Konkurs "Niezapomniane spotkanie"

napisał/a: liidzia 2009-02-07 14:31
Paryż. Pewnie zastanawia Was co tu robię... to długa historia. Mówiąc w skrócie, wybrałyśmy się z przyjaciółką na wycieczkę. W planach miałyśmy wieżę Eiffla, Luwr, Łuk Triumfalny i inne miejsca, bez których wizyta w Paryżu nie miałaby sensu. Paryż - najromantyczniejsze miasto, więc nie obeszło się bez wymysłów naszej wybujałej wyobraźni. Wybrałyśmy się na podróż statkiem, który przepływa pod mostem zakochanych. Przepływając pod mostem, osoby, które siedzą na statku obok siebie, powinny się pocałować. Wtedy przepowiada to miłość na całe życie. Wiedziałyśmy o tych "paryskich zabobonach" i pomyślałyśmy: co nam szkodzi? Celowo usiadłyśmy osobno i wyczekiwałyśmy przystojnego księcia na białym koniu. Niestety nikt taki się nie pojawiał. Pierwsza z gry odpadła przyjaciółka - dosiadła się do niej starsza pani, która raczej nie przypominała przystojnego młodzieńca i nie przygnała na białym koniu. Ja czekałam dalej, ale jak na złość nikt nie chciał się dosiąść. Kiedy już całkiem zrezygnowałam, usłyszałam głos pewnego mężczyzny, który zapytał czy obok jest wolne. Nie był księciem i nie przyjechał na białym rumaku, ale był niezły. Po chwili odpłynęliśmy od brzegu. Kiedy przepływaliśmy pod mostem stało się coś cudownego. To, co wyobrażałyśmy sobie z przyjaciółką stało się rzeczywistością. Przystojny sąsiad pocałował mnie, a kiedy chciał przeprosić, chociaż tak naprawdę nie miał za co, okazało się, że jest Polakiem. Dalszą część wycieczki spędziliśmy już we trójkę i chyba nie muszę mówić, że z nieznajomym sąsiadem ze statku jesteśmy teraz małżeństwem?;)

(Natura, ale Delicatą też nie pogardzę - podaruje przyjaciółce)
napisał/a: bercia5 2009-02-07 16:21
Lato 1992,rozstanie z chłopakiem zagłuszała muzyka w dyskotece.Nieobecna ,zamyślona i załamana, i nagle pojawiasz się TY-z tym dobrym i ciepłym spojrzeniem,prosisz do tańca,a ja odmawiam,,za wcześnie na kolejny związek..Twoja cierpliwość pokonuje moje lęki,rozmawiamy,o wszystkim i niczym..Na drugi dzień umawiam się na spacer,ale nie przychodzę,dalej nie wiem co z moim sercem,a TY wyjeżdzasz,ktoś dał mi numer Twojego telefonu..Dzwonie po powrocie,szybko zapraszam Cię ,słabo mi..Przyjechałeś,i tak już zostało..17 lat minęło jak jeden dzień..Było trudno nie raz ale jesteśmy razem i nic innego nie ma znaczenia..KOCHAM CIĘ MARKU,wieczność z Tobą to dla mnie za mało..
napisał/a: bebeXb 2009-02-07 16:35
___________________________________________
napisał/a: ~justaa26 2009-02-07 19:05
Justynko zapisałem Cię na letni kurs prawa jazdy! - usłyszałam od zdyszanego taty, który wpadł jak bomba do mojego pokoju w to jakże piękne letnie popołudnie. Byłam zachwycona tym pomysłem i bardzo wdzięczna tatusiowi. Nazajutrz poszłam już na pierwsze wykłady. Przez cały kurs jeden z chłopców rzucał mi ukradkowe spojrzenia i uśmiechał się, ale ja byłam wtedy po uszy zakochana w kimś innym i nie miałam ochoty nawet na niewinne flirty...

Pięć lat później....

Po rozstaniu z Bartkiem – miłością mojego życia – wszystko straciło sens. Już nic nie było jak wcześniej, nawet kawa miała inny smak... Straciłam już nadzieję na powrót i wiedziałam, że muszę zacząć wszystko od nowa. Nie było to łatwe. Po 4 latach wspólnie spędzonych wszystko przypominało mi jego. Powoli zaczęłam szukać...swojej drogi w życiu, zapomnienia, miejsca na świecie... Kilkakrotnie zmieniałam miejsce zamieszkania i miasto, ale wszędzie było mi źle i nie tak, wszędzie brakowało mi Bartka... Wróciłam zrezygnowana do swojego rodzinnego domu, do rodziców – u nich zawsze czuję się bezpieczna... Pewnej nocy – kolejnej nieprzespanej – wstałam i włączyłam komputer. Na zegarze wybiła północ, a ja szukałam ofert pracy, znajomości, sama nie wiem czego... Dziś już wiem, że to przeznaczenie nie dało mi spać i kazało wejść na lokalny czat. Niewiele myśląc zagadałam do Bartka_22 – ku mojemu zdziwieniu po drugiej stronie odnalazłam wspaniałego, błyskotliwego rozmówcę, pocieszyciela i żartownisia, który potrafił mnie rozbawić do łez i natychmiastowo poprawił mi humor. Wstąpiła we mnie nadzieja...na lepsze jutro, na nową miłość, na normalne życie... Pochłonięci sobą rozmawialiśmy do białego rana, a na koniec rozmowy wymieniliśmy numery telefonów... Miłymi smsami i rozmowami Bartek powoli zdobywał moje serce, które znów zaczynało mocniej bić... Po 2 tygodniach podgrzewania naszych uczuć postanowiliśmy się spotkać. Istniało duże prawdopodobieństwo, że znamy się z widzenia gdyż mieszkamy w niedużym mieście, ale jak się tylko zobaczyliśmy to oboje wybuchneliśmy śmiechem... Bartek to był ten sympatyczny chłopak z kursu prawa jazdy, który tak ślicznie się niegdyś do mnie uśmiechał... I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie...??

Dziś jesteśmy już 3 lata po ślubie, mamy ślicznego synka, a nasza miłość nadal kwitnie...


P.S. Mam cerę mieszaną, wiec każdy z zestawów byłby ok:)
napisał/a: pastereczka 2009-02-07 19:30
Adama, mężczyznę mojego życia spotkałam w pracy. Wtedy byłam już zastępcą głównej księgowej i akurat trafiłam na przyjęcie "świeżynki" do pracy. A że jak to w księgowości bywa, pracuję w gronie samych dziewczyn każdy męski "rodzynek" jest od razu namierzony. Akurat skończył się mój poprzedni 2- letni związek, więc nie miałam ochoty na zawieranie nowych damsko-męskich znajomości. Za namową koleżanek z mojego działu, poszłam do biura zobaczyć "nowego".

Siedział tam taki ciemny szatyn o pięknych zielonych oczach. Pogadałam chwilę z przełożoną i przejrzałam papiery kandydata. Miałam grobową minę, analizując punkt po punkcie jego wykształcenie oraz kwestionowałam małe doświadczenie. Okazało się, że jest ode mnie starszy o 3 lata, wolny i ma na imię Adam. Później Adam mówił mi, że mnie nie polubił za to, że tak się panoszyłam. Oczywiście został przyjęty do pracy.

Potem było pierwsze nasze wspólne zamykanie miesiąca i jakoś chemia zaczęła działać. Powiedziałam mu, że nie mam ochoty na związek, a on, że popróbuje. I nie dał za wygraną. Razem z nim i znajomymi z pracy poszliśmy na małą imprezę firmową. Tam był pierwszy nieśmiały pocałunek, a później już miłość rozkwitła . Bałam się co na to załoga, ale ku mojemu zdziwieniu wszyscy nam kibicowali i nadal to robią. Czasami śmiejemy się, że dobrze szukam pracowników:)

Taka jest nasza historia...


W przypadku wyróżnienia mojej opowieści, bardzo prosiłabym o serię DELICATA
napisał/a: agusjot2 2009-02-07 19:45
Zawsze byłam zwolennikiem zasady "Lepsze drugie poznanie, niż pierwsze wrażenie". I w moim przypadku sprawdziło się w stu procentach.
Mojego męża poznałam na urodzinach naszej wspólnej koleżanki. Nie powiem, że mi się nie spodobał, ale trzymałam dystans. Rozmawialiśmy, tańczyliśmy, graliśmy w mafię, ale na tym się skończyło. Dopiero pół roku później spotkaliśmy się znowu i tym razem był to istny wybuch wulkanu.


W przypadku wygranej proszę o zestaw z mleczkiem i kremem z serii Natura (mleczko do demakijażu i krem Couperose)
napisał/a: pinkmause 2009-02-07 22:29
24 czerwca. Najdłuższa noc w roku. Sobótki, przesilenie i tysiąc innych okoliczności.
Ja – studentka na wakacjach w domu rodzinnym. Spotkanie ze starymi przyjaciółmi. Lokal pełen dymu, śmiechu, muzyki.
Chłopak o błękitno – lodowych oczach, przygląda mi się z dziwnym, krzywym uśmiechem. Przysiada się i mówi:
- „Gdyby moja kobieta tak się malowała, wyrzuciłbym ją przez okno!”
Cisza.
Moja odpowiedź leniwa, jakby od niechcenia:
- „Wiesz, do wszystkiego się można przyzwyczaić”.
Po przeszło dziesięciu latach, nasza pierwsza wymiana poglądów, krąży w kręgu towarzyskim jako anegdota. Prezenty od mojego męża, to zaś zawsze kosmetyki.
A przez okno? Wyrzucamy nasze nieporozumienia, zgrzyty, czy spory. Do tego bowiem, nie można się przyzwyczaić.

PS. Seria Delicata.
napisał/a: Jersey 2009-02-07 22:49
jhjhgfdrfdfr
napisał/a: aggga24 2009-02-07 23:12
Nasze niezapomniane spotkanie poprzedzone było wieloma "podchodami". Pierwszy raz spotkaliśmy się na dyskotece. To była pierwsza poważna dyskoteka w moim życiu :) I ja, nieśmiała nastolatka, zostałam porwana do tańca przez jakiego przystojniaka z trzydniowym zarostem. Serce mi waliło jak młot pneumatyczny. Ale ponieważ dzieliło nas 9 lat... była to miłość zakazana... Potem następne dyskoteki, zawsze z tą nadzieją, że może go zobaczę. I widywałam często, ale zawsze uciekałam. Bo przecież tak nie można... Ja gówniara, on dorosły facet. I ta zabawa w podchody trwała od czerwca do listopada. Szłam z koleżanką z pubu, co chwila mijał nas jeden i ten sam samochód. Oczywiście to był on. Robił kółka wokół miasta, co chwila przejeżdżając koło nas, co wprawiało moje serce w palpitacje! W końcu pożegnałam się z koleżanką a jego auto zatrzymało się tuż przede mną. Nie było wyjścia, zaczęliśmy rozmawiać. Nalegał, żebym została jego dziewczyną. Co ja na to? Oczywiście wykluczone... Bo go nie znam, bo różnica wieku...
Odwiózł mnie pod dom. Tam jeszcze siedzieliśmy i gadaliśmy a raczej byłam namawiana na następne spotkanie i na "bliższą znajomość". Byłam już spóźniona do domu. Aż tu nagle, kiedy tak wpatrywał się w moje oczy, jakiś samochód uderzył w tył jego auta! Zrobiło mi się głupio, że to tak trochę przeze mnie. Gdyby mnie nie odwoził, to nic by nie było a tak tył trochę wgięty :D To przyspieszyło moją decyzję :) I powiedziałam tak :)

Jesteśmy już razem 10 lat, mamy 2,5 letnią córeczkę :)

PS: Delicata
napisał/a: Rosalee 2009-02-07 23:43
To było tak dawno, a jakby wczoraj... Ten wyjątkowy wieczór roztopił resztki udawanego dystansu. Prrzemienił nasze relacje, zespolił nas na zawsze.
To miał być kolejny, zwykły spacer jednak tym razem byliśmy sami. Rozmawialiśmy na tematy, które uświadamiały nam jak bardzo się różnimy. W połowie drogi miałam ochotę zawrócić. Oszczędzić nam czasu i kroków... Szliśmy jednak dalej, jakby tajemnicze ,,coś,, sugerowało inne zakończenie tego wieczoru. Było lato, wieczór jasny i pogodny. Poszliśmy do lasu, totalnie tracąc poczucie czasu. Dotarliśmy do zródełka, przy którym każdy zmęczony piechur mógł ugasić swoje pragnienie. Usiedliśmy na ławeczce, pod daszkiem zza którego wyłaniały się rozgwieżdzone połacie nieba. Nawet nie zauważyliśmy kiedy zastał nas mrok. Było tak cicho, z oddali dobiegał jedynie odgłos przejeżdzającego pociągu, szczekanie psa...i szum wody obok nas. Nie bałam się bo Jego silne ramiona nieśmialo mnie otuliły. Nie było nam zimno gdyż niezwykły urok tych chwil i wzajemne podekscytowanie ogrzewało nasze serca. Nie brakowało już niczego by nastrój mógł być bardziej romantyczny. I wtedy zaskoczyły nas małe, kosmicznie piękne światełka. Świetliki... Do tamtej pory widziałam je tylko w bajkach ;) To była magiczna noc. Nie widzielismy nawet wyraznie swoich twarzy, czulismy jedynie swoje ciepło. I właśnie wtedy, w tamtą noc stało się coś nadzwyczajnego. Staliśmy się sobie tak magicznie bliscy. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że jeden wieczór może tak bardzo odmienić relacje dwojga ludzi. Zwykłam dojrzewać do zmian... Doszliśmy do domu kiedy już świtało. Rozstaliśmy się pod domem pełni wrażeń i wzajemnej fascynacji.
To było nasze pierwsze spotkanie tylko we dwoje, spotkanie które zmieniło nasze życie:)
Do dzisiaj wspominamy tamtą noc z sentymentem...




Delicata:)
napisał/a: dagmarka4 2009-02-08 17:50
Chcesz mi wierzyć albo nie
mojego ukochanego spotkałam we śnie.
Czekałam noce, czekałam dnie
aż wreszcie na jawie spotkaliśmy się.
Wtedy spojrzenia się skrzyżowały
a serca mocno zadrżały.
Dzisiaj to przy nim budzę się
i całe życie tylko z nim spędzić chcę!
mariwanna
napisał/a: mariwanna 2009-02-08 18:42
Chciałam się umówić z chłopakiem do kina. Wybrałam jego numer.
- Proszę – odezwał się w słuchawce obcy męski głos.
- Przepraszam, to pomyłka – wybełkotałam, lekko zmieszana, i szybko odłożyłam słuchawkę. No tak, zamiast 5 wcisnęłam 8…

Nagle się odezwał telefon, to pewnie chłopak się niecierpliwi i sam do mnie dzwoni.
- Halo.
- Przepraszam, Pani przed chwilą do mnie dzwoniła.
- Tak, ale…
- Chciałbym Panią poznać. Spotkamy się?
- Ale… (myśli roiły się w mojej głowie – chłopak, kino, obcy mężczyzna i ta pomyłka).
- Bardzo mi zależy na tym spotkaniu.
W jego głosie wyczułam nutkę nadziei. Uległam.
- Kiedy i gdzie?
- Może jutro pod pomnikiem Marii Curie-Skłodowskiej o 18:00.
- Świetnie, pasuje mi. A jak Pana poznam?
- Będę ubrany w szaro-zieloną kurtkę. A Panią jak rozpoznam?
- Będę miała 2 warkocze. Do jutra.

Co ja wyprawiam… Pierwszy raz rozmawiam mężczyzną i już się umawiam na randkę (to odezwał się we mnie głos rozsądku).
Dziwny zbieg okoliczności, a przecież nic nie ryzykuję, no chyba że stracę godzinkę. Poza tym to tak naprawdę się umówiłam za drugim razem (głos serca próbował mnie przekonać).

… Tuż przed 18 przyszłam w umówione miejsce. Było już ciemno. Jakiś mężczyzna się przechadzał pod pomnikiem. Może to On? Z naprzeciwka podbiegła dziewczyna, cmoknęła go, a on ją przytulił. Nie, to nie Ten. Zauważyłam kolejnego „kandydata”, który wyłonił się z ciemności i zatrzymał pod pomnikiem. W pobliskim kościele zaczęli dzwonić na mszę… 18:00… Stałam jeszcze chwilą, ale zdecydowałam się podejść.
- Czy ta kurtka jest szaro-zielona? – spytałam, próbując rozpoznać kolor jego ubrania.
- A gdzie to warkocze? – spytał z uśmiechem.
(Zupełnie o nich zapomniałam.)
- Piotr jestem.
- A ja Julianna. Może się przejdziemy?

… Rozmawialiśmy tak, jakby znaliśmy się od lat. O wszystkim. Bez upiększeń, bez chęci sprawienia lepszego wrażenia…

… To wtedy to nie była pomyłka, to nie mogła być pomyłka. To przeznaczenie…
Od czterech lat jesteśmy mężem i żoną. Na wieki.