Urodziłaś??napisz jak przebiegł twoj poród

napisał/a: daffodil1 2016-02-04 22:40
Borusia,
napisał/a: corsyka 2016-02-04 23:08
Borusia napisal(a):Podsumowując- bolało bardzo, nie ma co się nastawiać, że będzie inaczej. Było jednak do wytrzymania, nawet bez znieczulenia. Ogólnie bardzo dobrze wspominam cały poród, nie mam żadnej traumy. Myślę, że spokojnie mogę rodzić następne
super I podejście idealne
napisał/a: daffodil1 2016-02-04 23:32
A jedyne co mnie przeraziło w tym opisie to to
napisal(a):Był 36 tydzień i 4 dzień ciąży


Bo spojrzałam na swój suwak
napisał/a: Borusia 2016-02-04 23:41
daffodil, Wiesz, u mnie były przesłanki, że urodzę wcześniej. I tak jestem szczęśliwia, że wytrwałam tak długo
Jednak... nie znasz dnia ani godziny
napisał/a: daffodil1 2016-02-05 01:27
Ja dalej jestem kompletnie niegotowa
napisał/a: Nadiya1 2016-02-05 09:09
chasia na końcówce już się poryczałam ze wzruszenia

Borusia podejście świetne. Fakt, boleć musi, nie może być inaczej. Ale w większości przypadków jest to do zniesienia. Urodzić trzeba
napisał/a: Katherina 2016-02-05 17:29
Borusia, super!
W sumie podobne masz wrażenia, jak ja tylko u mnie obyło się bez tłumu na końcu, cały czas byliśmy tylko my z naszą położną. I ja w odwrotnej kolejności, bo zaczęłam na leżąco, a potem w kucki rodziłam.
napisał/a: minika8 2016-02-07 13:29
To i ja opiszę mój drugi poród :)
Termin porodu miałam 29 listopada.
1 grudnia po wizycie u położnej wyszło w badaniu moczu białko. Położna po wywiadzie ze mnią stwierdziła, że jest zagrożenie zatruciem ciążowym.
2 grudnia wieczorem pojechałam oddać próbkę moczu do szpitala, podłączyli mnie przy okazji pod KTG- skurczy brak, młoda była bardzo niespokojna jej tętno zaznaczało się powyżej górnej granicy. Na badaniu ginekologicznym szyjka zamknięta.
3 grudnia znowu zadzwonili ze szpitala zapytać jak się czuję i zaprosili mnie na KTG. Byłam już tak zdeterminowana, żeby w końcu urodzić, że zaczęłam lekarzowi zmyślać jak to fatalnie się czuję, nie śpię po nocach przez bóle i zawroty głowy i takie inne.. Doktorka tak się przejęła że zdecydowała że nie wypuści mnie już do domu tylko zaczynają wywoływać- była godzina 15, przed 18 przeszłam się na inną salę- jeszcze nie porodową i położna podała mi żel który miał skłonić moją upartą szyjkę do rozwarcia. Niedługo po podaniu żelu zaczęłam mieć skurcze sięgające ponad 100 i regularne co 3 minuty- byłam pełna nadzieji, że poród będzie szybki ( bardzo się myliłam ) O 23:30 położna sprawdziła rozwarcie -2cm
4 grudnia od samego rana czekałam na łóżko na porodówce. Przez całą minioną noc chodziłam, skakałam na piłce aż w końcu moje skurcze prawie się wyciszyły akcja zamiast się rozwijać całkiem wygasła.. o godzine 16 przydzielono mi salę porodową (kocham ten angielski pośpiech! )
Zaraz po tym wkłuto mi wenflon w rękę- mój mąż prawie zemdlał jak to widział Przyszła pierwsza położna, żeby akcja ruszyła chciała przebić mi pęcherz płodowy. Gmerała patyczkiem ale się jej nie udało. Wszyscy odwiedzający mnie lekarze i położne macali mój brzuszek i zachwycali się jakie to duże dziecko urodzę. Przyszła druga położna, równiez poczyniła próbę przebicia pęcherza ale też się nie udało. Po badaniu przez brzuch stwierdziła, że Alicja wstawia się barkiem w kanał i że to będzie trudny poród, dla pewności zrobiła mi USG Wszyscy stanęli osłupieni kiedy ujrzeli zamiast Alicji barku w kanale, jej dupkę! Tylko ja nie byłam zdziwiona W końcu od 8 miesiąca byłam pewna, że Alicja siedzi głową do góry, a wszyscy próbowali mnie przekonać, że jest ułożona poprawie.. Przyszła doktorka żeby poinformować mnie jakie mam opcje porodu. Oczywiście cesarskie cięcie zostawiła na koniec i baaaardzo starała się namówić mnie na poród naturalny. Ja od początku stanowczo upierałam się przy cesarce. W końcu kazała mi jeszcze raz przemyśleć sprawę i poinformować o niej położną. Kiedy doktorka wyszła, położna powiedziała mi, że to jest moje ciało i tylko moja decyzja jak będę chciała urodzić (zasugerowała, że mam rację upierając się przy CC) Po tych wszystkich badanich moje skurcze odżyły! Właśnie wtedy kiedy zapadła decyzja o CC O godzinie 20 zostałam sama w sali porodowej z mężem, żeby przedyskutować na spokojnie opcje porodu. Dla mnie nie było innej opcji jak CC, poród naturalny wiązał się z dużymi komplikacjami i za dużym ryzykiem dla Alicji.. Akcja skurczowa nabrała tępa, skurcze były regularne i bardzo bolesne, co chwilę przychodziła doktorka i zachwalała jak to wspaniale rozwarcie postępuje (cały czas głupia baba miała nadzieję, że będę rodzić naturalnie pomimo, że podpisałam już papiery w sprawie CC) Cały czas byłam podpięta pod KTG Alicja szalała w brzuchu razem z jej tętnem które co chwilę powodowało alarm Gdzieś po północy odeszły mi wody, zalałam całe łóżko byłam przerażona, że zaraz zaczną się skurcze parte i zmuszą mnie żebym rodziła naturalnie.. Jedyną zaletą, że odeszły mi wody było to, że Alicja w końcu poszła spać, a jej tętno uspokoiło się. Podobno sala operacyjna była cały czas zajęta gdzieś przed 3 w nocy przyszła położna i powiedziała, że jestem następna do CC i że już niedługo, mąż dostał ubranie w którym miał być ze mną na sali operacyjnej.. W tym czasie każdy skurcz bolał masakryczynie Przyszedł anestezjolog ze znieczuleniem wiedziałam, że moje cierpienie za chwilę się skończy Po podaniu znieczulenia momentalnie zasnęłam, obudziała mnie dopiero doktorka która przyszła sprawdzić moje rozwarcie! Uparta frańca! Jakie było jej rozczarowanie kiedy spojrzała na monitor KTG i zobaczyła, że akcja po znieczuleniu przystopowała- skurcze znowu były słabsze i rzadsze. Około godziny 6:20 przyszła położna przeprosić mnie, że tyle już czekam i że teraz już na pewno jestem następna w kolejce.. Faktycznie za niedługo przewieziono mnie na salę operacyjną Anestezjolog dolał mi znieczulenia ale ja cały czas mogłam ruszać nogami i czułam brzuch więc dostałam jeszcze jedną dawkę.. Mąż siedział obok mojej głowy. W radio leciało Last Christmas Lekarz zaczłą mnie ciąć, jakie było moje zdziwienie kiedy zaczęłam czuć szarpanie powyżej pępka zapytałam męża czy on widzi gdzie oni mnie rozcieli, bo na pewno nie na dole brzucha niestety nic nie widział za parawanem Szarpią i szarpią, a Alicji nie ma.. w końcu jedna osoba zaczęła ją wypychać poprzez uciskanie mojego brzucha od góry, a druga wyciągała dziecko.. i tak oto o 7:29 urodziła się Alicja. Zaraz po tym jak ją zważyli i trochę powycierali dostałam ją na klatkę piersiową. Niestety nie miałam nawet sił żeby ją utrzymać kazałam ją zabrać mężowi, bo bałam się, że zaraz wyleci mi z rąk.. Za chwilę wszystko zaczęło mi się rozmywać i zaczęłam tracić przytomność, jedyne co pamiętam to, że bardzo zabolało mnie w klatce piersiowej.. obudziłam się jak byłam już zeszyta, znowu dostałam Alicję w ramiona i od tej pory nikt już jej nawet na chwilę nie zabrał Tutaj po cesarce nie ma czasu, żeby dojść do siebie od razu trzeba zająć się swoim dzieckiem, zaraz po powrocie z sali operacyjnej dostałam śniadanie i kilka litrów wody do wypicia..
napisał/a: daffodil1 2016-02-07 13:54
minika8, Gratulacje
napisał/a: corsyka 2016-02-07 18:49
minika8, gratulacje , dobrze, że wybrałąś cc - jedyna słuszna decyzja w tej sytuacji - a lekarka jakaś dziwna, w PL by Cię nikt na sn nie namawiał, nawet byś dostała skierowanie na cc - bo by ci zrobili usg wcześniej
napisał/a: Katherina 2016-02-07 20:01
minika8, ale Cię przetrzymali... ale super, że wszystko dobrze się skończyło
napisał/a: Itzal 2016-02-08 14:31
Ok, kolej na mnie. Pisze, póki hrabianka śpi Oczywiście jak bardzo byłam ja niecierpliwa, wiedzą tu wszyscy, moje dziecko jednakże miało wygwizdane na cały świat, łącznie z herbatką z liści malin - nic nie było w stanie Gai ruszyć wcześniej. 4 lutego Mąż jak zwykle wstał sobie o 5:30 do pracy, ja się obudziłam, przegryzlam coś, on poszedł, ja spać. Jakoś dziwnie mnie brzuch pobolewał, nawet uznałam, że jest w tym jakiś rytm, ale nie chciało mi sie liczyć, bo uznałam, że nawet jeśli to skurcze, to jakieś mizerne i idę spać. No to poszłam. O 9 się obudziłam, dziwnie mi, wstaję, a tu wody poszły Oho, chyba się dzieje, myślę. POszłam do łazienki - no tak, wody, przejrzyste, znacz paniki sac nie ma co, założyłam podpaskę w razie w, wróciłam do łóżka i dzwonię po Męża. Przybył migem, słyszę go jak parkuje motor przed blokiem, leci chodnikiem, pomyślałam tylko "Niech mi czasem nie dzwoni domofonem" a tu domofon dzwoni Odbieram, a ten "No szybko, szybko, wychodz, jedziemy!!!!" No to mu mówię, że spokojnie, niech motor zaparkuje w garażu i wjedzie do góry bo śniadanie mi trzeba zrobić i jeszcze się wykąpię czy co. No to zrobił jak mu powiedziałam, zjedliśmy sniadanie, już sobie skurcze liczyłam - co 5 minut, ale nadal jakieś marne. Wzięłam prysznic, zgarnęliśmy torbę i papiery i pojechaliśmy do szpitala. Szybkie przyjęcie, sprawdzenie papierów, miłe dwie panie położne mnie zbadały - wody pięknie się saczą, będziemy rodzić w ciągu najbliżych 12h, rozwarcie na 2 cm. Dostałam seksowną koszulke szpitalną (daff widziała ), bez dziury na dupie, nawet gustowną, akurat jak już przebrana byłam, weszła moja babeczka ze szkoły rodzenia , bo oprowadzała właśnie grupę ciężarówek - "Ooooo, proszę, do porodu?" Ogólnie atmosfera pozytywna na izbie przyjęć, nie ma co narzekać
Stamtąd poszliśmy do pokoju "oczekujących" (dodać od siebie "na rozwarcie" ), czekać sobie na dalszy rozwój akcji. Skurcze coraz mocniejsze, dłuzsze, ale do wytrzymania bezproblemowo. Najpierw byliśmy na sali tylko my, ja z Mężem, i znowu odwiedziła mnie moja babeczka z sr, pyta, czy mam coś przeciwko, żeby weszła tu z grupą ciężarówek, zgodziłam się, zawsze to jakaś rozrywka Grupka weszła, salę obejrzeli, powiedziałam, że autografy podpiszę póxniej, żeby się zgłosili po porodzie Olga życzyła mi powodzenia i "króciótkiej godziny" (takie typiw tutejsze życzenia przed porodem). POtem przyprowadzili mi na salę muzułmankę, uf, uf, a chwilę póżniej się okazało że na sali obok leży znajoma ze sr, więc łaziłyśmy obie po korytarzu, robiąc przysiady i ogólnie wszystko żeby się szybciej rozewrzeć Po południu skurcze coraz mocniejsze już, coraz dłuższe, przyszli mnie zbadać, rozwarcie na 2 cm obszerne - cokolwiek to znaczy, ale tak powiedzieli. OK, dobrze idzie. Wody dalej się sączyły. W międzyczasie odpowiednio nas żywili, trzeba przyznać, że wyżerka super, no i co jakiś czas podpinali do ktg. Przyszedł wieczór i przyszedł kryzys - skurcze nagle stały się strasznie mocne, i coraz bardziej rosły w siłę,jednocześnie były coraz dłuższe i coraz czestsze. O 21ej położna przyszła na badanie i widząc, jak ja się zwijam - bo nie byłam w stanie już nawet ustać na nogach - optymistycznie mówi, że Gaia sie urodzi dziś (4.02). Po badaniu już zmieniła zdanie - rozwarcie ledwo na 3 cm, a wg tutejszych protokołów od odejścia wód w ciągu 12h musi sie poród rozpocząć, a w ciągu 24 h urodzić dziecko - nie wiem, dlaczego tego tak pilnują. Padła decyzja - przenoszą mnie na box przed porodówką i podają oksytocynę, żeby przyspieszyć akcję. Więc ja od razu, że chcę epidural, bo samej oxy nie przetrwam bez znieczulenia. Ok. 23iej podpisałam zgodę, ledwo doszłam do boxu, ledwo weszłam na łóżko - praktycznie to Mąż mnie posadził, bo ja już nie dawałam rady. Przyszła anestozjolog, wytumaczyła o co chodzi we wkłuciu (żadnych ruchów, nawet jesli będzie skurcz - mam tylko powiedzieć, kiedy się zaczyna i kiedy kończy, ale nie wolno nawet drgnąć). Zrobiła wkłucie, podpięła wężyk, jakoś wyjątkowo żaden skurcz nie przyszedł, może się zlitował nade mną. Po jakichś 20 min. znieczulenie zaczeło działać, i od razu mocniej na lewą stronę ciała - lewej nogi nie czułam w ogóle, więc chodzenie zabronione. Podpięli oksytoconę koło północy, kolejne badanie - dalej 3 cm ledwo, bez zmian od 21iej, więc położna mi mówi, że w sumie to może potrwać tak 3h, jak i 12h. podpięli mnie do ktg, zostawili nas samych, i nawet nie wiem kiedy posnęliśmy oboje Budziłam się w sumie co jakiś czas na chwilę, rzut oka na monitory i dalej spać To nawet nie było tak, ze nic nie czułam, bo skurcze czułam, jak przychodzą i się kończą, ale bólu już żadnego. Zdązyłam jeszcze udzielić rad odnośnie zmywarki , doczekałam śpiąc do rana, o 6ej mnie budzi połozna na badanie. Bada mnie, a ja do niej, że jak mi powie że dalej jest 3 cm rozwarcia, to ja wychodzę. A ona do mnie "Jakie 3, 9cm, pośpisz jeszcze godzinkę i jedziemy na porodówkę!" Mało brakowało, a mogłabym przespać cały poród O 7ej znowu badanie, pełne rozwarcie, miła, młoda położna (po zmianie) mówi, że ona już ze mną zostanie, i zaczynamy przeć, a na samą końcówkę dopiero pojedziemy naporodówkę, i że jak będę czuła że chcę kupę, to wtedy przec jak mnie uczyli na sr. No i tak sobie parłyśmy we dwie, tzn. ona mówiła kiedy, i jak długo, bo ja monitora nie widziałam, od czasu do czasu wychodziła, wtedy Mąż przejmował jej rolę, patrzył na monitor i mówił kiedy i jak długo przeć. Coś po 8ej zaczął się hardcore - główka była juz tak nisko, że właściwie nie musiałam się bardzo wysilać, żeby Gaię wyczuć własnymi palcami. I wtedy już dało znać o sobie wyczerpanie organizmu i chyba cały ten miks leków (oksy, znieczulenie, antybiotyk) i zaczęłam rzygać jak kot. Skurcz party- rzyganko-skurcz party- rzyganko, i tak w kółko. Miałam dość i wołałam hamburgera, bo byłam głodna Przyszła jeszcze jedna położna, na początku wydawała mi się strasznie nieprzyjemna, ja rozumiem, że baby rodzące mogą czasem przesadzać, ale ja akurat wiedziałam doskonale, co i jak, więc nie trzeba było jej komentarzy, że albo się postaram, albo kiepsko to widzi. Zjebałam ją po prostu Że nie obchodzi mnie co ona myśli, to ja tu rodzę, jestem głodna, rzygam, wiem doskonale, że nikt za mnie nie urodzi, ale jej dogadywanie mnie nie nakarmi ani sił nie doda I chyba to sprawiło, że się polubiłyśmy, bo potem już nam się bardzo dobrze współpracowało Przewieźli mnie na porodówkę, przenieśli na odjechany fotel, Mąż obok, już-miła-pani-położna dowodząca akcją, i jazda. Dobrze że rzygać przestałam akurat na koniec, pierwsze 4 parte na znak położnej parłam, przy 5ym słyszę "Dość!!!!Nie przemy!" , Mąż mi pokazuje palcami, że już tyle główki (ponad połowa) widać, a chwilę później już mi Gaię na brzuchu połozyli i zaczęła pojękiwać Potem już łożysko wyszło niemal natychmiast, założyli mi kilka szwów, ale wszystkie wewnątrz, bo Gaia mnie rączką zahaczyła, gdyby nie to, obyłoby się bez szycia - tak że dziewczyny, masować bożenę przed porodem ile wlezie, bo to naprawdę pomaga
Mąż zachwycony, stał nad nami jak orzeł nad pisklakami Przewieźli nas do sali poporodowej, a po 2 h na pietro do pokoju.
W sumie od siebie powiem, że bez epiduralu pewnie bym się tam wykończyła. Gdyby cała akcja rozwijała się nieco szybciej, pewnie tak, ale po całym dniu wymęczona po skurczach bez postępu autentycznie miałam dość.