Wygraj „Muzyczny telefon”

napisał/a: Forward 2007-06-25 11:39
Pewnego razu oglądałam właśnie kryminalne przygody ‘Miasteczka Twin Peaks’ w reżyserii Luca Bessona. Wartka, pełna tajemnic i namiętności akcja serialu wciągnęła mnie bez reszty.
Lynch jak zwykle, w najmniej oczekiwanych momentach, wplatał do filmu wątki metafizyczne by już po chwili powrócić do fabuły mówiąc "tego nie było, to tylko złudzenie". Gdy na ekranie pojawiła się kolejna scena rodem z tajemniczego świata egzystującego na granicy snu i jawy zadzwonił mój telefon komórkowy. Odebrałam i usłyszałam głos, który zapytał : ”Czy wierzy Pani w duchy ?”. Serce zaczęło mi mocnej bić ”Nie wiem, chyba tak”, odpowiedziałam zaskoczona. ”Ziemia jest przecież żywą planetą a energia produkowana przez istoty żywe jest gromadzona w określonych miejscach, gdzie powstaje pole elektromagnetyczne. Jeżeli wiec dane miejsce lub budulec budynku ma właściwości elektromagnetyczne to miejsca takie są jak urządzenie nagrywające czy rodzaj tkaniny, w której odcisnęły się doświadczenia ludzi w nim żyjących”, dodałam. ”To wiele wyjaśnia”, powiedział do mnie głos w słuchawce. ”Właśnie spotkałem Pani babcię, na której pogrzeb zwalniała się Pani w zeszłym tygodniu”. Wtedy rozpoznałam ów tajemniczy głos, który miał niewiele wspólnego z akcją ”Twin Peaks’, a był po prostu moim szefem. Szok, którego doznałam powoli ustępował. ”Panie Dyrektorze, ale ... zmarli przodkowie brytyjskich Celtów, według dawnych wierzeń tych ludów, nie stawali się bowiem ezoterycznymi istotami z innego świata. Przekraczali w swej ludzkiej postaci granice tego świata, ale ilekroć mieli na to ochotę mogli wracać do świata rzeczywistego”, odparłam. ”Duchy stanowią element każdego liczącego się europejskiego zamku.”, dodałam. ”A my właśnie prowadzimy rozmowy z kontrahentami z Wielkiej Brytanii ... ”. ”Porozmawiamy o tym później”, usłyszałam od szefa. To była iście telefoniczno – metafizyczna przygoda. Myślę, że natchniony duchami podkład dźwiękowy z ”Miasteczka Twin Peaks”, które właśnie oglądałam pomógł mi w odbudowaniu dobrych relacji z szefem. Wszak, jak się okazało potem, nie wszystkie duchy w całości stworzone są ze złych myśli, intencji czy morderstw jak poltergeisty. Lepiej się ich wystrzegać, bo one czerpią energię z ludzi. Są też i takie jak house ghosts czy jiny, które powracają na ten świat by pomagać nam ludziom ... . Na koniec następnej rozmowy szef przyznał, że rzeczywiście jego wiedza na temat duchów była dotąd zbyt wyrywkowa.
napisał/a: galacto 2007-06-25 12:21
Witajcie,
Moja najciekawsza przygoda z telefonem była naprawdę niezwykła, wstrząsająca i skłaniajaca do przemysleń nt. kruchości ludzkiego życia.
Sobotni, wakacyjny ciepły dzień. Tego dnia miałem wracać ze wczasów. Autobus odjeżdżał o 12.00 z dworca PKS w Gdańsku. Przyznam szczerze, że nie byłem przygotowany do odjazdu. Kilkanaście minut przed przyjazdem taksówki, zacząłem sie pośpiesznie pakować. W końcu uporałem się z walizkami, lecz wciąż nie byłem pewien czy spakowałem wszystkie rzeczy. Gdy wyszedłem z hotelu, taksówka już czekała. Była godzina 11.35. Byłem pewien, że zdążę na autobus. W połowie drogi na dworzec zechciałem zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że niedługo będę z powrotem w mieście. Wtedy zoorientowałem się, że nie mam telefonu. Zrozumiałem, że musiałem zostawić go w hotelu. Pośpiesznie kazałem kierowcy wracać z powrotem. Mialem jeszcze cień nadziei, że zdążę na autobus. Gdy wróciłem do hotelowego pokoju, zobaczyłem swój telefon leżący pod łóżkiem. Zabrałem go i wsiadłem do taksówki.
Niestety... autobus odjechał. Musiałem czekać na następny, który miał przyjechac za kilka godzin.
Na dworcu dowiedziałem się strasznej rzeczy... Otóż autobus, na który nie zdążyłem miał poważny wypadek, a duża część pasażerów leży w szpitalu.
Okazało się, że miałem niesamowite szczęście. Nigdy w życiu, nie czułem się tak jak w tamtej chwili !
Mój telefon uratował moje życie !!!
napisał/a: Veronique 2007-06-25 16:58
Ja i moja koleżanka Kasia często wpadamy na jakieś głupie pomysły, szczególnie w wakacje :) Pewnego upalnego dnia postanowiłyśmy zostać w domu i porobić sobie żarty telefoniczne. Umówiłyśmy się, że ona będzie dzwonić do moich znajomych, a ja do jej. Zabawa była świetna, trochę szczeniacka, ale wakacje po to są, żeby robić coś dziecinnego :) Nasi rozmówcy często dawali się nabrać, wymyślałyśmy naprawdę ciekawe teksty idealnie dopasowane do rozmówcy. O to jeden z żartów, jaki zaserwowałyśmy szkolnej Barbie:
- Dzień dobhrry, tu Vehronique z agencjiii modelek „Vanessa”.
(Mówiłam to trochę zmienionym, chłodnym głosem, stylizowanym na ton prezenterki czytającej wiadomości, okraszonym lekkim francuskim akcentem :) )
-Yyy... dzień dobry.
- Została pani wyłoniona przez naszych specjalistów, łowców talentów, którzy poszukują nowych twarzy do phrezentacji naszej nowej kolekcji...
- Ja? Naprawdę? ( W tym momencie nastąpiła przerwa na piski, krzyki i tym podobne odgłosy. Inteligentne inaczej dziewczę, nawet nie spytało skąd agencja modelek ma jej numer, co było nam bardzo na rękę :) )
- Tak kolekcja, nazywa się...
- Yyy... to kiedy będziecie mi robić zdjęcia? Mogę przyjść z koleżanką?
- No no, impossible. Nasza nowa kolekcja nosi hasło „Puszyste jest piękne” oczekujemy pani jutro...
- Co? Ale ja nie chcę! Ja nie jestem puszysta! (Po czym nastąpił głośny trzask odkładania słuchawki).

Kiedy skończyły nam się osoby w spisie telefonów, dzwoniłyśmy pod byle jaki numer.
Moja koleżanka wymyśliła tekst o zagubionej kotce. Wybrałyśmy jakiś przypadkowy numer i zaczęłyśmy klepać wyuczony tekst. Nastąpiła chwila ciszy, a później krzyki „Ja wam dam żarty telefoniczne! Oduczycie się w końcu! Skąd macie mój numer?!” Okazało się, bowiem, że nasz rozmówca jest policjantem.„Zaraz zadzwonię do mojego kolegi, ja wam dam żarty!”. Zaczęłyśmy się tłumaczyć, przepraszać, ale policjant odłożył słuchawkę. Po chwili zadzwonił telefon „Tu komenda główna policji w... (nie pamiętam już nazwy miejscowości) mój kolega doniósł mi, że próbowałyście robić żarty telefoniczne. Czy wiecie, czym to się może skończyć?” (Tu przytoczył nam opowieść o nieodpowiedzialnej młodzieży, która dzwoni do szpitali i zgłasza znalezienie bomby itp.) Zaczęłyśmy mówić, że nigdy tak byśmy nie postąpiły, że wiemy, czym to grozi, a nasze żarty były całkiem niewinne i nie robiły nikomu krzywdy. Policjant był jednak nieubłagany. Powiedział, że mój telefon został namierzony, wie skąd dzwonimy i że będzie pod stałą obserwacją policji, że jeszcze jeden żart, a trafimy do poprawczaka itp., po czym rozłączył się. Byłam tak przestraszona, że zaczęłam płakać, moja koleżanka ledwo powstrzymała mnie przed rzuceniem o ziemię telefonem. Wyłączyłam go na całe dwa tygodnie. Policjant chciał nas po prostu nastraszyć, ale od tej pory nigdy więcej nie robiłam żartów telefonicznych.
napisał/a: czarnulka90 2007-06-25 17:24
Moja historia z telefonem wydarzyła się rok temu w wakacje. Dziadkowie zafundowali mi obóz nad morzem. Wszystko było ok i super fajnie gdyby nie fakt, że moj telefon przeżył koszmar. a było to tak:
Jak codzień zjedliśmy śniadanie i na plażę. Były to moje imieniny więc wzięłam telefon ze sobą z nadzieją smsów imieninowych:). Mój Sony Ericson zaginął podczas mojej kąpieli w morzu. Nie utonął, lecz został zasypany dość głęboko w piasku i to nie przeze mnie. Na obozie mieliśmy jednego bardzo złośliwego kolegę. Ja podczas flirtowania w wodzie z innymi kolegami:D zostawiłam telefon pod ręcznikem. A Adam(złośliwiec) wykopał dość duży dół. W tym dole zakopał mój telefon. Po kąpieli chcąc sprawdzić czy nie przyszedł jakiś sms spojrzałam pod ręcznik telefonu nie było, do kieszeni spodenek brak. Zaczęłam się denerwować, bo telefon miałam dopiero pół roku. Zapytałam czy ktoś go nie widział Adam odpowiedział, żę przysługa za przysługę. Ja: "O co ci chodzi oddaj go!" Adam: "Chodź ze mna na lody a ja oddam ci telefon" Ja sie zgodziłam, po powrocie z lodów przyszliśmy na plaże po mój telefon. Wszystko by się dobrze skończyło gdyby nie fakt, że Adam zapomniał w którym miejscu zakopał mój telefon. Obóz trwał jeszcze przez tydzień- to był okropny tydzień bo bez telefonu. Do tej pory korzystam z starego modelu Sagem MYX 1 Twin. ;)
napisał/a: pamperek111 2007-06-25 17:28
Moja historia wydarzyła się 2 lata temu w upalne lato. Po tygodniowym pobycie nad jeziorem, tuż przed powrotem do domu poszłam ostatni raz na pomost, pożegnać się ze ślicznym jeziorem. Ubrałam spodenki z kieszeniami i jak zwykle włożyłam do jednej z nich komórkę, żeby być cały czas w kontakcie. W pewnym momencie, kiedy stałam już na pomoście, znienacka podbiegł do mnie ratownik "kolega" i na pożegnanie, całą ubraną wrzucił do wody. Nie muszę chyba opowiadać w jakim byłam szok, który stał się jeszcze większy kiedy okazało się, że wpadłam do wody tuż obok wielkiego, metalowego pręta, który rozdarł mi z boku całe spodenki. Kilka centymetrów obok i cała bym na niego wpadła. Z trudem doczłapałam się do brzegu, było o wiele ciężej z mokrym ubraniem na sobie, i poszłam osuszyć się do domku. Kiedy się przebierałam okazało się, że mam rozdartą kieszeń w której był telefon. Byłam święcie przekonana, że z telefonem mogę się pożegnać, ale coś mnie tknęło ( pomyślałam, że może telefon jest jednak gdzieś w domku ) i zadzwoniłam na niego z komórki koleżanki. Usłyszałam tylko długi sygnał wołania. Smutna i zła zarazem dokończyłam pakowanie. Kilka minut później do domku wpadł mój kolega oznajmiając wszystkim z dumą, że podczas spaceru po plaży nagle zauważył coś świecącego metr od brzegu. Okazało się, że była to komórka - moja komórka. Jakimś cudem musiała "podpłynąć" bliżej brzegu i zaczęła świecić, kiedy na nią dzwoniłam:) Okazało się na dodatek, że po krótkim suszeniu działała w 100%. Jaka była moja radość z odnalezienia w takich okolicznościach telefonu, a jaki smutek kolegi, który już cieszył się z nowego nabytku:D
napisał/a: kwiat03 2007-06-25 20:37
Dwa lata temu kiedy byłam w trakcie zdawania na prawo jazdy musiałam mieszkać u mojej mamy(ponieważ nie miałam dojazdów do pracy). Mój mąż przebywał w tym czasie w domu i opiekował się naszym psem. Ja natomiast czasami wybierałam się po pracy na spacery z moją koleżanką i plotkowałyśmy do wieczora. Pewnego dnia kiedy odprowadzałyśmy się do domów na wzajem a było już około godz. 23 Monika poprosiła mnie żebym wysłała jej sms-a że doszłam bezpiecznie do domu. Ja natomiast jakby mi było mało pogaduszek postanowiłam zadzwonić że już jestem w domu i przez pomyłkę zamiast do Moniki zadzwoniłam ze swojego SonyErocssona T610 do mojego męża. Jakie było moje ogromne zaskoczenie kiedy po drugiej stronie zamiast usłyszeć głos koleżanki usłyszałam głos mojego męża. Po prostu opadła mi szczęka. I tak nasze niewinne nocne eskapady wydały się a ja w niedługim po tym czasie zdałam prawo jazdy i wróciłam do swojego domu i męża. Tej historii chyba nidy nie zapomnę i do dzisiaj zanim wybiorę numer zastanawiam się dwa razy.
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka M.
napisał/a: ANKA14 2007-06-25 21:29
Moja Historja Z Telefonem Jest Dość Pogmatfana.więc Zaczne Od Początku.mam Nokie Już Dwa Lata.pierwsza Kąpiel Jaką Zaliczyła To Byla Zwykla Woda I Po Tej Kąpieli Naszczęscie Nic Mu Sie Niestało.potem Było Jeszcze Ciekawiej.było Małe Spotkanie Ze Znajomymi I Moj 2-letni Synk Zabrał Telefon Ze Stołu I Wsadził Go Do Dipu Jogurtowo-czosnkowego.powiem Wam Ze I Tą Kapiel Przezył Bez żadnej Usterki.niestety Pewnego Dnia Podczas Najgorszego Dnia Z Zołądkowymi Problemami Telefonik Utopił Się W Herbacie Miętowej I Juz Zaczely Się Problemy Niestety Przestał Dzialać Glosnik.no To Syniu Wiedział Ze Telefonik Jest Klejący Wiec Wzią Go Do łazienki I Wymyl Pod Kranem.mąż Chcąc Uratować Sytuacje Dał Go Do Szklanki Ze Spirytusem Zeby Sie Oczyscil I Wiecie Co On Naprawde Działa!!!! :)
napisał/a: Olivia_26 2007-06-26 00:52
[CENTER]Byłam z klasą na wycieczce szkolnej w teatrze :) zapowiadał sie bardzo ciekawy spektakl.....
- Nie zapomnijcie wyłączyć telefonów.... Przypominała pani przed rozpoczęciem. Ja oczywiście zapomniałam :eek: W trakcie drugiego aktu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Zanim dotarło do mnie ze dzwoni mój telefon, aktor tak się na tym skupił, że zapomniał tekstu. Ja zostałam wyprowadzona z teatru a przedstawienie zaczęli od nowa.....Nie powiem strasznie była Pani zła, ale za to zwiedziłam sobie miasto I dzwoniła moja mama że ma dla mnie niespodzianke. Ładna mi niespodzianka jak wiedziałam o niej...:) Dostałam psa.... wreście... Może czas zmienić coś jeszcze ??[/CENTER]
napisał/a: Maja242 2007-06-26 07:50
Moja historyjka z telefonem przytrafila mi sie ok 3 lata temu,gdy jeszcze w wieku nastolatki podjelam sie pracy sezonowej.Bylam posiadaczem telefonu nokia i Mezczyzna dla ktorego pracowalam(szef) mial identyczny jak moj.W czasie pracy,a moja praca sezonowa polegala na obslusze klienta w malej pizzeri nad morzem.Ze wgledu na pozwolenie szefa,moglam zostawiac w czasie pracy telefon na ladzie przy kasie fiskalnej.W tym dniu zapowiadal sie dosc ruchliwy dzien poniewaz padal deszcz(nazywamy to pogoda barowa),polozylam swoj telefon na swoje miejsce(kasa fiskalna) i zaczelam obslugiwac klientow.Moj szef wpadal od czasu do czasu z kontrola czy dajemy sobie rade itd.Zauwazyl,ze dziewczyny z ktorymi akurat wtedy pracowalam,maja dosc duzo pracy,a klientow przychodzilo wiecej i wiecej ,wiec postanowil nam pomoc i polozyl swoj telefon kolo mojego.Po dosc ruchliwej godzinie po prostu nas opuscil zabierajac telefon.Wtedy wlasnie zaczely przychodzic dziwne sms na(wtedy jeszcze myslalam,ze moj telefon)telefon.Otwierajac te smsy zastanawialam sie skad te dziwne numery i ,ze ktos sobie robi niesmaczne zarty ze mnie.Jak sie pozniej okazalo byl to telefon mojego szefa ,a smsy okazaly sie od drugiej dziewczyny(o ktorej ,anie jego obecna dziewczyna,ani tym bardziej pracownicy nie mieli pojecia).INTERESUJACE!No coz szef zoorientowal sie,ze ma nie swoj telefon.To byla szybka wymiana!Bylo mu wstyd,nie wiedzial jak sie zachowac,a najlepsze jest to,ze po dwoch dniach zaproponowal mi nie duza,ale ciekawa podwyzke,co bylo mi na reke,dajac do zrozumienia zebym nikomu nie pisnela slowka.
napisał/a: kolonia2000 2007-06-26 08:10
Mój mąż kupił długo oczekiwany nowy telefon z MP3 i radiem. Cieszył się nim jak dziecko. Poprosiłam go, żeby ściągnął ustawienia ze strony operatora i zainstalował je w telefonie. Miał też ustawić sobie pocztę głosową. Zwykle wracamy razem do domu po pracy. Pewnego popołudnia dzwonię do niego, żeby umówić się na zakupy. Długo nie odbiera telefonu. W końcu sie doczekałam. A tu - o zgrozo - odbiera kobieta. Trochę się zdziwiłam, może pomyliłam numer. Patrzę na wyświetlacz, a na nim zdjęcie mojego ukochanego. Na pewno nie pomyliłam numeru! Pytam więc: "Czy mogę rozmawiać z mężem?". A pani na to, że nie. Zdenerwowałam się bardzo: jak to nie?! Dzwonię do niego a jakaś kobieta odbiera i nie chce mi wyjaśnić czemu mój mąż nie może ze mną rozmawiać! Odłożyłam słuchawkę. Dzwonię jeszcze raz. I znów ten sam głos, a w tle męski śmiech-czyżby to był dowcip? Tego było juz za wiele. Potem odrzucałam każdą próbę połączenia z mężem. Długo próbował się do mnie dodzwonić. Ale ja byłam niewzruszona. Spotkaliśmy się na przystanku. On z miną zbitego psa. Ja zła jak osa. Nie odzywałam się do niego całą drogę. W domu wykrzyczałam mu, że jest okropny, że tak się nie robi, i że bardzo mnie zranił swoim głupim zachowaniem. Zabrałam mu telefon. Pomyślałam, że znajdę tam może połączenia do tej kobiety i wybiję jej z głowy takie żarty. Przy okazji chciałam mu wyłączyć tą przeklęta poczte głosową, której nie znoszę. I wtedy okazało się, że mój kochany mąż wcale nie robił sobie ze mnie żartów. On po prostu nie umiał ustawić sobie tej poczty i wpisał tam jakiś zupełnie przypadkowy numer. Kiedy próbowałam się do niego dodzwonić, poczta przekierowywała mnie właśnie na ten numer! Przeprosiłam męża i spędziliśmy miłe popołudnie. Teraz sama ustawiam mu wszystkie parametry w telefonie.
napisał/a: asiek47 2007-06-26 08:17
To było cztery lata temu, kiedy byłam jeszcze na studiach....ah to były czasy, ale od początku. W wakacje wybrałam się z koleżanką na miesiąc do Francji, mój narzeczony niestety nie mógł z nami pojechać, ale abym nie zapomniała jak bardzo mnie kocha nagrał mi się na telefon powtarzając " Kocham Cię, Kocham Cię, Kocham...." wakacje skończyły się w mgnieniu oka..., a we wrześniu czekała mnie poprawka z prawa cywilnego. Przygotowałam się solidnie i pewna siebie pojechałam na egzamin, na sali cisza, słychać tylko brzęczenie much i skrzybanie długopisa o kartke...około 40 osób w skupieniu odpowiada na pytania profesora, nagle kichnełam i nie odwracając głowy( aby nikt nie posądził mnie o ściąganie) zaczełam szukać w torebce chusteczki...nagle- usłyszałam z mojego telefonu i cała sala ze mną " Kocham Cię, Kocham Cię, Kocham..." o nie włączył mi się telefon z nagraniem!!! ale klapa - pomyślałam...wszyscy spojżeli na siebie badawczo, Profesor spojżał surowo, ale delikatnie uśmiechnął się pod wąsem...egzamin zdałam na 4.0 i do dziś mam to nagranie:)
napisał/a: arleta192 2007-06-26 08:59
Telefon kom. to naj większy i jedyny przyjaciel jakiego mama. Pewnie się zastanawiasie dlaczego...?? Otóż zawsze jest ze mną. Na wakacjach, w domu, w dobrych i złych chwilach. Zna mnie lepiej niż ja sama siebie. Wie o czym i z kim pisze w danym momęcie. I nigdy mnie jeszcze nie zawiódł.
Pewnego dnia byłam w Gdańsku na zakupacg ze znajomymi i przechdziliśmy koło dziewczyny rozdającej ulotki. Zabrałam tę ulotkę poczym ją schowałam nie przyglądając sie co to jest. Wruciłam do domu i przeglądałam to co kupiłam i znowu wpadła mi w rece ta owa ulotka. Wczytałam się dokładnie i... Spodobała mi się. Była to ulotka promująca szkołe zaoczną oraz kursy. Spodobał mi się pewien kurs i postanowiłam zadzwonić. Dowiedziałam się szczegułów co i jak oraz umówiłam się na spotkanie. W umówionym terminie przyjechałam do Gdańska. Osobiście to nie jestem z trójmiasta i do końca nie wiedziałam gdzie mam dojechać. Chwyciłam za telefon bo wiem że on mi zawsze pomoże. Zadzwoniłam do sekretariatu tej szkoły i z uśniechem i z lekką nutka wstydu poprosiłam tę kobiete o pomoc. Wytłumaczyła mi dokładnie w jaki tramwaj wsiąść, gdzie mam dojechać, gdzie wysiąść i do jakiego budynku się kierować. Oczywiście perfekcyjnie dojechałam na czas. A to mogę zawdzięczyć mojej kom. bo bez niej to raczej bym sie nie ruszyła z miejsca przechodnie nie zawsze wiedzą o co nam chodzi. Spotkanie przebiegło super. Zapisałam się na kurs zapłaciłam daną kwote i przez kolejne trzy niesiące wracałam do Gdańska. Z czego jestem bardzpo zadowolona. Kiedy byłam chra bądz nie mogłam przyjechać to zawsze dzwonilam i informowałam że danego dnia mnie nie będzie bądz się spóźnie. Jeżeli jakieś zajęcia miały być przełożone to też zawsze do mnie dzwonili. Tak że kontakt telefoniczny w tych czasach jest bardzo ważny bo bez tego ani rusz. Kurs skończylam z bardzo dobrym wynikiem. Pracowałam kilka miesięcy u mnie w mieście oczywiście po tym kursie zostalam odrazu przyjęta. A by móc się umówic na stylizacje to klijętki dzwoniły i się zawsze umawiały i ja byłam zadowolona i one. Ostatnio znalazłam ogłoszenie w którym było zapotrzebowanie na fryzjerow. I co zrobiłam...?? Tak chwyciłam za mój telefonik i zadzwoniłam. Pjechałam na spotkanie że znam angielski dostałam prace. Wyjechałam na pół roku. Zarobiłam znacznie większe pieniądze i teraz jest mnie stać na otwożenie wlasnego zakladu. A jak dalej się potoczy mój los z tel...?? Ha tego jeszcze nie wiem. Jak otwoż swój zakład to zadzwonie.... ;)
Tak jak napisałam TELEFON TO NAJ WIĘKSZY MÓJ PRZYJACIEL zawsze mi pomaga :)