Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl

Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl

Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.

Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:

  • zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
  • zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
  • zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
  • zmiany porządkowe i redakcyjne.

Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.

Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl

Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).

Konkurs "Wyczyn godny superbohatera"

napisał/a: anka9290 2013-10-02 00:04
Kiedyś byłam świadkiem jak pewnej starszej kobiecie jak się pożniej okazało to była babcia uciekło małe dziecko, które biegło wprost na jezdnie. Choć na drodze nic nie jechało , nie chciałam ryzykować wybiegnięcia.Nigdy nie pomyślałam że aż tak bardzo będe ostrożna w stosunku do obcych ludzi. Więc szybko pobiegłam za dzieckiem. Nie myślałam że aż tak szybko umiem biegać i to na dodatek w butach na wysokim obcasie . Szybko udało mi się złapać chłopca i oddać w ręce babci. Nigdy nie zapomnę szczęścia na jej twarzy.
napisał/a: karin2 2013-10-02 10:47
Zawsze kochałam taniec. Bezpiecznie, z boku, w zaciszu swojego mieszkania, a jeszcze lepiej - pokoju. W końcu jednak zdecydowałam się wyjść z tego bezpiecznego swiatka. Dołączyłam do treningów grupy - jeszcze wtedy tego nie wiedziałam - dość zaawansowanej...

Przez pierwsze miesiące czułam się tam ... strasznie. Widziałam jak bardzo odstaję od grupy, o czym zresztą instruktor przypominał mi na każdym kroku. Zacięłam się jednak w sobie. Odważyłam się marzyć i stawiać sobie wyzwania; cele, do jakich chciałam dążyć i o jakie chciałam walczyć. Ćwiczyłam w domu i poza domem, zaczęłam się rozwijać u innych, nawet światowej sławy choreografów. Spędzałam godziny, dni i tygodnie na treningach, a kiedy coś mi nie wychodziło mówiłam sobie: W końcu się uda.

Kiedy miesiąc temu pojawiłam się na sali treningowej, nie tylko zostałam wyróżniona i pochwalona za postępy, jakich dokonałam, ale również zaproszona do udziału w tanecznym pokazie na prawdziwej scenie :)

Oczywiście - poczułam się jak superbohater :)
napisał/a: IzkaxD 2013-10-02 17:25
Jestem superbohaterem codziennie! Lecz bycie superbohaterem wcale nie jest łatwe. Jestem po prostu kobietą, która dużo ma na głowie. Praca i zajmowanie się domem to ciężka harówka :) Nawet swój wolny czas staram się spędzać aktywnie! Wycieczki rowerowe czy długie spacery... Właśnie! Moim, a raczej naszym wspólnym wyczynem godnym superbohatera były trzy okrążenia spacerkiem wokół Jeziora Maltańskiego, czyli jakieś... 18 km :) Po tym wyczynie mieliśmy nogi jak z waty, ale nic nie szkodzi! Przy takich pomysłach na pewno przyda nam się zestaw Rexony ;)
napisał/a: rybkanemoo 2013-10-02 19:59
Stare, dobre przysłowie mówi, że prawdziwa miłość rodzi się w bólu. Chyba coś w tym jest - właśnie tak zaczęła się ponad 20 lat temu moja miłość do dwóch kółek. Miałam wtedy 6 lat, a moi starsi bracia stwierdzili, że w końcu muszę nauczyć się jeździć. Górka była spora, ale miałam tylko skręcić, a oni mieli mnie złapać, ponieważ nie umiałam jeszcze się zatrzymać. Na początku wszystko szło w miarę dobrze. Niestety manewr skrętu nie wyszedł tak jak powinien. Zamiast wylądować bezpiecznie w ramionach braci, zaliczyłam wycieczkę do rowu porośniętego ogromną ilością pokrzyw… Nie obyło się oczywiście bez łez! Jednak dzięki tej lekcji nigdy więcej nie miałam już problemu ze skręcaniem. A kąpiel w pokrzywach zahartowała moją osobowość na bardzo bardzo długo. Już po kilku dniach wspominałam tę przygodę z uśmiechem na twarzy i wiatrem we włosach, gdy śmigałam jak strzała na swoim ukochanym czerwonym składaczku.
:p
napisał/a: aniulcia 2013-10-02 22:41
Mała kuleczka- tak mogłabym opisać siebie.
A sport? PRAWIE nigdy nie było jak w niebie.
Nigdy nie byłam smukłym, szybkim Aniołem,
który swą prędkością diabelskie trasy pokona.
Nigdy też nie byłam w grach zespołowych Świę(e)t(n)a,
o tym, że jako ostatnia maszerowałam do druzyn klasowych, doskonale pamiętam.
Te wszystkie podania, serwowanie,
ileż negatywnych emocji, ileż nocy z tego powodu nieprzespanych.
Jednak i dla takich Mistrzów jak ja znajdują się z patowych sytuacji rozwiązania,
gdy przychodzi lekcja "taka sytuacja" -rzekłabym- pelna swego ciała wyginania.
Mimo że nie jest mnie mało i nigdy mi ciała nie brakowało,
jednak ja, aniulcia kraglutka, GIMNASTYKĘ miłością szczera i oddaną pokochałam.
Przewroty w przód i w tył, mostki i szpagaty,
stanie na rękach w szkole i w domu przy asekuracji zmęczonego taty.
Od tamtej lekcji porzuciłam szary strój zakompleksionej anty-sportsmenki,
=przywdziałam magicznie kolorowe gimasntyczne spodenki.
Nie było już łez i nocy nieprzespanych,
były komplementy szczere w ust koleżanek wypowiadane.
Były też szóstki z dumą wystwaione przez nauczyciela,
a gimnastyka- cóż powiem- wciąż ją kocham, a jej piekno i klasa wciąż mnie oniesmiela.
napisał/a: prawdziwa 2013-10-03 08:34
W czasach podstawówki znalazłam sobie pasję,jaką była gra w pin-ponga.
Wykorzystywałam każdą wolną chwilę po lekcjach,by w szkolnej sali gimnastycznej,z takimi samymi,jak ja amatorami, poodbijać sobie piłeczkę.Mój nauczyciel od wuefu zauważył moje zaangażowanie i zaproponował mi,abym zajęła się tym na poważnie.Zaczęłam brać udział w różnych konkursach międzyszkolnych i powiatowych.Zajmowałam zawsze wysokie pozycje.Mój pan od wuefu po tych osiągnięciach,stwierdził,że przyszedł czas,aby pójść o krok dalej i za moją zgodą zapisał mnie na zawody wojewódzkie."Tylko pamiętaj,masz dać z siebie wszystko.Wierzę w ciebie.Dobrze się wyśpij,bo jutro masz być najlepsza."-powiedział dzień przed nimi,kiedy się rozstawaliśmy.Po południu wpadła do mnie koleżanka i namówiła mnie na przejażdżkę rowerem.Nie pamiętam nawet momentu,kiedy to się stało.Nie zauważyłam niewielkiego wyboju na drodze i bach...Poczułam ogromny ból.Wstałam jednak twardo z ziemi i udawałam,że wszystko jest w porządku.W nocy nie mogłam spać,ale nie chciałam przyznać się z jakiego powodu,bo bałam się,że mama nie pozwoli mi na udział w zawodach.Rano wstałam,spuchniętą rękę ukryłam w rękawie bluzy i stawiłam się punktualnie w miejscu rywalizacji.Ręka z minuty na minutę bolała coraz bardziej,jednak postanowiłam się nie poddać i wzięłam udział w trzech rozgrywkach.Zajęłam trzecie miejsce."A nie mówiłem,że się uda?"-mój nauczyciel był ze mnie bardzo dumny,lecz zamarł widząc wyraz mojej twarzy."Co jest?Nie cieszysz się?".Nie miałam siły.Wtedy zauważył,to co dotąd ukrywałam przez tyle godzin i w drodze do auta dał mi sromotny wykład na temat mojego nierozsądku.Zawiózł mnie na pogotowie,gdzie okazało się,że kość jest pęknięta i trzeba założyć gips.Wyłączyło mnie to na pewien czas z aktywności fizycznej,ale też nauczyło,że człowiek jest w stanie znieść wszystko...
napisał/a: olejka 2013-10-03 09:18
Sport był zawsze ważną częścią mojego życia- biegi, siatkówka, pływanie, badminton, koszykówka, rolki... Jedne dyscypliny uprawiałam z większą, a inne z mniejszą intensywnością, jedne bardziej, inne mniej profesjonalnie, ale każda z nich sprawiała mi tę samą, ogromną przyjemność. Zdarzało się zająć miejsce na podium, odebrać dyplom czy medal, jednak mój największy sportowy sukces nie ma nic wspólnego z konkurowaniem z innymi sportowcami. Kiedy przeczytałam to pytanie, od razu przyszedł mi na myśl dzień, w którym po raz pierwszy samodzielnie udało mi się pojechać rowerkiem na dwóch kółkach bez tych dwóch mniejszych- asekuracyjnych. Pamiętam, że niesamowicie bałam się przełamać tę niesamowitą dla 6-latki barierę. Gdy już mi się udało (pod czujnym okiem rodziców), czułam się z siebie niesamowicie dumna! W porównaniu z tym uczuciem bledną wszystkie późniejsze osiągnięcia sportowe!
napisał/a: angelusia111 2013-10-03 11:07
Moje osiągnięcie może się wydawać minimalne,mało znaczące, ale dla mnie to wspięcie się na sam szczyt i pokonanie swych słabości.
Pewnego dnia przeraziłam się gdy stanęłam na wagę... Nie powiem Wam ile licznik wskazywał bo po prostu się wstydzę ;) Postanowiłam coś z tym zrobić. Niestety nabieranie na siebie jest banalnie proste, gorzej wygląda sprawa ze zrzuceniem nadmiaru kilogramów. Zaczęłam od rezygnacji ze słodyczy, produktów smażonych i chleba pszennego. Następnie ustaliłam, że codziennie będę wykonywać ok. 30 " brzuszków " Wiem, że istnieje szereg przeciwnych komentarzy, że ta forma ćwiczeń w tak małej ilości nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jednak dla mnie był to jakikolwiek, systematyczny wysiłek. Takie minimalne osiągnięcie sportowe, przerodziło się aktualnie w miłość do biegania. Zobaczycie, że i na tym polu odniosę sukces :) Trzymajcie kciuki !
napisał/a: ladymalik 2013-10-03 13:06
Październik 2007, Egipt, Park Narodowy Ras Mohamed słynący przepięknej rafy koralowej. Stoję na rufie statku uginając się pod ciężarem akwalungu - za sobą mam kilkuminutowy zaledwie wykład z podstawowych zasad nurkowania, przed sobą kilkumetrowy skok w morską otchłań a w sobie mnóstwo emocji – boję się, nie jestem ryzykantką, sporty ekstremalne nie są moją mocna stroną. Paniczny strach stacza heroiczny bój z chęcią zobaczenia rafy, strach przegrywa, podejmuję decyzję w ułamku sekundy i skaczę…A potem otacza mnie już zupełnie inny świat podmorskich cudów – kolorowy, magiczny, bajeczny. Ten jeden skok wiele zmienił w moim życiu – teraz wiem, że stać mnie na więcej niż myślałam i że warto czasem ponieść ryzyko i walczyć z własnym strachem i słabościami. Dziś wyrażenie „skoczyć na głęboką wodę” ma dla mnie specjalne znaczenie...
napisał/a: danap 2013-10-03 14:15
Moje największe osiągnięcie sportowe to urodzenie i wychowanie dwójki dzieci - prawdziwy slalom powszedniego dnia pomiędzy domem a pracą: wyrzynaniem się pierwszych ząbków a podpisywaniem umów z kontrahentami; wizytami na wywiadówkach a uczestniczeniem w szkoleniach służbowych; gotowaniem, praniem i sprzątaniem a załatwianiem spraw pracowniczych.
A co najważniejsze: zawsze z uśmiechem dobiegam od startu do mety, stosując zasady fair play. I niech mi ktoś powie, że kobiety nie są najlepszymi sportowcami
napisał/a: mmoly 2013-10-03 14:58
Największe osiągnięcie sportowe to pieszy, wędkarski rajd od źródeł rzeki Warty do samej Częstochowy. Mój mąż zaproponował mi, abym uczestniczyła w tym małym rajdzie pieszym. Podczas wiosennego weekendu mieliśmy przejść na nogach cały ten odcinek rzeki Warty, on razem z kolegami z wędkami, a my, ja i moje dwie kumpele jako towarzysze. Miała być fajna zabawa, namioty ognisko itd. Przed podjęciem decyzji, sprawdziłam odległość między Kromołowem (źródła ) a Częstochową i okazało się , iż to tylko 61 km. Razem z koleżankami szłyśmy już w pielgrzymkach na JASNĄ GÓRĘ, a więc nie robiło to na nas wielkiego wrażenia. W końcu okazało się, że te 61km się bardzo wydłużyło, w końcu rzeka nie płynie w prostej linii, a pogoda była bardzo kapryśna. To nie pielgrzymka, gdzie idzie się godzinami asfaltem, lecz często jest to brodzenie w kaloszach w błocie po kostki. Dałyśmy radę z dziewczynami, chociaż często miałyśmy chęć uciec na najbliższy autobus. Chłopaki połowili, zadowoleni wracali z naszego rajdu, a My zmęczone, przemoczone miałyśmy wszystkiego dość. Już nigdy więcej nie namówię się na taką rekreację, ale z drugiej strony jestem dumna, że pokazałyśmy chłopakom, że nie jesteśmy gorsze.
napisał/a: donpedro9 2013-10-03 15:21
Bieganie nigdy nie było moją mocną stroną. W liceum miałam przez to słabszą średnią bo mój nauczyciel od wychowania fizycznego nie mógł zrozumieć, że bieganie to nie cały świat. W przerwie zimowej, kiedy nie biegaliśmy długich dystansów i poświęcaliśmy się ćwiczeniom na sali powzięłam postanowienie, że na wiosnę będą pierwsza w klasie. Biegałam 2 razy w tygodniu po 10 kilometrów. Po ciemku, niezależnie od pogody. Rodzice zaczęli się mną bardziej interesować myśląc, że to mój sposób ucieczki od problemów. Początki były straszne. Miałam kilka chwil zwątpienia. Ale było warto. Warto dla tych zdziwionych twarzy, dla miny dziewczyny, która miał się u nas w klasie za mistrzynię i warto dla zdziwionej miny "profesora", który oniemiał i nie mógł wydusić słowa. Do końca szkoły tworzył moja legendę. Opowiadał innym klasom o sile woli, sile charakteru i determinacji. O tym że, warto próbować.Ja byłam jego żywym przykładem. A ja? Ja czułam się bosko !