Wygraj zestaw bosko pachnących kosmetyków!

napisał/a: bill23 2014-09-07 18:05
Moja nierutynowa wakacyjna przygoda miała miejsce kilka lat temu. Wybierałem się w odwiedziny do rodziny. Z racji tego, że ta część rodziny mieszka na co dzień w Szwecji, musiałem skorzystać z transportu samolotem. Była to dla mnie dodatkowa atrakcja, ponieważ latanie samolotem sprawia mi dużą przyjemność. Lot był punktualny, czas płynął dość szybko. Chwilę zasnąłem, ale nagle obudził mnie komunikat, że zbliżamy się do docelowego lotniska. W tym momencie wszystko się zaczęło. Cieszyłem się na myśl, że zaraz zobaczę członków rodziny, których dawno nie widziałem. Miałem spędzić u nich tydzień. Minęło 10 minut, a my nadal w powietrzu, na tym samum pułapie. 20 minut i nadal bez zmian. 30 i nadal to samo. Nagle pilot zaczął robić dziwne ruchu samolotem: schodzenie w dół, niczym jak do lądowania i nagle wzbijanie się w górę i tak kilka razy. Po chwili wszystko było jasne: '' Z powodu złych warunków atmosferycznych jesteśmy zmuszeni do lądowania na innym lotnisku''. Na szczęście Sztokholm ma dwa lotniska i nie trzeba było lecieć do innego miasta. Wydawało się, że to nic takiego. Rodzina była już w drodze na docelowe lotnisko, ale przecież w Szwecji pełno autostrad, więc bez problemu dojadą na inne lotnisko, które było oddalone o 100 km. Na zastępczym lotnisku poznaliśmy co to jest prawdziwy chaos. Niby największe lotnisko w Szwecji, ale nikt nie raczył udzielić nam informacji co się teraz dzieje. Czekamy, 10 min, 15, 30, 40, bagażu jak nie było tak nie ma. Z racji tego, że pasażerami samolotu byli głownie Polacy zaczęło robić się nerwowo. Po chwili pojawił się na taśmie pierwszy bagaż, zapaliło się światełko w tunelu. I co? To jednak walizki Włochów, którzy przylecieli z Rzymu. No nic, czekamy dalej. W końcu wyszła do nas obsługa lotniska i wtedy dowiedzieliśmy sie wszystkiego. Nasz bagaż wrócił z powrotem do kraju, a Wszystko to przez panujący na lotnisku chaos. Następnie dostaliśmy formularze do wypełnienia. Szkoda tylko, że były one po szwedzku, gdzie mało, który z podróżujących znał ten język. I tak właśnie lecąc na tygodniowe odwiedziny do rodziny zostałem bez walizki przez 4 dni. Walizka i tak sama do mnie nie wróciła. Po czterech dniach, które musiałem przetrwać bez własnych ubrań, kosmetyków oraz leków musieliśmy jechać na docelowe lotnisko( 100 km), żeby odebrać walizkę. I tak pamiątką z tego wyjazdu stały się nowe komplety bielizny.
napisał/a: arleta99 2014-09-07 19:00
Tegoroczne wakacje spędziłam w miejscowości Boszkowo. Był ciepły letni dzień, kiedy postanowiliśmy z rodzicami wybrać się na wycieczkę rowerową do pobliskiego lasu. Droga była prosta i przyjemna do jazdy rowerowej, a wokół pachniało lasem... Myślałam, że to będzie krótka wycieczka, ale się myliłam. Jechaliśmy przed siebie, żartowaliśmy i każdy z nas miał dobry humor. lecz po upływie jakiegoś czasu, droga zaczęła mi się dłużyć i nogi dawały o sobie znać. Mówiłam moim rodzicom, że mnie bolą nogi i jestem głodna, ale mama powiedziała, że muszę wytrzymać i jechać dalej, ponieważ zrobimy sobie "obóz przetrwania". Mama poradziła mi żebym nie marnowała sił na narzekanie i zatrzymała je na dalszą drogę, a zaraz przystaniemy i znajdziemy coś do zjedzenia w lesie. przestraszyłam się i zaczęłam marudzić. Chciałam wracać, ale nie wiedziałam którędy. Bałam się, że jak zawrócę to się zgubię. Jadąc za rodzicami usłyszałam ich rozmowę o mających pojawić się przed nami bagnach przez które trzeba będzie przenieść rowery oraz dzikach żyjących w tych lasach. Pomyślałam, że tylko tego teraz nam było trzeba. Jechałam dalej, w lesie zaczynał zapadać zmrok i kropić deszcz - było strasznie. Chcieliśmy już wracać, ale okazało się, że zgubiliśmy się. Przed sobą ujrzeliśmy polanę na której postanowiliśmy odpocząć. Mama z tatą poszli się rozglądnąć, a mnie zainteresowała duża czerwona mrówka, którą wzięłam na patyk i obserwowałam. Po chwili oddechu ruszylliśmy dalej, a ja poczułam mrówkę w bucie, która mnie boleśnie gryzła. Tego już było za wiele, deszcz padał coraz bardziej, a ja byłam zmęczona - w przeciwieństwie do moich rodziców, którzy byli w świetnych humorach. I nagle zauważyłam, że jedziemy znajomą mi drogą. Okazało się, że cały czas byliśmy blisko domu, a opowieść rodziców o "obozie przetrwania" była tylko po to, aby urozmaicić mi wycieczkę. gdy weszłam do domu zaczęłam się sama z siebie śmiać i nawet pogryziona noga już nie swędziała, a wszystkie przeszkody nie były takie straszne. Nigdy nie zapomnę tej przygody, choć niemało "najadłam" się strachu, jednak jestem pewna, że na przyszłoroczne wakacje też wybiorę się z rodzicami na wycieczkę rowerową.
napisał/a: julian 2014-09-07 19:08
i nikt by nie uwierzył, że jeszcze wtedy morza nie widziałam..
Gdy boso po plaży stąpałam, piaskiem się obsypywałam…
I ta chwila gdy krzyczałam do syna :)
Że woda w morzu jest słona :)
I wszyscy na mnie patrzyli zastanawiając się skąd jest „ona” :)
Tak to była ta chwila…szalona była ona..
Gdy zapomniałam o zasadach i zachamowaniach…
Gdy szaleć chciałam do białego rana..
Podziwiać szum morza, i latarni morskiej blask
I nigdy później nie poczułam się wyjątkowo tak…
I mimo, iż pewnie więcej taka chwila nie będzie mi dana..
W mojej pamięci na zawsze zostaje zapamiętana…
Bo wszystko co materialne w życiu przemija..
Tylko wspomnień chwila nas w szczęściu trzyma….
napisał/a: martynica 2014-09-08 13:55
Moja najbardziej nierutynowa przygoda wakacyjna to tydzień spędzony samotnie na odleglej od cywilizacji polanie. Namiot, rośliny, krzesanie ognia, polowanie na ziemniaki okolicznych mieszkańców i nocny strach przed dzikimi odgłosami otaczającymi moje schronienie. Jednak rankiem... słońce, świeże powietrze, śpiew ptaków i spokój... Bezcenne :)
napisał/a: Wiolcia89 2014-09-08 18:28
Opowiem Wam moją straszną nierytynową i traumatyczną przygodę, która owocuje aż do dziś!

Parę lat temu, pojechałam na rodzinne wakacje z moimi rodzicami i młodszym rodzeństem. Była to podróż nad polskie morze. Pogoda była wymarzona- słońce, cały dzień opalania na plaży, szaleństwo w morskich falach. Cały pobyt przebiegał wzorcowo- istna rodzinna sielanka. Ostatniego dnia chcąc nacieszyć się jeszcze bałtyckimi falami poszliśmy na plażę- i to był błąd. Mój tata niczym słoneczy patrfol "łapał" fale, które podkreślam były dość wysokie! Nagle fala przykryła go całego i porwała jego okulary! Prądy morskie zabrały jego widoczność. Mimo, że nie ma kreciego wzorku to nie był w stanie prowadzić 550 km w stronę powrotną. Moja mama nie ma prawa jazdy. Padło na mnie: byłam wtedy świeżo upieczonym, strachliwym i bez doświadczeń kierowcą. Musiałam prowadzić całą drogę by szczęśliwie dojechać z moją ukochaną rodzinką do domu. Jazda nieznaną trasą, ograniczona widoczność, stres- totalna masakra. Dziś się z tego śmieje. To doświadczenie sprawiło, że jestem dobrym kierowcą i dowodem na to, że kobiety są lepszymi kierowcami od mężczyzn! ;))
napisał/a: OlusiaR88 2014-09-08 21:16
Dla was to pewnie nic wielkiego
lecz ja w te wakacje spełniłam marzenie, które nosiłam w sobie od roku 1995! :D
Jako 10latka co tydzień po Bravo do kiosku leciałam
i do chłopaków z Backstreet Boys wzdychałam!
Plakatami obkleiłam pokój mój cały
a każdy była dla mnie wyjątkowy i wspaniały!
I dzień cały
hiciory takie jak "Get down" z mojego pokoju rozbrzmiewały!
Leżałam wtedy na łóżku i rozmyślałam
jakby to było gdybym te piosenki na żywo usłyszeć miała....
I tak mija całe 19 lat
i dziś zupełnie inny jest świat!
I ja zupełnie inna, całkiem dorosła
lecz to dziecięce marzenie nadal we mnie wzrasta!
I w lipcu tego roku pewien kobiecy magazyn zakupiłam
i przy jego przeglądaniu konkurs "wychwyciłam"!
Bilety na koncert Backstreet Boys można wygrać było
i z wrażenia aż mi się gorąco zrobiło!
Choć nigdy w "gazetowe" konkursy szczęścia nie miałam
tym razem z nadzieją smsa ze zgłoszeniem wysłałam!
I tydzień później zupełnie niespodziewanie
okazało się że bilety są moje - WYGRANE!!!!
I tak 27 lipca w Trójmiejskiej Egro Arenie
wystąpiło Backstreet Boys na wielkiej scenie
i wtedy spełniło się moje WIELKIE DZIECIĘCE MARZENIE !!!!
Znów 10 lat miałam
i żadnymi problemami głosy sobie nie zaprzątałam!
Wraz z chłopakami śpiewałam, skakałam i wielkie emocje przeżywałam!
Do dziś na samo wspomnienie
mam ciarki na całym ciele!
Na koniec powiem tyle wierzcie lub nie
prawdziwe marzenia SPEŁNIAJĄ SIĘ !!!!!
napisał/a: basiulka1 2014-09-09 08:03
Nigdy nie potrafiłam pływać szczególnie dobrze. Mój styl żabki w wersji tonącej przerażał mnie tak samo jak otaczająca mne woda na basenie. Głębsze akweny podziwiałam tylko z linii brzegowej. Tego roku postanowiłam zawalczyć z moim przerażeniem i olbrzymim strachem. Wpadłam na genialny pomysł- chciałam poznać i okiełznać porzeciwnika. Zapisałam się na kurs nurkowania. Ledwo wcisnęłam się w wypożyczoną piankę. Z maską , butlą i płetwami było już tylko gorzej. Wypłynęliśmy łodzią w morze. Dookoła woda, mój strach spotęgował się , sparaliżował moje ruchy. Instruktor stanowczym głosem zmobilizował mnie do skoku do wody. Ogrom wody odciął mi ostatnią drogę ucieczki. Znałazłam się pod wodą. Panika nie pozwalała mi oddychać. Mimo suchego szkolenia przed wejściem zachowywałam się nieracjonalnie, wręcz jak wariatka. Instruktor złapał mnie za rękę , spojrzał mi w oczy przez nasze maski i dał coś ważnego- poczucie bezpieczeństwa. Zaczęłam oddychać i poruszać płetwami. Płynęliśmy!!! Raz w dół , raz w lewo , to w prawo. Zaczęłam zauważać podwodny świat. Jest fantastyczny. Tyle pięknych i róznorodnych zwierząt. Fantastyczne rośliny. Czułam się lekko i fantastycznie. Strach zamienił się w fascynację. Ten czas pod wodą minął tak szybko. Teraz już wiem, że strach ma wielkie oczy. Warto podejmować nowe wyzwania i walczyć ze swoimi lękami. To trudne ale możliwe.
napisał/a: angelusia111 2014-09-09 09:30
Moja wakacyjna przygoda może i nie jest jakimś wielkim wydarzeniem, ale napędziła mi stracha na kilka minut...
Wybrałam się do lasu by nazbierać troszkę grzybów. Po jakimś czasie poczułam ból w okolicach łydki. Na tej części mojego ciała ujrzałam sporych rozmiarów czerwony ślad po ugryzieniu. Przestraszona, że miałam bliskie spotkanie z jakimś wyrośniętym pająkiem lub innym robalem zaczęłam wrzeszczeć. Na szczęście niedaleko była leśniczówka, a w niej mój ratunek... przystojny, młody pan leśniczy.
Wyjaśniłam mu w czym rzecz, nawet zaczęłam płakać...
O dziwo leśniczy tylko się roześmiał ! Śmiał się tak, że zrobiło mi się potwornie głupio. Zapytałam więc co jest powodem jego radości. Leśniczy wyjaśnił, że zostałam ugryziona tylko przez jakiegoś komara, że robię z igły widły, ale miło z mej strony że do niego przybiegłam ;)
napisał/a: taksebiegam 2014-09-09 09:55
najbardziej nierutynowa, wakacyjna przygoda w moim życiu to gdy byłam na regge festivalu i jakos przypadkiem trafiłam do grupy ludzi którzy byli niemowami ^^ poznalam świat z zupełnie innej strony i nauczyłam sie cieszyć z tego co mam:D Nigdy tego nie zapomne
napisał/a: jezyna122 2014-09-09 11:26
Myślę, że wesołą i groteskową przygodę wakacyjną miał mój synek w zeszłym roku. Pojechaliśmy do znajomych na działkę, gdzie zabraliśmy ze sobą również naszego kundelka Asika. Synek razem z pieskiem szybko zwiedzili teren i zobaczyli, ze na środku ogródków działkowych jest śliczna, mała fontanna. Ponieważ było dość ciepło po obiedzie uprosił mnie, zeby isć pod tę fontannę :)) Szedł przodem, piesek obok niego, jednak po chwili chyba zwierzak zmienił zdanie i wrócił pod domek. Synek tego nie zauważył i całą drogę do niego mówił. Ponieważ mnie to bawiło, nic nie mówiłem. Za to po chwili z innej działki wyszła sobie mała , czarna - świnka :)) i zaczęła dreptac koło Dominika. ten co chwilę nie patrząc na nią, poklepywał ją po grzbiecie ze słowami - no choć Asiku Gdy doszliśmy do fontanny synek popatrzył dopiero na nią. Nie przypuszczałam, że aż tak się przestraszy .. z wrażenia wylądował w fontannie :)) i właśnie od zeszłych wakacji panuje u nas takie powiedzenie - Wyglądasz jak Dominik, gdy świnkę zobaczył :)) Świnka okazała sie "maskotką " wszystkich działkowiczów, bardzo sympatycznym zwierzakiem :))
napisał/a: ludzka_istot 2014-09-09 14:21
Moja najbardziej nierutynowa przygoda wakacyjna związana jest z odlotem. dosłownie. Odleciałam samolocikiem na 3 tysiące metrów, a później z niego wyskoczyłam- ze spadochronem i instruktorem, ale wyskoczyłam.
Bo w zyciu trzeba wiedzieć, kiedy wstać, a kiedy siedzieć, a kiedy wyskoczyć w świat!
napisał/a: symeonka 2014-09-09 19:39
Moja wakacyjna przygoda to zamiana bagażu na lotnisku z bardzo, jak się później okazało sympatycznym starszym panem. Ja pojechałam do Egiptu z szelkami i masą książek a Pan z moim bikini i słomkowym kapeluszem. Zobaczyliśmy się i nasze bagaże dopiero po trzech dniach, gdy rezydentom udało się nas namierzyć do których hoteli trafiliśmy :)