Konkurs "Niezapomniane spotkanie"

napisał/a: kicia11 2009-02-05 20:09
...Mojego G poznałam w bardzo trudnym czasie dla mnie, przeżywałam wtedy ciężkie chwile.
Po wielu miesiącach pobytu w domu podczas choroby babci zapragnęłam w końcu wyjść do ludzi pobawić się na zwyklej dyskotece.
W ten dzień zupełnie nie przygotowana zmęczona ciągłą opieką poprosiłam koleżankę by pojechała ze mną, ona wiedząc o mojej sytuacji nie miala serca mi odmówić i pojechała , choć sama była przeziębiona. Mimo gorączki towarzyszyła mi. Pamiętam że akurat wtedy bardzo nalegalam na ten wyjazd choć czas i okoliczności były przeciwko nam ...dotarłyśmy
Na dyskotece wcale się nie bawiłam za to cieszyłam się, że jestem w gronie ludzi. No i tam - pamiętam jak dziś, rozglądałam się w poszukiwaniu znajomym, aż zobaczyłam G i stało się!!! nikogo już innego nie dostrzegłam i wszyscy inni przestali wokół przestali istnieć, poprostu pojawił się On...I dziś wiem że G to samo wtedy przeżył... ułamkiem sekundy nasz wzrok się spotkał od razu się do niego uśmiechnęłam on odwzajemnił uśmiech a chwilę później rozmawialiśmy jakbyśmy znali się całe życie
Wymieniliśmy się numerem telefonu i właściwie zaraz potem wracałam do domu ze względu na koleżankę, która czuła się coraz gorzej....W drodze do domu dostałam
pierwszego smsa od mojego dzisiejszego partnera o treści...mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie spotkanie...i powiem wam że tych spotkań póżniej było wiele, a dziś już jesteśmy dla siebie rodziną
PS:mleczko do demakijażu i krem Revival
napisał/a: Jola29k 2009-02-05 22:11
To było tak nie wiem co mi odbiło i dałam anons do gazety bo jakims czasie dostałam duzo listów , nie które były takie az głowa boli. Zaczełam pisac z jednym chłopakiem był starszy o rok odemnie , o pracy o zyciu takie tam , były wakacje wiec moj przyjaciel listowny zaproponował mi spodkanie zgodziłam sie , nawet nie wiedziałam jak wyglada , bo nie chciał mi wysłac zdjecia , to była randka w ciemno miał przyjechac do mojej miejscowosci ( tam gdzie djabeł mowi czesc) . Umowiliscmy sie koło budki telefonicznej , nawet sie starałam , załozyłam dżinsi koszulke myslałam ze przyjedzie jakis japiszon lub cos podobnego . O 17 spodkalismy sie , nie spodobał mi sie odrazu bo miał wasy i bardzo mało mowił , a ja jestem straszna gaduła . Zabrał mnie na festyn do miasta . Potem grzecznie zawiosł mnie do domu i chciał sie umowic , a ze były wakacje to sie z nim umowiłam bo i tak nie miałam nic ciekawego do robienia. Na drugim spodkaniu zapytałam sie go czy moze zgolic tego wąsa bo jest okropny . To była miłosc od 3 spodkania jak go zobaczyłam bez wasów od tego czasu mineło 10 lat a od 8 jestesmy małzenstwem .
napisał/a: Sylwia792 2009-02-05 23:07
[LEFT]Sławka po raz pierwszy zobaczyłam koło sklepu w mojej miejscowości. Nie robiłam sobie żadnych nadzieii gdyż w okolicy uchodził za podrywacza. Wcześniej dużo o nim słyszałam, głównie u której dziewczyny był:) No więc w tedy co zobaczyłam go przy sklepie był z kolegą. Kolega klepnął go i powiedział, "Sławek to jest dziewczyna dla ciebie". Wypowiedział to po cichu, ja nic nie słyszałam. Wymiana spojrzeń to wszystko co nas wtedy spotkało. Po kilku tygodniach poszłam na dyskotekę. Byłam bardzo zdziwiona, gdy Sławek podszedł do mnie. Wyszliśmy i długo rozmawialiśmy. Potem odprowadził mnie do domu. A pierwszy pocałunek do dziś o dreszczyk emocji mnie przyprawia.
Potem mieliśmy wiele trudności:) Nie jestem pierwszą lepszą i dlatego Sławek musiał się długo starać zanim mnie zdobył. Teraz myślę, że jakby sprawy potoczyłyby się szybciej to byłabym kolejną jego zdobyczą. A tak jesteśmy ze sobą 12 lat. W czerwcu tego roku będzie nasza 10 rocznica ślubu. Mamy dwie wspaniałe córeczki. Cieszę się, że go mam. I pomimo tego kim był w przeszłości KOCHAM GO i ufam mu. Wiem, że to zabrzmi głupio ale jestem pewna jego uczuć i tego, że mnie nie zdradzi. Nasza miłość ciągle kwitnie:) [/LEFT]

Jeśli mój post wygra to proszę o mleczko do demakijażu i krem Couperose. Dziękuję i pozdrawiam:)
polec
napisał/a: polec 2009-02-06 00:18
U mnie to była dosyć specyficzna historia. Było lato, lipiec 2001 rok. Poszłam z koleżankami na basen, gadka szmatka, śmiechy hichy. Podchodzi jakiś koleś.
- Czy możemy pogadać ?, j
- jasne, pytaj o co chcesz? - odpowiedziałam.
Skrupulatnie odpowiadałam na jego pytania, a on miał już oczy jak kapsle od frugo. Pogadaliśmy, wszyscy myśleli, ze to jakiś znajomy z osiedla. Zadzwonił wieczorem. Mama z fochem przyniosła mi telefon,a że z przekąsem i ironią, dodała, ze dzwoni jakiś "dżentelmen", to pikuś.
Spotykaliśmy się kilka razy. Za każdym razem obiecywałam sobie, ze się więcej z Krzyskiem nie umówię. Co za palant, myślałam, kiedy próbował zaszpanować, w ogóle. Zwymyślałam go od gburów i buraków w myślach, średnio co 30 sekund rozmowy. Po tygdniu jednak wielka odmiana :). uspokoił sie, pokazał ludzką twarz, ba!, nawet klasę. I tak się schodziliśmy i rozchodziliśmy, różnie bywało, ale się udało:D.

Dzisiaj jesteśmy ponad dwa lata po ślubie i mamy rocznego syneczka Tomcia. I kto by pomyślał?, ehh!. :) :) :)
napisał/a: ~moniau 2009-02-06 00:41
Cofnijmy się do czasów niemalże prehistorycznych, wolnych PeCetów, wielkich i grubych monitorów, do czasów gdzie na słowo Internet wszyscy dostawali gęsiej skórki z przerażenia :)Jest rok 1999 - w tamtej epoce ja jako jedna z nielicznych osób miałam odwagę stawić czoła temu piekielnemu narzędziu. Ba! nawet zaczęłam się przy nim świetnie bawić. Jako młodą (nadal) osobę wciągnęło mnie gadanie przez sieć, siedziałam tak długo przy monitorze, aż moje oczy nie nabrały purpurowej barwy, a łzy nie lały mi się samoistnie.

Pewnego dnia zaczepił mnie , niby zwykła rozmowa, niby nic szczególnego, a urosło do rangi MIŁOŚCI MOJEGO ZYCIA. Dzieliło nas 300 km, dzieliło nas 50 kilo wagi (tyle byłam cięższa od niego), dzieliło nas wyznanie, dzieliły nas upodobania - on wegetarianin ja wielbiciel świnek i kurek na talerzu, dzieliły zainteresowania On informatyk ja humanistka. Jednak serce nie sługa... Zakochaliśmy się w sobie bez pamięci.

W realu (nie mylić ze sklepem) zobaczyliśmy się już 2 tygodnie po pierwszej rozmowie... A było to tak: gwieździsta lutowa północ, prószący śnieg, rumak (stary maluch) i On niesiony na skrzydłach miłości wprost do moich ramion... (300km). Z domu musiałam wyjsć przez balkon ponieważ rodzice nie pozwoliliby mi na spotkanie w środku nocy! To był czas bez restauracji 24h, bez McDonaldsów, więc tę noc spedziliśmy spacerując po ośniezonym parku i jeżdżąc autem po pustym mieście w milczeniu. Nie potrzebne nam były słowa, nagadaliśmy sie przez Internet, teraz chłonęliśmy siebie, swój zapach, smak swoich ust. W tym dniu wiedzieliśmy już że będziemy ze sobą zawsze.

P.S. Dodam jeszcze, ze dzięki tej Miłości ważymy teraz tyle samo, oboje jemy tylko sałatę i zostaliśmy ateistami :)



w razie wygranej wybieram zestaw numer 2
napisał/a: ~radosna_wiosna 2009-02-06 10:40
Kiedy się spotkaliśmy, on pracował jako ochroniarz w firmie, w której odbywałam staż, czyli byłam przeganiana z kąta w kąt, robiąc milion różnych rzeczy, będąc pogardzaną przez wszystkich pracowników, którzy nareszcie mogli sobie odbić swoje pierwsze chwile w firmie, kiedy to byli w równym stopniu pogardzani przez innych. Jako osoba o silnym charakterze, mało sobie z tego robiłam, w końcu zawsze miałam wszystko i wszystkich gdzieś - liczyły się tylko cele, które chciałam osiągać i ambicje, których nigdy nie miałam wystarczająco. Ogólnie nie byłam specjalnie nieuprzejma, ale osoby, które od pierwszej chwili chciały mi pokazać, gdzie jest moje miejsce, dość szybko mogły się zawieść. Grzesiek akurat sam był nowy i miał podobną sytuację, ale nigdy nie widziałam na jego twarzy żadnego grymasu. Jego buźka zawsze się uśmiechała, co zauważyłam od razu, bo kontrastowało z poważnymi i nadętymi minami innych pracowników.
Tego dnia akurat Grześ przychodził na godzinę, w której i ja pracowałam. Wyszłam na przerwę, pospacerować - bo tak korzystałam z przerw - nie chodziłam na papierosa (nie palę) czy obiad, ale do końca ulicy i z powrotem, czasami z muzyką na uszach, chłonąc otoczenie (uliczka była w miarę spokojna, zadrzewiona, przyjemna).
Grześ akurat też robił sobie przerwę, z tym, że stał przed budynkiem i patrzył na przechodzących ludzi. Kiedy wyszłam, słońce mi zaświeciło w twarz tak mocno, że nie widziałam co mam przed sobą i na niego po prostu wpadłam, za co go przeprosiłam i szybciutko chciałam się ulotnić. On jednak poszedł za mną, zapytał co robię, gdzie pracuję, na jakie zmiany przychodzę, do kiedy mam staż. Ogólnie wypytywał o mnóstwo rzeczy, ale doszliśmy tak do końca ulicy i wróciliśmy do firmy. Następnego dnia minęliśmy się. Później także. Miesiąc go nie widziałam, ale nie mogłam o nim zapomnieć. W końcu, po tych 29 dniach, kiedy staż mi się kończył, przyszłam ostatni dzień do firmy, wymazując wspomnienie o wspaniałym chłopaku, którego kiedyś tu spotkałam. Jak zawsze wyszłam na ostatnią już w tej firmie przerwę i kiedy tylko doszłam do wyjścia, zobaczyłam go, stojącego na ulicy i wpatrującego się w budynek. Kiedy wyszłam, uśmiechnął się jeszcze bardziej ( okazało się to możliwe) i powiedział, że nie mógł o mnie zapomnieć i czy nie chciałabym się z nim spotkać od czasu do czasu. Przespacerowaliśmy się ulicą, a kiedy już musiałam wracać do firmy, wymieniliśmy się numerami telefonów. Pierwszego smsa dostałam, zanim doszłam do windy.
Od tamtej pory jesteśmy razem :)



(gdybym została nagrodzona, proszę o zestaw z serii Natura)
napisał/a: ~stokrotka0014 2009-02-06 12:19
Jak ja poznałam swojego mężczyznę. A no tak przypadkiem. Na wsi jak na wsi co roku odbywają się dożynki. Nasza wieś kopnął zaszczyt i zrobiono u nas dożynki powiatowe. Ja sama biedna z wózkiem z małym dzieciaczkiem i siostrami uznałam że nie warto się łamać że idę bez żadnego faceta i poleciałam ubrana w czarną obcisłą sukienkę. Na pewno rzucałam się w oczy bo wszyscy wyglądali inaczej niż ja. Były typowe konkursy z nagrodami, zorganizowane przez strażaków. Miałam wcześniej pracować w straży więc zaczęło mi się robić trochę szkoda. Myślałam sobie że fajnie by było mieć faceta strażaka. Siostra przyjaciółki wyciągnęła mnie na jeden konkurs w strzelaniu z wiatrówki ale nagród już nie było. Dla mnie to jednak było malo istotne. Jak go zobaczyłam to nogi się podemną ugięły. On uśmiechał się do mnie a ja do niego. Niestety już zbierali swoje rzeczy i szli do wozu strażackiego, a ja byłam nim oczarowana. Bałam się ale nie chciałam stracić możliwości aby go poznać. Poszłam tam razem z siostrami i córeczką z wymówką że 5-letnia Ola uwielbia samochody i czy mogłaby tam posiedzieć troszkę. Marcin mimo wszystko że zobaczył mnie z dzieckiem nadal się uśmiechał specyficznie. I właśnie wtedy poznałam Kube. Wziął moja małą i troszkę się z nią pobawił, bo ona nestety sie bała. Później starał się w każdy możliwy sposób zbliżyć do mnie i udało mu się mnie pocałować. Niestety nie chciałam tego, ponieważ cały czas miałam w głowie Marcina. Teraz nie żałuję tego że jednak wybrałam Kubę mimo że na początku tego nie chciałam i wierzę że skończy się to Happy endem.
napisał/a: krzysioXfm 2009-02-06 12:42
Mając po 26 lat poznaliśmy się z moją dziewczyną na...placu zabaw.Ja siedziałem w piaskownicy i robiłem babki z piasku razem z mą siostrzenicą, moja przyszła wtedy dziewczyna uspokajała wrzeszczące w niebogłosy dziecko koleżanki,które bardzo chciało się pobawic foremkami do piaskowych babek mej siostrzenicy.I tak zaczęła się rozmowa.Na początku każde z nas myślało,że jesteśmy ze swoimi pociechami,toteż rozmawialiśmy na dystans,ale kiedy zapytałem Agę,czy w nocy jej dziecko też tak niemiłosiernie płacze,wtedy wszystko się wyjaśniło.Tak wglądała nasza droga-od piaskowych babek do miłości.Dziś chętnie bujamy nie tylko w obłokach,ale też chętnie bujamy się razem na huśtawkach.

W razie wygranej moją dziewczynę zadowoli obojętnie który zestaw kosmetyków.
napisał/a: iwonciaaa 2009-02-06 13:08
Pamiętam tamten dzień jak nigdy. Z Krzyśkiem ( moim obecnym narzeczonym) początkowo rozmawialiśmy na czacie. Szukałam kogoś kto mi pomoże i załatwi sprawę z moim byłym. Były chłopak odgrażał mi się i szantażował mnie. Krzysiek obiecał, że to załatwi. Faktycznie spotkał się z Adrianem i dał mu do zrozumienia, że jest moim chłopakiem, a tamten dla własnego dobra ma się odczepić. Strasznie się cieszyłam, bo tak też się stało. Chciałam zapłacić mojemu wybawicielowi ale on powiedział, że chce w ramach rekompensaty mnie poznać. Zgodziłam się, ale tylko na jedno spotkanie, bo miałam serdecznie dość facetów. Mieliśmy się spotkać w połowie drogi. Szłam w jego kierunku i stwierdziłam, że może lepiej będzie uciec. Ale nie udało się. Krzysiek od początku był dla mnie kimś ważnym. Czułam się jakbyśmy się znali od wielu lat. Maszerowaliśmy lasem, gdy nagle zrobiło się ciemno i zaczęło grzmieć. Krople deszczu powoli zaczęły przemieniać się w ulewę. Schroniliśmy się w pobliskiej karczmie. Piliśmy piwo i rozmawialiśmy, opowiedziałam mu całe swoje życie. Po kilku piwach wracaliśmy, zarzucił na mnie swoją kurtkę bo cała się trzęsłam. Ale dalej utrzymywałam, że chcę być sama. Tylko ciekawe czemu to ja na pożegnanie go przytuliłam ;)
napisał/a: kozionka 2009-02-06 13:17
Mąż twierdzi, że pokochał mnie od pierwszego spojrzenia, czyli okołodziesięciu lat wcześniej ode mnie. Jest między nami duża różnica wieku, więc mnie nie interesował taki poważny pan, ale wiadomo, granica wieku zaciera się z każdym rokiem, więc i ja dojrzałam do czego uczucia. W moim przypadku z każdym dniem poznawania - kochałam coraz bardziej. uważam, że można być oczarowanym kimś od pierwszego spotkania, ale nie zakochanym...

kosmetyki- chętnie któreś poznam
napisał/a: ajulitka 2009-02-06 13:31
Pierwsze spotkanie moje i mojego męża?
Lato, zapach wolności i piękna w powietrzu, upalne omdlenie sierpniowego popołudnia i my... ja lat dziesięć, on rok starszy.
Rozumiemy się bez słów, łączy nas pasja, poczucie bezgranicznej mocy zdobywania świata. Nie ma jeszcze słowa miłość - ale wisi gdzieś w powietrzu nad nami, by dojrzeć niczym smaczny owoc.
Dziesięć lat później nadal rozumiemy się bez słów i nagle wybucha! wielkim żarem: nieokiełznane, piękne, prawdziwe, jeszcze lekko zawstydzone uczucie...MIŁOŚĆ...
Już dziesięć lat jesteśmy ze sobą razem: sześć lat jako szczęśliwe, spełnione małżeństwo. Od naszego pierwszego spotkania niby zmieniło się wiele: dorośliśmy, zmienił się świat i nasze spojrzenie na niego - lecz gdy tak myślę - dostrzegam, że tak na prawdę nie zmieniło się nic: wciąż jesteśmy parą ludzi, którzy potrafią żyć pasją, są dowodem, że pomiędzy kobietą a mężczyzną może istnieć przyjaźń prawdziwa, z której zradza się miłość trwała i niezniszczalna niczym najtwardszy diament.
napisał/a: pamperek111 2009-02-06 13:47
Rok 2001. Prawdziwe oblężenie przeżywają kafejki internetowe, a głównym miejscem spotkań młodych ludzi są najróżniejsze czaty. Nie byłam wyjątkiem. Potrafiłam godzinami patrzeć się w rozświetlony ekran i uporem maniaka wystukiwać kolejne litery na klawiaturze. Możliwość poznania kogoś nowego była tam o wiele większa niż spotkanie przyjaznej duszy na ulicy. Odchodził przy tym stres, który jest nieodłączny przy relacji twarzą w twarz. Internet ma w sobie jedną, ważną cechę - każdy może być anonimowy. Nie ukrywam, że taka sytuacja bardzo mi odpowiadała.

Tego dnia nawet deszcze nie przeszkodził mi i mojej przyjaciółce w dotarciu do pobliskiej kafejki. Jak zwykle wykupiona godzina surfowania w necie zamieniła się w wielogodzinny trans. Rozmawiając z masą przypadkowych ludzi nie spodziewałam się, że happy end jest tak blisko. Niczego nie przeczuwając zajrzałam na tzw. "kanał ogólny" na których moja przyjaciółka prowadziła z kimś dyskusję. W osłupienie wprawiło mnie pytanie, które zadała poznanemu przed 10 minutami chłopakowi. Kochasz mnie? Chwila zdumienia przerodziła się u mnie w uśmiech i nie chcąc być gorszą:) zapytałam owego nieznajomego - A mnie kochasz? I to był moment w którym okazało się, że internet nie jest do końca anonimowy i pruderyjny życzliwy, jak się później okazało wspólny kolega, posłał adresatowi pytania moją fotkę. Z ukrywania nici. Teraz każde słowo musiałam dobrze przemyśleć, szczególnie ze ów chłopak chodził ze mną do jednej szkoły:)

Dni i tygodnie niemal codziennych rozmów na czacie doprowadziły, że w końcu z jego ust padło pytanie - spotkamy się? Szok, strach, niepewność i ogromna ciekawość uderzały we mnie jak pociski, ale w końcu raz się żyje. Jak to z nastolatkami bywa randka okazała się podwójna. Nie wyobrażałabym sobie iść w ciemno bez obstawy w postaci mojej przyjaciółki i jej kolegi. Miłe sączenie soku w ogródku piwnym i ciekawa pogawędka sprawiły, że zrobiło się późno i zanim się obejrzałam zostaliśmy sami.

No i się zaczęło. Cała kobieca chęć zaimponowania swoimi umiejętnościami miała w ciągu najbliższych dwóch godzin zostać niemiłosiernie obnażona:) Postanowiliśmy udać się do przytulnego pubu w piwnicznych lochach. Nie było by w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że chwilę później nerwowo bawiąc się szklanką z sokiem, wylałam całość na siebie i przemiłego towarzysza wieczoru. Aby nieco rozładować sytuację, która na mnie wpłynęła stresująco, a na kolegę rozśmieszająco, zaczęliśmy rozmawiać o zainteresowaniach. I masz ci los, pojawił się temat bilardu. Grać, grałam, ale żeby wybitnie wbijać każdą kulę to nie za bardzo. Oczywiście nie omieszkałam powiedzieć, że radzę sobie z tym świetnie i z chęcią kiedyś go nauczę (uwierzyłam, że nie umie grać). Okazało się, że za ścianą stoi nowiutki stół bilardowy, a ja w ciągu następnych 30 minut zostałam z 5 kulami, kiedy on wbił wszystkie i z uśmiechem na ustach oświadczył, że coś tam jednak umie.

Podsumowując. Ten pamiętny wieczór w którym pokazałam jaka ze mnie niezdara i trochę zbyt pewna siebie osóbka zakończył się słodkich buziakiem w policzek i powrotem do domu w podskokach. To moja recepta na udany początek 7 letniego związku:)

p.s. mleczko i krem z serii natura