Konkurs "Wyczyn godny superbohatera"

Redakcja
napisał/a: Redakcja 2013-09-20 12:40
Podziel się z nami swoją historią i wygraj 1 z 15 atrakcyjnych zestawów kosmetyków Rexona

[CENTER] [/CENTER]
[CENTER]fot. materiały prasowe[/CENTER]

Każdego dnia kobiety biją rekordy godne prawdziwych sportowców! Bieg z pracy do domu, z domu do szkoły, ze szkoły na randkę? Jeśli znasz ten całodzienny maraton z autopsji to znak, że aktywność nie jest ci obca! Z tej okazji przygotowaliśmy konkurs, w którym można wygrać 1 z 15 wyjątkowych zestawów kosmetyków Rexona dla niej i dla niego.


Co należy zrobić?


Aby przyłączyć się do zabawy, wystarczy odpowiedzieć na pytanie konkursowe:

[CENTER] Jakie jest Twoje największe osiągnięcie sportowe, które sprawiło, że pokonałaś własne bariery i poczułaś się, jak prawdziwy superbohater?

[/CENTER]

Swoją odpowiedź zamieść w tym miejscu na forum Polki.pl


Możesz wygrać zestaw ufundowany przez markę Rexona, a w nim 6 kosmetyków, które skutecznie chronią przed nadmiernym poceniem, gdyż wykorzystano w nich przełomową technologię MotionSense™. Zobacz, jakie zestawy kosmetyków marki Rexona czekają na ciebie!
Co można wygrać?


Osoby, które podzielą się z nami najciekawszą historią otrzymają zestawy kosmetyków Rexona dla niej i dla niego. Każdy zestaw będzie zawierał:[LIST]
[*] zestaw dla niej: Rexona Aloe Vera Woman - Spray 150 ml, Roll on 50 ml, Stick 40 ml
[*] zestaw dla niego: Rexona for men Cobalt Blue - Spray 150 ml, Roll on 50 ml, Stick 50 ml[/LIST]Z wszystkich nadesłanych odpowiedzi wyłonimy aż 15 zwycięzców!

Na Wasze odpowiedzi czekamy od 20.09.2013 do 04.10.2013.

Przed przystąpieniem do konkursu zapoznaj się z regulaminem.




Dowiedz się, czym jest REXperyment!



Codziennie pokonujemy setki kilometrów, niczym zawodowi sportowcy. Niezależnie od tego, co robimy, żyjemy w ciągłym ruchu. Stawiamy sobie poprzeczkę coraz wyżej i nie spoczywamy na laurach. Osiągamy cele, które na początku drogi wydawały nam się bardzo odległe. W czasie wykonywania zwykłych, codziennych czynności, pokonujemy olimpijskie dystanse! Skąd to wiadomo?

Marka Rexona zainicjowała REXperyment
- specjalny program, do którego zaproszono Polki. Kobiety zaproszone do testów, pochodziły z różnych środowisk zawodowych i prywatnych. Nie zabrakło zapracowanych kobiet sukcesu, aktywnych studentek, czy też zabieganych mam łączących pracę zawodową z wychowaniem dzieci.

Na czym polegał REXperyment? Każda z pań, biorących udział w badaniu, otrzymała nowoczesną bransoletkę Jawbone Up, która mierzy aktywność fizyczną organizmu w ruchu, przy jedzeniu, a nawet we śnie. Za pomocą specjalnej aplikacji na smartphona rejestruje bilans energetyczny organizmu. Dzięki temu możemy jasno określić, jak bardzo aktywna w ciągu doby była każda z uczestniczek badania – ile energii wydatkowała na poszczególne czynności, jak zregenerowała organizm podczas snu.

Wyniki badań okazały się zaskakujące. Rok noszenia damskiej torebki to wydatek energetyczny, który w zupełności wystarczyłby na kołysanie przez miesiąc małego hipopotama! Z kolei dwa tygodnie treningu na bieżni (średnio 2h/dziennie) to tak, jakby zdobyć wierzchołek jednej z najwyższych gór świata Mount Blanc (4810 m. n.p.m.).
napisał/a: bella121 2013-09-20 15:00
Niestety nie pochwalę się triatlonem, skokiem na bungee ani ekstremalną wycieczką w Himalaje...Nie mam na koncie swoich osiągnięć sportowych nawet biegu długodystansowego, ale w swoim dorobku sportowym osiągnęłam coś, co dla mnie osobiście przebija te ekstremalne podboje nawet wszystkie razem wzięte...;)

Na początku wakacji wybraliśmy się do Słowackiego Raju. Malownicze widoki znad przepaści, śliskie kamienie, burza pośród lasu...wszystko to dla osoby z lękiem wysokości i słabą kondycją wydawało się być szczytem nie do zdobycia. Przepaścią nie do przejścia.:eek:

Pamiętam swoje trzęsące kolana wspinające się po pionowych drabinkach w górę, ręce szukające czegoś dającego choć odrobinę bezpieczeństwa - poręczy czy łańcucha podczas przechadzki po drewnianych belkach nad przepaścią...i ten przerażony wzrok pośród przełęczy górskich szukający mety.:)

Teraz wiem, że było warto tak się poświęcić. Nie tylko ze względu na zdobycie szlaku Suchej Beli, czy nieziemsko malowniczych widoków górskich z samego szczytu, ale przede wszystkim ze względu na to, ile udowodniłam samej sobie. Zdołałam pokonać swoje słabości. To okazała się być dla mnie droga bez barier... i to nie tylko tych drewnianych;)
napisał/a: marta_z1907 2013-09-20 15:23
Nigdy nie była pierwsza do ćwiczeń na lekcjach WFu. Byłam w siódmym niebie, kiedy w klasie maturalnej dostałam, całkiem przypadkowo, zwolnienie lekarskie z tego przedmiotu.
Od tego momentu minęły dwa lata...
Kilka miesięcy temu w mojej miejscowości otworzono klub fitness wraz z siłownią.
Pytanie: kto pierwszy wykupił karnet?
Odpowiedź: Hm... ja.

Od tego momentu ćwiczę regularnie i tak utrzymuję stała wagę oraz jest mnie w pasie 5 cm mniej ;)
napisał/a: Kara6 2013-09-20 16:01
Moim największym wyczynem było przebiegnięcie w ciągu 2 godzin, brzegiem morza około 12 km, od Jastrzębiej Góry do Władysławowa :)
napisał/a: Rika1986 2013-09-20 16:30
Kurs karate i zdobycie 8.1 kyū, czyli żółtego pasa z jedną belką-to jest moje największe osiągnięcie sportowe. W pobliskim dojo ćwiczyłam styl Shotokan, który nie należy do najłatwiejszych.
Wiązało się to z mnóstwem ćwiczeń, potem, łzami i pokonaniem własnych słabości. Dzięki temu kursowi nabrałam o wiele większej pewności siebie-już nie bałam się opinii innych osób, poznałam wielu wspaniałych ludzi, nauczyłam się, jak się bronić w momentach zagrożenia życia lub zdrowia i to nie tylko swojego.
Za każdym razem, kiedy udawało mi się wywalczyć kolejny stopień uczniowski czułam się, jak superbohaterka, którą, nikt nie zdoła pokonać.
Kurs ten dał mi również większą równowagę psychiczną, bo miałam sposób na rozładowanie złości. Musiałam także pamiętać, że każdy ruch, każda zastosowana technika wiązała się z odpowiedzialnością. Jednak najważniejsza zasada, to nie wykorzystywać sztuk walki, wtedy kiedy nie jest to konieczne. Tak też postępowałam.
napisał/a: owuwu 2013-09-20 21:50
Moje osiągnięcie można nazwać sportowo- religijnym wyczynem.
4 lata temu dokładnie 5 dni przed pieszą pielgrzymką do Częstochowy postanowiłam, że idę na Jasną Górę! Na pieszo! 300 kilometrów, z Warszawy. W 10 dni!
Nie przygotowałam się do tego wydarzenia ani psychicznie, ani fizycznie. Sportowo też nigdy nie byłam aktywna.
Już pierwszego dnia na moich stopach pojawiły się pierwsze bąble, a ścięgna tak mi się naciągnęły, że nie byłam w stanie chodzić. Każdy krok powodował łzy w moich oczach, które drugiego dnia polały się rzęsiście.
Niestety i na drugim dniu musiałam zakończyć swoje pielgrzymowanie. Nie byłam w stanie iść dalej. Wiedziałam, że pielgrzymka jest dużym wysiłkiem, ale nie wiedziałam, że aż tak ogromnym. Na szczęście nocleg tego dnia był 30 km od mojego domu, więc przyjechał po mnie mój tata i wróciłam można powiedzieć do punktu wyjścia.
Już w samochodzie powiedziałam sobie: "W przyszłym roku pójdę na całą! Choćbym musiała iść na rękach, dojdę na Jasną Górę. Pokonam siebie, swoje słabości!
Miesiące mijały, a ja wciąż myślałam o pielgrzymce. Wiedziałam już czym to pachnie, więc przez całą zimę nastawiałam się psychicznie na ból, który może mnie tam spotkać.
Po zakończeniu roku szkolnego natychmiast wzięłam się za bieganie. Ja, która z aktywnością fizyczną byłam na bakier zaczęłam biegać po kilka kilometrów dziennie. Mój wf-ista byłby wniebowzięty gdyby mnie wtedy widział i na pewno na koniec roku postawiłby mi 6. Najpierw zaczęłam od kilometra, tydzień później zaczęłam biegać po 2, 3, 4... aż któregoś dnia tak się wyrwałam, że przebiegłam 14 km w jeden dzień! Kiedy dobiegłam do domu, resztkami sił dobrałam się do pięciolitrowej butelki z wodą i długo jej nie puszczałam. Już wtedy wiedziałam, że z takim wynikiem dojdę nawet na koniec świata. Byłam z siebie niezwykle dumna, że tyle przebiegłam.
Aż w końcu nadszedł ten dzień 5 sierpnia 2010 roku, wyjście pielgrzymki z Warszawy do Częstochowy.
Już w stolicy pojawiły mi się pierwsze bąble, ale nie zraziłam się tym, bo zawsze można je przebić i iść dalej. I tak też zrobiłam.
W następnych dniach było już tylko gorzej, szliśmy w skwarze dnia, po czarnym nagrzanym asfalcie, spoceni, zmęczeni, bez sił. Moje stopy z racji nierozchodzonych butów stały się prawie dwoma wielkimi bąblami. Mimo wszystko parłam dalej do przodu, przed siebie. Ścięgna bolały niemiłosiernie, noga spuchła mi dwukrotnie, twarz spaliłam sobie od słońca. Idąc w takim stanie pokonywałam siebie, swoje słabości. Prawdziwa to pielgrzymka, kiedy zdejmowanie skarpetek sprawia człowiekowi ból nie z tej ziemi. Mogłam usiąść gdzieś na kamieniu przy drodze i powiedzieć "Dalej nie idę, zostaję tu", ale jaki to miało sens, jeżeli przeszłam już pół drogi? Także szłam... Z intencją w sercu i bąblami na stopach. Wiedziałam, że inni mają gorzej i resztkami swoich sił starałam się ich wspierać- a to łykiem wody czy uśmiechem, bo tyle wtedy mogłam z siebie dać.
I po 10 dniach wędrówki naszym oczom ukazał się widok na horyzoncie, którą każdy pielgrzym doskonale zna: jedna biała wieża na wzgórzu- Jasna Góra. W tym momencie zapomniałam o całym bólu, będąc na Alei NMP mogłabym biec co sił "do Mamy", aby tylko zobaczyć jej cudowne oblicze i oddać jej swoje intencje. Kiedy weszliśmy do Kaplicy już wiedziałam, że cały ten mój wysiłek nie poszedł na marne, bo wszystko ma jakiś sens.
Nie jestem superbohaterką, nigdy nie będę, ale wiem, że superbohaterem jest TEN, który dał mi siłę do przejścia tych 300 kilometrów w 10 dni.
napisał/a: kamilcia2804 2013-09-21 09:39
[CENTER]Ja KOCHAM sport, ale oglądać ! :) Natomiast mój narzeczony jest zawziętym sportowcem, i cóż zaraził mnie tą pasją trochę :)

On od zawsze marzył aby pobiec w maratonie, i dwa lata temu zdecydował, że spełni swoje marzenia a ja z nim ! Oczywiście wymigiwałam się, że nie dam rady, że to nie dla mnie, ale cóż uparty jest bardziej ode mnie i ULEGŁAM !

Więc zaczęliśmy się przygotowywać : treningi w domu, na siłowni, na dworze - WSZĘDZIE, cały swój wolny czas poświęcaliśmy na przygotowania do maratonu.
I muszę przyznać, że pokochałam te nasze poranne biegi po lesie, wieczory na siłowni... Wspólna pasja jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyła !

I tak minęły dwa lata i w końcu przyszedł NASZ wielki dzień !
WROCŁAW 15 wrzesień 2013 roku godzina 9:15 ruszyliśmy 40 km przed siebie !
To było coś niesamowitego ! Ponad 3000 tysiące ludzi zmierza do tego samego celu ! I co najważniejsze UDAŁO NAM SIĘ ! Ukończyliśmy bieg !
Nigdy nie czułam się tak z siebie DUMNA ! [/CENTER]
napisał/a: lazyxlady 2013-09-21 13:53
SPEEDWAY! Mój ekstremalny sportowy wyczyn! ~



Byłam kompletnym laikiem jeśli chodzi o dyscypliny sportowe. Dotychczas nie lubiłam oglądać rozgrywek sportowych, a tym bardziej ich uprawiać. Lecz mój partner sprawił mi karnet na sezon żużlowy w Ostrowie Wielkopolskim,abym mu towarzyszyła. Miał w tym trochę interesu, ponieważ on pisze jak kura pazurem, i ja byłam mu pomocna aby uzupełniać programy, które dumnie kolekcjonuje. Z czasem wciągnęłam się coraz bardziej i nie obce były mi pojęcia jak: zrywka, defekt, tasowanie itp Z każdym meczem stawałam się większą fanką zawodników, ale byłam nieco zazdrosna, gdy mój mężczyzna spoglądał na atrakcyjne podprowadzające. Podczas ostaniego biegu zwycięskiego meczu naszej ulubionej drużyny przyszedł mi do głowy szalony pomysł. Przecież nie tylko długowłosy Adam Skórnicki może uprawiać speedway, ale ja także. Zaczęłam kombinować i skontaktowałam się z byłym żużlowcem, który miał na stanie słabszy motor i pozwolił mi wyruszyć na tor. Bałam się ogromnie, tym bardziej,że nie posiadał on hamulcy, a wszystko zależało od siły moich rąk. Miałam kilka upadków na początku, ale szybko z tego wychodziłam. Po kilku miesiącach treningów uprawianych w tajemnicy, sprawiłam partnerowi prezent na Dzień Chłopaka. Właśnie rok temu mój mężczyzna patrzył jak wykładam się na wirażach. To było niesamowite uczucie-zapach żużla i jego dumne spojrzenie :)
napisał/a: Yoanne91 2013-09-21 13:54
Na pewno to, że nauczyłam się pływać.... dopiero na studiach! A wcześniej bałam się nawet położyć na wodzie! Tak, zdecydowanie super hero;)

No i na pewno wojewódzki etap zawodów z koszykówki w liceum. Byłyśmy chyba pierwszymi w historii szkoły, które tyle osiągnęły! Radość nieprawdopodobna:)
napisał/a: bea79 2013-09-21 15:23
[CENTER]
[/CENTER]
napisał/a: bar_bro 2013-09-21 15:57
Najlepszym sposobem na pozbycie się zbędnego tłuszczyku jest bieganie. Ja miałam 20 kg nadwagi... Już wdrapanie się po schodach na drugie piętro powodowało u mnie zadyszkę. Sama myśl o bieganiu sprawiało, że moje serce zaczynało bić mocniej z wysiłku. Ale uparłam się. Uparłam się, że będę w stanie biec bez przerwy przez godzinę. Oczywiście nie od razu. Postawiłam na metodę małych kroków. Zaczęło się od 15 minut. Biegu? Nie, skąd! Biegłam przez minutę, następnie przechodziłam do minutowego marszu, znów bieg przez minutę i znów marsz. I tak przez dwa tygodnie. Początkowo po tych 15 minutach byłam tak wyczerpana, że kładłam się wprost na trawie. Ale byłam cierpliwa. Stopniowo zwiększałam czas biegu i wydłużałam trening. Na dwie minuty biegu przypadała tylko jedna minuta marszu, a trening trwał pół godziny. Cykl ćwiczeń wciąż się zmieniał. Byłam z siebie naprawdę zadowolona kiedy potrafiłam już biegać 5 minut i maszerować tylko minutę. Na jakim etapie jestem teraz? Mój trening trwa już godzinę. Minutowe marsze wypadają pomiędzy 10-minutowymi odcinkami biegania :) Jestem z siebie bardzo dumna! Wiem już z pewnością, że cierpliwie idąc metodą małych kroczków, dotrę do tej wymarzonej godziny nieustannego biegu. A co jeszcze? Okazało się, że jestem w stanie dokonać na prawdę wszystkiego jeśli tylko przyjmę sensowny plan i będę do skrupulatnie realizować! To prawda, że kropla drąży skałę. Mój wysiłek wspierany przez silną wolę, sprawił, że uwierzyłam w siebie i jestem nastawiona na sukces. Nie potrafię latać, nie widzę w ciemności, nie wspinam się po budynkach, ale posiadam inną supermoc- przełamuję własne słabości! Jestem superbohaterem! :)
napisał/a: klio69 2013-09-21 17:56
Wśród mojego skromnego żywota, jest kilka wyczynów, które można zaliczyć do udanych.. aczkolwiek jest jeden, który zapoczątkował przełamywanie wszelkich barier, a jest nim Pilates Reformer. Moje codzienne życie jest przepełnione postojem, ruch jest jakby wstrzymany, nieustanne siedzenie i wpatrywanie się w monitor. Co oddziałuje w dużej mierze na ból pleców, którego nie sposób opisać. By mu zapobiec, wybierałam jeden z najłatwiejszych i najbardziej przyjemnych sposób wybierałam się do masażysty, który sprawiał, że bez najmniejszego wysiłku (bo czym jest leżenie:) odprężałam się, regenerowałam i nabierałam sił do nowych wyzwań. Lecz przywrócenie sił witalnych, nie starczało na długo. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i podjąć wyzwanie jakie postawił mi Pilates Reformer. Ćwiczenia pozwoliły mi uruchomić każdy.. dosłownie każdy mięsień mojego ciała (o niektórych mięśniach nie miałam nawet pojęcia;). Włożyłam w to mnóstwo zapału, wigoru, chęci działania i ulepszenia mojej codzienności. Udało mi się, ćwiczenia Pilates Reformer są moimi ulubionymi ćwiczeniami, które dają mi niesamowitą satysfakcję. Przestałam już leżeć bezczynnie i poddawać się zabiegom masażu, teraz sama działam, i regeneruję mój każdy obolały mięsień. Taki mały wyczyn, a tyle radości i spełnienia ;)