Czy mieliście wątpliwości przed ślubem????

napisał/a: ~gość 2009-03-24 19:08
Miya napisal(a):Ja nie mam żadnych wątpliwości,
jeszcze daleko mas do ślubu ;)

napisal(a):Ten kto nie ma wątpliwości - nie jest normalnym człowiekiem.
ja nie mam :D nie miałam nawet wtedy jak zamieszkaliśmy razem :) wręcz przeciwnie nigdy w życiu nie byłam niczego aż tak pewna!!!!!! :)
misiaq napisal(a):I czuje sie całkiem normalna
ja też :P
napisał/a: Misiaq 2009-03-24 19:32
katka85, rozumiem Twojego narzeczonego, że chce wziać kredyt i mieszkać osobno. Ale to jest bardzo poważna decyzja i w waszej sytuacji, w tej chwili kredyt nie jest najlepszym rozwiązaniem. Zresztą jeśli nie macie stałej pracy to zaden bank nie da Wam kredytu
napisał/a: Mixonia 2009-03-25 13:09
Ja nie mam wątpliwości, ale nieraz - przeważnie wtedy, jak jesteśmy obrażeni, to myślę za bardzo nad tym, bo nie rozumiem jak On może się zachowywać nieraz tak, że doprowadza mnie do płaczu... Ja chyba za bardzo bym chciała, żeby poświęcał mi każdą wolną chwile, a niestety się nie da... bo tak jak On mówi, jak nie pracuje i ma wolne chwile, to znów jest szkoła... jak nie szkoła i praca, a ma wolne, to zaś coś innego... no i ja mu mówię, że jak ma wolne chwile, to robi coś innego, to niby kiedy ma czas dla mnie.. to On mówi, że zawsze kiedy może... i też mówi, że kiedy ma niby zrobić te inne rzeczy, co robi w wolnych chwilach... Eh! :/ nieraz są takie głupie zachowania itd.. , że to doprowadza ciągle do smutnych chwil i wtedy ja głupia, myślę nad tym, czy jest sens być razem ze sobą, jak się różnimy w tylu rzeczach... Ale te myśli trwają kilka minut, a potem - przeważnie jak już mu powiem co czuję, to wtedy mi się jakoś dziwnie robi, smutno, że w ogóle mu powiedziałam o tym... bo ja wiem, że On nie chciał źle... i On też wie, że ja chcę, żeby było dobrze... ale niestety życie jest ciężkie i już dawno zrozumiałam, że w związku zawsze będą kłótnie, oburzenia, fochy, nieporozumienia... i dlatego trzeba z tym walczyć, rozmawiać, zrozumieć... i jak się nauczy człowiek przetrwać z tym wszystkim, to wtedy będzie chwila, żeby powiedzieć, że nie ma wątpliwości...

Pomimo tego i owego, nie wyobrażam sobie życia bez mojego Łukasza :)
napisał/a: norka3 2009-03-25 14:44
ja czasem mam... ale to zdaje się normalne. Kazdy się denerwuje.
Boje się czy uda mi się stworzyć pełną, szczesliwą rodzinę. Moi rodzice rozwiedli się jak byłam mała, stad ta wątpliwość.
napisał/a: katka851 2009-03-25 19:48
misiaq, no i wlasnie o to chodzi ze po pierwsze nie dostaniemy kredytu ze wzgledu na brak pracy tzn stalej pracy a poza tym to wiadomo ze kazdy by wolal mieszkac sam jesli jest taka mozliwosc. Ja rowniez, ale zdaje sobie z tego sprawe ze poki co nas na to nie stac, i ciesze sie ze w ogole mamy gdzie mieszkac, juz nie istotne ze z rodzicami, mnie to nie przeszkadza. Tylko nie moge zrozumiec mojego narzeczonego dlaczego on nie potrafi myslec realnie. I stad biora sie moje watpliwosci, czasem to jego bujanie w oblokach ze to tak nazwe doprowadza mnie do szalu. Wolalabym zeby naprawde rozsadnie pomyslal o tym wszystkim.
mam jednak nadzieje ze do czasu slubu przemysli to wszystko i wybierzemy taka opcje mieszkania zeby byla rozsadna.
napisał/a: BosiaB 2009-04-15 18:14
Ja niestety też mam czasem wątpliwości Nawet pisząc tego posta je mam (pokłóciliśmy się o obrączki)... Wątpliwości nachodzą mnie tylko wtedy jak się pokłócimy. W mojej głowie odzywają się wtedy czarne myśli - czy to faktycznie ma sens, czy może z kimś innym byłabym bardziej szczęśliwa?! Przecież obiecywał mi, że mnie nigdy nie skrzywdzi, więc dlaczego doprowadza mnie do łez ... ??
Myślę, że w naszym wypadku głównym problemem jest to, iż oboje jesteśmy straaasznie uparci Każde z nas chce postawić na swoim i dochodzi do kłótni, ale potem jak opadną emocje i nerwy, i na spokojnie sobie wyjaśnimy wszystko oraz dojdziemy do kompromisu to wszystko wraca do normy. Wiem, że mimo wszystko kocham Go bardzo takiego jakim jest i nie wyobrażam sobie życia bez niego!

PS czasem tak szczerze powiedziawszy to mam wątpliwości sama do siebie - czy może nie jestem zbyt wymagająca, czy nie stawiam mu "poprzeczki" zbyt wysoko a on po prostu nie jest w stanie sprostać?! Wiem, że mam bardzo trudny charakter i dlatego zawsze przy każdej kłótni muszę wziąć "poprawkę" także na siebie
napisał/a: Pedro_26 2009-04-16 09:46
Witajcie,

Do ślubu zostało niewiele czasu, a tu moja narzeczona pokłóciła się z moimi rodzinami. I to bardzo poważnie. Póki co nie chcą ze sobą rozmawiać. Każda ze stron uważa się za poszkodowaną . Jak ich pogodzić? Czy spróbować doprowadzić do tego by każda ze stron przeprosiła drugą. Bo nie wyobrażam sobie ślubu w takiej atmosferze, czy też błogosławieństwa rodziców
napisał/a: MałaAgacia 2009-04-16 10:38
Pedro_26, zależy od tematu kłótni i jego wagi Może warto ich przekonać że nie muszą sie co do wszystkiego zgadzać i że różni ludzie mają różne opinie i należy się jakoś "przełnąć". Ale to zależy o co się pokłócili.
napisał/a: edytar 2009-04-16 11:24
Dokładnie, nie wiadomo czego dotyczyła kłótnia.Lepiej porozmawiaj szczerze z narzeczoną.Ja na szczęscie trafiłam na super przyszłych teściów i pewnie dlatego nie mam wątpliwości co do ślubu.Bardzo sie kochają i szanują, cieszę sie że dołączę do tej rodzinki
napisał/a: marmaris1 2009-06-01 00:06
przeczytalam tylko kilka stron tego watku, wszyscy szczesliwi, nikt nie ma watpliwosci.. tez bym tak chciala. jestesmy razem od liceum, ponad 7 lat, zareczeni od prawie dwoch i w sierpniu slub.. jak mi sie oswiadczal to sie cieszylam, chcialam w koncu dostac pierscionek, jakas deklaracje. ja jeszcze studiuje a moj narzeczony pracuje od kilku miesiecy w innym miescie ( do tej pory zawsze bylismy w jednym miescie, mieszkalismy razem ponad rok) bardzo nie chcialam jego wyjazdu, plakalam, martwilam sie o nas, ale nie mialam wyjscia, nie moglam mu tego zabronic, rozwijania sie, wymarzonej pracy.. i zaczelo sie wszystko psuc, oddalamy sie od siebie, rzadko sie widujemy, telefony sa jakies takie bez emocji.. i najgorsze jest to ze uswiadomilam sobie ze mi go nie brakuje, ze za nim nie tesknie.. zmienilo mi sie tez podejscie do zdrady, kiedys nie dopuszczalam do siebie takiej mysli, rozmawialam z nim nawet ze wybaczylabym mu zdrade i sama tez chyba chcialabym kiedys seksu z innym mezczyzna. na poczatku sie zbulwersowal (wydaje mi sie ze wynika to bardziej z tego ze nie zawsze jest ze mna szczery) a potem przy znajomych powiedzial ze jest farciarzem ze mu na to pozwalam. nie rozmawialismy o tym pozniej, temat jest nieskonczony.. poznalam ostatnio wspanialego faceta, zakochalam sie, spotkalismy sie kilka razy, czulam sie tak cudownie szczesliwa i spokojna ze nie potrafilam tego ogarnac.. totalne porozumienie cial ( spedzilismy razem noc i tego nie zaluje), moj facet nigdy nie posiwecil mojemu cialu tyle czulosci uwagi i czasu :( gdybym nie byla w zwiazku bez chwili zwatpienia chcialabym z nim byc, trudno to opisac jak sie razem czujemy, okrutny zart losy poznac taka osobe tak krotko przed dawno zaplanowanym slubem. uwierzcie nie jest mi do smiechu, nie czuje sie dziwka ze oddalam sie innemu, ogarnal mnie ogromny smutek ze nie moge byc z nim.. ze tyle mozemy sobie nawzajem dac szczescia.. uznalismy jednak ze nasza sytuacja jest beznadziejna, ze donikad to nie zaprowadzi i ze lepiej bedzie dla mnie jak nie bedziemy sie spotykac, ze powinnam myslec o swoim slubie. nie chce mowic ze to wielka milosc bo nie znamy sie az tak dobrze.. ale nie pamietam kiedy czulam sie tak spelniona ( nie tylko fizycznie) nie wiem czy kocham swojego narzeczonego i nie wiem czy chce tego slubu.. wiem ze nie odwolam tego, nie zrobie tego jemu, naszym rodzinom, znajomym.. pobierzemy sie ale nie wiem jak bedzie wygladalo nasze zycie.. jak tylko o tym pomysle to widze kazde z nas osobno w pogoni za kasa, zyjacych obok siebie ( po slubie rok albo dwa dalej bedziemy zyc w rozlace ze wzgledu na jego prace i moje sprawy w naszym miescie) odechcialo mi sie dzieci i nie mam zamiaru poswiecac sie i przenosic sie do niego.. to jest straszne, nie wiem skad u mnie takie uczucia.. niszczy mnie to.. oj posypia sie obelgi czuje.. czuje sie naprawde slaba wobec wszystkiego co dzieje sie wkolo mnie, nie ciesza mnei przygotowania do slubu ( wszystko na mojej glowie, nawet kurs przedmalzenski zrobimy osobno) myslalam ze bedzie pieknie..
napisał/a: Agazilla 2009-06-01 00:33
marmaris, ja nie mam zamiaru oceniać ani tym bardziej obrażać Cię,bo nie o to tu chodzi. Nie zazdroszczę takiej sytuacji. Gdybym była na twoim miejscu to odwołałabym ślub. Nie warto dla pozorów i szczęścia bliskich unieszczęśliwiać samą siebie a przy tym swojego narzeczonego. Nie wspominam o tym drugim,bliższym Twemu sercu bo to oddzielna historia. Dobrze Ci radzę,zastanów się czy chcesz tego ślubu. Jeżeli dojdziesz do wniosku że nie ma po co,że tylko zniszczycie sobie nawzajem życie to odwołaj. Rodzina i znajomi na początku będą w szoku ale po 1. z czasem zapomną ,po 2. na pewno dla nich liczy się tylko Twoje szczęście ,a po 3. odwołany ślub to nie koniec świata... Koniec świata to zmarnowanie sobie i innym życia... TRZYMAM KCIUKI

[ Dodano: 2009-06-01, 00:40 ]
A jeżeli chodzi o moje wątpliwości przed ślubem to oczywiste, bo jednak jest to poważna decyzja. Mam wątpliwości czy to ten jedyny,ta druga połówka jabłka...czy razem wytrwamy na dobre i na złe...czy bez wzg na wszystko będziemy potrafili się dogadać...Dużo by wymieniać...Ale najważniejsze,że oprócz tych wątpliwości które są najnormalniejszą rzeczą na świecie,mam jeszcze wiarę w naszą miłość,wiarę że jednak się uda,że jesteśmy sobie przeznaczeni...
napisał/a: jente8 2009-06-01 06:59
Agazilla napisal(a):Gdybym była na twoim miejscu to odwołałabym ślub. Nie warto dla pozorów i szczęścia bliskich unieszczęśliwiać samą siebie a przy tym swojego narzeczonego.

Zgadzam się z Agazillą. Może Ci się to wydawać bardzo trudne, ale naprawdę to chyba najlepsze wyjście z tego co piszesz. Po co się unieszczęśliwiać na całe życie - "bo nie wypada" odwołać ślubu? Piszesz, że po ślubie rok czy dwa i tak żylibyście nadal osobno... to też jakiś pretekst, żeby zrezygnować lub przełożyć ślub.

marmaris, ludzie się rozstają na pół roku przed ślubem, miesiąc przed ślubem, a nawet w dniu ślubu - i jest ciężko, ale świat się nie kończy. Zastanów się dobrze, czego chcesz od życia. Może to chwilowy kryzys, wynikający z tego, że jesteście daleko od siebie - a może rzeczywiście już czas się rozstać. Powodzenia

A co do wątpliwości... chyba każdy ma je chociaż przez chwilę. Ja też miałam takie momenty, ale przeczekałam je i wątpliwości się rozwiały :)