Wygraj zestaw bosko pachnących kosmetyków!

napisał/a: koliber31 2014-08-27 18:24
Ta historia przydarzyła się już jakiś czas temu żeby nie powiedzieć dawno ale ja nadal dobrze ją pamiętam. To było w wakacje. A każde wakacje spędzałam u mojej babci na wsi. Kochałam tam spędzać każdą wolną chwilę. Mieszkając w mieście, w blokowisku nie znajdowałam tylu możliwości do zabawy jak u mojej kochanej babci. Codziennie chodziliśmy w pole, często zbierałam porzeczki by następnie zawieź je na skup. I to z dziadkiem - traktorem:) Lubiłam karmić kury, zaglądać do kurnika, podrzucać psom resztki z obiadu ale najbardziej lubiłam zabawy w stodole. Zaprzyjaźniłam się z kolegą i jej siostrą którzy mieszkali obok domu mojej babci. Spotykaliśmy się codziennie a że było to w wakacje to widzieliśmy się praktycznie od samego rana do wieczora z przerwami tylko na jedzenie:) Czasem dziadek nas straszył myszami w stodole, że tam ciemno, niewygodnie, że siano kłuje ale nam to w ogóle nie przeszkadzało - zabawa w stodole to było to! Najbardziej lubiłam gdy dziadek przynosił świeże siano - czasem była tam taka sterta że sięgała aż na samą górę stodoły. Wyobrażacie sobie zabawę w takim stogu siana? Fikołki, skakanie, rzucanie się sianem albo ‘’tylko’’ leżenie na takiej górce sprawiało frajdę. Zabawa była przednia i babcia musiała kilka razy wręcz nakrzyczeć na nas byśmy nareszcie przyszli choć na chwilę do domu zjeść obiad. Bawiliśmy się tam codziennie we trójkę - ja, mój kolega sąsiad i jej młodsza siostra. Do dziś nie rozumiem czemu mój młodszy brat nie podzielał mojego zachwytu nad pobytem na wsi. Przyjeżdżał o wiele rzadziej. Nie wie co traci - myślałam wtedy :) Zabawy i ‘’wygłupy’’ w stodole to była nasza codzienna rozrywka. Któregoś dnia, kiedy siana było naprawdę dużo umówiliśmy się że dzisiejszą noc prześpimy w stodole. Babcia nie chciała się zgodzić, próbowała wybić nam ten pomysł z głowy ale my się upieraliśmy - poza tym mieliśmy cały dzień żeby ją przekonać do tego pomysłu. Bawiliśmy się w najlepsze aż w pewnym momencie zauważyłam że nie mam swoich okularów. Rozglądałam się na wszystkie strony ale nie mogłam ich znaleźć. Od razu zaczęły się poszukiwania. Najgorsze było to, że te okulary miałam dopiero od tygodnia. Stare już nie nadawały się do niczego, rodzice poszli do optyka i zamówiliśmy moje nowe, wymarzone a co najważniejsze dobrze dopasowane okulary. Baliśmy się że przypadkowo po prostu staniemy na nich i pękną – zdjęliśmy więc buty i w samych skarpetkach, już lekko spanikowani szukaliśmy okularów. Mój sąsiad, najstarszy z nas chciał zawiadomić moją babcie ale bojąc się konsekwencji postanowiliśmy z tym zaczekać. Na szczęście był dzień więc w miarę było widno. Szukaliśmy w najlepsze lecz nigdzie nie było moich okularów. Byłam bliska płaczu. Przerzucaliśmy siano z jednej kupki na drugą i pewnie niechcący jeszcze bardziej oddalaliśmy się od ich znalezienia. Teraz wiem dobrze co znaczy powiedzenie szukać igły w stogu siana, mimo że okulary trochę większe od przysłowiowej igły. Może i większe ale też znacznie cenniejsze. Nie przelewało nam się - nowe okulary to był spory wydatek dla moich rodziców. Zapłakana, głodna, zmęczona szukałam moich okularów. Nigdzie ich nie było. Usiadłam zrezygnowana i już chciałam wracać skruszona do babci gdy przed oczami ktoś wymachiwał moimi okularami. Mój kolega, sąsiad je znalazł. Leżały na sianie sporo dalej. Pewnie niechcący wcześniej przerzuciliśmy je wraz z kupką siana. Szczęśliwa rzuciłam mu się na szyję. Były całe. Wydawało mi się wtedy że w tej stodole, w sianie znalazłam najprawdziwszy skarb. Głodni ale zadowoleni wróciliśmy do domu na obiad. Chwilowo miałam dość stodoły więc tę noc przespaliśmy w domu ale za parę dni wróciliśmy tam na zabawę ale ja już bardzo uważałam na to co mam na sobie i na swoim nosie. Tę przygodę pamiętam do dziś i myślę że nie prędko zapomnę. Uśmiecham się dziś na jej wspomnienie. Gdy tylko zobaczyłam ogłoszenie o konkursie wiedziałam ze muszę się z Wami tym podzielić
napisał/a: justynarojek 2014-08-27 19:07
Uwielbiam nierutynowe przygody w zeszłym roku wraz z siostrą poleciałyśmy do Turcji. To piękny kraj , pełen niespodzianek, kolorów i zapachów. Mogłybyśmy z siostrą leżeć na leżakach i delektować się słońcem, obie jesteśmy niespokojnymi duchami i takie leżenie nie jest dla nas.Postanowiłyśmy więc zwiedzić okolice, wsiadłyśmy do lokalnego busa i pojechałyśmy zwiedzać ,nie spisałyśmy sobie jednak numeru busa. Zwiedzanie tak nas wciągnęło ,że nim się spostrzegliśmy nadszedł wieczór. Trzeba było wracać no i wsiałyśmy do busa, jak się okazało nie naszego.Wylądowałyśmy w jakimś polu, nie znając języka ani adresu hotelu. Normalnie horror. Na szczęście udało nam się zaczepić jakiegoś chłopaka ,który podwiózł nas do naszej miejscowości.Tam już znalezienie hotelu okazało się pestką. Kładąc się na hotelnym łóżku obie odetchnęłyśmy z ulgą. Po czasie przygoda była nierutynowa jednak więcej już takich przygód nie chcemy.
napisał/a: MonikaWS 2014-08-27 20:06
Moja nierutynowa wakacyjna przygoda. I mało powiedziane chyba bardzo nierutynowa przygoda.
W te wakacje pojechałam ze znajomymi popływać na żaglówce. Była ładna pogoda, chodź wiał słaby wiatr. Koledzy zaczęli śpiewać, później wychylali się do tyłu, plecami nad wodę, a razem z nimi cała łódź. Obleciał mnie strach…W pewnym momencie zerwał się silny podmuch wiatru, który zaczął naszą „Merry” który zaczął gnać jak szalony. W myślach widziałam już czarny scenariusz. Modliłam się tylko, aby on się nie sprawdził w rzeczywistości. Nie bardzo wiedziałam co robić. Lekko zdezorientowana nie słuchałam sternika, plącząc się pod nogami bardziej doświadczonych osób z załogi. Wciąż słyszałam "lewy szot foka wybierz" albo "balast! Balast! Wszyscy na prawą burtę", ale jakby nie docierało to do mnie, zacisnęłam oczy i starałam się utrzymać równowagę. W końcu jednak sternikowi udało się opanować łódź. Na jego polecenie kilka osób z załogi zwinęło żagle, wiatr osłabł, a łódka leniwie sunęła wśród fal. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Cieszyłam się, że już po wszystkim i że nikomu nic się nie stało. Dalej było już spokojnie. Wszyscy weseli, wzięli się za śpiewanie i rozmowy. Od czasu do czasu znajomi straszyli mnie wrzuceniem do wody, czy czymś podobnym. Nie zważałam na to. Śmiałam się do rozpuku razem z resztą załogi. Po opuszczeniu „Merry” poszliśmy coś przegryźć. Ten dzień był na prawdę świetnie. Byłam bardzo szczęśliwa, że mogłam go tak przeżyć. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła przeżyć podobną przygodę.
napisał/a: folly 2014-08-27 20:42
Moja przygoda wakacyjna miała miejsce 15 lat temu ale do dziś ją pamiętam..To były moje pierwsze wakacje z koleżanką bez rodziców.Pojechałyśmy szaleć i relaksować się do Mielna nad morze.Nocleg miałyśmy u koleżanki babci w Koszalinie ale całe dnie miałyśmy zamiar leżeć na plaży a wieczorem ,,korzystać z życia".Pamiętam że na te wakacje odkładałyśmy każdy grosz, żeby niczego sobie nie żałować i żeby to były niezapomniane wakacje. No nieezapomniane one zostały..już pierwszego dnia przegrałyśmy a raczej dałyśmy się nabrać naciągaczą w gre w kubki, która polegała na wskazaniu pod którym kubkiem jest biała kulka..no takie proste..a wygrać mogłyśmy jeszcze raz tyle ile wyłożyłyśmy. Więc my głupie, naiwne wyłożyłysmy wszystko co do grosza iiiii...przegrałyśmy. To było straszne rozczarowanie, rozpacz, koniec długo wyczekiwanych wakacji ale i dobra lekcja pokory i nauczki.
napisał/a: alonek 2014-08-28 00:02
Moja nierutynowa historia z wakacji odbyła się niedawno, kiedy to uzbierałam sobie pieniądze na wyjazd a nie wybywałam z domu przez kilka lat. Chciałam jechać ze znajomymi na miły pobyt ale koleżanka robiąc mi nadzieje olała mnie delikatnie pisząc. Po wylanych łzach wzięłam się w garść i postanowiłam spontanicznie spakować plecak i wybrać się na podróż wokół moich okolic. Zwiedziłam wiele pięknych miejsc, robiąc masę zdjęć. Pokonałam swoją nieśmiałość nie przejmując się innymi i zrozumiałam kto jest prawdziwym przyjacielem martwiąc się o mnie gdzie jestem. Dla mnie to była nierutynowa przygoda ponieważ niespodziewane decyzje potrafią zmienić życie.
napisał/a: julinej 2014-08-28 10:01
Wakacyjne przygody są najlepsze, najpiękniejsze i najcudowniejsze :) Postanowiłam więc przeżyć wakacyjną przygodę po raz kolejny. Byłam ciekawa i podekscytowana, "co wydarzy się tym razem?" - myślałam. Na wakacje pojechałam z siostrą. Postanowiłyśmy wypożyczyć rowery i udać się na przejażdżkę. Dojechałyśmy do przedziwnej polany, gdzie stały 2 stoliki drewniane i krzesła. Na środku jednego z nich stał prezent. Nikogo nie było dookoła, więc postanowiłyśmy go rozpakować. W środku znajdowało się podwójne zaproszenie na wieczorną imprezę na plaży. Postanowiłyśmy pójść na nią. Wyszykowane ruszyłyśmy na imprezę życia. Na miejscu było cudownie, do czasu, gdy DJ wymówił moje imię i zaprosił na drinka. Tak to ja mu wpadłam w oko i to od niego to zaproszenie. Randka życia zaliczona, romantyzm na maxa:) Przygoda życia przeżyta, a przystojniak mój :)
napisał/a: izabela_77 2014-08-28 12:24
5 lat bez wakacji i wreszcie całą rodziną mówimy dość! Wyjeżdżamy, choćby tu w okolice! Wybór pada na Świeradów Zdrój. Pakujemy się wszyscy radośnie i z euforią jedziemy do pensjonatu. Pierwsze kroki kierujemy na Stóg Izerski - najważniejszy szczyt w Izerach :) Humory dopisują, choć pogoda nie aż tak bardzo... Idziemy i nagle.... nie wiem jak to się stało - przejechałam butem po wystającym, śliskim korzeniu drzewa. Noga majtnęła mi tak niefortunnie, że zaczepiła o kolejny korzeń - tym razem wierzchem. Bólu w zasadzie nie czułam, tylko zobaczyłam, że rozcięły mi się spodnie. Podwijam nogawkę - a tam rana cięta aż do kości (swoją drogą - ciekawy widok!). Oczywiście - o dalszej wędrówce nie było mowy. Trzeba było szukać chirurga, który zaszyje ranę i da zastrzyk przeciwtężcowy. Dalszy ciąg urlopu spędziłam w łóżku, bo jednak noga pulsowała bólem, a organizm walczył ze szczepionką. No ale rodzinka nie może powiedzieć, że nie wyjechała na wakacje ;)
napisał/a: requiem29 2014-08-28 12:32
Wakacje to czas, gdy staramy się zrzucić zbędne kilogramy, ja również praktykuje lub praktykowałam ten zabieg do czerwca tego roku. Kiedyś jeździłam codziennie rowerem, byłam szczuplutka jak patyczek. Los chciał, że rower odstawiłam w piwniczny kącik i zajadałam się pysznościami, słodkościami i innymi smakołykami. Po takich zimowych seansach z jedzonkiem przytyło się mi tu i ówdzie. Postanowiłam na nowo ukochać mój rowerek i na początku czerwca wyruszyłam w rowerową trasę wraz z najlepszą przyjaciółką. 10 km od domu los chciał, że rower wyzionął ducha i zeszło powietrze z przedniego koła.. cóż.. no zdarza się.. przyjaciółka dotrzymała mi towarzystwa idąc na pieszo razem ze mną.. 10 km w samo południe ciepłego lata z ciągniętym rowerem bez powietrza w kole to nic przyjemnego.. ale ważne , że z przyjaciółką ;] Dociągnęłyśmy mój rower do wulkanizacji, gdzie został reanimowany, poklejony i napompowany. Drugiego dnia z naprawionym rowerem mym udałyśmy się ponownie w trasę rowerową.. Ciężko nazwać to pechem i przypadkiem, bo 12 km od domu tym razem koło z tyłu najzwyczajniej zdechło.. historia lubi się powtarzać ale cóż... ponownie dociągnęłam rower do wulkanizacji, gdzie został podobno poklejony, napompowany, gotowy do jazdy... Do trzech razy sztuka prawda? Zasiadłyśmy na nasze rowerowe konie dnia kolejnego.. 18 km od domu z obu kół zeszło powietrze.. Potraficie sobie wyobrazić jak ciężko ciągnie się rower bez powietrza w kołach, żwirowym poboczem w samo południe, w upalny dzień? Tak.. to nic przyjemnego.. Obraziłam się na mój rower śmiertelnie.. od czerwca ma karę i stoi w ciemnej piwnicy.. Może kiedyś mu wybaczę, że tak ze mnie zadrwił, ale jeszcze nie teraz, nie teraz...
napisał/a: toomeek 2014-08-28 12:37
Moja przygoda miała miejsce w tym roku, kiedy to będąc w polskich górach od rana był upał, słońce paliło niemiłosiernie. Wybierając się więc na kilka godzin w podróż na Szrenicę nie przewidywaliśmy zmian pogody. Prawo Murphy'ego, jak zwykle, zadziałało... W połowie pieszej wędrówki rozpętała się burza, praktycznie znienacka, jak to w górach. Biegiem po śliskich kamieniach przy może 10 stopniach temperatury w krótkich spodenkach i cienkiej bluzce. Skręcona kostka, przemoczenie i ciągły deszcz. Na szczęście minęli nas turyści z zagranicy, którzy byli odpowiednio ubrani, widząc co się dzieje, zaoferowali pomoc, płaszcze przeciwdeszczowe, które mieli na zapas, ciepły koc. I tak wywiązała się przyjaźń, krótkotrwała niestety, bo tylko do czasu zejścia z góry.
Angel1090
napisał/a: Angel1090 2014-08-28 12:59
Wakacje w tropikach?... słabe
randka z nieznajomym?... oklepane

Nie ma nic niezwykłego w powyższych sytuacjach.
Bo wyjechać za granicę i prażyć się na piaszczystej plaży mogę co roku.
I nieznajomych spotykam na co dzień...

Moją nierutynową wakacyjną przygodę zafundował mój mąż.
Zawsze wiedział, że chciałam skoczyć na bungee.
Zrobił mi niespodziankę dokładnie w pierwszą rocznicę ślubu.
To był prawdziwy odlot!
Zero rutyny, same mocne doznania! ;)
napisał/a: memos 2014-08-28 13:10
To była nie tylko przygoda wakacji, ale i całego życia. Ja, poukładana i trzeźwo myśląca matka, żona, córka itd. Od rana biegająca w szpilkach, garsonce i pełnym makijażu, dałam się namówić ukochanemu na wyjazd pod namiot. Kompletna głusza, zero cywilizacji, bez dostępu do netu i telefonu. Zamiast gorącej kąpieli w wannie pełnej piany - kąpiel w zimnym jeziorze, zamiast wygodnego łóżka i satynowej pościeli - śpiwór i chłodne noce. I co najdziwniejsze - sama nie mogłam uwierzyć - tak mi się to spodobało, ze za rok, żaden Egipt czy Hiszpania - bierzemy namiot i znów jedziemy w to samo miejsce. Dopiero tam poczułam, że żyję. Odpoczęłam, nabrałam sił i energii. A co najważniejsze - na nowo zbliżyliśmy się z mężem - to było jak drugi miesiąc miodowy - polecam każdemu.
napisał/a: enzii25 2014-08-28 15:17
Tegoroczne wakacje obfitowały w wiele nietypowych historii. Na dniach pewnego miasta wygrałam z koleżanką za 10 zł torebkę różnych bibelotów - spinki, długopisy, ołówki, dzbanuszek z modeliny, gumka z doczepianymi włosami etc. Na dodatek, za wymyślone hasło reklamujące mieścinę otrzymałyśmy prześcieradło zamiast obiecanej pościeli. Jak podzielić się takim gadżetem? Żadna z nas nie chciała jej zatrzymać, bo miała brzydki kolor i wyglądała jak wyposażenie wnętrz z czasów "za Gierka".
Kolejne wydarzenie miało miejsce w nadmorskim kurorcie. Chciałam wyrzucić butelkę od szampana, gdy nagle zauważyłam nadjeżdżający wóz policyjny. Nie spożywałam alkoholu w miejscu publicznym, jednakże wystraszyłam się i uciekłam. Schowałam się w nieczynnym pubie. Okazało się, że ruszył za mną pościg. Na szczęście, zostałam jedynie wylegitymowana.