Wygraj zestaw bosko pachnących kosmetyków!

napisał/a: mdm1979 2014-09-09 20:32
Tegoroczne wakacje nie tylko były nierutynowe ale i pełne nowych wyzwań,których nieświadoma wraz z przyjaciółką wybrałam się na wieś do gospodarstwa agroturystycznego,które nie tylko pozwoliło mi odetchnąć pełną piersią świeżym powietrzem ale i zakosztować pracy na roli co dla nas "miastowych"było nie lada gratką.I tak z kierowcy samochodu osobowego stałam się pasażerką kombajnu,który pracował na polu gospodarzy.
Z konsumentki kupującej mleko w kartoniku stałam się gospodynią,która jeśli mleko chce pić musi najpierw krowę "Mućkę" wydoić,co było zupełnie niezwykłym doświadczeniem.
Z wiecznie odchudzającej się kobiety żyjacej na sałatkach na dwa tygodnie stając się pełnokrwistą wiejską kobietą pałaszowałam bigos,flaczki i kaszankę a wszytko popijając własnej roboty winem czułam jak pomimo ciężkiego posiłku wyrastają mi skrzydła.
Z elegantki przemierzającej korytarze korporacji na wysokich szpilkach stałam się wiejską dziewczyną ubraną w flanelową koszulę i wysokie buty gumowe idealne do pracy na roli.
Z maniaczki internetowej i telewizyjnej,która życia nie wyobraża sobie bez tych dwóch medii stałam się śpiochem,który po całym dniu pracy pada ze zmęczenia i zasypia zapominając o sprawdzeniu maili i kont społecznościowych.
Wreszcie w te wakacje z wiecznie niezadowolonej i pesymistycznej osóbki stałam się pełną radości,tryskającą optymizmem i radością dziewczyną,która widzi iż w życiu liczy się tylko uśmiech od rana do nocy.
To właśnie tam na tej małej wsi znalazłam spokój w pracy i wytchnienie w codziennych obowiązkach,zapominając o wyglądzie zwracałam uwagę na wnętrze,które po pobycie tutaj stało się znacznie bogatsze i cenniejsze.
Te nierutynowe wakacje stały się dla mnie nauką na całe życie i pokazały jak cenny jest człowiek a nie jego mienie.
Zrozumiałam iż Ci prości ludzie,którzy choć nie mają prostego życia potrafią cieszyć się nim,jak żaden z nas"miastowych"stając się tym samym doskonałym przykładem do nauki życia.
napisał/a: ladymalik 2014-09-09 20:33
Pod koniec pobytu w Egipcie udaliśmy się na pamiątkowe zakupy. Wabieni kolorowymi straganami, wonnymi przyprawami i egzotycznymi towarami, coraz bardziej oddalaliśmy się od centrum. Mój mąż był w swoim żywiole - wytargował mi piękny szal, a potem negocjował cenę suszonego hibiskusa, i gdy pod koniec zakupów sympatyczny Arab zapytał męża, za ile sprzeda mnie. Rozochocony małżonek odparł, że za jednego wielbłąda. Ku naszemu zdumieniu zwierzę szybko się znalazło, a Arab - już nie tak sympatyczny - zaczął rościć sobie prawa do mnie i zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie. To co dla nas było żartem przerodziło się w poważną awanturę z udziałem naszego rezydenta i policji. Dziś śmiejemy się z tej przygody ale nauczyliśmy się, że w obcych krajach lepiej zachować zdrowy rozsądek.
calle
napisał/a: calle 2014-09-09 21:01
Po uroczystej ceremonii, podczas której oficjalnie ogłoszono mnie posiadaczem wykształcenia wyższego, czym prędzej zmieniłam galowy strój na sportowy, a szykowne szpilki na wygodne trampki i udałam się na lotnisko.
Mimo niewielkich opóźnień udało mi się bezpiecznie wylądować na małym lotnisku w Belgradzie i po ponad pięciogodzinnej podróży starym i nieklimatyzowanym pociągiem, w końcu byłam u celu, którym była niewielka, przygraniczna miejscowość - Subotica. To właśnie tam miejsce miał obóz, podczas którego wolontariusze z całego świata, pomagali poszkodowanym w wyniku powodzi.

Wtedy, po raz pierwszy w życiu poczułam, że świat jest pełen dobrych i bezinteresownych osób. Przez 3 tygodnie trwania obozu żyliśmy się niesamowicie. Organizatorzy zapewniali nam różnego typu rozrywki, w których udział brały także dzieci i młodzież z terenów dotkniętych powodzią. Problem bariery językowej po prostu nie istniał, bo najpiękniejszym dziękuję, był uśmiech, który -mimo mieszkania w noclegowniach, czy szkołach - często gościł na ich twarzy.



Oprócz przyjemności, czekała nas oczywiście ciężka praca. Począwszy od wydawania obiadów, przez roznoszenie zebranych podczas zbiórek darów, po malowanie mieszkań czy szorowanie okien. Jednak to wszystko zostało nam w pełni wynagrodzone, przez uściski i całusy ludzi, którzy ponownie mogli zamieszkać w swoich domach.




Ten wyjazd był dla mnie czymś zupełnie nowym, mimo że w przeciwieństwie do zeszłorocznych nie zyskałam włoskiej opalenizny czy patentu żeglarza. Jednak w tym roku, naprawdę czułam się potrzebna, a te nierutynowe wakacje postanowiłam uczynić moją rutyną i zostałam członkinią miejskiego koła PCK, abym mogła być powodem takich uśmiechów częściej. :)
napisał/a: mika19 2014-09-09 22:33
W wakacje, kiedy wychodziłam z psem na spacery dłuższe niż zwykle spotykałam wielu sąsiadów. Poznałam bliżej zwłaszcza dzieci i osoby starsze. Wśród nich była dziewczynka Ania, która miała pieska o imieniu Shrek. Pewnego dnia sąsiadka z bloku zaczepiła mnie na spacerze i mówi do mnie...."jaka ta Ania niegrzeczna!Ja się jej pytam jak na imię ma pies, a ona mi mówi, że srak!" Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, ale wytłumaczyłam sąsiadce, że Ania jej dobrze powiedziała, a piesek to nie srak, a Shrek taka postać z bajki!
napisał/a: agatt 2014-09-09 23:27
Był koniec upalnego lata,

18.09 to dokładnie ta data.

Na 3-ową wycieczkę do Wisły się wybrałam,

Moją przyjaciółkę Izę ze sobą „zabrałam”.

Były to pierwsze wakacje za własne pieniądze,

Wydane już niemal po drodze…

Obie byłyśmy singielkami,

Choć w sercu tęskniłyśmy za chłopakami.

Na płocie przy pensjonacie, pięła się jeżyna,

Która przyciągała pierwszymi owocami, aż śmiała się mina.

Drugiego dnia nie wytrzymałam,

I na owocobranie się wybrałam.

Iza wtedy do wyjścia się szykowała,

A mnie jeżyna sokiem pochlapała.

Niezły ubaw miał chłopak, który tam spacerował,

Chusteczkę w zamian mi podarował.

I choć trochę się zawstydziłam,

Drugiego dnia też przy roślinie się pojawiłam.

Ku mojemu zaskoczeniu, owy chłopak na mnie czatował,

Szczerze poprzedniego dnia oczarował.

Na spacer namówić się dałam,

I w nim od pierwszego wejrzenia się zakochałam.

Od tamtej chwili kilka lat już minęło,

A nam ślub się wzięło!

W podróż poślubną do Wisły pojechaliśmy,

A że nasz ogródek organizowaliśmy, to szczepkę jeżyny zerwaliśmy.

Mały pęd szybko się zakrzewił i rósł wspaniale,

A pierwsze owoce smakowały tak jak wtedy-doskonale.

Co roku nowe pąki się rozwijają,

Które o naszym poznaniu, szczęściu ale i o miłości przypominają!
napisał/a: cecilialind 2014-09-09 23:39
Rok temu wybraliśmy się z narzeczonym na wakacje życia - Tajlandia, Malezja i Singapur. Piaszczyste plaże Tajlandii i ciepłe, niebieskie morze zauroczyły nas od razu. Pewnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę kajakową - podpłynęliśmy statkiem w odpowiednie miejsce, a później wsiedliśmy na kajaki, by na nich cieszyć się piękną pogodą, popijając mleczko kokosowe prosto z kokosa. Pływając blisko mniejszych wysepek mieliśmy okazję podziwiać kraby, jaszczurki, a nawet małpy. Kiedy zrobiło się ciemno wpłynęliśmy do jaskinii i puściliśmy na wodę własnoręcznie zrobione wianki z zapalonymi świeczkami. W wodzie zachwycał świecący plankton. Być może niektórym wycieczka kajakiem nie wydaje się być niezwykła, ale zapewniam - tej daleko było do rutyny :)
napisał/a: pani_migotka 2014-09-10 01:04
Gdyby ktoś mi powiedział że w te wakacje będe wkładała kilo jabłek i śliwek w tyłek ogromnego indyka a potem będę zaszywać jego kuper zapewne bym go wyśmiała....a jednak , ale jest to tylko część historii ... Wybierałam się na koncert pod Krakowem ale nie miałam żadnego noclegu,mój kolega dogadał się wiec ze swoim kumplem żeby mnie przenocował jedną noc (potem miałam dołączyć do swoich znajomych) I oto docieram o 8 rano po 11 godzinach jazdy z nad morza do malowniczego Krakowa na spotkanie z całkiem obcym chłopakiem . Kamil - bo tak nazywał sie ten chłopak, całkiem przystojny w moim wieku , odebrał mnie z dworca i pojechaliśmy do jego mieszkania. Opowiedział mi o imprezie która szykuje sie dzisiaj wieczorem i zapytał czy nie wybrałabym sie z nim, cóż dziwnie bym sie czuła zostajac sama w obcym mieszkaniu wiec zgodziłam się. Impreza miała być w ,, rodzinnym amerykańskim stylu" a typowy amerykański indyk , którego on zobowiązał sie zrobić. Szukaliśmy odpowiednio dużego przez kilka godzin, a kiedy znaleźliśmy zabraliśmy sie do gotowania. Najpierw nadzienie, przyprawy, marynata.... no właśnie marynata, indor powinien sie w niej kisić kilka dni , trzeba było improwizować , wiec poszliśmy do apteki kupiliśmy strzykawkę i zaczęliśmy ostrzykiwać ptaka marynatą. Ja wkładałam jabłka w kuper,Kamil doprawiał sos . Czas włożyć do piekarnika.... ale piekarnik nie ma tacki, pożyczyliśmy od sąsiadki...tacka była za duża...piekarnik sie nie domykał.. Nie można było go trzymać przez kilka godzin wiec domknęliśmy go pierwszą rzeczą jaką mieliśmy pod ręką...czyli pralką. Tak oto czekałam w mieszkaniu człowieka którego znałam od kilku godzin z rękoma brudnymi od indyczego tyłka, czekając na indyka prosto z piekarnika domkniętego pralką....Chyba nie muszę mówić co działo sie na właściwej imprezie...;) Cóż ważne że indyk był przepyszny:p
napisał/a: wlazlus 2014-09-10 01:19
Piątkowy wieczór- stoję przed lustrem w pięknej, czerwonej ,wieczorowej sukni, ozdobiona klejnotami, w mocnym makijażu. W pokoju unosi się zapach moich drogich perfum a z oddali zza szeroko otwartego balkonu dochodzi dźwięk cichej muzyki ,,Wyglądasz jak milion dolców”-mówi mój Mężczyzna i sprowadza mnie do taksówki, jedziemy na lotnisko, samolot już czeka. Paryż wita nas blaskiem Wieży Eiffla, a ukochane Pola Elizejskie sprawiają, że świat przestaje istnieć…Bajka? Nie- nietuzinkowy pomysł na wakacyjny weekend w stylu Pretty Woman :)
napisał/a: maszkowa 2014-09-10 01:47
Startuję dla mojego brata po którego wizytach notorycznie giną mi z łazienki najfajniejsze płyny do kąpieli i żele pod prysznic. No cóż... facet po prostu jest uzależniony. A jak twierdzi gdy idzie na zakupy nie potrafi sam wybrać...heh...
Ta historia zdarzyła się kilka lat temu i była fantastyczna przygodą.
Nasza babcia poprosiła nas o pomoc przy remoncie domu. Dom należał jeszcze do jej dziadków, przetrwał dwie wojny i wiele zawirowań w historii kraju i w historii rodziny. Od II wś. kominek na piętrze był nie czynny Wiele razy Babcia próbowała go uruchomić, majstrowie oglądali, kręcili głowami i nikt nie potrafił sobie z nim poradzić. Tego lata stwierdziła ze ma tego dość i trzeba rozkuć ściany zobaczyć jak wyglądają lufty i zlikwidować to wszystko bo kominek niczemu nie służy. Poprosiła nas o pomoc ponieważ majster którego usiłowała zatrudnić proponował do rozwalania ściany młot pneumatyczny który robi potworny syf, narusza konstrukcje ścian i do tego czyni potworny hałas. Ręcznie pan rozwalać nie chciał. Nam było w to graj. Ostrożnie rozbieraliśmy ścianę kawałek po kawałku próbując uratować trochę starych gipsowych ozdób. I jakież było nasze szalone zaskoczenie gdy po tygodniu odkryliśmy że półka nad kominkiem ma mechanizm który kiedyś pozwalał na odsuwanie jej części. A za nią była skrytka. Skrytka była spora i skrywała wiele rodzinnych pamiątek jak i ciekawych dokumentów dotyczących jednej z prababek z okolic połowy XIX w której istnienie było owiane tajemnicą którą uznawano raczej bardziej za postać mityczną niż realną. Przyniosła wstyd rodzinie zostając podobno dość sławną aktorką w Rosji dokąd uciekła. Wtedy to był ogromny wstyd... a nie lans tak jak dziś. Jak udało nam sie ustalić te rzeczy musiał schować najmłodszy brat prababci (matki mojej babci) który w 39 ożenił się z panną z bardzo szacownej rodziny i który miał tutaj z nią zamieszkać. Pewnie nie chciał by żona znalazła te dokumenty i poznała historię niesfornej przodkini. Niestety zginał w pierwszych tygodniach wojny i nie zdążył o tym nikomu powiedzieć.
Będąc już teraz dorosłymi ludźmi z rozrzewnieniem wspominamy tamte wakacje i odkrycie które zupełnie zmieniło nasz stosunek do przeszłości. Pokochaliśmy ją i uznajemy za coś ważnego i magicznego.
Poniżej jeden z obrazów znalezionych w skrytce już po renowacji.
napisał/a: maszkowa 2014-09-10 14:41
Startuję dla mojego brata po którego wizytach notorycznie giną mi z łazienki najfajniejsze płyny do kąpieli i żele pod prysznic. No cóż... facet po prostu jest uzależniony. A jak twierdzi gdy idzie na zakupy nie potrafi sam wybrać...heh...
Ta historia zdarzyła się kilka lat temu i była fantastyczna przygodą.
Nasza babcia poprosiła nas o pomoc przy remoncie domu. Dom należał jeszcze do jej dziadków, przetrwał dwie wojny i wiele zawirowań w historii kraju i w historii rodziny. Od II wś. kominek na piętrze był nie czynny Wiele razy Babcia próbowała go uruchomić, majstrowie oglądali, kręcili głowami i nikt nie potrafił sobie z nim poradzić. Tego lata stwierdziła ze ma tego dość i trzeba rozkuć ściany zobaczyć jak wyglądają lufty i zlikwidować to wszystko bo kominek niczemu nie służy. Poprosiła nas o pomoc ponieważ majster którego usiłowała zatrudnić proponował do rozwalania ściany młot pneumatyczny który robi potworny syf, narusza konstrukcje ścian i do tego czyni potworny hałas. Ręcznie pan rozwalać nie chciał. Nam było w to graj. Ostrożnie rozbieraliśmy ścianę kawałek po kawałku próbując uratować trochę starych gipsowych ozdób. I jakież było nasze szalone zaskoczenie gdy po tygodniu odkryliśmy że półka nad kominkiem ma mechanizm który kiedyś pozwalał na odsuwanie jej części. A za nią była skrytka. Skrytka była spora i skrywała wiele rodzinnych pamiątek jak i ciekawych dokumentów dotyczących jednej z prababek z okolic połowy XIX w której istnienie było owiane tajemnicą którą uznawano raczej bardziej za postać mityczną niż realną. Przyniosła wstyd rodzinie zostając podobno dość sławną aktorką w Rosji dokąd uciekła. Wtedy to był ogromny wstyd... a nie lans tak jak dziś. Jak udało nam sie ustalić te rzeczy musiał schować najmłodszy brat prababci (matki mojej babci) który w 39 ożenił się z panną z bardzo szacownej rodziny i który miał tutaj z nią zamieszkać. Pewnie nie chciał by żona znalazła te dokumenty i poznała historię niesfornej przodkini. Niestety zginał w pierwszych tygodniach wojny i nie zdążył o tym nikomu powiedzieć.
Będąc już teraz dorosłymi ludźmi z rozrzewnieniem wspominamy tamte wakacje i odkrycie które zupełnie zmieniło nasz stosunek do przeszłości. Pokochaliśmy ją i uznajemy za coś ważnego i magicznego.
Poniżej jeden z obrazów znalezionych w skrytce już po renowacji.
napisał/a: Erna 2014-09-10 14:52
Moja nierutynowa przygoda zdarzyła się, gdy po łące pełnej kwitnącej koniczyny narzeczonego na boso goniłam. Tak niefortunnie się potknęłam , że nogę w kostce zwichnęłam a padając na pszczołę się nadziałam, która swe żądło w moją dłoń zatopiła i mnie bardzo boleśnie użądliła. Trzy tygodnie nogę leczyłam a żądło pszczoły z dłoni tez wyjęłam. Morał tej nie rutynowej przygody jest taki: "Hasaj, kobieto po łące pełnej kwiatów ale na nogach miej obuwie za to"
napisał/a: tommy2014 2014-09-10 17:34
Przygoda miała miejsce w te lato na działce u mojego kumpla, który obchodził tego dnia urodziny. Był z nami także jego owczarek niemiecki Skalpel, którego nie mógł zostawić w domu, bo żona z dziećmi była na wakacjach. Pies siedział z nami w domku, w obawie przed sąsiadem, z którym Marcin nie żył w zgodzie, a także jego zaczepnym i hałaśliwym psem. Siedzimy tak sobie wesoło rozmawiając i popijając drinki, minęło parę godzin, my w coraz lepszych nastrojach. Jeden z kolegów zauważył, że Skalpel domaga się wyjścia na dwór, a, że była już noc, psa sąsiada słychać nie było, wypuściliśmy go na zewnątrz. Po około pół godziny Skalpel staje w drzwiach z psem w mordzie! Wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi, przecież to pies sąsiada, krzyknął Marcin, to dopiero będzie... Po dłuższej debacie jako, że byliśmy już lekko wstawieni postanowiliśmy psa wykąpać, wysuszyć i zanieść z powrotem na podwórko sąsiada.
Rano ktoś puka do drzwi, Marcin otwiera, to sąsiad, wchodzi i mówi:
słuchaj, nie wiem o co chodzi, trzy dni temu zdechł mi pies, zakopałem go w ogródku a dziś rano patrzę a pies leży w swojej budzie...:)