Jak odzyskać miłość żony?

napisał/a: barbie26 2010-04-20 11:52
czytam czytam i nie wiem czy Ty wogóle chcesz walczyc o tą miłosć zdradziła Cie i chyba chce to dalej ciagnąć po co sie wypalać i tak nigdy tego nie zapomniecie:(
napisał/a: Maluch1980 2010-04-20 12:55
Może masz rację. Jasne,że takich rzeczy się nie zapomina, ale można z nimi żyć, różnie bywa.

Coś jesteś mało pozytywnie nastawiona do życia.

Ja pomimo wszystko myślę, że nie mam źle. Na pewno mam lepiej niż pozostałe osoby tego dramatu: zidiociały koleś któremu się zawodowo nie wiedzie, jego porzucona żona w połogu, z dziećmi i bez pracy, moja skretyniała żona z dzieckiem na karku, która lada moment zostanie bez środków do życia, bo kończy jej się umowa o pracę.

Ja zachowałem się przyzwoicie i może moralne zwycięstwo, to dla niektórych mało, ale mi dobrze z nim. Dodatkowo (odpukać) mam z czego żyć, wiedzie mi się dobrze, jak będę chciał sobie kogoś znaleźć, to myślę, że sobie znajdę. Tylko dziecka mi szkoda..., bo nie będzie miało lekkiego życia w rozbitej rodzinie albo jakiejś nowej. Cóż rodziców się nie wybiera.
napisał/a: chuchilla 2010-04-20 18:08
Maluch1980 napisal(a):
Ja zachowałem się przyzwoicie i może moralne zwycięstwo, to dla niektórych mało, ale mi dobrze z nim. Dodatkowo (odpukać) mam z czego żyć, wiedzie mi się dobrze, jak będę chciał sobie kogoś znaleźć, to myślę, że sobie znajdę. Tylko dziecka mi szkoda..., bo nie będzie miało lekkiego życia w rozbitej rodzinie albo jakiejś nowej. Cóż rodziców się nie wybiera.

Nie tłumacz jakie znaczenie dla faceta ma to czy zeszli poniżej pasa - jestem facetem. Rozumiem, ale wiem jak to jest na dłuższą metę.
Nie rozumiem czemu sugerujesz żonie żeby wybrała tamtego. Powiedziałbym raczej - wybieraj: jeśli ja to zadzwoń teraz przy mnie do niego i powiedz że nie chcesz go wiecej widzieć ani słyszeć, jeśli nie to żegnaj.
To dziecko to twojej żony i czyje? Nie rozumiem jak możesz sie cieszyć że zostanie z matką. Sąd mógłby je przyznać tobie. To moralne zwycięstwo?
napisał/a: Maluch1980 2010-04-21 00:25
Wiesz co, sądy w tym kraju nie przyznają dzieci ojcom. Prowadzenie sporów sądowych o dzieci jest pozbawione sensu. Jak się rozsypiemy dokumentnie, to będziemy musieli się co do dziecka dogadać, bo jest nasze wspólne. Dziecko potrzebuje i matki i ojca, więc ja dziecku matki nie chcę zabrać. Zresztą jest dobrą mamą.
napisał/a: Mari 2010-04-21 14:57
Hmm...a ja sobie mysle ,ze masz jak na swoj charakterek zbyt lagodna partnerke??????? i bardzo, bardzo samotna w tym zwiazku zone . Zal mi Jej . Zdominowana przez Ciebie w kazdym calu.

Po przeczytaniu watku (tylko Twoje slowa ,zeby nie sugerowac sie odpowiedziami innych) jak na te chwile uciekalabym :) od Ciebie jak najdalej ! .
Wczytaj sie w nie jeszcze raz ...

Poukladany , przewidujacy na dwa kroki w przod .
Kocha , a moze jednak nie...
Lista spraw do "zalatwienia" :eek: .
Z tym sie moze ,a z Ta nie moze sie przyjaznic bo.....
Chcesz wiecej ?.

Czlowieku , a gdzie jest miejsce dla Twojego Skarbusia , Kochania ?!! . Wiesz jaka odpowiedz uslyszalabym od Niej ?...
-w kaciku i to jeszcze pod warunkiem ,ze bede sie usmiechac ,gdy bedzie przechodzil obok...



M.
napisał/a: chuchilla 2010-04-21 20:07
Maluch1980 napisal(a):Zresztą jest dobrą mamą.

Zdecyduj się. Dobra matka nie rzuca w diabły rodziny dla fatalnego zauroczenia sprzed lat. Gdybyś chciał wyciągnąć wszystkie argumenty byłby rozwód z jej winy dziecko zostałoby z tobą. Chyba że jak sugeruje Mari nie wiemy wszystkiego?
napisał/a: Maluch1980 2010-04-22 01:45
Mari napisal(a):Hmm...a ja sobie mysle ,ze masz jak na swoj charakterek zbyt lagodna partnerke??????? i bardzo, bardzo samotna w tym zwiazku zone . Zal mi Jej . Zdominowana przez Ciebie w kazdym calu.

Po przeczytaniu watku (tylko Twoje slowa ,zeby nie sugerowac sie odpowiedziami innych) jak na te chwile uciekalabym :) od Ciebie jak najdalej ! .
Wczytaj sie w nie jeszcze raz ...

Poukladany , przewidujacy na dwa kroki w przod .
Kocha , a moze jednak nie...
Lista spraw do "zalatwienia" :eek: .
Z tym sie moze ,a z Ta nie moze sie przyjaznic bo.....
Chcesz wiecej ?.

Czlowieku , a gdzie jest miejsce dla Twojego Skarbusia , Kochania ?!! . Wiesz jaka odpowiedz uslyszalabym od Niej ?...
-w kaciku i to jeszcze pod warunkiem ,ze bede sie usmiechac ,gdy bedzie przechodzil obok...



M.


Mari jest w tym co piszesz trochę prawdy, ale masa słów mnie dobiła.

Może jest tak, że z jej perspektywy tak to wygląda, ale jest to niesprawiedliwe spojrzenie.

Konkretnie:
- tak ona poczuła się samotna w tym związku, bo przez dwa lata nie byliśmy dla siebie najważniejsi, ale przecież tak nie było zawsze. Uważasz, że przez 10 lat czuła się samotna i 10 lat jej zajęło żeby z tego uciec?
- w pewnym sensie jest łagodna, ale jednocześnie niesamowicie uparta,
- co to znaczy zdominowana w każdym calu?
- nigdy jej nie ograniczałem w żaden sposób z kim się może spotykać a z kim nie. Jak chciała iść gdzieś sama, to szła. Nigdy nie robiłem jej wyrzutów itd - to nie ten przypadek. Może w ostatnim czasie (1 rok) nawet za bardzo żyliśmy obok siebie. Ufałem jej tak bardzo, że prawie nie byłem zazdrosny. To że mam teraz dość jej przyjaciółki, nie znaczy, że kiedykolwiek miałem pretensje, że ją ma i się z nią przyjaźni. Widzisz ona nie ma dużo znajomych, jest introwertyczką,
- może teraz byś usłyszała od niej odpowiedź ,,że jej miejsce jest kącie'', usłyszałabyś też całą masę innych gorzkich słów pod moim adresem,
- czy to, że jestem poukładany, a przynajmniej staram się być, to jest wada? to jest wada w przypadku związku z tą konkretną kobietą?
- co się czepiasz listy spraw do załatwienia? to nie ja robiłem jej listę spraw, tylko prosiłem żeby ona mi robiła np. że mam w tym dniu: umyć podłogę, umyć naczynia, pójść po większe zakupy itd., a nie żeby mi brzęczała nad uchem i mnie terroryzowała, że akurat teraz mam coś zrobić kiedy ja zajmuję się czymś innym.

Też mi jej żal, nawet nie wiesz jak bardzo, bo to dobra dziewczyna. Jednocześnie jestem zły, że ona nie chce mojej pomocy, że się ode mnie dystansuje, że nie potrafi pozytywnie na mnie spojrzeć, że szuka tylko zła we mnie i w tym co było między nami, że nie sięga, do tego co było dobre.

TAK chcę więcej! Uważasz, że ten związek to jest pomyłka od początku i że nie ma szans?
napisał/a: Maluch1980 2010-04-22 01:47
chuchilla napisal(a):Zdecyduj się. Dobra matka nie rzuca w diabły rodziny dla fatalnego zauroczenia sprzed lat. Gdybyś chciał wyciągnąć wszystkie argumenty byłby rozwód z jej winy dziecko zostałoby z tobą. Chyba że jak sugeruje Mari nie wiemy wszystkiego?


Czytasz mało dokładnie. Zauroczenie się zaczęło kilka miesięcy temu, a nie że to jest powrót do zauroczenia sprzed lat.

Mam jej zabrać dziecko? Nie chcę jej krzywdzić.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-22 01:55
Ciąg dalszy dramatu
A teraz ciąg dalszy mojej historii. Bez rozwodzenia się co się stało od poniedziałku, ale jaki jest efekt.

Jak już chyba pisałem. Jak cała afera wyszła na jaw, ona powiedziała, że tamto jest skończone, ale nie może przestać się z nim kontaktować, bo musi sobie to jeszcze wszystko wyjaśnić i to jest jej przyjaciel. Wszyscy jej mówili,że to do niczego dobrego nie prowadzi i żeby to natychmiast skończyła. Niestety...

Okazało się, że spotykała się z nim na 10-15 minut, choć mi, pomimo obietnicy, nic nie mówiła, telefonów też było więcej niż mówiła.

Teraz mówi, że nie udało jej się tego skończyć, że nie jest w stanie. Że mnie okłamywała, bo czuła presję.

Nasza rozmowa
Wreszcie po 6 tygodniach porozmawiała ze mną znowu konkretnie. I usłyszałem coś więcej niż: nie wiem, nie powiem, nie twoja sprawa, co to cię obchodzi.

Stan jej ducha na dziś jest taki, że:
- ja mówię, kochana to jest amok, ona na to, to nie jest amok, więc ja się pytam co: zakochanie, miłość? ona: tak sobie to możesz nazwać,
- pytam: kto jest dla Ciebie ważniejszy: ja czy on. Ona: ,,nie można tak postawić pytania, ale widzisz, z nim byłabym skłonna być na chwilę obecną, a z tobą nie'', czyli wracamy do tego co było 3 miesiące temu kiedy też deklarowała, że chce z nim być,
- pytam: nie przeraża Cię, że on zostawia żonę w połogu (jest miesiąc po porodzie!) i dzieci, nie boisz się związku z kimś takim? ona: jak widzisz nie
- pytam: czemu mnie znów okłamałaś? Ona: bo naciskałeś, bo prosiłam cię o spokój, a mi nie dałeś,
- pytam: czy mnie nie kochasz? Ona: nie mogę powiedzieć ani nie ani tak. Nie wiem.

Na koniec robi z siebie ofiarę i mówi: ,,nie martw się i tak będziesz miał satysfakcję, bo ja z nim nie będę, zostanę sama, a ty sobie kogoś znajdziesz i ułożysz życie''. Mam wrażenie, że oprócz tych wszystkich złych emocji, które ma do mnie, ona się jeszcze dodatkowo nakręca negatywnie do mnie.

Pytam: co chcesz dalej zrobić? Ona: nie wiem, nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić. Nie potrafię tego skończyć.

Pytam: będziesz z nim? zamieszkacie razem? Ona: nie myśl, że to takie hop-siup, że dziś zamieszka, a jutro będzie z nim miała dziecko, że to się skończy tak, że zostanie sama.

Pytam: możesz pójdziesz gdzieś po pomoc, widzisz, że sobie nie radzisz. Ona: nie, nie potrzebuję.
Ja od dłuższego czasu chodzę na terapię (od 6 tygodni), ona była ze mną dwa razy, ale dla mnie i tylko dlatego, że ją bardzo prosiłem.

Co więcej:
- żona gościa wzięła dzieci i wyjechała do rodziców
- chyba to nim trochę wstrząsnęło, deklaruje, że pójdzie z żoną na terapię,
- gość mówi swojej żonie: że nie wie z którą chce być.


Czy tamten związek ma szansę?
Kilka uwag o ich związku, bo chyba nic nie pisałem. Mam wrażenie, że w tym związku nie ma nic pozytywnego, że ich ,,wspólnota'' jest zbudowana wokół problemów. Jak uważacie, że się pocieszam, to napiszcie.

[Pierwszy problem - egzamin]
Jak chyba pisałem oni znają się kilka lat, początkowo to była dosyć luźna znajomość, a uległa zacieśnieniu jak wspólnie uczyli się dużo do egzaminu. Po egzaminie żona mi narzekała, że kontakt się jakoś urwał. Tłumaczyłem jej, że tak to jest, że nauka się skończyła i że co by mieli razem robić. Ja nawet nie poczułem się zaniepokojony, bo rok wcześniej przerabiałem to samo (uczyłem się z koleżanką) i też potem miałem z jednej strony taki wyrzut sumienia, że jak mi była potrzebna do nauki, to się z nią kontaktowałem, a teraz już nie, a z drugiej strony ,,żal'', że ona też się ze mną już tak intensywnie nie kontaktuje. Utrzymujemy wciąż kontakt, bo to jest moja bardzo stara koleżanka, ale jest to po prostu zdrowy, normalny koleżeński, okazjonalny kontakt.

[Drugi problem - relacje z małżonkami]
Po tygodniu lub dwóch spotkali się na imprezie po egzaminacyjnej (mogłem tam iść! nie poszedłem, bo wiem jak takie imprezy wyglądają, omawianie na 10 sposobów egzaminu itd. - nic tam po mnie). Mówi, że wtedy poczuła, że coś między nimi jest dziwnie. Mi się wydaje, że oni jakoś nie potrafili poradzić sobie z pustką, która powstała po tej wspólnej nauce i zaczęli dorabiać w głowach do tego filozofię. I tak ta relacja odżyła. Obydwoje mieli problemy w swoich związkach. Więc kolejny wspólny problem, który ich jednoczył.

[Trzeci problem - cały świat przeciwko nam]
Teraz oni się czują osaczeni, wszyscy ich potępiają, nikt nie rozumie. Pytam się żony, o czym ona z nim rozmawia. Ona: nie twoja sprawa. Ponawiam pytanie. Ona: no o czym możemy rozmawiać przede wszystkim o tym wszystkim co się dzieje. Wygląda na to, że cała ich znajomość krąży teraz wokół tego jacy są biedni i nieszczęśliwi, że nie mogą być razem, że świat ich potępia itd.


Co dalej?
Nie wiem co dalej. Jak wyglądało nasze życie przez ostatnie 6 tygodni pisałem. Myślę, że trzeba skończyć z tym, że razem zajmujemy się dzieckiem, że razem je myjemy, usypiamy, chodzimy na spacer itd. Ona nie potrafi skończyć tych ,,rytuałów'', ale ja się wykończę. Ona chyba też nie zdoła się uporać w jedną albo drugą stronę z tamtym związkiem jak będzie miała intensywny kontakt ze mną. Tak jak tkwiliśmy przez 6 tygodni w miejscu, tak byśmy tkwili dalej wypalając się coraz bardziej. Jeżeli jest cień szansy dla nas, to myślę, że jedynie jak dam sobie z nią spokój coś może z tego będzie.


Jest mi miło jak spędzamy czas w trójkę i myślę, że jej również. Śmieje się, żartujemy, bawimy się wspólnie. Widać, że jest wtedy szczęśliwa, że nie myśli o tym wszystkim. Tyle tylko, że czar pryska jak tylko zaczynam wałkować temat. Wiem, że skoro ją to dręczy, to nie powinienem, ale nie potrafiłem. Nie wiem, czy teraz będzie gorzej - będę jeszcze bardziej namolny, bo mnie przeraża, że oni będą razem, że zamieszkają ze sobą itd., czy też lepiej - bo wiem na czym stoję, że jestem sam, że ona jest związana emocjonalnie z kimś innym. Nie chce tracić kontaktu z dzieckiem, ale chyba najlepiej będzie jak wyjadę odpocząć na tydzień - dwa tygodnie, bo się wykończę.


Pytania
Czy to, że ona boi się mnie stracić znaczy, że gdzieś w sercu mnie kocha, czy to jest tylko lęk przed tym, że może będzie musiała sobie radzić sama w życiu?

Czy skoro ona twierdzi z przekonaniem, że to nie jest amok, że to jest miłość (czemu jej to przez gardło nie chce przejść?) to tak jest, czy też jest tak zagubiona, że nie potrafi ocenić rzeczywistości?

Czy ich związek ma jakąś szansę? Czy jako zbudowany przede wszystkim na problemach musi runąć? Czy może runie z tego powodu, że ona ma opór żeby w to brnąć, ale wtedy co? zostanie jej ta miłość i nie wyleczy się do końca życia?

Co się dzieje w umyśle tego gościa? Jest tak samo ,,stuknięty'' jak moja żona? Czy też standardowo: mówiąc wulgarnie, żona mu nie dawała, bo była w ciąży i zaczął szukać ujścia? Kryzys wieku średniego (ma 34 lata więc chyba trochę za młody)?

Czy nasz związek ma jeszcze jakąś szansę? Czy ona tak naprawdę mnie kiedyś kochała (twierdzi, że tak)? Gdzieś przeczytałem, że odkochanie trwa od 7 do 10 lat.

Czy ja ją kocham? Czy tylko kurczowo się trzymam tego związku, bo nie wiem co dalej? Ona jest generalnie super. Czułem się bezpieczny, potrzebny, byłem szczęśliwy. Mari podejrzewa (?), że ja jej nie kocham, ale czy gdybym jej nie kochał to byłbym szczęśliwy? Chciałbym być w tym związku przez tyle lat? Sam bym nie zdradził?

Czy nasze dziecko będzie normalne, niepokaleczone?
napisał/a: pyziak 2010-04-22 12:20
Jeśli mogę coś dodać to powiem tak.
Po pierwsze ja bym spróbowała nakłonić żonę do napisania maila, listu cokolwiek takiego do Ciebie. Jako kobieta powiem, że czasami łatwiej na papierze wyrazić to co się czuje niż słownie. Wiem sama po sobie, że lepiej mi napisać i wyrazić to co czuję, niż zmagać się słownie twarzą w twarz. Może Twoja żona też tak ma. Jak sam mówiesz razem uczyli się przez komunikatory a więc i pewnie pisali na gg. Łatwiej jest otworzyć się przed monitorem i wyrazić co się czuje niż bezpośrednio przed czlowiekiem.
Moim zdaniem możesz nawet sam to tak ustawić, że może lepiej jak przez pewien czas będzie się kontaktować przez maila czy coś podobnego(np.gg).

Po drugie uważam, że zawsze dochodzi kalkulacja i ona musi wziąć pod uwagę co jej się będzie bardziej opłacało. Jeśłi potrafi żyć tylko miłością to zdecyduje się na niego, jeśli zacznie kalkulować co będzie lepsze dla jej dziecka wróci do Ciebie.
Ale zależy to od kobiety i jej podejścia do życia. Ja ideałami miłości żyłam 10 lat i oprócz wspomnień nic nie mam. Zakochałam sie po raz drugi i nie patrzyłam na człowiek przez pryzmat finansów i posady. Poprostu on mnie urzekł. I jestem teraz szczęśliwa.

Po trzecie ten facet jest dla mnie skreślony z samego faktu, że żona w ciąży a on takie numery odwala a teraz ją zostawia. Ona sama (Twoja żona) widzi, że raczej nie można na nim polegać. Skoro mu się w związku nie układało to po co trzecie dziecko robił???
Jak mi się nie układa to z kimś nie sypiam, logiczne jak dla mnie:).

Sam piszesz, że czułeś się przy niej szczęśliwy, bezpieczny, ona napewno też przy Tobie. Także tak szybko nie jest w stanie podjąć decyzji. Wie co może stracić. Tym bardziej, że oprócz "przyjaciółki" i adoratoa nie ma nikogo. A to za mało aby żyć normalnie.
Co do Waszej Córeczki to raczej napewno to się na niej odbije niestety, bo dzieci w takich sytuacjach cierpią najbardziej.
Mam nadzieję, że jakoś Ci się w życiu poukłada. Życzę Ci tego z całego serca:).
Pozdrawiam
napisał/a: Maluch1980 2010-04-22 14:29
Jak już pisałem, ona nie chce roztrząsać tematu, tylko mieć spokój, w tym spokój od moich pytań, żalów i chyba w ogóle ode mnie, ale tego mi nie potrafi powiedzieć. Więc pisaniem e-maili nie wchodzi w grę w tym momencie. Ona nic nie napisze, zresztą już wszystko wiadomo, więc o czym tu jeszcze pisać?

napisal(a):Jeśłi potrafi żyć tylko miłością to zdecyduje się na niego, jeśli zacznie kalkulować co będzie lepsze dla jej dziecka wróci do Ciebie.

Skoro z nim nie jest, nie mieszka, to nie jest tak zaślepiona (zakochana?), żeby nie zważać na nic. Ona nie będzie ze mną tylko dla ,,dobra'' dziecka-tak mówi.

napisal(a):Po drugie uważam, że zawsze dochodzi kalkulacja i ona musi wziąć pod uwagę co jej się będzie bardziej opłacało.

Zawsze dochodzi kalkulacja? Jak jej słucham to mam wątpliwości. Ona mówi, że: ,,widzisz, z nim nic nie będę miała, bo mu się średnio wiedzie, nie będziemy mieć mieszkania, pieniędzy, wszyscy są przeciw, a mimo to byłabym skłonna to zrobić''. Może to jest jednak objaw, że kalkuluje.

napisal(a):Ja ideałami miłości żyłam 10 lat i oprócz wspomnień nic nie mam. Zakochałam sie po raz drugi i nie patrzyłam na człowiek przez pryzmat finansów i posady. Poprostu on mnie urzekł. I jestem teraz szczęśliwa.


Napisz proszę coś więcej. Miałaś dziecko z pierwszego związku? Co rozumiesz pod ,,życie ideałami miłości''? Ona mi mówi, że nasz związek się nie rozwijał, że się nie pogłębiał.

napisal(a):Po trzecie ten facet jest dla mnie skreślony z samego faktu, że żona w ciąży a on takie numery odwala a teraz ją zostawia.

Dla Ciebie jest skreślony, dla wszystkich wokół jest skreślony, ale jak już pisałem, na moje pytanie, czy Ci nie przeszkadza, że ona zostawia żonę i dzieci, ona odpowiada: ,,jak widzisz nie''. Co to jest? Brak instynktu samozachowawczego? Miłość jest ślepa?

To jest dobra dziewczyna, a potrafiła swojej siostrze na pytania, jak ona może to wszystko robić wiedząc, że tamta właśnie rodzi, jest w połogu, ma niemowlaka, odpowiedzieć: ,,co mnie obchodzi tamta kobieta''. To jest inny człowiek niż dotychczas. Ona jest (była?) wrażliwa (chyba, że tylko na swoim punkcie) i dobra. Przestała chodzić do spowiedzi, do komunii, ostatnio w ogóle do kościoła, a przez całą naszą znajomość robiła mi pretensje, że ja rzadko chodzę.

napisal(a):Ona sama (Twoja żona) widzi, że raczej nie można na nim polegać. Skoro mu się w związku nie układało to po co trzecie dziecko robił???

Pod tym podpisze się każdy, poza moją żoną, ona idzie jak ćma w ogień. Ja za bardzo nie wiem jak ona go postrzega, nie zadałem takiego pytania, a pewnie i tak bym usłyszał, że to nie moja sprawa. Mam wrażenie, że ona uważa, że on jest taki jak ona, że ją kocha nad życie i że wszystko by dla niej rzucił. I to, że tak wiele jest skłonny poświęcić tylko ją jeszcze bardziej do niego przekonuje.

Co do kolejnego dziecka gościa, to może został zmuszony, nie wiem.


napisal(a):Jak mi się nie układa to z kimś nie sypiam, logiczne jak dla mnie:).

Tak też zrobiła moja żona, przestała się ze mną choćby tylko całować, jak tamto się zaczęło. Ale myślę, że większość mężczyzn tak nie ma.

napisal(a):Sam piszesz, że czułeś się przy niej szczęśliwy, bezpieczny, ona napewno też przy Tobie.

Rozmawiałem z jej babcią, ona ponoć jeszcze w listopadzie -styczniu (jak się ten romans zaczynał) mówiła, że chciałby mieć kolejne dziecko (zakładam, że chodziło, że ze mną). Druga taka miła historia, to jak rozmawiała mniej więcej w tym samym okresie z babcią o jej siostrze, która jest trochę niepozbierana (nie może skończyć studiów), co martwi jej dziadków. Babcia prosiła żonę żeby jakoś zmobilizowała siostrę, jakoś na nią wpłynęła. Na co ona miała powiedzieć: ,, że gdyby siostra miała takiego męża jak ja, to by dawno studia skończyła, że ja ją mobilizuję do różnych rzeczy i pomagam itp.'' Miłe słowa aż mi się wierzyć nie chce, że mogła coś takiego mówić zapadając się w to bagno. Mi tego nie mówiła, mi nic miłego nie powiedziała od 5 miesięcy.


napisal(a):Co do Waszej Córeczki to raczej napewno to się na niej odbije niestety, bo dzieci w takich sytuacjach cierpią najbardziej.

Boże żal mi tego dziecka! Dopóki nie miałem dziecka, to nigdy nie miałem jakiejś słabości do dzieci na zasadzie: o jakie słodkie, gili, gili itp. Teraz w sumie też nie mam poza tą jedną kruszynką. Taka miłość do dziecka i otrzymywana od dziecka chyba jest najpiękniejsza, bo bezwarunkowa.

napisal(a):Mam nadzieję, że jakoś Ci się w życiu poukłada. Życzę Ci tego z całego serca:).

Dziękuję.

Ja cały czas wierzę, że to nie koniec. Boję się, że ona zrobi jakieś szaleństwo, że zamieszkają razem, że będzie chciała scementować ten związek dzieckiem. Ona niby mówi, że: ,,co ty myślisz, że jutro z nim zamieszkam, a pojutrze będę miała dziecko'', ale boję się.

Boję się też, że ona nie będzie potrafiła się przyznać to błędu i utknie gdzieś z dala ode mnie. Zawsze miała z tym kłopot, ja zresztą też, ale myślę że mniejszy.

Ostatnie 24 godziny były chyba najgorsze w moim życiu, teraz się powoli uspokajam, ale pewnie te napady lęku znów wrócą.

Na koniec jeszcze taka myśl, że jak nie masz problemów, to sobie je stwarzasz. Nam się wszystko układało, nie mieliśmy żadnych trosk. Wszyscy zdrowi, śliczna, wesoła i zdrowa dziewczynka, wsparcie od rodziców i dziadków, może aż za duże, finansowo ok, a od jakiegoś roku nawet super. Brak jakichkolwiek problemów życia codziennego.

Tak sobie czasem myślałem, za co mnie tyle szczęścia spotyka, że wszystko się układa, kiedy jednocześnie widzę jak ludziom wokół czasem bywa ciężko. Np. mój kuzyn przez rok leżał sparaliżowany w stanie wegetatywnym i umarł rok temu, zostawiając żonę i dwójkę małych dzieci. Jak się spojrzy na własne życie z odpowiedniej perspektywy, to nie szuka się dziury w całym.

Rozmawiałem z jej babcią, która ją wychowała. Jest zrozpaczona, ale ma silne przekonanie, że ona oprzytomnieje. Bardzo mnie wspiera. Tylko ona potrafi mnie uspokoić.

Rozmawiałem też z siostrą żony, sama miała problemy w związku. Chodziła sama do psychologa i po pół roku zrozumiała, że to nie jej partner jest zły, tylko ona ma problem z akceptacją innych ludzi takimi jakimi są. Podejrzewa, że żona ma to samo, próbuje ją namówić żeby też poszła do tego psychologa, ale żona mówi: ,, że poradzi sobie sama''.
napisał/a: Mari 2010-04-22 15:35
Maluch1980 napisal(a):Mari jest w tym co piszesz troche prawdy, ale masa slów mnie dobila.

Ja jestem od tego by wstrzasnac . Ona nie moze sie tu bronic ,a wiec dla mnie proste ...popatrz na sprawe oczami tej drugiej osoby.

Maluch1980 napisal(a):
Konkretnie:
- tak ona poczula sie samotna w tym zwiazku, bo przez dwa lata nie bylismy dla siebie najwazniejsi, ale przeciez tak nie bylo zawsze. Uwazasz, ze przez 10 lat czula sie samotna i 10 lat jej zajelo zeby z tego uciec?
- w pewnym sensie jest lagodna, ale jednoczesnie niesamowicie uparta,
- co to znaczy zdominowana w kazdym calu?
- nigdy jej nie ograniczalem w zaden sposób z kim sie moze spotykac a z kim nie. Jak chciala isc gdzies sama, to szla. Nigdy nie robilem jej wyrzutów itd - to nie ten przypadek. Moze w ostatnim czasie (1 rok) nawet za bardzo zylismy obok siebie. Ufalem jej tak bardzo, ze prawie nie bylem zazdrosny. To ze mam teraz dosc jej przyjaciólki, nie znaczy, ze kiedykolwiek mialem pretensje, ze ja ma i sie z nia przyjazni. Widzisz ona nie ma duzo znajomych, jest introwertyczka,

To nie popsulo sie w ostatnich dwuch latach ...nie wierze .Taki czas nie zabija milosci .
Z tego co piszesz widac wyraznie , ze nie potrafiles otworzyc serca zony. Pozostala zamknieta ze swoimi myslami ..kiedy bylo dobrze ?..to ok ,ale kiedy sie psulo ?...nosila w sobie to brzemie , ktore ja niszczylo od wewnatrz ...DLACZEGO?.
Ty znasz odpowiedz .

Kobieta , ktora kocha , ufa calkowicie sama nie proszona wslizguje sie pod kocyk, wtula w ramiona mezowskie aby wyplakac zale , troski , watpliwosci , ktore mecza jej duszyczke .
Jestesmy podobne w tych sprawach !!! mimo ,ze roznimy sie uroda, wiekiem , czy stanem posiadania . Kobieta "nagadana ;) ,zadbana" i utulona patrzy na swego partnera z miloscia i nie szuka jej w oczach innego .

Czy to dla Was mezczyzn takie trudne do zrozumienia ? .

To w zwiazku jedna z podstawowych zasad , a Wam sie to nie udalo jak widac :(.
Stad mam do Ciebie wyrzuty i mozesz mi opowiadac milionami slow o "krzywdzie" jaka Cie spotkala , a ja i tak bede sie doszukiwac tych , ktore dla Ciebie byly nie wazne i nie wypowiedziane do swojego Kochanie przez te 12 lat...
Szedles przez zycie na skroty ... cos na wzor konta bankowego ..masz , posiadasz , zalatwione .Odsetki murowane .
Nie zdawales sobie sprawy ,ze to inwestycja wysokiego ryzyka i trzeba o niej "myslec", dbac , pielegnowac, rozpieszczac 24 h na dobe .

Zaznaczam , ze to musi dzialac w obie strony !.

Co do Twojej ufnosci ...ja sobie nie ufam , a co dopiero innym! >zart, ale nie do konca