Pustka, czyli o samotnosci

napisał/a: lilXdi 2007-12-07 01:58
ja jestem od roku sama. Na poczatku bylo dziwnie, tak inaczej bo nigdy nie bylo tak zebym byla bez partnera od skad skonczylam 16 lat zawsze mialam chlopaka, po jednym zwiazku wchodzilam w drugi i tak cały czas. Ostatni moj zwiazek byl cholernie burzliwy...trwał 2 lata i mało mnie nie wykonczyl psychicznie. Posunełam sie do najgorszego, czyli do zdrady i od tamtej pory stracilam szacunek do facetów i nawet do siebie....Nigdy nie bylam zakochana i zdradzanie moich partnerów bylo dla mnie czyms normalnym. Zawsze chcialam czegos wiecej, myslalam sobie ze moge przeciez miec cos lepszego i ze nie chce skonczyc na tym jednym. W kazdym zwiazku czułam sie jak w klatce, choc bywaly chwile ktore byly fajne...na słowa "zamieszkajmy razem", "bedziemy ze soba juz do konca", "bedziesz moja zona", "dzieci" robi mi sie poprostu niedobrze. Raz mialam faceta strasznie we mnie zakochanego, laczyla nas wspaniala namietnosc, lubilam go, kiedy powiedzial ze chce ze mna zamieszkac, zrobilo mi sie goraco i po jakims czasie urwalam z nim kontakt. Nie wiem czemu taka jestem. Od kiedy jestem sama spotykalam sie z wieloma facetami ale z zadnym sie nie wiazalam, to byla znajomosc typowo konsumpcyjna. Byli to mezczyzni z najwyzszej półki z którymi nigdy nie moglabym byc. Ta niemoc i to ze nigdy nie bede ich miala tylko dla siebie dobijala mnie. Wiedzialam ze spotykaja sie tez z innymi kobietami, draznilo mnie to. Z jednym z nich spotykalam sie 8 miesiecy i czułam do niego cos czego nigdy nie czulam do nikogo, niestety on nie czul tego do mnie. Znudzilam mu sie...Teraz nie mam nikogo. Zostalam zupełnie sama.I teraz pytanie...czy oddalabym ta wolnosc dla stałego zwiazku i kochajacego faceta? choc miewam chwile w ktorych brakuje mi zwykłego przytulania, to wiem ze bycie singlem jest lepsze bo nikogo wtedy nie ranie i nikt nie ma nade mna władzy i choc czasami to boli to jestem twarda i wiem ze to jest na ta chwile dla mnie najlepsze....
napisał/a: Mru 2007-12-07 19:28
MEE,
te pozytywne strony, ktore wymieniles sa oczywiste. Ale tylko do czasu. Jak sie zbyt dlugo zyje samotnie, to sie nie tylko dziwaczeje, ale i dziczeje.
Jednak przeskakiwanie ze zwiazku do zwiazku tez nie jest dobre, bo nie ma sie szansy, zeby sie nad soba troche zastanowic, okreslic co sie w sobie lubi, a czego nie, co jest wazne i czego sie tak naprawde pragnie.
Okresy samotnosci i bliskosci sa jak falowanie. Pisal o tym Kepinski. A Wanda Rutkiewicz powiedziala kiedys w jakims wywiadzie, ze w nasze zycie wpisana jest utrata bliskiej osoby, predzej czy pozniej przyjdzie nam sie z tym zmierzyc. Dlatego warto oswoic samotnosc.
M.
napisał/a: MEE 2007-12-07 20:59
Ja jeszcze nie zdziczalem, ale chyba zdziwaczalem. Uwazam jednak, ze kazdy ma pelne prawo do wiekszej lub mniejszej dozy ekscentryzmu.

Zastanawiam sie, czy czasem bycie samemu i to na stale mimo wszytko nie jest znacznie lepszym zyciowym wyborem niz brniecie w zwiazek z kimkolwiek bylaby ta osoba.
napisał/a: MEE 2007-12-07 21:03
Jest pewne rozwiazanie,chyba idealne, to typ zwiazku rzadko spotykanego w Polsce, wymaga bowiem odwagi, zaufania i odpowiedzialnosci. Mam na mysli LAT - living apart together, czyli bycie ze soba razem, ale bez wspolnego zamieszkiewania. To zwiazek dla zaawansowanych, i majetnych ludzi.
napisał/a: Jenny00 2007-12-07 21:33
MEE

Piszesz ciekawie i prawie zgadzam się z Tobą oprócz "LAT", nie wiem czy taki związek jest mozliwy.
napisał/a: Mru 2007-12-07 22:39
MEE napisal(a):Jest pewne rozwiazanie,chyba idealne, to typ zwiazku rzadko spotykanego w Polsce, wymaga bowiem odwagi, zaufania i odpowiedzialnosci. Mam na mysli LAT - living apart together, czyli bycie ze soba razem, ale bez wspolnego zamieszkiewania. To zwiazek dla zaawansowanych, i majetnych ludzi.


To zwiazek dla ludzi dojrzalych, ktorzy nie potrzebuja na codzien fizycznej bliskosci, wystarcza im skrocona wersja weekendowa.

Bycie z kims na codzien uczy elastycznosci w podejsciu do wlasnych potrzeb, jest niezla gimnastyka dla psychiki. Z byle kims byle by byl to chyba zbyt duzy kopromis na rzecz niedziczenia, jak dla mnie. Lepiej szukac kogos kto jednak bedzie mobilizowal choc troche i bedzie do nas pasowal... A to kwestia m.in. zdefiniowania oczekiwan...

M.
napisał/a: madine 2007-12-10 00:48
witajcie :)

co do LAT - coś w tym jest. Kiedy mieszkaliśmy z moim ex (juz od dawna ex) osobno, bo w innych miastach, było nam cudownie. Spędzaliśmy ze sobą całe weekendy, a w tygodniu każde miało czas na swoje życie i swoje sprawy, ale także czas żeby się za tym drugim stęsknić, i dzięki temu wspólny czas wykorzystac maxymalnie. I było tak przez półtora roku. Jak tylko zamieszkaliśmy razem, zaczęła się wielka wojna, i kataklizm był nieuchronny. Wytrwalismy razem mieszkając tylko pół roku.

Nie mówię, że jestem za takim modelem związku czy życia, bo nie chciałabym być z kimś, z kim się nie da żyć na co dzień, tylko od święta.. Po prostu przyznaję , że to ma rację bytu. Ale nie wyobrażam sobie np takiego modelu życia jak byłyby dzieci... Jeśli sie z kimś nie da żyć na co dzień, to znaczy że się nie da z nim żyć wcale :) To takie moje nocne, chaotyczne przemyslenia :) Pozdrawiam
napisał/a: MEE 2007-12-10 01:22
W krajach wysoko rozwinietych zwiazki typu LAT nie sa rzadkoscia. Obecnie stanowia jakies 15 proc. wszystkich par. Trzeba jednak przynac, ze sprzyja temu duza ruchliwosc spoleczna i mobilnosc przestrzenna mieszkancow takich krajow.
napisał/a: MEE 2007-12-10 01:33
Wydaje mi sie, ze zwiazki typu LAT moglyby uratowac nie jedna pare przed rozpadem.

Bo coz maja poczac indywidualisci, ktorzy z natury bywaja bezkompromisowi?
napisał/a: MEE 2007-12-10 01:38
Mru napisal(a):To zwiazek dla ludzi dojrzalych, ktorzy nie potrzebuja na codzien fizycznej bliskosci, wystarcza im skrocona wersja weekendowa.

Bycie z kims na codzien uczy elastycznosci w podejsciu do wlasnych potrzeb, jest niezla gimnastyka dla psychiki. Z byle kims byle by byl to chyba zbyt duzy kopromis na rzecz niedziczenia, jak dla mnie. Lepiej szukac kogos kto jednak bedzie mobilizowal choc troche i bedzie do nas pasowal... A to kwestia m.in. zdefiniowania oczekiwan...

M.


Niezupelnie Mru.

1. W zwazkach typu LAT bardzo czeste kontakty nie sa wykluczone. I czy ludzie nie moga w takich ukladach do siebie pasowac - mimo wszytstko?

2. A co ma powiedziec przyslowiowa zona marynarza?
napisał/a: Mru 2007-12-11 22:32
MEE napisal(a):Niezupelnie Mru.

1. W zwazkach typu LAT bardzo czeste kontakty nie sa wykluczone. I czy ludzie nie moga w takich ukladach do siebie pasowac - mimo wszytstko?

2. A co ma powiedziec przyslowiowa zona marynarza?


MEE,
wystawiasz moja cierpliwosc na probe ;).

Jakie czeste kontakty? Codziennie po pracy na godzine? Czy dwie? A potem powrot do wlasnych norek? To nie spelnia mojego rozumienia fizycznej bliskosci na codzien. Poza tym nie napisalam, ze ludzie w takich ukladach nie moga do siebie pasowac. Moga. Tylko jak ktos tu przytomnie zauwazyl nie da sie tak wychowywac dzieci na przyklad. Wiec jest to uklad nie dla kazdego.
A zona marynarza to ma ogolnie przesrane, moj drogi.
Kto zna z rodzinnych przykladow taki uklad ten wie.

Zwiazek typu LAT to pseudozwiazek, raczej porozumienie czysto konsumpcyjne z wszystkimi konsekwencjami...

Niby brak rutyny, a tak naprawde brak glebi... dekadencja i pustka...
napisał/a: MEE 2007-12-12 02:56
Mru napisal(a):
MEE,
wystawiasz moja cierpliwosc na probe ;).

Jakie czeste kontakty? Codziennie po pracy na godzine? Czy dwie? A potem powrot do wlasnych norek? To nie spelnia mojego rozumienia fizycznej bliskosci na codzien. Poza tym nie napisalam, ze ludzie w takich ukladach nie moga do siebie pasowac. Moga. Tylko jak ktos tu przytomnie zauwazyl nie da sie tak wychowywac dzieci na przyklad. Wiec jest to uklad nie dla kazdego.
A zona marynarza to ma ogolnie przesrane, moj drogi.
Kto zna z rodzinnych przykladow taki uklad ten wie.

Zwiazek typu LAT to pseudozwiazek, raczej porozumienie czysto konsumpcyjne z wszystkimi konsekwencjami...

Niby brak rutyny, a tak naprawde brak glebi... dekadencja i pustka...


A czym od LAT w istocie rozni sie zycie par z osrodkow wielkomiejskich? Widuja sie rzadziej.