Zdrada - kto jest winien?

napisał/a: dgw 2009-11-07 16:29
kalaffiorek, sorki, ale większych bzdur dawno nie czytałem.

Proszę Cię zapisz sobie drukowanymi literami i naucz się na pamięć.

Za zdradę zawsze odpowiada osoba zdradzająca.
Za nieporozumienia w związku odpowiadają oboje partnerzy.
Rozwiązaniem nieporozumień w związku, nie jest zdrada.

Są to prawdy pożyczone z innych wypowiedzi jednak stanowią kwintesencję zagadnienia pod niechlubnym tytułem zdrada.
napisał/a: kalaffiorek 2009-11-18 13:30
DGW,jak juz wczesniej wspomnialem na swiecie nie ma 2 identycznych osob,kazdy inaczej postrzega rozne kwestie.W sprawie w/w tematu ubralem w slowa tak jak ja to widze,odczuwam....kazdy ma inne spojrzenie na dany temat....i jest to naturalne ze jeden sie zgodzi drugi zas bedzie negowal.
napomknalem o tym ze bardzo ciezko jest wskazac winnego,gdyz rozne sa przypadki,prawda jest ze w kazdym zwiazku sa zgrzyty,ktore nie winny byc podstawa do zdrady ale niestety tak jest i dlatego powinnismy stosowac zasade: sila argumentu a nie argument sily.
napisał/a: dgw 2009-11-18 14:23
kalaffiorek, nie rozumiem.

napisałeś ze ciężko wskazać winnego a ja tylko do tego się odniosłem. Gdzie tu siła.
napisał/a: ~gość 2009-12-31 06:38
"trawa po drugiej stronie płotu zawsze wydaje się bardziej zielona"

jedni ludzie umieją powściągnąć ciekawość inni nie
napisał/a: Alpha1982 2010-01-14 20:59
Jeżeli dochodzi do rozpadu małżeństwa, zdrady, rozstania itd to wina zawsze leży po obu stronach.....żony i teściowej :D

Taka mała prawda życiowa hehe
napisał/a: AGA.F 2010-01-20 12:33
Tak sobie myślę, że skoro dochodzi do zdrady to wina musi leżeć po jednej jak i drugiej stronie, coś w związku nie gra jeśli ludzie szukają pocieszenia u obcej/obcego
napisał/a: curek 2010-03-23 10:37
Witam,zostałem zdradzony przez żonę.Miała romans,który trwał (trwa?)kilka miesięcy.Co robić?
napisał/a: carpe_diem 2010-03-29 23:26
AGA.F napisal(a):Tak sobie myślę, że skoro dochodzi do zdrady to wina musi leżeć po jednej jak i drugiej stronie, coś w związku nie gra jeśli ludzie szukają pocieszenia u obcej/obcego


Za problemy w związku zwykle odpowiadają obie strony, ale już za zdradę ponosi winę tylko zdradzający...
napisał/a: taki.tam 2010-06-19 14:33
hmmmm gorszej bzdury nieslyszalem .totak jakbys chcial wziąść mniejsza polowe winy na siebi . jak do zlej kondycji w zwiazku winni sa oboje a do zdrady choc jest nieuniknionym nastepstwem tego pierwszego winny jest zdradzający? wyobraz sobie sytuacje kiedy szczujesz psa uczysz go agresji -tak jestes wspolwinnym ze pies ma ochote kogosc pogryzc ale jak juz ugryzie to winny ma byc tylko pies?

do wszystkich zdradzajacych- macie swoje powody aby to zrobic -samolubne spojzenie na wlasne potrzeby,niemoc aby spelnic sie w istniejącym zwiazku, wszystko jedno jakie ,jesli tu jestescie to mysle ze juz jestescie jedna noga pociemnej stronioe :) pamietajcie tylko o jednym :to co macie do czego dazyliscie caly czas na co pracowaliscie cale zycie mozecie stracic ( ja mialem na tyleszczescia ze jednak tego nie stracilem).gonicie za snem innego zycia ,za obietnica przygody ale niestety dopiero jak stracicie to co macie widzicie ze jedno pragnienie zamieniliscie na drugie.nagle waszym pragnieniem staje sie aby coreczka wskakujac do wyrka budzila cie z rana w sobotni poranek, brakuje ci to co miales a co straciles.
aha i pamietajcie ze zdrada jest jak wszystko inne -uzalezniajaca trudno z niej wyjsc

do wszystkich zdradzonych- pamietajcie ze takie pojecia jak samolubny kontra stara sie ,różnia sie tylko środowiskiem.pomyślcie w ten sposób ze samolubne jest zlodziejstwo(przywlaszczenie sobie czegos aby dac upust wlanym pragnieniom) ale w srodowizku wieziennym jest czyms calkowicie naturalnym , seks pozamalzenski w srodowisku seksoholików jest staraniem sie do zycia zgodnie z wlasnym ja. wszystko zalezy od punktu widzenia.rozumiem ze was to boli ze czujecie sie obdarci do golego ze wszystkiego co mialo dla was sens ale pamietajcie ze wasza druga polowa mogla sie poprostu zagubic i zmienic w jakis sposób pojmowanie otaczajacego nas srodowiska. bardzo latwo jest obwiniac zdradfzajacego ale zanim wskoczylismy do innego lozka to nie wieze ze niezauwazyliscie zmian jakie w nas nastepowaly

aby uniknac takich sytacji niezaleznie od czasu jaki ze soba jestescie badzcie wrazliwi na potrzeby drugiej osoby.zdrtada nigdy nie nastepuje z dnia na dzien- tylko ze niezauwazamy tego przejscia u naszego partnera
napisał/a: carpe_diem 2010-06-19 23:45
taki.tam napisal(a):jak do zlej kondycji w zwiazku winni sa oboje a do zdrady choc jest nieuniknionym nastepstwem tego pierwszego winny jest zdradzający?


Nie rozumiem Twojego toku myślenia...Skąd pogląd, że zdrada jest nieuniknionym następstwem problemów w związku ?
Prawda o kłopotach i winie między dwojgiem ludzi zwykle, i to też nie zawsze, leży gdzieś pośrodku. A jednak to jedna ze stron zdradza.
Problemy się rozwiązuje, wszak jesteśmy istotami myślącymi, zdrada jest ucieczką i tchórzostwem, przejawem egoizmu, wybraniem przyjemności, choćby chwilowej dla lepszego samopoczucia...
Zgadzam się, natomiast, że brak dialogu to rzecz niebezpieczna dla trwałości związku i rodzi ryzyko rozerwania więzi. Ale zawsze mamy prawo wyboru : odchodzę i układam sobie życie na nowo, zostaję i walczę, a nie zdradzam i "jakoś tam będzie"...
Zwierzęta jednak różnią się od nas i przytoczony przez Ciebie przykład o psie nijak do mnie nie trafia...
Dalsze przykłady o więzieniu, seksoholizmie to patologia sama w sobie...Punkt widzenia nie zależy od punktu siedzenia w kwestii zdrady, chyba, że Ty to widzisz inaczej...
napisał/a: niceone 2010-08-04 08:48
Czytalem troche watkow o zdradzie, tych nowszych i tych starszych i zastanawia mnie jedna rzecz, jezeli chodzi o zdradzanie ze strony kobiet:
prawie zawsze przejawia sie watek zaniedbania, facet nie okazywal uczuc, za duzo pracowal, kobieta nie czula sie doceniana, nie okazywano jej nalezytej uwagi... Przez chwile prawie uwierzylem ze jak sie ma dziewczyne/zone - to w momencie kiedy pojawi sie np.: nawal pracy, trudna sytuacja, czy po prostu bede mial gorsze chwile - ona sobie znajdzie kogos kto ja pocieszy bo ja ja "zaniedbam" i ze to jest doslownie uzasadnione i oczywiste nastepstwo...

Tu wracajac do glownego watku temat - to jest najczesciej okreslane wlasnie jako fakt ze facet tez jest winny tej zdradzie...

No i tu w glowie rodzi sie pytanie: czy to nie jest czysty egoizm? (ja nie mowie o skrajnych przypadkach kiedy maz traktuje zone jako pomoc domowa + kochanke na wieczor). Czy w wyznaniach milosci (nie mowiac juz o przysiedze malzenskiej) nie mowi sie drugiej osobie ze bedzie sie z nia na dobre i na ZŁE?
Czy w tym momencie zdrada nie jest ucieczka? Zamiast naprawic cos co sie psuje badz zakonczyc zwiazek ktory nie daje nam satysfakcji - bierzemy te brakujace uczucia/emocje gdzies na boku?
Jak mozna w takiej sytuacji winic druga strone? (najczesciej faceta - bo to motyw ktory z reguly przewija sie w kobiecych zdradach). Jakos nigdy nie slyszalem zeby ktos uprzedzal - zaniedbasz mnie to Cie zdradze - wiec czemu to dla niektorych jest prawie ze naturalne?

I jeszcze taka rzecz tez posrednio zwiazana.
Kobieta zdradza bo brakowalo jej uczuc - i z reguly zdradzany facet dostaje porady zeby pytal sie czego jej brakowalo, zeby sie bardziej staral, dbal o nia bardziej itp...
Facet zdradza czesto z braku zaspokojenia jego potrzeb seksualnych (zdrada bez uczuc wylacznie dla seksu) - czemu nikt nie radzi jego zonie/dziewczynie zeby sie bardziej starala w lozku? Zeby zapytala sie jakie on ma potrzeby?
Jakos tak dziwnie sie przyjelo ze potrzeby kobiety - emocjonalne - sa niejako wazniejsze i bardziej istotne niz potrzeby faceta - fizyczne... dlaczego?
Czemu kobieta odmawia seksu bo nie ma ochoty i jest ok, a facet nie moze nie miec czasu czy ochoty na romantyczny spacer czy rozmowe wieczorem ze swoja druga polowka?
Bo poped jest wartoscia nizszego rzedu niz uczucia? Tylko jakos nie widze zeby kobiety zagadywaly nieatrakcyjnych facetow - a przeciez Ci moga miec bogate wnetrze i osobowosc...

Ok, tyle moich luznych przemyslen, jak ktos ma czas i ochote zapraszam do dyskusji
napisał/a: smutny.gosc 2010-08-04 14:00
niceone napisal(a):
No i tu w glowie rodzi sie pytanie: czy to nie jest czysty egoizm? (ja nie mowie o skrajnych przypadkach kiedy maz traktuje zone jako pomoc domowa + kochanke na wieczor).


Jest.

niceone napisal(a):
Czy w wyznaniach milosci (nie mowiac juz o przysiedze malzenskiej) nie mowi sie drugiej osobie ze bedzie sie z nia na dobre i na ZŁE?


Nie, bo wyznając sobie miłość, nie przewidujemy, że przyjdzie złe. Na dobre i na złe pojawia się dopiero przed ołtarzem ;)

niceone napisal(a):
Czy w tym momencie zdrada nie jest ucieczka?


Jasne, że jest. Im częściej myślę o tym wszystkim co się zdarzyło, tym częściej odnoszę wrażenie, że ważny był element niejako ucieczki w ramiona kogoś innego.\


niceone napisal(a):Jak mozna w takiej sytuacji winic druga strone? (najczesciej faceta - bo to motyw ktory z reguly przewija sie w kobiecych zdradach). Jakos nigdy nie slyszalem zeby ktos uprzedzal - zaniedbasz mnie to Cie zdradze - wiec czemu to dla niektorych jest prawie ze naturalne?


Ludzie, a szczególnie kobiety, są tak skonstruowani, że lubią się widzieć w dobrym świetle. To nie ja zgwałciłem, to ona prowokowała. To nie ja zdradziłam, to on mnie zaniedbywał. To nie ja kogoś pobiłem, to on mnie wku.wiał... itd.

niceone napisal(a):Kobieta zdradza bo brakowalo jej uczuc - i z reguly zdradzany facet dostaje porady zeby pytal sie czego jej brakowalo, zeby sie bardziej staral, dbal o nia bardziej itp...


Raczej dlatego, że brakowało jej emocji i się nudziła. Uczuć można mieć dużo, otoczyć miłością, itd., ale to nic nie da, jak się nic nie dzieje. Dopóki jest to nieuświadomione, kobieta nie wie o co jej chodzi.

niceone napisal(a):
Czemu kobieta odmawia seksu bo nie ma ochoty i jest ok, a facet nie moze nie miec czasu czy ochoty na romantyczny spacer czy rozmowe wieczorem ze swoja druga polowka?


Bo żyjemy w takiej głupiej kulturze Sienkiewiczów, rycerzów, romantyków, itd. Ona zasadniczo sprowadza się do tego, że usługiwanie kobiecie w sposób nudny ważniejsze jest od nienudnego wzięcia partnerki w obroty i solidnego wychędożenia.


niceone napisal(a):
Ok, tyle moich luznych przemyslen, jak ktos ma czas i ochote zapraszam do dyskusji


Z punktu widzenia faceta, którego kobieta zrobiła w jajo, umawiała się na randki i zakochała w jakimś typie poznanym na studiach: gdy robi się w związku nudno, lepiej się nie spotykać, niż spotykać i nudzić. Lepiej odejść, gdy nie ma się nic do powiedzenia, niż zostać i milczeć. Lepiej dać się gonić, niż samemu gonić.

Po prostu trzeba stanąć na nogi, ogarnąć się i skończyć z misiowaniem. Uwolnić siły aktywne, skończyć z reaktywnością. Zupełnie inaczej teraz się zachowuję w stosunku do Niej. Łapać za tyłek, traktować trochę z buta, wsadzać rękę pod sukienkę. A ona jakaś taka uchachana z tego wszystkiego, chce jeszcze i jeszcze, kochamy się na okrągło i jeszcze krzyczy, że chce być moją prywatną dziwką... A jeszcze niedawno pogardzała mną i obgadywała. Wystarczyło trochę przeczytać o psychologii.

Kobiet nie zrozumiesz.