Konkurs "Niezapomniane spotkanie"

napisał/a: illa 2009-02-11 15:36
[CENTER]Nasze pierwsze "romantyczne" spotkanie[/CENTER]

W gąszczu sieci się poznaliśmy, swe życie w kabelki uczuć i prądów spletliśmy. Rozmowy długie prowadziliśmy, pismem do siebie przemawialiśmy. I nadszedł ten moment wyczekiwany - spojrzenia prawdziwe w oczy. I tak też się stało. Ujrzałam te oczy błękitnością swoją cudowne, topiąc się w nich, tylko po to, by na nowo się narodzić. To chyba niebo spadło na ziemię, a słońce zaświeciło niepowtarzalnym do tej pory blaskiem. Zmysły zadrżały moje, ziemia się zatrzęsła. A On Jeden Jedyny, cóż.. oniemiały, z zachwytu, jak mniemam, kilka chwil w bezruchu pozostał, różę ściskając, za plecami schowaną, ku ziemi skierowaną. Pies pobliski przechwycił jej płatki pachnące, więc zamiast kwiata na znak romantyzmu, badyl z kolcami otrzymałam...
Lecz to szczęśliwego zakończenia wcale nam nie wyklucza - żyjemy długo i szczęśliwie, a puenta jest jedyna - czasem i pięknego początki bywają trudne..!


[w przypadku wygranej - bardzo proszę o zestaw Natura]
napisał/a: natalkalady 2009-02-11 19:31
Wlasciwie to nawet nie zabadzo jestem w stanie przypomniec sobie kiedy dokladnie pierwszy raz rozmawialismy, bo znamy sie... praktycznie od zawsze:)
Mieszkalismy na jednym osiedlu, na tej samej ulicy. On i ja chodzilismy razem do podstawowki ale on byl duzo straszy i nie zadawal sie z mlodsza kolezanka;p Choc jakto w podstawowce wszystkie dziewczynki marzyly o jakims "wybranku" ze satrszych klas.
Pozniej on poszedl do innego liceum i niewidywalam go juz na przerwach ale mielismy mase wspolnych znajomych dzieki ktorym dosc czesto widywalismy sie w innych niz szkolne okolicznosciach.
Po pewnym czasie zaczelismy czesciej widywac "sam na sam":), czesto do mnie dzwonil, pisal. Az w koncu raz, zupelnie zwyczajnie wyszlismy razem na spacer, chyba 5 razy obeszlismy cale osiedle:p bardzo duzo rozmawialismy i o glupotach i o rzeczach dla nas waznych, i wtedy zadzwonil do niego telefon i byli to jego koledzy chcieli sie zapytac czy spotka sie teraz z nimi a on spojrzal na mnie usmiechem na twarzy i powiedzial "Nie, teraz napewno nie bo jestem wlasnie z moja dziewczyna" i odrazu odlozyl sluchawke:) Bylam przeszczesliwa z tych slow i zapamietam je do konca zycia i cala ta sytuacje:) Wracalismy do domu spleceni rekoma caly czas sie calujac:)




P.S
Gdyby moja wypowiedz sie spodobala prosze o zestaw natura:)
kaczka89
napisał/a: kaczka89 2009-02-11 19:39
Mojego ukochanego poznałam w 2 klasie liceum podczas szkolnej wycieczki do Grecji. Mimo, że uczyliśmy się w jednej szkole, w równoległych klasach to własnie na wycieczce zobaczyłam go pierwszy raz w życiu. Żeby tego było mało, przez cały pobyt praktycznie nie zwracaliśmy na siebie uwagi, dopiero w drodze powrotnej coś zaiskrzyło. Co chwilę spoglądałam w stronę siedzenia mojego przystojniaka, a on ( jak się później dowiedziałam) specjalnie tak wybierał miejsce do grania w karty aby patrzeć na mnie. Gdy zauważyłam, że on też na mnie spogląda to zrobiło mi się strasznie głupio, pomyślałam, że on pomyślał, że pewnie na niego "lecę" takie dziecinne myślenie. Lecz przez tą całą ok. 30 godzinną podróż obojgu brakowało odwagi zeby do siebie zagadać. Dopiero następnego dnia, po powrocie dostałam anonimowego smsa, którego trzymam w telefonie do dziś: " Siemanko. Chciałem Ci wczoraj powiedzieć ale..., że masz piękne oczy.". Dziś oboje się z tego śmiejemy, bo trafił w mój czuły punkt. Zabawne jednak jest to, że ludzie mijają się prawie codziennie a nie zauważają się, dopiero setki kilometrów od domu mamy szansę naprawić swój błąd. Do dziś dziękuję moim koleżankom, ze namówiły mnie na ten wyjazd...
PS. Bardzo proszę o zestaw Delicata
napisał/a: muminka10 2009-02-11 20:04
Był 14.08.1998 rok. Przyjechałam do kolezanki z liceum na trzy dni. Była w domu sama z bratem i starszą siostrą. Wieczorem postanowiłyśmy pójśc na pokaz kosmetyków pewnej znanej marki Oriflame do jej koleżanki. Wyruszyłyśmy około 19-tej. Postanowiłyśmy iśc spacerkiem, trochę poplotkowac. Gdy przechodziłyśmy przez skrzyżowanie Renatę zauważył koledzy Łukasz i Domnik. Byli do siebie bardzo podobni, wyglądali jak bracia - a co najśmieszniejsze mieli na sobie koszulki w tym samym kolorze - niebieski błękit. Zaczeli z nią żartowac, po chwili Łukasz poprosił, żeby Renata przedstawiła mu swoją koleżankę. Od razu złapaliśmy wspólny temat i żartowaliśmy jak starzy dobrzy znajomi. Odprowadzili nas na pokaz kosmetyków i skrzętnie czekali aż się skończy by nas odprowadzic do domu.

Na następny dzień poszłyśmy na imprezę, Łukasz czekał na nas pod klubem, wcale się z nami nie umawiając czekał w samochodzie aż wyjdziemy. Wydawało mi sie to podejrzane, i domyślałam się że Renatka ma coś z tym wspólnego. Kolejnego dnia odwiózł mnie do domu i od momentu gdy dowiedział sie gdzie mieszkam stał sie w nim stałym bywalcem... i po latach w nim zamieszkał!!! Bo jestemśmy już 6 lat szczęśliwym małżeństwem!!!
napisał/a: wladzia 2009-02-11 21:05
Jako dziecko często modliłam się do Boga, traktując go jak dobrą wróżkę, która zawsze daje to, o co prosisz. Niestety, ale wkraczając w dorosłe życie uświadomiłam sobie, iż nie ma dobrych wróżek,
Nieudane związki, rozpacz, rozgoryczenie i to głupie poczucie winy, które zawsze wracało przy kolejnym rozstaniu.
Nie uświadamiałam sobie faktu, iż w wielu sprawach należałoby zwrócić uwagę na własną intuicję, która zawsze podawała mi wiele odpowiedzi, które po przeanalizowaniu przez mój ścisły umysł stawały się nierealnymi złudzeniami.
Postanowiłam, więc zmienić siebie, swoją psychiczną stronę życia, a przede wszystkim swoje dążenia dotyczące ułożenia sobie życia z księciem z bajki. Zaczęłam chodzić na spacery, żeby wyciszyć swój umysł i znaleźć w sobie rozwiązania, które tkwią we mnie samej. Kupowałam książki mówiące o ukrytej podświadomości tkwiącej w każdym z nas.
Im bardziej byłam wsłuchana w głos natury tym głośniej słyszałam szept wydobywający się z głębi umysłu ( a może serca). Zaczęłam pogodnie patrzeć na kolejne dni kończące swój żywot pięknym zachodem słońca.
Podczas jednego z nich, siedząc na ławce w pobliskim parku nagle spostrzegłam, iż obok w wielkiej zielonej teczce leżą dokumenty, których mogłabym przysiąc wcześniej nie było. Po 20 minutach znalazłam się w najbliższym mej myśli szpitalu, nie wiedząc, dlaczego akurat wybrałam szpital a nie policję i w ogóle, po co tam poszłam. Po krótkiej chwili zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to nie ja podjęłam decyzję, ale moje wewnętrzne „ja” kazało mi iść właśnie w tamtym kierunku. Przeszył mnie strach i właśnie wtedy usłyszałam głos: „ Czy mogę Pani w czymś pomóc, widzę, że nie czuje się Pani najlepiej?” Po krótkim uświadomieniu sobie całej sytuacji, stwierdziłam, iż bladość, która pojawiła się na mojej twarzy może być dobrym pretekstem, żeby wymknąć się z całej tej sytuacji.
Kiedy przystojny Pan doktor zajął się badaniem mojego ciśnienia, stwierdziłam, że coś jest nie w porządku. W ciągu 5 minut opowiedziałam mu całą historię, po czym ujrzałam wielki uśmiech na jego twarzy.
Okazało się, iż ów Pan doktor zna mnie bardzo dobrze, gdyż swoje lunche spędza w pobliskim parku, gdzie subtelnie od kilku tygodni obserwuje moją wsłuchaną w naturę personę. Z wrażenia zapomniał wziąć teczki z dokumentami, która przeleżała samotnie w parku całą noc.
Dzięki mojemu wewnętrznemu głosowi zostałam zaproszona na jakże gorącą poranną kawę i przy okazji zrodziła się znajomość, która, przetrwała już 30 lat i mam nadzieję, iż przetrwa nawet trzecią wojnę światową.

Ps. seria Delicata
napisał/a: jolliiee 2009-02-12 00:54
Spojrzałam i od razu pokochałam. Ot tak po prostu, w jednym zdaniu ująć to można. Tak banalnie i tak trywialnie, bo w szarości codziennego życia, w tramwaju porannym i zaspanym linii numer 5 Go spotkałam. Stał senny, firanką swoich rzęs długich zarzucając. Obserwowałam Go bacznie i pilnie. Jechaliśmy. Jechaliśmy dalej. Mijały minuty długie, choć całkiem krótkie. Wyróżniał się z tłumu! Magią swą przyciągał, elektryzował. I nagle..przemówił swym głosem niskim - czy może mi Pani skasować bilet? Z przyjemnością! - pomyślałam, lecz kiwnęłam tylko nieśmało głową. I jechaliśmy dalej. Miłość od pierwszego spojrzenia się rodziła. Tramwaj się zatrzymał, razem do drzwi się skierowaliśmy i usłyszałam: to Pani też tutaj wysiada? I od tej pory podążamy już zawsze tą samą drogą i zmierzamy w stronę jednego, wspólnego przystanku - domowego ogniska...


----
gdybym wygrała - bardzo proszę o zestaw Natura.
napisał/a: dazzle 2009-02-12 01:57
Ja i mój B. znamy się od lat. Uczęszczaliśmy do tej samej klasy w podstawówce, a bloki, w których mieszkamy dzieli zaledwie mały sklep. Nawet "chodziliśmy" ze sobą w czwartej klasie - B. był moim pierwszym chłopakiem! Wybraliśmy jednak inne gimnazja i nasze drogi się rozeszły. Jednak.. nie na długo. Czasem widywaliśmy się na osiedlu, a w trzeciej klasie, pewnego dnia, zdenerwowana kolejny raz z powodu mojego beznadziejnego telefonu, ustawiłam sobie opis w komunikatorze, że muszę go zmienić. Chwilę potem podłączył się B. Napisał, że może mi załatwić dobry telefon po niższej cenie. Później okazało się, że jego kumpel handluje telefonami, ale nie zagłębiajmy się w ten temat. Podziękowałam uprzejmie pisząc, że się zastanowię. Następnego dnia kolega z podstawówki znów się odezwał. Tym razem potrzebował "babskiej" rady. Ma bujną czuprynę i nie wiedział, jakimi kosmetykami ją okiełznać. : ) Po tej nastąpiły kolejne rozmowy. Przez kilka tygodni pisaliśmy ze sobą godzinami, w między czasie wysyłając sobie muzykę. Tak przesiadywaliśmy przed monitorami naszych komputerów do późnej nocy. Nie było nigdy sytuacji, abym zastanawiała się: "co teraz napisać?". Rozmawiało nam się świetnie! Nie spodziewałam się, że ten mały rozrabiaka sprzed kilku lat wyrośnie na tak inteligentnego, przesympatycznego, ambitnego, kreatywnego i przebojowego faceta. Pewnego wieczoru B. napisał, że niedługo jego brat wraca z ferii z Holandii i postara się załatwić dobre wino prosto z Niderlandów. Nie udało się niestety, ale nie przeszkodziło to nam w umówieniu się na spotkanie.

Był 10 marca. Już od kilku dni chodziłam niespokojna, w kółko myśląc, co na siebie włożyć, jak się uczesać... Nie chciałam go wystraszyć robiąc się na bóstwo, ani zniechęcić, ubierając się zbyt na luzie. Starałam się wypośrodkować mój strój. Jednak kiedy zobaczyłam Jego, przystojnego szatyna w seksownym, białym sweterku, w rozpiętej zgrabnie kurtce, miałam ochotę wrócić do domu i przebrać się czym prędzej!:P Było jednak za późno. Podeszłam, przywitałam się. Ruszyliśmy na spacer. Zawędrowaliśmy na plac zabaw, gdzie usiedliśmy na ławce. Za każdym razem, kiedy przechodzę obok, spoglądam na to miejsce z uśmiechem i przypominam sobie ten wspaniały wieczór, kiedy B. zaskoczył mnie wyjmując z plecaka dwa kieliszki i wino. Było cudownie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku! Mimo iż pamięć mam słabą, ten piękny wieczór zapisał się w niej wyjątkowo trwale.


Za miesiąc będziemy ze sobą dwa lata. Mam nadzieję, że B. to mój pierwszy i ostatni mężczyzna. ; )

* * *

Poproszę zestaw z mleczkiem i kremem z serii Delicata (mleczko do demakijażu i krem Revival).

Pozdrawiam serdecznie!
napisał/a: emila3000 2009-02-12 07:36
mojego męża poznałam na gadu-gadu... było to 7 lipca o 3 w nocy 4,5 roku temu... moi rodzice kupili modem i neostrade... ja w nocy zaczelam podlaczas go, instalować wszystkie programy potrzebne do korzystania z internetu... miedzy innym właśnie to GG... założyłam swoje konto... i zajęłam sie dalszym instalowaniem...
4 km dalej, niemalże na tej samej ulicy (mieszkał przy ulicy która jest przedłożeniem mojej) Adam podłączał internet u siebie w pokoju... jego starszy brat wyjechał wtedy na wakacje, a on pociagnal sobiekabelek z soasiedniego domu, gdzie mieszkał Tomek...

On pierwszy napisał...tez założył nowe konto, wyszukał w katalogu publicznym kogokolwiek żeby moc wypróbować gg... nawiązała się zwykła rozmowa, taka jak miliony innych... trochę pogadaliśmy, przez kilka godzin... następnego dnia kiedy zobaczyłam ze jest dostępny od razu do niego napisałam... super nam się rozmawiało, jak z nikim innym... potrafiliśmy przegadać cale noce...

moi rodzice wzięli Neostrade na probe na 2 miesiące... pod koniec wakacji do ostatniej chwili nie byłam pewna czy będę mieć internet czy jednak z niego zrezygnują, a nie chciałam stracić takiego cudownego przyjaciela wiec zdecydowaliśmy się na spotkanie... omówiliśmy się w połowie drogi, niedaleko zalewu... 2 września o 19.00 ... nie mogłam się doczekać tego spotkania... zobaczyłam go na żywo... byłam mile zaskoczona... zakochałam sie w nim od razu, a on we mnie...poszliśmy się przejść nad zalewem... obydwoje jestesmy bardzo nieśmiali i zamknięci w sobie... wiec nasze pierwsze spotkanie z zewnątrz wyglądało mało ciekawie... przez cały czas prawie się do siebie nie odzywaliśmy - cieszyliśmy się tym spotkaniem i nasza obecnością... później on odprowadzil mnie do domu...

rodzice na szczęście zatrzymali internet... ale pojawił się inny problem... Bratu Adama kończyła się umowa i jej nie przedluzal... mieliśmy takie szczęście ze tp długo nie odłączała tego internetu - minął chyba miesiąc od daty wygaśnięcia umowy... byłam przerażona tym ze stracę z nim kontakt... nie miałam wtedy jeszcze telefonu komórkowego... a sms na gg były drogie wiec on wydal by fortunę na nie....któregoś dnia stało się... odłączyli go... następnego dnia siedziałam strasznie smutna przy komputerze... kolo zegara zaczęła migać mi koperta - to On napisał... okazało się ze podłączył telefon do komputera, i zgrywał sobie pliki... przez przypadek na telefonie wcisnął jakiś klawisz i go połączyło z internetem... mogliśmy sobie pozwolić na godzinę rozmowy na gg dziennie... trwało to chyba ze 2 miesiące... później jego brat kopił neostrade w jakieś gwiazdkowej promocji... wzieli go na spółkę...

byliśmy wtedy w liceum... ja w pierwszej klasie on w trzeciej... jestesmy teraz szczęśliwym małżeństwem i mamy śliczna córeczkę...

(jeżeli wygrałabym poproszę serie Natura

Pozdrawiam
napisał/a: justynaXsanko 2009-02-12 09:19
Mieszkanie w starej kamienicy, ja wynajmowałam jeden pokój ( inne pokoje zajmowali również studenci). Pewnego wieczoru właściciel mieszkania przyszedł przedstawić mi nowego współlokatora, który zajał pokój obok mojego.Zupełnie na mnie nie zrobił wrażenia,ale nie minęło pół godziny kiedy Krzysiek przyszedł pożyczyć mapę Poznania, bo był tu dopiero pierwszy dzień, a następnego dnia miał jechać do nowej pracy i nie bardzo wiedział jak."Pożyczanie" mapy mapy trwało ok 2 h., bo skoro nie miałam ciekawszego zajęcia to mogłam sobie w końcu pogadać z "nowym".Następnego dnia przyszedł oddać mapę.Kolejnego dnia przyszedł znów zapytać jak ma gdzieś dojechać,i tak dzień po dnu zawsze miał jakąś sprawę...
Na początku wydawał mi się zarozumiały i że strasznie się wymądrza więc rozmowy trwały nie raz do 2.00, 3.00 nad ranem, bo ja dzielnie broniłam swojej racji, a on swoich i dyskusje trwały- taka trochę walka na słowa.
Z czasem rozmowy złagodniały, nie były już walką, kto ma rację.Obydwoje( jak się później okazało) czekaliśmy i słuchaliśmy , kiedy drugie z nas wróci z pracy, czy z uczelni.
Nie musiało długo czasu upłynąć kiedy ten zarozumiały chłopak stał mi się bliski, i nawet rozstania kiedy nie raz wyjeżdżaliśmy na weekend do swoich rodzin były strasznie długie.
Po 1,5 miesiąca takiej znajomości poprosił mnie o rękę.
Nie minęło też dużo czasu, kiedy stwierdziliśmy, że po co wynajmować dwa pokoje, kiedy oszczędniej będzie zamieszkać razem:D, no i wprowadził się do mnie.
Teraz 1 lutego minęło 7 lat od chwili kiedy pożyczyłam mojemu mężowi mapę Poznania.
flossy
napisał/a: flossy 2009-02-12 09:20
Może to trochę zabawne, ale pierwszym dniem, w którym spotkałam mojego Ukochanego był pierwszy dzień w liceum. Ja ubrana w krępujący mundurkowaty czarno-biały strój i masa nowych ludzi. Ale mimo tego tłumu, on wpadł mi w oko od razu. Wydał mi się wtedy szalenie przystojnym ,ale łobuzerskim POZEREM poza moim zasięgiem "Tylko co on u diabła robi na humanie??" - myślałam sobie. Okazało się jednak, że będziemy chodzić do tej samej klasy!!! Oczywiście pozwalałam sobie jedynie na "gadki-szmatki" z nim w większym gronie, bo przecież nie potrzebna mi taka znajomość. Po jakimś czasie los jednak chciał, spodobałam mu się. Zaczął się strasznie starać, żeby spędzić ze mną więcej czasu, to były urocze "podchody" ...więc w końcu nasza znajomość zaczęła powoli "wychodzić" poza szkołę. Okazało się, że wcale nie jest pozorem, wcale nie jest łobuzerski i chamski...wręcz przeciwnie - z mojego pierwszego wrażenia pozostało tylko to, że jest przystojny Okazał się człowiekiem bardzo ciepłym i pomocnym, zabawnym jak nikt inny, kochanym po prostu. Bałam się trochę co będzie jeżeli, to wszytko się zepsuje, jaka będzie atmosfera w klasie przez cały dzień. Okazał się, że z tej tak niewinnej, szkolnej znajomości wyrosło coś pięknego i dojrzałego. Liceum się już dawno skończyło, jesteśmy na studiach (każdy na innych ) i myślimy poważnie o naszej wspólnej przyszłości.

Uwielbimy wspólnie wspominać nasz pierwszy dzień znajomości i nasze początki. O naszych pierwszych wrażeniach i odczuciach, myślach i staraniach...to takie zabawne z naszej dzisiejszej perspektywy!
napisał/a: NATIK999 2009-02-12 10:40
Poznałam mojego mężczyne chyba gdy byłam w przedszkolu hehehe ale wiele lat musiało minąc żeby coś poważnego z tego wyszło :)
napisał/a: anmonek 2009-02-12 11:02
W Walentynki byłam sama, w planach miałam iść do kina, było mroźno, ale nie zamierzałam narzekać i się smucić moją samotnością...
Wchodząc po oblodzonych schodach do kina, stąpnęłam niepewnie, noga się obsunęła a ja z całym impetem wylądowałam u podnóża kina z bolącą piekielnie nogą, w porwanych rajstopach i poszarpaną spódnicą. A do tego moja noga tak mocno bolała i dziwnie spuchła. Z bólu popłakałam się, podeszła do mnie pani, która przechodziła obok, zobaczyła moja spuchniętą i dziwnie wyglądającą nogę i zapytała czy może mi pomóc. Byłam tak zażenowana tym, że leżę jak długa w centrum miasta, że powiedziałam, że nic mi nie jest i próbowałam się podnieść. Na dworze było zimno, przecież to połowa lutego, a ja siedzę na lodzie w samych rajstopach, spódnica gdzieś się podciągnęła, zaczęło mi się robić ogromnie zimno i wstyd. Próbując niezgrabnie wstać noga znów mi się pośliznęła i znów z impetem wylądowałam na lodzie. W tej chwili podszedł do mnie jakiś nieznajomy chłopak i podał mi swoją rękę, podciągnęłam się, ale nie byłam w stanie stać na nogach, moja prawa noga była złamana. Poza tym rozbeczałam się koncertowo, rozmazany tusz do rzęs płynął po moich zmarzniętych policzkach. Nieznajomy zadzwonił po karetkę, wsadzono mnie na nosze a on zniknął.... W szpitalu ciągle mnie gdzieś przenosili, a noga tak strasznie bolała. Załamałam się całkiem, łzy do tej pory powstrzymywane popłynęły strumieniem, nie mogłam się uspokoić, ból nogi, ból serca, że znowu się nie udało, ze złości, z żalu, ehhh… Spojrzałam niechcący w szybę naprzeciw mnie i zobaczyłam coś okropnego - zabeczaną, z rozmazanym maksymalnie makijażem, smutną dziewczynę. A jeszcze przede mną było nastawianie nogi i założenie gipsu. Leżąc i czekając na ból, poczułam czyjaś obecność, całkiem blisko mnie, odwróciłam głowę i zobaczyłam twarz Nieznajomego chłopaka, który z niepewnym uśmiechem i powiedział, mam na imię Paweł. Cieszę się, że czujesz się już lepiej :)

*Delicata