Życie po rozstaniu...

napisał/a: WhiteTemptation 2009-05-16 20:44
Mika88
Trzymaj się naprawdę... Ja mam huśtawki nastroju...raz tak raz tak-masakra. Nie wiem jak można po jakimś czasie bycia ze sobą, gdzie wszystko jest w porządku nagle jak sie już wszytsko zepsuje mówi się, ze jest do dupy i walczy sie przez trzy dni ana następny dzień mówi się sorry nie wyszło. Masakra!! Jeszcze się dowiedziałam, że z kimś jest- to jest powód tego wszystkiego! Eh życie est ciężkie...
Trzymaj sie Mika88
napisał/a: Dzwoneczek1 2009-05-18 16:42
Trzeba wierzeć,że wszystko się ułoży...huśtawki nastroju to chyba też etap przejściowy...pomaga poznawanie nowych ludzi,zaangażowanie się w coś, co wcześniej nie przyszłoby do głowy...zabawa na imprezach...trzeba na silę i wbrew sobie wrocić do normalnego życia....wszyscy mi to mówią,i staram się w to wierzyć,nie poddawać powracającemu żalowi i smutkowi...
napisał/a: ~gość 2009-05-18 16:56
najgorszy jest pierwszy miesiac... potem juz czlowiek sie przyzwyczaja, zaczyna normalnie jesc i wychodzic z domu... poznawac nowych ludzi.
ja poznalam obecnego narzeczonego, gdy oplakiwalam krotkotrwaly ale burzliwy zwiazek z 32 latkiem, ktory mnie zdradzil z 35 letnia rozwodka majaca 4 dzieci, z drugiego konca polski, brzydka jak noc...
a wszystkiego sie dowiedzialam z naszej klasy...
sciezki naszego losu sa nie zbadane....
napisał/a: marcin0321 2009-05-19 19:49
hm... pierwszy miesiąc.. ja jestem po dwóch miesiącach odkad moja "kochana żona" odeszła (dwa miesiace po slubie, po roku zaręczyn i 6 latach znajomości) a wystarczyło że ją zobaczyłem całkiem przypadkiem na mieście i wspomnienia teraz nie daja mi spokoju... Coś czuję że będę się leczył z tej miłości baaardzo długo.
Pocieszam sie tylko faktem że już gorzej być nie może - mam 31 lat niby żonaty niby nie bo rozwodu jeszcze nie mam i nie wiem kiedy będzie... to dopiero jest przerabane, która kobieta będzie sie chciała związać z takim facetem... No ale cóż jak to się mówi kto ma dobre serce musi mieć twarda d.... i chyba w to zaczynam wierzyć...
napisał/a: WhiteTemptation 2009-05-20 12:16
No niestety trzeba mieć twardą D.....Jest masakra...nawet jakbym nie chciała przestać myśleć to nie potrafię. Mój umysł mówi "on wróci, on wróci, czekaj on wróci...." Maskara. Chce to wyrzuć z siebie, ale nie potrafię- jak nie mamy kontaktu to się trzymam a jak mamy to jest masakra-od razu brak tchu, nie mogę nic jeść, nie mogę normalnie myśleć. Mój mózg mówi przestań się zadręczać, ale nie potrafię. Spędziliśmy ponad 4 lata... Takiej osoby już nie spotkam. A teraz obojętność- pyta się raz na jakiś czas co słuchać, ale traktuje to chyba jako uspokojenie sumienia,a ja głupia odpowiadam i uspakajam jego sumienie. A on nie potrafi wydusić nic oprócz ok, to dobrze... Trzeba zerwać kontakt i tyle nic sie nie poradzi. Mam taką cichą nadzieję, że ktoś mu wywinie numer jakiś....
napisał/a: ashia1986 2009-05-20 16:59
Witam wszystkich, widze ze wiele osob ma taki problem jak ja ( Jestem świeżo po rozstaniu ze swoim byłym bylam przez 6 lat to byla moja pierwsza milosc, rozeszlismy sie tydzien temu w niemily sposob i tak z dnia na dzien stalismy sie dla siebie najwiekszymi wrogami, padlo wiele niemilych slow, niektorych zaluje ale powiedzialam to co mysle. Slabo sobie radze z ta sytuacja, czuje sie jakby mi wyrwano kawal serca, codziennie placze, nie moge spac, mam czarne mysli jak ja sobie sama poradze przeciez tyle czasu byl obecny w moim zyciu. Przed oczami setki wspomnien, wspolne wyjazdy, wspolne wieczory, czułe słowa. Obwiniam sie za wszystko bo to ja zerwalam, ale juz nie dawalam rady tak zyc, nie wytrzymywalam psychicznie i chociaz wiem ze ten zwiazek byl toksyczny i wszyscy mowili mi ze to nie ma sensu ciagle mam ta mysl zeby moze jednak zadzwonic i sprobowac jeszcze raz :(
napisał/a: Małgosia_ 2009-05-20 18:42
Chcę Was wszystkich przestrzec przed zbyt mocnym opłakiwaniem i cierpieniem przez kogos, kto nas nie chce!

Od mojego rozstania minęły prawie 2 miesiące.
Umysł i serce troche ucichły, ale........ skończyłam na prochach. Z nerwicą serca :(
Kardiolog powiedział, że na 90% obwinia STRES, który niedawno przezyłam :(

Świadomość, ze ON od dawna zyje sobie spokojnie... a ja przez niego zruinowałam sobie zdrowie DOBIJA mnie :(
Mam ochote napluc mu w twarz za to, co mi wyrządził. najpierw cierpienie psychiczne, teraz fizyczne!

Ludzie - pamietajcie o SOBIE!!!! Pamietajcie, ze to WY jestescie najważniejsi.....
napisał/a: domii1985 2009-05-21 11:10
Darek1985 napisal(a):Musiałem poczekać czy to na pewno ten stan minął. I mogę wszem i wobec ogłosić WYLECZYŁEM SIĘ Z MIŁOŚCI DO NIEJ! Musiało pół roku minąć aby teraz patrzeć na Nią rozmawiać z Nią z obojętnością. A jak się wyleczyłem? Jak sie spotkaliśmy i zaczęła mi ciągle mówić o swoim "Księciu" jak Ją zostawił. Po prostu mi to zbrzydło i druga sprawa, ze Ona tylko do mnie miała przez te 4 lata namiastki miłości.


Hehe...Darek1985 zazdroszczę, i sama czekam na ten dzień z niecierpliowością...

Szczerze mówiąc to uważam że właśnie takie nieprzyjemne przygodny naszych byłych są dla nas tych porzuconych sposobem na oderwanie się od przeszłości :)

Mam nadzieję że ja kiedyś też się doczekam takiego dnia. Chociaż wątpi w to. Mój były jest juz ze swoją obecną dziewczyną (dla której mnie zostawił nota bene) 13 miesięcy ;) więc chyba coś w tym musi być :)

Pozdrawiam serdecznie.
napisał/a: WhiteTemptation 2009-05-21 19:11
A mnie włączyła się obojętność.... Nie boli mnie,że on teraz z nią siedzi, że nie wraca do mnie, że trzyma dystans- nic nie czuję...Może moja miłość się skończyła? Eh, ale wiecie huśtawka nastroju trwa nadal.... Trzymajcie się
napisał/a: ~gość 2009-05-21 21:14
Wiecie, ja jestem takim beznadziejnym przypadkiem, ze kiedy facet mnie zostawil (uprzednio zdradziwszy) pragnelam, zeby wrocil... ale jak juz wrocil, dochodzilam do wniosku, ze nie potrafie wybaczyc... i robilam sie juz tak wybitnie nie do zniesienia, ze zwiazek- o ile cos takiego mozna bylo nazwac zwiazkiem- przestawal istniec juz faktycznie.

teraz mam czlowieka, ktory wycisza moje negatywne emocje. wiem, ze mnie nie zawiedzie, ze moge na niego liczyc. polegac. i powiem wam tylko- warto bylo czekac na ta osobe. na prawdziwa milosc.
kto wie, moze wszystkie te zdarzenia, ktore nas bola w danej chwili, prowadza nas do celu... do szczescia...
ja mam miekkie serce i miekka d**e... nie potrafie tego w sobie zmienic. ale nareszcie nie musze...
z tego co czytam widze, ze jestescie dobrymi ludzmi, ktorzy trafili na niezbyt udane egzemplarze plci przeciwnej... ale z calego serca wierze, ze bedzie dobrze. bo na tym swiecie napewno nie jest tak, ze dobrzy ludzie maja cierpiec...
napisał/a: ja to ja 2009-05-22 15:47
a ja jestem niecałe 2 miesiące po rozstaniu.
byliśmy ze sobą 2,5 roku.
jej pierwszy z związek.mój pierwszy poważny.
i nagle koniec.ona stwierdziła że nie czuje satysfakcji w związku,że nie jest ze mną szczęśliwa.że nie starałem się o nią, nie dbałem i olewałem gdy mówiła że jest źle...tylko że dawała sprzeczne sygnały bo na spokojnie i w poważnej rozmowie mówiła że jest ze mną bardzo szczęśliwa.
gdy zrywała mówiła że bardzo mnie kocha,całowaliśmy się i w ogóle.narobiła mi poczucia winy i nadziei.zerwanie poprzedziło 1,5 tyg separacji-w tym czasie dużo zmieniłem. ona w rozmowie ze wspólnymi znajomymi mówiła że to lekki kryzys, że już widzi że się zmieniłem.i zerwanie..
teraz zaczęła imprezować z nowymi znajomymi ze studiów i stwierdziła że układa sobie życie beze mnie itp.
nie potrafię się ogarnąć.
zaproponowała mi przyjaźń - ja to odrzuciłem.nie mam jej numeru gg ani tel,zdjęcia skasowałem,kartki i listy matka schowała, nk skasowałem całkiem.jedyny minus że mieszkamy blisko.i to że kocham nad życie.
i dalej na nią czekam...
napisał/a: Mika88 2009-05-22 17:12
wiecie co?? ja juz sie przyzwyczailam do tego, ze nie ejstem juz ze swoim facete, plakalam, cierpialam ale teraz wiem, ze chyba dobrze, ze tak sie tozakonczylo, wiem, ze on od dluzszego juz czasu codziennie pije, jara, cpa i nie wiem co jeszcze:/ jego kochane towarzystwo, to bylo do przewidzenia... teraz jak sobie pomysle, ze mialabym byc z takim kolesiem dla ktorego wazniejsi sa koledzy, picie i jaranie niz ja no to dziekuje bardzo:/ i teraz ciesze sie, ze z nim nie jjestem, on chce sie spotkac ale ja juz tego nie chce, za pozno, nie ma juz co naprawiac, lacza nas jedynie stosunki kolezenskie o ile w ogole one sa... ehh az mi naprawde ulzylo, czas na nowo ulozyc sobie zycie:)