Konkurs "Drobne przyjemności"

napisał/a: NATIK999 2009-08-12 12:23
Ostra pasta z awokadao na czarnym chlebie...mniam mniam mniam...:D
Awokado ma to do siebie, że smakuje świetnie, mimo, że samo w sobie jest dość mdłe. Jednak jego maślana konsystencja sprawia, że sprawdza się świetnie w postaci różnych past. Uwielbiam awokado w sałatkach, na kanapkach w postaci guacamolole, z serkiem, przyprawami i innymi dodatkami. Równie dobre są rolki sushi tak zwane monomaki z awokado i ostrym wasabi.
Ta zielona kolorystyka zawsze WPRAWIA MNIE W DOBRY NASTRÓJ. Jakoś zimą i wczesną wiosną wyjątkowo brakuje mi zieleni i ratuję się daniami z sałaty, zielonego groszku, bobu lub fasolki. Jakoś kolor ten działa na mnie kojąco i wprawia w dobry nastrój.
Zimą awokado często jest w promocyjnych cenach i można nabyć całkiem ładne owoce nawet w cenie 3 złotych za sztukę. To zachęca do eksperymentowania a warto, bo można poszaleć z różnymi dodatkami i z kilku owoców stworzyć cała paletę past w tym ostre, łagodne, intensywne w smaku i zapachu.
Ostatnio przygotowałam lekko serową pastę z awokado o ostrym smaku za sprawą proszku wasabi. Gdy kupujemy wasabi w sklepach z orientalną żywnością możemy wybierać pomiędzy proszkami i pastami różnej jakości. Podpowiem, że im bardziej intensywna w zielonym kolorze, tym jest lepsza. Zazwyczaj kupuję proszek, po dodaniu odrobiny wody powstaje cudowna, ostra i wyrazista w smaku pasta. Oczywiście jest nieodzownym elementem sushi ale po dodaniu do rozdrobnionego awokado stanowi fantastyczną pastę kanapkową. Życzę poprawy usposobienia przez pieszczenie podniebienia!
napisał/a: illa 2009-08-12 16:07
Dla ciała i ducha... Dla zmysłów pobudzenia i wyobraźni rozbudzenia...

Rankiem bladym, gdy słońca promienie pierwsze przez okno nieproszone, choć mile widziane, wpraszają się w domu naszego skromne progi...
Wybiegam na łąkę, boso by bosko się poczuć...
Poranna rosa w pantofelki srebrzyste moje stopy przyozdabia, wiatr fantazyjnie czesze moje włosy...
Z Natury Matką zaprzyjaźniam się czule i pełnią życia oddycham...
napisał/a: Marcjanna 2009-08-12 16:19
Kiedy poziom mojego zadowolenia z życia osiąga kelvinowskie zero, wyjmuję z szuflady fioletowy brulion, sięgam po ulubione pióro, siadam w bujanym trzeszczącym fotelu i zaczynam pisać. Żaden tam pamiętnik czy wymyślne klątwy Tworzę postaci, wymyślam scenerie, opisuję w najdrobniejszych szczegółach dowolną osobę. Nieraz jest to zmodyfikowane wcielenie mojego wroga lub przyjaciela, czasem po prostu coś, co odciągnie moje myśli od smutnych rozważań. Ważne jest to, bym nagle znalazła się w innym wymiarze, zdystansowała do problemów, być może odpłynęła w słodką krainę, gdzie wszystko jest możliwe dzięki mojej wyobraźni i kreślonym turkusowym atramentem słowom... Kiedy wyleję z siebie cały smutek (czyli kiedy koleżanka Wena mnie opuści), brulion ląduje z powrotem w szufladzie. Być może kiedyś ktoś opublikuje te moje klecidła, a może już na zawsze pozostaną one tylko moją prywatną odskocznią od melancholii, lekiem na całe zło ......
napisał/a: nali14 2009-08-12 16:56
Co robię, gdy jest mi smutno, kiedy szukam jakiegoś sposobu na poprawę nastroju?
Usiłuję przekonać się, że jeszcze nie osiągnęłam totalnego dna, że naprawdę, nie jestem w najgorszej sytuacji, że inni mieli znacznie gorzej.
Polecam obejrzenie filmu "Titanic". Bo czym jest przypalona przy prasowaniu bluzka czy problemy w szkole z tragedią setek ludzi? W bardzo szerokiej skali problemów, moje są naprawdę gdzieś na szarym końcu. To naprawdę poprawia humor, uwierzcie!
Co dalej?
Jem czekoladę ( serio, w takich chwilach nie przejmujcie się dietą!) w hurtowych ilościach, słucham melancholijnej muzyki (jest piękna, no i pobudza do płaczu, a płacz kobiecie pomaga!).
Wiecie co też poprawia humor? Powyżywanie się na własnym facecie - niech choć jeden raz w życiu to on skacze wokół nas, spełniając wszystkie moje zachcianki, a co:)
No i ostatni, niezawodny sposób, taki zwyczajny,a taki skuteczny - sen... Chowam się pod kołdrą, a po godzince czy dwóch budzę się jak nowo narodzona. Poza tym, podczas snu "urywam" się z mojego szarego świata i przenoszę się w inny, lepszy:)

Polecam wypróbować - 100 % skuteczności:D
napisał/a: barbar 2009-08-12 18:00
Zakładam jedwabną bieliznę, chłodny dotyk gładkiego jedwabiu pod ubraniem sprawia mi zmysłową przyjemność przez cały dzień. W letnie deszczowe dni zdejmuję buty i boso chodzę po trawie, wieczorem wcieram w stopy aromatyczny balsam, a poranki umilam sobie filiżanką świeżo zmielonej kawy z dodatkiem kardamonu.
napisał/a: dzo83 2009-08-12 18:27
Każdy ma swoje problemy większe lub mniejsze , niektóre proste do rozwiązanie inne ... bardziej skomplikowane. Niektóre z Was mają przyjaciółki z którymi mogą pogadać, zapomnieć a może nawet i rozwiązać problem . Ja natomiast wsiadam do samochodu i jadę prosto przed siebie, jadę gdziekolwiek obojętnie czy to las, łąka, jakieś pole, jezioro wazne bym była sama , żebym mogła sobie popłakać w samotności- bym mogła odetchnąć, pozbierać myśli i nabrać sił by rozwiązać swój problem, bym znowu mogła cieszyć się życiem i móc cieszyć się życiem.
depecha
napisał/a: depecha 2009-08-12 20:31
zawsze jak mi smutno i źle i oczywiście jak tylko mam tę możliwość.. przytulam się do mojego faceta, którego bardzo kocham..
to jedna z tych przyjemności, których nie oddałabym za nic..
napisał/a: cassabdra 2009-08-12 21:30
„To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie to znaczy, że ktoś bzyka. A jedyny powód bzykania, jaki ja znam, to ten, że się jest pszczołą. A jedyny powód, żeby być pszczołą, to ten, żeby robić miód. A jedyny powód, żeby robić miód to ten, żebym ja go jadł.” (A.A.Milne)

To tylko jeden z miliona powodów , dla których tak często wracam do tej książki. Bo chyba nikt nie pozostanie obojętny wobec wywodów poczciwego Puchatka. Od razu cieplej robi się na ser duchu. Gwarantuję, że Szajka ze Stumilowego Lasu potrafi zaleczyć niejedne smutki. Na moje- pomaga zawsze.

Ps. A „Jesienna deprecha” zespołu Kury to taka moja prywatna terapia błyskawiczna. Stale mam ją wgraną na MP3, bo poprawia mi nastrój za każdym razem, niezależnie od pory roku. A kto nie zna- niech żałuje i się smuci……..
napisał/a: edka0077 2009-08-12 22:24
Kiedy dopadają mnie smuteczki maluję paznokcie na jakiś fajny kolor, smaruję ręce gęstym kremem i zakładam bawełniane rękawiczki… A potem wystawiam twarz do słońca i czytam zaległe książki.
Kiedy smuteczki nadal nie chcą mnie opuścić rozpuszczam włosy i kręcę sobie loki albo zmieniam kolor na czekoladowy… A potem idę do kina albo umawiam się na kawę z kimś kogo lubię…
A kiedy i to nie pomaga chwytam się ostatniej deski ratunku: piekę tort maślany z kremem nutellowym albo gotuję zwykły kisiel z pokruszonym ciastkiem… A potem spryskuję me ciało mgiełką ulubionych perfum i zapraszam na „ucztę” mego mężczyznę, dając mu jednocześnie możliwość stania się moim osobistym psychoanalitykiem... Jego „racjonalne argumenty” i słodycz deseru w moich ustach sprawiają, że z chwili na chwilę rośnie moja wiara w siebie i poczucie, że jestem „najlepsza bez dwóch zdań” :)
Wiele jest sposobów na kobiece smuteczki…. ale chyba najlepsze z nich to… syty żołądek i zakochany mężczyzna:)
napisał/a: Katjen27 2009-08-12 22:35
Hmm, mam sporo takich przyjemnych drobnostek, które wywołują na mojej twarzy uśmiech dookoła głowy :)
Np. kilkuminutowa intensywna gimnastyka - tak, tak, ona skutecznie likwiduje smutki, szlochy, etc. Rzadko kiedy porywam się na fizyczne wygibasy i jeśli już do tego dojdzie, to pękam ze śmiechu na widok własnej nieporadności (poniekąd uroczej, hi hi), zawiązanych na supełek nóg, sprytnie pochowanych gdzieś mięśni, że o wyciągniętych dresach w kwiatki nie wspomnę... A domownicy jaki mają ubaw :)
Druga 'mała wielka' czynność, która sprawia mi mnóstwo przyjemności i odgania nastrój szaro-bury to czytanie - kocham czytać - o Muminach mych kochanych :] Taaak, Muminki (i reszta tej niepowtarzalnej brygady z Małą Mi na czele) są niezawodne, kiedy o poprawę humoru rzecz idzie :)
No i po trzecie; kiedy mam naprawdę fatalny dzionek (ale tak naprawdę fatalny), to przywołuję z zakątków mej pamięci obrazy...mężczyzn w tzw. japonkach, z tym ich dużym i 'rozplaszczonym' zazwyczaj paluchem...Oj, wówczas to jest mi już tłumik potrzebny, bowiem mój śmiech niesie się po okolicy prawie tak donośnie, jak beczenie owiec na hali. A uśmiechy na twarzy namnażają mi się tak intensywnie, jak pączkujące drożdże... :D
napisał/a: kiryczuczek 2009-08-13 08:39
Przyjemność to dla mnie fizyczne doznawanie radości. Świat odbieramy pięcioma zmysłami i dzięki nim właśnie odczuwamy przyjemność.
WZROK
- rzeczy piękne,
- uśmiech na twarzach osób mnie otaczających,
- oznaki szczęścia osób przeze mnie obdarowywanych prezentami,
- gustowne wnętrza,
- kolory tęczy,
- ubrania, błyskotki,
- otaczające krajobrazy;
WĘCH
- aromat porannej kawy,
- zapach szarlotki z cynamonem w wykonaniu mojej babci,
- woń kwiatów od ukochanego,
- zapach perfum ukochanego,
- zapach pieniędzy, bez których trudno żyć;
SMAK
- degustacja dań przygotowanych przez ukochanego;
- czystej wody ze źródełka w górach,
- czekolady i innych łakoci;
SŁUCH
- komplementy z ust ukochanego,
- słowa „kocham Cię” od najbliższych,
- słowa pochwały od szefa,
- uznania od teściowej,
- muzyka płynąca z radio,
- świergot ptaków o poranku;
DOTYK
- czułe dłonie lubego,
- uściski przyjaciół,
- kopniaki maluszka rosnącego pod moim serduszkiem,
- relaksujący masaż w salonie spa.

Przyjemności na kiepski humor można by wymieniać bez końca. Jedno jest pewne: " Przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego". A więc korzystajmy z nich ile wlezie!
beataxxxx
napisał/a: beataxxxx 2009-08-13 10:39
Gdy dopada mnie smutek , co zdaża się każdemu z nas , biorę długą aromatyczną kąpiel , po rozlużnieniu biorę pod pachę książkę i do łóżeczka , opatulam się kołdrą , poczytam troszeczkę i z reguły po jakiejś godzince zły nastrój mija , czuję że zrobiłam coś dla siebie i jest mi z tym dobrze . Żegnaj smutku .