Czy to zdrada?

napisał/a: Frotka 2009-03-14 12:34
ol-inek napisal(a): Lubi mąż porządek- dbać o niego, wkurza go moje nie planowanie - zawsze mieć plan na każdy dzień, tydzień, miesiąc itd ( a propos planu, wczoraj byłam u lekarza dowiedzieć się jak można zlikwidować żylaka ( ciąże), skleroterapia za 2ooo zł , no i dowiedziałam się ,że muszę sobie zarobić, a poza tym skoro wiedziałam od dawna, że czeka mnie taki zabieg to dlaczego nie odłożyłam sobie wcześnie pieniędzy? Właśnie dlaczego , bo może za dużo było wydatków, za mało zarabiał, nie wiem nie odłożyłam i już, no i to trzeba naprawić, aby takich sytuacji więcej nie było. Dalej lubi aktywne dziewczyny bardziej się zaangażuję, aerobik 3 razy w tygodniu, może jakiś kurs ? Częstsze wizyty u koleżanek....itd.


Bardzo smutno się czyta, to co teraz napisałaś. Przeczytaj sobie swoje własne słowa. Czy na pewno o to chodzi w związku
i małzeństwie? Chcesz się zmieniać dla niego, a co on daje Tobie? Gdzie jest jego wsparcie, zrozumienie, pragnienie Twojego szczęścia? Małżeństwo to nie jest ciągły egzamin, w którym Ty musisz sobie zasłużyć na to, aby powiedział Ci dobre słowo, albo przynajmniej nie mówił przykrych. W małżeństwie ludzie się wspierają emocjonalnie, dodają sobie wiary we własne mozliwości, pomagają sobie w trudnych chwilach, pragną szczęścia drugiej osoby, uszczęśliwia je uśmiech współmałżonka.
Jak najbardziej jestem za doskonaleniem siebie, za aktywnościa, ale tylko wtedy, gdy się samemu tego chce... Gdy to sprawia radość, a nie tylko po to, by zasłużyć sobie by nie być źle traktowanym.... Czy to nie jest toksyczny związek?
To zmienisz, tamto zmienisz... W imię czego? W imię czego chcesz coraz bardziej tłumić swoją indywidualność i osobowość? W imię czego pozwalasz, aby on odbierał Waszym dzieciom wiarę w siebie? W imię czego pozwalasz się maltretować psychicznie?
Jeszcze bardziej zaczniesz postępować wg jego zachcianek. A gdzie w tym wszystkim jesteś TY? Wszystko podporządkowane jemu...
A co on w sobie zmieni dla Ciebie?


Kochać, to także akceptować drugiego człowieka i pragnąć jego szczęścia. Kochać, to chronić przed bólem, a nie ranić na każdym kroku. Kochać, to dodawać skrzydeł, a nie dołować.

Napisałaś, że rozstając się z nim, pozbawiłabyś dzieci codziennego kontaktu z ojcem. A może to właśnie byłoby dla nich najlepsze?
niu_nia napisal(a): Odwagi, a dzieciaki będą Ci kiedyś wdzięczne, bo wyobraź sobie, że za 20 lat Twój czterolatek cudny będzie wyzywał od głąbów swoją żonę i to będzie Twoja wina, bo nic z tym nie zrobiłaś gdy mogłaś.
(...) a Twoja córka zakochiwała się w zbirach, którzy będą ją tłukli i wyzywali, bo to się tak skończy.


Jesteś ciepłą, mądrą kobietą... Myślę, że lepiej wychowałabyś dzieci bez niego, niż z nim.
napisał/a: olXinek 2009-03-14 14:36
Bardzo mądrze to Frotko napisałaś, tak własnie bym chciała, aby wyglądał mój związek. Trochę tak z ironią napisałam o tej zmianie. Chociaż nie ukrywam ,że często nieświdomie już tak postepuje, aby "zasłużyć" sobie na dobre słowo od niego.

Wasze sugestie nie poszły na marne, od rana układam sobie w głowie co mam powiedzieć mojemu jeszcze mężowi. Wiem, że znowu zacznie wzdychac, że to ja zawsze muszę mu humor zepsuć, a on po pracy chce odpocząć. Dacie wiarę, że często boję się z nim rozmawiać? Paranoja.
W tej chwil czuję się pewnie, chcę się przynajmniej na jakiś czas od niego odsunąć. Macie rację tak nie można dalej żyć, ja się wykończę. Może mąż podejdzie do tego spokojnie....Muszę działać, żeby żyć i czerpać z życia co najlepsze, a nie martwić się humorami nadętego dupka. Nie mam pojęcia jak sobie poradzę, ale jak nie spróbuję to przecież się nie dowiem, a może z perspektywy czasu będe żałowała, nie chyba nie....
Jak to łatwo się pisze, a we mnie wszystko się "gotuje".
napisał/a: Frotka 2009-03-14 15:07
Wszyscy tutaj na forum patrzymy na Twoją sytuację z boku, Ty natomiast
w tym uczestniczysz, dlatego trudno Ci o obiektywną ocenę sytuacji.
Spróbuj się zdystansować i przemyśleć wszystko na spokojnie.

ol-inek napisal(a):Codziennie powoli dojrzewam do myśli o rozstaniu, ale jak to w takich chwilach bywa przez głowę przelatuje tysiące myśli za i przeciw i staram się je rozważyć. ...

To naturalne, że nie podejmiesz tej decyzji w ciągu jednej chwili. Dobrze, że
zastanawiasz się, a nie działasz pod wpływem emocji. Wierzę, że podejmiesz słuszna decyzję. Pamiętaj jednak, że potrzebny Ci jest obiektywizm. Nie usprawiedliwiaj nikogo na siłę, postaraj się być obiektywna. To bardzo ważne, bo zbyt blisko jesteś tego wszystkiego, abyś mogła się w pełni uwolnić od emocji.

ol-inek napisal(a):ZA:
-Odzyskam poczucie własnej wartości ( pewnie to proces długi i bolesny)

Na pewno odyskasz poczucie własnej wartości, ponieważ źródłem jego utaty jest Twój mąż. Gdy poczujesz, że możesz być sobą, gdy nie bedziesz na każdym kroku pouczana, wiara w siebie wróci. Proces może i długi, ale warty pokonania pewnych trudości. Na początku będzie trudno, będą wątpliwości czy postąpiłaś słusznie, ale bardzo szybko zaczniesz oddychać pełną piersią
i świeżym powietrzem. Twoje skrzydełka zaczną się powoli rozwijać. Poczujesz, że żyjesz.


ol-inek napisal(a):
-Mama pomoże mi przy dzieciach

Tak i to jest bardzo dużo. Pozwoli Ci to zacząć rozglądać się za pracą. Twoja mama na pewno nie bedzie tego odczuwać tak, że się poświęca, raczej jako pomoc Ukochanej córce. Mama Ci pomoże, a Ty staniesz na nogi. Aby odciążyć mamę, możesz z czasem pomyśleć o opiekunce.

ol-inek napisal(a):-Będę mogła poszukać sobie pracy, bez obawy kto z nimi zostanie jak zachorują,

TAK. I szczerze mówiąc, w tym względzie będziesz miała 1000 razy lepszą pomoc, niż ze strony męża. W końcu Twój mąż nawet przez 15 minut nie potrafi (nie chce!!!) zająć się dziećmi.

ol-inek napisal(a):--Nie będę już taka samotna ( rodzina, starzy znajomi, choć trochę się ich wykruszyło

Widzisz... sama czujesz, że jesteś teraz samotna. W otoczeniu osób, którym na Tobie zależy odżyjesz i rozkwitniesz.

ol-inek napisal(a):- Dzieciaki będą miały większy kontakt z rodziną i póki nie chodzą do przedszkola, tam jest więcej dzieci, ganiają na podwórku od rana do wieczora, a teraz mieszkam w takiej dzielnicy, że prawie nie mam dzieci.
]
Tak... to też jest ważne dla ich rozwoju.

ol-inek napisal(a):
PRZECIW:
- Przestawię trochę życie rodziców

Nie na zawsze. Gdyby twoi rodzice nie czuli się na siłach by Ci pomóc, zapewne wiedziałabyś o tym. Oni wiedzą na co się decydują i chcą Ci pomóc.

[QUOTE=ol-inek;530482- POZBAWIĘ DZIECI CODZIENNEGO KONTAKTU Z OJCEM -Cały proces wychowawczy spadnie tylko na mnie,[/QUOTE]
Napisałaś to wielkimi literami, odbierając to pewnie jako największą stratę jaką mogą ponieść Twoje dzieci. Czy aby na pewno to jest strata? Jaki jest jego udział w wychowywaniu dzieci. Z tego co piszesz, więcej jest chyba z tego szkody niż pożytku. Przecież to Ty wychowujesz dzieci.
A jaki on jest, gdy np. dzieci są chore? Zaparza im herbatkę, opowiada bajki?
Jaki jest, gdy Ty jesteś chora?

ol-inek napisal(a):- Na dłużą metę nie da się mieszkać w domu rodziców, dochodzą wydatki na wynajem, wiem będą alimenty, ale z tym to różnie bywa, niektóre dziewczyny wiedzą jaką musiały stoczyć walkę, aby coś na dzieci dostać od ex.


Poradzisz sobie. Nie da się żyć bez ryzyka. U rodziców nie bedziesz mieszkać na stałe, tylko aż nie staniesz na nogi. Skoro on jak twierdzisz kocha dzieci, to czemu miałby nie placić alimentów? Stoczysz walkę i wygrasz!!! Wygrasz więcej niz przypuszczasz....

ol-inek napisal(a):- Wydaje mi się, że pod tym względem nie powinnam mieć problemów, ale jeżeli mój mąż zechce mnie ukarać ( to jego często sposób na mnie), to za wiele od niego nie otrzymam..

Ukarać.... jego częsty sposób na Ciebie. I Ty się jeszcze zastanawiasz co powinnaś zrobić?

ol-inek napisal(a):- -życie w pojedynkę nie jest takie ciekawe, z osobą, która nie szanuje też......
A kto powiedział, że już nigdy nie będzie żadnego mężczyzny u Twojego boku?

ol-inek napisal(a):- A może jest to droga na skróty, może jednak warto zawalczyć,

Przecież Ty cały czas walczysz. Na taką walkę jaką Ty toczysz, na te wszystkie poswięcenia// zasługuje tylko ktoś naprawde wyjątkowy i wyjątkowa miłość.... jednakże ktoś naprawdę wyjątkowy nigdy by czegoś takiego od Ciebie nie oczekiwał. Miłość nie oczekuje poświęceń.

Żyj tak, abyś nigdy nie żałowała, że nie starałaś się żyć najlepiej jak umiesz.
ODWAGI!
napisał/a: Frotka 2009-03-14 15:11
ol-inek napisal(a):Bardzo mądrze to Frotko napisałaś, tak własnie bym chciała, aby wyglądał mój związek. Trochę tak z ironią napisałam o tej zmianie. Chociaż nie ukrywam ,że często nieświdomie już tak postepuje, aby "zasłużyć" sobie na dobre słowo od niego.

Wasze sugestie nie poszły na marne, od rana układam sobie w głowie co mam powiedzieć mojemu jeszcze mężowi. Wiem, że znowu zacznie wzdychac, że to ja zawsze muszę mu humor zepsuć, a on po pracy chce odpocząć. Dacie wiarę, że często boję się z nim rozmawiać? Paranoja.
W tej chwil czuję się pewnie, chcę się przynajmniej na jakiś czas od niego odsunąć. Macie rację tak nie można dalej żyć, ja się wykończę. Może mąż podejdzie do tego spokojnie....Muszę działać, żeby żyć i czerpać z życia co najlepsze, a nie martwić się humorami nadętego dupka. Nie mam pojęcia jak sobie poradzę, ale jak nie spróbuję to przecież się nie dowiem, a może z perspektywy czasu będe żałowała, nie chyba nie....
Jak to łatwo się pisze, a we mnie wszystko się "gotuje".


PORADZISZ SOBIE!
Zasługujesz na lepsze życie i lepsze traktowanie.
Jesteś mądra i wyjątkowa -i nie pozwól sobie wmowić, że jest inaczej.
Już wystarczająco dużo zrobiłaś,mało kto zdobyłby się na takie poświęcenia, na jakie Ty się zdobyłaś. Skoro on nie potrafi tego docenić...
trzymam za Ciebie kciuki!!!
napisał/a: olXinek 2009-03-14 15:38
O rany, jeszcze nikt tak do mnie nie mówił, DZIĘKUJĘ TOBIE, ŻE NIE PRZESZŁAŚ OBOK MOJEGO PROBLEMU OBOJETNIE, DZIĘKUJĘ ZA SŁOWA POCIESZENIA I W WIARĘ WE MNIE , CHOCIAŻ MNIE NIE ZNASZ!

ps jeszcze czekam na powrót męża....tzn. na porót do domu , nie do mnie, to tak dla jasności
napisał/a: niu_nia 2009-03-14 23:12
Frotko chyba czytasz w moich myślach :) właśnie usiadłam żeby odpisać Ol-ince też tak wers po wersie, nawet to samo chciałam jej powiedzieć :)

Ol-inek - jeśli zdecydujesz się już ostatecznie stanąć na własnych nogach - bo sobie poradzisz napewno, radzisz sobie z takim dupkiem to bez niego będzie Ci tylko lżej.
O alimenty się nie powinnaś martwić, wkońcu to na JEGO dzieci, które pewnie kocha.

A za kilkanaście lat, Twoja córka wyrośnie na tak samo mądrą i dobrą kobietę.
napisał/a: Frotka 2009-03-14 23:25
Niu_nia -może to telepatia :D
Zgadzam się z każdym słowem, które tutaj piszesz.
napisał/a: olXinek 2009-03-15 09:57
A więc zgodnie z tym co sobie wczoraj obiecałam zebrałam się na odwagę i pogadałam z mężem tak szczerze, aż do bólu. Oczywiście jak zaczęłam rozmowę to tak jak przypuszczałam, że zmęczony itd., ale się nie poddałam i zmusiłam go, aby mnie wysłuchał.

Wygarnęłam mu wszystko, jak mnie traktował i nadal to robi, co czuje i najważniejsze, że tak dłużej nie chcę.
Pierwszą jego reakcją ( byłam na to przygotowana, w końcu jesteśmy ze sobą 10 lat) był atak, że skoro mi tak źle to faktycznie powinnam jechać do mamy.
Przypomniałam jemu, że kiedyś chciał, abym tutaj została, a on się wyprowadzi, bo przecież nie chciał stracić kontaktu z dziećmi i zmarnować im przyszłości. On: Ok, wyprowadzę się jak sobie kogoś znajdę.
Nie wiem co chciał tym zdanie osiągnąć, przestraszyć mnie, że taki z niego chojrak i zawsze może sobie kogoś znaleźć. Odpowiedziałam jemu, że jeżeli ma ochotę z jednego związku pchać się od razu w drugi, to jego sprawa, ja przez ten czas wyjadę do mamy i tam poczekam, aż ułoży sobie życie i wiecie co zastrzeliłam go, on się tego nie spodziewał!!
Jak już ochłonął i przemyślał wszystko, to z kolei on zadał mi ćwieka
On nie chce, abym się wyprowadzała, i co dziwne on postara się zmienić!, że potrzebuje czasu, aby poskładać to wszystko do kupy, ze ostatnio trochę się pogubił, dom , praca i nic poza tym ( na własne życzenie, bo nigdy nie broniłam jemu wyjścia na piwko, czy gdzie by chciał, a wręcz go namawiałam) i na koniec ,że i ja go odstawiłam ( no skoro on deklaruje miłość do innej to czego się spodziewał). Jeżeli chodzi o "koleżankę" to dawno się skończyło i to nie była miłość tylko zafascynowanie, co nie zmienia faktu, że nadal nie czuje do mnie gorących uczuć, ale ma nadzieje, że jak nad tym razem popracujemy to być może to wróci.....

I szczerze mówiąc zafundował mi nie złe pranie mózgu...
napisał/a: Ankaaaa 2009-03-15 10:45
Olinku- po pierwsze gratuluje rozmowy i opanowania. trzeba bylo tak dawno zrobic.
po drugie- nie wierze w jego zmiane... wybacz, ale deklaracje z zalacznikami typu " nie bedzia latwo", " to moze potrwac" "kocham cie, ale..." nigdy nie wypalaja, bo zakladaja mozliwosc, ze nic z tego nie bedzie...on jest doroslym facetem, z okropnymi nawykami,a przyzwyczajenie to drua natura czlowieka. on zauwazyl zmiane, pewnie sie wystraszyl i zdziwil ( to dobrze, na plus dla Ciebie), ale przypuszczam, ze teraz Ty zaczniesz sie starac ( bo w koncu oboje powinniscie), a on to stopniowo zacznie odpuszczac... znowu minie rok, czy dwa i zauwazysz, ze nic z tego nie wyszlo... wybacz,ze tak pesymistycznie, ale sama to przerabialam... nie ma sie co cieszyc, dobrymi checiami pieklo jest wybrukowane- licza sie juz tylko czyny, nie slowa. pozostalo Ci chyba obserwowac, ale bylabym na Twoim miejscu sceptyczna.
napisał/a: olXinek 2009-03-15 13:46
I dlatego nie skaczę z radości hurra, bedzie super. Tak trochę z przymróżeniem oka podeszłam do jego deklaracji, że się zmieni, bo, jak wspomniałaś pewnych przyzwyczajeń nie da się zmienić, od poczatku miał takie same podejście do mnie ( i ja na to pozwoliłam) i nie wierze, że z dnia na dzień nie będzie się wkurzał, że coś tam zrobiłam , czy nie zrobiłam. Poobserwuję..., jak to Maria napisała rozejść sie jest najłatwiej....choć nie do końca się z nia zgodzę, gdyż gdyby to było tak łatwe to dzisiaj nie przerabiałabym tego problemu....
pozdrawiam
napisał/a: niu_nia 2009-03-15 22:33
Ol-inko i wreszcie widzę prawdziwą kobietę w Tobie. No brawo, mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna, bo naprawdę zachować opanowanie i zimną krew nie jest łatwo.

Ale mam nadzieję, że zrobisz tak jak mu zapowiedziałaś tzn wyjedziesz do mamy. Faceci tak szybko się nie zmieniają i nie są w stanie nic przemyśleć. Jeśli Twój "mąż" nie będzie wył pod Twoimi drzwiami z tęsknoty za Tobą i za Wami jako parą to gwarantuję Ci, że nic nie zrozumiał i to są tylko słowa.

I tak dodatkowo powiem Ci słowa mojego przyjaciela o facetach: "jak się ich nie przeciągnie po cierniach to g... wiedzą i g... rozumieją, a najgorzej jak wogóle nie muszą się starać i mają kobietę na tacy podaną." I miał rację :)
napisał/a: olXinek 2009-03-16 09:49
Mari napisal(a):Zrób coś ol-inek i to jak najszybciej ,żeby nie zabił w Tobie resztek człowieczeństwa ...wybacz nie napiszę nic więcej bo przed oczami mam mojego tatę i moją ukochaną mami ...biedną , sfrustrowaną przytuloną do podusi mokrej od łez....


Mario, dałaś mi mądre rady i wiesz nawet chciałam spróbować, ale już nie widzę sensu w tym jednostronnym "naprawniu", znowu wczoraj zostałam znokałtowana....., ile razy można podnosić rękawice?
Mają rację Frotka, Niu Nia , Ankaa i wszystkie te osoby, które radzą odejść i to NAJSZYBCIEJ.

Czuję sie tak jakbym tylko ja była winna i musiała męża przekonać, że warto ze mną być

A może ja zbyt jednostronnie podchpodzę do pewnych spraw, może sama szukam dziury w cały?

Te jego deklaracje są g....o warte.
Wczoraj spędziliśmy nawet tak rodzinnie dzień, poza małymi uwagami z mojej strony: nie krzyczmy tak na siebie , bo zauważyłam, że nasz synek już nie mówi normalnie tylko krzyczy, nie wyzywaj dziecka od sierot, bo to nie są metody wychowawcze, no ale od razu Krakowa nie zbudowano...daje czas i jemu i sobie.
W nocy tak około 22 obudziła się nasza córcia i chyba stwierdziła, że już się wyspała, włączyłam jej bajkę, bo lubi przy nich zasypiać, jedna, druga a ona dalej bryka. Wyłączyłam telewizor i zgasiłam światła dając znak, że już pora spać. Córka to tak mała histeryczka i krzykiem próbuje osiągnąć to co chce. Mąż jej ustępuje, a ja staram się być konsekwentna, bo to ja później cały dzień z nią zostaje, to ja muszę ją podnosić z podłogi, z ulicy, kiedy się rzuca, bo coś jest nie po jej mysli, to ja muszę ją nieść ja pod pachą, w drugiej ręce zakupy i patrzeć czy syn jest obok mnie.
Mąż uważał ,że powinnam znowu włączyc jej bajkę, będzie spokój ( co ciekawe sam mógł to zrobić, nawet miał bliżej, czemu oczekiwał tego ode mnie?)
Próbuje mu wytłumaczyć, że popłacze i zaśnie, a poza tym zawsze będzie tak nas "teroryzowała", I się zaczęło: że ja jestem cwana, bo to nie ja muszę rano wstać do pracy ( nie ważne, że muszę wstać do dzieci, fakt czasmi później niż on), że nie ma w tym domu chwili spokoju, nie może odpocząć i takie tam...zabrał kołdrę i poszedł spać do innego pokoju, zabolało, córka chwilę potem smacznie spała...

Całą noc myślałam o tym zdarzeni, czy dobrze postąpiłam, czy może on miał rację, ale do cholery jasnej to nie są tylko moje dzieci i ja nie siedzę cały dzień na dupie, też potrzebuję odpocząć nie mniej niż on...

Może zbyt łatwo się poddaje, może powinnam dać nam czas, NIE on siĘ nie zmieni, a i ja czuję sie, że jakaś cząstka we mnie umarła...