Czy to zdrada?

napisał/a: Ankaaaa 2009-03-16 21:58
mari- dla mnie zdrada jest ponizej godnosci. inni z tym zyja. godnosc ponad wszystko- tylko ze kazdy ma jej poczucie w innym punkcie.

zawsze jest pora zeby odejsc, to prawda, czasem warto wykorzystac ostatnia szanse, aby przekonac sie, ze nie ma czego ratowac ( ewentualnie, ze jest).ale ile tych ostatnich szans mozna sobie dawac? czasem jest tzw. dobry moment, zeby odejsc-walace sie malzenstwo i zdrada partnera/ partnerki- moze byc ostatnia kropla w kielichu. pamietaj, ze osoby, ktore pojawiaja sie na forum, nie przychodza z blahymi problemami, ale dlugoletnimi klopotami.mowisz o wyciszeniu, a ja wlasnie o jakims dzialaniu, zamiast przemysliwaniu swojego zycia i medytowaniu kiedy wreszcie cos sie zmieni.bo sie nie zmienia. i rady "przemysl to, porozmawiaj z mezem/zona" nawet "postaw ultimatum"- dawno przestaly skutkowac.

hehe, a jeszcze teraz piszesz "dlaczego czekalas 10 lat? ":P bo zawsze pojawia sie ktos, kto radzi jeszcze raz "przemyslec" i nie dzialac pod wplywem "emocji" ;P
napisał/a: Mari 2009-03-16 22:36
Ankaaaa napisal(a):
hehe, a jeszcze teraz piszesz "dlaczego czekalas 10 lat? ":P bo zawsze pojawia sie ktos, kto radzi jeszcze raz "przemyslec" i nie dzialac pod wplywem "emocji" ;P

Przemyśleć przez miesiąc , dwa do pół roku ..JEŚLI ŁAPIESZ ZA SŁÓWKA :p .
Ludzie przeważnie się pojawiają na tym forum gdy już nie widzą żadnego wyjścia ,a więc w stanie najwyższego wzburzenia emocjonalnego .
Nie jest to dobry doradca , a więc chwila wyciszenia jest dla takiej osoby bardzo potrzebna.

Przynajmniej była mi potrzebna i dziękuję ,że byli odpowiedni ludzie w odpowiednim czasie:).
napisał/a: Ankaaaa 2009-03-16 22:48
ale skad wziac chwile wyciszenia, jesli nie mozna oderwac sie od problemow? nie sadze, zeby ludzie tutaj pojawiali sie w stanie wzburzenia, raczej w stanie rezygnacji...wzburzenia, owszem, gdy chodzi o zdrade, ale ja jestem zdania, ze jesli ktos chce sie rozstac w stanie wzburzenia- to widocznie jest mu to potrzebne i nie bedzie zalowal tej decyzji... wtedy wiele rzeczy sie klaruje- zarowno w uczuciach jak i deklaracjach tych, ktorzy zdradzili.czasem wlasnie im potrzebny jest taki "kop".pozniej- gdy dochodzi "rozum", zawsze czlowiek chce ratowac malzenstwo, ze wzgledu na dzieci, tyle lat itd...i nic z tego nie wychodzi bo nie ma w tym juz zadnego uczucia. dlatego emocje sa wazne.
napisał/a: olXinek 2009-03-17 09:48
Mari napisal(a):Kochanie i dlaczego czekałaś 10 lat ??? ...ach! ta nasza kobieca natura ....nadzieja ..,ze może..
Wiesz dlaczego podobają mi się w tych sprawach mężczyźni , ale ci prawdziwi ! nie ci co pod osłoną nocy i przed oczami żony przelecą jakąś lalkę ? ...oni nie gdybają , tylko działają!...są stanowczy . My za to chcemy zbawić świat i co z tego wszystkiego nam się dostaje?...wiem to ja i to już wiesz Ty...

:)


Właśnie nadzieja, wciąż miałam nadzieję. Jeszcze za nim zaszłam w ciążę poszłam na studia, znowu miałam nadzieję, że zobaczy, że może nie jestem taka " przedsiębiorcza", ale jestem ambitna, mam cel. Nie, nie poszłam na studia, dla niego, dla siebie, aby poprawić byt nam obojgu. Inna sytuacja, okazało się, że mam zmysł organizacyjny i pochwale się : dzięki mojej intuicji, organizacji i pomysłowości zwiększyłam obroty w pewnym punkcie o 200%, awansowałam i to zrobiło na mężu wrażenie, ale na krótko. Miałam wrażenie, że jak już przywykł do tej sytuacji to już przestał być ze mnie dumny, on wciąż szukał dziury w całym, wciąż czegoś mu we mnie brakowało. a ja jak ta głupia starałam się... i przypłaciłam to niskim poczuciem własnej wartości. Po każdej kłótni przyzwałam mu rację: tak muszę w sobie coś zmienić, muszę zmienić w sobie to czy tamto, nie wiem co się wtedy działo z moją psychiką, dlaczego dałam tak sobą manipulować?

Tak bardzo źle między nami zaczęło się dziać jak zaszłam w drogą ciążę.
Z perspektywy czasu myślę, że mąż bardzo się nie zmienił na "gorsze", był sobą, tylko ja uświadomiłam sobie, że ten związek jest dla mnie destrukcyjny, że nawet moja ciąża nie spowodowała ,że trochę odpuścił i zdałam sobie sprawę, że tak się nie zachowuje człowiek, który kocha.
Pamiętam dzień, jak po jakieś kłótni płakałam i wtedy poczułam jak ze mnie "coś " uchodzi ( jak powietrze z balonu) nie umiem tego dokładnie przekazać, ale wtenczas poczuła, że już nigdy nie będzie między nami tego uczucia, które łączy dwoje kochających się ludzi. Poddałam się.
Od tamtej chwili przestałam czuć się bezpiecznie, kochana.
Dlaczego już wtedy nie odeszłam, bałam się, tak po prostu, małe dzieci, brak pracy i tysiące wymówek, żeby tylko nic nie robić ze swoim życiem...

Czy on mnie kiedykolwiek kochał, chyba w to wierzyłam i to w jakiś nie wytłumaczalny sposób dodawało mi sił.

Być może dalej tak bym "wegetowała", gdyby nie te jego słowa, że już mnie nie kocha. To podcięło mi skrzydła i odebrało wiarę ,że będzie dobrze, że dzieci pójdą do przedszkola, ja do pracy, znowu zobaczy, że choć nie jestem ideałem to też mam swoje zalety: jestem ambitna, czuła, troskliwa, uwielbiam się śmiać...Oświadczając, że w końcu znalazł kobietą, jaką zawsze pragnął, nie tylko zabił we mnie resztki godności, ale też nie dał mi szansy....Której już teraz nie chcę,
Gdybym się nie zalogowała na tym forum , chyba tak do końca nie zdawałbym sobie sprawy , że moje małżeństwo to jakaś fikcja i że nie ma solidnych podstaw, żeby przetrwać…
napisał/a: niu_nia 2009-03-17 11:06
Po tym co teraz napisałaś dodam jeszcze jedno, być może on widząc w Tobie jakąś iskrę, która może Ci przynieść awanse, sukcesy zawodowe, lepsze zarobki przestraszył się i zamknął Cię w domu z dziećmi.

Tylko, że tak nie robi osoba, która kocha... nie konkuruje a wspiera.
napisał/a: olXinek 2009-03-17 11:56
niu_nia napisal(a):Po tym co teraz napisałaś dodam jeszcze jedno, być może on widząc w Tobie jakąś iskrę, która może Ci przynieść awanse, sukcesy zawodowe, lepsze zarobki przestraszył się i zamknął Cię w domu z dziećmi.

Tylko, że tak nie robi osoba, która kocha... nie konkuruje a wspiera.


Mąż nie nalezy do osób, które są zazdrosne o sukcesy żony, nawet się cieszył, że dużo zarabiałam, a o dziecku to ja marzyłam.
napisał/a: Mari 2009-03-17 13:02
ol-inek napisal(a):Mąż nie nalezy do osób, które są zazdrosne o sukcesy żony, nawet się cieszył, że dużo zarabiałam, a o dziecku to ja marzyłam.

Poświęcenie ...jak zwykle błąd , który popełniamy nagminnie prawie wszystkie...
Nasz mądrość podpowiada ,że dobrze robimy , jednak tak nie jest i widzę to na przykładzie moich znajomych , koleżanek .
Im bardziej kobieta przede wszystkim "dba" o siebie ..o swoje zachcianki i przyjemności , tym bardziej facet "chodzi " za nią .

Piszesz o dziecku...trochę mnie to elektryzuje , bo odczytałam te zdanie jednoznacznie , a z tego jak zachowuje się mąż wobec nich to widzę niezbyt ciekawy obraz..

Ol-inko a jak jest u Was z seksem? ..kto jest ten pierwszy do czułości, kto pierwszy i czy zawsze ? a może harmonia?


pozdrawiam :).
napisał/a: olXinek 2009-03-17 14:02
Mari napisal(a):Poświęcenie ...jak zwykle błąd , który popełniamy nagminnie prawie wszystkie...
Nasz mądrość podpowiada ,że dobrze robimy , jednak tak nie jest i widzę to na przykładzie moich znajomych , koleżanek .
Im bardziej kobieta przede wszystkim "dba" o siebie ..o swoje zachcianki i przyjemności , tym bardziej facet "chodzi " za nią .

Piszesz o dziecku...trochę mnie to elektryzuje , bo odczytałam te zdanie jednoznacznie , a z tego jak zachowuje się mąż wobec nich to widzę niezbyt ciekawy obraz..

Ol-inko a jak jest u Was z seksem? ..kto jest ten pierwszy do czułości, kto pierwszy i czy zawsze ? a może harmonia?


pozdrawiam :).


A to jest ciekawe. Jak wspomniałam wcześniej, po wyjściu na jaw "sekretu" męża, wyjechałam do siostry. Mieliśmy czas pomyśleć co dalej. Kiedy wróciłam, mąż powiedział jak widzi nasz związek: żyjemy dalej razem dla dzieci, zajmujemy się sobą ( realizujemy swoje hobby itp), i powiedział coś co mnie trochę zaskoczyło,:to ,że Ciebie nie kocham, nie oznacza, że nie może łączyć nas namiętność....hmm

A tak ogólnie seks to była jedyna rzezcz, która nas łączyła i tu panowała harmonia!

Tak, zgadza się dziecka to ja bardziej chciałam.
Zaraz po śubie mąż chciał dzidziusia, ale miałam problemy. Kiedy ja się leczyłam, mąż coraz bardziej dochodził do wniosku, że nie chce narazie dziecka, ale powiedział o tym ciut za późno....( względy ekonomiczne). Jak się urodził synek to zakochał się w nim! Zauważyłam ogromną zmianę, był szczęsliwy, ale druga ciążą ( typowa wpadka), rozczarowała go, przestraszyła, nie wiem. To jak się odnosi do mnie i do dzieci chyba wynika po prostu z jego charakteru.
Dzieci=bałagan, hałas, brak czasu dla siebie, duże wydatki, itd. i to najbardziej go wkurza. A w konsekwencji swoje frustracje wyładowuje na nas.
Tak sobie myślę, może on nie dorósł do związku, może rodzina go przytłacza. Bo przecież życie rodzinne jest takie nudne.....
A do ludzi towarzystkich to on nie należy, to ja go wiecznie gdzieś wyciągałam, to ja organizowałam spotkania ze znajomymi.
napisał/a: olXinek 2009-03-22 10:37
Wczoraj była i nas siostra Marka, pogadałyśmy sobie jak to baby. Ona zna naszą historię i tak w ogóle mówiłam jej, że dłużej nie wytrzymam takiego traktowania i że najlepszym wyjściem będzie jak się wyprowadzę. Nie wiem czego się spodziewałam, solidarności kobiecej? Że mnie zrozumie, przecież wychowywała się w domu gdzie tak była traktowana jej mama. Ale nie, oni ( mąż i siostra) uważają, że mieli szczęśliwe dzieciństwo, i tak naprawdę krzywda im się nie działa, bo mama po prostu zaakceptowała fakt, że w domu rządzi tata i była szczęśliwa i to ,że dostawali lanie, czy w domu był rygor tylko im na dobre wyszło. Być może, ale według mnie powielane przez nich wzorce wychowawcze są szkodliwe dla naszych dzieci.
Powiedziała mi, że jeżeli chce, żeby w naszym związku było ok., muszę zaakceptować fakt, ze mój mąż jest taki, ma swoje przyzwyczajenie i on tego nie zmieni . Dla naszego „dobra” musze być bardziej uległa, uśmiechać, się kiedy krzyczy (podobno w jej związku to działa, ona jest tą silniejsza stroną), udawać, że go słucham, ale robić swoje. W każdym bądź razie wniosek jest taki kiedy on mi „pluje w twarz”, ja mam udawać, że pada deszcz.
Oczywiście, nie obyło się, aby mój kochany mąż nie wydarł się na mnie, przy innej osobie…och już mniejsza z tym.
Nie wiem co o tym myśleć. Prawda jest taka, że ja go przyzwyczaiłam do tego zachowania, pozwalałam mu rządzić i nagle zaczęło mi to przeszkadzać. Czy ktoś umie mi odpowiedzieć dlaczego, teraz się buntuje przeciwko temu co od początku było w naszym małżeństwie, dlaczego nie chce iść dalej na kompromisy, sorry złe słowo ustępstwa, dlaczego???
napisał/a: olXinek 2009-03-22 13:41
Ankaaaa napisal(a):ale skad wziac chwile wyciszenia, jesli nie mozna oderwac sie od problemow? nie sadze, zeby ludzie tutaj pojawiali sie w stanie wzburzenia, raczej w stanie rezygnacji...wzburzenia, owszem, gdy chodzi o zdrade, ale ja jestem zdania, ze jesli ktos chce sie rozstac w stanie wzburzenia- to widocznie jest mu to potrzebne i nie bedzie zalowal tej decyzji... wtedy wiele rzeczy sie klaruje- zarowno w uczuciach jak i deklaracjach tych, ktorzy zdradzili.czasem wlasnie im potrzebny jest taki "kop".pozniej- gdy dochodzi "rozum", zawsze czlowiek chce ratowac malzenstwo, ze wzgledu na dzieci, tyle lat itd...i nic z tego nie wychodzi bo nie ma w tym juz zadnego uczucia. dlatego emocje sa wazne.


Właśnie tak było ze mną. Trafiłam na forum w chwili rezygnacji, szukałam wskazówki, może, jak to kiedyś zauważyła Maria, usprawiedliwienia mojego odejścia. Ania ma rację w chwili dowiedzenia sie o "innej" chciałam od razu odejść, koniec, kropka, ale później po wyciszeniu odezwał się głos rozsądku: no co ty macie dzieci, tyle lat ze sobą, kobieto nie poddawaj się zawalcz o tą miłość. a właściwie przywróć ją z powrotem.
Rodzina też jest za tym by walczyć, facet ma kryzys, przeczekaj, przejdzie mu, ustąp. ja ja ja !!!!!!

Ja sama muszę to rozwiązać, ale prawda jest taka, że wciąż próbuję ratować nasz związek, pomimo wielu rad, by oddejść, ja wciąż próbuję, wciąż wmawaim sobie, że przeczekam tą syutację, że może mi się uda.
Ale te sytuacje jak wczoraj, kiedy mąż mnie ponizył przy swojej siostrze, lub dzisiaj, kiedy ustąpił córce przecistawijąc się znowu! mnie, wtedy opuszczają mnie siły. Próbuję temu pacanowi przedstawić ( spokojnie!) swoje rację, że takie postępowanie nie tylko odbija się na nas , ale też krzywdzimy nasze dziecko i myślicie, że przyznał mi rację, zastanowił się nad tym - figa z makiem!
Pytam sama siebie czy mam rację, czy może popełniam błąd, a może znowu szukam usprawiedliwienia, żeby nic nie zmieniać.
Jestem jakaś nie normalna.

I wiecie o czym teraz myslę, żeby jutro rano wsiąść w samochód i odjechać, tak, ale ta decyzja jest pod wpływem emocji....

Pewnie już nie macie ochoty tego czytać, w kółko to samo, ale ja to traktuję jako moją małą terapię, to mi pomaga, choć na chwilkę wyrzucić ze siebie nargomadzoną we mne złość, żeby nie zrobić czegoś naprawdę głupiego

A najgorsze jest to poczucie osamotnienia, że sama muszę podjąć decyzję jak chcę żyć, Niby czuję w sobie ogromna siłę, ogromną potrzebę zmiany, o to będzie bardziej frafne: potrzebę zmiany, ale skąd wziąć na to siły
głupoty piszę, idę się położyć
napisał/a: mgieXka2009 2009-03-23 09:43
co zrobic - czy walczyc - na to pytanie kazde z nas musi sobie odpowiedziec
ja nie mialam szansy na walke ... jestem ta druga dla ktorej odszedl od zony ... lecz coz powrocil do niej - dlaczego nie wiem,
czy tam jest milosc - tez nie wiem ...
Zdradzil moja milosc i nasze dziecko - nie zawalczyl - jedynie zrezygnowal.

Ja w jeden dzien - po tym jak przychodzil do mnie i do dziecka - oklamujac zone ze jest na spotkaniu ...
chcial miec nas dwie - zoną z dzieckiem i kochanke rowniez z dzieckiem

(mowil ze malzenstwo nie istnieje, poznalam jego rodzine oni rowniez mnie w tym utwierdzili, zaszlam w ciaze i ... no coz zona jak sie dowiedziala o mnie nagle zaczela walczyc o meza - zawalczyla i wygrala bo wrocil do niej mnie)

samotnosc jest straszna, macierzynstwo w pojedynke bardzo trudne - ale coz jestem daleko juz od niego, nie chce miec kontaktu z tak toksycznym facetem. oklamal i zrujnowal moje zycie

nie zobaczy juz mnie oni swojego dziecka

dla wlasnego spokoju warto odpuscic
gdy naprawde kochasz - pozwol by odszedl
napisał/a: olXinek 2009-03-23 11:30
Mgiełko, wiem jak straszna jest samotność, zwłaszcza we dwoje, jak ciężkie jest samotne macierzyństwo, bo chociaż mam męża to i tak jestem sama.

dla wlasnego spokoju warto odpuscic
Tak masz rację, dla własnego spokoju warto odpuścić, ale co mam zrobić – ustąpić, zmienić się czy odejść, co rozumiesz przez odpuszczenie, zaakceptować jego warunki, żeby było lepiej musisz się zmienić.

gdy naprawde kochasz - pozwol by odszedł
Ale to on mi nie pozwala odejść! Chce dać nam szansę, ale ja też muszę się koniecznie zmienić, bo inaczej powtórzy się to co pół roku temu
Jeżeli chcę zostać nadal w tym domu, to muszę dać mu czas, aby znalazł sobie inną do której będzie mógł się wyprowadzić.
Jeżeli wyjadę do mamy, ok., ale wybij sobie z głowy, że ja sprzedam mieszkanie, aby dać Tobie pieniądze.

Najważniejsze pytanie ,które sobie teraz stawiam to czego ja chcę, czy chcę spróbować się zmienić?
Frotka: Jak najbardziej jestem za doskonaleniem siebie, za aktywnościa, ale tylko wtedy, gdy się samemu tego chce... Gdy to sprawia radość, a nie tylko po to, by zasłużyć sobie by nie być źle traktowanym.... Czy to nie jest toksyczny związek?
To zmienisz, tamto zmienisz... W imię czego? W imię czego chcesz coraz bardziej tłumić swoją indywidualność i osobowość? W imię czego pozwalasz, aby on odbierał Waszym dzieciom wiarę w siebie? W imię czego pozwalasz się maltretować psychicznie?
Jeszcze bardziej zaczniesz postępować wg jego zachcianek. A gdzie w tym wszystkim jesteś TY? Wszystko podporządkowane jemu...
A co on w sobie zmieni dla Ciebie?

Kiedy to czytam coraz bardziej się utwierdzam w tym, że nie chce zmieniać się tylko dla tego ,żeby zasłużyć sobie na jego miłość, jeżeli to zrobię to tylko dla spokoju w domu.
Jeszcze raz powtarzam nie jestem i nie uważam się za ideał, ale jego wymagania co do mnie są sprzeczne z moją osobowością, chce, aby mnie cenił, za to co robie najlepiej, za to, że staram się być dobrym człowiekiem. Ja nie oczekuje od niego zmian, z którymi by się źle czuł, które by jego w jakiś sposób ograniczały ja chce tylko SZACUNKU dla siebie i dzieci, tylko tyle szacunku, czy tak dużo wymagam?