Nerwica

napisał/a: ks111 2012-05-10 18:22
la_inca napisal(a):
misiakasia napisal(a):chcialam was zapytac, czy ktos mial , ma podobne objawy. to jest cos pomiedzy swiatlowstretem a wyostrzeniem spojrzenia, obrazu, a minimalnymi zachwianiami, jakby sie w glowie krecilo, ale nie obraz a wlasnie w srodku glowy?? :(

Chyba wiem o czym mówisz, ja mam coś takiego jak jestem na dworze i świeci słońce. Najchętniej bym wtedy schowała się w jakieś ciemne miejsce.




Ja tez nie lubie słońca bo wtedy czuje wieksze wiry w głowie i gorsze samopoczucie mam a kiedys tak kochałam słoneczko...:(
napisał/a: ks111 2012-05-10 18:27
la_inca napisal(a):Hejka,
Gratuluję dziewczynom znalezienia pracy :)
Zawroty to chyba najgorszy objaw jaki mnie spotkał, tak jak wcześniej pisałam, radziłam już sobie z nimi. Ale ostatnio coś podupadłam i znowu mnie męczą :((
Jeżeli mogę doradzić, to ignorujcie je, tzn jeżeli sie pojawiają to mówicie sobie np co z tego, ze mam zawrót, zaraz przejdzie i nic mi sie od niego nie stanie. U mnie działało.
Mam jeszcze pytanie, czy macie takie wrażenie, ze trzęsiecie się jakby z zimna, ale tak naprawdę to tylko w środku takie uczucie jest??
i czy jak patrzycie obojętnie na co, to obraz Wam się też trzęsie?
cholerka co to jest?
Ajjc nie dawaj się!
Życzę wszystkim miłego dnia!



la_inca-Dziękki za wsparcie i nawzajem...Cały czas staram sie ignorowac wszystkie objawy i czasami sie udaje ale czesto samo nachodzi i niestety to jest silniejsze ale jakos daje rady:)Ja mam takie drgawki ale w tylnej czesci potylicy i polaczone z zawrotami a potem nachodzi ból głowy...fatalne uczucie...
napisał/a: Ajjc 2012-05-10 21:26
jak walczylam? hym.. lekarze, specjalisci, wizyty byly nawet oddalone od mojego domu o 300 km.... ;leki- jeden z nich biore do dzis 9uzaleznienie)

byly okresy ze franca odchodzila;) i nie bylo jej nawet 2-3 lata;) ale jak wrocila z podwojna sila.

zawroty glowy? mam codziennie- juz sie do nich przyzwyczailam, jedynie nie moge zniesc wrazenia puchniecia gardla;( okropne i chyba najgorszy moj objaw nerwicy. Kiedys mialam jeszcze strasznie wysokie pulsy nawet do 130 w spoczynku- nagle tak zaczynalo mi lomotac serce, teraz tego juz nie ma a jak to sporadycznie.

ehh ciezko ale da sie w sumie zyc:) bywaja i te super okresy- teraz niestety mam remisje konkretna.
z nerwica rodzilam dzieci, nawet mialam operacje- wtedy to byl horror.

ale wiem ze co nas nie zabije to nas wzmocni:) wiem ze to tylko nerwica;) tak sobie staram sie mowic przynajmniej.
napisał/a: la_inca 2012-05-11 09:16
Ja tez nie lubie słońca bo wtedy czuje wieksze wiry w głowie i gorsze samopoczucie mam a kiedys tak kochałam słoneczko...:([/quote]

Cześć wszystkim! Jak dziś samopoczucie?
Też uwielbiałam słońce i upał, a teraz nie mogę tego znieść, mam wrażenie, że się uduszę od upału.
Zdecydowanie teraz wolę zimę, wtedy wieczorami zapalam świece i się relaksuję, i powiem, ze to tez fajnie pomaga.

Ja leków nie biorę na szczęscie, czasem wspomogę się validolem ;) narazie działa.
I tak sobie żyję raz lepiej, raz gorzej, szkoda, że z przewagą gorzej, ale jak napisała Ajjc "co nas nie zabije to nas wzmocni" i tego się trzymajmy!
pozdrawiam
napisał/a: Ajjc 2012-05-12 23:33
ee ludzie kochani- z nerwica chyba nikt nie wygra;( czasami czuje sie juz taka pewna..i prtzychodzi taki czas jak teraz---- mam rozwolnienie od jakiegos czasu i podejrzewam ze to grypa jelitowa.... tak konkretnie trzyma mnie od srody...wczesniej tez cos tam bylo ale nieznacznie...a ja juz obszukalam caly net co to moze byc i juz mam najgorsze scenariusze;( a w nerwicy nie wolno chyba tego czytac, bo wszystko mi pasuje i juz przygotowuje sie na smierc;)
napisał/a: ks111 2012-05-13 10:47
Heyka

U mnie minął pierwszy tydzień w pracy...Szczerze łatwo nie było bo zawroty pojawiały sie z rożna siłą ale jakoś dałam rade...Mdłości też czasami i skroniowy ból głowy...Tak to jest już przy tej nerwicy...Teraz mam stresa poniewaz mam dużo nowych rzeczy na głowie i objawy daja o sobie znak-niestety...Zobaczymy co będzie dalej....


Ajjc- nerwica jast okropna a zwłaszcza jak ukazuje się z podwójną siła...Ja staram się lekcewarzyc te objawy i wiem jak jest ciezko bardzo...czasami tez mi sie wydaje, że one już raczej nie miną ale nie poddaje się i walczę...organizuje sobie czas jak mogę aby nie myślec..Tym bardziej, ze nie zażywam lekU rano na poprawe nastroju tylko na noc który z marnym skutkiem działa =tak czuje...wiec sie tak męcze...
napisał/a: la_inca 2012-05-14 09:05
Witajcie po weekendowo :)
Nie wiem co jest, ale ze mną coraz gorzej, mam wrażenie, że wracają chwile sprzed 3 lat kiedy to dziadostwo szalało na dobre :((
Z dnia na dzień coraz gorzej, łącznie z atakami paniki, i co, z tego, że nauczyłam sie panować nad nimi? przynajmniej tak mi się wydawało, bo teraz absolutnie bierze to nade mną górę...
i wkrecam sobie wszystko i nie potrafię się uspokoic :(
Ajjc - może też sobie wkręcasz choroby i dlatego tak długo Cię trzyma??
ks11- dalej tak trzymaj i do przodu :)
Wszystkiego dobrego na nowy tydzień!
napisał/a: adriana4 2012-05-20 08:38
witajcie mi praca bardzo pomaga lęki są słabsze o połowę..w pracy nie myślę o tym wcale teraz moje życie się znacznie zmieniło
- przed pracą
prawie siedem dni w tygodniu siedziałam w domu z powodu lęków a teraz
sześć dni
W tygodniu pracuje dojeżdzam tramwajem i powoli to staje się normalne dla mnie
A z objawów zostały mi lekkie duszności. pozdrawiam
napisał/a: lucyna21 2012-05-20 10:28
I tak trzymaj Adrianko. Ważne by nie nakręcać się samej, a i ataki duszności tez miną.
napisał/a: adriana4 2012-05-20 11:09
dokładnie Lucynko:)
a pozatym ktoś pytał ile już mam nerwice. Ja mam od siedmiu lat.
mimo że lęki się zmniejszyły to zauważyłam że bardziej męczy mnie depresja. Czasami
obchodzą mnie myśli typu-że mam dość tych ciągłych lęków dość walki z depresja-słowem męczy mnie to ciągłe bacie się czegoś i że chciałabym już odpocząć od tego wszystkiego więc zdarza się że mam myśli samobojcze
Ale nie poddaje się temu! chce żyć:) więc wiem że te myśli są objawem depresjI i tak sobie to tłumacze:)
napisał/a: adriana4 2012-05-20 11:13
dochodzą*
napisał/a: magdalena882 2012-05-20 21:16
Witam, pierwszy raz odzywam się na jakimkolwiek forum, mam nadzieje że coś mi poradzicie... mój post będzie długi ale będę wdzięczna za jakąkolwiek pomoc...
Sytuacja wygląda tak: jakiś czas temu poznałam wspaniałego mężczyznę, zakochaliśmy się w sobie, zaczelismy myśleć o przyszłości... spotykaliśmy się ok 5 miesięcy i okazało się że jestem w ciąży. Owszem planowaliśmy ślub ale dopiero gdy on skończy doktorat i kiedy ja skończe magisterkę czyli za jakies dwa lata. No ale cóż, stało się, dzidziuś postanowił sobie przyjść na świat. on poprosił mnie o rękę i za 3 miesiące było wesele. Powiedziałam że jeśli nie jest gotowy to wcale nie musimy się żenić, możemy spokojnie poczekać, ciąża to nie powód do ślubu, ale zapewniał że mnie bardzo kocha i chce stworzyć razem rodzinę, to jego marzenie. Po ślubie (4miesiac ciąży) zamieszkalismy u moich rodziców, w oczekiwaniu na własny kąt - rozpoczął się remont u teściów. Kiedy byłam w ciąży zaczełam zauważać pewne niepokojące rzeczy , ale tłumaczyłam sobie że to moje humory, że ciąża na mnie tak wpływa. on pracuje w innym mieście 4dni w tygodniu i żeby zaoszczędzić nocuje tam w wynajmowanym pokoju. Kiedy wracal na weekend, spędzalismy ze sobą tylko wieczory a w dzień ciągle jezdził do teściów i to nawet nie z jakiegoś konkretnego powodu, to umyc auto, to coś innego (co mógłby równie dobrze zrobić tutaj) itd itp, ale te wizyty trwały np od 10rano do 20-21 wieczoerm. Czułam się jakbym nie miała męża, myślałam że to wina teściowej, że ona go tak ciągnie do siebie bo jest jedynakiem i ona nie chce się pogodzić że on mieszka gdzie indziej. ale po czasie zaprzyjaźniłam się z teściową i okazało się że moje co do niej obawy były bezpodstawne. a więc o co chodzi? potem zaczęło się zdarzać że jakaś drobna rzecz np dot.remontu - chociażby wybór płytek, farb itd, potrafiła go wyprowadzić z równowagi i to tak że nie spał całą noc, pytał co by było jakby umarł i co bym mu napisała na nagrobku, krzyczałam na niego że nie chcę mówić ani nawet myśleć o śmierci kiedy noszę pod sercem nowe życie i w ten sposób denerwowaliśmy się oboje, ja zaczynałam płakać co go jeszcze bardziej wkurzało. po takiej sytuacji potrafił jechać o 2 w nocy do teściów, byle na chwilkę, i zaraz wrócić. Zaczełam sie zastanawiac o co chodzi, w koncu wyznał że pod koniec liceum i dalej na studiach zaczeło się TO (czyli nerwy z byle powodu, lęk przed śmiercią, przed obowiązkami wynikającymi z małżeństwa oraz związanymi z niedługim pojawieniem się maluszka na świecie, itd.). Pytałam czy próbował coś z tym robić, mówił ze był w liceum u psychologa ale cóż on może pomóc, stwierdzono nerwicę lękową i przepisano mu leki, których nie brał ponieważ się bał że spowodują jakieś dodatkowe problemy np uzależnienie, depresja. więc zostawił wszystko tak jak jest. próbowałam mu jakoś pomóc, ale rozmowy poprawiały wszystko tylko na chwilę lub w ogole, i jak zwykle jechał do teściów. Kiedy dziecko przyszło na świat ataki stały się częstsze np raz na tydzień lub dwa, albo i częściej. Rozmawiałam z nim pare razy kiedy miał atak i mówił mi wtedy że nie spodziewał sie tylu obowiązków, że moglismy poczekać ze ślubem, ustatkować się finansowo, zebrać kasę na remont, że mogliśmy nawet poczekać z seksem i wtedy sięgał po argumenty że przecież to grzech, że to dziecko jest z grzechu i cała sytuacja w której się znalazł to kara od Boga. ja już nie miałam sił i tylko płakałam słysząc to, zaczełam się bać że w końcu wpadne w depresję. Pokczas ostatniego ataku postanowiłam z nim nie rozmawiać i nie podsycać nerwów i lęków i napisałam do teściowej sms bo powiedział że ma myśli samobójcze...ona odpisała żebym kazała mu natychmiast do nich przyjechać. Pytałam go co takiego robią teściowie że po takiej wizycie wraca do mnie jakby nigdy nic, czasem przeprasza a czasem udaje że nic się nie stało. mowił że po prostu go opierniczają że tak nie można, że powinien być odpowiedzialny, że ten remont to przecież wszystko dla nas a on marudzi. teściowa napisała mi potem sms że mam się nie przejmować jego nerwami. ale jak tu sie nie przejmować gdy ktoś mówi że kocha a za chwilę że żałuje tego wszystkiego co się stało? teraz dzidziuś ma 2 miesiace, remont dobiega końca i za jakieś 2tyg mamy się przeprowadzić, ale ja... boje się. pytałam czy tak mu źle tutaj u moich rodziców i czy przeprowadzka pomoże? twierdzi że nie. w końcu po którejś kłótni , kiedy pojechał do pracy napisałam mu sms że ja już tak dłużej nie mogę, że wcale nie musimy razem żyć, niech się zastanowi, bo inaczej nic nie będzie z tego małżeństwa. zadzwonił od razu, zaczął przepraszać, obiecał że jeśli jeszcze raz coś sie wydarzy to pojdzie do specjalisty, żebym mu tylko wybaczyła bo strasznie mu zależy na mnie i na naszym synku i nie chce nas stracić. ale... czy on w ogole ma na to wpływ? wiem na pewno że do lekarza nie pojdzie... co robic? dodam jeszcze że na codzień on jest wspaniałym mężem i ojcem... kocham go i boje się o niego i o naszą rodzinę...