Konkurs "Niezapomniane spotkanie"

3misiowie
napisał/a: 3misiowie 2009-02-12 11:13
Przez dłuższy czas bylam sama i nie mogłam nikogo poznać. Odważyłam się zalogować na randkach w internecie, z myślą, że może tu uda mi się spotkać swoją drugą polówkę. Pól roku mijalo a ja dostwalam od mężczyzn tylko oferty seksualne. Miałam tego dość. Bylam zdesperowana, że tak wiele osób szuka tylko jednego. Zastanawiałam się czy naprawde nie ma już "normalnych" naturalnych facetów?
Kiedy już miałam zakończyć swoje randkowanie dostałam maila od mojego obecnego męża :). Nie chialam odpisywać (mimo iż na zdjęciu facet wydawal mi się sympatyczny) jednak powiedzialam sobie: dobrze ale to jest już ostatni raz. Kończę z tym.
Rozmawialiśmy kilka dni i postanowiliśmy się spotkać w realu. Czułam dobre fluidy, ten mężczyzna wydal mi się inny niż poprzedni.

Na spotkanie nie wystroilam się ale ladnie ubrałam. Spotkaliśmy się w centrum. Gdy go zobaczyłam na żywo nogi mi się ugięly. Facet od razu mi się spodobał, mimo iż byl niewiele wyższy ode mnie - a ja jestem niska. Poszliśmy na kawę, mimo że nie piję jej heh. Piliśmy sok, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Czasami myśli odbiegaly mi gdzieś dalej a w tym czasie wpatrywalam się w Jego cudne ciemne oczy. Zaczęłam sobie marzyć, marzyć, marzyć... Zdałam sobie sprawę, że będąc w liceum marzyłam o takim facecie - ciemnę oczy, włosy, dowcipny, sympatyczny, szarmancki...
Mieliśmy wiele ze sobą wspólnego - z poprzednimi z ktorymi sie spotkalam też. Jednak tym razem bylo inaczej. Widzialam, że się mną bezinteresownie zainteresował. Gdy wstalam czułam jego wzrok na sobie, gdy na niego spojrzalam udawal, że nie patrzy na pewne części mojego ciala :) Ciągle patrzelismy sobie w oczy.
Mimo, iż spędziliśmy ze sobą ok 3 godz czułam, że to jest ten facet.
Czekalam tylko na jedno:
Spotkamy się jeszcze? Może za tydzień? - to usłyszalam. Bylam wniebowzięta, w duchu cieszyłam się jak dziecko. Tylko myślalam dlaczego dopiero za tydzień chce się spotkać? Ja chcialam żeby bylo to choćby pojutrze. Ale tak z kobietami jest, że nie mogą się doczekać...
Cały tydzień chodziłam skolowana i czekalam na następne spotkanie. A po drugim spotkaniu na następne i jeszcze następne aż w końcu... po niezbyt dlugiej znajomości staneliśmy na ŚLUBNYM KOBIERCU :)

Dziś stanowimy zgraną i kochaną rodzinę; Mamy siebie i wspanialą córcię :)

KOCHAM CIĘ ANDRZEJKU - forever ))



Jesli wygram wybieram mleczko i kremem z serii Natura (mleczko do demakijażu i krem Couperose)
napisał/a: brzozak 2009-02-12 13:37
Nasze pierwsze spotkanie, nic nadzwyczajnego. Spotkaliśmy się u kolegi na imenienach w akademiku. On myślał taka cicha, ja myślałam taki nieśmiały i spotkaliśmy się kolejny raz po roku i tak już zostało że jesteśmy wciąż razem tak już 12 lat ...
napisał/a: Maduixa 2009-02-12 14:31
My z moim katalonskim narzeczonym poznalismy sie przez naszych wspolnych znajomych, ale rozmowy zaczely sie od telefonu i smsow.
Wreszcie po 1,5 miesiaca przyszlo nam sie spotkac twarza w twarz. Pracowalam wtedy w agencji jezykowej i szykowalam wyjazd grupy do Lloret de Mar. On mieszkal w Barcelonie. Bez chwili wahania gotow byl na przyjazd do Lloret, abysmy sie spotkali. Nadszedl TEN dzien. 22 maja 2004. O 6 rano wyrzucil nas autokar, abysmy zakwaterowali sie w hotelu nad morzem. Po 48 godzinach jazdy bylam padnieta, ale nie czekalam na nic innego jak tylko poznac Go osobiscie. Czekalismy w recepcji na przyznanie pokoi. Swietlica byla pelna personelu hotelowego placzacego jak bobr ze wzruszenia. W telewizji leciala transmisja z ceremonii slubnej nastepcy tronu hiszpanskiego Felipe i Leticii. I w tym momencie poczulam dotyk dloni na plecach. Odwrocilam sie. To byl R. Usmiechnal sie cieplo, przywitalismy sie buziakami. Moja ukladanka ulozyla sie w calosc. Znalam jego glos, znalam jego smiech, znalam czule slowa w sms. Teraz zobaczylam jego cudowne czarne oczy, sliczny usmiech i cieplo bijace od niego. Mial na sobie czarne polo i niebieskie dzinsy. A ja sie czulam taka wyprana po podrozy. Rozmawialismy patrzac sobie w oczy i nieodrywajac wzroku od siebie. Chcielismy chlonac siebie w kazdej sekundzie. Slub pary ksiazecej dobiegal punktu kulminacyjnego, a my wpatrzeni w siebie. Ludzie zaczeli klaskac z emocji, a ja mialam wrazenie, ze to my jestesmy glownymi bohaterami tej historii milosnej. Poszlismy nad morze, wiatr bawil sie naszymi wlosami, slonce rzucalo swoje plomienne spojrzenie na kosmyki moich blond wlosow. Poczulam smak jego ust i morska bryze...Od tamtej pory w maju minie 5 lat. Jestesmy razem, najszczesliwsi na swiecie, a w tym roku sie pobieramy!
napisał/a: Maduixa 2009-02-12 14:34
P.S. Zapomnialam dodac, ze w razie wygranej wybieram zestaw Delicata
napisał/a: mpw 2009-02-12 14:59
samotna na plaży?
a jednak nie...
podchodzi on,
patrzy się na mnie.
Mówię mu cześć-zawstydził się...
Boi się mnie?
Siada koło mnie, milczy...
Apetyt mam na niego wilczy.
Co będzie dalej-myślę sobie?
Zadał pytanie-co robisz w sobotę?

Tak umówiliśmy się na randkę.
Pamiętam, była to kolacja przy świecach w eksluzywnej restauracji.
Na zawsze zapamiętam ten wieczór.
Było cudownie.
Czułam pożądanie i szacunek, blask i ciemność,
ogień oraz lód, bliskość, a za razem oddalenie.
Czym było to co czułam-miłością, a może zauroczeniem?
Pożądaniem, a może po prostu przyjaźnią?
Po dwóch latach już to wiem...

Mój ukochany zabrał mnie ze sobą do przepięknej krainy códów i kontrastów,
szczęścia i rozpaczy, świata pełnego sprzeczności.
Nie żałuję, że dałam się tam zaprowadzić.
Wiem, że było to celem mojego życia.
Na końcu naszej wędrówki stał Kościół...
napisał/a: madzialena15 2009-02-12 15:37
Mam wrażenie, że nasze pierwsze spotkanie było naszym przeznaczeniem...Wszystko w tym dniu układało się tak, jakbysmy mieli się właśnie poznać. Zarówno ja , jak i mój przyszły mąż, bylismy tego wieczoru na urodzinach swoich znajomych w zupelnie innych lokalach. Moja kolezanka, ktora była ze mna na tej imprezie , namówiła mnie na pojście do innego lokalu do jej męza, ktory tam imprezował. Nie miałam ochoty iść i bardzo sie przed tym broniłam. Odrobinę przymuszona jednak poszłam. Na imprezie, od razu zgubiłam swoje koleżanki i zostałam właściwie zupełnie sama. Postanowiłam się tym jednak nie przejmowac, tylko dobrze sie bawić.
Odpoczywając po serii tańców na ławce przy stoliku, nagle zauwazyłam chlopaka z długimi wlosami, w czapeczce z daszkiem. Od razu mi sie spodobał jego usmiech. Poniewaz jestem niesmiała, nie patrzyłam zbyt czesto w jego stronę. Gdy jednak znowu spojrzałam, zobaczyłam, że siedzi tam chłopak z krótkimi włosami, bez czapeczki, ale nadal ma ten sam, piękny usmiech.. Zaskoczona znowu po chwili spojrzałam za siebie i znowu ku mojemu zdziwieniu siedział za mna chłopak w czapeczce. Całkiem skołowana, odwróciłam sie i zaczęłam bezczelnie wpatrywać w nieznajomego. On usmiechnąl sie do mnie i porwal do tańca, a następnie do wspólnego życia. A tajemnica jego odmiany nie tkwiła w moim odurzeniu alkoholowym, jakby sie wszystkim mogło wydawać, tylko w śmiesznej czapeczce z doczepionymi wlosami, która mój nieznajomy wkładał i zdejmował co chwilę...

Gdybym wygrała, uciesze się, z wszystkich kosmetyków.
napisał/a: jolunia559 2009-02-12 15:40
Miał byc -Skok do łóżka,a był skok do serduszka i to na całe życie.Poszłam ze swoją ukochaną siostrą do teatru na sztukę Skok do łóżka.Wydarzenie zacne,bo oto, przyjechał do nas teatr Syrena z Tadeuszem Plucińskim i Hanką Bielicką,którzy grali w tej sztuce główne role.Ja,młoda i piękna /dawno to było,oj dawno,a szkoda/stałam w holu i czekałam na dzwonek.Nagle ,wszedł wysoki blondyn o wspaniałych,niebieskich oczach i śmieszną bródką.Spojrzałam,zamarłam i tak mi zostało po dziś dzień.Okazało się,że ten młodzieniec,to kolega z pracy mojej siostrzyczki,Siostra szybko dokonała prezentacji i ..okazało się,że ja na nim również wywarłam piorunujące wrażenie.jakaś iskra czy strzała Amora trafiła nas i ustrzeliła.Trzyma po dziś dzień!
napisał/a: helenka1 2009-02-12 19:17
Hm, a ja mojego męża zawdzięczam....babci Właściwie, to przez to, że moja babcia zawsze była bardzo chętna pomagać innym ludziom, spotkałam moją drugą połówkę.

To była mroźna, styczniowa noc, dwadzieścia osiem lat temu. Śniegu po pas nieomal, wicher wył straszliwie, i nagle- ktoś zaczął łomotać do drzwi naszego domu.... Zziajany, przemarznięty brodaty facet, przybiegł prosić moją babcie Janinę o pomoc. Jego żona zaczęła rodzic, karetka utknęła w zaspie gdzieś w połowie drogi z miasta na wieś, nikt w domu u nich nie wiedział co robić, a ponieważ mój młodszy brat tez się urodził w domu, pół roku wcześniej, wiec babcia Janina została uznana za doświadczoną pomoc w takich "nagłych" wypadkach. No i babcia poszła pomóc, a ja, dwuletnie dziecię, nawet nie podejrzewałam, że babcia poszła pomóc przyjść na świat mojemu przyszłemu mężowi
Mieszkaliśmy w jednej wsi, ale po prawdzie za dużo kontaktu nie mieliśmy, najpierw każde poszło na studia do innych miast, potem jego rodzina wyprowadziła się do miasta, wiec kontakt się całkowicie urwał, i nagle, kilka lat później, zaczęliśmy w czasie wakacji organizować ogniska na wsi. Na jednym z nich pojawił sie mój Sławek. z kuzynami, no i-, a ja myślałam, że on woli młodsze.
Rok później, tez w wakacje, dowiedział się, ze nie jestem zajęta, i skutecznie wyperswadował mi z głowy opinię " za młody".

No i tak sobie jesteśmy już 6 lat razem, a moja ukochana śp. babcia już z góry pilnuje, żebyśmy byli dobrym, zgodnym i kochającym się małżeństwem.


P.S. DELICATA
napisał/a: eevaa 2009-02-12 20:32
W tym dniu starałam się wyglądać najładniej jak tylko to było możliwe. Dlatego zapewne prawie spóźniłam się na pociąg. Wbiegłam do pociągu i ostatkiem sił poprosiłam o bilet kierownika pociągu. "Na szczęście"- powiedział wydając mi 1 grosz reszty. Uśmiechnęłam się z nadzieją, że ten dzień będzie dla mnie szczęśliwym. Ta podróż była dla mnie wyjątkowo nerwowa, serce biło mi jak szalone... W głowie miałam mnóstwo myśli. A co jeśli się zawiedzie? Będzie żałował, że przejechał dla mnie 250km? Jeżeli mu się nie spodobam i w realu nie odnajdzie we mnie tej dziewczyny z smsów?? Załowałam, że nie zdecydowaliśmy jednak wcześniej wymienić się zdjęciami zamiast robić "randkę w ciemno".
Nawet nie wiem, kiedy zatrzymał się pociąg i kiedy doszłam do dworca PKS. A więc to tutaj- tu spotkam (być może) najważniejszego człowieka w mym życiu. Ściskalam nerwowo parasol w ręku, chodziłam w kółko i wypatrywałam czerwonego autobusu.
"Już jestem"- po przeczytaniu tego smsa serce mi niemal wyskoczyło. Poziom emocji sięgnał zenitu. Rozglądałam się nerwo na wszystkie strony, cała w rumieńcach. Zobaczyłam Go- wysoki brunet, uśmiechnięty od ucha do ucha. Gdy się spotkaliśmy nie wiedzieliśmy co powiedzieć- patrzyliśmy na siebie jak zaczarowani.
Troszkę onieśmieleni rozmawiając szliśmy w kierunku dworca pkp by sprawdzić kiedy będzie Jego pociąg powrotny. Było tak cudownie, czułam jakbym Go znala od lat a me wszystkie obawy zniknęły. Na dworcu okazało się, że Jego ostatni pociąg w tym dniu jest za... 5 minut. P. kupił bilet i pozostało Nam pomachać sobie na pożegnanie... Gdy zniknął z mojego pola widzenia wróciłam do poczekalni i dopiero do mnie dotarło, że pociąg, którym On jechał był też moim pociągiem. Zupełnie straciłam głowę.
Po kilku minutach dostałam smsa: "Było wspaniale, przyjechałbym dla Ciebie nawet na minutę :))"
Mamy cudowną córeczkę i cały czas jesteśmy tak w siebie zapatrzeni jak 23 lipca 2007 roku...

Przepraszam, że to nie kilka zdań ale nie dało się tak krótko.
Cieszę się, że daliście mi okazję by powspominać ten wyjątkowy dzień.
napisał/a: gosiapuck 2009-02-12 23:40
Poznaliśmy się dzięki naszym dziadkom. Tak to właśnie stare pokolenie dało początek nowemu:). Moi dziadkowie należą do klubu seniora. Często chodzą na potańcówki, spotykają się w klubie z innymi parami w podobnym wieku. Kiedy pewnego dnia na wcześniej opłacony dancing nie mogla pójść babcia, dziadek bardzo nalegał abym mu towarzyszyła. Nie oponowałam długo, choć byłam przekonana, ze towarzystwo będzie tylko i wyłącznie w wieku moich dziadków. I tu się myliłam. Okazało się, ze ze swoja babcią przyszedł także mój przyszły mąż. W czwórkę świetnie się bawiliśmy- i tak pozostało do dziś, tyle , ze dołączyli do nas jeszcze moja babcia i jego dziadek.:)
napisał/a: kiryczuczek 2009-02-13 09:42
Pierwsze spotkanie z ukochanym zapamiętujemy do końca życia i z sentymentem opowiadamy je swoim dzieciom, potem wnukom. Tak przynajmniej jest w mojej „babskiej” rodzinie. Córki słuchały z wypiekami na twarzach historii spotkania swoich rodziców a teraz ta sama historia jest opowiadana nam- pięciu wnuczkom. Słuchając opowiadań babci, mamy, czy to przyjaciółek, z zazdrością patrzę na ich romantyczne pierwsze spotkania (poznania) z partnerami. Moje pierwsze spotkanie z mężem nie miało nawet krzty romantyzmu. Nie było kina, restauracji, kawiarni, romantycznego spaceru, bukietu kwiatów, buziaka na powitanie.
Były za to ciężka praca i pot.
Sala ćwiczeń studenckiego zespołu ludowego. Ja tańczyłam już w nim od kilku lat, On przyszedł tu z ciekawości. Fakt, doświadczenie taneczne miał, bo 9 lat tańcząc taniec towarzyski nie można mówić o braku wyczucia rytmu czy słuchu. Jego talent został zauważony natychmiast, ja natomiast zauważyłam coś jeszcze- zbytnią „pewność siebie”.
Nie był przystojny, raczej przeciętny. Gdyby nie zdolności taneczne nie zwróciłabym na niego w ogóle uwagi. Dziewczyny mimo to za nim szalały. Zastanawiałam się, co ona w nim widzą. Zabijały się dosłownie, która ma być jego partnerką. Ja wręcz przeciwnie, omijałam go szerokim łukiem. Ale w głębi duszy zastanawiałam się, dlaczego nigdy nie wybiera mnie?
Aż któregoś dnia trafiłam przypadkiem na niego. Pomyślałam, przecież mnie nie zje. Zatańczę z nim jak z innymi kolegami i to wszystko. On już na wstępie doskonale mnie rozzłościł mówiąc mi nieudany komplement: „masz piękne odstające uszy”. Jaka ja byłam wściekła na Niego. Nie dawałam wiary jak można powiedzieć obcej dziewczynie takie słowa. Może i mam odstające uszy, ale za to świetnie tańczę. Postanowiłam mu to wtedy udowodnić. Nie chciałam być gorsza od niego a taniec z nim wymagał ogromnej kondycji, większej niż wydawało mi się to na początku. Po zakończonej próbie byłam czerwona jak burak i padałam z nóg. Po tańcach mój partner zaproponował wypad do kina. Myślałam, że to kolejna złośliwość z jego strony. Spławiłam go natychmiast i na kolejnych próbach omijałam z daleka. On się już nie narzucał i nie „komplementował”.
I tak mijały tygodnie a ja zawzięcie pamiętałam te „odstające uszy”.
Uraz do Niego minął podczas zespołowego wypadu na miasto. Spotkaliśmy się cała grupą w klubie salsy. Był tam tez on. Jak zobaczyłam jak tańczy salsę oniemiałam. Z zazdrością patrzyłam na moje koleżanki biorące u Niego lekcje. Podszedł i w końcu do mnie. Nie bardzo wiedziałam jak zareagować. A on zapytał tylko czy właścicielka tych pięknych odstających uszu podaruje mu choć jeden taniec. No nie pomyślałam! Co za tupet!. Nie czekał na odpowiedź i porwał mnie na parkiet. A ja już po kilku krokach wybaczyłam mu tą złośliwość, która się później okazała zwykłym „poczuciem humoru”. A moje odstające uszy naprawdę mu się spodobały. Mnie natomiast spodobała się jego charakter, ostry dowcip i te miękkie ruchy bioder podczas tańczenia salsy. Od tamtej pory zyskałam ukochanego, ale straciłam kilka koleżanek z zespołu. Teraz one zazdrościły mi instruktora salsy i partnera w zespole ludowym.
Tak właśnie wyglądało moje pierwsze spotkanie z obecnym już mężem. Jego zauroczyły moje odstające uszy a mnie jego taniec.

*Delicata
napisał/a: oliwka07 2009-02-13 11:14
Ja mojego narzeczonego tak dokladniej poznalam przy pozarze Smile Zaczne moze od poczatku. Otoz bylam w Holandii w pracy, i podczas mojego przyjazdu do polski na slub kumpeli, poznalam dobrego kumpla mojej siostry i jej meza. Chlopak jak dla mnie troszke za spokojny, nie odzywal sie do mnie prawie wcale. Az do pamietnego czwartku. Byl to dzien przed moim wyjazdem do Holandii. Rano umowilam sie ze przyjade do siostry i pojedziemy na jakies zakupy, bo chcialam sobie troche rzeczy wziac ze soba do Bredy. Siedzialysmy sobie u niej w domku, jak zaczela wyc syrena. Na co moja siostra oczywiscie powiedziala ze jedziemy zobaczyc co sie dzieje. ( dodam ze moja siostra i jej maz to czlonkowie ochotniczej strazy pozarnej ) Okazalo sie ze pali sie taka knajpka, doscyc znana w naszym rejonie. Bylysmy tam na miejscu i okazalo sie ze Adam juz tam byl ( jest on rowniez w OSP oraz pracuje w panstwowej strazy ) przegadalam z nim caly dzien. I tak z moich zakupow nic nie wyszlo, pozar ugasili dopiero po 18-nastej a my bylysmy tam do samego konca. Tak zaczelam sobie taka blizsza znajomosc. NA drugi dzien wyjedzalam do Holandii. Niestety z Adamem nie moglam sie pozegnac ani nie mogl mnie odwiezc, bo byl na sluzbie. Wymienilismy sie tylko nr telefonu. I tak to smsowalismy sobie przez miesiac. Ja w holadni, on w polsce. W listopadzie zaprosil mnie do polski na oplatek organizowany przez OSP. Zgodzilam sie. Wiedzialam ze nie bede mogla przez to do Polski jechac na swieta, ale tyle urlopu bym nie dostala. I tak pisalismy przez dzien i noc, co odbijalo sie moim wiecznym niewyspaniem. Jak przyjechalam na ten oplatek w styczniu, to on bardzo sie staral zebym byla zadowolona z mojego przyjazdu. W dzien mojego powrotu do Holandi powiedzialam mu ze zostaje na stale w polsce. Warto bylo czekac na ten jego usmiech. I tak sobie jestesmy razem, w marcu 2008 mi sie oswiadczyl a we wrzesniu 2009 bierzemy ślub.