Życie po rozstaniu...

napisał/a: Valkiria_ 2014-06-21 19:24
Wieku przede wszystkim, a wyznawane wartosci to jego wypadkowa. Nie na darmo sie mowi, ze mlodosc rzadzi sie wlasnymi prawami...
napisał/a: On93 2014-07-21 17:20
Witam. Jestem po rozstaniu ponad 1,5 roku. Bylismy razem 2 lata .


Zaczna od poczatku .. Podchodzilem do niej bardzo sceptycznie, gdyz poprzednia partnerka bardzo mnie zranila i nie mialem juz takiego zaufania do dziewczyn. Gra wstepna trwała dosyc długo, jednak w końcu postanowilismy byc razem. Czulem sie jak w niebie, bylo rewelacyjnie, przede wszystkim przez pierwszy rok. Potem było gorzej, ale nadal bardzo mocno kochałem. Byla to pierwsza dziewczyna z która przezylem wspolne wakacje, wyjazdy itp. Taka pierwsza, PRAWDZIWA milosc. Na koncu cos zaczelo sie sypac, ale mimo wszystko nci nie wskazywalo, ze zbliza sie koniec, przynajmniej z jej strony wgl sie na to nie zanosilo. Niestety nadszedl dzien w którym powiedziała mi, że musimy sie rozstać, ze wieczne kłótnie itp, ale czulem ze powodem jest cos innego. Mimo wszystko rozstralismy sie z klasą i w dobrych stosunkach. Te chwile byly dla mnie traumą i meczarnia. Potem jak dowiadywalem sie, że nie minelo pare dni od rozstania, a Ona juz spotyka sie z innymi chlopakami, po prostu nie moglem w to uwierzyc i powoli ukladalo mi sie, dlaczego zerwała. Po ok. dwoch miesiacach znalazła sobie chłopaka ... Bylo jeszcze pare rzeczy z jej strony o których nie chcialbm pisac na forum publicznym, ale nie było to nic miłego.

Dalej biłem się z myslami. Po ok 0,5 roku napisalem do niej i gadalismy sobie od tak, mimo ze mialem do niej wielki zal. Na poczatku byly normalne tematy, ale z czasem nieuchronnie wracały wspomnienia, rozmawialismy o nich, o miejscu w którym bylismy na wakacjach. Poczulem, ze kocham ją bardzo mocno w końcu jej to powiedzialem, a Ona po prostu tak jakby czula sie zle z tym, ze jej to powiedzialem, wrecz miala do mnie o to pretensje , ale ja nie moglem dluzej tego ukrywac. Na tym kontakt sie urwał. Pozniej byly sporadyczne wiadomosci, ale konczyly sie glownie ostrą wymiana zdań ...


Jak już w/w nie jestesmy razem ponad 1,5 roku a ja nadal nie moge sie odnalezc, zycie stalo sie dla mnie utrapienie, jest szare i nic mi sie nie chce. Do tego spotykam się z nią bardzo czesto, bo mamy wspolna pasję. Widze ją i po prostu uginaja mi sie nogi Wydaje mi sie, ze Ona tez czuje sie bardzo nieswojo ... Masakra po prostu nie mam pojecia co robic ..
napisał/a: Valkiria_ 2014-07-21 18:41
W takich sytuacjach trzeba się zachowywać jak ćpun na odwyku... Całkowicie zerwać z nałogiem jak za chirurgicznym cięciem i iść na totalny detox...

Gwoli jasności - taka metafora... Ty ćpun, ona nałóg.

Półtorej roku żałoby za dwuletnim związkiem to bardzo dużo.. Z psychologiczno - emocjonalnego punktu widzenia nie powinieneś być w aż takiej rozsypce. Przypuszczam, że winny jest takiemu stanowi rzeczy mechanizm odgrzewania kotleta. Szukałeś kontaktu z nią po rozstaniu, żeglowałes (i pewnie nadal to robisz...) we wspomnieniach, a wreszcie - cały czas masz z nią kontakt. Fakt jest taki ze jakbyś nie chciał to byś nie miał. Twoje postępowanie, jeśli się nie zmieni, doprowadzi cie do paranoi. I za kolejny rok, półtorej będziesz na tym forum płakał, że jesteś tak mocno zraniony i poczyniło to w tobie takie szkody, że nie jesteś w stanie z nikim stworzyć zdrowej relacji. Daj sobie szansę na normalność, ciesz się najlepszymi latami życia bo one już nie wrócą.
napisał/a: On93 2014-07-21 18:48
Valkiria_ napisal(a):W takich sytuacjach trzeba się zachowywać jak ćpun na odwyku... Całkowicie zerwać z nałogiem jak za chirurgicznym cięciem i iść na totalny detox...

Gwoli jasności - taka metafora... Ty ćpun, ona nałóg.

Półtorej roku żałoby za dwuletnim związkiem to bardzo dużo.. Z psychologiczno - emocjonalnego punktu widzenia nie powinieneś być w aż takiej rozsypce. Przypuszczam, że winny jest takiemu stanowi rzeczy mechanizm odgrzewania kotleta. Szukałeś kontaktu z nią po rozstaniu, żeglowałes (i pewnie nadal to robisz...) we wspomnieniach, a wreszcie - cały czas masz z nią kontakt. Fakt jest taki ze jakbyś nie chciał to byś nie miał. Twoje postępowanie, jeśli się nie zmieni, doprowadzi cie do paranoi. I za kolejny rok, półtorej będziesz na tym forum płakał, że jesteś tak mocno zraniony i poczyniło to w tobie takie szkody, że nie jesteś w stanie z nikim stworzyć zdrowej relacji. Daj sobie szansę na normalność, ciesz się najlepszymi latami życia bo one już nie wrócą.



Ciezkie jest to cholernie, gdy widzi się tą osobę wlasciwie co tydzien ... Dodatkowo ma takie spojrzenie ... tajemnicze, ze trudno z niego coś wywnioskować. Czuje ogromne spustoszenie ... Inne dziewczyyny wgl mnie nie kręcą, tęsknie za wspomnieniami i mowie nie tak dawno zdalem sobie sprawe, ze zycie nie cieszy mnie juz praktycznie wgl. Zastanawiam sie powaznie nad wizyta u psychologa, bo tak jak piszesz, najlepsza lata mojego zycia mi polecą nawet nie wiem kiedy ...

[ Dodano: 2014-07-21, 18:48 ]
Valkiria_ napisal(a):W takich sytuacjach trzeba się zachowywać jak ćpun na odwyku... Całkowicie zerwać z nałogiem jak za chirurgicznym cięciem i iść na totalny detox...

Gwoli jasności - taka metafora... Ty ćpun, ona nałóg.

Półtorej roku żałoby za dwuletnim związkiem to bardzo dużo.. Z psychologiczno - emocjonalnego punktu widzenia nie powinieneś być w aż takiej rozsypce. Przypuszczam, że winny jest takiemu stanowi rzeczy mechanizm odgrzewania kotleta. Szukałeś kontaktu z nią po rozstaniu, żeglowałes (i pewnie nadal to robisz...) we wspomnieniach, a wreszcie - cały czas masz z nią kontakt. Fakt jest taki ze jakbyś nie chciał to byś nie miał. Twoje postępowanie, jeśli się nie zmieni, doprowadzi cie do paranoi. I za kolejny rok, półtorej będziesz na tym forum płakał, że jesteś tak mocno zraniony i poczyniło to w tobie takie szkody, że nie jesteś w stanie z nikim stworzyć zdrowej relacji. Daj sobie szansę na normalność, ciesz się najlepszymi latami życia bo one już nie wrócą.
napisał/a: dr preszer 2014-07-22 10:10
Musisz zrozumieć, że to tylko kobieta jakich wiele. Dopóki tego nie zrozumiesz to każdy kontakt z nią to kolejne rozdrapywanie rany na sercu. Zwłaszcza, że to ona Cię zostawiła.
napisał/a: kamilbezniej 2014-09-28 21:21
Dawno mnie tutj nie bylo.wiecie co u mnie?u mnie jest cudownie.moge sie skupic tylko na sobie I swoich pasjach.tamtej nie chce juz znac.I teraz z perspe,tywy czasu denerwuje mnie moje zachowanie .bo pisalem , ze chce zeby byla szczesliwa.teraz mam gdzies jej szczescie.ja prze nia wycierpialem naprawde duzo I mam zyczyc jej szczescia?nigdy .I ludzie naprawde nie ma co sie przejmowac tymi rozstaniami.skoro nie wyszlo z ta osoba to znaczy , ze to ni byla prawdziwamilosc.pozdrawiam I glowa do gory
napisał/a: Bolls 2014-11-12 21:14
Cześć. Mam 27 lat. Dzisiaj moja była, z którą mam dziecko i drugie "w drodze" powiedziała mi, że nie jesteśmy już razem.

Wyjechała pod pretekstem odpoczynku do swoich rodziców dwa tygodnie temu. Dzisiaj zapytała, czy będę w tygodniu w domu bo chciałaby zabrać rzeczy. Wszystkie rzeczy. Znamy się 6 lat. Mieliśmy już kiedyś przerwę 1,5 roku. Wtedy nagle spakowała się i pojechała do swojej mamy. Przez 1,5 roku nie potrafiłem o niej zapomnieć. Gdy się budziłem, ogarniało mnie przerażenie, że jej nie ma. I tak to trwało 1,5 roku.

Teraz sytuacja się powtarza.

Ja rozpocząłem studia na kierunku mechanicznym. Chciałem nam zapewnić spokojną przyszłość. Wiedziałem że mam rodzinę dla której muszę walczyć. Nasza sytuacja finansowa była bardzo kiepska. Żyliśmy bardzo skromnie, a ja tym bardziej miałem siłę i determinacje do zdobywania wiedzy. Pracowałem za małe pieniądze, a resztę dnia spędzałem w książkach. Efekt jest taki, że jestem studentem z wybitnymi osiągnięciami, wysokim stypendium naukowym co poprawiło naszą sytuację finansową, ale zostałem sam.

Teraz nie mam już motywacji, robiłem wszystko dla rodziny, poświęcałem część czasu zabawy z dzieckiem, zarywałem nocki żeby rodzina była ze mnie dumna. Straciłem ich.

Teraz czuje się jak umieszczony w zbiorniku z wrzątkiem, z którego nie mogę wyjść. Boje się tych wszystkich dni, tygodni miesięcy które będą mnie męczyć każdego ranka poprzez południe i wieczór myślą o tym, że ich już nie ma.

Boje się otwierać oczy, boje się kolejnego dnia. Cierpienie jest ogromne.
Straciłem ich, moją rodzinę, czyli sens życia. Ryczę już od dwóch tygodni co chwilę, a dzisiejszy dzień całkowicie mnie zmiażdżył. Chciałbym wyskoczyć ze skóry, ale nie mogę, muszę w tym tkwić lub się zabić. Lecz nie mogę się zabić. Muszę żyć dla reszty rodziny i dla moich dzieci. Z resztą chcę żyć.

Przepocone ręce, piekąca skóra, amok, brak koncentracji, niechęć do życia - to czuje i będę czuć przez długie miesiące. Boje się ciszy i domu w którym żyliśmy przez ostatnie kilka lat. Boje się każdego wspomnienia.

BOJE SIĘ, ŻE PRZYJDZIE DZIEŃ W KTÓRYM DOWIEM SIĘ, ŻE MA KOGOŚ INNEGO.
Ta myśl, że ktoś inny ją ma, że oddaje się innemu, że się do niego uśmiecha, że daje mu szczęście.

A ten dzień nadejdzie na pewno. Jak sobie z tym poradzę? Nie wiem.

Boje się, że wrzątek na skórze zamieni się w lawę, że znienawidzę samego siebie (dlaczego nie spełniałem każdej jej zachcianki, dlaczego nie byłem lepszy we wszystkim, dlaczego kontynuowałem wymianę zdań podczas kłótni, wystarczyło przyznać rację).

To mój stan. Nie jesteście odosobnieni. Boli strasznie.
napisał/a: e-Lena 2014-11-12 21:39
Bolls, dlaczego odeszła? I dlaczego mieliście aż 1,5 roku przerwy w związku? No i dlaczego uczyłeś się dla kogoś, zamiast uczyć się dla siebie?
napisał/a: Bolls 2014-11-12 23:38
Uczyłem się droga koleżanko w imieniu lepszej przyszłości. Naszej wspólnej przyszłości. Kiepska sytuacja finansowa, o której wspominałem wepchnęła mnie w plan, który zamierzałem zrealizować. Ten plan to studia, kwalifikacje i praca na etacie za systematyczne i pozwalające zapomnieć o biedzie pieniądze. Kiedy trzymałem oczy na zapałkach wystarczyło, że pomyślałem o mojej rodzinie, którą widzę szczęśliwą w przyszłości... dom, który chcieliśmy mieć...

Lipiec, sierpień i wrzesień jeździłem za granicę, żeby opłacić czesne. Miało to odciążyć budżet, a kwota stypendium miała się stać częścią dochodu. Idealny plan... zrealizowany.

Teraz na prawdę nie mam już chęci. Nie mam dla kogo. Nie mam tego powera. Dzięki rodzinie (narzeczona, dziecko i ciąża) byłem niepokonany w kwestii realizowania wspólnej przyszłości. Teraz nie mam dla kogo plus ból rozstania. Ogromny ból.

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że kiedy mój syn wracał z przedszkola i chciał, żebym się z nim pobawił, to bólem serca często jemu odmawiałem. Wiedziałem, że tak muszę puki nie zaliczę studiów, Byłem przekonany, że za tą cenę będę mieć więcej czasu i sił w przyszłości, żeby mu poświęcić siebie.

Teraz wiem, że gdybym tylko wiedział, snuł domysły, że go stracę, to bawiłbym się z nim całymi dniami i kiedy by spał trzymałbym go na rękach do samego rana.

Jakiż ogromny ból. Nie do zniesienia. Żal do samego siebie, który ciężko mi opisać słowami,
napisał/a: e-Lena 2014-11-13 07:31
Bolls, dlaczego nie odpowiedziałeś na zadane przeze mnie pytania? Są zbyt niewygodne?
Zamiast bawić się w Paulo Coelho i/lub jęczeć niczym Werter, może warto usiąść i zastanowić się co się w ogóle wydarzyło?
napisał/a: Bolls 2014-11-13 09:28
Co do przyczyn rozstania... Według niej to ja ciągle tylko nauka, nauka i nauka. Przeszkadzało jej to bardzo. Tak bardzo, że odeszła.

Oczywiście były spięcia, dlaczego nie poszukam normalnej pracy.

W moim toku rozumowania, normalna to jak pisałem wyżej. Robię już pierwsze kroki w zawodzie. Pierwsze projekty na zlecenie i umowa zdalna w firmie na robienie projektów.

Więc nie znam prawdy. Nie chcę oceniać, mam przypuszczenia, ale to tylko domysły.
napisał/a: Rooda666 2014-11-13 10:44
Bolls napisal(a):Więc nie znam prawdy.
dlaczego zakładasz, że jej uzasadnienie nie jest prawdą? Może faktycznie miała dość faceta, który nawet z własnym dzieckiem się nie pobawi, bo ciągle siedzi w książkach? Może trochę pogubiłeś proporcje między nauką a rodziną i miała już tego dość?
Brawo, że poważnie myślisz o przyszłości... ale czy przez to przypadkiem nie zapomniałeś o teraźniejszości? O tym, co już masz, o rodzinie, o żonie i dziecku?
To mi wygląda na całkiem poważny i sensowny powód.