Jestem kochanką!

napisał/a: tedybear 2013-03-24 20:47
hajny staram sie jak moge poza tym jak sie czyta pewne wpisy to cisneinie sie tak podnosi ze glowa mała - same raczki rwa sie do odpisania
napisał/a: tearsinrain1 2013-09-19 22:00
Witam...

Pisałam tutaj zdaje się 2-3 lata temu...Wracam po toczonej batalii i przegranym życiu...

Jeżeli jest ktoś w stanie przebrnąć przez ten tekst - będę wdzięczna za jakiekolwiek słowo, za spojrzenie na to z booku...W tej chwili wegetuję jak warzywo. Chwytam się pomocy na forum...myślę o śmierci coraz bardziej:(

Zanim mnie zbluzgacie- już swoją karę ponoszę, za to, że pokochałam zajętego pana...
Wszyscy nastawiali mnie, że on nigdy od niej nie odejdzie...
Czekał aż ja zmienię swoje podejście do niego, bo byłam niedobra ze względu na to, że z nią mieszkał, wyjeżdzał i pewnie sypiał... To było przyczynkiem moich niemiłych smsów do niego...

Prosił mnie bym przestała, bo on musi mieć motywację, by podjąć pewne kroki...W tym roku widzieliśmy się zaledwie może...6 razy. W sierpniu podjął jeszcze jedną próbę dogadania się ze mną. Zgodziłam się na to co mówi...a mianowicie " jeśli do września nic się nie zmieni to kopnij mnie w tyłek".

Za 2 dni wyjechał z żoną w rodzinnych sprawach pod Warszawę. Nie mogłam znieść myśli....i poradzić sobie z nimi, że mówi jedno, robi drugie...Wysmarowałam mu kolejną porcję "chamskich", przykrych zdań w smsach....

Nie wiem co mną kieruje, dostaję adrenaliny, wpadam w panikę, że mnie okłamuje i...tak to się kończy. Przestał się odzywać...Pod koniec sierpnia napisałam mu, że z nami koniec....ostatecznie. Odpisał, że on właśnie wynajął mieszkanie i, że się wyprowadza od swojej żony...po setkach smsów podziękował mi za rozwalenie życia itd...

Próbował jeszcze do mnie dotrzeć. Podał adres nowego miejsca zamieszkania: " jeśli chcesz porozmawiać - wiesz gdzie mnie szukać...".
Umówiliśmy się, przyszłam...Walizka, jego rzeczy...Naprawdę to zrobił, wyprowadził się od żony....
Już w progu pocałował mnie na przywitanie, był zgaszony, ale oczywiście zaczął mnie dotykać i całować, więc skończyło się w łóżku. Niestety cały czas był 'nieobecny', jakby oddalony, już nie ten sam...Wiem, że przeżywa to i wiem, że powinnam była go wspierać....Chciałam, ale to jego zachowanie, olewanie mnie sprawiało mi przykrość, nie wiedziałam jak się zachować. Nadal mieszkam poza miastem - 80 km od niego, więc przyjeżdżam co tydzień.
W zeszłym tyg. zapytał co zamierzam robić w sobotę. Powiedziałam, że może wyskoczę na piwo z kolegą. Troszkę w smsie był 'wkurzony' i zaprosił do siebie na wino. Wieczorem dostałam smsa czy wolę iść z kolegą na piwo czy może wolę wino. Napisałam, że wolę wino...gdzie się spotykamy? Wybrał na mieście. Podeszłam do niego siedzącego na ławce. Od razu powiedział, że lepiej będzie jeśli pójdziemy do niego, bo jest chłodno, a ja ledwo wyzdrowiałam. Ok...
Otworzył wino, troszkę się pośmialiśmy, ale nadal był jakby obcy. Zaczął mnie całować, a mieliśmy porozmawiać, więc zaczęłam....

W skrócie...powiedział, że jemu już ręce opadły i nie ma siły już na to by ze mną walczyć, bym go zrozumiała...powiedział, że dogadujemy się świetnie, ale tylko w seksie...i żebyśmy rozstali się jak przyjaciele.
Wpadłam w histerię :/ :( rozpłakałam się, trzymał mnie, ale wyrwałam się...trzasnęłam drzwiami...nawet nie wyszedł za mną...dopiero potem chyba udawał, że mnie na mieście szuka, dzwonił, nie cchciałam powiedzieć gdzie jestem...Gdybym nie zaczęła rozmowy - przespałby się ze mną na odchodne...poczułam się strasznie...że byłam dla niego tylko dobra do seksu....Zaprosił mnie żeby tak po prostu jak zwykle przelecieć? Nie dałam mu tej satysfakcji tym razem....:( Napisał w smsie, że wcale mnie tak nie traktował jak dzi... stwierdził, że stawiał mnie zawsze na piedestale, że mnie kocha, ale jeżeli nie ma w związku porozumienia to taki związek nie istnieje...
Najśmieszniejsze jest to, że przecież ludzie, aby się poznać potrzebują ze sobą zamieszkać, czyż nie jest tak? My nigdy nie mieliśmy takiej okazji. Stwierdził, że nie ma między nami porozumienia...ale jak mogło ono istnieć poprzez telefony, smsy i gadu-gadu?

"rozstańmy się jak przyjaciele...chcę być teraz sam" po 3 latach bycia samej dla niego....po takim okresie oczekiwania....po tym ile przeszłam nerwów, byłam sama, bo czekałam na niego, a on ...spłynęło po nim jak woda po kaczce...
Odszedł od żony, odszedł ode mnie....
Odezwałam się na drugi dzień w sprawie naprawy komputera, bo nie miałam do kogo tak naprawdę....został mi tylko on...mieliśmy jeszcze kontakt, pisał na gg przedwczoraj, rozmawiało się fajnie, miło...Niestety w opisie umieściłam piosenkę dobrze obrazującą mój stan. Napisał, że tylko dzięki tekstom piosenek jest w stanie poznać co mi w głowie siedzi....odpisałam, że przecież nie musi sprawdzać tekstu skoro niee chce być ze mną i mu nie zależy....odpisał " wybacz, ale nie mam pytań" i już więcej się nie odezwał...więc przedwczoraj poprosiłam go o całkowity brak kontaktu jeśli już faktycznie nie ma wobec mnie żadnych planów...bo nie chcę mieć nadziei i ciągle rozdrapywać ranę...
On się już nie odzywa.
I nie mogę sobie z tym poradzić...z tym, że to moja wina, że zawaliłam...Kocham go nad życie, kocham go tak mocno...łzy kapią, nie mogę znaleźć sobie miejsca...nie mam przyjaciół, nie mam nikogo i nie mam już nic....
Siedzę sama w mieszkaniu i myślę jak zakończyć swoje nędzne życie. Związek z nim trwał 5 lat. 5 długich lat, które zamieniły mnie we wraka...

Nie wiem czy ktoś przeczytał ten nieład....Chciałam gdzieś wyrzucić to wszystko, bo rozrywa mnie od środka.

Mam 27 lat i życie połamane jak patyk :( nie jestem w stanie związać się z innym. Brzydzę się innych facetów, żaden mnie nie pociąga. Nie widzę już po prostu nic....
HellNo_Kitty
napisał/a: HellNo_Kitty 2013-09-20 11:05
Tearsinrain, widać, że jesteś mocno poraniona i ledwie dajesz sobie radę, wyobrażam sobie (a przynajmniej staram się...) jak się musisz czuć.
To, co mi się nasuwa po przeczytaniu Twojej wypowiedzi... wydaje się, że Twój świat musi koniecznie obracać się wokół mężczyzny - tego konkretnego, ale wspominałaś też o innych, że z nikim nie możesz się związać - a może czas na to, żeby zacząć BYĆ SOBĄ BEZ MĘŻCZYZNY? Po prostu skupić się na sobie, na byciu kobietą, na rozwoju osobistym, może dokształcaniu, może rozpoczęciu jakiegoś wyzwania - np. podjęciu nowych studiów lub kursu, zmianie pracy na lepszą?
Czy naprawdę nie można żyć w pojedynkę szczęśliwie? Trzeba "uwieszać się" na facecie (tym bardziej żonatym..)?
Gdybyś dała sobie trochę czasu bez uganiania się za facetami, zastanawiania się, czy on odpisze, czy oddzwoni, czy Cię kocha, czy Cię traktuje dobrze czy nie... może za jakiś czas byś po prostu wróciła do równowagi psychicznej, wydobrzała. I wtedy dopiero zaczęła z powrotem myśleć o związku - zdrowym i NORMALNYM. Póki co, szarpiąc się z tamtym mężczyzną będziesz tylko tracić honor i godność, natomiast wikłając się w nowy związek prawdopodobnie unieszczęśliwisz tego ewentualnego nowego wspominaniem "eks-a".

Życzę Ci aby udało Ci się stanąć na nogi i odważyć się po prostu POBYĆ SAMA ZE SOBĄ i cieszyć się z tego :)
napisał/a: tearsinrain1 2013-09-20 21:38
Bardzo dziękuję pani za odpowiedź...

"Uwiesiłam się", bo bardzo go pokochałam. Mam już za sobą studia, szkoły...Niestety został mi jeszcze tydzień w aktualnym miejscu pracy...Zostanę bez pracy co też mnie mocno poturbuje...Wisi nade mną jakaś czarna chmura :(

Bez niego - nie chce mi się nic, nie mam motywacji do niczego. Ktoś pomyśli, że się użalam. Naprawdę nie jestem w stanie ruszyć z miejsca, bo nie widzę życia bez niego.
Być samej...wystarczająco długo na niego czekałam będąc sama i to mnie tak bardzo boli...nagle, bez emocji kopnął mnie w tyłek...

Czy jest jakaś rada na to, by chociaż tyle nie płakać? Nie mogę się powstrzymać idąc ulicą, czy jadąc tramwajem. W pracy modlę się żeby się jakoś trzymać i nie złamać. Czy to kiedyś przejdzie? Bo czuję, że nie chcę sama sobie pomóc, ugrzęzłam w myślach i nie mogę się z nich wykopać...
HellNo_Kitty
napisał/a: HellNo_Kitty 2013-09-23 14:09
Rozumiem.

Z tym płaczem... trudno jest zapanować nad emocjami (choć mnie się akurat w miejscach publicznych, w pracy itd, zawsze udawało bardziej niż w domu). Może receptą byłoby WYPŁAKANIE SIĘ do woli - w sprzyjających warunkach, właśnie w domu lub na spacerze w lesie, albo na ramieniu kogoś zaufanego.. takie wyrzucenie z siebie wszystkiego, co tam wewnątrz krzyczy... Mnie czasem w trudnych sytuacjach pomagało zresztą właśnie krzyczenie - w zamkniętym samochodzie, np. w lesie lub na pustym parkingu.

Wiem, że to banał, ale... CZAS leczy rany. Z czasem po prostu emocje opadają i po przeżytej żałobie już się w nas nie tworzą nowe pokłady żalu - można zacząć powolutku stawać na nogi.

Utrata pracy na pewno jest potężnym ciosem, fatalnie że zbiegła się akurat w momencie rozstania z mężczyzną - ale jeśli uda się szybko znaleźć jakąś nową, zmiana miejsca pracy będzie dodatkowo poprawiać sytuację, bo pojawią się nowe stresy, obowiązki, niespodzianki, nowe osoby. Trzymam kciuki za znalezienie nowej posady, to na pewno pomoże!
napisał/a: tearsinrain1 2013-09-23 20:54
Dziękuję...

Beczę, po całym dniu wstrzymywania się na mieście, w przychodni z babcią, w sklepach. Nie mam nikogo, zostałam sama w wielkim mieście, całe swoje życie podporządkowałam jemu, te kilka lat czekałam na niego....dzień za dniem mijał, chciałam jak najszybciej położyć się spać, by nie myśleć ...i tak mijał każdy dzień.
Byłam dla niego roślinką, którą czasem podlewał żeby nie uschła. Usycham właśnie i czuję, że moje życie jest skończone. Nie mam nawet znajomych, zamknęłam się tylko na niego, bo tylko on dawał mi szczęście.
Sęk w tym, że nawet gdybym otrząsnęła się po tym, to i tak kolejne święta, wigilię przepłaczę. Mam permanentnego doła od zawsze, a ta sytuacja jeszcze bardziej pogłębiła go. Nie mam siły nawet szukać nowej pracy, pewnie zgniję w łóżku.
Dlaczego musi to tak boleć i rozrywać w środku :(
Przeszło mi przez myśl żeby napisać do niego list, albo zadzwonić i zapytać czy nie spotkałby się porozmawiać...ale to głupi pomysł kajać się, prawda? W końcu przeprowadził się i czuje się teraz panem sytuacji...udowodnił mi coś w co nie wierzyłam, że nastąpi :(
Boję się, że znajdzie sobie nową kobietę, choćby do łóżka...Przecież każdy facet potrzebuje seksu...i nie mogę poradzić sobie z tymi myślami....:(
napisał/a: jamrosza 2013-09-26 12:27
żal mi Ciebie strasznie, wiem co przeżywasz bo sama popełniłam kolosalny błąd w życiu...
uwierz mi, znajdziesz tego jedynego tylko dobrze poszukaj i nie popełnij 2x tego błędu by byś tą drugą :)
będzie dobrze, zobaczysz
HellNo_Kitty
napisał/a: HellNo_Kitty 2013-09-26 14:25
List napisać możesz... ale pod ŻADNYM pozorem go do niego nie wysyłaj, nie dawaj mu!!! Taki list musiałabyś potraktować jak psychoterapię, wyrzucenie emocji na papier - możesz opisać wszystkie swoje uczucia, cały żal i wściekłość, im więcej w tym tekście emocji, nawet agresji, tym lepiej! Po napisaniu koniecznie SPAL ten list. To powinno też trochę Ci ulżyć.
Drugi pomysł to prowadzenie dziennika/pamiętnika - może to brzmi głupio, ale gdybyś nawet założyła osobny zeszyt do tego, aby opisywać na bieżąco swoje emocje, dawać wyraz smutkowi, to też mogłoby Ci pomóc. Nawet jeśli co godzinę umieścisz tam nowy wpis o tym, jak Ci smutno, jak boli... to uważam że uczucia przelane na papier trochę "stygną" - zyskujemy do nich dystans. A i czas szybciej nam mija - czas, który w takim przypadku najlepiej gdyby pędził, bo za kilka miesięcy w ogóle wydobrzejesz, jestem tego pewna!

:)
napisał/a: elka1980 2013-09-26 18:40
Najpierw zgadzasz się, żeby być tą drugą, a teraz narzekasz?? Chciałabyś, aby teraz Twój mężczyzna marzeń Ciebie zdradził? Każdy postępuje według siebie, ale trzeba miec jakieś zasady... przepraszam za szczerość, ale takie jest moje zdanie na ten temat.
Polerdar
napisał/a: Polerdar 2013-10-23 22:36
Dokładnie zgadzam się z powyższą wypowiedzią, decydując się na taki związek trzeba liczyć się z tym że ZAWSZE będą problemy.



___________
szkolenie barista
napisał/a: martakali 2013-10-27 19:54
Niestety miłość nie wybiera i często zakochujemy się w nieodpowiednich facetach, często już zajętych o czym wiemy od początku lub dowiadujemy się po jakimś czasie. Ja miałam kiedyś taki okres w życiu, że przeglądałam różne portale randkowe i poznałam w ten sposób wyjątkowego mężczyznę ale po miesiącu spotkań dowiedziałam się, że jest żonaty. Z bólem serca zerwałam szybko tę znajomość.
Marokros
napisał/a: Marokros 2013-10-28 16:13
Portale randkowe, też przez to przechodziłam ale co się okazało... wielu mężczyzn poznałam w ten sposób ale żaden nie był wart mojego czasu. Jeden nawet zadomowił się na dłużej, 1,5 roku jednak w tym momencie żałuję każdej chwili spędzonej z nim.