Wygraj zestaw bosko pachnących kosmetyków!

napisał/a: olcia719 2014-08-28 16:13
"Ahoj przygodo!" - mówiłam codziennie, praktycznie sama do siebie, spoglądając dość niefortunnie umalowanym kątem oka w sypialniane lustro. I faktycznie - dni, gdy mało się działo, praktycznie nie istniały w moim letnim kalendarzu. A to podróż autostopem, gdzie znaczniej więcej - tak w proporcjach 6:1 - było do czynienia ze słowem "stop" niż "auto"; a to nocowanie na polach, łąkach i innych, sprzyjających bólom pleców, osadach. Nie obyło się też bez zgubienia bagażu, a tym samym cząstki własnego "ja", w postaci starej mapy i stalowego kubeczka - z rzeczy materialnych i tysiąca człowieczych myśli - z tej drugiej kategorii. Głęboko w pamięć zapadła pioruniasta burza spędzona w samym środku lasu; konieczność zrobienia czegoś na podobieństwo domku na drzewie, tyle że - dzięki Bogu - na ziemi; i walka, by każdy następny dzień, zaliczyć można było do tych "do przeżycia" - i to pod każdym względem. Jakże miło było wracać do murowanego domu, z ciepłą wodą w kranie, lodówką wypełnioną smakołykami i internetem, gdzie przeglądarka znów pokazała ulubiony i długo oczekiwany napis: polki.pl. ;)
napisał/a: evragiggs 2014-08-28 16:15
Uwielbiamy z mężem spędzać wolny czas aktywnie, dlatego dużo jeździmy na rowerach po jurze krakowsko-częstochowskiej, gdzie mieszkamy. Staramy się robić sobie długie wycieczki, podczas, których poznajemy nasz region. Zamki w Mirowie, Bobolicach, Ogrodzieńcu, góra Zborów, skały w Rzędkowicach to piękne miejsca, które przyciągają do siebie i prowadzą do nich bardzo dobrze oznaczone szlaki rowerowe. W czasie jednej z naszych weekendowych wypraw rowerowych, gdy wracaliśmy ze Złotego Potoku w lesie pośrodku niczego przebiłem oponę. Niestety jak się okazało, przez swoje gapiostwo zostawiłam zestaw do szybkiej naprawy roweru w domu. Mój mąż, okazał się jak zwykle zapobiegliwy, bo zawsze ma ze sobą scyzoryk, który służy nam między innymi w czasie zbierania grzybów, do ich przycinania,by nie naruszyć grzybni. Po wspólnej burzy mózgów ustaliliśmy, że łatkę na dętkę będzie stanowiła guma ze środka kapsla z butelki napoju owocowego, który mieliśmy ze sobą. Odkręciliśmy koła, wyjęliśmy dętkę, w miejsce przebicia, przyłożyliśmy okrągłą gumkę z kapsla. Wyciągnięte ostrze scyzoryka zaczęliśmy podgrzewać zapalniczką, a scyzoryk trzymaliśmy przez rowerową rękawiczkę. Gumka z kapsla szybko zaczęła przywierać do dętki pod wpływem gorącego ostrza scyzoryka. Trzeba było to robić delikatnie i być uważnym by nie uszkodzić dętki. Łata była na tyle wytrzymała, że pozwoliła nam dojechać do kolejnego miasteczka, gdzie zakupiliśmy dętkę i mogliśmy bez obaw kontynuować powrót do domu. Przyznaję, że sposób na naprawę dętki w stylu MacGyvera, do którego podeszliśmy bez większej wiary, ale udało się go dzięki scyzorykowi zrealizować i dzięki temu mamy do opowiadania nierutynową wakacyjną historię, która wydaje się nieprawdopodobna, ale wydarzyła się naprawdę. Scyzorykiem, który wyposażony jest również w korkociąg, po powrocie do domu otworzyliśmy wino, by uczcić nasz powrót. Życzyliśmy sobie, by więcej nas nie spotkała taka historia, bo drugi raz możemy nie mieć tyle szczęścia.
napisał/a: polson 2014-08-28 20:03
31 lipca wsiadłam do pociągu razem ze swoim chłopakiem i wyruszyliśmy nad morze. Cel podróży był dokładnie określony, bowiem jechałam tam, aby spełnić jedno ze swoich marzeń. Cała nasza wyprawa była bardzo męcząca, ale ja czułam sie spełniania. Mój chłopak może niekoniecznie, bo podsumował to "jechałem 8 godz.i wracałem 8 godz.by spać na dworze". Jednak pokolei. Gdy dotarliśmy do Jastarni po długiej podróży, było juz grubo po 23. Nie było szans na znalezienie noclegu. A ja, należąca do osob, które lubią przygody i szaleństwo(choć co dzien tego nie widać) nie zarezerwowalam żadnego pokoju. Dlatego tez wylądowaliśmy na noc na plaży. Bez namiotu, na szczęście ze śpiworami. Było cholernie zimno, wiatr nas nie oszczędzał, ale widok gwiazd wszystko mi wynagradzał. Jednak to co najważniejsze w naszej podróży miało miejsce 1 sierpnia. Totalnie wymeczeni, śpiący zaledwie godzinkę może dwie w ciagu nocy, zaraz po wchodzie słońca ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu lotniska na ktorym...miałam skoczyć ze spadochronem. Byliśmy grubo przed czasem, dlatego tez zdrzemnelam sie jeszcze na pobliskiej ławce,a przed 11 wróciliśmy na lotnisko. A wtedy zaczęło sie juz to na co czekałam cały rok- krótka instrukcja, przypomnienie jak wszystko bedzie wyglądać(nie potrzebowałam kolejnego szkolenia, bowiem rok wczesniej w dniu swoich 18 urodzin także skakałam ze spadochronem, jednak nie nad morzem). Potem wsiadłam do samolotu i wznieślismy sie na wysokość 4 km. Widok- magia, nie da sie opisać. Kiedy wyskoczyliśmy ze samolotu uśmiech nie znikał mi z twarzy. Trudno to opisać słowami, trzeba to po prostu przeżyć. I zapewniam- nikt nie pożałuje. Emocje, piękne widoki, spełnienie marzeń i poczucie czystej wolności.
napisał/a: IskierkaO 2014-08-28 20:13
Wakacyjna ,nierutynowa przygoda...
Dla mnie to było przezwyciężenie największego strachu jakim jest lęk wysokości.Kocham góry i kiedy tylko mam trochę wolnego czasu wyjeżdżam w ukochane zakątki aby tam schować się przed troskami i kłopotami,odcinam się od wszystkich aby powrócić ze zdwojona siłą.Tak się złożyło ,że w miejscu gdzie odpoczywałam nad głową "pływał" ogromny balon,który coraz niżej zbliżał się do ziemi aby w końcu usiąść na zielonej polanie.Ciekawość moja była na tyle mocna,że poszłam bliżej aby zobaczyć co się stało.Jak się okazało był to tylko rutynowy przelot instruktażowy z mistrzami baloniarstwa.Po rozmowie zaproponowali mały przelot ,niestety strach przed wysokością sprawił,że nie chciałam nawet myśleć o tym,jednak z drugiej strony bardzo chciałam wnieść się do nieba.Kiedy kopuła balonu pomału napełniała się ciepłym powietrzem ,powiedziałam sobie raz kozie śmierć.W ostatniej prawie chwili powiedziałam tak i nie wiem kiedy znalazłam się w koszu.Kurczowo trzymając się brzegu kosza i rękawa jednego z mistrzów wniosłam się ku niebu.Wrażenia były niesamowite,cisza zaskakiwała a serce moje biło jak szalone.To była przygoda,którą będę pamiętać bardzo długo.W czasie tego lotu wrażenia są tak wspaniałe ,że mój lęk się gdzieś schował i nie wyłaził do końca lotu.Nie sądziłam ,że kiedykolwiek pozbędę się tego panicznego strachu
napisał/a: cherry1977 2014-08-28 21:04
Moja niezapomniana wakacyjna, na dodatek "zwierzęca" przygoda miała miejsce w rumuńskich Karpatach w drodze autem do Bułgarii. Pokonywaliśmy ją przez wiele godzin- bo nie dość, że milion zakrętów i bardzo wysoko, to najpierw- na jedynej asfaltowej drodze prowadzącej przez góry szło przed nami, obok nas, za nami ponad tysiąc!!! owiec, prawie ocierały się o bagażnik samochodu i były oswojone jak psy. Gdy wreszcie poszły za pasterzem na pastwisko, ni z gruszki ni z pietruszki na asfaltowej drodze pojawiła się niedźwiedzica z niedźwiedziątkiem...- struchlałam, a ona...jak tresowana stanęła i poczekała z małym, aż przejedziemy... Z wrażenia nie byłam w stanie sięgnąć po aparat. Potem to już tylko kozioł biegający na środku drogi chciał nam pokrzyżować szyki, ale mu się nie udało...
napisał/a: ewisz 2014-08-29 10:34
W tym roku kolejny raz odwiedziłam Egipt - kraj faraonów.
Postanowiłam, że te wakacje muszą być niezapomniane, więc wybrałam rejs po Nilu, aby jak najaktywniej spędzić czas. Udało mi się zwiedzić najważniejsze zabytki Luksoru, Edfu, Kom Ombo oraz Asuanu. Jednak niesamowitą przygodę przeżyłam na wycieczce fakultatywnej w Luksorze. Wybraliśmy się na przejażdżkę dorożkami po mieście późnym wieczorem. Kiedy wsiadałam do dorożki wraz z przyjaciółmi, dorożkarz zaprosił mnie na miejsce obok niego. Nie ukrywam, że się trochę zestresowałam, bo mało tego wręczył mi lejce. Nigdy w życiu nie prowadziłam auta, a co dopiero takiej dorożki i to jeszcze z pasażerami z tyłu. Przed wyjazdem dużo czytałam o egipskich kierowcach, o tym, że tam na drodze nie istnieją żadne zasady i wszędzie słychać klaksony. W końcu ruszyliśmy. Ja bardzo niepewnie kierowałam dorożką, a wokół mnie było mnóstwo lokalnych busów i aut. Na szczęście po chwili wiedziałam co jest grane. Koń, którym kierowałam był posłuszny i spokojny. Przejeżdżaliśmy przez wielki bazar, na którym było mnóstwo lokalnych ludzi. Przez cały czas uśmiechali się do nas, machali - byliśmy dla nich atrakcją, a oni dla nas. Czegoś takiego nigdy nie doświadczyłam! Na koniec zabrano nas do baru na herbatę z hibiskusa i palenie shishy. To była fantastyczna przygoda. Oprócz tego wybraliśmy się też do wioski nubijskiej niedaleko Asuanu, gdzie jechałam na wielbłądzie, pisałam w miejscowej szkole na tablicy swoje imię po arabsku oraz obdarowałam dzieci cukierkami i zrobiłam sobie pamiątkowe zdjęcia z nimi.
napisał/a: marta1693 2014-08-29 17:17
Moja zdecydowanie nierutynowa, wakacyjna przygoda miała miejsce kilka lat temu, kiedy to jako 15-letnia dziewczyna postanowiłam w tajemnicy przed rodzicami wyjechać nad morze. W podróż udałam się wraz z koleżanką, z którą to planowałam ten wyjazd w najmniejszych szczegółach od ładnych kilku miesięcy. Moi rodzice natomiast myśleli, że jestem u koleżanki kuzynki ;)
Kiedy przyszedł dzień wyjazdu byłyśmy bardzo podekscytowane, bo marzyłyśmy o pierwszych samodzielnych, dwutygodniowych wakacjach.
Pierwsze dwa dni były faktycznie bajeczne. Trzeciego postanowiłyśmy wieczorem zaszaleć i iść na dyskotekę. Obowiązkowy był oczywiście makijaż, żeby wyglądać nieco doroślej i ciuchy jak na wielkie wyjście, a nie nadmorską potańcówkę. Toteż kiedy zjawiłyśmy się pod namiotem, w którym puszczano muzykę, szybko zainteresowało się nami dwóch chłopaków - po dwudziestce. Na początku rozmawialiśmy, tańczyliśmy i ogólnie było miło... aż nagle spostrzegłam, że nigdzie nie widzę koleżanki, ani chłopaka z którym tańczyła. Zaczęłam jej szukać, poszłam do toalety, ale nigdzie jej nie było. Zdenerwowana sięgnęłam do kieszeni po telefon i wtedy doznałam szoku, bo nie miałam ani telefonu ani portfela. Podbiegłam do baru i zgłosiłam kradzież. Wtedy wyciszono muzykę i przez mikrofon poinformowano, że poszukiwane są zaginione rzeczy i jeśli ktoś je znajdzie i się zgłosi to dostanie darmowego drinka. Krótko po tym, zobaczyłam biegnącą w moim kierunku koleżankę, całą zapłakaną i roztrzęsioną. Okazało się, że chłopak z którym tańczyła, zaciągnął ją za namiot i próbował zgwałcić. Na szczęście udało jej się uciec.
Co nie zmienia faktu, że ja zostałam bez pieniędzy i bez komórki. Obie byłyśmy ogromnie przestraszone i pragnęłyśmy znaleźć się bezpiecznie w domu, to też koleżanka zadzwoniła do rodziców, powiedziała im całą prawdę i poprosiła żeby po nas przyjechali. Było nam strasznie głupio, że okazałyśmy się tak niedojrzałe, ale przysięgłyśmy, że nigdy już tak nie postąpimy. Po przyjeździe rodziców, zgłosiliśmy sprawę na policję, ale niestety sprawcy nie wpadli w ręce wymiaru sprawiedliwości.
Po miesiącu od całego zajścia, pojechałyśmy wspólnie z rodzicami nad jezioro i choć nie było tam dużo atrakcji, które interesowałyby nastolatki, to mimo wszystko były to jedne z najpiękniejszych wakacji.
Dziś całą historię wspominamy z uśmiechem, ale wtedy przeżyłyśmy chwilę grozy, która mogłaby się bardzo źle skończyć, gdyby nie odrobina szczęścia. Często opowiadamy to jako przestrogę dla aktualnych nastolatków, którym wydaje się, że choć chodzą jeszcze do gimnazjum to już są bardzo dorośli. Ale zapewne oni też "zmądrzeją" i zrozumieją wiele rzeczy dopiero gdy przybędzie im trochę lat ;)
napisał/a: chmura99 2014-08-30 12:07
Przygód we wakacje miałam bez liku,
noszę je ze ze sobą w wakacyjnym koszyku.
Kiedyś tam w czerwcu się zauroczyłam,
cała w skowronkach po prostu byłam.
Bo chłopak był fajny, bardzo pomocny,
był przy mnie nawet, gdy waliły się mosty.
Zbierał mi kwiaty na lipcowej już łące,
a wieczorami piekł bułeczki gorące.
Przy nim rozkwitłam, się roześmiałam,
że mógłby przede mną paść na kolana.
A on z poważną miną mi rzekł,
że przy mnie każdy facet by zdechł.
Łzy w oczach stanęły, drzwi mocno walnęły.
Gdy kartkę zmieniłam już na sierpniową,
czekałam na przygodę całkiem już nową.
I choć zapomnieć nie mogłam wciąż,
wspomnienia mnie gryzły jak jadowity wąż...
To nadszedł dzień taki niezapomniany,
gdy przyszedł on jakby trochę skrępowany.
Pierścionek pasował jednak idealnie,
wszyscy się na nas patrzyli uważnie.
A on zabrał mnie w taką przygodę życia,
która niezmiennie trwa nawet do dzisiaj.
Każde wakacje spędzamy razem,
niedługo pochwalę się wspólnym okazem...
A gdy maluszek będzie już z nami,
będziemy we trójkę przyjaźnić się z przygodami!

:)
napisał/a: jaga12Xj1 2014-08-30 17:04
Ja spędziłam swoje wakacje na działce przy grillu najbardziej drażniły Mnie tam wieczorne roje komarów które nas gryzły okropnie
napisał/a: nadinka07 2014-08-30 19:48
To był już ostatni dzień wakacji. Spędziłam je razem z przyjaciółmi nad polskim morzem w Międzyzdrojach. Zachód słońca lśnił na horyzoncie, mewy bawiły się w berka a morskie fale rytmicznie uderzały o brzeg. Ten ostatni wieczór wolności postanowiłam spędzić samotnie. Chciałam pożegnać się z Bałtykiem, który kochałam od dzieciństwa. Na plaży było pusto i cicho. Gdzieniegdzie kręciły się zakochane pary, wpatrzone w romantyczne widoki. Zdjęłam buty i z radością zamoczyłam nogi w lodowatej wodzie. Wokół mnie pływały wodorosty i maleńkie muszelki. W oddali zobaczyłam jasne światełko. Pomyślałam, że to na pewno latarnia morska wysyła sygnały dla spóźnionych rybaków. Przeszłam kilka kroków w jego kierunku i uświadomiłam sobie, że to światełko błyszczy o wiele mocniej niż latarnia. Zaciekawiona dziwnym zjawiskiem zaczęłam biec w jego stronę. Po drodze mijałam ostatnich plażowiczów. Słońce zaszło za chmury i zaczął wiać chłodny wiatr. Znalazłam się na samotnej, dzikiej plaży, daleko od ośrodków wypoczynkowych. Moje światełko leżało jak gdyby nigdy nic na brzegu. Podniosłam je i wtedy okazało się, że to najprawdziwszy bursztyn.
W jego wnętrzu znajdował się przedmiot, którego nie mogłam dokładnie zobaczyć. Potarłam kamień, aby oczyścić go z drobinek piasku. Wtedy w środku zobaczyłam pięknego motyla, który nagle poruszył się i… powiedział ludzkim głosem: „ Zostałem zamknięty w tym kamieniu miliony lat temu i dopiero Ty mnie uratowałaś. Dlatego chciałbym Ci się jakoś odwdzięczyć. Zbliża się ogromny sztorm, którego nie widział nikt od ponad stu lat. Za kilka minut cała dzika plaża zostanie zalana. Grozi Ci wielkie niebezpieczeństwo. Choć ze mną, pokażę Ci najkrótszą drogę do domu.” Wystraszyłam się, ale posłusznie poszłam za motylem, który wyfrunął z bursztynu i świecącymi skrzydłami wskazywał mi drogę. Kilka minut wędrówki po wydmach i zobaczyłam ośrodek a w nim moich przyjaciół, którzy zaczęli się już poważnie niepokoić. Następnego dnia, gdy wyjeżdżaliśmy starzy rybacy opowiadali o najpotężniejszym bałtyckim sztormie, jaki przeżyli. Sztorm podobno wyrzucił na brzeg tysiące bursztynów, na które natychmiast rzucili się turyści. Czy był wśród nich błyszczący bursztyn z gadającym motylem ? Tego zapewne nie dowiem się nigdy, gdyż była to moja nierutynowa wakacyjna przygoda rodem z wyobraźni.;)
napisał/a: malinowaja 2014-08-31 16:58
Moja najbardziej nierutynowa, wakacyjna przygoda miała miejsce na Litwie. Kiedy tam pojechaliśmy, ja z moją przyjaciółką poszłyśmy do lodziarni po lody. Moja przyjaciółka bardziej znała język,dlatego ona nam zamawiała lody. Zapłaciłyśmy,dostałyśmy lody i dostałyśmy resztę na talerzyku. Zabrałyśmy naszą resztę ale nie wiedziałyśmy co mamy zrobić z tym talerzykiem. W końcu położyłyśmy talerzyk na stole i wyszłyśmy. Idziemy sobie i mijamy jakichś chłopaków. Oni do nas krzyknęli "Widać,że Polki". Śmiejemy się z tego do tej pory :)
evelinek13
napisał/a: evelinek13 2014-08-31 17:02
moja wakacyjna przygoda - Mrągowo, piekne mazury i disco pod żaglami :) Poznalam tam chlopaka z ktorym sie zalozylam oczywiscie bedac stu procentowo pewna o swojej racji... i ZONK !! Przegralam :) Pierwszys raz w zyciu z zupelnnie obcym mezczyzna acz kolwiek niezwykle przystojnym i sympatycznym skoczylam na bungee :) MATKOOOO co za adrenalina, co za uczucie :) czulam sie taka wolna... i taka beztroska :) Umowilismy sie za rok na ten sam koncert :) i oczywiscie na wspolny skok :)