Aborcja :(

napisał/a: agatek2 2007-06-17 17:55
temat jest ty wyrazasz swoje zdanie, ja wyrazam swoje.......wiec wybacz ale nikt nie bedzie mi mowil czy mam cos napsiac czy nie............
napisał/a: ~gość 2007-06-17 18:46
Nie mam Ci czego wybaczać. Ja nie każe ani nie mówię, ja sugeruję..

Wyraziłaś już swoje zdanie kilkakrotnie i nie wnosisz już nic nowego do tematu.
Więc zostawmy już to, OK ?

Z mojej strony EOT.
napisał/a: agatek2 2007-06-18 13:36
pewnie lepiej zeby 150000 osob gadalo jedno i to samo!!!!!!!! i nie staralo sie zrozumiec innych.......poprostu gratulacje!!!!!!!!!!!!!!!!
napisał/a: negra2 2007-06-18 23:39
No nie...proszę...Aborcja to samo zło, choć jak dla mnie dopuszczalne w jednym przypadku. Zagrożenie dla życia matki. Jeśli chodzi o chore dziecko- właśnie takie mam i komisja rozpatrująca moją ciąże podjęła decyzję że należy usunąć- ja na szczęście byłam mądrzejsza i tego nie zrobiłam. A gwałt? Czemu dziecko ma za to odpowiadać? Czemu tak bardzo, że aż życiem? Nie jesteśmy słabą płcią, także kobitki, odrobina dobrej woli i dziecko ma prawo żyć. Ta kwestia jak dla mnie jest bezdyskusyjna.

[ Dodano: 2007-06-20, 01:25 ]
a ty najmądrzejszy na świecie agatku widziałaś kiedyś inne życie niż to, które powstało z zarodka?bo ja nie. i nie widzę różnicy między usunięciem ciąży a morderstwem.my sobie możemy gadać, bo nas mamy urodziły, a te dzieci nie mają już szansy by wypowiedzieć się na ten temat.
napisał/a: ~gość 2007-06-27 20:37
Dla mnie aborcja toteż nic poza morderstwem i jestem całkowicie przeciw!!!!!!!
napisał/a: carolinka1 2007-06-28 10:02
agatku skoro zamierzasz zostać panią psycholog to spróbuj spojrzeć na problem aborcji z innego punktu widzenia niż swój. mówisz, że widzisz dalej niż sięga Twój brzuch? nie wydaje mi się - widzisz chyba mniej niż czubek swojego nosa jesteś tak bardzo za aborcją. mówisz, że każdy ma prawo decydować o sobie - ludzie są ogromnymi egoistami - ale dlaczego mają decydować o byciu czy nie byciu kogoś?
nie uważam, że urodzenie dziecko, którego się nie pragnie jest debilnym myśleniem (słowa przyszłej pani psycholog ) - jeżeli dziecko ma czystą i uregulowaną sytuację prawną, a do tego jest maleńkie to znajdzie rodziców bardzo szybko.

nikt Ci nie mówi co masz napisać, a czego masz nie pisać, za to Ty obrażasz niektóre z nas nazywając nasz sposób myślenia debilnym i narzucasz nam swój sposób myślenia.

skoro uważasz, że dyskutowanie nie jest owocne i nie potrafisz tego robić (no chyba że każdy się z Twoim poglądem zgadza) to co Ty chcesz w pracy zawodowej osiągnąć? Ludzi trzeba słuchać, szanować i zdanie a przy tym umieć wrażać swoje nie urażając nikogo. Każda z nas wyraziła to, co myśli o aborcji i myślę, że to wystarcza. Mozna się kłócić - ale przekonujesz ludzi do czegoś co jest niezgodne z ich podstawowym, moralnym myśleniem, niezgodne z ich religią, tożsamością człowieka tylko żeby pokazać, że tylko Ty możesz być oświeconym umysłem. To jest moje zdanie.

Szanuję Twój światopogląd, ale wyznaję swój - dla mnie każdy człowiek (z moralnego punktu widzenia, który ma albo nie ma świadomości jest Człowiekiem) zasługuje na życie.

Zgadzam się z opinią, że Człowiek nie wyskakuje sobie nie wiadomo skąd - on się rozwija i dojrzewa a ludzie roszczą sobie prawo do decydowania o tym czy może dojrzeć czy nie.

I nie zgadzam się z jeszcze jedną Twoją opinią - nie wypowiadaj się za ofiary gwałtu, które w wyniku tego traumatycznego przeżycia zaszły w ciążę - niech zrobią to one same, bo ich zdanie może Cię bardzo zdziwić...

Pozdrawiam.
napisał/a: marcelisia 2007-07-08 19:41
napisal(a):Więc, jeśli dochodzi do zapłodnienia, to już tworzy się w kobiecym ciele maleńki człowieczek

A jeśli nie dochodzi do zapłodnienia, bo stosujesz antykoncepcję to też jakbys nie pozwalała na to, żeby powstał mały człowieczek. Po co się zabezpieczasz przecież mogłabyś dać życie wspaniałemu, małemu dzieciaczkowi, czemu nie dasz mu szansy?

napisal(a):szkoda ze kobiety ktore mysla tak o aborcji moga miec dzieci a ktoer w zyciu by tego nie zrobily czestp tych dzieci miec nie moga :/ to jest niesprawiedliwe :/

tu się zgodzę, ale takie właśnie jest życie

napisal(a):A gwałt? Czemu dziecko ma za to odpowiadać?

A czemu kobieta ma za to odpowiadać? Nie dość,że przeżyła traumatyczne wydarzenie, którego nie zapomni do końca życia to ma jeszcze nosić w brzuchu dziecko, które przy każdej okazji będzie się jej kojarzyło z gwałtem? Czemu kobieta ma przez to cierpieć? A myślisz, że takie dziecko chciałoby się dowiedzieć, że jest poczęte z gwałtu? bo ja bym nie chciała.

"Dla mnie aborcja toteż nic poza morderstwem i jestem całkowicie przeciw!!!!!!!"

A ja jestem całkowicie przeciwna takim ludziom, którzy nie potrafią spojrzeć na problem obiektywnie, nie tylko ze swojego punktu widzenia.

napisal(a):agatku skoro zamierzasz zostać panią psycholog to spróbuj spojrzeć na problem aborcji z innego punktu widzenia niż swój. mówisz, że widzisz dalej niż sięga Twój brzuch? nie wydaje mi się - widzisz chyba mniej niż czubek swojego nosa jesteś tak bardzo za aborcją.

napisal(a):

Według mnie to ona właśnie nadaje się na psychologa, bo w odróżnieniu od innych piszących tu osób nie uważa jednoznacznie że aborcja jest zła lub dobra, tylko zdaje sobie sprawę, że jest wiele różnych przypadków gdzie nie można poprostu powiedzieć MUISZ URODZIC. Uwierz mi, że gdy do psychologa przychodzi kobieta, która chciałaby usunąć ciąże to on/ona nie mówi jej "dobry pomysł, jak nie chcesz urodzić to usuń" (nawet jeśli popiera aborcję), każdy psycholog z początku próbuje namówić kobietę do urodzenia, a dopiero gdy kobieta jest świadoma swojej decyzji i nie widzi innego rozwiązania to wtedy rozmawia się o aborcji. Natomiast takie osoby, które są absolutnie przeciwni aborcji nigdy nie byliby dobrymi psychologami.
P.S. agatek powodzenia w przyszłym zawodzie
napisał/a: Maryla 2007-08-05 21:49
http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=3466925&start=360


--------------------------------------------------------------------------------

Chciałam cię oddać nie porzucić ..
--------------------------------------------------------------------------------------
Kiedy na kolejnym badaniu związanym z moją chorobą lekarz zapytał mnie „czy wiem coś o dzidziusiu”, nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać. Ponieważ jestem poważnie chora i mamy już sporą gromadkę, wiedziałam, że nie dam rady zajmować się malutkim dzieckiem, a ciąża jeszcze pogorszy mój stan zdrowia. Lekarz sugerował aborcję.
Nie była to łatwa decyzja – chodziło przecież o niewinne życie i też o moje zdrowie.
Długo się nad tym zastanawialiśmy zanim podjęliśmy z mężem decyzję, że je urodzę i znajdziemy mu rodziców. Żeby mieć jak najmniej wątpliwości zgłosiłam się na badania prenatalne. Kiedy okazało się, że wszystko jest w porządku zaczęliśmy działać.
O adopcji niewiele wiedziałam, znałam kilka rodzin adopcyjnych i te rodziny się znały z rodzicami biologicznymi, co nie przysparzało im żadnych problemów.
Wtedy myśleliśmy, że skoro tylu ludzi przeżywa tragedię nie mogąc mieć własnych dzieci, to chyba znajdzie się ktoś, kto nie będzie się bał adopcji ze wskazaniem. Chodziło nam o to żeby ewentualni przyszli rodzice naszego dziecka mogli nas poznać przed podjęciem decyzji. Ponieważ poprzez internet mieliśmy już kontakt z ludźmi oczekującymi na adopcję, za ich radami (żeby wszystko było zgodne z prawem) zgłosiliśmy się do Ośrodka Adopcyjno Opiekuńczego, na którego pomoc liczyliśmy. Tak bardzo chciałam żeby przyszła mama była z dzieckiem od początku, żeby mogła je oglądać na USG, była przy jego narodzinach, a ja bym miała uczucie, że to, co robię jest słuszne i najlepsze dla dziecka, a mi oszczędziłoby wstydu i upokorzenia w szpitalu. Rozmawiałam o tym w ośrodku, ale tam nie podzielano mojego zdania. Nawet te sześć tygodni, które dziecko musi czekać w pogotowiu rodzinnym jest podobno nieistotne, bo dziecko jest malutkie i nic nie będzie pamiętało. Ja to widzę trochę inaczej, ale może nie mam racji, bo nie jestem ekspertem, jestem tylko matką.
Rolę ośrodków adopcyjnych wyobrażaliśmy sobie trochę inaczej, skoro potrafią dokładnie sprawdzać kandydatów na rodziców, organizować im szkolenia, powinni również bardziej interesować się rodzicami biologicznymi. Wiem, że są rodzice biologiczni, przed którymi należy wręcz chronić dzieci, ale nie wszyscy są tacy. I nie widzę przeszkód żeby ludzi oczekujących na dziecko z adopcji pytać czy nie chcą poznać rodziców biologicznych i zdecydować się ewentualnie na adopcję ze wskazaniem.
Wiem, że takie rozwiązanie dla przyszłych rodziców wiąże się pewnymi obawami i lekami, ale wierzę, że tacy by się znaleźli. Jeżeli ośrodki brałyby pod uwagę taką formę adopcji. Wiem, że to dobro dziecka było motywem naszej decyzji i to samo uczucie nie pozwoliłoby nam na jakąkolwiek ingerencję w jego nowej rodzinie.Wydaje się, że w działania ośrodków polegają na tym żeby przekonać rodziców biologicznych żeby zapomnieli o fakcie oddania dziecka do adopcji i że brak jakichkolwiek wiadomości o dziecku jest dla nich najlepszym rozwiązaniem. W takim przypadku ośrodek do niczego nie jest mi potrzebny, bo „porzucam” dziecko w szpitalu i zrzekam się praw. Z mojego punktu widzenia nie ma tu żadnej roli dla ośrodka. Odnoszę wrażenie, że my rodzice biologiczni zawracamy im tylko niepotrzebnie głowę, bo to, co dla nas robią to przekonują nas, że jesteśmy nieprzewidywalni i nie wiadomo jak się kiedyś zachowamy.
Chciałam oddać dziecko, znaleźć mu rodziców i móc dalej normalnie żyć. Liczyłam na pomoc instytucji do tego powołanych, ale nikt mi tej pomocy nie udzielił. Zostałam ze swoją niepewnością o los dziecka i ze świadomością, że je „porzuciłam”. Dlaczego rodzice adopcyjni mogą sobie wybierać dziecko( chłopiec lub dziewczynka, jasne włoski lub ciemne), a my nie możemy nawet zdecydować o tym czy dziecko ma się wychowywać w rodzinie katolickiej. W tej chwili nie będziemy nawet wiedzieć czy dziecko żyje a nie oto nam w tym wszystkim chodziło



Temat postu: historia mamy adopcyjnej

--------------------------------------------------------------------------------

Po kilku latach nieskutecznego leczenia podjęliśmy decyzję o adopcji. zgłosiliśmy się do OA w .. na początku maja 2003 r.
Ekspresem zgromadziliśmy dokumenty, tydzień później mieliśmy odwiedzinki w domu i praktycznie zaczeliśmy spotkania indywidualne z częstotliwością - 2 w tygodniu.
2 czerwca przed 8.00 dostaliśmy telefon ze szpitala .., że właśnie urodziła się dziewczynka i matka jest zdecydowana ją zostawić w szpitalu. za namową lekarza ekspresem udaliśmy się do tego szpitala . Tam p. ordynator podała nam dowód osob. dziewczyny z prośbą o skserowanie, ponieważ chciała ona jeszcze w tym dniu opuścić szpital.
nie mieliśmy zielonego pojęcia jak do tej sprawy się zabrać. to wszystko tak szybko się działo.
wspomnę jeszcze, że wcześniej podczas spotkań w ośrodku pytaliśmy czy mogą pomóc przy zrzeczeniu blankietowym jeśli my wskażemy dziecko. Nasz OA wykluczył taką możliwość, przestrzegając nas i nastawiając, że takie działanie może być obarczone ryzykiem kontaktu z matką (perspektywa nachodzenia przez całe życie), a poza tym matka ma 6 tyg. na podjęcie ostatecznej decyzji. co za tym idzie - może się rozmyślić, a wtedy ból kontaktujących się z dzieckiem niedoszłych rodziców adopcyjnych .jest nie opisywalny. Szczerze mówiąc takie tłumaczenie wydawało się być jak najbardziej logiczne.
Dlatego też, póki nie byłam pewna, że będę mogła adoptować to dziecko nie widziałam go.
ale mój mąż tak. w dniu jej urodzin.
nie mieliśmy pojęcia co robić, o adopcji ze wskazaniem nic nie słyszeliśmy - jedyny pomysł jaki nam się nasunął to próbować dyskutować w OA .
Tak też zrobiliśmy. poinformowaliśmy ośrodek o narodzinach dziecka, o naszej chęci adopcji i ku naszemu olbrzymiemu zaskoczeniu dyrektor tegoż OA w drodze wyjątku zadeklarował pomoc,.ale cały czas uprzedzał, że matka ma 6 tygodni.
spakowaliśmy tegoż urzędnika do samochodu wraz z pracownikiem socjalnym i zawieźliśmy do szpitala by mogli porozmawiać z matką biologiczną.
oczywiście zadeklarowaliśmy wszelaką pomoc dla dziecka - do OA dostarczaliśmy pieluchy, mleko, ubranka, pokrywaliśmy koszty badań i szczepień, wizyt lekarza - na podstawie przedstawianych nam rachunków.
Wiedzieliśmy, że mała umieszczona jest w pogotowiu rodzinnym, że matka nie kontaktuje sie i pewnie nie zmieni zdania.
strasznie dłużył nam sie ten czas - 43 dni. w ich trakcie dokończyliśmy szkolenia w OA W …. ..,uzyskaliśmy kwalifikację ,przekazaliśmy dokumenty do OA w G …i kupiliśmy wszystkie niezbędne rzeczy potrzebne dziecku.
kiedy nastał ten magiczny dzień byłam cała w skowronkach, jakież było moje zaskoczenie kiedy p.dyrektor oznajmił, że matka nie zgłosiła się do sądu a oni nie mają prawa jej do niczego zmuszać i musimy czekać.
tydzień, dwa, trzy, cztery - zero ruchu ze strony matki czy OA. Paranoja! a dziecko niech czeka, jaka to różnica - miesiąc czy dwa.
postanowiliśmy działać.
znając dane matki - wysłaliśmy list z prośbą o kontakt - i nasz numer komórki.
Maria zadzwoniła, całą noc rozmawiałyśmy. ona badała nas a my ją. prosiłam ją by poszła do sądu jeśli chce naprawdę oddać małą. Poznałam całą historię jej życia a ona moją, nie widziałam jej na oczy, nie widziałam dziecka a czułam, że nas coś łączy. tego nie da się opisać.
te nasze telefoniczne rozmowy trwały jeszcze 2 dni. Maria kazała mi obiecać, że jak podpisze papiery to mała trafi na pewno do nas - przyrzekłam jej.
trzeba ty też wspomnieć, że nie miała żadnej pomocy od OA. nie wiedziała nawet gdzie jest mała.
19sierpnia o 11.00 dostałam sms: "Anna Maria - takie Waszej córce dałam imiona, przytul ją mocno".

Poinformowaliśmy OA, że matka podpisała dokumenty w sądzie, na pytania skąd o tym wiemy odpowiedzieliśmy ., że znamy parę osób w sądzie rodzinnym w ….
Ponieważ mąż akurat miał szkolenie w pracy sama pojechałam do ośrodka by wiedzieć jak mamy dalej postępować.
Dyrektor potwierdził, że faktycznie matka była w sądzie, teraz jako ośrodek muszą zwołać komisję by zakwalifikować rodzinę.
oczywiście zdumiona zapytałam dlaczego - na to usłyszałam odpowiedź, że taka jest procedura ale "jego głos jest decydujący - on jako dyrektor decyduje o doborze rodziny". w tych słowach zawarł całą prawdę, tyle, że ja go nie zrozumiałam. podziękowałam pięknie, myśląc, że mamy w nim wsparcie i powiedziałam, że zadzwonię koło 17.00 - wtedy miało zakończyć się to zebranie - by umówić się na pierwsze spotkanie z maleństwem.
tak też zrobiłam, jakież było moje zdziwienie gdy usłyszałam że jednak zostala wyznaczona inna rodzina, że pewne okoliczności przemówiły na korzyść innej pary.
i w tym momencie dotarło do mnie - zrozumiałam sens jego słów, zrozumiałam jak można wpłynąć na jego decyzję - całe moje jak najlepsze zdanie na temat tych ludzi, wiara w sens ich pracy szlak trafił.
ale ja szybko się nie poddaje. kontakt z prawnikiem - co można zrobić, dowiadujemy się o możliwości adopcjji ze wskazaniem, kontaktujemy się z Marią - obiecuje pomóc.
ale jest już 18.00 - sąd nieczynny. umawiamy się z Marią o 7.00 następnego dnia. o 7.30(tak otwierają OA) odbieramy nasze dokumenty i pędem z osrodka do innego miasta do Sądu.
Maria anuluje podpisane wcześniej zrzeczenie, piszemy wnioski o adopcje ze wskazaniem i składamy na dzienniku podawczym. następnie po konsultacji z sędziną (super babka) piszemy prośbę o tymczasową pieczę. to wszystko rozgrywa się bardzo szybko, zanim stworzyliśmy to drugie pismo podchodzi do nas sędzina i mówi, że mamy duże szczęście. gdybyśmy spóźnili sie 5 minut - byłoby po sprawie, bo wpłynął wniosek z OA a Maria przecież podpisała wcześniej blankiet.
5 minut. cud.
od razu dostaliśmy zgodę na preadopcję, łącznie z pismem wystosowanym do OA o przekazanie dziecka.
w trójkę udaliśmy się spowrotem do OA - jednak w ośrodku adopcyjnym usłyszeliśmy tylko, że jak zaczeliśmy załatwiać wszystko sami to napewno świetnie damy sobie radę bez ich udziału,
adres, gdzie przebywa Ania otrzymaliśmy dopiero w PCPR.
Jedziemy. ja szczęśliwa i jednocześnie pełna obawy, że Maria jak zobaczy Anię to zmieni zdanie. jednocześnie świadomość mojej nieopisanej radości że zaraz zobacze moja córkę, że zaraz będę mogla ją przytulić - a z drugiej strony świadomość tragedii i bólu Marii.
nigdy nie zapomnę tej chwili. i wiesz co, w pierwszym momencie patrzyłam na reakcję matki biologicznej - cholernie się jej bałam.
niestety to nie koniec - rodzina opiekująca się małą nie może nam jej oddać bez pisemnej zgody MOPS.
Powrotem, wyprawa do innego miasta do AO, kolejne biurokratyczne schody - MOPS nie wyda zgody bez odpowiedniego pisma z sądu. na wycieczkę do sądu w innym miescie brakuje czasu - telefon, nasza kochana sędzina wydaje wymagany papier i przesyła faksem. oryginał wysłany jest pocztą. Opornie ale w końcu dostajemy zgodę. wracamy po nasz Skarb,.
już w czwórkę odwozimy Marię do domu, przy okazji poznajemy rodzeństwo Ani ,
jeszcze trochę rozmawiamy i w drogę do domku.
I czekanie na sprawę adopcyjną - cholerny strach, chociaż wtedy już nikomu nie oddałabym mojej córki. zwiałabym z nią na koniec świata.
12 grudnia - Ania jest nasza!
na szczęście wszystko dobrze się skończyło, Maria miała jeszcze co prawda sprawę o porzucenie dziecka i pokrycie kosztów pobytu małej w pogotowiu - ale wszystko Sąd umorzył.
5 minut zadecydowało o losach tylu osób. Szczęście? Przeznaczenie?
teraz to nieistotne, sporo przeszliśmy ale dziękuję Bogu za to. Ból, cierpienie - ponoć z tego rodzą się największe miłości i przyjaźnie. i faktycznie tak jest.
Często słyszę, ale czy to, że mamy kontakt z matką biologiczną jest dobre dla Ani ? nie wiem, bo i skąd.
ale zadaje sobie pytanie czy "podwójna porcja macierzyńskiej miłości" może zaszkodzić? Ania nie ma w swoim życiu tego "Pustego" rozdziału. w każdej chwili gdy tylko poczuje potrzebę poznania swoich korzeni będzie miała tą możliwość.
dla mnie matki adopcyjnej to na pewno będzie trudne, ale tu nie chodzi o mnie, tu chodzi o dziecko. jestem po to by być i ją wspierać, moim zadaniem jest dawać jej poczucie, że jest potrzebna, ważna i kochana bo tylko wtedy wyrośnie na pewną siebie, szczęśliwą kobietę.
napisał/a: gangrena 2007-11-07 16:13
Przeczytałam cały ten wątek, pozwólcie, ze i ja się wypowiem na ten temat. Od kilku lat pracuję z dziewczynami, kobietami, które usunęły ciążę, bądź zostały matkami ale trzeba im pomóc, bo nie radzą sobie same. Pracuję również w szkole z młodzieżą (gimnazjum i szkoła średnia).
Myślę, że po pierwsze, aby nie budzić zbyt wielu konfliktów, to trzeba sobie odpowiedzieć czy aborcję rozpatrujemy z punktu widzenia religii, prawa, czy własnego sumienia. Częste jest mieszanie razem tych spojrzeń ze sobą, a niestety one nijak się nie pokrywają.
Załóżmy, że rozpatrujemy aborcje z punktu widzenai religii katolickiej (bo taka u nas przeważa). Kościół katolicki uważa, że wszelka aborcja jest złem, bez względu na to czy ciąża jest wynikiem gwałtu, czy stanowi zagrozenie dla matki. Jeśli ktoś uważa się za katolika i pisze, że nigdy nie usunąłby ciąży, chyba, ze byłaby z gwałtu. To przeczy własnej wierze, ponieważ Kościół nie robi tu wyjątków.
Natomiast kwestia prawna wygląda inaczej. Dziewczyny już przytaczały fragmenty ustawy antyaborcyjnej obowiązującej w Polsce. Ja pozwolę sobie przytoczyć fragment Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, której to artukuł 1. mówi "Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw.”słowo „rodzą się” zostało użyte świadomie w celu wykluczenia płodu lub jakiegokolwiek innego stosowania praw człowieka do okresu poprzedzającego narodziny Jeden z projektodawców, przedstawiciel Francji, wyjaśniał, że stwierdzenie „Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi (...)” oznacza, iż prawo do wolności i równości jest przyrodzone od chwili urodzin.
Jeśli natomiast chodzi o tzw. syndrom poaborcyjny (czyli jak piszą niektóre dziewczyny, kobieta, która usunęła ciąże na zawsze będzie miała wyrzuty sumienia) to wcale nie jest tak jak piszecie.
Po pierwsze, żyjemy w państwie wyznaniowym, Kosciół ma wiele do powiedzenia we wszystkich dziedzinach naszego życia. Prowadzona jets cicha kampania mówiąca o tym, że kobieta, która usunęła ciąże musi mieć potem problemy i wyrzuty do końca zycia.Badania, które również ja przeprowadzałam (ale nie tylko) dowodzą, że problemy po aborcji mogą wystąpić jednak zazwyczaj są krótkotrwałe i często wiążą się z zokolicznościami aborcji niż z samym zabiegiem. Rozstrój psychiczny jest spowodowany samą niechcianą ciążą. Natomiast wiele kobiet, którym odmówiono aborcji i musiały urodzić miały problemy emocjonalne, które utrzymywały się bardz długo, a w niektórych przypadkach wcale nie mijały. Rozmawiałam z niejedną kobietą, która usunęła ciążę, większość z nich zapytana co czuje po zabiegu odpowiedziała "ulgę", i wierzcie mi były to zwykłe dziewczyny, może Wasze koleżanki. W innych badaniach bezpośrednio po aborcji 75%kobiet powiedziało, że odczuwa zadowoloenie/ulgę, od 5-30% żal, smutek, wyrzuty sumienia.
Ryzyko problemów psychologicznych po aborcji jest większe jeśli są to emocjonalnie niedojrzałe nastolatki, kobiety uskarżające się wcześniej na problemy psychiczne, kobiety usuwające chcianą ciążę z powodów medycznych lub genetycznych, kobiety, których partner bądź rodzina byli przeciwni ciąży, kobiety głęboko religijne, kobiety zmuszone do aborcji, kobiety niepewne własnej decyzji, kobiety, które poddały się późnej aborcji.
Uwierzcie mi, podjęcie decyzji o aborcji nie jest łatwe, czasem są to naprawdę tragiczne decyzje. Często usuwają ciążę dziewczyny, które kiedyś mówiły "nigdy". Pamiętajmy po prostu, że nikt z nas nie wie jak zachowa się w danej sytuacji, więc nie oceniajmy pochopnie innych.
Mogłabym napisać jeszcze wiele. Ale już kończę.
jedna z Was napisała, że chyba wszyscy wiedzą, skąd się biorą dzieci. Zdziwiłabyś się słysząc czasem nastolatków, którzy uprawiają seks, ale uważają, że jak się potem zapali papierosa to nie można zajść w ciąże.
napisał/a: marrrta1905 2007-11-27 21:41
Patka napisal(a):ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej,
badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu,
zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.
jak juz pisalam w innym temacie medycyna posunela sie tak brdzo do przodu ze jet mozliwosc szybkiedo wykrycia wad u dziecka i podjecia leczenia... takze sama ciaza moze przebiegac pod scisla kontrola lekarzy i zakonczyc sie udanym porodem. moja kuzynka w wieku 30 lat miala zawal ciaza mogla byc dla niej wyrokiem smierci ale poczel diecko. dzieki lekarza urodzil bez problemow. maja ma dzisiaj 8 miesiecy.
napisał/a: marrrta1905 2007-11-28 07:46
Necia napisal(a):a słyszałaś kiedyś o czymś taki jak choroba nieuleczalna? nieodwracalne kalectwo?
moze cie zaskocze ale tak slyszalam.
Necia napisal(a):ale nie opowiadaj że każdą chorobę dziecka da się wyleczyć bo niestety tak nie jest
a czy ja napisalam ze KAZDA chorobe sda sie wyleczyc???? bo sobie tego nie przypominam. nie twierdze ze jest lek na kadzda chorobe ale przeciez szanse dla chorego dziecka na przezycie sa duzo wieksze niz kiedys. na swiecie jest miliony ludzi kalekich i nieuleczalnie chorych to dlaczego by ich wszystkich nie pozabijac.... piszesz zenie jstes zwolenniczka abocji ale jeszcze w zadnej swojej wypowiedzi(oprocz tej w ktorej tak twierdzis) nie napisalas nic przeciw aborcji.
napisał/a: ~gość 2007-11-28 08:29
Aborcja była, jest i zawsze będzie tematem sporów i bezsensownych kłótni, bo przecież każdy ma swoje zdanie na ten temat. Ja również i to tylko moja sprawa. Nie mam zamiaru zostać tu zwyzywana od takich czy owakich bez względu na to, czy jestem za czy przeciw, dlatego się nie wypowiadam głębiej w tej kwestii, bo wojna na argumenty w tym temacie prowadzi do nikąd, a złoty środek nie istnieje.