W jakim wieku pierwsze dziecko?

napisał/a: ~uki" 2007-06-07 00:55


Użytkownik "Maciek" napisał w wiadomości

> No to pewnie jesteście w podobnym wieku i jest to całkiem normalne.
> Kobieta w wieku 20-30 lat już by chciała dziecko, facet (najczęściej)
> jeszcze nie jest gotowy.

Tak jak piszesz.

> Najlepszym rozwiązaniem jest zacząć się teraz spotykać z licealistką - za
> parę lat będziesz gotów na dziecko, ona też

Tak jak piszesz........nie wchodzi w grę.

--
Pozdrawiam,
uki
www.opinia-publiczna.pl - nowy serwis z opiniami polskiego społeczeństwa
twórzmy świadomy obraz naszego kraju
napisał/a: ~Lozen" 2007-06-07 03:57
uki wrote:

> Witam wszystkich,
>
> Zwracam sie z pytaniem glownie do kobiet, ktore maja za soba moment
> urodzenia pierwszego dziecka. Moje pytanie dotyczy wieku, w jakim
> kobieta powinna pomyslec o swoim pierwszym dziecku, aby nie narazac
> sie na problemy zdrowotne zarowno dziecka jak i swoje. Nie chodzi mi
> o przypadki losowe, ale raczej statystyczne. Nie chcialbym, aby ten
> moment byl odwlekany w nieskonczonosc w moim zwiazku, a nie wiem czy
> juz jestem na to gotowy, dlatego chcialbym poznac opinie tych, ktorzy
> juz tego doswiadczyli.
>
> Dziekuje za wszelkie opinie.

[zartujac] Osobiscie uwazam, ze powinien byc jakis zakaz rodzenia
dzieci przed 25-28 rokiem zycia ;)

A powaznie - lata dwudzieste sa po to by je wykorzystac dla siebie i by
pozniej byc rodzicem, a nie po to by byc kolezanka/kolega wlasnego
dziecka.

A dla Twoich statystyk - pierwsze urodzilam w wieku 29 lat, ale gdybym
urodzila pare lat pozniej to tez by sie tragedia nie stala ;)

Co do chorob genetycznych - w Stanach na to zwraca sie uwage dopiero po
35 roku zycia. Co kraj to obyczaj.

pozdrawiam
Kasia
napisał/a: ~Lozen" 2007-06-07 04:09
Maciek wrote:

> No to masz moją opinię. Żona urodziła w wieku 29 lat, bo wcześniej
> wiadomo - nie było czasu, studia, praca, duperele. Jak tak jednak
> patrzymy na te kilkoro dzieci znajomych, owoc tzw. wpadek (tuż po
> liceum, na początku studiów), to jakaś taka nutka zazdrości się
> pojawia i żal, że się nie wpadło Bo wydaje mi się, że dzięki
> mniejszej różnicy wieku relacje rodzic-dziecko jednak są lepsze

Nie wiem co masz na mysli mowiac "relacje rodzic-dziecko jednak sa
lepsze", ale mam wrazenie, ze chodzi Ci o kolezenska stope jaka moze
istniec miedzy Twoimi znajomymi a ich dziecmi.
Jezeli o to wlasnie chodzi, to pozwol, ze nie zgodze sie. Moze z boku
i fajnie to wyglada. Teraz, w tym wieku. Ale dziecko kolezanki i
kolegow ma wlasnie po to by byli kolezankami i kolegami, a rodzicow po
to, by byli rodzicami. I nie zrozum mnie zle, mozna zachowac calkiem
fajne relacje z dziecmi, ale wciaz trzeba pamietac, ze jest sie przede
wszystkim prawnym opiekunem dziecka, ktorego sie wychowuje po to by
kiedys moglo zyc odpowiedzialnie w spoleczenstwie.

> i mam
> nadzieję, że za 10 lat stać mnie będzie na wytworzenie tak fajnych
> relacji jakie widziałem (tzn. nie zamienię się w stetryczałego dziada
> nie rozumiejącego mojego dziecka).

To tylko i wylacznie zalezy od Ciebie.

> Oczywiście na pewno dzieci
> "wpadkowe" mocno zaburzały ten idealny stan w jakim akurat znajdowali
> się ich rodzice, ale nie ma takiego momentu w życiu, gdy pojawienie
> się dziecka czegoś nie zaburzy - to jest po prostu wywrócenie świata
> do góry nogami i im później tym gorzej, bo ludzie przyzwyczają się do
> swojego wygodnego życia

Tylko ze te wpadkowe ale "oczekiwane" inaczej przewracaja swiat niz te
wpadkowe "nieoczekiwane".

> Potraktuj więc mój wywód jako głos za
> tym, żeby rodzić dosyć wcześnie ze względu na zdrowie psychiczne
> zarówno rodziców jak i dziecka

Plusem pozniejszego wieku rodzica jest chociazby cierpliwosc, ktorej w
mlodym wieku jednak czesto nie da sie zaobserwowac. Drugim plusem jest
wyrozumialosc dla tego dziecka. Kolejnym jest ze rodzice nie "winia"
dziecka o to, ze sa przez nie w jakis sposob ograniczeni.

I w sumie bez wzlgedu na wiek mamy wazne sa warunki rodziny, w mlodym
wieku, bez wlasnych konkretnych dochodow, i ewentualnie pomocy z
zewnatrz zdecydowanie wychowanie dziecka wyglada trudniej, niz gdy w
starszym wieku ma sie jakis tam dobytek (i nie trzeba sie zastanawiac
czy w tym miesiacu bedziesz mogl kupic dziecku zabawke czy np kuchenke
mikrofalowa, bo prawdopodobnie w "starszym" wieku juz ja bedziesz
mial), dochod i moze jakas pomoc. Jest tak wiele mozliwych sytuacji ze
ciezko jest powiedziec co komu najbardziej by pasowalo ;)

pozdrawiam
Kasia
napisał/a: ~Marta" 2007-06-07 16:17

Maciek:

> Poród ma to do siebie, że zawsze niesie ze sobą jakieś ryzyko, więc nie
> wiem o jakich problemach piszesz.

kuriozalnie jako mama obawiam się m.in. dlatego kolejnego porodu, a jestem
an etapie myśli o drugim maleństwie, boję się trudnego porodu i cierpienia.


> Oczywiście na pewno dzieci "wpadkowe" mocno zaburzały ten idealny stan w
> jakim akurat znajdowali się ich rodzice,

wpadka z córką zrewidowała mi sposób życia, wzbogaciła je i pokazała mi, do
jakich rewolt jestem zdolna i jak bezgranicznie można kochać i być
szczęśliwą.
zaburzenie idealnego stanu? owszem kiepsko pisało mi się pracę magisterską w
ciąży, ponieważ potwornie bolał mnie kręgosłup, ale udało się, Oliwia
przyszła w 3 mce potem na świat.
Życie stało się piękne,a jego rewizja wyszła na absolutny plus. Niczego nie
straciłam, zmobilizowałam się tak, jak nigdy sama siebie nie podejrzewałabym
o to.
Ciąża to też nauka operatywności dla kobiet.

> i im później tym gorzej, bo ludzie przyzwyczają się do swojego wygodnego
> życia

niestety to stara prawda, a tak chciałam ją podważyć.
mam 33 lata i trudno jest zrezygnować ze świetnej pracy, możliwości podróży,
czyli tego co uwielbiam i to sztuka rezygnacji z pewnych wypracowanych
wygód.
Motywacją do myślenia o drugim dziecku jest niesamowita nadzieja na
pomnożenie miłości i dania siebie innym. Inaczej życie byłoby niepełne,
czegoś by mi w nim brakowało, a żalu o to czego nie zrobiłabym, nie
zniosłabym.
Bo nie lubię.

> Potraktuj więc mój wywód jako głos za tym, żeby rodzić dosyć wcześnie ze
> względu na zdrowie psychiczne zarówno rodziców jak i dziecka

człowiek do wielu spraw świetnie się przyzwyczaja i dostosowuje, do warunków
nieprzespanzch nocy też, a poród wraz z pierwszym spojrzeniem na maleństwo i
pocałunkami ginie w przeszłości w diametralnym tempie.

pozdrawiam
Marta

od jesieni daj Bosz może matka.
napisał/a: ~Agnieszka" 2007-06-07 20:36
Hmmmm, wydaje mi sie, ze kazdy sam najlepiej wie, kiedy jest TEN moment, by
miec dzieci.
Jestem mama od ponad 9 miesiecy i mam 36 lat.
Pewnie duzo, ale mimo nieprzespanych nocy, strachu, czy potrafie dac sobie
rade, etc, zaczelam myslec o drugim dziecku...
Moge powiedziec, ze moja corcia dodala mi skrzydel i calkowicie
przeorganizowala mi zycie. Na lepsze....

napisał/a: ~JoannElle 2007-06-07 21:20
To chyba kwestia (jak zwykle) indywidualna... Ja zdecydowałam się w
wieku lat 26. Po to, żeby być młodsza, kiedy dziecko zacznie mieć własne
życie, bo mi też łatwiej będzie wtedy znaleźć sobie miejsce :) A także
dlatego, że właśnie kończyłam studia, a jeszcze nie zaczynałam nic
nowego, więc nie musiałam nic przerywać. Ale teraz chcę zrobić coś ze
swoim życiem, a potem ewentualnie pomyślę o drugim maleństwie, bo już
wiem, że samo macierzyństwo mi nie wystarcza, żeby czuć się spełnioną.
Zresztą czułam, że tak będzie...

Pozdrawiam, JoannElle
napisał/a: ~Maciek 2007-06-07 23:09
Lozen napisał(a):
> Nie wiem co masz na mysli mowiac "relacje rodzic-dziecko jednak sa
> lepsze", ale mam wrazenie, ze chodzi Ci o kolezenska stope jaka moze
> istniec miedzy Twoimi znajomymi a ich dziecmi.
Oczywiście. Im rodzice starsi tym trudniej im cofnąć się pamięcią w
przeszłość, przypomnieć sobie co robili mając naście lat, zrozumieć i
pogadać z dzieckiem jak z normalnym człowiekiem, a nie z perspektywy lat
doświadczeń.

> Jezeli o to wlasnie chodzi, to pozwol, ze nie zgodze sie. Moze z boku
> i fajnie to wyglada. Teraz, w tym wieku. Ale dziecko kolezanki i
> kolegow ma wlasnie po to by byli kolezankami i kolegami, a rodzicow po
> to, by byli rodzicami.
To nie tylko z boku wygląda fajnie, ale w moim przypadku także z
autopsji. Dużo fajniej jest mieć rodziców-kumpli niż Pana Ojca i Panią
Matkę. W dzisiejszych czasach w rodzinach bez bardzo dobrych (właśnie
niemal koleżeńskich) stosunków rodzic-dziecko, koleżanki i koledzy
bardzo szybko zastępują autorytet rodziców, a do czego to prowadzi to
już nawet nie chce mi się pisać na przykładzie kilku kolegów.

> I nie zrozum mnie zle, mozna zachowac calkiem
> fajne relacje z dziecmi, ale wciaz trzeba pamietac, ze jest sie przede
> wszystkim prawnym opiekunem dziecka, ktorego sie wychowuje po to by
> kiedys moglo zyc odpowiedzialnie w spoleczenstwie.
Jak bym chciał, żeby moje dziecko miało przede wszystkim opiekunów
prawnych, to bym je oddał do domu dziecka - tam by się zatroszczyli,
żeby mogło żyć odpowiedzialnie w społeczeństwie

> Plusem pozniejszego wieku rodzica jest chociazby cierpliwosc, ktorej w
> mlodym wieku jednak czesto nie da sie zaobserwowac. Drugim plusem jest
> wyrozumialosc dla tego dziecka.
Sugerujesz, że cierpliwość i wyrozumiałość to cechy, które można
zaobserwować u 35-latków, zaś 25-latkowie tego nie posiadają?? Jak dla
mnie to u niektórych one nie pojawiają się nigdy I co? Zabronić im
mieć dzieci?

> Kolejnym jest ze rodzice nie "winia"
> dziecka o to, ze sa przez nie w jakis sposob ograniczeni.
Znam kilka osób, które w wieku mniej więcej 35 lat jakoś nie mogą
zdecydować się na dziecko, bo się przyzwyczaili do wakacji co roku, do
imprez ze znajomymi, do późnych powrotów itp itd. Jeśli się wreszcie
zdecydują, to dopiero będzie szok i obwinianie

> I w sumie bez wzlgedu na wiek mamy wazne sa warunki rodziny, w mlodym
> wieku, bez wlasnych konkretnych dochodow, i ewentualnie pomocy z
> zewnatrz zdecydowanie wychowanie dziecka wyglada trudniej, niz gdy w
> starszym wieku ma sie jakis tam dobytek (i nie trzeba sie zastanawiac
> czy w tym miesiacu bedziesz mogl kupic dziecku zabawke czy np kuchenke
> mikrofalowa, bo prawdopodobnie w "starszym" wieku juz ja bedziesz
> mial), dochod i moze jakas pomoc. Jest tak wiele mozliwych sytuacji ze
> ciezko jest powiedziec co komu najbardziej by pasowalo ;)
Czytając tego typu wywody wciąż się zastanawiam jak taki narodek jak
choćby nasz przetrwał do XXI wieku. Przez ostatnie 200 lat same
rozbiory, zabory, wojny, okupacje i ogólnie bieda aż piszczy, a ludzie
jakoś decydowali się na ten trud wychowania dzieci, nie zastanawiając
się widać nad możliwościami kupna kuchenki czy zabawki. Te ostatnie 20
lat nieco lepszej koniunktury to już co poniektórym nieźle w d*
poprzewracało.
Obecnie nie da się łatwo określić momentu w którym rodzina jest już
wystarczająco majętna, żeby sobie strzelić dzieciaka. Po studiach nie,
no bo trzeba zacząć gdzieś pracować, "dorobić się". Po 5-ciu latach jest
już kredyt na mieszkanie, no ale przydałby się jeszcze na nowy samochód,
a poza tym to może lepiej byłoby wejść w jakiś domek. Ona przecież nie
może teraz zrezygnować z pracy, bo kredyt, poza tym kariera ucierpi itp
itd. Po kolejnych 5-latach jest już i nowy samochód i kredyt na dom, ale
nie dosyć, że trzeba to spłacać, to jeszcze ten cholerny dom wypadałoby
wyposażyć. Oczywiście nie byle jak, tylko tak żeby tym ciulom-znajomym,
których się od czasu do czasu zaprasza, to już w progu gały wypadły i
potoczyły się po marmurowych schodach do basenu. Do tego dochodzą
obowiązkowe wakacje gdzieś nad ciepłym morzem (znajomi zobowiązują),
nieco rozrywkowe życie i 1000 innych przyzwyczajeń, wygód itp itd. I to
wszystko rzucić dla bachora, stracić, a przynajmniej mocno ograniczyć
takie fajne życie??? No to poczekamy jeszcze z 5 lat, a potem to już np.
kłopoty z zajściem w ciążę itd.
Dlatego patrząc z perspektywy karierowo-dorobkiewiczowej, dziecko na
studiach to ostatni gwizdek. Zacisnąć zęby, odchować, a potem rzucać się
w wir dorabiania

--
Pozdrawiam
Maciek
napisał/a: ~Maciek 2007-06-07 23:15
uki napisał(a):
>> Najlepszym rozwiązaniem jest zacząć się teraz spotykać z licealistką - za
>> parę lat będziesz gotów na dziecko, ona też
> Tak jak piszesz........nie wchodzi w grę.
No to masz przerąbane

--
Pozdrawiam
Maciek
napisał/a: ~Maciek 2007-06-07 23:24
Marta napisał(a):
> człowiek do wielu spraw świetnie się przyzwyczaja i dostosowuje, do warunków
> nieprzespanzch nocy też, a poród wraz z pierwszym spojrzeniem na maleństwo i
> pocałunkami ginie w przeszłości w diametralnym tempie.
Człowiek ogólnie jest się w stanie przystosować do warunków naprawdę
skrajnie trudnych, tylko zdając sobie sprawę z tego co go czeka, po
prostu odwleka moment osiągnięcia tych warunków (jeśli może) najlepiej w
nieskończoność.

> od jesieni daj Bosz może matka.
Może? Tzn. jeszcze się zastanawiasz? Ale do jesieni mało czasu


--
Pozdrawiam
Maciek
napisał/a: ~M&C 2007-06-08 10:07
Maciek pisze:

> Sugerujesz, że cierpliwość i wyrozumiałość to cechy, które można
> zaobserwować u 35-latków, zaś 25-latkowie tego nie posiadają?? Jak dla
> mnie to u niektórych one nie pojawiają się nigdy I co? Zabronić im
> mieć dzieci?

To nie byłoby takie głupie

Marzena
--
Robótki Marzeny
http://fanturia.googlepages.com/home
napisał/a: ~Iwon(k)a" 2007-06-08 15:21
(...)
> Dziekuje za wszelkie opinie.


Im mlodsza tym lepiej. Z punktu widzenia biologii, najlepiej 21-25 lat, wtedy
sama natura jest tak sprzyjajaca, iz zwykle za "pierwszym razem" zachodzi sie
w ciaze ponad 70%, po 30 spada to juz do ponizej 30%. Wieszky wiek matki i
ojca, wplywa na zaburzenia min genetyczne u potomka
http://www.musckids.com/health_library/hrpregnant/over30.htm
http://www.babyhopes.com/articles/birthdefects.html

jestem z mamus mlodych, dziecko urodzilam na studiach, i uwazam, ze byl to
super dla mnie okres. jak teraz patrze na siebie, i teraz nie zmienilabym nic
w tej kolejnosci. sila, energia, zdrowie, zapal mialam wtedy o wiele wiekszy
niz np teraz. teraz dzieki Bogu to moge sie wyspac spokojnie po imprezie, bo i
corka chce nieco dluzej pospac po swojej :))

ode mnie- nie pytaj sie innych, sama za siebie zadycyduj. na pewno nie czekaj
zbyt dlugo, jak to np robia w USA, bo bedziesz sie wloczyc po klinikach
leczenia nieplodnosci (tak jak tu).

iwon(K)a

--
napisał/a: ~Lozen" 2007-06-08 18:25
Maciek wrote:

> Oczywiście. Im rodzice starsi tym trudniej im cofnąć się pamięcią w
> przeszłość, przypomnieć sobie co robili mając naście lat, zrozumieć i
> pogadać z dzieckiem jak z normalnym człowiekiem, a nie z perspektywy
> lat doświadczeń.

A to zalezy juz od rodzicow, nie wieku.

> > Jezeli o to wlasnie chodzi, to pozwol, ze nie zgodze sie. Moze z
> > boku i fajnie to wyglada. Teraz, w tym wieku. Ale dziecko
> > kolezanki i kolegow ma wlasnie po to by byli kolezankami i
> > kolegami, a rodzicow po to, by byli rodzicami.
> To nie tylko z boku wygląda fajnie, ale w moim przypadku także z
> autopsji. Dużo fajniej jest mieć rodziców-kumpli niż Pana Ojca i
> Panią Matkę.

OK, nie zrozumielismy sie.
Ja nie wychodze z zalozenia, ze dziecko potrzebuje Pana Ojca i Pania
Matke. Dziecko potrzebuje _rodzica_. Rodzic wciaz moze zachowac pewna
doze "kolezenstwa" ale powinna byc zachowana granica pomiedzy jednym a
drugim.

> W dzisiejszych czasach w rodzinach bez bardzo dobrych
> (właśnie niemal koleżeńskich) stosunków rodzic-dziecko, koleżanki i
> koledzy bardzo szybko zastępują autorytet rodziców, a do czego to
> prowadzi to już nawet nie chce mi się pisać na przykładzie kilku
> kolegów.

Dziecko szuka autorytetow poza domem nie dlatego, ze rodzic zgrywa sie
na Pana Ojca czy Pania Matke, a dlatego ze w domu czegos tam brakuje,
czy to szacunku, czy to empatii, czy zrozumienia. Takie moze pojawic
sie bez wzgledu na wiek.

> > I nie zrozum mnie zle, mozna zachowac calkiem
> > fajne relacje z dziecmi, ale wciaz trzeba pamietac, ze jest sie
> > przede wszystkim prawnym opiekunem dziecka, ktorego sie wychowuje
> > po to by kiedys moglo zyc odpowiedzialnie w spoleczenstwie.
> Jak bym chciał, żeby moje dziecko miało przede wszystkim opiekunów
> prawnych, to bym je oddał do domu dziecka - tam by się zatroszczyli,
> żeby mogło żyć odpowiedzialnie w społeczeństwie

Dobra dobra, nie madrz sie ;P
Chodzi mi o to, ze rodzic, przynajmniej w Ameryce, moze stracic prawa
rodzicielskie, ze nie jest tym Panem i Wladca dlatego ze geny sa jego.
Stad piszac "prawnym opiekunem" mialam na mysli ze jest sie za te
dziecko odpowiedzialnym, ze nie ma sie go na wlasnosc, a wychowuje po
to by moglo kiedys funkcjonowac i byc produktywnym w spoleczenstwie.

> > Plusem pozniejszego wieku rodzica jest chociazby cierpliwosc,
> > ktorej w mlodym wieku jednak czesto nie da sie zaobserwowac.
> > Drugim plusem jest wyrozumialosc dla tego dziecka.
> Sugerujesz, że cierpliwość i wyrozumiałość to cechy, które można
> zaobserwować u 35-latków, zaś 25-latkowie tego nie posiadają?? Jak
> dla mnie to u niektórych one nie pojawiają się nigdy I co?
> Zabronić im mieć dzieci?

W sumie cierpliwosc i wyrozumialosc wynika z gotowosci do dziecka, nie
wieku rodzica.
Ale z mego doswiadczenia i moich obserwacji o wiele latwiej o
cierpliwosc u ludzi dojrzalszych (a to czesto idzie krok w krok z
wiekiem), niz u mlodszych.

> > Kolejnym jest ze rodzice nie "winia"
> > dziecka o to, ze sa przez nie w jakis sposob ograniczeni.
> Znam kilka osób, które w wieku mniej więcej 35 lat jakoś nie mogą
> zdecydować się na dziecko, bo się przyzwyczaili do wakacji co roku,
> do imprez ze znajomymi, do późnych powrotów itp itd. Jeśli się
> wreszcie zdecydują, to dopiero będzie szok i obwinianie

A dlaczego w spoleczenstwie wychodzimy z zalozenia ze kazdy musi
doczekac sie potomka? Sa ludzie ktorzy nie potrzebuja dzieci z jakis
tam powodow, co IMO nie czyni ich ani lepszymi, ani gorszymi.

> > I w sumie bez wzlgedu na wiek mamy wazne sa warunki rodziny, w
> > mlodym wieku, bez wlasnych konkretnych dochodow, i ewentualnie
> > pomocy z zewnatrz zdecydowanie wychowanie dziecka wyglada trudniej,
> > niz gdy w starszym wieku ma sie jakis tam dobytek (i nie trzeba sie
> > zastanawiac czy w tym miesiacu bedziesz mogl kupic dziecku zabawke
> > czy np kuchenke mikrofalowa, bo prawdopodobnie w "starszym" wieku
> > juz ja bedziesz mial), dochod i moze jakas pomoc. Jest tak wiele
> > mozliwych sytuacji ze ciezko jest powiedziec co komu najbardziej by
> > pasowalo ;)
> Czytając tego typu wywody wciąż się zastanawiam jak taki narodek jak
> choćby nasz przetrwał do XXI wieku. Przez ostatnie 200 lat same
> rozbiory, zabory, wojny, okupacje i ogólnie bieda aż piszczy, a
> ludzie jakoś decydowali się na ten trud wychowania dzieci, nie
> zastanawiając się widać nad możliwościami kupna kuchenki czy zabawki.

OK, znowu sprostuje :)
Nie chodzi mi o dorabianie sie, kariery, samochody, wakacje i palace.
Chodzi mi o podstawowe (o ile kuchenke mikrofalowa zaliczyc do
podstawowych ;) ) potrzeby czlowieka. Gdzie ma sie swoje 4 sciany,
gdzie ma sie na czym siedziec i przy czym usiasc by zjesc posilek.
Gdzie nie trzeba sie martwic o rachunki za prad i ogrzewanie, plus pare
groszy na boku.

Gdzie - decydujac sie na dziecko - nie trzeba _obciazac_ wszystkich
wokol, babc i cioc, domagac sie ich pomocy i opieki nad dzieckiem, ich
finansowego wsparcia i doplacania do rachunkow.

A zwroc uwage jak czesto takie wpadki powodowaly wlasnie zrzucanie sie
wszystkich wokol!
Mam nadzieje, ze teraz juz mnie lepiej rozumiesz.

pozdrawiam
Kasia