Konkurs "Świat snów"

napisał/a: basiula1 2013-10-21 21:16
W chwili obecnej bardzo rzadko coś mi się śni ,a jeśli nawet to tych snów nie pamiętam .
Opowiem Wam jeden z tych który został w mojej pamięci .Śniłam go w czasach ,kiedy leciał w telewizji mój ulubiony serial "Czterej pancerni i pies"
W moim śnie przeniosłam się wprost na plan filmu .Byłam żołnierzem i walczyłam wspólnie z Gustlikiem .Tomkiem,Gregorijim ,Jankiem no i Szarikiem .
W Janku byłam strasznie zakochana tak jak Lidka i Marusia .Wszystkie zabiegałyśmy o jego względy, on jednak wybrał mnie .
Odbyło się wielkie nasze wesele, moimi druhnami były moje konkurentki Marusia i Lidka :) zaprosiłam na weselisko całą moją klasę 3B
Welon za mną niósł Szarik :) Był to sen który na zawsze zapadł w mojej pamięci .
Jak się obudziłam byłam bardzo rozczarowana rzeczywistością .A najbardziej tym że Janek nie jest moim mężem .
napisał/a: appetita 2013-10-21 21:24
napisał/a: appetita 2013-10-21 21:25
napisał/a: appetita 2013-10-21 21:28
napisał/a: koliber31 2013-10-21 22:02
Lubię ten sen mimo że zakończenie wcale nie jest najszczęśliwsze. Śniło mi się, że spałam w hotelu. Pokój miałam na piątym piętrze, numer pokoju 555. Nagle obudził mnie dzwonek pięciu budzików, z których każdy wskazywał godzinę piątą. Umyłam się, ubrałam i poszłam na przystanek. O 5:55 podjechał tramwaj nr 5. Wsiadłam i pojechałam. Gdy przejeżdżałam obok toru wyścigów konnych nagle mnie tknęło i zrozumiałam proroctwo. Wysiadłam i poszłam na tor. W kasie nr 5 postawiłam 5555 zł na konia nr 5. Niestety nie wygrałam. Koń przybiegł piąty:(
napisał/a: Aszka7 2013-10-22 12:45
Podświadomość jest ogromnym oceanem, który dzięki snom potrafi namalować przeróżne obrazy.

Chciałabym kiedyś pochwalić się snem pięknym jak baśnie czy najlepsze fantazje. Jednak moje sny bywają odległe od takich przeżyć. Jednak jest coś co bardzo lubię w moim "nocnym życiu".
Śni mi się las. Przeżyłam tam kilka snów i większość to koszmary, lecz gdy śnię o tym lesie czuję się spokojna. Wydaje mi się, że doskonale znam to miejsce. Drzewa są tak wysokie, że nie widać gdzie mają swój kres. Wszystko pachnie mchem, ziemią i iglastym drzewem. Powietrze jest czyste i mimo braku słońca, widać dokładnie każdy szczegół. W lesie jest dom. Mój dom. Cały ze szkła. Czuję się spokojna gdy mogę się w nim schronić i mimo tego, że wszyscy mnie widzą, wiem że to bezpieczne miejsce.
Dlaczego ten las to najlepszy z moich snów?
Kiedy się budzę mam poczucie, że należałam do tego miejsca. Że z jakiś powodów znów się tam znalazłam. Uważam to za miejsce w mojej podświadomości, w którym mimo tego co się wkoło dzieje,daje mi naprawdę odpocząć.
Dlatego też uważam, że najlepsze co może być jest swoje miejsce, taki punkt odniesienia, w sennych marzeniach.
napisał/a: lula84 2013-10-22 17:58
Jako dziecko prześladował mnie pewien sen. Tak bardzo chciałam być piękną, dorosłą kobietą, i zaczęłam śnić...Mam piękne długie brązowe włosy...jasną cerę, duże przeciwsłoneczne okulary....piękne pełne usta pomalowane soczyście, rozmawiam z kimś przez telefon jadąc złotym cabrioletem z odsłoniętym dachem przez most....ubrana jestem w jedwabną koszulę białą...włosy mam rozwiane, paznokcie na ciemno pomalowane i mknę szybko przed siebie. Czuję się niesamowicie wolna, odważna, spełniona....czuję się pewnie w swojej skórze, jestem zadowolona z życia.... Ciekawe czy coś takiego się spełni;). Miejmy nadzieję, że tak!:)
napisał/a: candywatch 2013-10-22 18:01
Wznoszę się niczym Ikar. Szybuję po niebie, chcąc odlecieć jak najdalej od Ciebie. Przez wiele lat twardo stałam u Twego boku, wybaczając Ci każdą winę i wyrządzoną mi krzywdę. Kochałam bezwarunkowo posępną miłością. Płakałam jedynie nocami, modląc się o lepsze miejsce w Twoim życiu, o jakiś gest, chęć zmiany. Gorzkie łzy pełne żalu i straconego bezpowrotnie czasu wyżłobiły rynny na mej twarzy. Co jeszcze przyniesie mi los? Choć próbowałam się Ciebie wyrzec, zapomnieć, wymazać z mej pamięci, długo nie osiągałam celu, gdyż każda rana pozostawia ślad. Nie mogłam ukryć jej pod żadnym ubraniem. Straciłam serce, większość krwi, żołądek wraz z jelitami, wątrobę i część kręgosłupa, moje płuca zostały przebite słowami ostrymi jak brzytwa, a kończymy pogruchotane pod kołami rzeczywistości. Kawałek po kawałku starałam się posklejać, uparcie wierząc, że poskładam się niczym puzzle. Na plecach czuję jeszcze świeże rany po wyrwanych skrzydłach, złowieszczo układających się w literę Twojego imienia. Czekam, aż zarosną. Z bólu skrzypię jak stare drzwi, prowadzące na zakurzony strych, a przed oczyma rozrastają mi się pajęczyny mieniące się barwami szkarłatu. Skradłeś mi oddech! Uderzyłeś, byłeś piorunem i spaliłeś moje serce. Dusiłam się dymem Twojego zimna. Z głowy wypadały mi kwiaty- szorstkie, metaliczne, wdzierające się w nozdrza. Rozłożyłam ramiona na znak krzyża stając się wszechmogącym Chrystusem. Między moimi piersiami wypalała się dziura, boląc coraz bardziej. Chciałam krzyczeć, że umieram- a może ja już nie żyłam? Znikałam, ginąc w ciemności, czując lepki brud kłamstw. Stałam się wszechrzeczą. Zostawiłam za sobą ograniczenia, cielesność. Oślepiające mnie światło wskazało mi drogę. Wyfrunął ze mnie motyl koloru intensywnego fioletu, pozostawiłam kokon. Zrzuciłam cały ciężar. Kolejna śmierć, kolejne narodziny. Zawsze fascynowała mnie krew, jej znaczenie w magii, kulturze, jej budowa, smak, dlaczego jest taka ważna. Teraz niczym krew z ran wypływał ze mnie smutek dokonując oczyszczenia duszy. Zmieniłam się. Już nigdy nie będę taka jaka byłam. Naiwność znikła bezpowrotnie. Więcej jej nie ujrzysz. Zobaczysz jak dobrze mi bez Ciebie. Moje serce postawiłam na półce, teraz będzie tylko ozdobą. Pamięta Cię? Oczywiście. Jak mogłoby zapomnieć kogoś kto rozerwał je na części i podeptał? Kto sprawił, że stało się zimne i obojętne niczym kawał mięsa wyjęty z zamrażalnika. Jednakże wszystko się zmieniło, obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni. Diabeł ujrzał swe odbicie w moich oczach. Czuję, że odkąd zniknąłeś z mego życia oddycham pełną piersią. Tak wspaniałego, a zarazem zatrważającego uczucia nigdy jeszcze nie zaznałam! Wszystkie piękne rzeczy, które kiedyś kochałam, znów wydają mi się realne, na wyciągnięcie dłoni, jestem przepełniona głębokim, niezachwianym, słodkim szczęściem. Wolna! Wreszcie wyzwolona z oplatającego niczym ciernie uczucia do Ciebie.
Ale to dopiero początek, wspaniały początek. Plany, pragnienia, marzenia- teraz wierzę w możliwość ich spełnienia. Nawet gdybym nie widziała i była niewrażliwa na zimno i ciepło, rozpoznałabym zmianę dzięki niezwykłej ciszy wewnętrznej i błogości. Stałam się wreszcie panią swojego losu. Wszystko wokół zdaje się opowiadać o tym co mnie jeszcze czeka, o baśniach, tajemniczych wyspach i niezbadanych morzach, i lądach. Niemal słyszę ten melancholijny, ciszy szept. Ogarnia mnie niezwykłość, zalewa fala gorąca. Moja własna Wyspa Szczęścia. Zdaje się, ze zbliżam się do niej, nie jest już tylko mrzonką, ale czymś realnym, czymś na co zasługuję, czymś co osiągnę. Nigdy już nie będę się bała- ani śmierci, ani życia, bo warto było doczekać tak cudownych chwil. Stałam się wolna od wszelkiego strachu, zerwałam kaganiec uzależnienia. Szczęście nie jawi się już dla mnie jako niemożliwość. Wiem, ze istnieje i wiem, że udało mi się poznać jego smak. Bo walczyłam, nie poddałam się, wyswobodziłam z toksycznych powiązań międzyludzkich. Pukałam do każdych drzwi, walczyłam o każdy gram radości i wygrałam. Umarłam, by narodzić się na nowo i sprawić, by moje życie nabrało wartości. I kochaj się we mnie byś jęczał daremnie! Mojego zawodzenia już nikt nie usłyszy. Wiem, że czas przemija nawet wtedy, gdy wydaje się to nierealne. Każde rytmiczne drganie wskazówki przybliża nas do końca. Kres jest bliski, ale nie kojarzy mi się z pulsującym bólem. Już nie. Skoro i tak skończę w piekle, to mogę szaleć. To powiedzenie uczy mnie jak żyć, jak wykorzystywać każdy moment. Zapamiętuję teraz rzeczy najzwyklejsze, niezaplanowane, spontaniczne, radosne, nieoczekiwane. Każdy kolor, gest, zapach, smak, dźwięk, dotyk, słowo, osobę. Zatrute wspomnienia wyblakły. Nie ma już kamieni zakłopotania i głazów milczenia. Nie krwawię pocięta odpryskami roztrzaskanych marzeń. Zdałam sobie sprawę, że szczęście, które mogę ofiarować sobie i innym jest ważniejsze, niż ciągłe rozpamiętywanie żali i boleści, że warto iść dalej czerpiąc pełnymi garściami.

Nagle spadam.. znów. Nie mogę złapać tchu, nie mam czego się chwycić. Moja ręka trafia na ostry kant, który okazuje się być brzegiem łóżka. Jestem w swoim pokoju. Sama, tylko ja.
Nie ma nieba, skrzydeł, rozterek..
napisał/a: mikuleq 2013-10-22 18:07
Szósta rano. Dźwięk budzika. Trzeba wstać! Już, teraz, natychmiast. Nie ma przecież chwili do stracenia. Co z tego, ze jest wcześnie? Co z tego, że świdrujący dźwięk zegarka na szafce przeszywa na wskroś mój umysł? To nic nie znaczy, tak samo jak nic nie znaczy fakt, że położyłam się spać jakoś po trzeciej. Tony formularzy, projektów, dokumentów do przeczytania, które muszą być gotowe na jutro nie zrobią się same, a to, że będę troszkę śpiąca jest nieistotne, trzeba wybrać mniejsze zło.
Otwieram oczy, podnoszę się z mojej jedwabnej pościeli w chińskie wzory, siadam na łóżku. Przecieram oczy, wstaję. Delikatnie wygładzam kołdrę, czując pod palcami jej miękką fakturę. Na miejscu obok śpi jeszcze mój mężczyzna. Mam ochotę zgłębić dotyk w jego łuki brwiowe, kciukami musnąć usta. Jednak nie mam na to czasu. Pośpiesz się, w myślach upominam samą siebie. Ostatnie zerknięcie i kieruję się do łazienki. Do mojej pięknej łazienki, którą jeszcze kilka miesięcy temu urządzałam z takim zapałem i pasją. Wyłożonej płytkami w kolorze piasku i z okazałymi muszlami o najwymyślniejszych kształtach. Podchodzę do umywalki, spoglądam w lustro. Jak na swoje trzydzieści lat trzymam się doskonale. Żadnych zmarszczek, poza drobnymi w kącikach oczu, ale to raczej pozostałość szczęśliwych nastoletnich lat, kiedy tak często i głośno się śmiałam. Sięgam po żel, myję twarz wykonując powolne okrężne ruchy. Wskakuję pod prysznic, naprzemiennie korzystając z ciepłej i zimnej wody, aby pobudzić krążenie i obudzić się do końca. Wycieram się miękkim, wiśniowym ręcznikiem i ubieram bieliznę. Przemykam cicho po pokoju, do garderoby i wybieram z mojej licznej kolekcji jeden strój. Obcisła, czarna sukienka do kolan, ciemne szpilki i kryjące rajstopy, będzie w porządku. Mam dziś ważne spotkanie, muszę wyglądać olśniewająco, ale jednocześnie profesjonalnie. Podchodzę do dużego, owalnego lustra i przeglądam się w nim. To jest to! Spodobał mi się ten zestaw, podkreślał moją południową urodę i ciemne, długie, kręcone włosy. Jeszcze tylko makijaż i gotowe. Nakładam podkład, lekko się pudruję, pokrywam tuszem moje i tak gęste i długie rzęsy. Czasem myślę, całkiem samokrytycznie, że jestem zarozumiała. Ale przecież każdy kto mnie zna może potwierdzić, że to niezupełnie prawda. Po prostu wykazuję dużą pewność siebie, a przede wszystkim znam swoją wartość i walory, które umiejętnie często wykorzystuję. Częściej co prawda w życiu osobistym, ale i w biznesie się to przydaje. Dodatkowy plus dla mnie.
Całuję wciąż śpiącego mężczyznę mojego życia i wybiegam do kuchni. Wyjmuję z lodówki jogurt pitny, wodę mineralną i w pośpiechu kieruję się do wyjścia. Za niecałe pół godziny siódma! W przelocie chwytam mój płaszczyk, o którym zawsze marzyłam, zanim było stać mnie na jego kupno. Wychodzę, zamykając cicho za sobą drzwi i chowając klucze do przepastnej torby. Na podjeździe stoi mój ukochany Volkswagen Garbus. Mały i śliczny, mój wyśniony samochód. Karoserię ma w moim ulubionym czarnym kolorze, a tapicerkę ciemnogranatową. Ruszam powoli wąską, osiedlową uliczką by wyjechać na drogę główną, na której trochę przyspieszam. Po dziesięciu minutach jestem na miejscu.
Zostawiam auto na podziemnym parkingu, a sama żwawym krokiem kieruję się w kierunku wielkich, oszklonych drzwi. Zamiast windy wybieram schody i mimo dziesięciocentymetrowych obcasów wbiegam trzy piętra na górę. Idę prosto do swojego gabinetu, po drodze witając sekretarkę i prosząc ją o jak najszybsze dostarczenie mi listy dzisiejszych zajęć i spotkań. Z radością oznajmia mi, że wszystko już na mnie czeka. Obdarowuję ja promiennym, szerokim uśmiechem dziękując serdecznie za przygotowanie wszystkiego od razu. Właśnie to lubię u swoich pracowników, wypełnianie obowiązków wyznaczonym terminie, a nawet przed nim oraz sumienność. Nie znoszę obijania się, marnotrawienia cennego czasu przeznaczonego na pracę czy niekompetencji. Mój personel musi być najlepszy, tu nie ma miejsca dla leniwych czy cwaniaków.
Rzeczywiście, na moim ogromnym, mahoniowym biurku piętrzy się stos równo poukładanych papierów. Zerkam na listę i już wiem, że za godzinę będę miała pierwsze spotkanie. Biznesowe oczywiście. Z kim, dlaczego? Otóż jestem szefową. Szefową dużego koncernu farmaceutycznego, który ma wysoką i stabilną pozycję na rynku. Zawsze marzyłam o tym, żeby być lekarzem, żeby pomagać ludziom i jak doktor House potrafić wyleczyć nawet najbardziej tropikalną i niespotykaną chorobę. Stało się jednak inaczej. W ostatniej klasie liceum zmieniłam zdanie i postanowiłam zdawać na farmację. Dosyć dobrze zdana matura i zadowalające świadectwo pozwoliło mi iść na obrany kierunek. Skończyłam studia z wyróżnieniem i zaczęłam zastanawiać się co dalej pracując w małej aptece. Los potoczył się tak, że otrzymałam możliwość wykupienia małej firmy zajmującej się produkcją niewielkiej ilości lekarstw. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę, odrzucić wszelkie lęki i przekonania, wyswobodzić się ze skrępowania przez niezdrowe sytuacje i zdobyć pieniądze. Rodzice, chrzestni, dziadkowie, przyjaciele, każdy dołożył ile mógł. W końcu, udało się! Miałam potrzebną sumę i mnóstwo wątpliwości. Chyba czas na rozpoczęcie nowego etapu na drodze poznawania siebie, pomyślałam. W mroku jesieni pora wyjść z mroków swego życia, przestać blokować się strachem przed zmianami, które są tak potrzebne. Zdecydowałam i kupiłam firmę! Przede mną jawiła się szansa, a ja nie mogłam, nie chciałam! jej zmarnować. Nieważne co mówili inni, nie zamierzałam się tym kierować. Trudno, stracę jedno, zyskam drugie- lepsze, bądź gorsze, ale wreszcie coś sie ruszy z miejsca. Puściłam wreszcie to czego kurczowo się trzymałam, przestałam żyć w stagnacji i zaczęłam działać. W ciągu 3 latach osiągnęłam więcej niż inni przez całe życie. Wszystko to było okupione ciężką pracą. Za mną wiele nieprzespanych nocy, mnóstwo imprez czy wyjazdów, na które zwyczajnie nie miałam czasu. Ale zdobyłam szczyt, mój niewielki farmaceutyczny biznes zyskał rangę państwową, a nawet rynki naszych sąsiadów zaczęły się dla mnie otwierać. Moi pracownicy wiedzą, że muszą wiele z siebie dać, ale zdają sobie sprawę z tego, ze i ja nie próżnuję. Jestem ich szefową, ale robię tyle co oni, nie wysługuję się nikim, kawę też robię moim kontrahentom sama. Wszyscy dużo pracujemy, aby się rozwijać. Ja osobiście robię to z ogromnym zaangażowaniem i przyjemnością, gdyż traktuję to przedsiębiorstwo jak własne dziecko, które na razie nie mam, a o którym coraz częściej zaczynam myśleć. Cieszę się z każdego nawet najmniejszego sukcesu, czy udanych negocjacji.
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. To mój mężczyzna dzwoni żeby powiedzieć mi dzień dobry i życzyć miłego dnia. Chwilę później mam pierwsze spotkanie. Rozmawiam z klientami, przedstawiam im naszą ofertę i gdy już się decydują, kieruję ich do swojego zaufanego pracownika, aby dopełnili formalności. Popijam wodę mineralną czytając i odpisując na maile. Kolejne trzy i pół godziny mijają mi na korespondencji i podpisaniu koniecznych dokumentów. Następne trzy na dwóch rozmowach służbowych i telefonie do przyjaciółki. Zaraz mam najważniejsze spotkanie dzisiejszego dnia. Przyjechał bowiem konsument z Czech, aby dojść do porozumienia w sprawie leków i kosmetyków, które chcieliby sprowadzać z Polski z pośrednictwem mojego koncernu. Jemy wspólnie obiad, mężczyzna okazuje się być inteligentnym starszym panem o błyskotliwym umyśle, z którym szybko dochodzę do porozumienia. Zadowolona wracam do biura, aby dokończyć pracę. W międzyczasie wysyłam smsa do ukochanego i toczę ciekawą dyskusję z moją pracownicą, która przyszła prosić mnie o urlop. Oczywiście zgadzam się, każdemu należy się odpoczynek czy trochę oddechu, o ile wykorzystuje to przysługujące sobie prawo z należytym umiarem. Około 18 stwierdzam, że koniec na dziś. Żegnam się z wszystkimi i każę im wracać do domu, i ładować akumulatory na jutrzejszy równie ciężki dzień.
Jadę jeszcze do fundacji, w której pracuje moja przyjaciółka, obiecałam podać jej sukienkę na dzisiejszą wieczorną randkę. Utknąwszy w korku niecierpliwie stukam moimi krótkimi, równo opiłowanymi, czerwonymi paznokciami o kierownicę, aż nareszcie samochody z wolna ruszają. Dojeżdżam na miejsce, biegnę podać obiecaną sukienkę i chwilkę plotkuję. Moja firma często przeznacza dość pokaźne sumy na tę instytucję, wzrusza mnie los tych wszystkich chorych dzieciaków. Podziwiam ich rodziców, jednocześnie ogromnie współczując im ciężkiego losu. Nawet niewielkie wsparcie wiele znaczy, a skoro mogę sobie na to pozwolić, to robię to. Nie po to, żeby powiesić w gabinecie dyplom czy jakiś inny świstek papieru, jaka to jestem dobra i miłosierna, ale po to, żeby samej ze sobą żyło mi się lepiej.
Wstępuję jeszcze do osiedlowego sklepiku, aby kupić warzywa i pędzę prosto do domu. Już od progu wiem, że wróciłam do domu pierwsza. Ściągam szpilki, w których spędziłam cały dzień, biegnę umyć ręce i zmierzam do kuchni. Szykuję zapiekankę z makaronem, wstawiam do piekarnika, potem biorę kąpiel. Zauważam stertę brudnych ubrań w wiklinowym koszu, wstawiam więc pranie. Rozglądam się krytycznym okiem po mieszkaniu, ale nie znajduję nawet śladu kurzu, sprzątałam przecież dwa dni temu.
Słyszę otwierające się drzwi, a zaraz potem tonę w ramionach mojego mężczyzny. Szykuję mu kolację i razem oglądamy jakiś film. Potem idę trochę popracować, sprawdzić raz jeszcze pocztę, bieżące zestawienia i przeanalizować zawiłe dla mnie wykresy. Przeciągając się, ze zdziwieniem zauważam, że niedługo północ. Ukochany podchodzi, całuje mnie delikatnie i mówi, ze pora spać.
Kładę się mając świadomość, że to dopiero początek, wspaniały początek. Plany, pragnienia, marzenia- teraz wierzę w możliwość ich spełnienia.Stałam się wreszcie panią swojego losu.
Jestem szefową i dobrze mi z tym.

Jednak szefową jestem tylko do momentu.. obudzenia. Rzeczywistość maluje się w innych barwach, na razie tylko farmację studiuję :)
HOLLYWODD
napisał/a: HOLLYWODD 2013-10-22 19:05
Może to wyda Wam się dziwne ale miewam sny prorocze .Nie są zbyt częste ,ale zdarzają się raz na kilka lat .Czasami zastanawiam się czy nie mam czegoś wspólnego z magią ? Zabrzmiało dziwnie? to czytajcie dalej ...
Pierwszy sen miałam gdy chodziłam do szkoły podstawowej ,pierwszej czy drugiej klasy .
Śnił mi się dziadek który podarował mi piękną ,dużą rosyjską lalkę .Szepnął mi do ucha że to jego ostatni prezent jaki mi daje i musi już iść .Widziałam dziadka w chmurach machającego mi na pożegnanie ,nie mogłam go dogonić .Pamiętam że rozpłakałam się a tata mnie upakajał że to tylko sen .Następnego dnia gdy przyszłam ze szkoły oboje mieli sumtne miny .Powiedzieli mi że dziadek odszedł na zawsze.
Po stracie dziadka zamknęłam się w sobie .Rodzice chodzili ze mną do psychologa a on zaproponował by kupili mi jakieś zwierzątko .Mama pewnego dnia przyniosła od swojej koleżanki kotka .Nazwałam go Borys .Bardzo go pokochałam ,opiekowałam się nim 3 lata .Aż nagle pewnej nocy przyśniło mi się że wchodzę do swojego pokoju a tam nie ma Borysa . Następnego dnia faktycznie go nie było .Rodzice tlumaczyli że kupią mi nowego kotka ,ale ja chciałam tylko Borysa .
Kilkanaście lat później miałam sen .Śnił mi się pożar domu ,którego nie znałam. Było w nim dużo ognia i dymu .Dom byl drewniany .
Następnego dnia jechaliśmy na długi weekend w góry ,mąż zarezerwował domek duzo wcześniej .Gdy byliśmy na miejscu zamurowało mnie ....to był dom z mojego snu!
Powiedziałam mężowi że musimy szukać kwatery w innym miejscu.O dziwo zgodzil się tylko trochę pomrukując.Z łatwością znaleźliśmy piękny domek ulice dalej .
Dwa dni później ze snu obudził nas sygnał karetek pogotowia ,policji i straży pożarnej.
Spalił się dom w którym mieliśmy mieszkać .
Mąż byl w szoku ! Powiedział :Uratowałaś nam życie!
napisał/a: Erna 2013-10-22 19:48
Mój ulubiony sen jest wtedy, gdy śniąc znajduje skrzynię a w niej skarb. Złote monety , kolie , korale, złote łańcuchy, które cieszą moje oczy , radują serce i lasują mózg z zachwytu. Wyjmuję ze skrzyni te cudeńka, zakładam na siebie, a wtedy budzę się z uśmiechem na ustach ale bez skarbu.
napisał/a: rudziaaa1 2013-10-22 21:26
Nie wiem, co się dzieje. Biegnę za tłumem ludzi. Słyszę strzały z karabinów. Trzymam za rękę Władysława Szpilmana, nie wiem, dlaczego akurat jego, ale czuję, że jest dla mnie kimś bliskim. Znów słyszę strzały z karabinów. Całuję w policzek Władka i biegnę przez park w brudnych, obdartych łachmanach uciekając z getta. Jestem w parku oglądam się za siebie czy nikt mnie nie widzi, zauważyłam kilku gestapowców i postanowiłam się wtopić w tłum, mam tylko nadzieję, że nikt nie zacznie krzyczeć: to Żydówka, wołajcie policję, to Żydówka. Na szczęście trafiłam na kilku Polaków. Zbiegłam z głównej uliczki, kiedy zobaczyłam, że jest ,,czysto” i nie ma żadnego przeklętego szwaba. Widzę, że jakiś wiejski chłop macha do mnie i daje mi znać, że może mi pomóc. Zaprowadził mnie do stajni i o dziwo nie było w niej żadnych zwierząt. Sami ludzie, Żydzi, patrzyli na mnie jak na najgorszą szumowinę. Rozpoznałam w nich kilka znanych twarzy. Były to same kobiety, a raczej dziewczyny. Wszystkie w moim wieku. Pokój był niewielki, mieścił kilka prycz, które były już zajęte. Pokazano mi łazienkę, po długim pysznicu wszyłam i usiadłam w kącie przysunęłam do siebie ławkę i półkę, aby choś na chwilę poczuć się bezpiecznie. Usłyszeliśmy wszyscy głośne rozmowy, co było dziwne w tych czasach. Wszyscy zaczęli się chować. Ja byłam zagubiona i nie wiedziałam, co mam zrobić. Zarzuciłam koc na siebie mając nadzieję, że nikt nie zauważy czegoś przykrtyego kocem pośród innych worków. Usłyszałam ciężkie kroki stawiane przez wysokiego mężczyznę, byłam prawie pewna, że to gestapo. Upewniłam się w tym przekonaniu, kiedy usłyszałam ,,Was ist das?”. Poczułam, że łzy podeszły mi do oczu i tylko modliłam się, żeby nie odkrył pierwsze mojego koca. Słyszałam ,,eins, zwei, drei…”, zobaczyłam wysokiego mężczyznę w stalowym mundurze jego usta wygięły się w lekkim uśmiech. Nie wiedziałam, co mam zrobić, jeszcze bardziej chciało mi się płakać. Usiadłam, a on zapytał mnie po niemiecku jak się nazywam. Cały czas rozmawialiśmy ze sobą po niemiecku. Kazał ustawić się nam w rzędzie i powiedział, że sprawdzi nam zęby. Twierdził, że tylko aryjczycy są w stanie wyjść z tego cało, bo oni mają dostęp do środków czystości. W tej chwili byłam ucieszona najbardziej na świecie, bo właśnie wyszłam z łazienki. Zaglądnął do buzi jednej dziewczynie, dostała kulkę w głowę, druga to samo i kilka innych zakończyło swój żywot przy mnie. Zaglądną mi do ust i powiedział: ,, Du bist nicht jüdisch. Du hast weiße Zähne“. Zamienił ze mną kilka słów i wyszedł. Na tym skończył się mój sen.