kasa, kasa, kasa...

napisał/a: marekw1 2010-12-07 01:10
Witam wszystkich. Przedstawię nieco przydługą historię, która mam nadzieję będzie początkiem ciekawej dyskusji.

Problem jak pewnie u większości. Mianowicie pieniądze + perspektywy na przyszłość.
Jestem z dziewczyną ponad rok, bardzo się kochamy, myślimy o wspolnej przyszłości - która jak wiadomo łączy się ze wspólnym zamieszkaniem. I tutaj zaczyna się problem.

Jestem świeżo po studiach, dziewczyna je kończy. Ona pracuje, ja mam firmę, dodatkowo od kilku miesięcy pracuję na pełny etat. Tak naprawdę w październiku i listopadzie miałem może ze 3 dni całkiem wolne, w których nie pracowałem. Miesięcznie wychodzi 300 i więcej godzin. Cóż - taki los, podjęte wyzwanie, ze świadomością że nie będzie lekko. Mimo to widzimy się 4-5 razy w tygodniu, chociaż musiałem zrezygnować ze swojej pasji (sport), praktycznie nie widujemy się ze znajomymi. Oczywiście nie mamy o to do siebie pretensji, mam bardzo duże wsparcie i pomoc od niej.

Zarabiamy nawet dobrze. Dziewczyna 2 tysiące na rękę, ja 1500 w jednej pracy + ok. 1500 z firmy. Mam ponad 20 tysięcy oszczędności, miesięcznie udaje mi się odłożyć ok. 2 tysięcy. U dziewczyny kilka tysięcy na lokatach, stara się odkładać 800-1000 miesięcznie.

Mamy dobre samochody (mój za ok. 30 tysięcy). Wiadomo - można sprzedać i kupić coś taniego. Ale są dwie kwestie - po pierwsze strata, po drugie fakt, że chcę ten samochód mieć długie lata. Ma niecałe 6 lat, jest oszczędny i perspektywiczny (rodzina, wycieczki). Kupowanie czegoś za parę tysięcy moze niestety oznaczać naprawy i brak samochodu = problemy z zarabianiem (potrzebny w firmie i dojazdach do pracy, nie mam połączenia, ani nie mam się z kim zabrać).

Myślicie pewnie - w czym problem? W patrzeniu na przyszłość, trochę moim zbyt poważnym, realistycznym (chociaż nie uważam tego za złą rzecz) podejściu do wszystkiego. Jesteśmy młodzi, planujemy przyszłość. Mimo, że mamy możliwość mieszkania w obu domach (osobne pokoje), to nie chcemy tego. Uważamy, że od początku trzeba być samemu - bez wtrącania się osób trzecich, bez wspólnej łazienki, kuchni, spraw, z możliwością namiętnych chwil bez skrępowania - czy to w łożku czy poza nim.

Wynajem odpada. Koszt podobny jak rata kredytu, a swoje to swoje. Za dobrze się o tym przekonalem wynajmując pomieszczenia dla firmy. Mieszkania kosztują u nas ok. 120-130 tysięcy za 2 pokoje (40-43 m kw.). 3 pokoje i 60-65 m kw. to już 180-200 tysięcy. I patrzę sobie w przyszłość. Do końca roku będziemy miec 30 tysięcy. Na koniec przyszłego ok. 55 (jeśli nic się nie zmieni). Niby ok - jeszcze dodatkowe pół roku i jest na pół mieszkania w gotówce. Można kupic 2 pokoje, tylko na jak długo? Planujemy 2 dzieci, ale przeraża mnie trochę fakt, że nie będzie tam nawet jakiegoś małego salonu, pokoju dziennego. W takich mieszkaniach pokoiki są malutkie, więc ani dzieciom, ani nam nie będzie wygodnie. Więc trzeba myśleć za jakiś czas o 3 pokojach = dodatkowa kasa...

Sam też wiem, że długo nie pociągnę takim systemem, z dwóch względów - po pierwsze fizycznie (zdarza się, że jestem na nogach po 35-40 godzin, taka specyfika pracy + firma przed i po), a po drugie - psychicznie (brak czasu na znajomych, pasję, zwykłe zakupy, kino, jestem nerwowy, źle śpię itp.). Daję sobie rok-dwa na zarobienie maksymalnie dużej kwoty. Ale chcąc mieć 3 pokoje i tak będzie trzeba wziąć kredyt, a rata to jakieś 800 zł na 20 lat (na 30 się nie opłaca, jest niewiele mniej, a jednak to dodatkowe 10 lat).

I dołuje mnie fakt, że mimo takiego tyrania, dobrych zarobków będziemy musieli spłacać co miesiąc sporą kwotę. Teraz jest ok (nawet jeśli będę mieć jedną pracę), ale co jeśli dziewczyna (żona w przyszłości - mam nadzieję niedalekiej) po urodzeniu nie wróci do pracy / zostanie zwolniona? Zostajemy z moją pensją i niełatwą sytuacją.

Ostatnio popadam chyba w jakieś stany depresyjne, myśląc o tym wszystkich. Chcielibyśmy już mieć swoje 4 kąty, zasypiać obok siebie, budzić się. Niestety nie jest to proste, a mam wrażenie, że tracimy swoje najlepsze lata na cieszenie się sobą. Niby nie mieszkamy w miejscu, gdzie mieszkania są drogie. Ale mimo wszystko nie możemy sobie na nie teraz pozwolić (nie chcę kredytu na całość, miałem ich trochę w życiu, wszystko spłacone, ale wiem jak to jest żyć z dużym obciążeniem). Mam po prostu poczucie, że tracimy swoje najlepsze lata, póki możemy się sobą cieszyć, bawić, jeździć, zwiedzać. Później będzie chęć posiadania dziecka (dziewczyna ma prawie 25 lat, a chce mieć w wieku 29, max. 30) - i konieczność rezygnacji z wielu rzeczy. A czasu coraz mniej...

A jak to wygląda u Was? Skąd wzięliście pieniądze na mieszkanie, dom / jak mieszkacie?

Temat dałem z dziale "Zaręczyny" z istotnego powodu - planuję je, ale wobec braku widoków (póki co) na wspólne mieszkanie bez nikogo wstrzymuję się. Wiem, że dziewczyna chciałaby mieszkać razem jak najszybciej (a czasem buja w obłokach, ja sprowadzam ją na ziemię), pojawilaby się presja obu rodzin - przecież możecie wziąć ślub, mieszkać u nas. A tego nie chcę.
napisał/a: Gvalch'ca 2010-12-07 08:13
marekw napisal(a):ok. 120-130 tysięcy za 2 pokoje

Ciesz się, że tak tanio i nie marudź Teraz przecież też gdzieś mieszkasz i ponosisz tego koszty, zamieszkacie razem to jeszcze taniej wyjdzie bo zamiast dwóch mieszkań będziecie musieli utrzymać jedno. A na początek kawalerka wystarczy Także głowa do góry i nie od razu Rzym zbudowano.
napisał/a: ~gość 2010-12-07 08:44
marekwHmmm powiem tak: Przesadzasz jak dla mnie. Pomyśl sobie co mają powiedzieć ludzie, którzy żyją z jednej pensji a mają np. 4 dzieci i mieszkają w dwóch pokojach Pewnie przy Twoim myśleniu sobie tego nie wyobrażasz ale tak jest i rodzina ta wcale nie żebrze po ulicach i jakoś żyją. Gdyby każdy miał takie myślenie, że koniecznie trzeba kupić od razu mieszkanie 5 pokojowe to ludzie nie zakładaliby rodzin no bo jak to?? Mieszkać w klitce z dwójką dzieci albo nie daj Boże u rodziców?? Teraz praktycznie każdy bierze kredyt i ciesz się, że banki idą na rękę bo można znaleźć na prawdę dobre oferty. Wiele lat temu dokładnie 24 mój tata w wieku 23 lat zaczął budować dom, zarabiając też grosze. Wziął na ten szczytny cel kredyt o wartości miliarda starych złotych i przez długie lata wraz z moją mamą go spłacali, ale w końcu spłacili i mają swój dom(jakby odkładali latami to do dziś pewnie bym się nie urodziła) A w momencie, gdy przyszłam na świat był pokój 3x4 wyremontowany, wc i kuchnia na parterze...mama rodziła mnie w szpitalu a tata remontował po łebkach łazienkę, żeby można mnie było wykąpać. Pozostała część domu to było gruzowisko. Jakoś żyli...Znam też i teraz wiele przypadków.
Na początek 2 pokoje Ci starczą, jak pisze Gvalch'ca nie od razu Rzym zbudowano. Ja bym się cieszyła nawet z kawalerki, bo najważniejsze to być razem a nie ganiać się po salonach jak wielki hrabia. Przyjdzie czas na wszystko. Zanim będziesz miał drugie dziecko minie kilka lat, można wtedy pomyśleć o zamianie o sprzedaży...różnie bywa.
Zastanów się czy na prawdę jest sens ciułać te pieniądze latami i w końcu w wieku 40 lat kupić za gotówkę te mieszkanie i czuć satysfakcję nie mając nic oprócz swojego kąta??
Wybacz może odebrałeś mój post jako atak na twoją osobę, ale nie miałam tego w planach tylko troszeczkę twoję myślenie mnie zagotowało. Już doprowadzam się do porządku
napisał/a: marekw1 2010-12-07 09:19
Teraz mieszkam z rodzicami, kosztów wielkich nie ma. Dziewczyna też mieszka z rodzicami, jakoś specjalnie się nie dokłada, rodzice stwierdzili u niej że lepiej żeby sobie odkładała na przyszłość we własnym zakresie, bo chcą jej pomóc a nie będą w stanie przekazać jej później jednorazowo większej sumy.

A co do mieszkań - kawalerka ok, można kupić za 70 tysięcy. Tylko ten mój realizm nakazuje patrzeć w przyszłość - a u nas kawalerkę sprzedać ciężko...
napisał/a: ~gość 2010-12-07 09:25
Jeżeli masz te 70 tysięcy to możesz wziąć drugie tyle w kredycie i kupić dwa pokoje. Jeżeli tak dobrze zarabiacie to szybko spłacicie. Nie musicie przecież wpłacać co miesiąc ustalonej kwoty, można i więcej jak się ma w celu przyśpieszenia spłaty
napisał/a: ~gość 2010-12-07 09:35
marekw, wydaje mi się, że nigdy nie zdecydujesz się na ślub, kupno czegokolwiek, bo zawsze będzie Ci mało...
napisał/a: marekw1 2010-12-07 09:37
kate1775 napisal(a):Jeżeli masz te 70 tysięcy to możesz wziąć drugie tyle w kredycie i kupić dwa pokoje. Jeżeli tak dobrze zarabiacie to szybko spłacicie. Nie musicie przecież wpłacać co miesiąc ustalonej kwoty, można i więcej jak się ma w celu przyśpieszenia spłaty

Nie mam, mieć będziemy może za 2 lata. Tylko że ciągle po drodze coś wypada - a to kilka stów na samochód u niej, to 1500 u mnie. Dentysta za 300 u mnie, u niej badania i leki za 500. Buty na zimę, kurtka, jakieś pierdoły z ubioru. Mieliśmy rocznicę, więc była kolacja i kino. I nagle poszło znowu 700. Bez szaleństw, tylko potrzebne rzeczy. Nie wiem, jak radzą sobie ludzie, którzy kiepsko zarabiają, a mają jeszcze na utrzymaniu dzieci.
napisał/a: ~gość 2010-12-07 09:47
marekw napisal(a):Nie wiem, jak radzą sobie ludzie, którzy kiepsko zarabiają, a mają jeszcze na utrzymaniu dzieci.

Poprostu mają inne myślenie...nie wszystko w życiu się ma i nie wszystko się każdemu należy, jeżeli to zrozumiesz to dalej nie będziesz miał problemów.
Życie jest drogie to fakt, bo idąc do sklepu po spożywkę zostawiasz 50 zł za głupi chleb, ser i kilka wędlin na kanapkę...
Znam wiele osób takich, którzy myśleli że wszystko trzeba mieć...jesteśmy biedni, nie stać nas na dziecko. W momencie kiedy "wpadli"(no bo przecież jak to planować skoro nie stać nas na dziecko) pieniądze raz ,dwa się znalazły

[ Dodano: 2010-12-07, 09:49 ]
A ile ty masz lat?

[ Dodano: 2010-12-07, 09:50 ]
rana_verde napisal(a):marekw, wydaje mi się, że nigdy nie zdecydujesz się na ślub, kupno czegokolwiek, bo zawsze będzie Ci mało...

Dokładnie....podpisuję się obiema rękami i jak dam radę nogami

[ Dodano: 2010-12-07, 09:51 ]
Ludzie bez samochodów też żyją i mają się dobrze, ale to taka moja mała dygresja
napisał/a: marekw1 2010-12-07 10:01
rana_verde napisal(a):marekw, wydaje mi się, że nigdy nie zdecydujesz się na ślub, kupno czegokolwiek, bo zawsze będzie Ci mało...

To nie jest tak.
Praktycznie od zawsze żyłem sprawami dorosłych. Od małego (już w podstawówce) pomagałem ojcu w firmie. Później życie potoczyło się jak się potoczyło - i często na mnie spoczywało wiele spraw, miałem hobby (sport) na który sam musiałem zarobić żeby kupić sprzęt, jeździć na zawody.
Nie żałuję tego, bo wyrobiło to charakter (zarówno sport, jak i starania o kasę, obowiązki).
Po prostu patrzę na wszystko bardzo realistycznie, ostrożnie. I to nie jest tak, że zawsze mi mało.
napisał/a: ~gość 2010-12-07 10:03
marekw napisal(a):Po prostu patrzę na wszystko bardzo realistycznie, ostrożnie.

Jak dla mnie to zbyt realistycznie i myślę, że twoja dziewczyna nie ma takich wysokich wymagań jakie Ty sobie stawiasz
napisał/a: Gvalch'ca 2010-12-07 10:31
marekw napisal(a):Teraz mieszkam z rodzicami, kosztów wielkich nie ma.

marekw napisal(a):Tylko że ciągle po drodze coś wypada - a to kilka stów na samochód u niej, to 1500 u mnie. Dentysta za 300 u mnie, u niej badania i leki za 500. Buty na zimę, kurtka, jakieś pierdoły z ubioru. Mieliśmy rocznicę, więc była kolacja i kino. I nagle poszło znowu 700.

Oj chyba zaczęło się dorosłe życie i z własnej kieszeni trzeba płacić za coś za co wcześniej płacili rodzice. I nagle widać ile to wszystko kosztuje. Właściwie to nawet nie, w pełnej krasie będzie widać jak się usamodzielnisz, tzn zamieszkasz bez rodziców
napisał/a: ~gość 2010-12-07 14:10
marekw, a kto takich problemów nie ma? Takie nasze realia ;)
Możesz iść pod pałac prezydencki i zrobić bunt że się nie godzisz na to.

:P

My też jesteśmy realistami ale jakoś mieszkanie w kawalerce przez x lat, z jednym samochodem, wiążąc ledwo koniec z końcem kompletnie mnie nie przeraża ;) Mam zdrowego fajnego męża i w sumie to mi wystarcza ;) wiem że damy sobie radę jak będzie bardzo ciężko