Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl

Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl

Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.

Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:

  • zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
  • zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
  • zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
  • zmiany porządkowe i redakcyjne.

Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.

Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl

Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).

Konkurs "Wyczyn godny superbohatera"

napisał/a: anuleczka73 2013-10-03 18:13
Było ponure, zimowe popołudnie. Za oknem chłodno, ciemno. Tak daleko do wiosny... Myślałam o minionym roku i czułam, że najwyższa pora na Coś Wielkiego. Właśnie wtedy podjęłam tę decyzję. W sekundę. Bez cienia wątpliwości. - Cztery miesiące później stanęłam na szczycie najwyższego szczytu Czarnego Lądu – Kilimandżaro! Kosztowało mnie to wiele wyrzeczeń, treningu, oszczędności, odwagi. Nie żałuję ani jednej poświęconej złotówki, kropli potu i straconego kilograma :) W tamto styczniowe popołudnie zaczął się nowy etap mojego życia - Etap Spełniania Marzeń. Wiosną tego roku wchodzę na Mont Blanc!

:rolleyes:
napisał/a: malutka9 2013-10-03 18:44
Dobra forma to podstawa, kto dba o ciało należą mu się brawa!
Ja staram się oto jeść warzywa i owoce, czasami dla energii słodyczami psocę. Lubię być w ciągłym ruchu, czuję się wtedy silniejsza na duchu.
Biegam dwa razy w tygodniu, balsamuję swe ciało dzień po dniu…
Trzy razy w miesiącu pływam i bieszczadzkie góry zdobywam.
Staram się jak najlepiej o swe ciało i figurę dbać,
by dużo siły i energii czerpać!
napisał/a: jolenka1312 2013-10-03 20:19
Oj tego dnia wyjątkowo poczułam się jak superbohater i niewątpliwie był to "wyczyn sportowy":) może nie dokładnie w tym słowa znaczeniu ale.. sami oceńcie:)
Od kilku miesięcy trasę dom-praca-dom przemierzam rowerem, czy to słońce czy właśnie jak tego dnia deszcz. A padało nie byle jak. Tego dnia (czyli raptem ze 2 tygodnie temu) nic nie wskazywało że stanie się coś niebywałego. Wyjechałam, słuchawki wsadzając w uszy a wielki parasol trzymając przed sobą. Jazda z parasolem - w dodatku wielkim - w ulewę to już wyczyn. Co chwilę spoglądałam na drogę by znów się przysłonić od zmasowanego ataku deszczu. Dwa km i nagle.. TRACH! BACH! ŁUP! Zawiesiłam się w dziwnej pozycji na kierowniku od roweru, odsuwam połamany parasol i się okazuje że... wjechałam na auto!?!?! Roztargniony mężczyzna zaparkował samochód w połowie na jezdni bo musiał otworzyć sobie bramę i w czasie gdy wyszedł nie zdążył nawet krzyknąć "uwaga!" - chyba się nie spodziewał że rower może chcieć się mierzyć siłami z samochodem, w sumie też się tego nie spodziewałam. Na szczęście rower cały, samochód też, uff co za oszczędność dla portfela, po wyczynie zostało mi tylko stłuczone kolano i kilka sińców. A jak na bohaterkę przystało chwyciłam połamany parasol, przejętemu mężczyźnie rzuciłam że nic mi nie jest, poprawiłam słuchawkę w uchu i pomknęłam do pracy śmiejąc się całą drogę:) Podsumowując: jeśli myślicie że rower w starciu z samochodem nie ma szans to właśnie przeczytaliście dowód na to że ma, jeśli to nie był wyczyn sportowy to się mylicie bo według mnie był i to nie byle jaki, jeśli nie jestem superbohaterką to kim?!?!?! w końcu zrobiłam coś niecodziennego w dodatku z uśmiechem na ustach;)
P.S. Proszę nie wykonywać tego w domu. Wyczyn godny tylko superbohatera:)
napisał/a: carolinaa 2013-10-03 20:43
Od kiedy pamiętam boję się wysokości. Już w podstawówce jadąc na wycieczki zostawałam na dole, kiedy inne dzieci szły na wieżę oglądać widoki. Lęk wysokości mi na to nie pozwalał. Rok temu postanowiłam przezwyciężyć moją największą słabość. Skoczyłam z bungee! Jeszcze kilka lat temu na sam widok ludzi skaczących na bungee czułam lęk. Dla mnie to był wielki wyczyn, dzięki któremu przezwyciężyłam strach i pokonałam własne bariery.
napisał/a: estus 2013-10-03 21:11
Wyobraźmy sobie zwykły poranek, budzik dzwoni, ja nie wstaje, jeszcze minutka, pięć, dziesięć, piętnaście, dwadzieścia!!! W końcu budzę się i orientuję się, że żeby zdążyć na autobus mam tylko dwadzieścia minut. Kąpiel, przygotowanie ubrania, nawet szybki makijaż i dojście na przystanek o czasie - dla mnie nierealne. Licząc jednak na cud robię w błyskawicznym tempie wszystkie te czynności, wychodzę z domu i z daleka mogę pomachać tylko do odjeżdżającego autobusu. Następny jest dopiero za pół godziny, a w pracy kolejne spóźnienie będzie mnie drogo kosztować. Wracam do domu, zabieram kluczyki do auta i wsiadam za kierownice. Prawo jazdy mam co prawda już od pięciu lat, ale do tej pory jeździłam tylko kilka razy i to zawsze z kimś. Mówię sobie trudno i mimo, że boję się prowadzić adrenalina i strach o pracę robią swoje. Wsiadam, zapinam pasy, wyciszam się trochę, odpalam i jadę. Cała, zdrowa i niespóźniona docieram do pracy, mieszczę się nawet na dość wąskim miejscu na parkingu. Poważna sytuacja spowodowała, że przełamałam swoją największą barierę, od tej sytuacji nie boję się już prowadzić, a że motoryzacja to też sport to nieskromnie uważam, że to wyczyn superbohatera.
napisał/a: fantaghiro89 2013-10-03 21:23
Witam ciepło,
Wstyd troszkę się przyznać,ale będąc w szkole podstawowej nie umiałam pływać,bałam się wody,zawsze wchodziłam do niej tylko po pas.Nie potrafiłam pokonać swojego lęku i strachu.Wiem,że koledzy i koleżanki się wyśmiewali,nie chodziłam nigdy z nimi na zajęcia pływania,zawsze prosiłam mamę o napisanie usprawiedliwienia.Przełom nastąpił w liceum.Nowi koledzy,koleżanki no i ON-facet w którym się zakochałam,sportowiec.Był mistrzem w pływaniu,zdobywał wiele medali.Imponowały mu dziewczyny które kochały sport.Ja biedna,w sporcie dobra nie byłam.Kolega w którym się zakochałam 4 razy w tygodniu pływał na krytym basenie,nie uwierzycie,ale by do niego się zbliżyć,wykupiłam sobie karnet i zaczęłam chodzić na basen.Wchodziłam do wody,nie pływałam,ale wykonywałam ćwiczenia w wodzie.Mój ukochany też tam bywał,bo wyczaiłam o których godzinach chodzi na basem i ja chodziłam w tych samych.Któregoś dnia przypłynął do mnie,zapytał:Dlaczego nie pływam i czy to zbieg okoliczności,że spotykamy się w tych samych godzinach.Ja chciałam być z nim szczera i przyznałam mu się o tym jaka jestem niedorajda i że nie potrafię pływać.W ciągu 8 miesięcy Maciek nauczył mnie pływać,z jego pomocą pokonałam strach i lęk przed głęboka wodą.Zbliżyliśmy się do siebie i zostaliśmy parą.4 razy w tygodniu pływanie sprawiło to,że stałam się w pływaniu bardzo dobra.Wystartowałam w mistrzostwach szkolnych,zdobyłam 3 miejsce,mój ukochany 1.To była moja największa nagroda,bo nie tylko nauczyłam się pływać,zdobyłam 3 miejsce w mistrzostwach szkolnych,ale najważniejsze jest to że wygrałam miłość,wielką i szaloną miłość,a sport-pływanie stało się naszą największą wspólną pasją.Z pomocą Maćka stałam się dziewczyną pewną siebie i wielką sportsmenką:) Nie wyobrażam sobie już życia bez pływania.Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć;Sport łączy ludzi:)
napisał/a: onlyme30 2013-10-03 21:46
Sport nigdy nie należał do moich mocnych stron i bywało, że unikałam go jak ognia, każdej dyscypliny i każdego wysiłku.
Ale ponieważ mój partner jest pasjonatem sportu i codziennego ruchu, postanowiłam mu w końcu udowodnić, że nie jestem "naleśnik" jak zwykł mnie w takich momentach nazywać i też coś potrafię... choć nie potrafiłam! Nadszedł dzień kiedy powiedziałam, że idziemy na rolki i żeby znalazł mało uczęszczaną drogę i zaczęło się, moje sportowe piekiełko:) Nigdy nie jeździłam na łyżwach więc pomyślałam, że i rolki z pewnością będą katastrofalne w skutkach i wcale się nie pomyliłam. Mój partner był moim trenerem i ćwiczyłam kilka godzin, cała zgrzana, spocona i chwiejąca się na nogach jak małe dziecko, mająca wrażenie, że braknie mi sił i cierpliwości. Ale nie poddałam się i w końcu rolki stały się częścią mnie, a moim sukcesem to, że podjęłam się czegoś, na co wcześniej reagowałam jedynie grymasem i że naprawdę mi się podobało. To dopiero była jazda :)
napisał/a: Kasiolek 2013-10-03 22:23
Gdy miałam 7 lat mama zapisała mnie na akrobatykę sportową. Trenerzy powiedzieli, że jestem już za stara na taki sport! Mimo to dawałam z siebie wszystko na treningach. Po pierwszych zajęciach miałam takie zakwasy, że nie umiałam wchodzić po schodach w domu i w szkole. Trenerzy rozciągali nas we wszystkie możliwe strony. Wszystko mnie bolało. Były chwile zwątpienia i łzy. Po jakimś czasie ciężkiej pracy nad sobą zaczęły pojawiać się pierwsze efekty. Do dziś pamiętam swoją radość gdy podczas treningu pierwszy raz udało mi się zrobić szpagat. Potem stanie na rękach, na głowie, pierwsze salta itd. Tam na treningach walczyłam i wygrywałam ze swoim strachem, słabościami, możliwościami ciała. Może nie byłam najlepsza, ale za to zajęłam drugie miejsce na zawodach w naszym klubie i na zawodach grupowych w naszym regionie. Dla mnie to duży sukces. Jednak nie to było najważniejsze. Ten sport nauczył mnie odporności na ból, dyscypliny, ciężkiej pracy nad sobą, przekraczania granic własnych możliwości. Od zakończenia moich treningów minęło już ponad ćwierć wieku. Nigdy potem nie byłam już tak wysportowana jak wtedy, jednak te wartościowe cechy i na szczęście- zgrabna sylwetka, pozostały u mnie do dziś :)
napisał/a: masta55 2013-10-03 22:43
Kilka lat temu razem z moim chłopakiem wyjechaliśmy z Polski do Francji do pracy.Mieszkaliśmy u znajomych,którzy uwielbiali sporty ekstramalne.Pewnego weekendu nasi przyjaciele zaprosili nas do Paradiski na narty.Niestety nigdy wcześniej nie jeżdziłam na nartach,więc byłam bardzo przestraszona i przerażona,że sobie nie poradzę i że się poprostu połamię:) Ale gdy wjechaliśmy wyciągiem na górę i zobaczyłam te piękne widoki,tych wszystkich ludzi,którzy mieli już doświadczenie w jeżdzie na nartach i tych którzy dopiero się uczą,poczułam wielką adrenalinę i niesamowitą w sobie siłę,że odfrunęłam jak ptak i zaczęłam bez niczyjej pomocy zjeżdżać na nartach.Oczywiście długo tak nie jechałam,bo zaliczyłam niegrożny upadek:) Dla mnie to jest największe osiągnięcie sportowe,bo to tam w tym pięknym miejscu pokonałam swój strach,to tam nauczyłam się dobrze jeżdzić na nartach i dzięki temu czuję się superbohaterem.A zapomniałabym-to tam w mój chłopak zapytał czy zostanę jego żoną:) i wręczył przepiękny pierścionek,a dziś jest moim mężem z którym mam dwoje wspaniałych urwisów :) Dziś mieszkamy w Polsce,ale jak tylko mamy możliwość wracamy do Paradiski,by poczuć tą adrenalinę i oczywiście uczymy nasze maluchy jazdy nartach :) Pozdrawiam
napisał/a: masta55 2013-10-03 22:44
Kilka lat temu razem z moim chłopakiem wyjechaliśmy z Polski do Francji do pracy.Mieszkaliśmy u znajomych,którzy uwielbiali sporty ekstramalne.Pewnego weekendu nasi przyjaciele zaprosili nas do Paradiski na narty.Niestety nigdy wcześniej nie jeżdziłam na nartach,więc byłam bardzo przestraszona i przerażona,że sobie nie poradzę i że się poprostu połamię:) Ale gdy wjechaliśmy wyciągiem na górę i zobaczyłam te piękne widoki,tych wszystkich ludzi,którzy mieli już doświadczenie w jeżdzie na nartach i tych którzy dopiero się uczą,poczułam wielką adrenalinę i niesamowitą w sobie siłę,że odfrunęłam jak ptak i zaczęłam bez niczyjej pomocy zjeżdżać na nartach.Oczywiście długo tak nie jechałam,bo zaliczyłam niegrożny upadek:) Dla mnie to jest największe osiągnięcie sportowe,bo to tam w tym pięknym miejscu pokonałam swój strach,to tam nauczyłam się dobrze jeżdzić na nartach i dzięki temu czuję się superbohaterem.A zapomniałabym-to tam w mój chłopak zapytał czy zostanę jego żoną:) i wręczył przepiękny pierścionek,a dziś jest moim mężem z którym mam dwoje wspaniałych urwisów :) Dziś mieszkamy w Polsce,ale jak tylko mamy możliwość wracamy do Paradiski,by poczuć tą adrenalinę i oczywiście nauczyć nasze maluchy jazdy nartach :) Pozdrawiam
napisał/a: swita77 2013-10-04 10:01
Nigdy nie byłam orłem z wuefu. Ba, nawet wróbelkiem nie byłam. W liceum często chorowałam i opuszczałam lekcje wuefu, przez co moja kondycja była w bardzo kiepskim stanie. Kiedy trzeba było zaliczać na ocenę okrążenia wokół boiska ja wysiadałam już w połowie pierwszego. Dostawałam zadyszki, bolały mnie wszystkie mięśnie i chciało mi się płakać, bo tylko ja byłam taką niezdarą. Ale pewnego dnia postanowiłam z sobą coś zrobić, zawzięłam się więc i postanowiłam, że udowodnię wszystkim, że wcale nie jestem najgorsza. Wymyśliłam sobie treningi na miarę swoich możliwości. Codziennie, bez względu na pogodę, chodziłam do szkoły i wracałam z niej pieszo – około trzech kilometrów w jedną stronę. Gdy tylko miałam wolną chwilę wsiadałam na rower i jechałam przed siebie. Po miesiącu doczekałam się kolejnego zaliczenia na wuefie. Bałam się, ale powtarzałam sobie w myślach, że dam radę. I tak się stało, moje samozaparcie i treningi pozwoliły mi ukończyć cztery okrążenia bez odpoczynku. Przybiegłam ostatnia, ale szczęśliwa, bo jak powiedziała nasza wuefistka: „Zwyciężyłaś, bo pokonałaś swoje słabości. Jestem z ciebie dumna”.
napisał/a: chnum1975 2013-10-04 10:04
Nie jestem typem superbohatera, nie mam na swoim koncie wielu wyczynów sportowych. Jestem raczej domatorką z lękiem wysokości, lękiem przed podejmowaniem ryzyka. Kilka lat temu postanowiłam jednak złamać swoje opory i podjąć wraz z grupą przyjaciół próbę wejścia na Rysy. Było bardzo trudno, od pewnej wysokości strasznie cierpiałam z powodu strachu. Byłam, jak sparaliżowana. jednak przyjaciele dodawali mi otuchy. Ich ciepłe słowa, pomoc spowodowały, że wreszcie osiągnęliśmy szczyt. Co ja mówię, kilka szczytów na raz. Poczułam się wtedy, jak superbohaterka. "Na dachu świata,
na dnie przestworzy, brak tchu ze szczęścia wieńczy wspinaczkę. Stajesz na szczycie, przymykasz oczy, pot czoło zalewa a cały świat drży". Drży ze szczęścia, z pokonania własnych słabości, z zimna, z radości.