Wyprowadzka z rodzinnego domu

napisał/a: Belay 2007-02-15 12:53
Mieszkamy bardzo blisko moich rodziców, a sama przeprowadzka "działa się" stopniowo. Początkowo zostawałam na noc, później na dwie, aż w końcu moje rzeczy powoli zmieniały miejsce pobytu, a i ja rzadziej wracałam do domu. Wtedy jeszcze byłam tak jedną nogą u rodziców, a drugą u J. - jeśli Go nie było w domku, często odwiedzałam rodziców i w sumie nadal to robię. Być może nie było to dla mnie takie bolesne, gdyż cały czas mam ich pod ręką. Nie ma dnia, żebyśmy nie rozmawiali, a przynajmniej kilka razy w tygodniu się widujemy.

Po ślubie jednak, któregoś dnia odwiedziłam rodziców. To był moment, kiedy nagle uświadomiłam sobie, że zamknął się za mną pewien etap życia. Wygłupiałam się z bratem jak wtedy, gdy jeszcze dzieliłam z Nim pokój. Żartowałam sobie z rodzicami i znowu poczułam się jak dawniej... gdy od nich wychodziłam, na klatce zaczęły mi płynąć łzy. Jakby mi było trochę żal, że muszę się z tym rozstawać i nie mam tego codziennie... kiedyś nawet nie przypuszczałam, że mogę za takimi chwilami zatęsknić..
napisał/a: iza19821 2007-02-15 13:08
Wydawalo sie mi ze juz kiedys odpowiadalam na ten temat ale napisze jeszcze raz.

Wiec u mnie wyprowadzka byla bardzo trudna dlatego ze musialam pokonac 1200km.
Oczywiscie byl placz mojej Mamy ,ale tez i wielka pomoc.
bo niestety pakowalam sie na wiele razy i tak niektore rzeczy jeszcze zostaly w Polsce.
Zabralam tylko najpotrzebnijesze i najbardziej cenne.
A teraz jak jedziemy do Polski na odwiedziny ....i wchodze do mojego pokoju czuje sie jak za dawnych czasow .....tak jak by to byl nadal moj POKOJ""

Nie zaluje ze podjelam taka decyzje....ale czASAMI mysle sobie ze fajnie by bylo jak by moja mama mieszkala blisko mnie....mialabym do kogo chodzic na kawke czy na ploteczki a w przyszlosci podrzucac jej wnuki !!!!
napisał/a: ~gość 2007-02-15 13:12
Ja jeszcze sie z domu nie wyprowadziłam, ale
Marusia napisal(a):na razie jestem pełna optymizmu


napisał/a: nika81 2007-02-15 14:21
Mnie też było ciężko. W pierwszy tydzień po ślubie nie moglam się przełamać i spaliśmy raz u mnie raz u teściów. No, ale to stawało się męczące i pewnego dnia wreszcie spakowałam się... Nawet nie podejrzewałam, że tak bardzo to przeżyję, było tyle łez :( Chyba przez tydzień ryczałam i siedziałam na telefonie godzinami rozmawiając z mamą, albo po prostu jeżdziłam do nich na pół dnia. Nie będę pisac co się działo gdy wyjeżdżaliśmy z Polski...Przyznam Wam się, że do tej pory zdarza mi się płakać Ta tęsknota za bliskimi jest tak wielka
napisał/a: kobietka Swiss 2007-02-15 14:47
Tak jak wiekszosc Was tu opisuje ciezko jest sie rozstac z rodzinnym domem i rodzina z ktora sie przezylo duzo chwil i tych dobrych i tych zlych...
Ja wyprowadzilam sie z domu dokladnie rok temu jak poznalam mojego ukochanego.
I chyba najbardziej mi teskno teraz jak jestem 1500km zagranica i Polske moge odwiedzac nie zbyt czesto.
napisał/a: marteczka3 2007-02-15 19:49
taaak... do mnie wlasciwie nie dociera, ze mieszkam poltora tysiaca kilometrow od domu... z ludzmi, ktorych nie znalam. wiem, ze wyjazd na studia, to nie taka permanentna przeprowadzka, i moze wlasnie to nastawienie pozwolilo mi przetrwac to bardzo lagodnie.

Mieszkam w Rzymie, bo tu studiuje, ale moj dom jest w Krakowie, a tu wynajmuje pokoj... nie zamieszkalam z chlopakiem (bo go nie mam), ani nawet przyjaciolmi... jako osiemnastoletniej jedynaczce, wszyscy mi prorokowali, ze po dwoch tygodniach wsiade w pierwszy samolot i z placzem wroce do domu. a ja nie dosc ze sobie radze, to z zachwytem wsiadam do samolotu i w jedna i w druga strone. Bo teraz po prostu mam dwa miasta, w ktorych mieszkam, i w kazdym jest chyba jakis inny kawalek mnie.

a jak wracam do domu, to wszystko jest znow tak jak dawniej, rozkladam ksiazki na tym samym biurku, i mysle, ze czas sie zatrzymal...

ale mysle, ze w tym wszystkim jest mi o tyle latwiej, wyjechalam do kraju, ktory poznalam najpierw dobrze z Rodzicami, znalam jezyk, kochalam kraj do ktorego jechalam. a teraz kocham go jeszcze bardziej!
no i mieszkam naraz w dwoch miejscach :)
napisał/a: Dodzia 2007-03-29 22:06
Ja mieszkam w domu tak pół na pół, bo studjuję i od pięciu lat mieszakm w domu przez weekendy i na wakacjach.
Teraz szykujemy sobie mieszkanko do którego wprowadzimy się z moim męzem mam nadzieje szybko po slubie.
Nigdy nie czułam się swobodnie w domu i nie moge sie doczekać kiedy wyprowadze sie do włąsnego gniazdka.
Wiem że to na pewno przeżyje ale nie wyobrazam sobie mieszkać u mnie w domu po slubie.
i już tylko myślę o tym naszym mieszkanku w prawdze wynajmowanym ale my sie bedziemy w nim rządzić
napisał/a: slonko4 2007-03-29 22:32
Ja właściwie wyprowadziłam się jak zaczynałam studia w Jeleniej Górze. To nie to samo co ślub, ale od tamtej pory (no, poza wakacjami) to w domku nie mieszkam. A minęło już ponad 3 lata! Teraz to już na dobre od 9 miesięcy jestem w Warszawie więc z mamą mam tylko kontakt telefoniczny (ach, te darmowe rozmowy!). Tęsknię czasami za tym spokojem domu rodzinnego, mamusinymi obiadkami ale cóż, czas oswajać się z prowadzeniem własnego domu. Ja bardziej przeżywam nie tyle rozstanie, co fakt że pora zacząć sobie radzić samemu. Takie głupie dorosłe życie. Niestety jak wracam od czasu do czasu do rodziców to już nawet nie mam własnego pokoju, bo niedawno zrobili sobie generalny remont w domku i powstała tam sypialnia. A moje rzeczy spakowane są w kilka kartonów. Cóż, chyba rodzice mnie sami wyprowadzili
napisał/a: ~gość 2007-04-13 12:15
ja co rpawda jestem bardzo zżyta z rodziną, bo rpzecież przezyło się tyle lat razem, ale jesli cohdzi o wyprowadzę, to patrzę z usmiechem w te przyszłość.
w domu (głownie z powodu mamy) nie czuję sie jak u siebie tak do konca, ciągle tłumaczenia, awantury bo nie jest tak jak chce Ona. to męczy. as teraz keidy jestem dorosła po prostu mam dość narzucania mi swojego zdania. dużo puszczam mimo uszu ale ile można. nie chcę awantur więc staram się siedzieć cicho, tylk oczy to jest życie? wiem, że samemu łatwo nie jest, ale przynajmniej wiesz, że zyjesz zgodnie ze swoim sumieniem.
napisał/a: MonikaLuc 2007-04-13 12:30
Masz rację ona ., Mnie do tej pory kontrolują. Ciągle traktują jak smarkata 15-latkę. Wyprowadzam się od razu po ślubie, a już teraz po trochu przewożę manele :)
Jestem bardzo związana z rodzicami, i wiem, że robią wiele w trosce o mnie, ale jestem zmęczona tym więzieniem, bo tak to trzeba nazwać.
Jak potrzebowałam spać u T. żeby tyle nie krążyć po mieście, bo aby się przemieścić MPK ode mnie do niego potrzeba prawie 40 min. (w jedną stronę) to były wielkie afery, kłótnie itd. Bez przesady ! uczę się już tylko u T. i tam piszę pracę, w domu rodzinnym już się nie da. Dużo ludzi, i kąty niesprzyjające nauce - nic nauka nie wchodzi. A u T. ni ma tego problemu.
U rodziców dziele pokój z młodszym bratem, a u T. mamy dwa pokoje, więc jak T. jest w jednym to drugi mam dla siebie.
Nie mogę się doczekać wyprowadzki :) Tym bardziej ze przez młodszego brata budzę się w nocy i mam problemy z ponownym zaśnięciem. Młody ma kompa do późna włączonego i mnie po jakimś czasie budzi jego "szum" i stukanie klawiatury (w nocy zawsze jakby głośniej)
napisał/a: ~gość 2007-04-13 13:57
oj ile ja by mdała za wyprowadze już. naraize moj Lubyp lanuje wyprowadzić sie i mnie zabrac ze sboą, ale ja nie mam pracy, studiuje i mam pewne opory choć bardzo chce, bo bede na jego utryzmaniu...tylko, ze on bardzo tego chce i dużo planuje.
w domu ten sam problem, jak zdarzyl osie 2-3 razy nocowac u Lubego, to wielka awantrua...późny powrot tez awantrua, ze moglam lepiej zostac ...i tak w koło macieju... w domu wszystk onie tak, to za długo siedzisz, to za długo spisz to nie zmyjesz keidy ona chce...teraz wsyzstko pokomplikowalo sie jeszcze bardziej w domu...jedynie z tata jest dobry kontakt, ale on wyjechal narazie...powoli mnie wykańcza to czuje jak mnie wypala od środka, no i dodatkowo nie akceptuje Lubego...a pod tym względem tez sie nasłucham...
napisał/a: MonikaLuc 2007-04-13 14:15
ona ., oj to z tą akceptacją to faktycznie masz ciężko... moi rodzice bardzo lubią T. a mama to wręcz uwielbia !
ale zdarzyło sie już że tata dzwonił do mnie o 2. w nocy gdzie jestem i pomimo ogromnej ulewy ! musieliśmy jechać nocnymi autobusami na drugi koniec miasta. I to ponad godzinę. A T. musiał jeszcze wrócić do siebie...
Nie pozostaje nam nic innego jak cierpliwie czekać.
Mi pozostało ok. 2 tygodni, mam nadzieję że Tobie też się niebawem uda wyrwać i usamodzielnić :) ściskam mocno