albo on. Inaczej odchodzę. Co robisz w takim przypadku?

No i w końcu:

Ty przypadkiem dowiadujesz się, że mąż od 6 lat ma przyjaciółkę, która jest fajną laską, fantastycznie się im dogaduje, żartuje, rozumieją się. Mąż mówi Ci, że to tylko przyjaciółka i że czasami się spotykają pogadać, pośmiać się, spędzić miło czas z dala od wszystkich. Jak reagujesz?

Z góry dziękuję za odpowiedzi na moje pytania.
napisał/a: postmortem69 2011-07-21 11:15
Masz rację sorrow inaczej pojmujemy "przyjaźń", wygląda na to, ze dla Ciebie każda znajomość to przyjaźń, każdy z którym "tak dobrze się rozmawiało" czy "był miły, otwarty, pomocny" jest przyjacielem i patrząc z tego punktu widzenia to zgadzam się "przyjaźń" to okropna rzecz dla związku. Zważ jednak, ze z tego punktu widzenia przyjacielem bedzie: nasz szef/szefowa, kolega/koleżanka z pracy, klient, petent, świeżo poznana osoba na forum, czacie, dyskotece, imprezie, koncercie, w teatrze, muzeum, pan, który pomoże pani zmienić koło (i przy okazji "sprawdzi olej"). Dlatego też na forum pojawiają się takie wpisy i usprawiedliwienia, a nie inne, z prawdziwą przyjaźnią nie mające nic wspólnego (taka mała dygresja - nie bierz takich "usprawiedliwień" zbyt poważnie, rzadko który zdradzający napisze, "bo seks był fajny", "bo był lepszy od mojego..." "bo był przystojniejszy", "bo mój/moja juz mi sie znudził/a").
Mylisz się sorrow, ja patrzę z szerszego punktu widzenia i zgadzam się z Twoimi przemyśleniami odnośnie odczuć partnerów/partnerek wzgledem przyjaźni, ale skoro już poszerzamy nasze "obiektywy" to powiedz mi dlaczego Twoja partnerka (czy czyjakolwiek partnerka/partner) miałaby sie poczuć źle z powodu przyjaciela czy z powodu tego, ze skomplementujesz inną kobietę (to Twój przykład)? Dlaczego mówisz, że przyjaźń poza zwiazkiem, pomiedzy mężczyzną i kobietą jest generalnie niebezpieczna, bo w perspektywie rani partnera i może doprowadzić do rozpadu związku? Jeżeli okazujesz miłość swojej partnerce, pielęgnujesz zwiazek, nie poświęcasz więcej czasu "sobie" (w tym swoim "przyjaźniom") to dlaczego wychodzisz z założenia, że Twoja partnerka poczuje się zraniona tym, że masz przyjaciółkę?
Oba Twoje przykłady mozna różnie interpretować i patrzeć na nie z różnych perspektyw: jedna to niebezpieczna przyjaźń, druga to "kiepska" miłość, w przypadku tej drugiej przyjaciel ani nie zaszkodzi, ani nie pomoże.
napisał/a: lordmm 2011-07-21 12:30
Postmortem, masz rację, ale sorrow też ma rację.

Postaraj się nie tłumaczyć tu nic sorrowowi, bo on przeszedł takie bagno, jakiego nawet sobie nie potrafisz wyobrazić a to bagno zaczęło się właśnie tak, jak wszędzie czyli "rozumiemy się, dogadujemy jest miły, mogę mu zaufać".

Wytłumacz to kobiecie, bo naprawdę większość nazywa swoje zafascynowanie kimś "przyjaźnią", bo przecież inaczej jakby to nazwać, choć sam widzisz, że ona już zaczyna mówić o "kochaniu" dwóch facetów.

Nie życzę Ci, żebyś zobaczył na własnej skórze co to znaczy, kiedy Twoja dziewzcyna/partnerka/żona ma przyjaciela, z którym spędza czas, kiedy Ty zarabiasz na dom lub na nią czekasz i do czego to zazwyczaj prowadzi...

To pięknie brzmi "przyjaźń przyjaźni nierówna", "nie mierz wszystkich jedną miarą" itd. Ale w kwestii zdrady wszystko jest naprawdę bardzo powtarzalne, bardzo schematyczne, i rzadko która kobieta zauważy moment, w którym partner staje się obojętny a jego miejsce w hierarchii zajmuje "przyjaciel". A tak dzieje się bardzo często, bo same siebie mylą wmawiając sobie, że to "przyjaźń".

Myszko przeczytaj proszę mój poprzedni post i odnieś się do niego.
Dzięki z góry.