Się czepnę trochę. ;) Reakcje organizmu, uczucia itd, są poza Twoją kontrolą, więc sobie możesz nie chcieć i nie myśleć. I nie mówię tu żadnym niewiadomo czym, tylko o tych drobnych rzeczach właśnie.
Poza tym raczej się nie czeka, bo się nie chce tego zrobić. Się chce zrobić, tylko w określonym momencie. ;) I trzeba mieć bardzo silne argumenty, które nie upadną w chwili kryzysu, bo wtedy raczej się nie myśli, że się wcale nie chce
Jak mozna wtedy nie uprawiac seksu z ta osoba, ktora nas tak szalenie pociaga, dla ktorej stracilismy totalnie glowe, o ktorej myslimy 24h na dobe?
Ja co prawda nie czekałam do ślubu, ale swój pierwszy raz miałam kiedy byłam absolutnie pewna, że to jest facet, z którym spędzę życie no i tak się stało. Przed tym wiele razy miałam ochotę pójść na całość, ale wiedziałam, że będę tego do końca życia żałować i żałowałabym, bo zauroczenie szybko mija, a prawdziwa miłość będzie trwać. Takie jest moje zdanie. Oczywiście mogło się różnie z moim związkiem potoczyć, różne kłody pod nogi nam się toczyły, ale jakoś to nas jeszcze bardziej zbliżyło zamiast rozdzielić.
No nie mowie, zeby po tygodniu znajomosci od razu isc ze soba do lozka ale z drugiej strony wg mnie za dlugie czekanie zabija namietnosc. Nie wierze, ze po kilku latach seks bedzie taki sam jaki bylby na poczatku kiedy dwie osoby najmocniej na siebie dzialaja.
Absolutnie czekanie nie zabija namiętności, wręcz przeciwnie. A co do drugiej części pytania ostatnio pytałam się męża, czy teraz tak samo go pociągam jak na początku naszej znajomości, to powiedział, że zawsze tak samo, nic się nie zmieniło. Raz ma większą ochotę raz mniejszą, ale zawsze na niego działam i jeśli chodzi o moje odczucia to jest bardzo podobnie, chociaż u mnie zmieniło się to, że wiem, że o wszystkim mogę mu powiedzieć, każdej fantazji itd i wiem, że nie usłyszę nic niemiłego, wcześniej bałabym się w ogóle fantazjować, a co dopiero o tym mówić
Reakcje organizmu, uczucia itd, są poza Twoją kontrolą, więc sobie możesz nie chcieć i nie myśleć.
tak, pierwsze reakcje są poza naszą kontrolą. Ale to od Ciebie zależy co dalej z tym zrobisz. Chcesz się męczyć to baw się tymi reakcjami ;)
Poza tym raczej się nie czeka, bo się nie chce tego zrobić. Się chce zrobić, tylko w określonym momencie. I trzeba mieć bardzo silne argumenty, które nie upadną w chwili kryzysu, bo wtedy raczej się nie myśli, że się wcale nie chce
na jedno wychodzi. Chcesz to zrobić to najlepszy argument polegnie. I bardzo dobrze. Po co się męczyć.
Reakcje organizmu, uczucia itd, są poza Twoją kontrolą, więc sobie możesz nie chcieć i nie myśleć.
tak, pierwsze reakcje są poza naszą kontrolą. Ale to od Ciebie zależy co dalej z tym zrobisz. Chcesz się męczyć to baw się tymi reakcjami ;)
Ja właśnie nie mówię o celowym bawieniu się reakcjami (to dopiero musi być masochizm.. ), tylko o tych pierwszych. Albo tych, które się po prostu pojawiają z niczego, bo czasem wystarczało, że spojrzał, albo przytulił (a przecież przytulał miliardy razy i było ok) Raczej ciężko byłoby być ze sobą w ogóle na siebie nie patrząc. Nie mówię, że od razu miałam ochotę się na niego rzucić i zgwałcić, ale coś tam się w człowieku budziło i bywało bardzo silne.
Poza tym raczej się nie czeka, bo się nie chce tego zrobić. Się chce zrobić, tylko w określonym momencie. I trzeba mieć bardzo silne argumenty, które nie upadną w chwili kryzysu, bo wtedy raczej się nie myśli, że się wcale nie chce
na jedno wychodzi. Chcesz to zrobić to najlepszy argument polegnie. I bardzo dobrze. Po co się męczyć.
Wiem o co Ci chodzi, ale właśnie nie wychodzi na jedno. :P Ja nie mogę powiedzieć, że nie chcę, a mimo tego, tego nie robię, z powodów, o których wcześniej pisałam. Jeszcze bardziej niż na seksie zależało nam na czymś innym. A że było ciężko? Cóż. Coś za coś. ;) Czy czekanie powinno być tylko dla tych, którym to lekko przychodzi i którzy nie odczują czekania? Ja z perspektywy czasu się bardzo cieszę, że się męczyłam i nie czuję się gorsza, że czułam się tak, a nie inaczej. Tak jak jesteśmy ponad 5 lat razem, to w całym związku te najbardziej męczące dwa lata były jednocześnie najlepszym czasem, właśnie dzięki temu, że tak walczyliśmy o postanowienia i trwaliśmy mimo, że w pewnym momencie kompletnie nie widziało się sensu. Pojęcia bym nie miała o takiej sile własnego faceta i o tym, że jest aż tak niesamowity, gdyby nie te dwa lata. Zawsze o tym wiedziałam, ale nie myślałam, że aż do tego stopnia. Naszej relacji sprzed "walki" i po "walce" się w ogóle nie da porównać.
tylko o tych pierwszych. Albo tych, które się po prostu pojawiają z niczego, bo czasem wystarczało, że spojrzał, albo przytulił (a przecież przytulał miliardy razy i było ok)
i te impulsy tak Cię męczą?
Dobrze, że są, przynajmniej wiadomo, że jesteśmy zdrowymi ludźmi. Pomyśl jak bezsensowne byłoby poddanie się w tych dwóch najgorszych latach. Tyle czasu zmarnowane + złamanie siebie. Wiesz, że z Twoim facetem możesz konie kraść. Nie zawiódł kiedy jego ego, jego dobro bywało dla niego najważniejsze. To samo z Tobą. Ale Ty to wszystko wiesz.
Ja z perspektywy czasu strasznie się cieszę, że czekaliśmy. Nic nam nie uciekło a bardzo dużo zyskaliśmy.
Czy czekanie powinno być tylko dla tych, którym to lekko przychodzi i którzy nie odczują czekania?
tak jak odmawianie sobie cukierków kiedy nie lubię cukierków.
tylko o tych pierwszych. Albo tych, które się po prostu pojawiają z niczego, bo czasem wystarczało, że spojrzał, albo przytulił (a przecież przytulał miliardy razy i było ok)
i te impulsy tak Cię męczą?
Tak. Tzn inaczej, same impulsy nie (albo nie zawsze). Impulsy w połączeniu z naszą ówczesną sytuacją, o której długo by pisać, męczyły mnie [się sama ocenzuruję: pip pip] BARDZO. Dlatego mówię, że w grę wchodzi jeszcze masa innych rzeczy, nie tylko silna wola i panowanie nad sobą. Byłoby pięknie, gdyby tylko o to chodziło. ;) Bo potem wchodzi taka zbłąkana owca, naczyta się, że wszystkim idzie super, takie to lekkie, łatwe i przyjemne, patrzy na siebie i zastanawia się, co z nią jedną jedyną jest nie tak, skoro robi wszystko tak jak mówią. To jest chyba jeszcze gorsze niż sama trudność czekania.
Dobrze, że są, przynajmniej wiadomo, że jesteśmy zdrowymi ludźmi. Pomyśl jak bezsensowne byłoby poddanie się w tych dwóch najgorszych latach. Tyle czasu zmarnowane + złamanie siebie. Wiesz, że z Twoim facetem możesz konie kraść. Nie zawiódł kiedy jego ego, jego dobro bywało dla niego najważniejsze. To samo z Tobą. Ale Ty to wszystko wiesz.
Hm no ja z byłym czekalam i jak widać jest juz byłym mimo wszystko :P z obecnym nie czekaliśmy i w sumie trudno mi powiedzieć co mialoby mi to dać, bo wcześniej tego nie "dostałam", więc i teraz nie widzialam sensu... A hm, że tak powiem skąd osoby czekające mają pewność, że ich partner tu z nimi czeka, a że jednocześnie nie zaspokaja się w inny sposób, żeby poradzić sobie z silnym popędem, bo to w końcu taki wiek? Oczywiście nie podejrzewam o nic Waszych mężczyzn, tylko pytam z ciekawości. Opiera się to po prostu na zaufaniu, czy coś jeszcze wchodzi w grę?
Hm no ja z byłym czekalam i jak widać jest juz byłym mimo wszystko :P
Dlaczego "mimo wszystko"? Nikt tu nie sugerował, że jak z kimś czekasz, to masz gwarancję, że z nim ten ślub weźmiesz.;) Właśnie w drugą stronę, po to czekasz, żeby to był mąż, a nie ten, który myślisz, że będzie kiedyś Twoim mężem.
A hm, że tak powiem skąd osoby czekające mają pewność, że ich partner tu z nimi czeka, a że jednocześnie nie zaspokaja się w inny sposób, żeby poradzić sobie z silnym popędem, bo to w końcu taki wiek? Oczywiście nie podejrzewam o nic Waszych mężczyzn, tylko pytam z ciekawości. Opiera się to po prostu na zaufaniu, czy coś jeszcze wchodzi w grę?
To nie była moja decyzja, tylko wspólna. Znam jego zdanie na ten temat. Co ma innego jeszcze wchodzić w grę? Zainstalowanie kamer, świecenie jakimś ultrafioletem w poszukiwaniu śladów?
Fajnie, ze sporo ludzi podchodzi tak do spraw seksu i zwiazkow. Ja tez bardzo dlugo czekalam, swoj pierwszy raz przezylam w wieku 23 lat. Dzis mysle, ze mozna sobie w zyciu pozwolic na troche wiecej i czerpac z niego ile sie da i tak tez to robie :) Oczywiscie dla kazdego czerpanie z zycia oznacza co innego. Pisze tylko o sobie.