KU PRZESTRODZE INNYM

napisał/a: ~gość 2009-12-03 15:14
Facet się nie chce odczepić, bo mu się bzykać chce. Facet nie potrzebuje kobiety do pogaduszek, a jak widzi, że któraś za nim szaleje, to to wykorzysta, chyba że jest takim baranem jak ja, który w swojej chorobliwej wierności tego nie wykorzystywał. Tak to widzę z męskiego punktu widzenia.

Co zrobić żeby się odczepił? Powiedzieć jasno, nie będzie bzykania i żeby sobie to wbił do głowy, masz faceta i to on jest Twoim facetem, a przygoda z kochasiem była dla Ciebie ekscytująca, ale czujesz wstręt do siebie za to. Poproś, że skoro mu na Tobie zależy, to niech Ci da spokój, przecież Wam kobietom nie imponują tacy co za Wami latają, tylko tacy, o których musicie troszkę powalczyć, przypodobać się. Będzie chciał być Twoim kolegą czy przyjacielem, to mu powiedz, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje, a w świetle zaistniałych sytuacji on na pewno nie może zostać Twoim kolegą, bo już jest zaklasyfikowany do wspomnień. To co było włóżmy w folder miłych wspomnień i jak dorośli ludzie mówimy sobie ''finito''.

Jeśli chcesz zerwać kontakt, to zerwiesz, jeśli choć trochę się wahasz, to nie zerwiesz. Moja mówiła, że definitywnie zrywa, i nie zerwała, on wydzwaniał też raz na jakiś czas i pisał raz na jakiś czas i ja dokładnie wiedziałem kiedy to było, bo od razu było po niej widać zmianę.

Popełniłaś jak każdy zdrajca błąd, że nie zorientowałaś się o zdradzie zanim ta się już wydarzyła. Zaślepił Cię nowy facet swoim słodkim pierdzeniem, a gdy jemu przestało zależeć, to Ty zaczęłaś czuć obawę, że go stracisz, czyli że coś jest z Tobą nie tak, nie podobasz mu się już? I wtedy się zakochałaś. No takie kobiece emocje. Życie jest łatwiejsze bez emocji tego typu.

Chyba, że twój kochanek jest wolny a Ty wolisz jego, to w takim razie nie oszukuj siebie i wybierz jego, tyle, że ostrzegam, on też stanie się monotonny za jakiś czas.

On stosuje widać klasyczną taktykę uwodziciela, dawkuje kontakt, bo wie, że czym rzadziej, tym bardziej emocjonalnie zareagujesz na jego kontakt. Ja nie raz słyszałem od dziewczyny, że czuje coś do mnie, wiele mówiło, że mnie kocha. Wiele z nich było, nazwijmy to, ''lepszych'' od mojej, bo bardziej ustawione, bardziej obrotne, bardziej atrakcyjne fizycznie, ale moja też baardzo atrakcyjna fizycznie, też potrafi sobie poradzić itd, poza tym czułem do niej ogromną, ślepą, bezwzględnią miłość i poczucie odpowiedzialności za nią. Wystarczył jeden mój ruch i bym mógł to mieć. Z honorem mówiłem, że przepraszam, ale moje serce jest zajęte i nie ma w nim miejsca dla nikogo innego, a skoro moje serce jest zajęte, to nie ma mowy o żadnych pogaduchach itp. Wiele z nich zwierzało mi się jak to są nieszczęśliwe w swoich związkach i że ja to jestem taki trwały i że moja to ma szczęście, że ja się tak łatwo nie daję. No ale widać jest to szczęście pisane komuś innemu.

Teraz będę prowadził spokojnie życie samotnego emocjonalnie faceta, który kocha nadal, ale już tak normalnie, nie tak żywo, młodzieńczo, radośnie, niestety ktoś wylał mi kubeł szamba na płomień w sercu. Teraz jestem facetem, który nie musi się martwić o to, czy ktoś mi podrywa dziewczynę w pracy, czy jej się ktoś podoba, a jeśli tak, i on się zaleca, to przecież ją przeleci bo ona nie powie ''nie'' itd. Niepotrzebne mi to. Nie wchodzę układy angażowe z kobietami, może do momentu aż mi nie przejdzie. Ale na razie czuję wstręt do układów tego typu, bo każda prędzej czy później zdradzi, a to dlatego, że ja jestem za dobry i gwiazdkę z nieba bym dał, więc nie chcę, żeby komuś przy mnie brakowało tego twardego drania, który wyzywa, gani, oszukuje, kłamie, chla i jest tak bardzo atrakcyjnie ''inny'' ode mnie itd itd itd itd.
napisał/a: Magdalena32 2009-12-03 15:37
oleńka39 napisal(a):Powiedz, co najlepiej zrobić, żeby facet się odczepił?


ale dlaczego ma się odczepić od Ciebie?
tylko dlatego bo kiedy wpadłaś w sidła on przestał o Ciebie zabiegać? (bo chyba Ty już tak masz że olewasz facetów dla których przestałaś być bóstwem, najpierw mąż którego olałaś a teraz kochanek).
kobieto ogarnij się! zakończ związek z mężem bo on jest już MARTWY! Ty kończysz związek z kochankiem nie dlatego bo nagle pokochałaś męża itd tylko dlatego bo tamten po prostu Ciebie olał!
napisał/a: oleńka39 2009-12-04 08:53
lordmm,
dziękuję Ci za odpowiedź, jeśli dam radę i wytrzymam w swoim postanowieniu, będzie to też Twoja zasługa, bo napisałeś jasno jak z tego wybrnąć.Czekam jak spadną mi różowe okulary i wszystko zobaczę inaczej (póki co jestem świadoma już , że takie okulary mam).Na razie jest ciężko,ale już wiem,że jestem bliżej niż dalej ale potrzebna jest mi ktoś, kto mnie upewni, że robię dobrze i utrzyma w postanowieniu, żeby zakończyć to wszystko. póki co rozum mówi zabij a serce podpowiada powoli...
Lordmm, w Twoim życiu jeszcze się ułoży, zobaczysz, spotkasz kobietę, która będzie na Ciebie zasługiwała.
napisał/a: duszek1 2009-12-04 09:21
lordmm napisal(a):bo każda prędzej czy później zdradzi, a to dlatego, że ja jestem za dobry i gwiazdkę z nieba bym dał,


czytając twoją historię ni jako przeglądam karty z własnego obecnego życia - jedyny problem to taki, że nie jestem gotowa o nim rozmawiać ani nie jestem gotowa podjąć decyzji co i jak dalej...

ale powiem ci jedno - niestety mam tak jak ty, mam jedną wadę, jestem tą dobrą, pieprzoną idealną kobietą, która dba, wraca, szanuje, nie zdradza, nie flirtuje, nie urządza pogaduszek, cieszy się z pierdółki kupionej do domu, szanuje dziadków, przyszłych teściów, pomaga w polu, maluje ściany... pozwala na wyjście na piwo z kumplami, zawiezie do kumpla, nie robi szopek , da rana na kaca herbatkę z uśmiechem i nie będzie ściągać z łóżka... jestem za dobra - i zarąbiście co chwilę dostaje przez to wpierdziel od życia...

Pewnie kiedyś i ja założę swój wątek - nie wiem jeszcze tylko w którą stronę pójdzie moja życiowa opowieść "Lewoskręt w prawo" - ta piszę książkę... zresztą ja dużo piszę... jak Bozia przykazała czarnym piórem po wyblakłym papierze...
napisał/a: ~gość 2009-12-07 14:28
Misiaczku77. Twoją historię przeczytałam jakiś czas temu a dziś pozwoliłam sobie odpowiedzieć.
Ty, chyba podobnie jak ja zzujesz teraz pewnie co znaczą „różowe okulary”.
Co chwilowe /?/ zboczenie z drogi może uczynić z ludzkim umysłem i jak bardzo może zmienić się świat pod wpływem emocji której nie można nazwać nawet jeszcze uczuciem.
Bo oto spotykasz faceta… i uginają się kolana, serce drży, łamie głos i tego typu filmowe farmazony i zapominasz o całym świecie.
I co?
Nagle zapominasz, że ten facet obok ciebie także kiedyś wprawiał Twoje serce w szybsze bicie…
Zapominasz o tym co ważne, a co ważniejsze.
Nagle zapominasz, że wyznajesz jakieś wartości, że wierzysz w jakieś ideały, że w życiu kierujesz się jakimiś zasadami… Zapominasz, że jesteś człowiekiem….
A więc istotą myślącą, odpowiedzialną, potrafiącą myśleć, kalkulować i wyciągać wnioski…
Nie liczy się nic…
Zapominasz o przysięgach składanych mężczyźnie, co do którego miałaś przekonanie, iż jest tym jedynym. Nawet o tym przekonaniu zapominasz.
Zapominasz o tych przysięgach składanych nocą na polanie w trawie gdy wtulona w Jego ramiona czułaś się najszczęśliwszą kobietą świata i o tych składanych w USC czy w Kościele.
Zapominasz o wszystkim…absolutnie o wszystkim….
Ty misiaczku póki co, nie masz dziecka. Ja natomiast mam.
I o tym fakcie nawet „zapomniałam”.
Zapomniałam jak bardzo walczyliśmy z Adamem o dzieciątko, jak z nadzieją wpatrywaliśmy się w kolejne testy ciążowe… Zapomniałam, jak pocieszał mnie i wspierał gdy wyłam w poduszkę kiedy test po raz kolejny wskazał brak ciąży….
Zapomniałam jaką radość wniósł do naszego domu nasz Maluszek, kiedy się wreszcie pojawił.
Zapomniałam z jaką dumą i szczęściem mój Mąż popychał wózek z naszą kruszynką w środku…
Zapomniałam jak podziękował mi za syna…
A potem budowanie naszego domu, zmiana mieszkania na większe…
O wszystkim zapomniałam….
Słowo zapomniałam winno być ujęte za każdym razem w cudzysłów. Bo przecież nie straciłam pamięci. Fakty te pozostawały w mojej świadomości ale nastąpiło chyba cos co w psychologii nazywa się mechanizmem wyparcia.
Nagle pojawił się ON.. i wszystko to czym napisałam wyżej zostało wyparte do głębszych zakamarków umysłu…
Ja nikomu nie ‘pochwaliłam się” moim zauroczeniem, romansem… Ale wiem, że i tak, żadnej krytyki w owym momencie nie przyjęłabym do wiadomości.
Bo podobno miłość jest ślepa.
Nieprawda.
Miłość jak powiada poeta: „…cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma….”

Tutaj jak zawsze nieocenione są słowa lordamm: „…a prawdziwa miłość to brak odporności na zauroczenia i słodkie pierdzenie amanta. Można to również nazwać naiwnością, ale odporności na takie akcje też trzeba się nauczyć…”
Czy bardziej poetycko, czy dosadnie… ma 100% rację.

Miłość ma sokoli wzrok, pokorę i majestatyczną powagę.

Ślepe jest to, co nas spotyka w chwili, gdy na naszej drodze pojawia się ON. Jeśli nazwiemy to zakochaniem, to powiem, że zakochanie jest ślepe.
Od tego do miłości jeszcze daleka droga.
Bo samo pojawienie się i te drżące kolana i bicie serca… dla kobiet takich jak my powinno być sygnałem by uciekać.
Na tym etapie to jeszcze nic nie kosztuje, nic nie boli….
Czemu więc tego nie robimy i pozwalamy rozwinąć się uczuciu tegoż zakochania?
A otrzeźwienie, jeśli nadchodzi to po czasie, gdy spustoszenie jakiego dokonałyśmy jest nieodwracalne….
Czemu zapominamy…?????????

Moim otrzeźwieniem i wyrwaniem mnie ze stanu letargu były słowa Męża… Było to w sierpniu. Nie pamiętam daty.
Mimo, iż pozostali forumowicze nie wierzą mi, to tak właśnie było.
Impuls, zimny prysznic, kopniak w 4 litery… jakkolwiek to nazwać…
Tym były dla mnie wyznania Męża.
I musiałam mieć wówczas nietęgą minę, gdyż po chwili zapytał czemu mam minę jakby mnie z krzyża zdjęli, powinnam się chyba cieszyć.
Tego nie opisałam w moim wątku.
Na prędce skleciłam jakieś kłamstwo, że cieszę się i to bardzo, a płaczę ze wzruszenia.
Nie umiałam się ucieszyć z tych słów gdyż zabolał mnie ból jaki wyrządziłam Mężowi a nagle, poprzez te różowe okulary, dotarła do mnie jego świadomość, zabolała mnie bezinteresowność i szczerość Męża, zabolała mnie Jego niewiedza o tym, komu wyznaje swoje uczucia… Nigdy wcześniej i nigdy później nie byłam większym śmieciem /którym w gruncie rzeczy jestem i zawsze będę/ a płakałam ze wzruszenia, owszem.. ale głównie bo ruszyło sumienie…

Coż.. jeszcze trwało we mnie uczucie do B… jeszcze się z nim spotykałam, jeszcze niestety tego nie zakończyłam..
Ale przynajmniej dotarła do mnie jakaś krytyka. Moja własna. I skoro to zakochanie ślepe pojawiło się we mnie i rozkwitło.. to jeszcze z dnia na dzień nie potrafiłam zakończyć tego romansu. Powinnam była, ale nie potrafiłam.
Zaczęłam więc moją drogę po necie. Zaczęłam się rozczytywać w tym forum.
Zaczęłam składać te drobne impulsy i rady jakie tu znalazłam w jakąś całość…
Nagle przypomniałam sobie, że to Adam z uśmiechem ocierał moje łezki gdy oblałam na studiach egzamin ze statystyki.. to Adam czekał na mnie gdy ze szkoły wracałam do domu i gotował dla mnie niejadalny kapuśniak..
To Adam w pewną sylwestrową noc niezdarnie przyklęknął na jedno kolano i wyjął pierścionek…
To on biegał do apteki po lekarstwa dla mnie, gdy chorowałam.. To on w środku nocy pędził do sklepu po sok dla mnie /nie byłam w ciąży, miałam zachciewajkę/… To on przyjechał po mnie, gdy któregoś dnia zepsuł się autobus a ja utknęłam w polu nie wiedząc nawet gdzie jestem…
To on na własnych plecach przyniósł mnie do mojego pokoju w akademiku gdy któregoś razu przesadziłam z alkoholem a następnego dnia gotował dla mnie rosół /gorszy od kapuśniaku/…
To on powiedział przez zaciśnięte ze złości zęby „dobrze kochanie, że tobie nic się nie stało” kiedy zaparkowałam naszym samochodem w betonowy mur….
To on pocieszał mnie, gdy po studiach nie mogłam znaleźć pracy…
Przykłady mogę mnożyć w nieskończoność.. Te błahe i te wielkie.
Mój Adam był ze mną zawsze. I był zawsze gdy Go potrzebowałam.
Jak mogłam o tym zapomnieć/wyprzeć z pamięci????????????
Do cholery, jak mogłam?????????????????????????????????????????

Dziś mija kilka dni od tego, jak poczyniłam TEN krok.

I choć wielu forumowiczów nie wierzy we mnie, a dostałam tu cięgi jakich w najczarniejszych snach nie oczekiwałam… Prosiłam o krytykę … to ją dostałam!! Jednak warto było pojawić się tu.
Bo każde słowo jest motywacją, każde słowo wciska w glebę dając jednocześnie siłę by podnieść się.
Nie jestem pieniaczem chcącym wykłócać się o swoje racje.
Każdą krytykę przyjmuję z pokorą i zastanawiam się nad sensem słów piszącego. Przyszłam na to forum by „odnaleźć się”, by przetrwać tę drogę.


Arturo twierdzi: „z nieskrywana bezczelnoscia i wrodzona arogancja odpowiem Ci, ze bytnosc na owym forum nie obliguje mnie do pomocy - zwlaszcza zdrajcy. I jesli mam ochote na krytyczna ocene jego postawy to mam do tego pelne prawo - z ktorego to korzystam…”
Niemniej nawet te Jego słowa stanowią jakąś nauczkę… Trzeba tylko/aż tak jak napisałam w swoim wątku.. schować swój „honor” do kieszeni, wziąć do serca rady innych, podjąć decyzję i wytrwać w niej.

I jeszcze jak zawsze nieocenione słowa lordami:

„…Nie doradzimy Ci tu, bo rada jest jedna - koniec z kochasiem i odbudowuj cudowne małżeństwo, które miałaś a sama świadomie rozwaliłaś w drobny pył. ''Ale to trudne, nie tak łatwo...'' - koniec z kochasiem i odbudowuj cudowne małżeństwo, które miałaś a sama świadomie rozwaliłaś w drobny pył, ''łatwo wam mówić'' - koniec z kochasiem i odbudowuj cudowne małżeństwo, które miałaś a sama świadomie rozwaliłaś w drobny pył i tak do skutku możemy powtarzać..”
Dla mnie to już jest mantra.

Misiaczku… życzę Ci z całego serca abyś umiała w sobie odnaleźć siłę, by walczyć o swój związek i żebyś znalazła w sobie siłę by zapomnieć o tym NIM…
Tym razem nie w cudzysłowiu…
Po prostu wymazać go ze swojego życia. Może ciesząc się tak jak ja, z każdego dnia "abstynencji"?
Trzymam kciuki za Ciebie, za siebie i za wszystkie kobiety takie jak my.
Powodzenia!
napisał/a: misiaczek771 2009-12-11 09:39
dziekuje Ci za miłe słowa i za to wszystko co napisałas .tak masz racje wymieniajac te przykłady w których to twoj mas był przy Tobie nie ON............I MUSIMY W KONCU ZROZUMIEC ZE TO NASI PARTNERZY BYLI Z NAMI W TYCH NAJCIĘŻSZYCH CHWILACH NASZEGO ZYCIA.własnie musze muslec teraz w ten sposóbzeby jakos przezyc ten cieżki czas............... uieże ze w koncu mi sie uda

[ Dodano: 2009-12-20, 21:25 ]
Tak sobie czytam wszyskie historie i wsztstkie posty a zwłaszcza temat Andry.I teraz po jakimś po tym wszystkim jak troche ochłonełam po tym romansie zaczynam wszystko inaczej rozumieć. Teraz widze jak bardzo cierpią osoby które zostały zdradzone tak jak lordon i tak bardzo głupio mi ze tak robiłam ze przezemnie ktos cierpiał.........wiem tez ze zdrady nie da sie wybaczyc bo to jest po prostu nie możliwie zaufac komus po czymś tak okropnym. Ale też widze jak bardzo cierpią osoby takie jak ja te które zdradzają czyli sa tymi złymi zdrajcami.Zakochyłysmy sie po prostu w nie właśćiwym facecie i teraz cierpimy przez to !!!!! Jedna ja nie załuje tego romansu................bo to było coś wyjątkowego w moim życiu pokochałam go całym sercem i byłam szczęsliwa. Z moim facetem zwiazek własnie dobiega konca bo jak można być razem bez uczuć????? Chyba nie mozna własnie to zrozumialam i koncze wszystko.... teraz podobnie jak Lordon postanowiłam sie nie angażować zawiodłam sie na miłośći i ja zawiodłam wiele osób wiec teraz trzeba płacic za swoje błędy !!!!!!!
Romans juz zakończyłam teraz pora na zakonczenie zwiazku mam nadzieje z i w tym mi pomożecie.........................
napisał/a: slonko3 2010-01-06 05:42
Nie rozumiem tych, którzy kłamią, nie mówią o zdradzie.To bardziej boli i odbierają nam szanse na ułożenie sobie może szczęśliwszego, na pewno spokojniejszego życia.
Byłam w związku małżeńskim, byłam bo mój mąż nie żyje.
Jestem raczej jeszcze młoda, choć się tak już nie czuje.
Czuje się stara , zniszczona przez mojego męża. Choć wyglądam o wiele atrakcyjniej nim zostałam wdową. Nie pozwalał mi na atrakcyjność.
Moje krótkie małżeństwo zaowocowane dwójką dzieci.
Nie układało nam się. Nie ważne co było i dlaczego, było źle.
Nie zdradzałam mojego męża, zresztą jak? Z dzieckiem u cycka czy u spódnicy.
Zajęty tylko pracą i pracą. Przychodził do domu i tylko leżał, nic go nie obchodziło. Taki obraz był może na początku, bo potem raczej to była prowizorka . Było to destruktywne dla nas.
Ale nie chciał tego zmienić. Miało to nam zapewnić szybką , dobrą przyszłość finansową, abyśmy mogli później sobie to odbić i korzystać wspólnie z radości życia . Czułam się nieszczęśliwa i w ostatnim czasie wykończona tą sytuacją. Nie miałam już siły, ale on ciągle mnie zapewniał, zapewniał że to dla nas, że on w ten sposób bardziej się spełnia niż w pomaganiu w zajęciach domowych czy wychowywaniu dzieci. Sytuacja w pracy mu się rozluźniała, ale najwidoczniej nie bawiło go to żeby zacząć w końcu żyć rodzinnie. Zaczął mnie zdradzać, nie wiedziałam o niczym. Ciągle zapewniał mnie, że on jest dobrym mężem, bo nie zdradza mnie nie pije, nie spotyka się z kolegami - on tylko pracuje, zwalając wszystkie troski domowe na mnie, wymuszając jeszcze latanie koło siebie jak koło dziecka.
Byłam nieszczęśliwa, ciągle go nie było, jak był to tylko leżał, bo zmęczony pracą, seks suchy bez emocji jakby się z [Mod: pip-pip] w burdelu pieprzył.
Także byłam matką, kurą domową , dziewczyna na posłanki i [Mod: pip-pip] z burdelu - jak miałam być szczęśliwa - nie byłam żoną ani kochanką, partnerką - nie czułam się tak- ale tkwiłam w tym w tym, bo ciągle mnie łudził, ciągle się łudziłam i czekałam na chwile kiedy w końcu będę z nim szczęśliwa. Szłam na te kompromisy, bo w końcu on był dobrym mężem - nie zdradzał mnie, nie pił, nie chodził do kumpli, tylko poświęcał się pracy dla naszej ustatkowanej przyszłości- tak mnie ciągle zapewniał i utwierdzał. Nie mogłam, oszukiwałam się sama, tłamsiłam swoje nieszczęście, ale w końcu dopuściłam to do siebie, dopuściłam to uczucie i czułam się jak zdradzana i nie tylko, że ja jestem zdradzana ale i nasze dzieci. Dałam mu to do zrozumienia. Nie miałam żadnych dowodów, nie szukałam ich nawet, nie mówiłam, nie podejżewałam go, nie wypominałam mu, że mnie zdradza.
Poprostu pięknego dnia stwierdziłam, ze lepiej mi będzie jak będe bez niego bo czuje, że jest destrukcyjny dla mnie, dla dzieci i czułam sie jak zdradzona. Nie rozmawialiśmy wiele ale myślę, że odczuł to co ja czuje i wiedział, że mam racje. Zabrał mi kawał życia w imię czegoś czego nie było, albo gdzieś po drodze zgubił, zatracił .
Wróciłam od znajomej, która była samotną matką, zapytał co się stało odparłam tylko, że byłam u niej i że nic. Namawiał mnie na kolejne dziecko. Nie chciałam, byłam już tym matkowaniem wykończona, chciałam pójść do pracy. A potem powiedziałam mu, że więcej nie bede się z nim kochać...
On na to : dlaczego? odparłam: bo zrobisz mi dziecko. Jak to przecież ja nigdy jak ty nie chciałaś (nasze dzieci może nieprzemyślane ale planowane)
Po chwili odparł, że zapewnił dzieciom byt choć nie wiem co miał na myśli- może kiedyś się dowiem, bo renta 250 zł na dziecko to żadne zapewnienie przyszłości. A potem, że jest dobrym mężem bo nie zdradzał mnie, nie pił, nie chodził do kumpli .
Potem, że to on jest ten zły, a ja dobra i ze on widzi, że się staram.
Nie starałam się, po prostu robiłam to co do mnie ''należało'' - to co ode mnie wymagał i byłam bardzo nieszczęśliwa. Wyszedł i nie wrócił. Przypadek, zginął. Może Bóg go pokarał, ktoś tak powiedział.
Gloryfikowałam go pośmiertnie. Teraz odkryłam, że miał inną.
Czemu mi nie powiedział to wszystko było gorsze od tego jakby mi szczerze powiedział. Byłam nie szczęśliwa, nie tkwiłabym w tym związku jakbym wiedziała, że mnie zdradza, miał inną której mówi kochanie i misiu, a do mnie tylko mamusiu. Nawet nie robiłabym mu żalów z tego powodu. Byłam przykładną kurą domową , matka, dziwką bo tak sobie mnie ustawił. Nie miałam powodu do rozstania, bo zapewniał mnie o swojej wierności i oddaniu, nawet o to nie prosiłam. Masakra

Nie mogę mu wybaczyć , że mi nie powiedział.Może kiedyś. Rozstalibyśmy się, bo takie mam zasady. Zdrada to dla mnie powód do rozłąki nawet jakbym go bardzo kochałam, a kochałam go bardzo i kocham.
Może ułożyłby sobie z nią życie albo i z inną, może ja bym sobie ułożyła z kimś życie kto by mnie traktował jak kochankę i żonę , a przynajmniej byłabym mniej nieszczęśliwa nie będąc z osobą, która nie daje mi tego poczuć.

Egoiści wredni, zaborczy, samolubni egoiści.

Dajcie szanse swoim zdradzanym osobą - mają prawo do prawdy - niech mają wybór zostać z wami mimo wszystko i być wierne wam dalej, czy tak jak wy puścić się na boku albo całkiem odejść.
Największe świństwo zataić to przed kochającą was osobą.
Będziecie w stosunku do siebie i do niej w porządku, a osoba zdradzona jak będzie chciała przy was tkwić sama będzie się oszukiwać, że niby nic sie nie stało, po co macie robić to za nią. A może okaże się wyrozumiała i wam wybaczy- tylko czy w takiej sytuacji ma recję bytu wyrozumiałość.

Wielki absurd wierności małżeńskiej

Ciekawe czy się komuś odechciało?

Jaki mam wniosek?

................... Pokora.................
napisał/a: ~gość 2010-01-06 09:40
Czytam czytam czytam i jakoś te historie już mnie nie wzruszają. Te same błędy , te same zaniechania , te same problemy. A wszystko sprowadza się do tego samego , tylko historia jest trochę inna.

- brak WYOBRAŹNI
- brak samokontroli
- brak umiejętności odmawiania sobie niektórych rzeczy
- i w końcu brak odwagi by nie po fakcie nie trwać w chorym związku

Jestem zbyt surowy ? Możliwe , ale nie rozumiałem i nie rozumiem czemu dla niektórych osób jest takim wysiłkiem. Powiedzieć sobie w niektórych sytuacjach stanowczego.

"NIE"

(tego mi nie wolno )
napisał/a: misiaczek771 2010-01-06 22:36
tak masz racje każdy romans jest taki sam jest najgorsza rzeczą na swiecie niszczy całkiem człowieka niszczy jego psychike.
Lecz każdy człowiek jest inny i każdy przypadek jest inny.!!!!!!! Uważam ze ludzie któży są gotowi zdradzić i prowadzieć podwójne życie nigdy tego nie planowali!!!!!!!!!!!!

NIE chce usprawiedliwiec siebie i innych ale przez 6 lat mojego zwiazku nigdy nie zdradziłam swojego faceta NIGDY o tym nawet nie pomyslałam zawsze gardziłam takimi ludzmi...........
Jednak los tak ułożył moje życie ze stałam sie ta osoba czyli zdrajcą!!!!!!! nie chciałam tego romansu nie planowałam tego a jednak sie stało zakochałam sie tak bardzo w moim kochasiu choć on wcale nie jest mój.................

Ale teraz gdy jest juz po wszystkim gdy juz romans sie skonczył to jedyne co przychodzi mi do głowy to to że z jednej strony żałuje tego bardzo bo tak bardzo zraniłam swojego faceta i zone kochasie ale z drugiej strony spotkanie z nim dały mi tyle radość i checi do życie że nie żałuje tego...........bo on zawsze pomagał mi w trudnych chwilach i sprawił ze byłam szczesliwa by teraz znowu zrobic ze mnie bardzo nieszczęsliwa zranioną poniżoną i oszukana kobite ale widocznie tak musiało być..........
napisał/a: ~gość 2010-01-07 11:37
Zgodzę się , że praktycznie nikt tego nie planuje. Ja nie o tym piszę , dziwię się dlaczego ludzie mają za nic swoją przysięgę ( a składały ją często przed bogiem ).

Nie rozumiem zdrad z dwóch powodów :

- jeśli związek jest dla nas udrękom , nie rozumiem dlaczego ludzie z uporem maniaka w niego brną

- po za tym ZAWSZE w każdej sytuacji , bez względu na okoliczności można powiedzieć sobie "NIE"

To takie proste ? Dla mnie tak , umiem zapanować nad zmysłami.
napisał/a: misiaczek771 2010-01-07 12:25
Tez tak zawsze myslałam po co tkwić w zwiazku i oszukiwac drugą osobę????? Przeciez jezeli ktos dopuszcza sie zdrady to nie kocha swojego partnera wiec po co byc w takim chorym zwiazku?????? Przecież to banalnie proste tak zawsze myslałam dokładnie jak ty teraz!!!!!!!!!!!

Lecz kiedy zbłądziłam tak bardzo i wszystko zaszło za daleko to juz nic nie było takie proste zadna decyzja nie była prosta tak jak sie wczesniej wydawało.....................
Najwazniejszy był kochas i te chwile spedzone z nim........... ale to było kiedyś.
Teraz wiem ze tak nie wolno ze to okropne i nigdy sobie tego nie wybacze!!!!!
A najbardziej w podjeciu tej decyzji pomogło mi to jak zobaczyłam jego zone ( na zdjeciu)siedziałam i patrzyłam na to zdjecie bardzo długo i łezki samie mi płyneły jak mogłam zrobić jej cos takiego?????????????
jak mogłam być takim potworem????????? takim zdrajca?????????? dlaczego zabrałam jej meza w najpiekniejszym momencie jej życia jakim jest okres młodego małżenstwa??????????NIENAWIDZE SIEBIE ZA TO!!!!!!!!!!!!
Wczesniej gdy nie widziałam jej wcale nie wiedziałam jak wygląda to czułam ze jej po prostu nie ma .bo nie umiałam sobie wyobrazic jak wygląda nie miałam przed oczami jaj twarzy wiec tak jakby nie istniała dle mnie i to był najwiekszy mój błąd!!!!! Teraz jest za pózno na żale i łzy zraniłam juz tyle osób ze czasami ju nic mi sie nie chce ale sama sobie tego piwa naważyłam wiec musze teraz sama wyjsc na prosta!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
napisał/a: ~gość 2010-01-07 16:18
"po co padamy ? by nauczyć się wstawać"

Nigdy nie jest za późno by coś zmienić.