Konkurs "Moja piękna historia"

slawekd
napisał/a: slawekd 2010-10-03 21:22
Witam
Nikt nie napisał, że swojej historii nie może przedstawić mężczyzna, a więc postanowiłem złożyć moją relację.

Jak w większości historii z happy endem początek nie był prosty, a także jak na mój młody wiek zdarzenia potoczyły się stosunkowo szybko. Mając 17 lat w moim życiu pojawiła się postać, która wpłynęła na całe moje przyszłe życie. Pokochałem ją, kiedy tylko pierwszy raz spostrzegłem jej buzię. Miała duże brązowe oczy, mały nosek i uśmiech, który rozweselał moje serce za każdym razem. Tak, to była moja córka. Jednak od tamtego momentu zaczęły się komplikacje. Z partnerką byłem od 2 lat. Wiedziałem, że żeby utrzymać rodzinę musiałem się zmobilizować. Pragnąłem dać im wszystko, co potrzebowały zapewnić pewny byt materialny jak i poświęcić dużo uwagi i ciepła rodzinnego. Nie było to łatwe. Wydawało mi się koniecznym, aby porzucić szkołę i pójść do pracy. Powziąłem ku temu odpowiednie kroki. Długo by wymieniać moje kolejne zawody m.in. tapicer, hydraulik, pracownik sklepu obuwniczego. Jednak najmilej wspominam pracę przy budowie dachu, kiedy to po południu słyszałem piskliwy, ale dość donośny głosik, wyglądając z za rogu dachu mogłem dostrzec żonę z córeczką, która wołając mnie jedną dłonią machała, a drugą wskazywała paczuszkę ze śniadaniem. Po pracy rozweselałem ją teatrzykami z zabawek, tańcem smerfów, a także wycieczkami.

Teraz od urodzin córki minęło 22 lata. Jest już dorosłą kobietą po ukończeniu studiów medycznych, żona jest moją ostoją i jedyną miłością do dziś dzień i mam nadzieje, że jeszcze długo będzie, a ja objąłem stanowisko dyrektora prężnej firmy.

Marząc o sukcesie poprzedzając to dążenie ciężką pracą i zdeterminowaniem, wierze, iż nawet czasem nie spodziewamy się jak wiele możemy osiągnąć.
napisał/a: nemezis_2012 2010-10-03 23:08
Na początku była kreska.

Kreską zakreślałam coraz to nowe kształty.

Kreśliłam to co przyszło mi na myśl, na ścianach obok mojej kołyski, na szkolnej ławce, na murze.

Kreską kiedyś tak bezkształtną(!) sprawiłam, że moje życie dziś maluje się w tysiącach kolorów.

Ot nie! Artystką nie jestem.

Rysuję wyobraźnią plątaninę kresek, po to aby każda z nich mogła tworzyć swoją, odrębną - Beautiful Story..:rolleyes:
napisał/a: ewelka21 2010-10-03 23:44
Marzenia...Te duże i te całkiem maleńkie...Te proste i te odrobinę zwariowane...Te dziecięce i te naprawdę dorosłe...Wszyscy je mamy...Wszyscy do nich dążymy...Wszyscy o nich myślimy...Ale nie wszyscy wierzymy,że naprawdę mogą się spełnić...

Swoje przygotowania zaczęłam już w szkole podstawowej...Olimpiady,konkursy,korepetycje i zakuwanie po nocach.Chciałam być najlepsza.Musiałam...Tylko najlepszych przyjmowano na najbardziej prestiżowe studia prawnicze w Polsce.Studia o których marzyłam już jako kilkuletnia dziewczynka...Studia bez których nie wyobrażałam sobie życia...To właśnie myśl o studiowaniu prawa dawała mi motywację do wszelkiego działania...To ona budowała we mnie wiarę we własne możliwości...To ona dawała siłę na wielokrotne powtarzanie wielu nudnych,historycznych dat...To ona pomagała się skupić podczas wielu godzin nocnej nauki...To ona pozwoliła mi ukończyć podstawówkę z najlepszymi wynikami w szkole...To ona otworzyła mi drogę do najlepszego w mieście liceum...
Ale w Liceum miałam już inne priorytety...Podręczniki do historii i wiedzy o społeczeństwie zastąpiły kolorowe magazyny o modzie i barwnym życiu towarzyskim największych gwiazd światowego kina...Olimpiady i korepetycje ustąpiły miejsca spotkaniom w gronie nowych znajomych,a czas przeznaczony do tej pory na naukę poświęciłam na odwiedzanie modnych nocnych klubów...Problemy w szkole bardzo szybko zaowocowały problemami w domu...Już nikt nie pamiętał o tym,że kiedyś tak bardzo chciałam być prawnikiem...Już nikt nie dopingował mnie w działaniu...Moje dziecięce marzenie o studiowaniu prawa odeszło...Oddaliło się...
Gdy wszyscy spisali mnie już na straty odnalazłam siłę,która pozwoliła mi ponownie walczyć o swoje niespełnione marzenia...Po raz kolejny udowodniłam sobie i innym,że wiara we własne siły czyni prawdziwe cuda...Pokazałam,że warto walczyć o marzenia,które wydają się być zupełnie niemożliwe do spełnienia...Dałam nadzieję tym,którzy już dawno zwątpili we własne siły...
Naprawdę do dziś nie potrafię wyjaśnić tak drastycznej i nagłej zmiany swojego postępowania...Czyżby czuwał nade mną jakiś Anioł Stróż...?

Pełna euforii po znakomicie zdanych egzaminach wstępnych zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu na moją wymarzoną uczelnię.Wtedy stało się coś,czego zupełnie się nie spodziewałam...
,,-Tata stracił pracę...Przykro mi,ale nie wiem czy będziemy mogli Ci teraz pomóc...Przepraszam...-mama ze łzami w oczach próbowała wytłumaczyć mi zaistniałą sytuację...Moje marzenie oddaliło się po raz kolejny...Bałam się,że tym razem na zawsze...
Byłam załamana...W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli...,,Po co to wszystko?No po co?"-zastanawiałam się, ,,-Po co te korepetycje,zarwane noce...?Po co te wszystkie stresy?Po co te nerwy?Po co te wszystkie wyrzeczenia?Po co te rewelacyjnie zdane egzaminy?No po co?Po to tylko abym musiała z nich teraz zrezygnować...?"... Nieustannie płakałam.Najchętniej zamknęłabym się wówczas w czterech ścianach...
Po paru dniach mój smutek jednak minął...Pozbawiona negatywnych emocji zaczęłam patrzeć na to,co się stało nieco inaczej...Zrozumiałam bowiem,że powinnam pokazać moim rodzicom,że dam sobie radę...Powinnam uświadomić ich,że nadal mogę realizować swoje plany...Powinnam zadbać o to,by nie obwiniali się o swoje niepowodzenia...Powinnam zapewnić ich,że brak pieniędzy nie jest w stanie pozbawić nas wiary...Powinnam nauczyć ich,jak walczyć o swoje marzenia...
Zabrałam się do działania...Zgromadziłam potrzebne informacje i dokumenty;złożyłam odpowiednie podpisy a na samym końcu nieśmiało poprosiłam rodziców o poręczenie nisko oprocentowanego kredytu studenckiego.Zgodzili się.
W tym roku spłaciłam już kilka jego pierwszych rat... A moje marzenie?Moje marzenie się ziściło...Teraz mam już kolejne-pragnę zostać sędzią...
napisał/a: AlaT 2010-10-03 23:55
Moja piękna historia ma swój początek w roku 1989. Dowiedziałam się wtedy, że jestem bardzo poważnie chora na serce. Słowa lekarza `Pani serce długo nie wytrzyma`, były dla mnie jak wyrok. Wiedziałam, że zostało mi zaledwie kilka miesięcy życia.
Umierałam.
Umierałam samolubnie, wiedząc, że zostawię na świecie trójkę dzieci i ukochanego męża...
Umierałam i nie miałam na to żadnego wpływu.
Czekałam już tylko na koniec, straciłam wiarę w marzenia i sens życia, przestałam o siebie dbać, przytyłam... Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie doczekam ślubu swojego dziecka, a tym bardziej narodzin wnuka...
Wszystko straciło dla mnie sens w chwili gdy lekarz wypowiedział diagnozę - wyrok.
I wtedy nadeszła wiosna, 1990 roku. Stał się cud, choć lekarze uważali to za niezrozumiałą głupotę i wielki błąd - zaszłam w ciążę, choć cały świat i zdrowy rozsądek były przeciw temu.
Miałam 38 lat, ostrą niewydolność serca i niebezpieczną dla zdrowia otyłość. Lekarze od początku nie dawali mi wyboru, od pierwszego miesiąca ciąży słyszałam, że tego dziecka nie powinno być, jeśli ja chcę żyć, że albo ja, albo dziecko.
Ja jednak uznałam, że nie mam nic do stracenia. Postanowiłam urodzić, ryzykując własne życie, i tak już bardzo zagrożone, dla małej istotki mieszkającej w moim brzuchu...
Madzia urodziła się z początkiem 1991 roku. Zdrowa, śliczna i od pierwszych sekund życia - uśmiechnięta. ;) Prawdziwy, mały cud.
Ale to nie wszystko, jak się okazało, ta ciąża, choć według opinii lekarzy miała mnie zabić - uratowała mi życie. Musiano bowiem, dla ochrony płodu, zrezygnować z silnych leków na serce, które mnie... zabijały! Lekarze dopiero po porodzie zorientowali się, że poprawa mojego stanu zdrowia to efekt odstawienia tych szkodliwych lekarstw. Jak sobie teraz pomyślę... co by było gdybym nie zaszła w ciążę i nie zdecydowała się, wbrew wszystkim, urodzić Madzi?
To jasne. Od 20 lat nie byłoby mnie już na tym świecie.
A jestem! Szczęśliwsza niż kiedykolwiek... ;)
Danie mi nowej szansy na życie zmobilizowało mnie do zmian i do dążenia do spełnienia wszystkich swoich, i moich bliskich, marzeń.
Schudłam ponad 50kg, zaczęłam o siebie dbać, rozwijać swoje zainteresowania, a przede wszystkim... doczekałam się ślubów moich dzieci i 3 wnuków (4 w drodze;)). I kto mi teraz powie, że marzenia się nie spełniają?
Madzia stała się moją najlepsza przyjaciółką, motywuje mnie do ciągłych zmian i dalszego spełniania się w życiu. Jest dla mnie i dla mojego męża wsparciem i symbolem tego, że nigdy nie należy się poddawać.
A w szpitalu, w którym przyszła na świat po dziś dzień nazywają ją Dzieckiem Szczęścia... ;)
Wkrótce moja córka i prywatny cud w jednym, skończy 20 lat. Wyrosła na piękną i mądrą kobietę, dostała się na prestiżowe studia i jest dla nas powodem do dumy... i ciągle uśmiecha się tak samo jak te 20 lat temu na porodówce.
Wkrótce minie również 20 lat odkąd odmieniłam swoje życie i zaczęłam pisać na nowo swoją piękną historię, która trwa, trwa i trwa... i mam nadzieję, że jeszcze długo tak będzie.
Jeśli tylko Jury zechce nagrodzić moją historię, z pewnością udam się z moją Madzią na całodzienne zakupy.
Mamy co świętować!
W końcu zbliża się dwudziestolecie dnia, w którym uwierzyłam, że...
marzenia się spełniają, wystarczy tylko tego chcieć i mocno w to uwierzyć! ;)
napisał/a: agusia32 2010-10-03 23:56
Tyle marzeń przepadło, kiedy w dorosłe życie wkroczyłam,
Entuzjazm dzieciństwa opadł, z tonu trochę spuściłam...
Rodzina, małżeństwo, dzieci, codzienne, zwykłe zmartwienia -
Apatia oraz marazm - wynik mojego zmęczenia.
Z niewiarą patrzyłam w przyszłość, byłam kurą domową,
Aż rozpoczęłam swoją przygodę "wizerunkową" :)
Z pomocą przyjaciółek - kobiet tak przebojowych,
Etap rozpoczęłam wielkich przemian życiowych!
O figurę zadbałam - basen, siłownia i joga
Narty? Rolki? No pewnie, przecież jestem tak młoda!
I do pracy ruszyłam, koniec z bieganiem po domu
Gdy mnie nie ma - o dziwo! - nie dzieje się krzywda nikomu!
Dużo jeszcze mam marzeń, grzecznie w kolejce czekają
Jestem żywym przykładem, że one się spełniają :)

bella63
napisał/a: bella63 2010-10-04 19:35
K O N I E C
napisał/a: eveline22 2010-10-07 14:54
Zacznę od tego że w wieku 19 lat urodziłam córkę,mieszkaliśmy kątem u teściowej swoja maleńką kawalerkę remontowaliśmy,mój jeszcze wtedy narzeczony nie pracował,brakowało na życie a co dopiero do remontu,wieczne kłótnie z teściową...
Przeprowadziliśmy się już na swoje córka rosła ciągle nam brakowało pieniędzy,znalazła się praca,skromny ślub,garstka gości,obiad weselny.Wszyscy nam mówili kiedy drugie dziecko,no ale po co mieszkamy w maleńkiej kawalerce więc nie pomieścimy się.Zaczełam brać tabletki antylkoncepcyjne.Po prawie 3 latach brania pigułek jak nigdy zapragnełam mieć drugie dziecko a najlepiej bliźniaki no ale cóż nadal mieszkamy w kawalerce pieniędzy malutko,na czynsz nie wystarcza...a co tam tak zarzekałam się że już nigdy nie będę miała dzieci,wstawanie w nocy,ząbkowanie,kolka,cholera ja chcę drugie dziecko!! W między czasie mąż stracił pracę wpadliśmy na pomysł założenia własnego biznesu,po roku przeprowadziliśmy się z kawalerki do 4 pokojowego mieszkania na przepięknej,cichej dzielnicy,jeden samochód,drugi,trzeci wreszcie nowy z salonu,drogie ubrania,perfumy.W ciąże nadal nie zaszłam,więc wypadałoby się wybrać do lekarza,przepisał leki,monitoring cyklu,po kilku miesiącach intensywnego leczenia skierował nas do kliniki leczenia bezpłodności.Ja już nie moge patrzeć na kobiety w ciąży,na bobasy w wózkach,nie mogę czytać o porzuconych noworodkach bo rozszarpałabym te paskudne babska,Boże czemu jesteś taki niesprawiedliwy?! Jednym dajesz mimo tego że nie chcą-wyrzucają...a mi....łzy same płyną.Dobijają mnie te ciągłe pytania córki "mama kiedy będziemy mieć bobaska,masz już bobaska w brzuszku?"Najgorsze jest podczas obiadu rodzinnego"Dlaczego nie jesteście we czworo? Macie już wszystko czemu jeszcze nie doczekałam sie wnuka?"
W klinice padło podejrzenie guza mózgu,mężowi jeszcze nie powiedziałam...i nie prędko to zrobię








Aktualizacja


Ostatnie badania prolaktyny po dwóch latach są książkowe,za ok 2 tyg prawdopodobnie dowiem się że zostałam drugi raz mamą:)
Marzenia się spełniają,czasem trzeba im troszkę pomóc
napisał/a: magdalena_em 2010-10-07 20:11
Hej. Wiecie może co z wynikami? Będą dziś/jutr czy kiedy?
hadec
napisał/a: hadec 2010-10-08 09:06
napisał/a: ~Ona12345 2010-10-08 17:07
Gratuluje zwycięzcą i zazdroszczę wygranej :)
napisał/a: kamikaze 2010-10-25 15:17
....