Zdrada - kto jest winien?

napisał/a: ~gość 2009-10-21 12:39
ZDRADY JEST WINNY ZAWSZE TEN KTO ZDRADZA.
napisał/a: arturo1 2009-10-21 13:18
gwiazdka30 napisal(a):A mężczyźni jak te biedne... Niewiniątka.

Moge zrozumiec Twoje rozgoryczenie ale zupelnie nie potrzebnie polaryzujesz problem.
Po lekturze forum dojdziesz do wniosku, ze nie zdradza kobieta czy mezczyzna - zdradza czlowiek.

A gwoli scislosci - to ostatnio jest wysyp zdradzonych facetow... i co Ty na to - dobrze im ? Facet to swinia.... bez jaj gwiazdka30
napisał/a: Magulka 2009-10-25 13:28
Podpiszę się pod wypowiedziami osób, które za zdradę obwiniają zdradzającego. W co może tak trudno uwierzyć czasami zarówno zdradzanym, jak i samym zdradzającym, niestety nikt inny nie jest winien. Nie zależnie od płci, wyznania, czy koloru oczu... Prawdą jest, że nasze społeczeństwo za zdradę bardziej obwinia jednak kobiety. Moim zdaniem wynika to z prostego faktu, że to kobiety na te tematy więcej dyskutują. To kobiety, a może lepiej je nazwać wrednymi "babsztylami" formułują osądy na temat zarówno "tych trzecich", jak i tych zdradzanych, padają miłe komplementy pod ich adresem i plotka idzie w świat Mężczyźni w te tematy raczej nie wchodzą, w myśl zasady - ich życie, ich sprawy. A tym bardziej wydaje mi się, że bardzo rzadko nazywają tak pięknie (jak robią to nagminnie panie) mężczyzn, którzy zdradzają lub są "tymi trzecimi". Jak panie przestaną tyle plotkować o koleżankach, to ten stereotyp może wreszcie zniknie...

I'll napisal(a):Posiada - ale "do tanga trzeba dwojga"...
Czy nie uważasz, że gdyby za wyciągnięcie łap po czyjąś żonę groziła okrutna kara jak w Iraku, to wiele małżeństw nie miałoby problemów?
Profilaktyka jest lepsza niż leczenie.


Zabawne jest to, co piszesz... Jedyna myśl jaka przyszła mi do głowy, to nie pilnowałeś, to Ci ukradli. Proste. I pamiętaj, znalezione - nie kradzione
napisał/a: dgw 2009-10-26 09:37
Od kilku dni myślę że jestem uprawniony do wypowiedzi w tym temacie.

@Lordm napisał wyżej coś co proszę przyjąć jako aksjomat. Już tłumaczę dlaczego. Pierwsze informacje, które spowodowały że, musiałem nałożyć filtr korygujący obraz mojej żony były jakoś ponad rok temu teraz okazuje się że takich filtrów jest jeszcze 8 tak, [Mod: pip-pip] łącznie dziewięć razy dochodziło do sytuacji w których zachowała się od niewłaściwie poprzez romans grzeczny w sensie bezfizycznym do klasycznej zdrady. Zwykłe [Mod: pip-pip] ? Pewnie tak to trzeba oceniać, ale ja nie o tym aspekcie, 20 lat przeżytych wspólnie z czego 18 w małżeństwie, dwójka dzieci i czysta miłość wręcz bezgraniczna to odniesienie na płaszczyznę kiedy już nic nie jest oczywiste.

Ale wracam do zapytania z tematu.

Szczerość i zaufanie obok miłości to filary związku i możecie wymieniać setki innych, pod warunkiem że, nie zdewaluujecie tych wyżej. Bez nich nic i nigdy się nie uda. Szczerość po zdradzie to sztuka i niewiele osób jest w stanie podjąć wezwanie aby z tym odpowiednio się zmierzyć. Wina rozkładana na partnerów wydaje się byś słusznym założeniem. Rozchodzi się o proporcje, rozchodzi się o to że każda taka sprawa jest indywidualna. W końcu rozchodzi się o to żeby zrozumieć siebie i partnera a może powinienem napisać partnera i siebie.

Nigdy w dyskusji na tematy tak trudne nie podniosłem głosu byłem spokojny, słuchałem i tłumaczyłem, dziesiątki godzin terapii bo pewnie tak by to było postrzegane przez psychologa. Używałem również tak mocnych słów, takich co to mrożą kark. Czy to przybliżyło mnie do oceny winy, myślę ze tak. Kiedy argument staje się argumentem, ano wtedy kiedy obie strony uznają go za słuszny, cóż dają manipulacje kiedy brak przekonania. Pewno że, można inaczej, rozumiem tych którzy nie potrafią dyskutować w takiej ekstremalnej sytuacji, moralność jest atrybutem, którego nie wolno wystawia się na poniewierkę. Proszę sobie przypomnieć przyczyny zdrady jakie pojawiają się najczęściej w tłumaczeniu zdrajców, poszkodowani w pierwszym odruchu wzdrygają się na myśl akceptacji takich argumentów nawet nie przyjmują ich do wiadomości.

Proszę tylko pomyśleć o tym że, zdrajca ma taki obraz, takie przekonanie, tak to czuje, tak widział to wtedy, zatracił możliwość neutralnej oceny bo każde negatywne odczucie rodziło dwa następne. Czy zostawienie tego na etapie błędnej oceny jest dobre chyba nie. Zdradzony, czy w jego przypadku obraz przeszłości jest bez skaz ? Może warto zatrzymać się na chwilę i zastanowić na wspólną choć w moim i wielu z was przypadku brzmi to strasznie fałszywie, przeszłością. Nie jest to jazda obowiązkowa, jednak w przypadku kiedy jeszcze potrafimy rozmawiać a zapewniam Was że mógłbym się podzielić z kilkoma osobami dawką goryczy która zabija jest warto. Warto dla siebie i watro dla partnera, dla przyszłości, nie ważne czy razem i osobno, bo to inna kwestia. Proszę zatem odnosić się do meritum zawartego w tytule. O tym jak żyć po zdradzie, mamy wiele wątków i to jest właśnie ten indywidualizm.

Wina jest po stronie zdradzającego, zgubienie instynktu samozachowawczego, brak hamulców, pycha, egoizm i wszystkie inne mniej lub bardziej obrzydliwe cechy jakie można mu przypisać są jak najbardziej słuszne.

A tak na koniec, smutne jest to że, na tym forum przybywa nowych wątków, przybywa poranionych, zdruzgotanych, rozpadają się rodziny i cierpią dzieci. Na tym forum umiera nawet nadzieja czy może być gorzej.
napisał/a: ~gość 2009-10-30 01:28
dgw napisal(a):A tak na koniec, smutne jest to że, na tym forum przybywa nowych wątków, przybywa poranionych, zdruzgotanych, rozpadają się rodziny i cierpią dzieci. Na tym forum umiera nawet nadzieja czy może być gorzej.


Oj tak, dzieje się dzieje... Powszechnośc zjawisk nie dowodzi na szczęście ich słuszności...

Magulka napisal(a):Nie zależnie od płci, wyznania, czy koloru oczu... Prawdą jest, że nasze społeczeństwo za zdradę bardziej obwinia jednak kobiety.


No na tym forum to akurat więcej jest kobiet, które zmieniają kwiatuszek

Dlatego też, romantyczna i piękna miłośc NIE ISTNIEJE, a Murphy ma rację, że jeśli istnieje chocby najmniejsza szansa na to, że coś się schrzani, to schrzani się na pewno.
napisał/a: dgw 2009-10-30 10:00
Jeżeli coś może się nie udać - nie uda się na pewno.


Nazywane pierwszym prawem Murphy'ego jest stworzone do nawet nadużywania na tym właśnie forum.
napisał/a: Loniek 2009-10-30 19:29
Nie znam tych praw, ale idąc tym tropem to:
JEŚLI COŚ MOŻE SIĘ UDAĆ- UDA SIĘ NA PEWNO
i może tego warto się czasem trzymać?To dla tych, którym się udało- a tacy też są na tym forum to takie ziarenko optymizmu- a nuż się przyda??
napisał/a: dgw 2009-11-03 15:30
dla dowcipu

W takich sytuacjach powinno się mówić w przypadku mężczyzn wina leży zawsze po obu stronach tj po stronie żony i teściowej.
napisał/a: kalaffiorek 2009-11-06 21:33
ciężko jest precyzyjnie odpowiedzieć na zadane pytanie... z racji tego,że różne są okoliczności zdrady i momentami cholernie trudno jest wskazać właściwego winowajcę.
Poza tym każdy przypadek należy traktować indywidualnie,iż nie jesteśmy identyczni....każdy inaczej postrzega miłość i okazuje uczucia.
Zazwyczaj wynika to z braku miłości czy też różnic poglądowych (czyt. charakterów) ale nie możemy zapominać również o najgroźniejszym - ciekawości.
Nie ma co się oszukiwać ale nie ma związku,który jest ciągłą poezją...tak jest na początku,później zaś przeradza się w prozę.
W miarę upływu czasu popadamy w rutynę....wszystko wokół jest tak samo szare i nudne.I w tym tkwi cała esencja zdrady...od tego się zaczyna.
Powoli odczuwamy brak pewnych aspektów.U kobiet działa to następująco: powtarzają w kółko facetom,że im brak jednego i drugiego(gł. kwestie miłosne ale zdarzają się i materialne - przynosimy za mało $ :( ).Faktem jest,że kobiety nakierowują facetów...czego im potrzeba....i taki Kowalski kupi najdłuższą różę,powie 'kocham cię' no i myśli,że na 0,5 roku wystarczy...nic bardziej mylnego.W takiej sytuacji kobieta czuje się zlewana,nie czuje miłości,kochania,pożądania....nie czuje sie kobietą.Żyje w przeświadczeniu,że przestało nam zależeć,że to nie już nie miłość...to przyzwyczajenie.W miarę upływu czasu,spotykając się ze schematem,czyli co 0,5 roku kwiat i czułe słówka,popada w skrajności ;) i definitywnie stwierdza,że dłużej nie będzie podpowiadać i strać się......resztę napisze życie
Są też związki gdzie wszystko jest poukładane TIP TOP,oboje się kochają jednak brakuje tego czegoś,zwanego adrenaliną lub też ciekawością...bo jakby nie było jedno z drugim się łączy.Można określić to jako drugą przypadłość kobiet :) (bez urazy drogie Panie )
U facetów natomiast wynika to głównie z poligamizmu....bolesna prawda :( - jedna to za mało...nie ważne jak kobieta by się starała,dawała z siebie 100% mocy to i tak będzie wiecznie mało.
Na nasze nieszczęście wszystko uzależnione jest od naszej silnej bądź też mniej silnej woli....gdyby ludzie nie opierali się emocjom wszystko było by OK.Kiedy w życiu jest nam źle,nie możemy liczyć na najbliższą nam osobę,swój cenny czas poświęci nam nasz psiapsiół tudzież psiapsiółka...wyżalimy się,wypłaczemy na ramieniu...on/ona z kolei wysłucha,pogłaska,przytuli i romans gotowy....taki zazwyczaj jest scenariusz.
Reasumując....na zdradę składa się wiele aspektów,które niestety ale będą nam towarzyszyć do końca życia i przykro o tym mówić ale zarówno strona żeńska jak i męska jest skazana na przegraną,gdyż jesteśmy ludźmi i codziennie popełniamy błędy...
napisał/a: Magulka 2009-11-07 07:46
kalaffiorek napisal(a): Są też związki gdzie wszystko jest poukładane TIP TOP,oboje się kochają jednak brakuje tego czegoś,zwanego adrenaliną lub też ciekawością...bo jakby nie było jedno z drugim się łączy.Można określić to jako drugą przypadłość kobiet :) (bez urazy drogie Panie )


Wydaje mi się, że ta przypadłość dotyczy nie tylko kobiet, ale również mężczyzn. Już u małych dzieci można zauważyć podniecenie, gdy widzą coś co np wydaje im się nieosiągalne, albo wywołuje w nich strach. Ponoć podniecenie i strach, wytwarzają się w tej samej części mózgu. Idąc dalej tym tropem może się wydawać, że ciągle uświadamianie partnera, że jeden "skok w bok" i koniec, albo wywoływanie w drugiej osobie przeświadczenia, że nie jest powiedziane, że będę z Tobą "na zawsze", mogłoby wielu z nas uchronić przed rutyną w związku, dodawać tej adrenalinki, a tym samym uchronić nas przed zdradą?

Pewne jest, że ciągłe głaskanie kogoś, powtarzanie w kółko że bez tego kogoś już żyć nie potrafimy, wyręczanie w najdrobniejszych czynnościach, dogadzanie i stawanie na rzęsach, żeby ten ktoś czuł, że go kochamy... na pewno tej adrenaliny nie daje. Takie zachowanie prędzej czy później doprowadza do sytuacji, w której dorosły człowiek czuje się jak małe dziecko popadające w frustrację na sam widok dobrego "tatusia", czy też "mamusi" i szuka kogoś "w swoim wieku", kto traktuje go jak partnera. Partnera, który kocha, ale nie pozwala sobie wejść na głowę, który stawia zasady i respektuje moje, przy którym czuje się adrenalinę, bo jak się nabroi, to nie jest powiedziane, że będzie już tak kolorowo jak było, a może nic już nie być. I komu wtedy zdrada przyszłaby do głowy?
napisał/a: ~gość 2009-11-07 13:14
napisal(a):I komu wtedy zdrada przyszłaby do głowy?


Nie widzisz jeszcze jednego zagrożenia. Otóż i w takich związkach dochodzi do zdrady - czemu?
Gdy człowiek osiągnie wszysko o czym marzył, ma rodzinę która swietnie "prosperuje" (- bardzo kochający partner/ka, dzieci, dom), ma świetną, satysfakcjonującą go pracę (- rozwija się zawodowo, osiąga sukces, dobrze zarabia) pojawia sie pytanie "CZY JESZCZE COŚ DOBREGO I PODNIECAJĄCEGO SPOTKA MNIE W ŻYCIU?" Przecież już wszysko mam - a może nie wszysko? Może mogę mieć więcej? I sięga poza swoje wewnętrzne granice i zasady.... nawet nie zdając sobie sprawy że to co osiągnął do tej pory może stracić w ułamku sekundy...
Gdy zdrada się wyda.... rodzina już nie będzie tak świetnie prosperować, być może tego nie przetrwa a i praca przestanie być lekarstwem oraz ucieczką od wyrzutów sumienia....

Myślę że chyba taki był główny mechanizm zdrady mojego męża - a teraz oboje jesteśmy pocharatani...
napisał/a: Magulka 2009-11-07 14:11
Nicość, napisałam mój post z lekką ironią i doskonale wiem, że to nie jest jakiś złoty środek na uniknięcie zdrady. Taki środek nie istnieje, podobnie jak bardzo często nie istnieje żaden choćby najmniejszy powód do zdrady. Sami zdradzający niejednokrotnie się zastanawiają, dlaczego to zrobili, przecież to co mieli dawało im szczęście? Nawet związek z adrenaliną może skończyć się zdradą, bo przecież adrenalina też może się znudzić i raptem taki delikwent zapragnie pewności i stabilności. Z własnego doświadczenia wiem jednak, że dobitne pokazanie komuś, że wszystko Ci wybaczę, bo jesteś dla mnie całym światem, jest pierwszym krokiem do katastrofy. Rozumiem bezwarunkową miłość, ale w stosunku do dzieci, a nie do dorosłego człowieka, którego przecież samemu się sobie wybrało, żeby być szczęśliwym człowiekiem...

Nie rozumiem tylko jednego w Twoim poście - jak można mieć wszystko? Wybacz, że pytam, ale naprawdę jak dla mnie, to jest niemożliwe do zrobienia. Ja mam cały czas miliony pomysłów i planów na przyszłość, i nawet nie potrafię sobie wyobrazić tego końca, kiedy stwierdziłabym, że już wszystko osiągnęłam. Przecież świat nie ma końca, więc jak można mieć wszystko?