Czy to zdrada?

napisał/a: Ankaaaa 2009-03-16 10:14
on sie nie zmieni, bo uksztaltowanej jednostce jest ciezko zmienic charakter, a poza tym on nie ma zadnego bodzca ( ani Ty, ani dzieci ani rozmowy- moim zdaniem nic juz na niego nie wplynie). to jest jakis strasznie smutny i despotyczny czlowiek,ale nie jest mi go zal...podziwam Twoja cierpliwosc do niego.
mam nadzieje, ze znajdziesz odwage sile i wytrwalosc, zeby zmienic swoje zycie.mocno trzymam za Ciebie kciuki.jak widze, na tym Waszym malzenstwie to nie tylko Ty, ale takez dzieci moga ucierpiec.sama madrze je wychowujesz,a maz Ci to chyba bardziej utrudnia niz pomaga.w sumie wydaje mi sie, ze Ty i tak jestes sama, a ten czlowiek obok Ciebie, ktory potrafi w nocy wziac koc i 'wypisac sie" ze wspolnych obowiazkow, jakim sa dzieci, daje Ci jasna odpowiedz,ze mu nie zalezy.
napisał/a: olXinek 2009-03-16 10:38
Z każdym dniem tej cierpliwości mam mniej, ale dlaczego tak trudno mi jest od niego odejść? Strach przed nieznanym?
napisał/a: Mari 2009-03-16 12:41
Jesteś w tej chwili osobą zbyt rozchwianą emocjonalnie i żadne za , czy przeciw nie dotrą do Ciebie .
Wybierasz , popierasz opcje , które Ci przynoszą ulgę ...rozumiem i nie ganię.
Ja na to nie mam i nie jestem w stanie mieć wpływu. Przydałby się jakiś dobry psycholog , terapeuta rodzinny, ale jak piszesz do tanga trzeba dwojga "dorosłych, dojrzałych" ludzi, a ból ,cierpienia , które sobie serwujecie w tej chwili nie są dobrym doradcą.:(.

Musisz jednak zdać sobie sprawę też ,że zachowanie Twojego męża w obecnej chwili jest także konsekwencją Twojego postępowania ..w jaki sposób
"podchodziłaś" do niego w ostatnich latach...miesiącach , bo to nie stało się to przecież na pstryknięcie palcem... Łączyła Was przecież jakaś więź ..nie wiem , czy miłość , czy pożądanie , ale łączyła i dogadywaliście się wspaniale , czego wynikiem są Wasze dzieci...

Przyszły mi w tej chwili na myśl słowa bibli ..."Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień"...ja nie rzuciłabym a Ty?.

pozdrawiam.
napisał/a: Ankaaaa 2009-03-16 13:26
Mari, pisalas (pol zartem pol serio, jak mysle) na watku Niki,ze wychowalas sie wsrod mezczyzn i lepiej rozumiesz ich niz kobiety.
jak czytam niektore Twoje posty to wydaje mi sie, ze nie rozumiesz ani kobiet, ani mezczyzn ( bez urazy).
uznanie swoich "win" w zwiazku z czlowiekiem, ktory wlasnie na to liczy i nie ma dobrej woli do zmiany- niczego w zwiazku Olinki nie zmieni, a jedynie pogorszy sytuacje.ten czlowiek jest wystarczajaco przekonany o swoich racjach i swojej nieomyslnosci.Twoje rady dotycza sytuacji, gdy oboje ( zona,maz) bardzo pragna zmiany i odbudowania zwiazku,a nie sytuacji, gdy jedna osoba wykorzsytuje notorycznie swoja silna pozycje.

idac Twoim tokiem myslenia dochodze do wniosku, ze zona, ktorą maz bije - tez jest temu wspolwinna, a bicie jest "takze konsekwencja jej postepowania"...

wiem, ze jestes dojrzala osoba, ale czasem mma wrazenie, ze tak gleboko utknelas w swoich przekonaniach, ze nie rozpatrujesz juz jednostkowych sytuacji (olinki lub niki)- ale glosisz poglad o wspolwinie kobiet jako dogmat.tymczasem kazda sytuacja jest inna, czasem winni sa mezczyzni, czasem kobiety, czasem oboje, ale za zdradę mezczyzn i ich zamkniecie sie na druga osobe- nie mozna w kolko winic zon. kazdy ma prawo do "focha", zlego dnia itd.- i nie moze byc tak, ze kobieta jest zawsze usmiechnieta i na bacznosc! dla swojego meza- zeby on przypadkiem od niej nie odszedl do innej.

mysle, ze ejstes baaardzo podlega mezczyznom ( mezczyznie), poprzez sposob, w jaki o nich mowisz, ale to jest az niepowazne :| przypominasz mi kobietki z forum, ktore kiedys na jednym z watkow mowily, ze skonczyly po 2 kierunki studiow, a ich maz szkole zawodowa, a i tak jest od nich milion razy madrzejszy i jakze elokwentny :| no bez przesady...

emocje moze i nie sa dobrym doradca, ale ja czesto podejmowalam decyzje szybko i zdecydowanie- i najczesciej wychjodzilam na tym dobrze. Olinka natomiast w zyciu nie podejmie decyzji o odejsciu, bo zeby podjac taka decyzje na spokojnie nie ma odwagi a emocjonalnosc cechuje jej meza, nie ją- wiec raczej rozstania nie bedzie. ale nie sadze, ze jest co ratowac,moim zdaniem juz jest po malzenstwie... niezalezni od tego kto bedzie rzucal / czy nie rzucal kamieniami...
napisał/a: Mari 2009-03-16 17:22
Ankaaaa napisal(a):uznanie swoich "win" w zwiazku z czlowiekiem, ktory wlasnie na to liczy i nie ma dobrej woli do zmiany- niczego w zwiazku Olinki nie zmieni, a jedynie pogorszy sytuacje."...

Zwróć proszę uwagę ,że nigdy nie odnoszę się konkretnie do danej sytuacji i na początku próbuje zasugerować "pokojowe" rozwiązanie problemu . Osoba zagubiona , rozżalona czytając mnie..mam nadzieję taką.. powoli wycisza się i o to właśnie mi chodzi , a co zrobi później to już jej suwerenna decyzja . Ważny dla mnie jest efekt wyciszenia nic więcej...

Anka na jakiej podstawie przypuszczasz ,że mąż Olinki nie ma dobrej woli do zmian? . Ja sądzę ,że każdy człkowiek na tej ziemi pragnie szczęścia i pewności ,że jest kochanym przez osobę mu bliską i nie wyobrażam sobie ,żeby ktoś z premedytacją i celowo niszczył coś co stworzył ...czytaj w domyśle ...na całe życie... ???
Ankaaaa napisal(a):
ten czlowiek jest wystarczajaco przekonany o swoich racjach i swojej nieomyslnosci."...Twoje rady dotycza sytuacji, gdy oboje ( zona,maz) bardzo pragna zmiany i odbudowania zwiazku,a nie sytuacji, gdy jedna osoba wykorzsytuje notorycznie swoja silna pozycje.

Nie wiesz o tym ..nie rozmawiałaś z nim sam na sam ...wysłuchałaś tylko jedną strone ,która to może być stronnicza...uprzedzam fakt nie zawsze taka jest.

Ankaaaa napisal(a):
idac Twoim tokiem myslenia dochodze do wniosku, ze zona, ktorą maz bije - tez jest temu wspolwinna, a bicie jest "takze konsekwencja jej postepowania"...

Zgadzam się z Tobą w 100%-tach jest winna i to bardzo !!! bo na to pozwoliła.
I do kogo żal? .
Ankaaaa napisal(a):
wiem,ze jestes dojrzala osoba, ale czasem mma wrazenie, ze tak gleboko utknelas w swoich przekonaniach, ze nie rozpatrujesz juz jednostkowych sytuacji (olinki lub niki)- ale glosisz poglad o wspolwinie kobiet jako dogmat.tymczasem kazda sytuacja jest inna, czasem winni sa mezczyzni, czasem kobiety, czasem oboje, ale za zdradę mezczyzn i ich zamkniecie sie na druga osobe- nie mozna w kolko winic zon. kazdy ma prawo do "focha", zlego dnia itd.- ...

Także się zgadzam :) oj! chyba za mocno i za dużo już :D a dostaje sie dziewczynom bo one tylko tutaj są :p..Byłas też świadkiem na wątku męskim i co?..zgadzałyśmy się ?.I nie wyprowadze Cie z błędu "dogmatu" bo po co?.
Nie wszystko musi być takie jak widzimy....
Ankaaaa napisal(a):
i nie moze byc tak, ze kobieta jest zawsze usmiechnieta i na bacznosc! dla swojego meza- zeby on przypadkiem od niej nie odszedl do innej....

a poszukaj w moich wypowiedziach słowa o których piszesz , a może to jedna z możliwości, strategii ?...zrozumienie i czytanie między wierszami bywa czasem trudne...
Ankaaaa napisal(a):
mysle, ze ejstes baaardzo podlega mezczyznom ( mezczyznie), poprzez sposob, w jaki o nich mowisz, ale to jest az niepowazne :| przypominasz mi kobietki z forum, ktore kiedys na jednym z watkow mowily, ze skonczyly po 2 kierunki studiow, a ich maz szkole zawodowa, a i tak jest od nich milion razy madrzejszy i jakze elokwentny :| no bez przesady......

Nie jestem uległa , tylko moją nagą prawdą jest to ,że nie wojuję mieczem ,tylko ciepłem , uśmiechem i rozwagą ...nie ma mocnych na takie zachowanie ..uwierz mi :), a efekty ? ..zawsze po Twojej myśli :).
Ludzie nie są przygotowani na taki obrót sprawy ...domeną dzisiejszego życia w Polsce jest nieomylność, arogancja , zawiść ,zazdrość i pycha. Brak natomiast najzwyklejszego uśmiechu na ulicy.
Ankaaaa napisal(a):
emocje moze i nie sa dobrym doradca, ale ja czesto podejmowalam decyzje szybko i zdecydowanie- i najczesciej wychjodzilam na tym dobrze....
To masz szczęście , a ile jest takich kobiet , które już po roku płaczą ...wróć!.
Emocje opadły i została pustka , żal i słowa ...gdybym wiedziała to co wiem dziś inaczej .....
Ankaaaa napisal(a):[
Olinka natomiast w zyciu nie podejmie decyzji o odejsciu, bo zeby podjac taka decyzje na spokojnie nie ma odwagi a emocjonalnosc cechuje jej meza, nie ją- wiec raczej rozstania nie bedzie. ale nie sadze, ze jest co ratowac,moim zdaniem juz jest po malzenstwie... niezalezni od tego kto bedzie rzucal / czy nie rzucal kamieniami...

Wiem o tym od samego początku.
Dlatego jak czytam taką historię to staram się naprowadzić osobę na drogę zrozumienia przede wszystkim siebie a potem już niech sama podejmie decyzję czy jest za ratowaniem związku , czy za definitywnym rozstaniem .

uściski :)
napisał/a: olXinek 2009-03-16 17:36
Mari napisal(a):Jesteś w tej chwili osobą zbyt rozchwianą emocjonalnie i żadne za , czy przeciw nie dotrą do Ciebie .
Wybierasz , popierasz opcje , które Ci przynoszą ulgę ...rozumiem i nie ganię.
Ja na to nie mam i nie jestem w stanie mieć wpływu. Przydałby się jakiś dobry psycholog , terapeuta rodzinny, ale jak piszesz do tanga trzeba dwojga "dorosłych, dojrzałych" ludzi, a ból ,cierpienia , które sobie serwujecie w tej chwili nie są dobrym doradcą.:(.

Musisz jednak zdać sobie sprawę też ,że zachowanie Twojego męża w obecnej chwili jest także konsekwencją Twojego postępowania ..w jaki sposób
"podchodziłaś" do niego w ostatnich latach...miesiącach , bo to nie stało się to przecież na pstryknięcie palcem... Łączyła Was przecież jakaś więź ..nie wiem , czy miłość , czy pożądanie , ale łączyła i dogadywaliście się wspaniale , czego wynikiem są Wasze dzieci...

Przyszły mi w tej chwili na myśl słowa bibli ..."Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień"...ja nie rzuciłabym a Ty?.

pozdrawiam.



Ależ zgadzam się z Tobą, ja również nie jestem bez winy. Nie zależnie jak dziwnie to zabrzmi moja wina polega na tym, że go "rozczarowałam" i że daleko mi do jego wyobrażeń o idealnej kobiecie. Moja wina, poniewż nie raz mi mówił, co powinnam zmienić, abyśmy mogli się dogadać i ostrzegał mnie,że w końcu znajdzie sobie inną kobietę i to też będzie moja wina.
I moja wina, że już od samego początku naszego małżśeństwa dałam sobie to wówić, że jestem beznadziejna, że on ma rację, że muszę się zmienić, żeby on mnie kochał i wiesz co po latach doszło do mnie to, że to on mnie OSZUKAŁ, ożenił się ze mną chociaż nie do końca spełniałam jego oczekiwania, myslał, że mnie odpowienio pokieruje.

Pierwszy raz od niego odchodziłam już w pierwszą rocznicę, ale uczucie do niego i nadzieja, że jakoś się ułoży, przecież jesteśmy młodym małżeństwem, utrzemy się - zostałam

Drugi raz odchodziłam po 4 latach- przyjechał po mnie na dworzec i prosił, żebym została- jednak dalej się nie ukłdało i jak się zapytałam dalczego po mnie wrócił - bo czuł się za mnie odpowiedzialny, gdybym wróciła do "tej" dziury nic bym w życiu nie osiiągneła....

Potem jedna ciąża, druga i utknęłam. Do dziś żąłuje, że nie znalazłam w sobie dość siły, aby jednak odjechać...Miłość?

Może dziwnie to teraz zabrzmi, ale dość użalania się nad sobą, kolejne lata niczego nie zmienią , a ja już dzisiaj jestem bardzo sfrustrowaną kobietą, która zapomniała co to śmiech i która krzywdzi swoje dzieci, bo brak jej cierpliwości. Odchodzę!!!
napisał/a: Mari 2009-03-16 17:52
Po tych słowach , które napisałaś śmiało i bez ogródek powiem Ci ,że jesteś piękna , mocna i wielka!!! , a wiesz dlaczego ? nie! nie dlatego ,że odchodzisz ...to jest smutne , ale ,że wreszcie pokazałaś swoje "Ja" , swoją odrębność , swoje stanowcze nie! i zrozumiałaś gdzie i jakie tak naprawdę przez te wszystkie lata popełniałaś błędy.

Zapamiętaj ..nawet mąż nie docieni obiadu na czas, porządków , czy dopilnowania dzieci jeśli nie jest to życie razem...przykładowe ...Ty zakasane rękawy ...on tv...nie ...zostajesz z tym sama przy nim... a po kilku latach już zupełnie sama...

Zapamiętaj na przyszłość Ty lśnisz a on jest tylko dodatkiem do twojego kozuszka .

dziękuję Ci.
napisał/a: olXinek 2009-03-16 19:07
To ja Wam dziewczyny dziękuję, że nareszcie zrozumiałm i życzę sobie odwagi, bo będzie mi potrzebna, oj będzie...a Wam powodzenia
Pozdrawiam:)
napisał/a: Ankaaaa 2009-03-16 20:22
MAri- a ile kobiet nie podjelo decyzji pod wplywem emocji,tylko sie z nia wstrzymalo i zalowaly, bo potem nie mialy sily nic zmienic?

wojowanie cieplem przynosi efekty? fajnie, ale kazda sytuacja jest inna, jak kazdy czlowiek. Twoje "wojowowanie" cieplem to Twoj sposob na bycie,na osiaganie celow.nie musi skutkowac u kazdego.

zgadzam sie, ze slyszalam opinie tylko jednej strony...mozliwe, ze olinka jest stronnicza.ale jednak umie sie tez zdystansowac,gdzies tam szuka i swojej winy...

winna, bo sobie pozwolila na bicie?? to zostawie bez komentarza.
napisał/a: olXinek 2009-03-16 21:03
Dziewczyny, nie uważam, że tylko mąż jest winny. Owszem opisałam kilka wątków z mojego życia, gdzie on był winowajajcą i być może to zasugerowało Wam, że jestem stronnicza.
Ja również mam coć niecoś za uszami, ( jestem uparta, tylko, że nie zawsze tam gdzie to jest potrzebne, złośliwa, a faceci tego nie lubią i pewnie wiele wad mogłabym wymienić) tylko różnica między mną, a mężem polega na tym, że ja wychodząc za niego zaakceptowałam go takim jaki był, a on poślubiając mnie miał nadzieję, że mnie zmieni i to spowodowało, że w życiu gdzieś sie minęliśmy.
Ja się coraz bardziej się zamykałam bo czułam,że nie jestem "tą", a on był coraz bardzej rozczarowny, że nie jestem "tą" i tak w pewnym momencie się "rozjechaliśmy" ....
napisał/a: Mari 2009-03-16 21:10
Ankaaaa napisal(a):MAri- a ile kobiet nie podjelo decyzji pod wplywem emocji,tylko sie z nia wstrzymalo i zalowaly, bo potem nie mialy sily nic zmienic?


Zawsze jest czas i pora odejść gdy czujemy ,że to walka z wiatrakami...nigdy nie jest za późno :confused:
Ankaaaa napisal(a):
wojowanie cieplem przynosi efekty? fajnie, ale kazda sytuacja jest inna, jak kazdy czlowiek. Twoje "wojowowanie" cieplem to Twoj sposob na bycie,na osiaganie celow.nie musi skutkowac u kazdego.

Zgadzam się z Tobą ..dlatego nie angażuję się głęboko w problem , tylko próbuję słuchać...podpowiadać ...nigdy a przynajmniej się staram :eek: nie radzić drastycznych posunięć.
Ankaaaa napisal(a):
winna, bo sobie pozwolila na bicie?? to zostawie bez komentarza.

A to dlaczego ? ..ja stanęłabym do sytuacji jeszcze bardziej "uzbrojona" a nie kucała w kącie.
Ponad wszystko godność własna .

:);)
napisał/a: Mari 2009-03-16 21:17
ol-inek napisal(a):
Ja się coraz bardziej się zamykałam bo czułam,że nie jestem "tą", a on był coraz bardzej rozczarowny, że nie jestem "tą" i tak w pewnym momencie się "rozjechaliśmy" ....

Kochanie i dlaczego czekałaś 10 lat ??? ...ach! ta nasza kobieca natura ....nadzieja ..,ze może..
Wiesz dlaczego podobają mi się w tych sprawach mężczyźni , ale ci prawdziwi ! nie ci co pod osłoną nocy i przed oczami żony przelecą jakąś lalkę ? ...oni nie gdybają , tylko działają!...są stanowczy . My za to chcemy zbawić świat i co z tego wszystkiego nam się dostaje?...wiem to ja i to już wiesz Ty...

:)