Konkurs "Niezapomniane spotkanie"

Redakcja
napisał/a: Redakcja 2009-02-05 13:28
Do wygrania zestawy kosmetyków do pielęgnacji twarzy - Neoglis

Pewnie nie raz wspominacie z ukochanym wasze pierwsze spotkanie. Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia, a może nie przypadliście sobie na początku do gustu? Opowiedz nam w kilku zdaniach w jakich okolicznościach się poznaliście.

Do wygrania wspaniałe zestawy kosmetyków Neoglis:
* 5 zestawów z mleczkiem i kremem z serii Delicata (mleczko do demakijażu i krem Revival)
* 5 zestawów z mleczkiem i kremem z serii Natura (mleczko do demakijażu i krem Couperose)

Aby wziąć udział w konkursie wystarczy wejść na nasze forum i opowiedzieć jak wyglądało wasze pierwsze spotkanie.

Koniecznie dopisz, który zestaw wolałabyś wygrać!
Fundatorem dermokosmetyków Neoglis jest wyłączny dystrybutor marki w Polsce - firma Enzo Estetic.
Więcej na: www.neoglispolska.com

WYNIKI KONKURSU:

Zestawy Delicata wygrywają:
nagietkaa
Aszka
jupiter
wladzia
eliza88

Zestawy Natura wygrywają:
alexandra
papryCZka
bebe_b
amica_
polcia

Gratulujemy!


Zasady konkursu:

1. Konkurs zostanie przeprowadzony na forum serwisu polki. pl w terminie od 5 do 16 lutego 2009 r.
2. Prace będą oceniane przez konkursowe jury złożone z Redakcji serwisu www.polki.pl.
3. Nagrody trafią do osó b, któ rych prace jury oceni najwyżej.
4. Jury podejmie decyzję dotyczącą zwycięzcó w 19 lutego 2009 i prześle informacje do osó b nagrodzonych na ich prywatne skrzynki na forum z prośbą o podanie adresu wysyłki nagró d. Wyślemy je pocztą niezwłocznie po uzyskaniu danych adresowych zwycięzcó w.
5. Prawa autorskie majątkowe do prac nadesłanych przez uczestnikó w konkursu powinny należeć do uczestnikó w konkursu. Uczestnicy konkursu ponoszą pełną odpowiedzialność wobec Organizatora w przypadku zgłoszenia przez osoby trzecie roszczeń z tytułu naruszenia ich praw wskutek wykorzystania przez Organizatora tekstó w zgodnie z niniejszym Regulaminem.
6. Zgłoszenia muszą być unikalnymi treściami, stworzonymi specjalnie na potrzeby danego konkursu. Teksty, któ re dostępne są już w internecie, na innych serwisach będą dyskwalifikowane.
7. Wszelkie zgłoszenia nieprawidłowości i naruszenia zasad konkursowych należy zgłaszać na redakcyjną skrzynkę forumową do dnia poprzedzającego rozwiązanie konkursu. Po tym terminie Jury nie będzie takich zgłoszeń brać pod uwagę.
8. Dane do odbioru nagrody należy wysłać na redakcyjną skrzynkę forumową najpóźniej do 27 lutego 2009 r. W przypadku przekroczenia tego terminu nagrody przepadają!
napisał/a: kasiulcia19 2009-02-05 14:41
Był piątek, ponury jesienny dzień.
Padał deszcz,a ja z racji tego,że mieszkam na wsi i dojeżdżam do pracy, musiałam pędzić na stację kolejową która jest oddalona o 6 km od mojego domu.
Autobus uciekł mi sprzed nosa,wiec nie pozostało mi nic innego,tylko iść,a raczej(prawie) biec na piechotę.
Wiec zasuwałam po kałużach czym prędzej,aż ku mojemu zdziwieniu zatrzymał się jakiś samochód i kierowca otworzywszy drzwi zawołał:
' Hej, Mała, podwieźć Cię??"
( mam 20lat;)

Z natury jestem wredna,więc odpowiedziałam,że mała,to może mówić do swojej dziewczyny!!!
A On na to,że właśnie w tym problem,że jej nie ma. No chyba, że ja nią zostanę( ironia)??
Na to ja, jasne, już oooooo....!!!:p

Przemoczona,wsiadłam i spojrzałam na Jego piękną buźkę:rolleyes:
ZAKOCHAŁAM SIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jejku, jaki On jest piękny pomyślałam.
Ale w środku,mówię sobie,uspokój się, nie daj po sobie poznać, że ci się podoba!!!
Więc twardo się trzymałam!!
Kiedy dojechaliśmy na miejsce,On powiedział, że codziennie o tej porze jeździ tędy do pracy,więc jeśli wole jeździć z nim,niż spacerkiem (ironia) iść na stację,to żebym tam stała,a On będzie mnie zabierał.

Powiedziałam,że się zastanowię.
On odpowiedział, że może podam Mu swój numer komórki, w razie gdybym spóźniła się jeszcze bardziej.
Nie wytrzymałam-zmiękłam-podałam Mu ten numer

Pisywaliśmy do siebie wieczorami sms-y.
Z biegiem czasu coraz więcej,częściej.
Po tygodniu wspólnych podróży On zaproponował spotkanie-zgodziłam się.
Od tamtego czasu stanowimy wspaniałą, kochającą się jedność)


P.S. KOCHAM CIĘ M.!!!

Jeśli mój post wygra,poproszę mleczko do demakijażu i krem Revival lub mleczko do demakijażu i krem Couperose.(OBOJĘTNIE KTÓRY ZESTAW)
napisał/a: ~PiłeczkA 2009-02-05 15:26
Pierwsze spotkanie z moim mężem Jarkiem było rzeczywiście niezwykłe, choć nie doprowadziło do związku, a do głębokiej i szczerej przyjaźni. Dopiero w dwa lata później doszło do pamiętnych Walentynek, od których możemy nazywać się parą.
Wracając jednak do tematu, sposób, w jaki poznałam Jarka może był zwykły, ale okoliczności, które temu współtowarzyszyły bynajmniej takie nie były :)
Byłam wtedy w połowie studiów i koleżanka zaprosiła mnie na imprezę, na której miało nie być ani jednej osoby z naszego roku, miałyśmy już bowiem dość wyścigu szczurów, ciągłego gadania o nauce i drętwych chłopaków, którzy nie umieją tańczyć. Stąd pomysł koleżanki, że zbierze w swoim domu śmietankę towarzyską- najfajniejsze osoby, jakie kiedykolwiek poznała wszędzie poza jakąkolwiek szkołą, do której chodziła. Byli więc sąsiedzi, znajomi z kolonii, ludzie poznani kiedyś na czatach, znajomi z imprez, listonosz nawet był i chłopak, który pracował w pobliskim kiosku, a którego moja koleżanka od pierwszego dnia jego pracy podrywała z całym swoim wrodzonym wdziękiem. Impreza ta była wielkim eksperymentem, bowiem o ile Aneta spotykała się z tymi wszystkimi osobami pojedynczo i zawsze świetnie bawiła, o tyle nigdy nie dochodziło do spotkania większych grup, a tu nagle- bum - wszyscy, kto tylko miał czas, trafił pod jej dach tamtej pamiętnej nocy.
Nie szukałam wtedy specjalnie nowych znajomości, które miałyby trwać więcej niż tę noc - ani nowych przyjaciół, ani chłopaków, ani znajomych - po prostu chciałam się wyszaleć i zapomnieć o szarej rzeczywistości.
Początek był świetny - wytańczyłam się za wszystkie czasy, ledwie poruszałam nogami po 4 godzinach tańca bez żadnej przerwy i nigdy nie czułam się lepiej. W końcu jednak zgłodniałam i poszłam szukać jakiegoś prowiantu, żeby dodać sobie energii na zabawę przez resztę nocy. W kuchni go właśnie spotkałam. Był strasznie pewny siebie, kiedy rozmawiał z jakąś dziewczyną, ubraną w bardzo kusą spódniczkę. Akurat zajmowali jedyne dwa taborety, które znajdowały się w kuchni, a mnie już tak bolały nogi, że bez ceregiel,i nałożywszy sobie na talerz sałatki, usiadłam na podłodze, jak to często u Anetki robiłam. Zwracałam uwagę tylko na jedzenie, nie wiedziałam więc, co się dzieje "wyżej". Okazało się, że dziewczyna stroiła sobie jakieś niewybredne żarty na mój temat, o czym zorientowałam się dopiero pod koniec jej wywodu, kiedy Jarek coś jej powiedział na ucho. Do dziś dnia nie wiem, co to było, faktem jednak jest, że dziewczyna zrobiła się nagle czerwona na twarzy i wyszła z imprezy. On natomiast zapytał, czy może przy mnie usiąść i zaczął rozmawiać. Nie półgębkiem, jak to często robią chłopaki, ale tak normalnie, jakbyśmy się znali od zawsze i kontynuowali nieskończoną rozmowę - zupełnie bez barier. Przyznam, że na początku pomyślałam, że to pewnie typ podrywacza, który jednak gadaniem nadrabia swoje braki takie jak brak poczucia humoru i umiejętności tanecznych, jednak jeszcze tej samej nocy, w pewnym momencie wyciągnął mnie do tańca i, przysięgam, z nikim jeszcze mi się tak dobrze nie tańczyło - nie tylko dlatego, że umiał to robić, ale też, że miał z tego ogromną frajdę i przede wszystkim - lubił sobie z tego robić żarty - nie traktował każdego ruchu swojego ciała z powagą, która zabrania się dobrze bawić, tak jest skupiona na poprawnym postawieniu następnego kroku - był trochę jak dzieciak, który tańczy, bo to kocha - i wtedy doszłam do wniosku, że jest całkiem sensownym człowiekiem.
Cała zabawa skończyła się koło 6 rano, kiedy zaczynaliśmy szykować się do snu. Od razu właściwie, bez żadnego zastanawiania się, wybrałam moje ulubione miejsce w całym mieszkaniu Anetki - podłogę w saloniku, gdzie wcześniej ludzie tańczyli, nakryłam się kocykiem i praktycznie od razu zasnęłam. Kiedy się obudziłam, zobaczyłam Jarka śpiącego obok mnie, jednak bez żadnego obejmowania czy nawet zetknięcia naszych ciał - i za to wtedy też dostał ode mnie dużego plusa. Kiedy on się obudził, jego akcje wzrosły za aktywną pomoc w sprzątaniu, zmywaniu i poprawianiu nam humoru ciągłymi żartami.
Od tamtej pory zaczęliśmy się spotykać w każdą niedzielę- bo tylko wtedy oboje mieliśmy czas, po miesiącu wpadaliśmy do swoich mieszkań bez pytania, o każdej godzinie, po trzech miesiącach każde z nas miało kopię klucza do tego drugiego, więc nawet kiedy któreś z nas było na uczelni czy w pracy, drugie mogło wejść, zrobić sobie herbatę, poczytać, nawet sprzątnąć czy ugotować obiad. Tak trwaliśmy przez dwa lata, kiedy on zaczynał chcieć coraz więcej, a ja rozpaczliwie chciałam trzymać się tego, co wypracowaliśmy, nie chcąc przechodzić na inny poziom znajomości, ale... w końcu mu się udało :) I jesteśmy małżeństwem już 6 lat :)


(W razie gdybym wygrała, proszę o zestaw z serii Delicata)
napisał/a: Elizabeth77 2009-02-05 16:06
Spotkanie w restauracji
On na spotkaniu biznesowym ,Ja umówiona z koleżanką, która w ostatniej chwili odwołał ,pomyślałam trudno wypiję kawę i idę, przychodzi kelner z lampką czerwonego wina i mówi
"wino od Pana siedzącego przy tamtym stoliku i karteczka"napisane "czy mogę Pani potowarzyszyć?

Odpowiedziała uśmiechem i podszedł przedstawił się usiadł i zaczeliśmy rozmawiać co nas tu sprowadziło,o nas samych,aż straciliśmy poczucie czasu.

Zrobił na Mnie pozytywne wrażenie,miły inteligentny,z poczuciem humoru, z klasą ,pozwoliłam się odwieźć do domu,(cos Mi mówiło,że to ten)umówiliśmi się na kolację w weekend.

Potem kolejny weekend i kolejny ,aż zaczeliśmy się spotykać codziennie.
Po pewnym okresie zamieszkaliśmy razem ,przyjęłam oświadczyny,pół roku poźniej pobraliśmy się.

Jesteśmy szcześliwym rodziną a restauracja stała się "ulubioną" za każdym razem gdy tam jesteśmy to wpominami to masze pierwsze spotkanie.
Jednak to miłość od pierwszego wejrzenia......
napisał/a: spinki_pinki 2009-02-05 17:05
Dzis w dobie Internetu i sieci wszystko wydaje się łatwiejsze i prostsze.Klikasz poznajesz ….a może nie do konca wierzac w milosc ona wlasnie i tutaj w tak ekstremalnych warunkach potrafi Ciebie zaskoczyc…
Pamiętam …zaraz po rozstaniu zalogowalam się na jednym z portali.Za namowa znajomych , którym udalo się wmówić mi ze to jedno z rozwiązan na zapomnienie. Nie wierzyłam już w nic , sceptycznie , beznamiętnie klikałam zatem, oglądając profile i nagle jeden przykul moja szczegolna uwage…
Wysoki chłopak. Nie wiem do dzis co mnie w nim tak na prawde zauroczylo …ale chyba te oczy …cieple i serdeczne.Zaczelo się zupełnie tendencyjnie wymiana maili , kilku zdan , jakis niezobowiązujący telefon.Nawet nie milalam pojecia ze milosc zapuka do moich drzwi całkowicie niespodziewanie ….Pamietam dokladnie wszystkie dni kiedy bieglam po pracy do domu otwierałam laptopa …i już czekala na mnie wiadomość.Bylam ta wysniona Myszka a On moim Tygryskiem.Banalnie nieprawdaz?a jednak nikt nie potrafi zrozumiec ogromu uczuc jakie temu towarzyszyly.Dla mnie to był ktos szczególny, bardzo bliski ktos , kto czekal tylko na mnie niezależnie od pory dnia czy pogody.On był dla mnie a ja dla Niego.
Jednak klikanie w sieci nie dopelnia całości , kiedys nastepuje dzien w którym nie wystarcza rozmowy telefoniczne i chce się cala znajomość przenieść w Real.Tak stalo się rozniez z nasza znajomością. 14 luty , doskonale pamiętam ten dzien, było zimno , wiatr hulal za oknem a do spotkania zostalo zaledwie 2 godziny.On spędzał je wlasnie w ostatnich kilometrach dzielących nas od chwili kiedy marzenia a rzeczywistość mialy się spełnić….
Wbieglam na dworzec, w tlumie chcąc dojrzec znajoma sylwetke….moje oczy skierowaly się na postac analizujaca rozklad pociągów na tablicy ogłoszeń. To był on …mój wysoki mezczyzna.Stal posrodku wielu ludzi z Roza w reku ……podeszłam , z bijacym sercem zdołałam wypowiedziec dwa slowa….to ja…To co stalo się zaraz potem trudno opisac slowami.On nagle odwrocil się i nie zapomne wzroku jaki wtedy zobaczyłam.Zaskoczenie, ogrom uczuc , fascynacja i szok…jak bardzo zdjęcia mogą mylic a tym bardziej gdy myla na korzysc….Wtedy pierwszy raz zrozumiałam znaczenie powiedzenia „śmiejące się oczy”…zozumialam jak wyglądają osoby które na siebie czekaly cale Zycie, które padając sobie w ramiona placza nie mogąc z radości wydusic slowa.I tylko jedno co powtarzal wciąż….Moja Myszko ..tak bardzo czekalem tak Się balem …a teraz wiem ze warto było uwierzyc w taka znajomość….warto było uwierzyc w siebie.
Był 14lutego , nawet zapomnieliśmy ze to dzien zakochanych , Roza wypuszczona z mej dloni wskazywala na dwoje ludzi którzy odnaleźli się po to aby zostac ze soba na wieki….
Dzis po wielu latach wspominam ta historie z rozrzewnieniem i mimo ze nie odnalazła on swojego zakończenia , mimo ze czas nie okazal się dla niej sprawdzianem przetrwania jednak wniosła w moje Zycie w tamtym trudnym okresie zycia duzo słońca, duzo nadziei i maksymalne doznania zagubionych gdzies uczuc które zakwitly na nowo wlasnie wtedy.
I nikt mi nie powie , ze najpiękniejsze historie to te z happy Endem …SA i takie które mimo doświadczeń pojawiaja się i koncza po to abyśmy zrozumieli czego tak naprawde szukamy za czym gonimy i co chcemy znaleźć.Moja historia była wlasnie jedna z nich…..
cohenna
napisał/a: cohenna 2009-02-05 17:39
Swojego ukochanego poznałam w szkole. Były akurat pokazy Ratownictwa Medycznego. Ja jako pierwszoklasista byłam jako symulant, a Ratownicy ze starszego roku udzielali nam pomocy. To było na MOSiR w Lublinie w 2002 roku. Niby jakiś zamach terrorystyczny na hali, ja miałam udawać nieprzytomna osobę. Jakiś strażak wyniósł mnie (po drodze prawie upuszczając, bo jestem dość pokaźna :o ) na dwór i "pyrgną" na trawę (a to był październik już po połowie). Wtedy to zajął mną się Ratownik, ułożył w pozycji bezpiecznej, potem jak sie niby ocknęłam pomógł usiąść (he he na czarnym worku koło karetki) i rozmawiał ze mną długo, długo, długo. Dziś jesteśmy małżeństwem, mamy śliczną córeczkę i cieszymy się życiem. :p :) ;)


Uzupełnijmy: w albumie mam datę 27 październik 2002 :p A obok zdjęcie, jak siedzę na czarnym worku, oparta o koło karetki obok takiej wielkiej kałuży. A przy mnie..........Sławek trzyma mnie za rękę i sprawdza puls :D
To było takie "romantyczne"
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2009-02-05 18:02
Ja poznałam mojego ukochanego w czwartek 14 czerwca.... Pisaliśmy do siebie sms-y już długo, ale nigdy się nie widzieliśmy. Wówczas było bardzo gorąco, miałam wyjść ze szkoły jak zawsze i pochodzić po sklepach gdyż miałam godzinę czasu do egzaminu z prawa jazdy. Ale prszyszła burza, a ja byłam pewna że pogoda będzie piękna byłam bardzo lekko ubrana..... I wówczas napisałam poniekąd w żartach do niego czy mógłby przyjść z parasolem po mnie.... I jakie było moje ździwienie gdy przyszedł, poszliśmy na pizze, a póżniej ja na egzamin, a on do domu.... Nie podobał mi się, byłam pewna że nawet nie chciałabym z nim być.... Ale fajnie mi się z nim rozawiało tak inaczej.... Dopiero po jakimś czasie (on po 2 miesiącach, a ja po 3) wyznaliśmy sobie miłość i zostaliśmy parą.... To już ponad rok, jak jesteśmy razem.....
ale
napisał/a: ale 2009-02-05 18:08
[CENTER]Przez szybę[/CENTER]
[CENTER]Jechałyśmy z przyjaciółką obchodzić jej wieczór panieński i przez okno autobusu zobaczyłyśmy jej przyszłego męża z kolegami. Jeden z tych kolegów zwrócił moją uwagę. Najbardziej rzucił mi się w oczy ładny kształt twarzy i piękne, mądre, zamyślone, aczkolwiek troszkę smutne oczy. W tym kilkusekundowym spojrzeniu przez szybę było coś, ale tylko z mojej strony, On mnie widział, ale nadszedł dzień, że zobaczył...

Rozmowa bez słów

Ślub mojej najlepszej przyjaciółki. Ja w roli świadkowej zdenerwowana bardziej od panny młodej, spocona na skutek skwaru lejącego się z nieba, przeświadczona o tym, że i tak wyglądam okropnie, bo mam mały biust a fryzjerka mi źle ułożyłam włosy wchodzę do Urzędu Stanu Cywilnego.
Witam się z przybyłymi osobami i przedstawiam grupie młodych ludzi, wśród których jest przystojny, zdenerwowany i przejęty swoja rolą świadek, ten, którego widziałam w ubiegłym tygodniu.
Gdy wchodzimy do Sali Ślubów idę obok niego i myślę „cholera, czemu ubrałam aż takie obcasy, teraz jestem wyższa”. Przez całą ceremonię trzymam się żeby nie płakać ze wzruszenia, ale po wyjściu wrzucam na luz i oznajmiam, że pot mi ścieka między piersiami, co od razu zostało zauważone, przez świadka.
W samochodzie oznajmiam, coś w stylu „jak fajnie, że wybrałeś takiego przystojnego świadka” a w restauracji siedzę naprzeciw Niego, co jest koszmarem. Średnio co parę minut rzuca krótkie, przeszywające spojrzenia. Speszona (ja speszona?!) i lekko zdezorientowana zajmuję się wszystkim począwszy od komórki, przez serwetki aż do krojenia tortu, co oczywiście mi nie wychodzi. A te oczy świdrują, wpatrują się, krótko, ale taaak intensywnie. To nasza pierwsza rozmowa, bez słów.
[/CENTER]

[CENTER]Do zakochania jeden krok[/CENTER]

Wyczarowałam sobie numer telefonu i napisałam sms-a, mieliśmy się spotkać, ale On się wykręcił. Wściekła obiecałam sobie, że już nigdy więcej się do niego nie odezwę, ale akurat nikogo nie było na gadu-gadu. I tak zaczęły się nasze internetowe, wielogodzinne rozmowy: o wszystkim i o niczym, jedne nudne, inne banalne, niektóre ociekające seksem, a jeszcze inne całkiem niewinne. Żadnych spotkań bo... tak bezpieczniej, tak wygodniej, tak mniej boli... jakby co... Ale po czterech (!) miesiącach w końcu się spotykamy, a po kolejnych dwóch jesteśmy razem.

[CENTER]Złote obrączki[/CENTER]

Dwa i pół roku po tym spotkaniu na ślubie naszych przyjaciół, to my bierzemy ślub, a oni są naszymi świadkami. Tym razem na dworze jest zimno, ja nie ubrałam obcasów, a my rozmawiamy, tym razem nie tylko poprzez spojrzeniem, chociaż nasze oczy i tak mówią najwięcej... :)


[CENTER]"Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie..."
[/CENTER]


[jakby się udało to poproszę serię Natura]
napisał/a: pinia18 2009-02-05 18:44
Natknęliśmy się na siebie gdzieś w sieci. Od słowa do słowa, okazało się, że mieszkamy jakieś 50m od siebie, więc zaczęliśmy mówić o sobie "sąsiedzi". Przemek zaproponował, żebym przyszła na kawę, a ja niewiele myśląc, ubrałam się i przyszłam.
Stojąc pod Jego drzwiami byłam przerażona trochę. Szłam do mieszkania obcego mężczyzny, więc nic dziwnego, że czułam się odrobinę skrępowana. W końcu nie wiedziałam, co mnie tam spotka.
Wtedy po raz pierwszy w życiu piłam czarną kawę. Siedzieliśmy na przeciwko siebie i rozmawialiśmy o różnych rzeczach, gdy nagle Przemek napomknął coś o swojej Żonie. Zbiło mnie to z tropu, ale ja o to nie pytałam, a On się nie wychylał, choć oczywiście tego nie ukrywał. Miałam ochotę zwiać stamtąd, gdy tylko dowiedziałam się o tym, że mieszka z Żoną i Jej synem z pierwszego małżeństwa.
To było wówczas nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. Odniosłam wtedy wrażenie, że ma mnie za smarkatą idiotkę. Nie liczyłam na kolejne spotkanie, ale długo nie mogłam o Nim zapomnieć.
Mijałam Jego okna, gdy szłam do szkoły, więc codziennie zerkałam w ich stronę i zastanawiałam się co robi, jak się czuje i czy jest szczęśliwy z Żoną. Wiele razy chciałam przejść przez Jego bramę, licząc, że "niby przypadkiem" się na Niego natknę... ale brakowało mi odwagi.
W lipcu 2005, kolejny raz natknęliśmy się na siebie w sieci, pod innymi nickami. Historia jakby się powtórzyła. Z tym, że od dawna nie mieszkał z Żoną, właśnie kończył związek z jakąś inną kobietą, miał inną pracę - i generalnie wiele się w Jego życiu zmieniło...
Wróciłam właśnie z wakacji, miałam chandrę i od kilku dni nie wychodziłam z łóżka. Przemek napisał mi wtedy, że ma w domu pieczonego kurczaka i pyszną sałatkę. To był strzał w dziesiątkę. Od jakiegoś czasu bowiem, chodził za mną kurczak...
Była północ, a ja mimo późnej pory, ubrałam się i poszłam. Spotkaliśmy się na rogu - prawie Go nie poznałam. Bardzo schudł, miał okulary, dłuższe włosy... podobał mi się bardziej niż kilka lat temu. Super nam się rozmawiało, więc ustaliliśmy, że jeszcze się spotkamy...
On znowu wyjechał na statek. Ja z powrotem pojechałam do Piaseczna. Któregoś dnia, dotarło do mnie, że cholernie za Nim tęsknię i postanowiłam napisać mu o tym SMS`a... - nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że od teraz będę tęsknić za Nim każdego dnia...
Po moim i Jego powrocie, zadzwonił i powiedział, że zarezerwował dla mnie cały dzień i nie mogę Mu odmówić. Byłam w siódmym niebie, więc szybko poskładałam się w sensowną całość i wyszłam, by się z Nim spotkać...
Pełnia lata, słoneczny dzień, zimne piwo, tłum ludzi i My... jakby oderwani od rzeczywistości. Nie istniało dla mnie NIC, poza Mężczyzną siedzącym na przeciwko... tak bardzo wtedy chciałam, by mnie pocałował... i w końcu to zrobił.

Od tamtej pory, trzymając się za ręce, razem idziemy przez życie...
napisał/a: martusia11 2009-02-05 18:51
Mojego obecnego chłopaka poznałam strsznie banalnie,bo na uczelni,gdzie razem studiowaliśmy.Ale w gronie 130 studentów i 5 grupach na 1 roku raczej mijalismy sie na korytarzu i prawie się nie znaliśmy. Wszytko zmieniło się na drugim roku studiów kiedy to trafilismy razem do grupy laboratoryjnej.Na pierwszym laboratorium-niestety mielismy wypadek-przez przypadek wpadłam na niego i oblałam go kwasem (na szczescie był rozcienczony) i pokaleczyłam szkłem:(Byłam tak przerażona,że aż sie popłakałam-on natomiast zaczał sie z tego smiac i zeby zademonstrowac mi,ze nic mu nie jest zaproisł mnie na kawe:)I tak sie to zaczęło:) Może mało romantycznie,ale ja sie do dzis z tego smieje:P
napisał/a: agnes_joan 2009-02-05 19:56
Ja mojego chłopaka poznałam na dyskotece....Mieszkam nad morzem, a to latem wpływa na mozliwość zawaracia wielu znajomosci.

No dobrze. Co prawda pojechałam na tą dyskotekę tylko ze względu na moją przyjaciółkę, a na miłosć nie byłam gotowa.

Taniec, muzyka, ludzie, no i to morze (dyskoteki są często organizowane po prostu na plaży). Zabawa świetna, ja jakaś bez humoru... Kiedy podszedł poprosić o taniec jakiś chłopak, który jednocześnie mi się przedstawił (Krzysztof, no teraz to dla mnie cudowne imię:) pomyślałam , ze jest dziwny:
1 - powiedziałam, ze nie mam ochoty na taniec (fakt przyznaję często jestem okropną, zupełnie nieczułą egoistką, ale walczę z tym - z róznym skutkiem, ale się staram:)
2 - on sobie siada jak gdyby nigdy nic i zaczyna rozmawiać...

Rozmawiała mi sie z nim całkiem dobrze, ale przed tańcem jakoś sie zawziecie broniłam. Kiedy poszedł, byłam wściekła, że mnie tak zostawił.

A tu nagle Dj ogłasza, ze kolejna piosenka jest z dedykacją ,,dla Agnieszki, tej uroczej damy siedzącej przy stoliku obok zejścia od Krzysztofa). Obok zejścia siedziałam sama, za moment dosiadł się ponownie on. Z głośników popłynęła piosenka Erica Clapton'a ,,Layla".....cóż jest to teraz moja ukochana piosenka.

Jesteśmy razem juz ponad dwa lata, a jeśli chodzi o Laylę...kochamy to oboje***
napisał/a: KalinaN 2009-02-05 20:05
Zawsze uważałam, że najgorszy sposób na poznanie chłopaka to internet. Byłam całkowicie przeciwna tej formie kontaktów. I o ironio właśnie w taki sposób poznałam męża ;)
Po nie udanym związku postanowiłam wyjechać na rok z kraju. Miałam zostać aur paire trójki przeuroczych dzieci w Szwajcarii. Ale do mojego wyjazdu miałam jeszcze miesiąc. Najzwyczajniej w świecie nudziło mi się i stwierdziłam, że poklikam sobie w sieci. Wybrałam czat na WP i tak to się zaczęło. Choć już po pierwszym wpisie strasznie mnie wkurzył nazywając surykatką i jakąś Efą ( potem okazało się, że Efa to wąż i to jadowity ;)) Miałam zakończyć tą rozmowę, ale moją uwagę przykuł pewnien szczegół: pisał z zachowaniem zasad ortografii i interpunkcji z czym się nie spotkałam wcześniej. Spodobało mi się to, gdyż świadczyło to o szacunku do czytającego. Wymieniliśmy się numerami gg. aby później przejść na emaile. Od razu uprzedziłam go, że za miesiąc wyjeżdżam na rok. Nie zraziło go to. Stwierdził, że jeśli uda na się wymienić 10 emaile za nim wyjadę to będzie dobrze. I faktycznie udało się. Nie spotkaliśmy się wtedy, ale wymieniliśmy zdjęcia. Potem wyjechałam. Pisaliśmy do siebie zabawne smsy i emaile. Pocieszał mnie w trudnych chwilach. Tęskniłam za nim coraz bardziej. Po dwóch miesiącach pobytu postanowiłam, że wracam. Chciałam go poznać. A intuicja podpowiadała mi, że to właśnie ten i żaden inny.
Na pierwsze spotkanie umówiliśmy się w restauracji. Przywiózł książkę o wężach, gdyż chciałam poznać Efę. Przesiedzieliśmy tam kilka godzin, bez końca rozmawiając. I tak to trwa już 3 lata. /SIZE]