Jestem kochanką!

anettez
napisał/a: anettez 2013-11-08 12:57
Cieżka sprawa :/
Zocha_87
napisał/a: Zocha_87 2013-11-19 20:33
nie gryzie was to

no jak można
aniwey
napisał/a: aniwey 2013-11-20 12:02
Chyba najpopularniejszy wątek na forum. Nie umiałabym zostać czyjąś kochanką, więc nie potrafię nic doradzić :)
napisał/a: Baher 2013-11-22 00:04
aniwey napisal(a):Chyba najpopularniejszy wątek na forum. Nie umiałabym zostać czyjąś kochanką, więc nie potrafię nic doradzić :)



Widzę, że wątek najpopularniejszy chyba, to zajrzałam, całego nie przebrnę.

Nie wiem, co napisano w nim.

Moja przyjaciółka jest "tą trzecią". Jest z żonatym facetem już... 10 lat. Nic nie wskazuje na to, że on zostawi żonę, moja przyjaciólka się nie łudzi.


Ale co zrobić - kocha go. To facet jest gnojkiem w takim układzie, największym gnojkiem!
napisał/a: liliawodna 2013-11-25 14:12
Rzeczywiście bardzo "obszerny" wątek;) Nie wiem jak można stać się tą trzecią...Jak można się zakochać ,zwłaszcza wiedząc,że facet ma żonę i dzieci???Może i jestem konserwatywna, ale wiem na pewno,że na cudzym nieszczęściu, szczęścia się nie zbuduje....Od 30 lat stosuje tą zasadę i mam nadzieję,że wytrwam;)
napisał/a: darija_do 2013-11-27 21:44
Ja bym nigdy w to nie weszła z prostego względu: a po co mi to? Swięta, waskacje, ciągle sama? Jeszcze na ozory ludziom podana, że to ja, ta kochanica?

A ode mnie gościu by szedł do innej baby, tej legalnej? Nie, no dzięki wielkie!
napisał/a: teoretycznie 2014-01-03 10:38
Wczoraj w nocy starałam sie przebrnąć przez ten obszerny wątek...interesujacy i przyznaje temat wiecznie aktualny. Poznałam go 6 lat temu. Nie bede oszukiwac, ze spadlo to na mnie jak grom z jasnego nieba, ze ja taka biedna nie wiedziałam co robie. Doskonale wiedziałam!!! Był przystojny, silny, inteligentny. Imponowało mi to,ze sie mna zainteresował. Miał byc to "układ" bez miłosci. No i stało sie...zakochalismy sie w sobie. Podobny temperament, zainteresowania. Spotkanie dwóch uśpionych żywiołów. Ja nieszczesliwa ze swoim męzem on niedoceniany przez swoją żone. Banał!!! Podobnie wyglada wiekszosc tu opisanych historii!
Było cudownie, byliśmy szcześliwi...
po 4 latach cos zaczeło u mnie pękać. stałam sie nieznosna, żle sie czułam we własnym ciele...czesto płakałam jakby bez powodu, denerwowałam sie byle czym. Ciągle było mi czegos brak. Zrozumiałam, ze nie mozna tak dlugo życ w kłamstwie, że nie chce dłużej sie nim dzielić z inna. Ze nie chce byc ta druga. Kochałam tylko jego i tylko z nim chciałam byc. Poszłąm do terapeuty aby pomógł mi uporac sie z problemem i pomógł mi zrozumiec co sie ze mna dzieje...
Było to 1,5 roku temu...
Che dodac,że z mężem na pozór miałam wszystko. Pieniądze, firme, samochody, wszelkie dobra materialne dbał o mnie, był, pracowity i spokojny...ale tylko z pozoru. W domu zmieniał sie w tyrana, była przemoc i alkohol... u terapeuty własnie dowiedziałam sie,że zyje w rodzinie dysfunkcyjnej...i jestem współuzależniona.
Odeszłąm od męża...z dwójką dzieci i reklamówką z Biedronki. Zrezygnowałam ze wszystkiego...
A mój Romeo nadal jest ze swoją żoną i tak jak 1,5 roku temu ciągle mówi mi że zaraz odejdzie. Wymówki sa takie same jak u wiekszości z Was. A to że pieniądze, a to że dzieci...
Targają mną różne skrajne uczucia, od nienawiści przez zal po ogromna namiętnosc.
Wiecie co?? Jestem wdzieczna temu człowiekowi ,że staąl na mojej drodze i że w imie milosci do niego moglam wyrwac sie z toksycznego związku pelnego przemocy i zludzeń.
Szłam przez te wszystkie ciężkie dla mnie i dla moich dzieci chwile z miloscia do niego w sercu. Wtedy myślałąm,ze robie to dla Nas , dla Niego...teraz wiem że zrobiłam to dla siebie...
Bo nie ma sie co oszukiwać żyjemy właśnie dla siebie!!!
Czuje,że do pełni szczescia pozostał mi tylko jeden krok...ten krok to właśnie odejscie od NIEGO... Jak widzicie jestem teoretycznie bardzo dobrze przygotowana...w praktyce gorzej to wyglada.
napisał/a: teoretycznie 2014-01-03 11:12
Wszystkich w kolo można okłamac...wcale nie jest to takie trudna. Mąż moj niczego sie nie domyślał bo tak naprawdę nie chciał widziec tego co sie w kolo niego wyprawia. Miał świety spokoj. Podobnie Jego żona... moze wcale im tak naprawde na nas nie zalezało... uwierzcie mi to prościzna!!! Ale samego siebie nie oszukasz!!!
Finał mojej historii jest taki,że jestem w trakcie cieżkiego rozwodu. Wszyscy zaineresowani juz o Nas sie dowiedzieli, łącznie z jego żona...ktora po tym wszystkim tez znalazła sobie kochanka. Pomieszane z poplątanym... Ja nadal korzystam z pomocy terapeuty...
Mam dla Nas "kochanki" i "żony" dobra rade...jeśli bedąc z kims , rozmawiajac nie zgzdza sie Wam wizja z fonią...czyli mowi jedno robi drugie...to trzeba spierdzielac od takiej osoby jak najdalej bo to nie wróży nic dobrego!!!
Nie chciałam sie tu usprawiedliwiać, ani tez nikogo krytykować. Kazdy jest kowalem swego losu...kazdy w zyciu popelnia błedy. Wazne jest aby dostrzegac je i drugi raz nie popełniać. Ja popelnilam dwa razy...uzaleznilam sie od faceta po raz drugi...moge miec tylko pretensje sama do siebie. Kazdy z Nas moze miec pretensje wylacznie do siebie...i żona i kochanka i ON. Z życia nie ma poprawki... trzeba brac szczescie w swoje rece. Zyjemy nie dla Niego ani dla Niej ani dla rodziców ani sąsiadów...dla Siebie!!! Kazdy ma swoje zycie.
I jeszcze jedno my same ICH usprawiedliwiamy, dlatego,ze kazda z nas szuka swojego idealu wiedzac ,że idealow nie ma...same sie oszukujemy...prawda jest bolesna ale predzej czy później trzeba bedzie spojrzec tej prawdzie w oczy. Nie ważne czy jestes zdradzana żona czy kochanką...Jeśli jestes jedna z nich to wiadomo,że taki ON nie jest ciebie warty.
Mimo to ja jestem JEMU ogromnie wdzieczna bo gdyby nie on nie dowiedziałabym sie tego,że potrafie byc czuła, ze lubie sie przytulać, że umiem byc wrażliwa na potrzeby drugiego czlowieka, ze umiem gotować, skonczyłam kurs nurkowania, nauczyłam sie jeżdzic na rolkach...przy nim w to sobie odkryłam. Moze trzeba tak na to spojrzeć...odkryc pozytywne strony takich chorych układów...teoretycznie jestem juz przygotowana a to juz polowa sukcesu. Tylko jeden krok do szczescia ZE SAMA SOBA.
napisał/a: ktosia1980 2014-01-14 07:58
Witam wszystkich serdecznie…chcialam po krotce opisac moja historie…Mianowicie 14 lat temu poznalam wspanialego mezczyzne z ktorym spotykalam sie 1.5 roku…oboje mielismy rodziny…On zakonczyl to wszystko gdy przyszedl na swiat jego drugi syn o czym poinformowal mnie dopiero przed narodzinami. Od tamtej pory nie mialam o nim wiesci nigdy tez nie szukalam kontaktu…i w wczerwcu 2013 odezwal sie po 13 latach…nie chcialam na faceboku pisac o swoim zyciu co slychac i jak mi sie poukladalo w zyciu wiec dalam mu numer telefonu by sie umowic na jakas cole i porozmawiac. przyjechal….ku mojemu zdziwieniu nic sie nie zmienil,byl taki jak dawniej a i u niego bez zmian byl zonaty dwojka dzieci a ja…ja po rozwodzie od 4 lat… Od tamtej pory sie spotykalismy mowil ze cale zycie mnie kochal wiedzial o mnie duzo…ja o nim nic. od wrzesnia zaczal mowic o rozstaniu z zona z ktora niby nie zyje ucieka w prace…poprosil mnie o szukanie mieszkania dla nas…znalezlismy w listopadzie i do tej pory tam remontuje heh…od czerwca sierpnia niby spali osobno on na materacu ona w lozku…na poczatku grudnia oznajmil ze chce ze mna zaczac czyste wspolne zycie bez tajemnic przyznal mi sie ze z nia w pazdzierniku sie kochal dodal ze to nie bylo z jego incjatywy-wybaczylam…byl milszy niz zwykle…powiedzial ze podjal rozmowe z zona o rozstaniu i chcial odejsc,ale wtedy wylecialy jego dzieci 19 lat i 14) z pokoju zaczely go prosic by nie odchodzil i ona(zona) ze jak ona sobie poradzi nie majac pracy itd. nie odzywal sie do mnie dwa dni tylko napisal sms ze nie wiedzial ze to takie trudne. Po dwoch dniach przyjechal i powiedzial ze mnie kocha chce ze mna byc,ale poczeka az ona pojdzie do pracy…zasmialam sie….i powiedzialam ze skoro ona 40 lat nie pracowala to nagle pojdzie do pracy? dostala prace…popracowala jeden dzien i stwierdzila ze nie bedzie pracowala za jakies1300zl i tyle jej pracy bylo.on mnie zaczal zapewniac ze bedzie miala prace jak zda prawo jazdy(chodzi na kurs)i zebym poczekala…powiedzialam ze nie zamierzam czekac bo ona do pracy nie pojdzie.2 tygodnie przed wigilia wybuchla awantura u niego i niby od tamtej pory byl juz koniec…aa dodam ze mnie oklamal ze to koniec-bo wydusialam z niego ze dzieciom obiecal i dal zonie szanse na zmiane…nastala wigilia ona poprosila go by spedzil ja z dziecmi a ona pojedzie do mamy…poprosilam go by zaproponowal jej by zostala z nimi…jednak ona zrobila awanture w wigilie i przyszedl do mnie z prezentem-pierscionkiem zareczynowym i zostal u mnie. Nie wpuscila go do domu w wigilie…w pierwszy dzien swiat poszedl po jakies ciuchy by sie przebrac z synami wyrzucala mu wszystko przed klatka krzyczac…pociela mu wszystkie spodnie pod choinke prezent mu dala w postaci tabletek na pobudzenie sexualne…od poltora tygodnia zaczal sie dziwnie zachowywac ukrywal telefon mial na milczy gdy sms przyszedl po 23 ukryl wymigujac sie ze niby telefon mu sie zablokowal…jezdzil niby do szwagra z ktorym w ogole prawie nie rozmawial…do kolegow gdzie ja nie moglam itd…dwa dni temu zadzwonil ze musi wrocic do domu poniewaz jego zona „niby „w szpitalu i musi sie dziecmi zajac…powiedzialam mu ze jak wroci to koniec ze jak podjal decyzje niech sie jej trzyma…dodalam tez ze po pracy by tam jezdzil do dzieci i po kolejnej pracy takze a na noc do mnie…(on pracuje od 5.30 do 14 w normalnej pracy a od 15 jezdzi i zajmuje sie remontami mieszkan gdzie wraca okolo22) on nazywa to zajecie dziecmi i ze musi ich wyszykowac do szkoly ze niby o 5 rano prawie dorosle dzieci:( uslyszalam ze nie bedzie jezdzil z jezorem na wierchu calymi dniami….ze to tylko w porywach na 3 tygodnie tam wraca…wzial torby i wyszedl dodajac ze tak nie musi byc….od tamtej pory mam powylanczane telefony i jestem klebkiem nerwow:(
napisał/a: Inka_87 2014-04-16 19:28
W zasadzie nie wiem dlaczego tutaj piszę, może zwyczajnie, dlatego, że nie mam o tym z kim porozmawiać. Na pewno nie po to by się pochwalić, bo i nie ma czym...też jestem kochanką. Dotąd nie mieściło mi się w głowie, że mogłabym związać się z żonatym mężczyzną. Nie tak mnie wychowano. Poza tym wiem, że o ile sama jednorazową zdradę, tzw. pojedynczy skok w bok, mogłabym chyba wybaczyć, to już romansu na pewno nie.
Nasz "związek" trwa zaledwie kilka miesięcy. Na początku była przyjaźń. Od samego początku też wiedziałam, że ma żonę. On mieszka w tym samym mieście co ja, ona kilkaset kilometrów stąd. Nie chcieliśmy tego, ale stało się. On twierdzi, że ślub to w ich przypadku był błąd, na początku była miłość, ale potem już tylko przyzwyczajenie i pobierali się raczej z rozsądku (bo w końcu już tyle lat razem) niż w tej miłości właśnie. Twierdzi, że najbardziej doskwiera mu brak zrozumienia. Podobno ona w ogóle go nie słucha, potrafi nie odzywać się tygodniami, a gdy próbował rozmawiać o tym, obrażała się na kolejne tygodnie. Wiem, że mówi prawdę, ale nie uspokaja to moich wyrzutów sumienia. Na samym początku nie czułam ich w ogóle, co mnie samą zaszokowało. Ale gdy kiedyś zapytałam o nią, co właściwie mu w niej przeszkadza i powiedział mi o tym, że są sobie obcy, stwierdziłam w myślach, że to takie typowe tłumaczenie...Tak, czy inaczej wiem, że od niej nie odejdzie, bo, gdy zaczęliśmy się spotykać okazało się, że ona jest w ciąży. Chociaż nigdy nie padło to wprost to wiem też, że rozstaniemy się, gdy dziecko się urodzi. On mówi, że zostaje z nią głównie ze względu na dziecko. Nie wiem, nie wnikam. Kilka razy próbowałam już z nim zerwać (nie chcę rozbijać ich rodziny), ale nie potrafię. Nie wiem, czy to co nas łączy można nazwać miłością, ale wiem, że seks tutaj to tylko dodatek, a łączy nas głównie przyjaźń i zrozumienie. Najbardziej zła jestem na siebie, że chociaż sama namawiam go żeby spróbowali zawalczyć o swoje małżeństwo, jednocześnie im w tym przeszkadzam. Ona nie wie o mnie i mam nadzieję, że nigdy się nie dowie. On twierdzi, że nawet jeśli przestaniemy się spotykać to u nich to nic nie zmieni, bo ona jest niereformowalna i będzie żył wtedy tylko dla dziecka. Tak, czy inaczej dużo rozmawiamy, staram mu się doradzać, w końcu ona nic złego mi nie zrobiła, a uważam, że chociaż tyle mogę zrobić.
Ech...myślałam, że jak się tutaj wygadam to mi ulży...cóż, jednak nie, jednak sumienie nie daję o sobie zapomnieć.
W każdym razie chcę Wam kobietki powiedzieć:
do Żon: rozmawiajcie ze swoimi mężami, słuchajcie, co mają do powiedzenia. Oni potrzebują ciepła. Mówcie wprost co Wam się nie podoba, ale umiejcie wysłuchać też drugiej strony...i nie traćcie czasu na ciche dni...najgorsza jest obojętność...ona zabija wszystkich...
do kochanek: nie łudźcie się, on na 90% i tak od żony nie odejdzie, zwłaszcza jeśli jest Matką jego dzieci i jeśli jest jeszcze czas wycofajcie się, najlepiej od razy, gdy się okazuje, że jest żonaty, bo to ślepa uliczka. Cierpieć będziecie w najlepszym wypadku tylko wy, w najgorszym: wy, jego żona...i niewinne dzieci.
napisał/a: kkiken21 2014-04-17 17:11
Trzeba pamiętać, że nie tylko faceci zdradzają. Sa przypadki, gdzie kobiety również potrafią zdradzać. Nie dochodziło by pewnie do takich sytuacji w obu stronach, gdyby ludzie pobierali się z miłości a nie z rozsądku i szanowali się wzajemnie oraz wysłuchiwali. Tak jak powiedziała przedmówczyni cierpią na tym dzieci o ile są

http://marcinbaczynski.pl/
napisał/a: tedybear 2014-04-21 13:16
witam Drogie Panie i Panów
jestem na tym forum bardzo bardzo długo i widzę jak kolejne kochanki czy zdradzone żony wypowiadają się w tym temacie.
co do zdrad. z mojego doświadczenia taki sam odsetek kobiet zdradza co mężczyźni. wytłumaczeniem zawsze jest jedno i to samo. brak zrozumienia, brak sexu, obojętność, nuda.
a co zrobiliśmy aby do tego nie dopuścić? zupełnie nic.
niewiele z tych zdradzanych i zdradzających mogą z ręką na sercu powiedzieć że zrobili absolutnie wszystko aby spróbować ratować związek. najłatwiejszym i najprostszym rozwiązaniem jest wskoczyć do łóżka innej kobiecie kiedy żona nie daje lub znaleźć się w ramionach innego faceta kiedy w domu z mężem się źle układa.
jeśli jesteś kochanką od ponad roku i facet zapewnia Cię że odejdzie od żony to kłamie. myślę że rok jest takim krytycznym punktem w którym podjęta powinna być decyzja o tym w którą stronę iść. jeśli facet nie jest w stanie odejść od żony to nie ma jaj i wykorzystuje Was obie.
dzieci nie mogą być kartą przetargową. "zostaję bo mamy dzieci" - banał.
a zastanowiliście się co powiesz swojemu dziecku za kilka lat jak podrośnie i zapyta "mamo, tato dlaczego nie chodzicie za rękę jak tamta para, dlaczego nie dajecie sobie buzi na dzień dobry na do widzenia"?
myślicie Drogie Panie że po Was nie widać że jesteście nieszczęśliwe w związku??? jak na dłoni. jak zraniona łania przechadzająca się po polanie a w koło drapieżniki.
wypowiadam się jako facet, który został zdradzony (w tym momencie dziękuję facebook-owi)i powiem Wam jedno - wina jest ZAWSZE po obu stronach ZAWSZE.
rozumiem też facetów - jako że sam mam duży temperament w łóżku - którzy sex mają tylko 2 razy w miesiącu i słyszą co jakiś czas Wasze magiczne zdanie "nie, bo nie"
wiem, ze wywołam tym wiele kontrowersji ale rozumiem mężczyzn, którzy chodzą na dziwki/prostytutki.
gdybym miał słyszeć po raz kolejny od żony "nie bo nie" to wolę zapłacić 120pln za 1h i pójść sobie do pięknej, pachnącej, zadbanej, często bardzo inteligentnej młodej lub starszej panny, która przywita mnie z uśmiechem, zrobimy to co będę chciał i nie pokaże mi grymasu na twarzy jak moja żona po którym nóż w kieszeni się otwiera.
związek to kompromisy i tolerancja. a jeśli nie umiesz ani jednego ani drugiego to odpuście sobie.