Kontrowersyjny temat - teściowa

napisał/a: anula31 2009-08-05 13:57
Figaro, to znaczy,ze on jest po Twojej stronie. To najwazniejsze. Ale ja wiem, jak takie cos potrafi wkurzyc.
Moja potrafila, kiedy M jeszcze z nia rozmawial, dzwonic 5 razy dziennie i rozmowa wygladala tak: ona-co tam? on-ok, ona-aha. Za jakis czas znow tel. -co tam? on-przestan dzwonic jak nie masz nic konkretnego. ona-co robi maly? on-slucha muzyki ona-jakiej? on-jakies, przeciez bez znaczenia. ona-aha Takie durne telefony, jakby kontrolujace. Potrafila zapytac co mamy na obiad i jak ja to robie. Zeby bylo smiesznie-ona srednio gotuje, wiekszosc na bazie polproduktow, a ja gotuje swietnie, wiec nigdy nie uslyszala,ze zupa z paczki. Kiedys sms do mnie, godzina 5 rano. Ze jak wstane, mam od razu dac jej znac, bo pilna sprawa. Myslalam,ze rzeczywiscie cos. Okazalo sie, ze do babci przyszedl list (pasek wyplaty, czyli w zasadzie nic pilnego)dla M. Ona dowiedziala sie o tym wieczorem, ale nie chciala nam przeszkadzac, widocznie 5 rano to bardziej odpowiednia pora. No i nie wiem,czemu z tym nie zadzwonila do swojego syna. Powinnam chyba ksiazke o tej pani napisac.
napisał/a: figaro 2009-08-05 14:36
Asik, Twoja jest rownie zabawna co moja i mają o dziwo wiele wspólnego.
Telefony do męża gdzie jest i co robi w każdej porze dnia, a najchętniej w pracy gdy wiadomo że jest zajety i pracuje, co jest dośc oczywiste Jak mi kiedyś męża porwą, teściowa odtworzy każdą minutę jego dnia
Gotuje wylącznie z półproduktów, nawet sałatki kupuje, uznając się jednocześnie za eksperta od zdrowej żywności. Tu mi jednak nie podskoczy, bo umiem i lubię gotowac, a jej syn przepada za moją kuchnią. Ona oczywiście nigdy nic mojego nie tknie, bo zwykle źle sie akurat czuje, jest najedzona, jest na diecie itp itd
Tyle dobrego, że numeru mojej komórki nie chce poznac. Kiedyś miała zapisany na wszelki wypadek, ale nie zdażyło sie by zadzowniła. Przy reszcie rodziny, gdy mnie i męża nie ma, przybieram w jej opowieściach, jak więcej tu piszących, pseudonim ONA lub TA KOBIETA

[ Dodano: 2009-08-05, 14:44 ]
w mężu mam oparcie, gdyby było inaczej nie była bym jego żoną. Jego postawa ułatwia mi wiele spraw, dlatego stac mnie na poczucie humoru i dystans do teściowej. Choc czasem to wrrrr coś mnie poniesie. Szczególnie, że ma owa pani drazniący sposób przerywania naszych z mężem dyskusji i wstrącania duperel bo cholender właśnie zobaczyla motylka i musi sie tą ważną wiadomoscią NATYCHMIAST podzieli z synkiem. No wtedy to mnie się instynkty najgorsze pojawiają tym bardziej że owych "ważnych" wiadomości to ta kobieta potrafi miec jak 5-lenie dziecko w tempie 12tu na minutę
napisał/a: anula31 2009-08-05 16:08
ja sie czasem boje, ze jak moja w koncu przez dlugi straci mieszkanie, to wyladuje u nas. Mimo,ze my wynajmujemy, bo M ma miekkie serce. Tutaj sie odgraza, ale jak dojdzie co do czego, pomoze jej. Wtedy pakuje malego i opuszczam to miasto. Rodzicow mam 300 km dalej, wiec niech M sie zastanowi.
Ogolnie to tesciowa mimo,ze prawniczka (jakis czas nawet pracowala w zawodzie)interpretuje przepisy na swoj sposob i zawsze gdy sie poklocimy, a ona sie o tym dowie, daje M dobre rady, tyle,ze mowi mu to,co on chcialby uslyszec, a nie jak jest naprawde. Ostatnio sama pojechalam z malym na urlop. M wiedzial gdzie i na ile. O cos tam sie poklocilismy przez tel.i przez kilka godzin nie odbieralam jego rozmow. Nagle sms-pojde na policje,ze uprowadzilas mi dziecko. od razu wiedzialam,ze to pomysl mamuski. Szybko go uswiadomilam,ze wyjazd a uprowadzenie,to dwie rozne sprawy i go wysmieja.
Zreszta, pomyslow to ona ma wiecej-stwierdzila,ze nikt odsetkow nie umorzy, do poki sie ich nie zaplaci. No, a skoro sie zaplaci, to po co umarzac? Teraz jej prawniczka od miesiaca pisze podanie do banku. Ja takie podanie napisalabym w 10 min. No i po co placi prawniczce? Bo tak naprawde nikt sie tym nie zajmuje, a ona tylko liczy, ze uda jej sie zwiesc M.
Kiedy szykalismy mieszkania powiedziala do mnie,ze chyba zwariowalam,ze na 3 miesiace przed porodem bede pokoj malemu szykowac. Bylam w zagrozonej ciazy i przeprowadzka w tym okresie juz byla dla mnie ciezka. Chcialam na spokojnie,a i tak ledwie zdazylismy. Wszystko robilam sama. M kiedys nie mogl mi pomoc i zadzwonil do tej pani,zeby go wyreczyla, skoro drugiej synowej nawet majtki pierze. Ja wyszlam z domu, bo nie chcialam jej ogladac. Dostalam informacje,ze przedpokoj na blysk, jedynie gorne szafki w srodku nietkniete, bo bez drabiny nie siega. Wrocilam, nic nie zrobione, nawet w niskich szufladach kurz. Za to zapytala M.,po co zabiera z domu zelazko(SAM JE KUPIL!!!), skoro ja mam 2. No i juz wiedzielismy,co robila-przeglad moich rzeczy, tym bardziej,ze zelazka jeszcze byly nierozpakowane w pudle. Musiala sie mocno napracowac. Rodzina oczywiscie sie dowiedziala jak ona nam wysprzatala. Szybko zadzwonilam do M.,zeby nie bylo,ze ja wydziwiam. Kazalam mu zajrzec do tych szafek. Pozniej sama wszystko zrobilam.
Mieszkanie-szukalismy. Kiedys ona dzwoni,ze ma fajne mieszaknie, opisala je dokladnie.I ze jest na 100%, tylko musimy czekac az wlasciciel do przyjedzie.Wiec my przestalismy szukac, bo w kazdej rozmowie zapewniala nas,ze na 100%. Ostatecznie okazalo sie,ze szla ulica, zobaczyla puste okna, ciec jej powiedzial,ze tam nikt nie mieszka i ze on nawet nie wie, gdzie jest wlasciciel. Ze reguluje oplaty, wpada rzadko i nie wie, moze by i wynajal, skoro puste stoi.
Zabrala kiedy mojego synka. Do zoo. Nie poszli, bo drugi wnuk chcial na komputerze w domu pograc, Odwiozla malego, pytam jak bylo-super. I poszla. Dopiero nastepnego dnia przypadkiem sie dowiedzialam,ze nie byli w zoo, tylko caly dzien w domu siedzieli. Jakis tydzien wczesniej byla podobna sytuacja. Mowie,zeby nie siedzieli,ze obok nich jest festyn dla dzieci. ok, pojda. Odbieram dziecko, pytam czy byli-zmiana tematu. Powtarzam pytanie-tak,ale nudno,wiec szybko wrocili. A ja wiem,ze bylo super,bo znajomi byli. Domyslam sie,ze ona w ogole z malym nie poszla.
napisał/a: dement 2009-08-05 16:57
oj, Asik, bardzo Ci wspolczuje. Znam te klimaty. Ja tez do swojej bylej tesciowej nigdy nie rzeklam"mamo". Mam nadzieje, ze M nie da sie tak zmanipulowac, jak moj byly maz. I tego Ci zycze.
napisał/a: anula31 2009-08-05 17:19
własnie sie dowiedzialam-jutro sprawa dla reportera, synowe i tesciowe hi hi
M wrocil teraz z zakupow, spotkal szwagra-tesciowej wymienili zamki, szwagier sprzedal samochod, bo nie maja za co zyc. Jak ja Bogu dziekuje,ze trzymam sie od niej z daleka!
napisał/a: dement 2009-08-05 20:50
Najgorsze jest to, ze na pozor rodzina mojego bylego meza byla bez zarzutu. Nikt by mi nigdy nie uwierzyl, jaka tam byla patologia ( . Tzw. "dobry dom"
napisał/a: anula31 2009-08-05 21:34
rodzina mojego, chyba tylko we wlasnym mniemaniu jest bez zarzutu. Wszyscy, łącznie z sąsiadami wiedzą, co to za ziółka. Moj M i babcia-jedyni, o ktorych niewiele złego da sie powiedziec.
Po rewelacjach szwagra zaczelam rozmowe z M o tym, ze jeszcze on bedzie musial splacac kolejne dlugi matki. Poprosil mnie o przelozenie rozmowy na sobote, bo nie ma juz sil, musi sie skupic na pracy, a od tego dostanie rozstrojenia nerwow. Dziwi sie nieco, ze ja sie tym przejmuję.
Nie dość, że mam wscibską, bezczelną tesciowa, jak z kawałow, to jeszcze kryminalistke.
napisał/a: figaro 2009-08-06 10:01
widze, że można wyróżnic pewne cechy tożsame dla takich rodzin. Nie inaczej jest u mnie, rodzina meża trzyma sie jak sekta we własnym światku, nikt ich nie odwiedza, nie mają bliższych znajomych, a wręcz o wszelkim otoczeniu źle sie wyrażają. Myślą, że wszędzie czyha na nich niebezpieczeństwo, ludzie im wciąż na złośc czynią a oni tylko bogobojnie chcą spokojnie życ. Rzeczywistośc wygląda zupełnie inaczej, teściowa nie zawaha sie rozprowadzac wierutnych kłamstw o każdej sobie znanej osobie, plotkuje a swoje intrygi ubiera w takie opowieści, że aż uszom nie wierzę, że można byc takim mitomanem a co gorsza, najbliźsi mimo że w to nie wierzą, to boją się nawet przed samym sobą przynac, że ich matka i żona łże w żywe oczy czyniąc ludziom krzywdę. Bywa że mają przebłyski zdrowego rozsądku i przynają że problem jest, ale wolą szybko o tym zapomniec, tak im jest łatwiej.
napisał/a: anula31 2009-08-06 16:59
u nas nie tak do konca z tym jest. Jej synowie i siostra zdaja sobie sprawe, jaka ona jest. natomiast babcia, czyli jej mama oraz siostra babci, no i oczywiscie glowna zainteresowana, uwazaja, ze rodzinka jest spoko,ze ona jest w porzadku.
Wieczorem powiedzialam swojemu panu o moich obawach,ze w koncu wszyscy razem zamieszkamy. Powiedzial,ze chyba oszalalam. Ja na to, ze znam go,ze mamy na lodzie nie zostawi. Ale ma pamietac,ze to nie jest moja mama i ze ja na to zgody nie wyrazam.
napisał/a: dement 2009-08-08 20:58
figaro napisal(a):widze, że można wyróżnic pewne cechy tożsame dla takich rodzin. Nie inaczej jest u mnie, rodzina meża trzyma sie jak sekta we własnym światku, nikt ich nie odwiedza, nie mają bliższych znajomych, a wręcz o wszelkim otoczeniu źle sie wyrażają. Myślą, że wszędzie czyha na nich niebezpieczeństwo, ludzie im wciąż na złośc czynią a oni tylko bogobojnie chcą spokojnie życ.

Ja to nazywalam towarzystwem wzajemnej adoracji, ale sekta tez pasuje ;)
napisał/a: anula31 2009-08-09 21:29
dla mnie to dulszczyzna.
Ja słyszę babcię mowiącą, że w ich rodzinie itp. A kiedy M mowi jej, że mama go okradla, slyszy, ze nie ma tak mowic, to jego matka jest. Albo zmienia temat, albo, ze to niemozliwe,zeby nie klamal.
W piątek poszliśmy tam, bo M musial zabrac kilka rzeczy. Ja nie chcialam wchodzic, ale mnie namowil, wczesniej dzwonil, mialo jej nie byc. A byla, powiedzialam dzien dobry, nie odpowiedziala. Weszlam i zaczelam ją traktowac jak powietrze. Zreszta M tez. O dziwo, nasze dziecko minęło jej wyciągniete ręce i zaczelo sie samo bawic, mimo,ze ona do niego podchodzila. Potem synek przyszedl do mnie. Wychodzimy-mowie, zrob pa pa (bo ja dowidzenia juz nie mowilam, skoro dzien dobry tez nie bylo), a ten-NE. Nie namawialam go.
W sobote sie poklocilismy z M. Poszedl do matki, bo stwierdzil, ze tam moze odpoczac w ciszy, wytrzymal godzine. Ona oczywiscie probowala wykorzystac, ze chwilowo on nie ma we mnie wsparcia, ale jej sie nie udalo. Jedyne co-ten matołek, bo jak inaczej można go nazwac, postanowil jej zaufac i pojsc z nia do prawnika ad tych kredytow. Ja bym poszla, ale do wlasnego,zeby napisac na nia pozew.
No i tu news-tesciowa szuka mi pracy.
Powiedziala M., ze komornik (ona teraz ma super kontakty he he) szuka kogos na swoje stanowisko. Tekst, że komornikiem sie nie zostaje z ulicy itp i ze to nie praca dla mnie, skwitowala-ona widocznie nie chce znalezc pracy. Na szczescie M wie,ze to nieprawda i wie jak wylada procedura by zostac komornikiem.. No i wie, ze nawet gdyby ona mi dala prace na tacy, ja bym nie przyjela, bo pozniej bym slyszala,ze mam być wdzieczna.
napisał/a: malwina2009 2009-08-17 16:49
Witam,
jestem mamą 10 miesięcznej dziewczynki. Całe życie mieszkałam w mieścinie zabitej dechami .Z utęsknieniem wyczekiwałam chwili ,kiedy zdam maturę i wyjadę na studia .Wybrałam miasto oddalone 250 km od domu rodzinnego. Od rodziców nie wzięłam ani złotówki, bo chciałam być samodzielna i niezależna. W tym czasie znałam już mojego przyszłego męża ,który uparł się pojechać ze mną. Wtedy nie byłam pewna do końca swoich uczuć ,ale teraz wiem że to był błąd.. Nie powinniśmy w takim młodym wieku się tak poważnie wiązać...Stało się- zaszłam w ciążę po roku wspólnego mieszkania i zmuszeni byliśmy wrócić. Zamieszkaliśmy u teściów ,na wsi.. Czyli ze snu o życiu w gwarnym ,dużym mieście nici):)ale to nic ,tutaj też jest pięknie, myślałam .. Niestety tylko jeśli w grę wchodzą krajobrazy... Kiedy urodziła się mała zaczęły się zgrzyty. Teściowa nie potrafi zrozumieć ,że sama chcę się zajmować dzieckiem. Może to egoizm z mojej strony, ale chcę mieć tę pewność, że Niunia jest porządnie najedzona ,wykąpana, że w ogóle mam na nią oko i pewność że wszystko jest cacy.. Od pierwszego dnia tutaj sama gotuję dla nas obiady ,bo chce i mój mąż również. To nie do pomyślenia dla mojej teściowej. Na każdym kroku są zgrzyty. Kiedy jadę do swojej mamy na noc -bo jak to ja juz domu nie mam?? kiedyś pojechałam dwa dni pod rząd ,to usłyszałam wyrzut czy teraz mam zamiar codziennie jeździć ?? Czuję się jak zaszczute zwierze.. Mamy wspólną kuchnię i standardem jest zaglądanie mi do garnków. Jednak główną kością niezgody jest Mała; bo źle ubrana, bo za wcześnie chodzi spać, bo nie czatuje w progu na powrót babci z roli, nie to je(nie toleruje dużych kawałków i muszę jej mielić wszystko)... Najbardziej boli to, że mąż nie widzi problemu w tym, że się nie dogaduję z jego mamą. Teść jest pod całkowitym pantoflem. Czasem jest mi przykro, kiedy mama mówi mu, że śmierdzi, czy tym podobne rzeczy.. Mój mąż jest zakochany w swojej mamie bardziej niż we mnie i nie przesadzam tutaj... Kłócimy się tylko o nią i jej docinki.. Nie tak sprzątam, nie tak podlewam jej kwiatki, nie tak zajmuję się SWOIM dzieckiem... Bo ona to robiła inaczej.. Cóż ma już idealną córkę, która wszystko robi tak, jak trzeba ,piecze ciasta(ja tego nie lubię), myje okna co dwa tygodnie(ja kiedy są brudne) i w ogóle jest robotna.. Ale ja nawet gdybym chciała , to z małym dzieckiem nie zrobię tyle ,ile w jej oczach, powinnam.. Czasem sobie myślę, ze to ze mną jest cos nie tak...Ale czy prywatność i wolność w wychowywaniu dziecka to naprawdę tak dużo?? Mój mąż nie chce słuchać o wyprowadzce ..A ja się tu dusze. Mam kłopoty z sercem od małego, a ostatnio boli mnie coraz bardziej.. Unikam kontaktu z teściowa, ale wtedy słyszę, że się izoluje i dziecko przy okazji.. Czasem już wydaje mi się, że jest fajnie, ale ona zaraz wyskakuje z czymś podłym.. Zauważyłam, że ja, przez to wszystko, staję się taka jak ona- zgorzkniała i czepialska.. Ciężko mi, ale nadal kocham mojego męża i dla nas znoszę to wszystko. Wiem, że jej też nie jest łatwo, bo tak została wychowana- że babci życiem powinny być wnuczki. Ale boję się, że jeśli raz jej ustąpię, to będzie już tak zawsze. Nie zostawię męża, bo łatwo mówić” kopnij go w...”, ale co potem ?? Poza tym, wciąż go kocham…