Jak długo boli złamane serce?

napisał/a: linux 2012-05-13 18:28
Satu89, U mnie ze sprawami sercowymi jest nijak :) nie mam nikogo itd serce już mnie nie boli ;)

co do tego co napisałaś to przykre i chyba nikt nie doda Ci otuchy po tym co się stało mimo wszelkich pocieszeń wiem jak to jest wszyscy pocieszają a ty ciągle myślisz o tym co było i o tym co się stało człowiek dopiero po czasie zaczyna wszystko pojmować
napisał/a: Satu89 2012-05-14 08:15
Obym i ja kiedyś to pojęła i potrafiła ułożyć sobie życie. Bo póki co z każdym dniem męczę się coraz bardziej :(
po przebudzeniu jest najgorzej, mam wrażenie, że mnie jakaś nieludzka siła rozrywa od środka i serio mi się żyć nie chce ;/ wróciłam na studia, ale sobie nie radzę ;/ nie widzę w nich sensu...
napisał/a: caro1 2012-06-24 13:20
Witajcie, chciałbym opowiedzieć swoją historię.
Otóż bardzo dawno temu (można rzec w zamierzchłych czasach bo ponad 3 lata temu), będąc w szkole średniej upatrzyłem sobie pewną dziewczynę. Przyglądałem się jej przez jakiś czas. Później ona poszła na studia do Krakowa i ja poszedłem na studia do Krakowa. Widziałem ją czasami w kosciele w rodzinnej miejscowowści (z której obydwoje pochodzimy) i coraz bardziej się nią interesowałem. W końcu kiedyś trafiłem na nią w Krakowie i zagadałem. Później podłapałem jej gadu i zagadywałem co jakiś czas. Wydawała mi się taka fajna, bo inna niż wszystkie a do tego zabójczo mi się podobała. Ona jednak nie wykazywała jakiegoś zainteresowania. Kiedy chciałem ją gdzieś wyciągnąć to wykręcała się itd. Widziałem że nikogo nie ma więc próbowałem dalej. Wreszcie, po prawie roku takiego zagadywania itd zgodziła się na spotkanie. Było naprawdę świetnie, więc zaczęliśmy się spotykać w miarę regularnie. Zaprosiłem ją na sylwestra, trochę wypiliśmy, lekko nas poniosło. Po sylwestrze zaczęliśmy się traktować jak para. Szybko poszło, ale nie było co ukrywać że coś między nami jest.
Jak się wtedy cieszyłem. Zawsze była moim marzeniem i w końcu mi się udało. Byłem wniebowzięty. Spotykaliśmy się raz na tydzień tylko, ona jakoś tak chciała. Ja chciałem więcej, jednak było naprawdę super zawsze więc myślałem, że samo to wyjdzie i zaczniemy się spotykać częściej. Zwłaszcza że powtarzała że chce ze mną być, że jestem inny niż wszyscy itd. Byłem zakochany na zabój. Po 3 miesiącach zaczęło się jakoś robić chłodniej. Nie wiem dlaczego, po prostu widziałem po niej że nie chce się bardziej zaangażować. Myślałem że to chwilowe i że minie szybko. Może popełniłem błąd że nie spytałem co jest nie tak, że z nią wtedy nie porozmawiałem.
Tymczasem po świętach wielkanocnych powiedziedziała, że bardzo mnie lubi, ale to nie to i nic więcej nie może do mnie poczuć. Byłem załamany, czułem jakiś fizyczny ból wręcz. Pytałem dlaczego, czy to ja jestem powodem, czy jest ktoś inny. Nic z tych rzeczy, jestem naprawdę spoko, nie ma nikogo innego ale "to nie to".
Może to głupie ale cierpiałem okrutnie, strasznie się w to zaangażowałem, robiłęm sobie olbrzymie nadzieje a tu tak szybko się skońćzyło. Po tygodniu napisałem do niej wiadomość, że chciałbym się dalej spotykać, że może się pospiepszyliśmy, ona jednak odmówiła twierdząc że nie chce "bawić się od nowa". Kiedy napisałem 2 smsy typu co słychać po jakimś czasie, nie odpisała. Od tamtego czasu (ponad 2 miesiące) nie miałem z nią kontaktu. Domyślam się że robi to specjalnie żebym nie robił sobie nadziei.
Może to głupie że tak ją pokochałem, bo co do tego jestem pewien, a tak naprawdę mało co ją poznałem. Wyidealizowałem ją chyba, była moją "boginią". Przez 3 lata o niej marzyłem. Przez jakiś czas bolało cholernie, miałem nawet myśli samobójcze, ale przyjaciele pomogli mi wyjść z tego. Tyle że teraz mam nawroty, są dni kiedy jest całkiem spoko, a są takie kiedy brak mi jej strasznie. Cały czas też dużo o niej myśle. Boje się że już nigdy nie będe w stanie nikogo pokochać tak jak ją. Teraz (po 2 miesiącach) dalej nie wyobrażam sobie bycia z kimś w innym związku.
Może zachowuje się jak szczeniak (to była moja pierwsza dziewczyna tak naprawdę) ale naprawdę jest mi źle. Moja historia nie umywa się do tego co niektórzy tu przeżyli, będąc z kimś kilka lat nawet. Pewnie nie wiem co to prawdziwe cierpienie spowodu utraty ukochanej osoby. Mimo to jednak cierpie bardzo. Chciałbym to zakończyć. Chciałbym przestać o niej myśleć i zacząć żyć na nowo. Tylko nie wiem jak.

EDIT: Dopiero teraz zauważyłem problem dziewczyny, której chłopak popełnił samobójstwo. Przy tym moje problemy wydają się takie nieistotne i małe. Naprawdę bardzo Ci współczuję, mam nadzieję że jakoś sobie radzisz.
napisał/a: Demon 2013-02-08 03:21
Witajcie. Moja historia jest bardzo podobna do opisanych tutaj, chciałbym Wam opowiedzieć moją historię. Byłem z dziewczyną 2 lata kochałem ją ale Ona mnie zdradzała na prawo i lewo wiedziałem o tym ale nic z tym nie robiłem bo ją kochałem starałem się walczyć i robić wszystko żeby tylko ze mną była. W końcu zrozumiałem, że to nie ma sensu i zakończyłem ten związek ale w pamięci pozostał ból jaki mi sprawiała. Nie potrafiłem zaufać żadnej kobie i byłem wściekły na cały rodzaj żeński więc odgrywałem się na innych dziewczynach za to po prostu się nimi bawiłem do czasu, aż w końcu stwierdziłem, że nie mogę tak robić i czas poszukać tej "jedynej" i znalazłem piękna mądra zabawna było mi z nią cudownie kochałem ją ona mówiła że kocha mnie wszystko było idealnie do pewnego dnia, gdy cały mój świat legł w gruzach. Spotkaliśmy się pogadać chciała przerwy w związku powiedziałem że albo jesteśmy razem albo kończymy bo nie chcę czekać na nią jak wierny pies gdy ona będzie szalała. Przestało jej odpowiadać moje zachowanie, przeszkadzało jej że jestem zazdrosny o jej byłych chłopaków że piszą do niej i z nimi pisze . ale czarę goryczy przelało to że byłem zazdrosny o chłopaka który próbował ją pocałować i później do niej pisał .Daliśmy sobie jeden dzień na przemyślenie tego wszystkiego. Na drugi dzień pojechałem do Niej i wtedy cała sielanka się skończyła. Postanowiła zakończyć nasz związek...załamało mnie to nie mogę sobie z tym poradzić nie śpię nocami, nie jem,zacząłem nawet częściej pić czy to sam wypijam drinka jednego lub 2 , jakieś piwo bo tylko to daję ulgę. nie potrafię wylewać swoich smutków ludziom prosto w oczy nie okazuję słabości ludziom a a swoim pokoju nocami wymiękam i ciągle chce mi się płakać. Pomóżcie mi proszę . Powiedzcie co mam teraz zrobić
napisał/a: mango13692 2013-02-09 21:58
Demon jak bys chcial moze pogadac to podaj mi swoje gadu na privie. To nie prawda ze czas leczy rany. On pozwala im sie zabliznic ale slad zostaje.
napisał/a: Virgus 2013-05-08 11:00
Czasem na złamane serce najlepszym lekarstwem jest jakas sutna piosenka, zeby się wyłakać i oczyścić....
Podobno człowieka mozna złamać tylko raz w życiu...
napisał/a: gorzka00 2013-05-08 11:11
No faktycznie na złamane serce nie ma nic lepszego niż siąść na ***** i załamywać się, beczeć i mówić jakie to życie jest kiepskie ...

Ludzie - trochę szacunku do siebie samych i własnego czasu... można go na prawde wykorzystać lepiej niż siedząc, słuchając kiepskiej muzyki i becząc.
napisał/a: brunetttte 2013-07-01 12:51
Echh dołączam do grupy osób ze złamanym sercem, chociaż pewnie większość z Was już się z tym uporała. Poprostu się mu "odwidziało", nie czuje do mnie tego co ja :( a jeszcze chwilę temu wydawało mi się, że wszystko jest dobrze. Etap "wycia" w poduszkę mam chyba(?) za sobą ale jest mi tak okropnie źle, mam myśli, że nie jestem godna być kochaną, nie wiem co ja komu złego zrobiłam, bo sytuacja się powtarza trzeci raz. Nie mam ochoty wychodzić z domu ;/ może kiedyś los się odwróci. :(
napisał/a: Bartjonka 2014-03-02 07:50
bardzo to ciężkie wszystko....
napisał/a: Stig92 2014-03-02 10:28
Ja także trafiam do osob ze złamanym sercem . A co najlepsze to złamane serce nie tylko mam ja ale także moi rodzice i moja nie doszla teściowa . Jest to ogromna tragedia dla mnie, nie moge sie pozbierac . Rano wstałem o 7 i poszedłem na spacer wrócilem około 10 . Mieszkam na wyspie wiec przeszedlem cały jeden bok i kurde wszędzie wspomnienia , wszędzie ja widzę . Nigdy nie płakałem za kobietą aż do teraz …..
napisał/a: ccalineczkaa 2014-06-02 11:23
Zależy ile się było w związku. Ja byłam 8 miesięcy, ja wiem, że dla niektórych moze to być krótko. Ale dla mnie wystarczająco długo, abym nie mogła przez długo czas się pozbierać. Pamiętam jak zadawałam sobie pytanie: Jak mam zapomnieć w jeden dzień, Zapomnieć że istniał, że spędziliśmy tyle wspólnych chwil razem? Na szczęście teraz z perspektywy wiem, że czas leczy rany, że rany się zabliźnią. Nie można tylko zamykac się na miłość, trzeba iść dalej, dać sobie prawo do szczęścia, do nowej miłości!!!!
napisał/a: noName666 2015-01-16 21:28
to wszystko tak łatwo się mówi.. czas leczy rany, zabliznia, kazdy to wie, ale co zrobic zeby jakos dozyc tego czasu i nie zwariowac? nie myslec tyle, nie plakac, nie czekac na wiadomosc lub jakikolwiek kontakt od tej osoby:( ja nie wierze, ze mozna sie odkochac w kims, kogo naprawde darzysz prawdziwym uczuciem, mozesz zapomniec z czasem wlasnie, ale on zawsze bedzie w Twoim sercu. Jak poradzic sobie patrzac na tego czlowieka i widzac, ze on uklada sobie zycie z kims innym? Wiem, ze jesli kochasz to powinno Ci zalezec na szczesciu tej osoby, ale to nie takie latwe do zrobienia... moze sa osoby, ktore sa juz w tym pozniejszym etapie i moglyby sie podzielic swoimi spostrzezeniami?