Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl

Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl

Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.

Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:

  • zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
  • zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
  • zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
  • zmiany porządkowe i redakcyjne.

Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.

Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl

Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).

Archiwum zdrad : 2007

napisał/a: Ciarka 2007-11-20 17:08
Ja chyba jestem monotematyczn, ale ja wszędzie widze pozytywne sygnały Te "przypadkowe" muśnięcia Zbnam to i z jednej i z drugiej strony, kiedy ja byłam strona odpychajacą i zagubiona w uczuciach, to podświadomie szukałam dotyku mojego partnera, choc wtedy własciwie nie wiedziałam dlaczego to robię. Dlatego teraz, gdy doświadczam tego samego ze strony mojego zagubionego mężczyzny, wierze, ze to oznacza, iz sam jeszcze nie wie, ze bardzo mnie kocha i nie potrafi beze mnie żyć Nie raz mi sie juz sprawdziło, ze szukamy przez dotyk jakiegos potwierdzenia, że druga strona nie straciła całkowicie zainteresowania nasza osobą. Więc głowa do góry Słoneczniku!!!
napisał/a: Ciarka 2007-11-20 17:20
Niestety i ja nie moge ci powiedziec, ze bedzie dobrze Tzn bedzie ci dobrze ale nie z nią...Sorrow, przyrównał cie do potencjalnej zony pijaka, mi tez się nasuwa takie porównanie, bo pijak, jak wytrzeźwieje, to płacze i obiecuje swojej zonie, ze nigdy więcej sie juz nie upije, że jej nigdy wiecej nie uderzy i robi to w tym momencie naprawdę szczerze, ale potem kolejne razy robi to samo i z twoją kobietą jest podobnie. Sadze, że ma taka nature i to się nie zmieni. A skąd wiesz, ze to cała prawda, skoro przyznaje sie tylko do tego, co sam jej udowodnisz? Będziesz odkrywac kolejne zdrady, a ona z płaczem bedzie cie za nie przepraszac, jak juz uda ci sie od niej wydusic prawde...i to nie wiadomo, czy całą.... Potrafisz żyć z kobieta, ktora tak kłamie? Ja nie potrafiłabym zaufac takiej osobie A tym bardziej budowac z nią rodzinnego gniazdka...
napisał/a: Kinia 2007-11-20 17:30
Ja bym nie dała jej szansy, jeden raz można błąd popełnić, ale 6 facetów przez 4 lata waszego związku?
Lekka przesada, nie wierz jej, tyle lat jej ufałeś, a ona nigdy nie była szczera
napisał/a: maxxx1 2007-11-20 21:24
Dziękuje wam za wsparcie i szczerość.Zgadzam się z wami,tylko coś tam w środku nie wiem czemu mówi mi że może jeszcze spróbowac.Ale to już chyba niema sensu.Oczywiście tak jak napisał Sorrow rozum mi podpowiada żeby zakończyć to raz na zawsze ale mam jakąś naiwną nadzieje że zrozumiała swoje błędy.Jest mi łatwiej widząc że to jednak nie są tylko moje myśli,że wy sądzicie podobnie bo już naprawdę zaczynałem wątpić sam w siebie i zastanawiać się czy Ona nie mówi prawdy,że to już wszystko, a ja tylko sobie wymyślam i dopowiadam(co Ona zresztą usilnie starała mi wmówić).Nie potrafię zrozumieć jak można być taką osobą,ja wiem, że każdy jest człowiekiem,że ludzie popełniają błędy,ale jak do diabła można świadomie skazywać na coś takiego osobę dla której jest się najbliższą?Jak można nie mieć do nikogo szacunku,a już najbardziej chyba do samej siebie,bo przecież w ten sposób robi się krzywdę też sobie!
Trochę się połapać w tym wszystkim nie mogę,ten świat jest niezle pogrzany,albo ze mną jest coś nie tak!
napisał/a: ika116 2007-11-20 21:42
maxxx napisal(a):mam jakąś naiwną nadzieje że zrozumiała swoje błędy

darzysz ją nadal uczuciem więc to zrozumiałe, że masz nadzieję. Lecz ten który, jak piszesz, patrzy z boku widzi, że twoja kobieta powinna była się juz dawno opamietać, po pierwszym razie, po tym gdy ktos tam przyłapał ją w łóżku, po tym jak do waszego mieszkania przyprowadzała mężczyznę itd. Żadna sytuacja nie wywołała u niej refleksji nad tym co robi. Trudno przypuszczać, aby po czterech latach umiała zrezygnować z tej dodatkowej adrenaliny.
Czy zastanawiałeś sie jeszcze nad jedna sprawą? W tej chwili rozważasz czy dać jej szansę, ale czy jeśli dasz to będzisz umiał żyć ze świadomościa, że przez tyle lat wspólnego życia byłeś ty i jeszcze wielu? :( Chyba rozstanie będzie mniej bolało niestety.
Trzymaj się maxxx Powodzenia
napisał/a: mazacki 2007-11-20 22:27
Wiesz, ja zdradziłem (moja zdrada polegała właśnei na całowaniiu sie z inną) i.... może nie powinienem sie odzywać w tej kwestii, ale nawet ja uważam, że Twoja kobieta przegieła. Wiesz, ja przez to co zrobiłem cały czas ponoszę konsekwencje i nigdy sobie tego nie wybacze. To była chwila do tego doszedł alkohol no i zacząłem myśleć tą "drugą " głową :P
Przez to cozrobiłem dałem sobie sam takiego kopa w d**e i ,tak jak ktoś tu powiedział, ta sytuacja zmusiła mnie do refleksji na samym sobą.
Wiem, że już NIGDY tego nie zorbie, bo nie chce znó stracić tego o co teraz walcze (i na całe szczęscie wszystko wskazuje na to że bedzie mi dane to odzyskać...).
Popatrz, skoro Twoja dziewczyna zdradzałą Cie przez ten cały czas, to po pierwsze nawet przez moment sie chyba nie zastanowiła nad tym co robi i co może stracić, a po drugie to chyba Cie jednak nie kocha, skoro narażała Cie na takie sytuacje.
Ktoś tu powiedział, że jesteśmy tylko ludźmi i każdy ma prawo do błędów. i to jest święta racja, ale sześć razy to już nie jest błą. Moim zdaniem to jest premedytacja.

Zastanów sie poważnie nad tym czy warto żyć z kimś, kto Cie tak traktuje i...kto Cie zapewne nie kocha..
Wiesz, moja dziewczyna opowiedziała mi wszystko ze szczegółami jak sie czuła przeze mnie ("brak szacunku dla samej siebie, ciągłe myślenie o tym, co źle zrobiłam", etc.) i właśnie dlatego sobie nigdy nie wybacze tego co zrobiłem, a więc zastanów sie czy chcesz czuć to samo co moja dziewczyna... Tylko weź pod uwage to, że ona czuła sie tak raz i więcej nie bedzie, a Ty...możesz czuć sie tak ciągle

P.s Mam nadzieje, że ten post Cie nie zdołował. Wiedz, że zycze CI jak najlepiej
napisał/a: bruce_d 2007-11-21 09:17
Witam forumowiczów. Jestem tu nowy, więc się przedstawię: nazywam się bruce_d :), mam 25 lat, z czego 12 przeżyłem na beztroskiej zabawie, 6 w poszukiwaniu wielkiej miłości a 7 spędziłem z kobietą, która oczarowała mnie swoim urokiem, wdziękiem, dobrocią, inteligencją oraz, co stało w zadziwiającej sprzeczności z tymi cechami, ogromną nieśmiałością i kompletnym zagubieniem. Tak, to była osoba, którą pragnąłem się zaopiekować, dać miłość szczęście i całego siebie. Mniej więcej po 5,5 roku bycia razem wzięliśmy ślub i oto jestem tutaj, przywiedziony tym samym, co sprowadziło na forum większość z Was. Forum śledzę już od pewnego czasu. Przeczytałem wiele rozdzierających serce historii i doszedłem do wniosku, że mój przypadek nie jest ani tak wyjątkowy, ani tak dramatyczny jak sądziłem. Nie mniej po dłuższym namyśle postanowiłem podzielić się swoją historią, bo czerpiąc siłę z waszych opowiadań i zwierzeń, chciałem dać coś od siebie.

Temat zdrady, czy zawiedzionego zaufania znam z dwóch stron. Jestem zarówno przestępcą jak i ofiarą. Sam wyrządziłem krzywdę i w zamian krzywda spotkała mnie. Historia choroby zaczyna się na kilka dni przed wyczekiwanym ślubem. Jako przyszłemu panu młodemu, koledzy i przyjaciele postanowili przygotować mi wieczór kawalerski. Niby taka niewinna tradycja, dobra zabawa, trochę śmiechu. Nie spodziewałem się jednak, że tego wieczoru przeżyję swoją inicjację. Z chłopca stałem się mężczyzną. Świat marzeń, mrzonek o ideałach, zasadach, honorze i bohaterskiej postawie legł w gruzach, dając początek rodzącej się świadomości, czym naprawdę jest życie i kim jestem ja sam. Nikogo chyba nie zaskoczę, pisząc że popełniłem straszliwy błąd, który położył się cieniem na naszym przyszłym życiu. Po dużej dawce alkoholu (a to za przyszłe szczęście, to znów za spotkanie i tym podobne) słaniającego się na nogach towarzysze zawlekli mnie do wiadomego klubu. Tam zajęliśmy miejsca w fotelach i w kilka chwil później smukła pani zaczęła roztaczać swe powaby. Oczywiście przyszły małżonek zasługiwał na wyjątkowe traktowanie, więc zabiegi tancerki szybko skupiły się na mnie. Tego, co się wówczas wydarzyło, nie potrafię sobie w żaden logiczny sposób wyjaśnić. Dość, że w jednej chwili postanowiłem dobrze się bawić i zapomniałem o ukochanej, o odpowiedzialnym zachowaniu, zasadach i wyznawanych wartościach. Dotykałem całego jej ciała. Pchany najniższymi instynktami samiec z wywieszonym jęzorem, obmacujący obcą kobietę. Co za upadek. Do seksu tego wieczoru nie doszło, choć koledzy skwapliwie zadbali o to, żeby niczego mi nie zabrakło. Wygrzebałem, gdzieś ze głębin resztki honoru i czci i kategorycznie odmówiłem. Zresztą już wtedy, choć zamroczony alkoholem, czułem, że wydarzyło się właśnie coś strasznego. Poranek zastał mnie (co też specjalnie nikogo nie zdziwi) nękanego wyrzutami sumienia. Poczucie winy było tak ogromne, że pytany przez narzeczoną, co wydarzyło się minionej nocy wyśpiewałem wszystko. Niechybnie w tym miejscu czeka mnie reprymenda ze strony Sorrow’a, ale byliśmy tuż przed życiowym wydarzeniem i uznałem, że ukochana zasługuje na to, by wiedzieć za jakiego człowieka wychodzi. Wyobraźcie sobie w jakim położeniu ją postawiłem. Do ślubu zostały DWA dni. Zaproponowałem, że jeśli nie potrafi teraz mi wybaczyć i, co zrozumiałe, brzydzi się mną, to zajmę się odwołaniem ślubu i poinformowaniem zainteresowanych o okolicznościach. Zawiodłem jej zaufanie, człowiek, na którym polegała, któremu bezgranicznie ufała, kochała i szanowała podeptał jej miłość. A ona miała dwa dni na podjęcie decyzji, czy dać mu jeszcze jedną szansę, czy przecierpieć rozstanie i ułożyć sobie życie z kimś, kto na nią zasługuje.

Ślub się odbył, było też wesele i wydaje mi się, że chociaż oboje mięliśmy w pamięci to, co się wydarzyło potrafiliśmy się cieszyć z tych chwil. Poczucie winy oraz zawiedzione zaufanie nie dały jednak o sobie zapomnieć. Pół roku zajęło nam uporanie się z tym. Inteligentny człowiek powinien z takich przeżyć wyciągnąć naukę, ale ten poziom inteligencji okazał się dla mnie nieosiągalny. Ale po kolei.

Od chwili, gdy wróciliśmy z podróży poślubnej, a moja małżonka podjęła nową pracę, zaczęły się kłopoty. Złożyły się na nie moje wygórowane ambicje, zarywanie nocy z powodu zleceń a później przygotowań do dyplomu (więc w konsekwencji również zaniedbywanie żony), kłótnie o ciasne mieszkanie z jej rodzicami, o koty, które jej rodzice sprowadzili nie pytając nas o zdanie, o to, że żona woli spędzać wolny czas z koleżankami z pracy niż ze mną, o różnice w podejściu do życia, pracy i obowiązków, o brak zaangażowania żony w remont mieszkania, do którego mieliśmy się przeprowadzić i wreszcie o to, co stało się największą kością niezgody: jej samotne wyjścia do klubów z koleżankami i powroty nad ranem w stanie świadczącym o „dobrej zabawie”. Problemów było mnóstwo a rozmowy zamiast pomagać zdawały się tylko pogłębiać przepaść między nami. Patrząc z perspektywy czasu myślę, że za dużo było w tych rozmowach oskarżycielskiego tonu, oczekiwań i wymagań nie pozostawiających miejsca na sprzeciw. Oddaliliśmy się od siebie. Żona, która początkowo opowiadała mi o wszystkim, co się działo na tych dyskotekach (z kim tańczyła, rozmawiała, kto ją podrywał, kto adorował) zaczęła opowiadać, że nic się tam nie dzieje i nagle panowie stracili zainteresowanie. Trudno było w to uwierzyć, więc stałem się podejrzliwy, wyobraźnia, jak zwykle w takich sytuacjach, zaczęła podpowiadać różne scenariusze, zazdrość stała się nie do opanowania. Jednocześnie czułem, że to wszystko wymyka mi się z rąk, że nie mam żadnej mocy, aby temu zaradzić, rozmowy nie skutkowały. Żona uparła się, że będzie chodzić i to beze mnie. I niestety wtedy właśnie nadarzyła się okazja, żeby się odegrać (wszystkim, którzy noszą się z takim zamiarem wobec ukochanej osoby stanowczo odradzam). W rok po ślubie (o ironio) zostałem zaproszony na wieczór kawalerski kolegi ze studiów. Był alkohol i był klub. I niestety był też prywatny taniec, który osobiście sam dla siebie, przez nikogo nie zachęcany, zamówiłem. Dotykania tym razem nie było, ale jakie to ma znaczenie. Po tym, co przeszliśmy, po upokorzeniu jakiego przysporzyłem żonie, po cierpieniu, żalu, wyrzutach sumienia, biciu się w pierś, po długich rozmowach i zapewnieniach drugi raz popełniłem ten sam błąd. Czułem się podle. Stałem się mężczyzną jakim pogardzałem i jaki nigdy nie chciałem być. Poczucie własnej wartości nagle prysło, zostały tylko obrzydzenie do samego siebie, pogarda, wstyd, rozpacz i uczucia, których nazwać nie potrafię. Postanowiłem nic żonie nie mówić. Bałem się, że drugi raz tego nie przeżyje, że nie zniesie upokorzenia i bólu no i oczywiście bałem się, że tym razem mi nie wybaczy. I tak w potwornym poczuciu winy upłynęły mi kolejne dwa miesiące.

W tym czasie moja żona nadal wychodziła czasem ze mną i naszą paczką (bo mamy takową) a czasem ze swoimi koleżankami. W naszym towarzystwie jednak nigdy nie bawiła się tak dobrze, jak na tych samotnych eskapadach. Zapewniła mnie jednak, że nie chce robić mi przykrości, dlatego obiecuje mi, że będzie tańczyła wyłącznie z koleżankami i w żadnym razie nie pozwoli się podrywać obcym facetom. Którejś sobotniej nocy, targany niepewnością, zazdrością, w poczuciu odsunięcia na boczny tor, postanowiłem odwiedzić żonę w klubie, do którego zwykła chadzać. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi, gdy błędnym wzrokiem omiatałem ciemne zakamarki klubu. Właściwie spodziewałem się, że zobaczę żonę tańczącą , tak jak mówiła, z koleżankami, albo śmiejącą się z nimi gdzieś przy stole, lub też, że wcale jej tam nie spotkam. Była 4:00 rano i miałem nadzieję, że może tym razem dziewczyny postanowiły wcześniej zakończyć imprezowanie. Ale nie. Moja żona tam była. Właśnie ciągnęła jakiegoś chłopaka za rękę na parkiet. Schowałem się jak złodziej za filarem i czekałem na to, co będzie dalej. Dawno nie widziałem żony taki pięknej, zmysłowej. Prawdziwa bogini, pięknie ubrana, umalowana, z fryzurą, której nigdy dotąd nie widziałem. Była taka pewna siebie, pogodna i radosna. Wyglądała zjawiskowo. Zaczęli tańczyć, żona oplotła go ramionami i mocno się przytuliła. Jej ręce zaczęły wędrować po jego głowie, szyi i ramionach. Gładziła go tak z czułością, jaka dotąd zarezerwowana była wyłącznie dla mnie i której od jakiegoś czasu mi brakowało. Świat zawirował. Nie mogłem pojąć tego, na co patrzyłem. Czy to się działo naprawdę, czy tylko mi się zdawało? Muzyka grała, głośno, bardzo głośno, ludzie upojeni alkoholem snuli się to tu, to tam inni tańczyli. A ja stałem tak oniemiały, patrząc, jak moja żona przytula i głaszcze w tańcu obcego mężczyznę. I to po tym, jak kategorycznie zabroniła mi chodzić z nią do klubu i jak obiecała dwa tygodnie wcześniej, że nie wydarzy się nic, czym mógłbym się przejmować. Serce waliło, jakby chciało połamać żebra, rozerwać skórę i wylecieć na parkiet prosto pod nogi mojej żony. Krew napłynęłam mi do mózgu, nogi były jak z waty, oblał mnie zimny pot. Nie wiedziałem, co robić. Dać facetowi w pysk? Nie to nie było w moim stylu. Poza tym to nie była tylko jego wina. Przecież nie zalecał się do mojej żony wbrew jej woli. Stałem więc jak wryty czekając, aż coś się wydarzy. Przez głowę przelatywały setki myśli. „A więc to tak wyglądają te imprezy. Czy to facet tylko na dzisiaj, czy to już trwający dłużej romans? Całowała się z nim? O mój Boże… oni chyba nie… Są tu całą noc, mogli to zrobić kiedy chcieli. A może robiła to też z innymi? Dlaczego, dlaczego ona, czemu wybrała jego, O Boże, niech już przestanie, niech przestanie…” Po tym tańcu facet o dziwo się zmył. Żona zaczęła tańczyć z innym. Już bez takich czułości. A ja stałem tak nadal nie wiedząc, co mam zrobić. I w końcu, mimo upojenia alkoholem dostrzegła mnie stojącego przy filarze. Zostawiła swojego partnera bez słowa i chwiejnym krokiem z malującym się na twarzy zaskoczeniem i zażenowaniem podeszła do mnie. Facet chyba na coś liczył, bo gdy zobaczył ją idącą notabene w kierunku toalet, z radosną miną ruszył w ślad za nią. Gdy mnie zobaczył zatrzymał się jednak oniemiały, pokręcił się, porozglądał i zawiedziony wrócił na parkiet w poszukiwaniu innej zdobyczy.

Nie byłem wstanie rozmawiać z żoną. Powiedziałem jej tylko, że to koniec i wyszedłem. Ona płakała, próbowała dzwonić, przepraszać, ale nie chciałem jej słuchać. Noc spędziłem u przyjaciela. Nie mogłem spać, serce nie chciało się uspokoić i waliło jak oszalałe. Chyba wtedy stało się to, co działo się z wieloma z Was. Umarłem. Człowiek jakim byłem odszedł w niebyt. Stałem się kimś zupełnie innym. W drodze do domu podjąłem decyzję o rozwodzie. Tak dłużej być nie mogło. Ani ja, ani ona nie nadajemy się do małżeństwa. Oboje zawiedliśmy swoje zaufanie, nie możemy znaleźć płaszczyzny porozumienia, prawie nie rozmawiamy, ja nie poznaję osoby, z którą się związałem. To nie miało sensu. A jednak z pomocą przyszli nam teściowie. Po długiej rozmowie postanowiliśmy, że podejmiemy trud i spróbujemy wszystko naprawić. Miałem już wtedy świadomość moich błędów, zaniedbań, zdawało mi się, że znając przyczynę problemów będziemy mogli sobie z nimi poradzić. Od razu powiedziałem żonie, że postaram się jej wybaczyć. Nie mogłem jednak patrzeć na to jak się męczy, wiedząc, że sam mam nieczyste sumienie. Wyjawiłem więc prawdę sprzed dwóch miesięcy. Wyraźnie jej ulżyło, że nie musiała już okazywać, jak jest jej przykro. Nie robiła mi też wyrzutów. Właściwie więcej nie rozmawialiśmy o tym, co zrobiłem. Sam nie wiem dlaczego. Dowiedziałem się też, że pierwszy raz zdarzyło jej się zrobić coś takiego, że nie wie dlaczego tak go przytulała, dopiero go poznała, chwilę rozmawiali i tak wyszło. No i że to pewnie przez alkohol. Nie miałem prawa jej oceniać (sam popełniłem głupstwo przez alkohol) i starałem się tego nie robić, ale ciągle przed oczami miałem tą scenę. Ustaliliśmy, że od tej pory będziemy chodzić na imprezy wyłącznie razem. Szybko jednak zrozumiałem, że ograniczając w ten sposób żonę ściągnę tylko na siebie jej niechęć i nie pomoże to ani w zbliżeniu się do siebie ani w odzyskaniu zaufania. „Wspaniałomyślnie” postanowiłem pozwolić żonie nadal wychodzić beze mnie. Kolejne dni były katorgą. Rozkleiłem się zupełnie. Bałem się zbliżyć do żony. Gdy się kochaliśmy myślałem tylko o tym, czy zaspokajam jej potrzeby w tej sferze, a może jestem marnym kochankiem, marnym mężczyzną, bezwartościowym, naiwnym, zbyt wrażliwym (żona ciągle mi to wyrzuca), facetem bez jaj. No i pierwszy seks po wydarzeniu wypadł fatalnie. Dołożyłem wszelkich starań, żeby to było fantastyczne przeżycie (i może to był problem) ale żona najpierw powiedziała, że za bardzo się wczuwam i staram i żebym przeszedł do rzeczy, później z kolei, że jestem zbyt gwałtowny i ona się mnie boi. Chciałem zapaść się pod ziemię. Do tej pory zdawało mi się, że nie mamy problemów w łóżku, bo zawsze dbałem pod tym względem o żonę i stawiałem jej potrzeby ponad swoje. Troszczyłem się o to, by zawsze kiedy tego pragnęła (wiem, że nie jest to konieczny wymóg) osiągała podczas zbliżenia orgazm i ona zawsze bardzo intensywnie, go przeżywała. Nigdy się nie uskarżała, chociaż wielokrotnie pytałem, czy wszystko jest ok. Mówiła tylko, że wie, że mogłaby się bardziej postarać i ja też, ale odpowiada jej tak jak jest.

W pierwszym tygodniu po zdarzeniu, zamiast zdusić to w sobie, bez przerwy prowokowałem rozmowy na temat tańca w klubie i tego faceta, za wszelką cenę, chciałem zrozumieć, dlaczego właściwie do tego doszło. Nie pomogło to ani mnie ani tym bardziej mojej żonie. Właściwie było coraz gorzej. Ona szybko straciła cierpliwość i oświadczyła, że jeśli ciągle będę do tego wracał, to nie wyobraża sobie jak ma nam się udać. Doszliśmy nawet do miejsca, w którym zdecydowaliśmy, że przeniosę się na miesiąc do moich rodziców, a później zobaczymy. Na szczęście tak się jednak nie stało i próbowaliśmy dojść do porozumienia zostając razem. Tymczasem nadeszła kolejna sobota (dwa tygodnie po „przygodzie” w klubie) a ja musiałem uzbroić się w zaufanie, którego strzępy próbowałem pozbierać z podłogi, cierpliwość i siłę woli, żeby nie błagać żony, by nie szła. Wsparciem miały być dla mnie słowa, że nic się nie wydarzy, że żałuje tego, co zrobiła i nie ma szans, żeby to się powtórzyło. Nie wiem, skąd znalazłem na to siłę, ale uwierzyłem i pomogło mi to. Nie zamierzałem jednak siedzieć w domu i czekać, aż zaczną mnie atakować złe myśli. Spotkałem się z moim przyjacielem. Mieliśmy miło spędzić wieczór w mieście, rozważałem nawet możliwość odegrania się na żonie w ten sam sposób, w jaki ona zawiodła moje zaufanie. Mając jednak w pamięci ile „dała mi” zemsta porzuciłem tą myśl. Około 2:00 w nocy postanowiliśmy dołączyć do mojej żony i pokazać, że możemy bawić się razem, razem miło spędzić czas na zabawie i tańcach i że możemy połączyć nasze paczki (ona właściwie wychodzi głównie z przyjaciółką z pracy, czasem dołącza do nich jakaś koleżanka). Popełniłem jednak kardynalny błąd nie uprzedzając żony o naszym przyjściu. Wiedząc jednak, jak trudno się do niej dodzwonić w ciągu dnia, nie próbowałem nawet tego robić, gdy ona bawiła się w najlepsze przy głośnej muzyce. Moje pojawienie się zostało odebrane, jako próba kontrolowania i kompletny brak zaufania i żadne tłumaczenia nie miały sensu. Żona nie puściła mnie jednak, gdy postanowiłem wyjść i pozwolić jej bawić się dalej samej. Była zła i naburmuszona, ale na koniec udało mi się namówić ją na taniec. Nie potrafię opisać uczucia jakie mnie ogarnęło, gdy trzymałem ją w ramionach, ona przytulała się do mnie i tańczyliśmy tak w klubie, w którym zobaczyłem ją z innym mężczyzną. Nagle prześladujący mnie obraz zniknął. Teraz widzę tylko nas tańczących przy dźwiękach „Too shy” Kajagoogoo.

Sprawy między nami zaczęły się powoli układać. Byłem u psychologa i wybieramy się do poradni małżeńskiej. Trzeci tydzień od „wstrząsu” był cudowny. Zbieram się powoli do kupy i zaczynam znowu żyć. Kocham żonę nad życie i znowu czuję, że ona kocha mnie. Widzę z jej strony starania w drobnych i większych rzeczach. Ostatnio powiedziała mi, że teraz jest dla mnie miła nie dlatego, że musi, tylko dlatego, że chce. Poczułem, że mogę ja odzyskać i będę o to walczył. Teraz mam siły.

Spotkała mnie jeszcze jedna przykra niespodzianka, ale o niej może w następnym poście. Dziękuje wszystkim, którzy dotrwali do końca. Z pokorą przyjmę słowa krytyki. Zachęcam do komentowania i pozdrawiam wszystkich.
napisał/a: sorrow 2007-11-21 09:42
Witaj bruce_d! No to pobiłeś rekord chyba... jak długo składałes tą historię zanim wkleiłeś na forum? W każdym razie czytało się ją jak książkę.

Po tym co napisałeś nie pozostaje nic innego jak życzyć wam wytrwałości. Wizyty u psychologa są pewnie jak najbardziej na miejscu. Nie opierajcie się jednak tylko na nich... sami też musicie się "przyłożyć". Nie napisałeś (prawie) nic o żone i o tym jak ona teraz do tego podchodzi? Czy równie gorliwie pragnie naprawy tego co was łączy? Jest jakas szansa, że będziecie jednak chodzić na imprezy razem, czy po prostu nie umiecie się razem bawić. Szkoda, żeby chwilowe dawki przyjemności, zaważyły o czymś dużo ważniejszym. To tyle na szybko z mojej strony (na razie).
napisał/a: ~gość 2007-11-21 13:17
sorrow, Nio i jak zwykle sie zgadzam.Bardzo dluga faktycznie ta twoja historia..i dosc skomplikowana..Co do imprez razem,mysle,ze jezeli bardzo byscie chcieli to da sie to jakos pogodzic..najwazniejsze przeciez zeby byc razem.Trzeba w zyciu isc na kompromisy..
napisał/a: Ciarka 2007-11-21 14:18
Bruce_d, pięknie opowiedziana historia Czytałam z zapartym tchem A jesli chodzi o komentarz, to jedynie dziwi mnie to wasze uporczywe chodzenie osobno na imprezy...To wbrew pozorom dość ważny punkt programu w dobranym małżeństwie. Co innego wyjść raz na jakis czas z psiapsiółą, czy z kumplem, ale cotygodniowe, regularne zabawy osobno raczej nie sprayjają tworzeniu bliskich więzi. Nie przypadkiem mówi się, ze przed slubem należy sie wyszaleć, bo ślub do czegos zobowiazuje, przedtem byliście Ty i Ona, teraz jesteście Wy. Myslę, że ślub wiele zmienia, a zycie razem nie polega na tym, żeby zyc osobno
napisał/a: bruce_d 2007-11-21 14:24
Dzięki sorrow. Oczywiście zdaję sobie sprawę, z tego, że sam psycholog sprawy nie rozwiązuje i wszystko tak naprawdę zależy od nas, naszego zaangażowania i zdolności do wzajemnych kompromisów. Ja podjąłem już pewne starania i próbuję pracować nad swoimi wadami (chorobliwa zazdrość, zaborczość, nieustępliwość, i nadmierna wrażliwość ). Ze strony żony również widzę ogromną pracę. Stara się wciągnąć mnie z powrotem w swoje życie, częściej chodzimy gdzieś razem, spędzamy ze sobą więcej czasu. Przygotowała mi nawet obiad , który zjedliśmy wyjątkowo nie przy telewizorze, lecz przy stole, rozmawiając i delektując się niczym nie zmąconym spokojem. Pomaga mi z wielkim zaangażowaniem przy remoncie naszego przyszłego mieszkania, nie ignoruje mnie, jak to jej się wcześniej zdarzało (powrót z pracy o 21:30, parę zdawkowych uwag i grzecznościowych zwrotów bez entuzjazmu, szybki prysznic, skok pod kołdrę i "dobranoc"). Mówi, że mnie kocha i chce żeby nam wyszło (choć w trudnych chwilach dwóch pierwszych tygodni często się łamała i mówiła, że nie wie, czy to ma sens i czego naprawdę chce).

W kwestii bawienia się na imprezach beze mnie raczej nic nie wywalczę. I chyba już nie chcę. Może to kara za błędy. Chyba będę musiał pozostawić jej w tej sferze całkowitą swobodę. Myślę, że to kwestia wieku (ma dopiero 23 lata), temperamentu, chęci bycia adorowaną, pożądaną. Żona wprost mówi, że lubi kokietować mężczyzn, że sprawia jej przyjemność opędzanie się na dyskotece od uderzających w konkury zapaleńców. Taka kobieca próżność. No cóż jestem w stanie to zrozumieć. Każdemu z nas będzie przecież miło, niezależnie od tego czy jest w związku, czy nie, jeśli ktoś zwróci na nas uwagę, da do zrozumienia, że mu się podobamy lub jest zainteresowany "bliższą znajomością". Podbudowuje to poczucie własnej wartości i zwiększa pewność siebie. I tego chyba moja żona szuka na dyskotekach. Dreszczyku emocji, błysku pożądani w oczach nieznajomego, trochę bardziej namiętnego niż przystoi mężatce tańca z obcym mężczyzną, poczucia wolności i niezależności. No i panowie na dyskotece potrafią być dowcipni, zabawni, do niczego nie zmuszają (w przeciwieństwie do siedzącego w domu męża) tylko łagodnie zachęcają, pomagają dobrze się bawić, prawią komplementy, są cierpliwi, poświęcają całą swoją uwagę i wiedzą doskonale, co powiedzieć, żeby zdobyć zaufanie i przykuć uwagę kobiety. Niektórzy z nich to doświadczeni wyjadacze, którzy "z nie jednego pieca chleb jadali". Dla młodej kobiety taka zabawa to chyba wielka frajda. Próba okiełznania jej natury skazana jest z góry na porażkę. Postanowiłem, więc, że dam żonie trochę czasu, żeby mogła się tą "zabawą" znudzić (mam nadzieję, że bez tragicznych konsekwencji) a tymczasem, ja poszlifuję łowieckie umiejętności (wiem jak zabrzmiało, ale chodzi mi raczej o pewną ogładę towarzyską, zdolności taneczne i umiejętności rozmawiania z kobietami), dzięki którym łatwiej będzie mi na nowo wzbudzić pożądanie i zainteresowanie u żony. Taka długoterminowa inwestycja w siebie i małżeństwo. Nie wiem, czy to dobra droga, ale nic już nie jest pewne, więc muszę przyjąć jakąś strategię i konsekwentnie się jej trzymać (a z konsekwencją trochę u mnie krucho).
Pozdrawiam

[ Dodano: 2007-11-21, 14:42 ]
Cczarnula19, Kaczka dzięki za komentarze. Też myślałem, że małżeństwo stawia pewne ograniczenia, zobowiązania i pewnie tak być powinno. Problem w tym, że my może za wcześnie zdecydowaliśmy się na ten krok (tak przynajmniej twierdzi żona i może ma rację). Poznaliśmy się, gdy żona miała 16 a ja 18 lat. Żadne z nas sobie nie "poszalało". Ja nie czuję takiej potrzeby, ale każdy jest inny. W dodatku żadne z nas nie ma za sobą wielkich miłosnych przygód. Miałem przed żoną jedną sympatię, podobnie żona. To z nią przeżyłem swój pierwszy raz i ja też jestem jej pierwszym mężczyzną. Teraz jako 23-letnia atrakcyjna kobieta, czuje pewnie, że coś ją w życiu ominęło i może chce to trochę nadrobić, sam nie wiem. Pozostaje mi chyba pogodzić się z myślę, że przez jakiś czas będzie sobie pozwalać na więcej niż bym tego chciał. Później może jej to przejdzie i wszystko wróci do normy, a może tak jej się ta zabawa spodoba, że nie będzie chciała mnie krzywdzić i z czystym rachunkiem rozpocznie swoje "życie towarzyskie". Na pewne rzeczy nie mamy wpływu.
Pozdrawiam
napisał/a: Asior 2007-11-21 16:01
Twoja histori utwierdziła mnie w przekonaniu że jednak wiekszość osób które zostały zdradzone, same chcą sie odegrać.
Zauważyłam, że Tobie bardziej zależy na tym żeby między Wami było dobrze. Nie rozumiem jak można mieć męża i wychodzić samemu na imprezy.. widać nie zawsze wiek świadczy o dojrzałości.
Życze Ci żeby było między Wami jak najlepiej, żeby żona zrozumiała że Ty powinieneś być dla niej najważniejszy:)