Co robic gdy on mnie zostawil?Jak zachowac sie z klasa??

napisał/a: Aza 2007-09-04 23:59
Wiesz moj eks jak sie spotkalismy po tej calej aferze polowe czasu przeplakal, patrzyl w podloge itd. dlatego ja pomyslalam ze moze mu zalezy i chcialam to nawrocic na dawny tor jak to bylo kiedys. No chyba facet na pokaz nie placze? (tak mi sie wydawalo) ale gdzie tam po tym spotkaniu zaraz do tamtej nowej laski pobiegl az sie kurzylo. Wiec od tego czasu jakos w meskie lzy nie wierze. Mowil ze mnie kocha, plakal, nawet mi w oczy nie spojrzal a zaraz do niej polecial. Hmm dziwny koles i tyle :)teraz to sie usmiecham bo to frajer byl i tyle, jeszcze z mojej kasy ssal 2.5 roku, bo do pracy to gdzie tam ani rusz a studia to drugi rok przez 3 lata robil :D
Nie przejmuj sie ja tez sie sparzylam wiele razy a i teraz to zbyt lekko nie jest chociaz lepiej niz kiedys.W koncu czas przyjdzie i jesli masz miec ta wielka milosc to ja bedziesz miala.Ja wiem ze ja juz nigdy nie bede blagac zadnego faceta zeby do mnie wrocil bo slowa mojego kolegi za bardzo mi zapadly w pamiec :D
Pozdrawiam
napisał/a: inglot2 2007-09-12 16:58
Zależy wszystko od tego co zrobiłaś... i czy w jeszcze w tej sytuacji będziesz mogła zachowac sie z klasą....
napisał/a: poziomeczka0106 2007-10-08 17:07
musze Cie zmartwic, nie ma recepty na szybkie przebolenie, tylko czas goi rany. w moim przypadku po ponad 4 i pol letnim zwiazku do dzis nie chce mi sie oddychac ani zyc a minelo juz 4 mies... najgorsze ze niewyobrazam sobie ze moge kogos poznac i od nowa wszystko ukladac za bardzo boli, kocham tego dupka ale wiem ze nie wroci ma inna mlodsza... ludze sie ale czym? miloscia ktorej nigdy tak na prawde nie bylo skoro sie skonczyla i skoro on potrafil sobie ulozyc zycie na nowo? wspolczuje Ci i tylko wypelniony dzien na maxa praca, szkola, zajecia, znajomi to pomoze Ci przetrwac i moze z czasem zapomniec. nie zabijaj klin klinem nie ran innych...
napisał/a: Paulina55053 2007-10-08 17:24
Wiesz podnioslam sie z tego ale nie chce go narazie widziec bo sie boje ze to wroci...narazie nie...tylko jest problem poznalam kogos bardzo mnie szanuje i zabiega o mnie to bardzo sie szybko dzieje...mam wszystko co chce z nim tylko nie wiem czy brnac w to dalej?Kiedy nie pisze jestem zla nie wiem co z tym robic bo nie chcialabym go zranic bo nie zasluguje na to...Boje sie ze sie znowu rozczaruje i nie wiem do konca co do niego czuje bo wiedze ze on dla mnie jest w stanie wiele zrobic...co robic????POMOCY
napisał/a: xywa 2007-10-23 17:52
Hej Dziewczyny!!!
ja mam podobny problem..Bylam z facetem 3 lata i rozstalismy sie 2 tygodnie temu..tzn. on mnie zostawil..Mowil, ze nadal mnie kocha i ze zawsze na swoj soposob bedzie kochal, ale nie moze juz poraz kolejny zaczynac wszystkiego od poczatku (nasz zwiazek byl burzliwy i juz raz zaczynalismy wszystko od nowa..wszytko przez moje marudzenie, jazdy itd.), ze nie ma sily i musimy sie rozstac..bardzo plakal..ale zastanowila mnie jedna rzecz..poniewaz nadal ma w centralnym miejscu pokoju postawione moje zdjecie..pytalam czemu go ne schowa, on na to ze bedzie tu tak dlugo stalo jak bedzie chcial i ze ma mu przypominac dobre chwile. Poza tym chyba z 10 razy pytal czy jesli mu sie odwidzi, to czy moze mi o tym napisac i ewentualnie wrocic...mowil, ze nie jest pewien tej swojej decyzji, ale ze nie moze teraz zaczynac jeszcze raz...Aktualnie nie mamy ze soba kontaktu..ja nie nalegam, nie pisze..dalam mu spokoj..pozwolilam odejsc, ale bardzo za nim tesknie i bardzo go kocham - wiem, ze to ten facet i nie chce nikogo innego..bylo nam ze soba dobrze..Po tej calej naszej ostatniej rozmowie nie wiem co mam myslec..Czy on wroci??? czy mam sie ludzic, ze jeszcze bedziemy razem?? dziewczyny jak myslicie??? Prosze o odpowiedz.
napisał/a: Pysiek16 2007-10-28 18:49
Qurde dziewczyny co wy mówicie?? tak jak Aza powiedziała miejcie swoją godność, jak wróci to wróci a jak nie to nie. Czas zagoi rany. Na początku zapomnicie jak wyglądają jego oczy, później twarz, a na końcu zapomnicie o nim. Nie angażujcie się szybko w związki po rozstaniu, bo ludzie mogą sobie o was źle pomyśleć "że o ta to leci na wszystkich" lub możecie zranić chłopaka, bo szybko nie zapomnicie o swojej miłości. Przeczekajcie, uspokójcie się i zapomnijcie, a jak faceta widzicie na GG, to bądźcie dzielne i pokażcie, że nie zależy wam na nim i nie uciekajcie, bo to niczego nie da. Pozdrawiam
napisał/a: MiNiA23 2008-02-01 10:19
Witam was kobietki :D przeczytałam wszystkie wasze wypowiedzi i normalnie prawie wszystko odpowiada mojej historii tylko z jednym szczegółem...też wydawało mi sie, że spotkałam mężczyznę mojego życia choć już przestałam wierzyć, że to jest możliwe...za nim go spotkałam miałam już za sobą kilka związków, które pozostawiły w mojej psychice znamiona. Twierdziłam, że już nigdy nikomu nie powierzę swojego świata, nie zaufam, nie pokocham...miałam wybudowany pogląd o facetach...że są świniami, że zależy im na jednym i zrobią wszystko by to osiągnąć...aż pewnego dnia w moim życiu pojawia sie on...przystojny, inteligenty, romantyczny, i.t.d...na początku spotykaliśmy sie jako kolega i koleżanka, dużo gadaliśmy...poznawaliśmy sie, opowiadaliśmy sobie o miłosnych doświadczeniach...(on był tylko raz prawdziwie zakochany ale ona go zdradziła i mimo wszystko nie potrafił o niej zapomnieć)...i uwierzyłam, że on jest inny...że on sie różni od tych facetów, których spotykałam do tej pory na swojej drodze...zaczęło mi na nim zależeć, on także dawał sygnały, że jest mną zainteresowany i po 5 miesiącach znajomości staliśmy sie parą...na początku zachowywałam dystans, broniłam sie przed głębszym uczuciem...aż do momentu, w którym to on mi powiedział, że mnie Kocha...coś we mnie pękło i zaczęłam czuć coś pięknego, coś czego nigdy jeszcze przedtem nie doświadczyłam...teraz już wiem, że kochałam pierwszy raz...układało nam sie super. czułam sie kochana i cały czas słyszałam zapewnienia z jego strony, że tak jest...nawet czyny o tym świadczyły...ale pewnego dnia zadzwonił do mnie mówiąc, że chce separacji, że potrzebuje czasu, bardzo mnie to roztrzęsło...i powiedziałam mu, że nie uznaje słowa separacja, że w moim słowniku go nie ma, podziękował mu za czas jaki mi poświęcił i sie rozłączyłam...po paru minutach zadzwonił...nie potrafiłam powstrzymać łez...prosił żebym nie płakała...tłumaczył, że po prostu musi pomyśleć parę spraw...(zastanowiło mnie to bardzo nad czym musi myśleć skoro super nam sie układa, skoro mnie kocha) cały czas podtrzymywałam swoje zdanie i zakończyłam rozmowę...jeszcze tego samego dnia zaczepił mnie na gg prosząc o spotkanie i rozmowę, byłam nie ugięta, nie chciałam się z nim widzieć, bo po co miał oglądać moje łzy a mi by było o wiele bardziej trudno, niż było...następnego dnia dzwonek do drzwi...otwieram a tu on...gdy już weszliśmy do mojego pokoju spytał się czy naprawdę myślałam, że może mnie tak zostawić...mówił, że przecież mnie kocha, że nigdy by tego nie zrobił...spytała więc, czemu miała służyć ta separacja...odparł, że chciał mnie sprawdzić, chciał przekonać się, jak mocne jest moje uczucie i że teraz już jest pewien...uwierzyłam w jego słowa choć zastanowiło mnie czemu ktoś kto Cię kocha w ten sposób gra na Twoich uczuciach...i znowu było cudownie jeszcze przez jakiś miesiąc...aż do następnego dziwnego zdarzenia...przyjechał do mnie tuż przed wyjazdem na działkę, był dziwny...zaczął mi zarzucać, że go oszukuje choć nie miał dowodów i sama wiem, że tego nie zrobiłam...mówił, że jego zaufanie do mnie zmalało i mam teraz szanse to naprawić przyznając się do błędu...nie zrobiłam tego bo nie miałam do czego się przyznawać...w końcu przeprosił i nagle zaczął się trząść z nerwów i powiedział mi, że wciąż nie może zapomnieć o tamtej którą kochał a ona go zdradziła...zatkało mnie nie wiedziałam co mam powiedzieć...on kontynuował, że to mu rysuje banie...że jest mu ciężko i musi sobie z tym poradzić...ja mu doradziłam żeby sie z nią spotkał bo wiedziałam, że wtedy będzie wiedziałam kogo tak naprawdę kocha...tłumaczyłam mu, że ja to zrozumiem bo zależy mi tylko na jego szczęściu...on twierdził, że tego nie zrobi, bo już raz próbował i dużo go to kosztowało...powiedział, że da sobie z tym rade wstał pocałował mnie powiedział, że kocha zebrał swoje rzeczy i wyszedł...to zdarzenie rozbiło mnie totalnie...miałam dużo czasu do rozmyślania bo na działce spędził 2 tygodnie, w końcu zdecydowałam sie na sesa w który napisałam, że ja nie potrafię żyć ze świadomością, że on będą obok mnie myśli o niej, że nie chce żyć w cieniu, i to chyba nie ma sensu skoro stracił do mnie zaufanie poprosiłam także żeby sie ze mną nie kontaktował i wykasował mój nr tela(zrobiłam to tylko dlatego by mu pomóc, by się zdecydował na skontaktowanie z nią, miałam też taką świadomość, że jeśli go puszcze wolno a on wróci to naprawdę kocha)...zadzwonił do mnie po tym sesie...mówił, że nie może beze mnie żyć i takie tam...dostałam także list od niego w którym opisywał jak bardzo mnie kocha i jak bardzo pragnie by nasze wspólne plany i marzenia sie spełniły-czytając płakałam...znowu uległam i znowu było pięknie a 2 lub 3 tygodnie przed odejściem kazał mi obiecać, że go nigdy nie zostawię i on zrobił to samo...wszystko było pięknie i cudownie...kochał mnie jeszcze 2 dni przed tym jak zdecydował się na rzucenie mnie, w tym dniu rozmawialiśmy przez telefon(to był poniedziałek)...bardzo mnie zdenerwował, więc sie rozłączyłam i wyłączyłam tela by nie powiedzieć w nerwach coś czego potem będę mogła żałować...po włączeniu tela miałam od niego 2 seski, że nie ładnie z nim postępuje i chamsko...od razu odpisałam, tłumacząc, że tak wolałam by sie nie kłócić...ale nie dostałam żadnej odpowiedzi, nie odbierał tez telefonu mimo moich błagalnych sesów...w końcu zadzwonił w sobotę, ale tylko dlatego, że wymusiłam to na nim...gadaliśmy długo, a z tej rozmowy dowiedziałam się, że już mnie nie kocha, że już od 2 miesięcy to nie jest to co na początku, choć zakochał sie we mnie od pierwszego wejrzenia ale nadal mnie bardzo lubi...nie rozumiałam jego argumentów i do tej pory nie rozumiem...może dlatego, że do końca mówił mi, że mnie kocha...najbardziej zabolał mnie to, że po tym wszystkim potraktował mnie jak śmiecia, którego tak po prostu można zgnieść i wyrzucić ze swojego życia...nawet nie miał odwagi mi powiedzieć tego w twarz tak samo jak miał odwagę okłamywać mnie, że kocha.....
minęło już ponad 2 miesiące odkąd go nie ma...przez pierwszy miesiąc było bardzo ciężko, nie jadłam, nie mogłam spać, bolało oddychanie, czasami zdarzało się, że na środku ulicy osuwałam sie na kolana bo nie mogłam nabrać powietrza...łzy same płynęły i to uczucie beznadziejności, pytania w czym jestem nie zbyt dobra dla niego...każdy sygnał mojego tela dawał nadzieje, że to on...że zatęsknił...chciałam mu napisać seska takiego przyjacielskiego ale powstrzymywałam się...2 razy dzwonił do mnie by spytać sie co tam u mnie...każda rozmowę analizowałam...ostatnia była dosyć dziwna...spytał sie czy ktoś się obok mnie kręci...powiedziałam prawdę (w ów czas interesował się mną taki jeden ale wiedziałam, że nic z tego nie będzie, spotykałam się z nim dla zabicia czasu i podbudowania własnej samooceny)zaczął się wypytywać o niego jak ma na imię, ile ma lat co robi w życiu...a następnie on powiedział, że kilka dni temu wyhaczyła go taka jedna, podobna z wyglądu i zachowania do tamtej o której nie mógł zapomnieć, ale stwierdził, że chyba nic z tego nie będzie bo gadka im sie nie klei i jest tylko w weekendy bo studiuje w innym mieście...potem zaczął mi wmawiać, że podobam sie facetom i do końca rozmowy nazywał mnie piękną...przyznał się także, że od tamtej pory pije i prosił mnie o poradę dotyczącą tego co ma zrobić by nie pić... pożegnaliśmy się uprzejmie, życzyłam mu powodzenia i duuuużo miłości i on mi również...przez cały czas trwania rozmowy nie dałam po sobie poznać, że jest mi ciężko, miałam dosyć zadowolony głos i nawet, żartowałam...do tej pory nie rozkminiłam o co mu chodziło podczas tej pogawędki ale nie chce sie już zastanawiać...
Teraz jest mi trochę łatwiej, choć przychodzą takie chwilę, że znowu płaczę, znowu wspominam...podniosłam się, choć wiem, że nie do końca, dzięki temu, że zdałam sobie sprawę jakim on jest człowiekiem skoro w ten sposób potraktował drugą osobę...poza tym tuż po zerwaniu pojawiło sie w moim życiu dwóch facetów...choć ich nie szukałam...obaj zadeklarowali mi miłość...nie jestem z żadnym z nich bo nie potrafię zaufać, oddać swojego świata, nie wierzę w miłość...nie chce też próbować pomimo tego, że znają cała sytuacje i wiedzą, że może nie wyjść a proszą o szansę...ale ja nie chce by ktoś sie przeze mnie poczuł tak jak ja się czułam przez eksa...wiem także, że z jednym z nich nie ma szans na związek...z drugi natomiast czemu nie ale nie teraz muszę do końca zaleczyć ranę...obiecałam mu, że gdy tylko otworzę się ponownie na mężczyzn dam mu znać :D
Wiem, że do końca życia, mimo wszystkiego co sie wydarzyło, skrawek mojego serducha będzie należał do niego, bo tak kocha sie tylko raz...ale idę dalej przez życie bo wierze, że gdzieś tam czeka na mnie ktoś dla kogo będę całym życiem, ktoś kto będzie mnie kochać bezgranicznie bo każdy na to zasługuje....Więc proszę nie smutajcie się, wiedzcie, że nie jesteście same i jeżeli coś takiego was spotkało to oznacza, że on nie jest was wart, a doceni to co stracił kiedyś na pewno, gdy to do niego powróci i los mu sie tym samym odpłaci, wtedy pożałuje ale będzie już za późno...I pamiętajcie, by być twardymi, by cierpieć "wdziękiem damy wielkiej" z ambicją i honorem, nie błaźnić sie i nie narzucać...by mu pokazać, że potraficie żyć bez niego...teraz macie dużo czasu dla siebie, więc relaksujcie się z przyjaciółmi, wizyta u kosmetyczki, nowa fryzurka, dbajcie o siebie...życzę powodzonka... dziękuję wszystkim, którzy wytrwali do końca mojego eseju :D :D :D jeżeli chcecie to komentujcie, piszcie co uważacie na ten temat, wszystkie opinie mile widziane...pozdrawiam i buziam :)
napisał/a: dunia87 2008-02-27 16:58
Daj mu czas nie odyzywaj sie do niego jezeli Cie kocha poczuje teksknote i wroci...
napisał/a: viki82 2008-02-27 17:38
dunia87 napisal(a):Daj mu czas nie odyzywaj sie do niego jezeli Cie kocha poczuje teksknote i wroci...

Nieprawda. To wcale nie jest najlepsza metoda. Moze dla wiekszosci tak ale nie dla wszystkich. Czesto jest tak ze facet jest albo zbut upary albo zbyt dumy zeby wrocic i brak zainteresowania ze strony kobiety dla niego znaczy, ze jej przestalo zalezec. Jesli to babka jest winna to nie ma co zgrywac ksiezniczki i kogos unikac....No ale oczywiscie to zalezy od charakteru tego faceta i o to co tak naprawde spowodowalo rozpad zwiazku- a w takim przypadku to najczesciej sa klotnie i narzekania kobiet. Facet zaczyna czuc ze nie da rady, ze cokolwiek bedzie robil bedzie zle i co najwazniejsze- jemu sie wydaje ze sie stara a kobieta mowi ze nic nie robi. Wiec on stwierdza ze sie nigdy nie dogadaja, ze ona potrzebuje kogos innego i postawia dla wlasnego spokoju i dla dobra (jak sie jemu wydaje) tej dziewczyny sie rozstac. I jesli jest uparty to nie wroci.....Nawet jesli kocha....
napisał/a: mel 2008-03-03 22:43
Jak kocha to będzie chciał wrócić.
Narazie proponuje dać chłopakowi spokój. Nie dzwonić, nie pisać, nie zagadywać na siłę. Nie błagać żeby wrócił. Nie robić awantur i nie unikać na siłę. Nie robić żadnych dziwnych rzeczy, które dziewczyny często robią po rozstaniu.
Jak przeboleć? NA to tylko czas pomaga. Może trochę łez jeszcze i wsparcia od przyjaciół. I dobrze sobie wyszukać jakieś fajne zajęcie, żeby nie myśleć cały czas o tej sytuacji.
napisał/a: wiolunia_82 2008-03-09 15:34
Wiecie co ciężka sytuacja-nie wiem jakbym się w niej zachowała!!!
napisał/a: zawsze_Gosiaczek 2008-03-17 23:51
Ja mialam podobną sytuację, co Minia23...facet zostawil mnie po ponad roku, tez zaczynając gadką, ze może powinniśmy odpocząć...Jego zachowanie bylo o tyle zalosne, ze zrobil to jako riposta na moje pytania dlaczego nie odbiera telefonow, nie oddzwania (wg niego "bo przeciez po co mial to robic, skoro widzimy sie prawie codziennie i zawsze mozna potem na gg odpisac...") - jakby potrzebował pretekstu zeby odejsc. Co wiecej, znów podobnie jeszcze pare dni przed rozstaniem twierdzil, ze mnie nie chce zostawiac. W dniu kiedy to sie jednak stało, przyznal sie ze tak od ponad 3 miesiecy nie czul do mnie pociagu...ze moze pol roku temu byl zakochany a teraz to juz nie...
poczulam sie strasznie upokorzona...caly czas pytalam, dbalam o to, zeby bylo miedzy nami dobrze...a on nic, na dowidzenia za to zebralo mu sie takie cos...
poczatkowo czulam ulge ze to juz koniec, bo juz tydzien przed rozstaniem az do ostatnigo tygodnia, mialam silne nerwobole, czeste wymioty, placze - koszmar.
A teraz nie wiem co myslec...z jednej strony mysle sobie, to nie byl ten, z drugiej odczuwam coraz wieksza pustke...mam ogromne rozterki. mimo wszystko nie odzywam sie...nie po tym co mi powiedzial...
A co wy o tym myslicie??? z gory dziex za rady. pzdr.