Jak się poznaliście?

napisał/a: natalia.nm. 2007-01-03 13:59
Ja poznałam mojego narzeczonego w gimnazjum... chodzilismy razem do klasy i strasznie go nie lubiłam, a on mnie nawet nie zauważał.

Uważałam go za takiego macho który zmienia dziewczyny jak rękawiczki (naprawdę często je zmieniał)

Nabijałam sie z niego za jego plecami przez dwa lata.

W wakacje spotkaliśmy się na dyskotece, jego kolega powiedział mu ,że chodzę z nim do klasy i że jestem fajna to się zdziwił

mnie natomiast wkurzyła koleżanka , która się dziwiła, że jeszcze nie mam chłopaka (nie chciałam być z byle kim ) i że się nie zgodzę "chodzić" nawet z tym który mi się podoba

to sobie postanowiłam, że pierwszy lepszy (czyt.:ładniejszy) mnie poprosi to się zgodzę (choć myślałam wtedy o konkretnym facecie)

na początku roku szkolnego na matematyce mój teraz narzeczony usiadł za mna, zaczeli wypisywać z kolegą głupie wierszyki na mój i mojej kolerzanki z ławki temat , no to chciałyśmy, żeby nam je pokazali, to powiedział, że jutro

na drugi dzień ja jego kupla pytam się o tego konkretnego typka a on daje mi jakąś karteczke niby to z wierszykami i mówi żebym przeczytała w domu

no to przeczytałam w domu i baaardzzoooo się zdziwiłam- była to propozycja o chodzenie ale mimo że był tym pierwszym lepszym to nie zgodziłam się tak od razu, musiał poczekać do 17 września

i tak to się zaczęło
napisał/a: mala1 2007-01-03 14:39
A nasze poznanie sie bylo jak jedno wielkie love story Bylam wolna, mialam nedzna prace wiec jak pojawil sie przede mna wyjazd do Angli od razu sie zdecydowalam. No i od tego sie zaczelo... Wiadmo trzeba bylo sie z wszystkimi porzegnac i robilam imprezki porzegnalne prawie codziennie. Na tydzien przed wyjazdem umowilam sie z kolezanka, jednak ona wczesniej juz miala zaplanowana impreze ze znajomymi z mojego osiedla ale ktorych wcale nie znalam, wiec zaproponowalam zeby wziela ich ze soba No i wziela...i tam byl On (akurat wtedy mial isc do pracy na nocke ale wzial sobie wolne) na dodatek byl ze swoja dziewczyna z ktora byl 4 lata Jego dziewczyna bardzo mlodziutka...musiala szybko wracac do domu...a on zaprowadzil ja i wrocil. Oczywiscie troche sie upilam hihi no i tak sie razem bawilismy, nic miedzy nami nie bylo bo dal mi do zrozumienia ze jest zajety ale widac bylo ze strasznie go do mnie ciagnie Umowilismy sie wszyscy na kolejna impreze na ktorej juz jego dziewczyny nie bylo bo nie mogla isc...no i tak jakos zaiskrzylo Potem 3 dni przed moim wyjazdem przesiadywal u mnie oczywiscie jak tylko mial wolna chwile. Duzo rozmawialismy...o jego zwiazku i wogole... bylam zalamana nie chcialam jechac bo wiedzialam ze musze go zostawic i na dodatek nie samego!!! Po moim wyjezdzie utrzymywalismy kontakt telefoniczny. A po dwoch tygodniach oznajmil ze rozstal sie z dziewczyna bo nie moze tak zyc...bo kocha mnie !!!Wtedy wpadlam na pomysl zeby do mnie przyjechal no i jest tu ze mna juz 1,5 roku i jestesmy bardzo szczesliwi!!!!! Juz po zareczynach i z wyznaczona data slubu!!!! I widzicie wszystko stalo sie za sprawa jakiegos przeznaczenia bo jak go poznalam to mial byc w pracy ale nie poszedl,a gdyby poszedl...wszystko potoczylo by sie inaczej...W sumie tez decydujac sie na jego przyjazd nie wiedzialam jak to bedzie bo przeciez praktycznie sie nie znalismy ale teraz wiem ze to byla najlepsza decyzja mojego zycia i tyle szczescia co mi daje moj ukochany zycze kezdemu!!!!!!!!
napisał/a: Patka2 2007-01-03 14:48
Ja mojego G poznałam w sierpniu przez internet na pewnych randkach a teraz jest styczeń i już sie zaręczyliśmy i wiem że to ten z którym chce być.
napisał/a: Belay 2007-01-19 10:26
Dawno temu (to były moje początki w liceum, więc jakieś 8 lat temu) natknęliśmy się na siebie gdzieś w sieci. Od słowa do słowa, okazało się, że mieszkamy jakieś 50m od siebie, więc zaczęliśmy mówić o sobie "sąsiedzi". J. zaproponował, żebym przyszła na kawę, a ja niewiele myśląc, ubrałam się i przyszłam.

Stojąc pod Jego drzwiami byłam przerażona trochę. Szłam do mieszkania obcego mężczyzny, więc nic dziwnego, że czułam się odrobinę skrępowana. W końcu nie wiedziałam, co mnie tam spotka.

Wtedy po raz pierwszy w życiu piłam czarną kawę (była ohydna - teraz mogę to powiedzieć :) ). Siedzieliśmy na przeciwko siebie i rozmawialiśmy o różnych rzeczach, gdy nagle J. napomknął coś o swojej Żonie. Zbiło mnie to z tropu, ale ja o to nie pytałam, a On się nie wychylał, choć oczywiście tego nie ukrywał. Miałam ochotę zwiać stamtąd, gdy tylko dowiedziałam się o tym, że mieszka z Żoną i Jej synem z pierwszego małżeństwa.

To było wówczas nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. Odniosłam wtedy wrażenie, że ma mnie za smarkatą idiotkę. Nie liczyłam na kolejne spotkanie, ale długo nie mogłam o Nim zapomnieć.

Mijałam Jego okna, gdy szłam do szkoły, więc codziennie zerkałam w ich stronę i zastanawiałam się co robi, jak się czuje i czy jest szczęśliwy z Żoną. Wiele razy chciałam przejść przez Jego bramę, licząc, że "niby przypadkiem" się na Niego natknę... ale brakowało mi odwagi.

Jedno sobie wówczas obiecałam - On kiedyś będzie Mój.

[center:40dfff363a]♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥[/center:40dfff363a]

W lipcu 2005, kolejny raz natknęliśmy się na siebie w sieci, pod innymi nickami. Historia jakby się powtórzyła. Z tym, że od dawna nie mieszkał z Żoną, właśnie kończył związek z jakąś inną kobietą, miał inną pracę - i generalnie wiele się w Jego życiu zmieniło...

Wróciłam właśnie z wakacji, miałam chandrę i od kilku dni nie wychodziłam z łóżka. J. napisał mi wtedy, że ma w domu pieczonego kurczaka i pyszną sałatkę. To był strzał w dziesiątkę. Od jakiegoś czasu bowiem, chodził za mną kurczak...

Była północ, a ja mimo późnej pory, ubrałam się i poszłam. Spotkaliśmy się na rogu - prawie Go nie poznałam. Bardzo schudł, miał okulary, dłuższe włosy... podobał mi się bardziej niż kilka lat temu. Super nam się rozmawiało, więc ustaliliśmy, że jeszcze się spotkamy...

On znowu wyjechał na statek. Ja z powrotem pojechałam do Piaseczna. Któregoś dnia, dotarło do mnie, że cholernie za Nim tęsknię i postanowiłam napisać mu o tym SMS`a... - nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że od teraz będę tęsknić za Nim każdego dnia...

Po moim i Jego powrocie, zadzwonił i powiedział, że zarezerwował dla mnie cały dzień i nie mogę Mu odmówić. Byłam w siódmym niebie, więc szybko poskładałam się w sensowną całość i wyszłam, by się z Nim spotkać...

Pełnia lata, słoneczny dzień, zimne piwo, tłum ludzi i My... jakby oderwani od rzeczywistości. Nie istniało dla mnie NIC, poza Mężczyzną siedzącym na przeciwko... tak bardzo wtedy chciałam, by mnie pocałował... i w końcu to zrobił.

Od tamtej pory, trzymając się za ręce, razem idziemy przez życie...

Ehhh... wzruszyły mnie własne wspomnienia ♥♥♥
napisał/a: Patka2 2007-01-19 13:30
piękne
napisał/a: samsam 2007-01-19 13:46
Bardzo ładna opowieść.
napisał/a: motylek5 2007-01-19 21:53
małę swatanie, ale jakże udane :)
napisał/a: kobietka Swiss 2007-01-24 14:08
Ja swojego faceta poznalam droga internetowa(wiele ludzi nie wierzy w milosc przez internet-ale to ich sprawa).Dzielila nas odleglosc 150km-Rafal-woj.slaskie ja woj.opolskie
Nasza znajomosc zaczela sie przez jedna rozmowe telefoniczna....Bylo to tydzien przed Walentynkami..Przed spotkaniem bylismy juz nie rozlaczni.Ciagle telefony do siebie,smsy(w tajmnicy powiem ze przez miesiac znajomosci wyslalismy do siebie lacznie okolo 3500sms-ow i rachunek byl sporo wiekszy...ale co sie nie robi dla milosci.. )Telefon byl ze mna wszedzie tak jak i On....Gdy bylam w sklepie,gdy jadlam obiad,bralam prysznic czy mierzylam ciuszki....On i jego cieply glos byl wszedzie.Nawet bajki opowiadalismy sobie wieczorami przez tel.
Dzien po Walentynkach przyszla pora sie spotkac.Umowilismy sie wieczorem dokladnie pod mym domem.Caly dzien przymierzalam ciuszki...Gdy zadzwonil telefon i Rafal powiedzial ze juz jest pod mym domem moje cialo ogarna dziwny dreszcz.Wyszlam z domu i wsiadlam do jego auta...Na samym poczatku dostalam od niego czerwona roze i srebrny pierscionek w ramach spoznionych Walentynek...Potem zaprosil mnie na kolacje do pieknego hotelu i tam pijac szampana spedzilismy na rozmowach i przytulaniu calutka noc...Potem spotykalismy sie juz co dwa dni a kazda godzine nie widzac sie urozmaicalismy sms-ami i telefonami do siebie...
Rafal potrafil wsiasc w auto i w czasie pracy przyjechac do mnie 150km tylko po to aby mnie pocalowac i chwile pobyc razem..
Wiem ze to niektorym moze sie wydac glupie ale ja uwazam ze to wlasnie jest dowod na to ze milosc przez internet istnieje to raz,oraz na to ze jestesmy sobie przeznaczeni...
Do dzis,a jestesmy juz ze soba prawie rok i mieszkamy zagranica odwiedzamy ten hotel w ktorym przezylismy wspaniale chwile mimo ze jak sie potem okazalo to hotel jego przyjaciela...
Teraz 14.02.2007 mamy zarzeczyny no i powoli myslimy o slubie(oczywiscie w naszym hotelu)....
Uwazam ze bylo to wspaniale spotkanie ale najwspanialsze jest zycie z nim...
napisał/a: kasia_b 2007-02-04 22:48
Eh aż wstyd sie przyznać jak to było
No jak to bywa w tych czasach poznaliśmy sie na gg - ja jeszcze podłączona modem On dopiero co zapoznawał się z działaniem sieci a tym bardziej gg . Byłam jego pierwszą osobą na gadu do której się odezwał. I tak gadaliśmy pon - 2 godz, wt- do 2, środa do 3 w nocy i tak czas upływał, a wszystko było na tyle kosmiczne, że jak pisałam do niego to miałam wrażenie, że ktoś za mną stoi i widzi co pisze bo odpisywała to samo - ten sam tok myślowy na wiele tematów
Los chciał, że wolna chata u mnie była - co jest zjawiskiem BARDZO rzadkim, i przez nadchodzący weekend byłam sama w domu; w czwartek została zaproszony na wieczór w piątek. On widział moje zdj ja Jego nie. Nadszedł piątek - przyszedł - powiedziałam Mu "już cie nie puszczę" i pozostał na długo. Znaliśmy się z widzenia bo oboje z tego samego miast ... Przyszedł o 19 było gorąco mimo 7 grudnia i trzeba było sie już tylko ubrać wyszedł o 2 ... Następnego dnia wyjeżdżałam do wawy na kilka dni - nie chciałam jechać ale mnie zmusił - nie chciałam bo żal brał serce, że kogoś takiego zostawiam. Los chciał, że wróciłam wieczorem tego samego dnia i znów przyszedł a czas do 2 upłynął nie wiadomo kiedy ....
Jesteśmy bardzo nietypową para dwóch świrów-wariatów, porozumiewamy się czasem w dość nietypowy sposób dla innych - czasem wulgarnie to może wyglądać ale My wiemy, że jest inaczej bo przecież 5 lat byśmy nie wytrzymali Razem
no i tak pozostał przy mnie - jesteśmy razem 5 lat i taka z nas para z ogromnym sentymentem do gg
teraz planujemy ślub i pozostało nam :
napisał/a: Kinia 2007-02-04 23:08
Bardzo fajny poczatek znajomosci
kasia_a napisal(a):Eh aż wstyd sie przyznać jak to było
Nie przejmuj sie zaden wstyd
napisał/a: kasia_b 2007-02-04 23:19
Kinia dzięki
A jak tak czytam te wszystkie historie, to aż dziw bierze, że teraz ludzie to tylko sie przez net poznają - ale może to i dobrze najpierw poznajesz wnętrze a później wygład - więc jak coś ma zaiskrzeć tak się stanie

PS.
Właśnie ostatnio tzn. wczoraj wspominaliśmy jakie te Nasze początki były kosmiczne ... eh Miłośc nie pojęta to rzecz ...
napisał/a: kawaii2 2007-02-05 11:08
nas poznala koleżanka na 1 roku studiów, Ania ;) Ją sama poznałam w pierwszym dniu pobytu na Uczelni, i tak się złożyło ze do dziś wspólnie wychodzimy na imprezy i jeździmy na sylwestra. W. pochodzi z jej miejscowości.
Ania zaczęła mi opowiadać o moim słonku jakiś tydzień przed naszą wspólną pierwszą imprezką na Rynku (w Krk), jeszcze w październiku 2003. I z samego tego opowiadania, ja się zakochałam w moim skarbie ;)
Po pierwszym spotkaniu, juz wiedziałam, że coś z tego może być, choć z imprezy wyszłam wcześnie. Ale potem była kolejna, i kolejna. Na drugiej imprezie W. trzymał mnie za rękę.
Naciągnęłam go na linuksa :D "potrzebowałam" kogoś, kto mi zainstaluje to cuś i wytłumaczy parę rzeczy. I to był strzał w 10 :) Wspólnie już (dalej w gronie przyjaciół) spędziliśmy Andrzejki. Po jednej imprezce (to było chyba nasze trzecie spotkanie) na disco, zaprosiłam go do teatru na musical. Odwiózł mnie autkiem pod domek i pierwszy raz pocałowałam go - ja :D
Bałam się wtedy strasznie, czy dobrze, że się z nim spotykałam, bo właściwie nie znaliśmy się jeszcze dobrze. Musiałam czekać 5 dni na następne spotkanie, i 21. listopada byliśmy już razem ;) Powiedział mi to w Parku, było biało od śniego, a wokół mnie latały jakieś robaczki świętojańskie (chyba mi sie zdawało).
W sumie po miesiącu znajomości (po jakichś 4 wspólnych spotkaniach) staliśmy się parką (ku uciesze naszych wspólnych znajomych ;) ).