Jak odzyskać miłość żony?

napisał/a: Mari 2010-04-22 15:45
Maluch1980 napisal(a):
Stan jej ducha na dziś jest taki, że:
- ja mówię, kochana to jest amok, ona na to, to nie jest amok, więc ja się pytam co: zakochanie, miłość? ona: tak sobie to możesz nazwać,
- pytam: kto jest dla Ciebie ważniejszy: ja czy on. Ona: ,,nie można tak postawić pytania, ale widzisz, z nim byłabym skłonna być na chwilę obecną, a z tobą nie'', czyli wracamy do tego co było 3 miesiące temu kiedy też deklarowała, że chce z nim być,
- pytam: nie przeraża Cię, że on zostawia żonę w połogu (jest miesiąc po porodzie!) i dzieci, nie boisz się związku z kimś takim? ona: jak widzisz nie
- pytam: czemu mnie znów okłamałaś? Ona: bo naciskałeś, bo prosiłam cię o spokój, a mi nie dałeś,
- pytam: czy mnie nie kochasz? Ona: nie mogę powiedzieć ani nie ani tak. Nie wiem.

Wiesz jak to odebralam wizualnie ?...Ona siedzaca , skulona na krzesle , a Ty stojacy z lampa swiecac Jej w oczy ...
Maluch1980 napisal(a):
Na koniec robi z siebie ofiarę i mówi: ,,nie martw się i tak będziesz miał satysfakcję, bo ja z nim nie będę, zostanę sama, a ty sobie kogoś znajdziesz i ułożysz życie''.


Tez tak Cie odbieram . Przykro mi i przepraszam .

M.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-22 18:00
napisal(a):To nie popsulo sie w ostatnich dwuch latach ...nie wierze .Taki czas nie zabija milosci .

Dlatego wierzę, że wciąż mnie tak naprawdę kocha. Ułuda? Kiedy miało się popsuć? Jak decydowała, że wyjdzie ze mnie to już było źle? Kiedy decydowała się na dziecko, było źle? Uważasz, że nagromadzenie wydarzeń: stres - egzaminy, dziecko, przeprowadzki, mieszkanie z teściami to mało powodów żeby doszło do tego co doszło?

napisal(a):Z tego co piszesz widać wyraznie , ze nie potrafiles otworzyc serca zony.

Na pierwszym albo drugim spotkaniu u psychologa, jak jeszcze chodziłem z żoną, powiedziałem, że mi brakowało tego, żeby żona potrafiła mnie otworzyć. Na co otrzymałem odpowiedź, że jak ktoś sam nie chce się otworzyć, to nikt go nie otworzy. Trzymam się tego, że jeżeli sami się nie otworzymy, to nikt tego za nas nie zrobi.

napisal(a):
Pozostala zamknieta ze swoimi myslami ..kiedy bylo dobrze ?..to ok ,ale kiedy sie psulo ?...nosila w sobie to brzemie , ktore ja niszczylo od wewnatrz

Mari, tak widać było.

napisal(a):...DLACZEGO?. Ty znasz odpowiedz .

Dlatego, że nie potrafi sobie sama z sobą poradzić, czego dowodzi obecna sytuacja, kiedy nie wie co ma zrobić i jest zagubiona. Problem w relacji z drugim człowiekiem, tak naprawdę zaczyna się w nas samych. Przeczytasz to w każdej książce, nazywają to bodajże własną intymnością.

Jej siostra to też mi mówi, że ona sobie nie radzi sama ze sobą.

Wiem, że taka odpowiedź Cię nie satysfakcjonuje. Uznasz, to za reakcję obronną z mojej strony. Jednak pamiętaj, że to nie jest winna zdradzonego, że doszło do zdrady, to druga strona sobie nie poradziła. Owszem był problem w związku z winy obu stron, ale do zdrady doszło, bo jedna strona sobie nie poradziła ze sobą.

napisal(a): Kobieta "nagadana ;) ,zadbana" i utulona patrzy na swego partnera z miloscia i nie szuka jej w oczach innego .

Zgadza się. Tylko jedna strona musi chcieć mówić, a druga strona słuchać.

napisal(a):
Czy to dla Was mezczyzn takie trudne do zrozumienia ? .

To chyba jest dosyć oczywiste.

napisal(a):To w zwiazku jedna z podstawowych zasad , a Wam sie to nie udalo jak widac :(.

Niestety

napisal(a):Stad mam do Ciebie wyrzuty i mozesz mi opowiadac milionami slow o "krzywdzie" jaka Cie spotkala

O swojej krzywdzie nie piszę za dużo. Co mam pisać. Bardziej się przejmuję jej krzywdą, która nie pozwala jej dostrzec, że jestem wciąż tym samym człowiekiem, którego pokochała (?).


napisal(a):Nie zdawales sobie sprawy ,ze to inwestycja wysokiego ryzyka i trzeba o niej "myslec", dbac , pielegnowac, rozpieszczac 24 h na dobe .

Zgadza się, nie zdawałem sobie sprawy, że ja zacisnę zęby i wytrzymam dwa ciężkie lata, a moja żona tego nie wytrzyma. Nie było mnie dla niej tyle ile powinienem, podobnie też jednak w drugą stronę, przez ten rok kiedy ona się uczyła. Wiesz ktoś mi kiedyś powiedział, że zdrada zaczyna się wtedy kiedy ta druga strona przestaje być dla nas najważniejsza, a my mieliśmy w ostatnim czasie ,,ważniejsze'' rzeczy od siebie. Zabrakło czasu tylko dla nas. Żebyśmy byli sami ze sobą choćby dwa razy w roku przez 5 dni. Ona pomimo moich próśb nie chciała zostawiać dziecka.


Powtórzysz, że to niemożliwe żeby, to była kwestia dwóch lat. Pewnie, że całe nasze życie razem, a nawet to jakie było wcześniej doprowadziło do tragedii. Upieram się jednak, że gdyby nie te dwa lata, to nasze małżeństwo popłynęło by w innym kierunku. Oczywiście nie ma pewności, że nie rozbiłoby się za jakiś czas w innym miejscu. Tego nie przewidzisz.


napisal(a):Co do Twojej ufnosci ...ja sobie nie ufam , a co dopiero innym! >zart, ale nie do konca
napisał/a: Maluch1980 2010-04-22 18:29
napisal(a):Wiesz jak to odebralam wizualnie ?...Ona siedzaca , skulona na krzesle , a Ty stojacy z lampa swiecac Jej w oczy ...


Zupełnie źle to odebrałaś. Tzn. tak wygląda moja relacja z tej rozmowy, ale to dlatego, że chodziło mi tylko o wskazanie czego się dowiedziałem, a nie w jaki sposób rozmawialiśmy.

A wyglądało, to tak, że ją niemalże błagałem, żeby mi powiedziała cokolwiek, a ona cedziła z takim okropnym opanowaniem poszczególne słowa. Ja wiem, że to opanowanie to tylko maska, żeby nie wpaść w histerię, ale mimo tego forma w jakiej mi podano te informację była okrutna. Wiem, że jej ciężko było to wszystko powiedzieć. Mam nadzieję, że to nie tylko dlatego, że nie chce mnie ranić, ale także dlatego, że jej na mnie zależy i boi się mówić prawdę w obawie, że to będzie koniec.

napisal(a):
Tez tak Cie odbieram . Przykro mi i przepraszam .


Ona się nakręca, że ja będę miał satysfakcję jak jej nie wyjdzie, a ja sobie życie ułożę, nie uważasz, że to jest robienie z siebie ofiary?

Z czego będę miał satysfakcję? Ze straty kobiety, którą kocham? Z tego, że nie będzie chciała być ze mną? z tego, że będę miał poranioną córkę? że nie będę z nią miał kontaktu takiego jakbym chciał? z tego, że zostałem odtrącony? Nawet jeżeli to się skończy tak, że żona zostanie sama, a ja ułożę sobie życie z kimś innym, to i tak będę poraniony i będę widział, że ona jest poraniona i nie uda mi się nigdy pozbyć poczucia winy, że może należało coś zrobić inaczej. Nie pozbędę się też poczucia przegranej. I nawet jak będę kochał kogoś innego, to przecież ona nigdy nie będzie mi obojętna. Zawsze będą choćby tylko wspomnienia te dobre jak i złe. A jak ją nie daj boże znienawidzę, to myślisz, że się będę z tym dobrze czuł? Na razie na szczęście nie mam żadnych takich myśli.

Jak się nie zejdą albo im nie wyjdzie, to nie będę miał satysfakcji, tylko doświadczę mniej bólu.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-22 18:58
Jeszcze się podzielę jednym doświadczeniem.

Otóż miałem 20 godzin takiego załamania, czułem się jak staczam się w otchłań, w tą otchłań, w której ona chyba jest. W taką beznadzieję, że nie wiadomo co zrobić i nawet nic się nie chce zrobić. I nie miałem siły na nic i chciałem się stoczyć całkowicie.

brrr...

Teraz jest zadziwiająco dobrze. Mam nadzieję, że już tamto nie wróci.

Nie mogę utrzymywać z nią kontaktu, bo w tej chwili to ja boję się cokolwiek zrobić albo powiedzieć. Napisała mi sms czy wróciłem już do miasta i czy przyjdę na kąpanie. Nie wiedziałem co robić, chce być sam, ale się boję, że ona jak się nie będę te kilka dni zjawiać, to się zrazi, że ją zostawiłem z córką. Napisałem, że nie. Napisała kolejnego sms, czy już jestem w mieście, bo wyjechałem do rodziny. Znowu nie wiedziałem co napisać, czy powiedzieć prawdę, czy skłamać. Jakiś obłęd.
napisał/a: Rosaliora 2010-04-22 21:41
Prawdę -że też Ci jest ciężko, że potrzebujesz trochę czasu na poukładanie sobie wszystkiego. Nie ma powodu kłamać. Masz prawo czuć się źle i potrzebować czasu na odnalezienie się w tej sytuacji.
napisał/a: chuchilla 2010-04-22 21:50
Maluch1980 napisal(a):
1 Czy to, że ona boi się mnie stracić znaczy, że gdzieś w sercu mnie kocha, czy to jest tylko lęk przed tym, że może będzie musiała sobie radzić sama w życiu?

2 Czy skoro ona twierdzi z przekonaniem, że to nie jest amok, że to jest miłość (czemu jej to przez gardło nie chce przejść?) to tak jest, czy też jest tak zagubiona, że nie potrafi ocenić rzeczywistości?

3 Czy ich związek ma jakąś szansę? Czy jako zbudowany przede wszystkim na problemach musi runąć? Czy może runie z tego powodu, że ona ma opór żeby w to brnąć, ale wtedy co? zostanie jej ta miłość i nie wyleczy się do końca życia?

4 Co się dzieje w umyśle tego gościa? Jest tak samo ,,stuknięty'' jak moja żona? Czy też standardowo: mówiąc wulgarnie, żona mu nie dawała, bo była w ciąży i zaczął szukać ujścia? Kryzys wieku średniego (ma 34 lata więc chyba trochę za młody)?

5 Czy nasz związek ma jeszcze jakąś szansę? Czy ona tak naprawdę mnie kiedyś kochała (twierdzi, że tak)? Gdzieś przeczytałem, że odkochanie trwa od 7 do 10 lat.

6 Czy ja ją kocham? Czy tylko kurczowo się trzymam tego związku, bo nie wiem co dalej? Ona jest generalnie super. Czułem się bezpieczny, potrzebny, byłem szczęśliwy. Mari podejrzewa (?), że ja jej nie kocham, ale czy gdybym jej nie kochał to byłbym szczęśliwy? Chciałbym być w tym związku przez tyle lat? Sam bym nie zdradził?

7 Czy nasze dziecko będzie normalne, niepokaleczone?


1 Nie wie cy Cię kocha, jest skołowana. Boi sie jak sobie poradzi, dlatego Cię nie rzuciła i dlatego nie odeszła do faceta o którym wie, że nie może na nim polegać.

2 Tak, jest zagubiona. Skoro jest to (nie był) amok to skąd ma wiedzieć że jest? Wariaci nie wiedzą, że są wariatami.

3 Jej i jego - max 2 lata. Jej i kogoś innego - może i ma szanse.

4 Gość nie myśli głową. Znalazł lekarstwo na głodówkę i swoje problemy.

5 Szansa jest zawsze. Odkochiwanie trwa nawet 4 lata, zauroczenie może zadziałać w 2 tygodnie.

6 Miłość to nie słowa a czyny. Nie myśl nad tym, samo wyjdzie.

7 Pokaleczone będzie. Mniej albo więcej.


MARI
Kobieta która ufa i kocha wypłakuje się na ramieniu. Kobieta zauroczona nie spowiada sie mężowi. Nie mówi mu o tym. Potem o czym innym. Potem boi sie powiedzieć o czymkolwiek, w obawie że wypłynie coś co skrywała. Zwłaszcza kiedy facet jest tak zazdrosny że nie wiadomo co by zrobił za jeden pocałunek i ciągle dopytuje jak nisko zeszli! Zamyka sie i oddala. Dwa lata i dwoje ludzi więcej dzieli niż łączy. A potem coś wypływa i tragedia gotowa.


Maluch - ja bym nie wracał dopóki sie nie zdecyduje wprost i w twojej obecności z nim zerwać. Myślę że gdyby ona zerwała a ty wybaczył bez wracania wszystko co było moglibyście zacząć od zera.
Czasem nie wiem czy będąc na twoim miejscu po prostu nie obiłbym komuś gęby.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-22 22:17
chuchilla dzięki za konkretne odpowiedzi.

Nie wracał w jakim sensie? Odszedłem. Nie mam do czego wracać, przecież mnie nie przyjmie. Muszę utrzymywać jakiś kontakt z uwagi na dziecko. Czy może mam z nimi zerwać całkowicie kontakt? 4 dni mogę tak pociągnąć do poniedziałku, ale potem to już będę chciał zobaczyć nasze dziecko.

Mam być przy tym jak zrywają?

Co mi z obicia komuś mordy poza kłopotami.

Czemu myślisz, że max dwa lata ten związek może potrwać? Pomyślałem, że to nie jest tak dużo czasu

Myślę, że jestem w stanie to wszystko wybaczyć, o ile ona nie zamieszka z nim i nie prześpi. W przeciwnym razie chyba nie dam rady.
napisał/a: Mari 2010-04-22 23:24
Przeczytalam...uf..
Jestem w podrozy i tylko krotko /rysikiem w nawigacji/ napisze...Maluch zaczynasz `gadac` od serca . DZIEKUJE.

Jutro wiecej...pa
napisał/a: ~Katarzyna1984 2010-04-23 09:20
chuchilla: czekają na Ciebie wiadomości na PW
napisał/a: pyziak 2010-04-23 09:43
Dyskusja wrze:) I dobrze. Im większa burza mózgów tym więcej możliwości rozwiązania problemu.
Ja jestem w szoku, że facet potrafi tak walczyć o kobietę. Szkoda tylko, że ona tego nie dostrzega. Jak bardzo trzeba być ślepym żeby tego nie dostrzec. Z drugiej strony jakim egoistą trzeba być żeby nie widzieć starań drugiej osoby, moim zdaniem najbliższej.
Rozumiem, że można być skołowanym ale ta kobieta nie ma chyba 20 lat i prawa do "zawirowań" emocjonalnych. Nie jest normalne, że przez taki okres czasu ona nie może się określić. Jej potrzeba mocnego "kopa" to może zaskoczy.
Dla niej jest wygodne, że może liczyć na Ciebie, że zjawisz się na kąpanie, usypianie itd. bo tym zagłusza swoje wyrzuty, że zabiera dziecku ojca. Tak zawsze może powiedzieć, że przecież widzicie się codziennie i razem wszystko robicie. Ale po co taka fikcja?
Wiadomo, że nic nie jest normalnie a ona szuka namiastki normalności w tym wszystkim.

Ja naprawdę Cię podziwiam, bo sytuacja jest totalnie beznadziejna a Ty walczysz.
Moim zdaniem kopem może być dla niej informacja, że wnosisz pozew o rozwód z jej winy. Może wtedy otoworzy oczy. Wiem, że to drastyczny środek ale dzięki takiej terapii wstrząsowej może coś zrozumie, że to nie zabawa, że Ty czekasz i jesteś na zawołania a ona może sobie wybierać w nieskończoność.
Pozwu nie musisz składać tylko zobaczysz jak zareaguje. Oczywiście jeszcze możesz dodać, że będziesz chiał ustalić widzenia z Córcią. Ja bym chyba tak spróbowała. bo to, że ona wie, że Ty czekasz aż wróci to jej nie mobilizuje do niczego. A tak zrozumie, że zacząłeś działać w innym kierunku i traci grunt pod nogami.
Chyba, że jest tak honorowa, że powie proszę bardzo rozwiedźmy się. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak tylko to zrobić bo po tym widać, że ona nie chce ratować tego małżeństwa, a na siłę to nie dacie rady tego ciągnąć.
Pewnie powiesz, że ją kochasz i nie chcesz straszyć rozwodem, moim zdaniem po tym byś zobaczył na czym naprawdę jej zależy.
Dla mnie zaciśnięcie zębów przez dwa lata to nie jest problem taki aby rozbijać swoje małżeństwo. Pisałeś o swoim kuzynie, a co gdybyś to Ty na 2 lata zapadł w śpiączkę i z nią nie rozmawiał. To też miałaby usprawiedliwienie do romansu?? Czy wtedy byłaby żoną cudowną, troszczącą się o męża bo tak wypada?? Bo jest dobrą osobą?? Dla mnie to chore. Już koniec wywodu z mojej strony). Wkurzają mnie takie baby ( przepraszam za wyrażenie), które mają wszystko aby żyć szczęśliwie i im czegoś brakuje wiecznie, a to mąż z nią nie rozmawia, ona taka biedna i nieszczęśliwa. Masakra. Dzieciątko zdrowe, mąż fajny, który mnie kocha, zdrowie jest i praca to czego chcieć więcej????? i tak się właśnie w główce przewraca bo ma wszystko; ah, już się zamykam.

Odpowiem na Twoje pytanie co znaczy żyć ideałami miłości ( ale w skrócie bo o tym można by dużo i długo, a to nie ten wątek:)).
Przez 10 lat żyłam z człowiekiem, który niby mnie kochał i chciał jak najlepiej. Na początku wspomnę, że dzieciątka nie mieliśmy i ślubu też nie dlatego, że on nigdy nie chciał. Ja byłam przy nim pomimo jego choroby i ciągłych problemów finansowych. Młoda byłam, jak twierdził miałam czas. on 6 lat starszy ode mnie. I tak moja młodość ( od 16 do 26 roku) przeleciała mi przez palcę. Po 10 latach zostałam z niczym bo nic nam nigdy nie było potrzebne, najważniejsze, że się kochamy. Ideał miłości to właśnie życie tylko nią, brak troski o jutro, podporządkowanie się drugiej osobie, rezygnacja z własnych planów i marzeń bo jego sa ważniejsze itp. itd. Ja tkwiłam w tym wszystkim bo chciałam być tą jedyną, idealną, która się nim zajmie i niczego nie chce w zamian. Mimo, że mówiłam o swoich marzeniach, planach one jakoś nigdy nie były brane pod uwagę bo mamy czas. W końcu przejrzałam na oczy, że to nie ma sensu, że na co ja mam czekać jak 10 lat nic dla siebie nie wywalczyłam, że moje własne "ja" nie istnieje bo myślę jak on chce, robię co on chce, żyje wg jesgo zasad, które nigdy nie były moimi. Teraz nie żałuję, że małżeństwem nie byliśmy, dzięki temu uniknęłam wielu problemów.
Za 3 miesiące wychodzę za mąż, za totalne przeciwieństwo mojego byłego. Dopiero teraz zobaczyłam, że miłość nie ogranicza ale dodaje skrzydeł, że jak marzysz to możesz spełniać swoje marzenia i nikt nie ma prawa dydktowac Ci warunków i układać życia tak jak on chce.
Chyba jasno się wyraziłam i wiesz o co mi chodzi.
Mam nadzieję, że burze w Twoim życiu miną i będziesz mógł cieszyć się spokojem i szczęściem.
napisał/a: ~Katarzyna1984 2010-04-23 10:27
pyziak napisal(a):... Odpowiem na Twoje pytanie co znaczy żyć ideałami miłości ( ale w skrócie bo o tym można by dużo i długo, a to nie ten wątek:)).
Przez 10 lat żyłam z człowiekiem, który niby mnie kochał i chciał jak najlepiej. Na początku wspomnę, że dzieciątka nie mieliśmy i ślubu też nie dlatego, że on nigdy nie chciał. Ja byłam przy nim pomimo jego choroby i ciągłych problemów finansowych. Młoda byłam, jak twierdził miałam czas. on 6 lat starszy ode mnie. I tak moja młodość ( od 16 do 26 roku) przeleciała mi przez palcę. Po 10 latach zostałam z niczym bo nic nam nigdy nie było potrzebne, najważniejsze, że się kochamy. Ideał miłości to właśnie życie tylko nią, brak troski o jutro, podporządkowanie się drugiej osobie, rezygnacja z własnych planów i marzeń bo jego sa ważniejsze itp. itd. Ja tkwiłam w tym wszystkim bo chciałam być tą jedyną, idealną, która się nim zajmie i niczego nie chce w zamian. Mimo, że mówiłam o swoich marzeniach, planach one jakoś nigdy nie były brane pod uwagę bo mamy czas. W końcu przejrzałam na oczy, że to nie ma sensu, że na co ja mam czekać jak 10 lat nic dla siebie nie wywalczyłam, że moje własne "ja" nie istnieje bo myślę jak on chce, robię co on chce, żyje wg jesgo zasad, które nigdy nie były moimi. Teraz nie żałuję, że małżeństwem nie byliśmy, dzięki temu uniknęłam wielu problemów.
Za 3 miesiące wychodzę za mąż, za totalne przeciwieństwo mojego byłego. Dopiero teraz zobaczyłam, że miłość nie ogranicza ale dodaje skrzydeł, że jak marzysz to możesz spełniać swoje marzenia i nikt nie ma prawa dyktować Ci warunków i układać życia tak jak on chce.
Chyba jasno się wyraziłam i wiesz o co mi chodzi.
Mam nadzieję, że burze w Twoim życiu miną i będziesz mógł cieszyć się spokojem i szczęściem.


Dla mnie to nie jest ideał miłości tylko jakiś amok.
Nie mogłabym być z facetem (nawet niesamowicie prze ze mnie kocham) który nie może spełnić dwóch jakże fundamentalnych dla mnie rzeczy:
- być moim mężem na dobre i na złe
- założyć ze mną rodziny
Bo takie chodzenie jest dla mnie po prostu bez sensu i do niczego nie prowadzi - myślę, że prędzej niż później zakończyłabym taki związek.
napisał/a: ~Katarzyna1984 2010-04-23 10:42
Dla mnie ideał miłości to wzajemna troska o swoje potrzeby i uczucia. Troska o to aby się nie ranić na wzajem i wyrzuty sumienia jeśli się przez przypadek zrani.
Dla mnie ideał miłości to "wolność" ale nie jak to się ogólnie błędnie mniema, że wolność sama jest dla siebie celem, że człowiek jest wolny, kiedy jej używa w jakikolwiek sposób, że do tego należy dążyć w życiu jednostek.
Dla mnie miłość to wolność, kiedy umiemy tej wolności używać dla tego wszystkiego co jest dobre. Ta miłość w wolności urzeczywistnia się gdy dobrowolnie poświęcamy się dla drugiego człowieka i oddajemy mu się całym sercem.
Czym jest chodzenie? Dla mnie niczym szczególnym ... chodzeniem mogę nazwać bycie kochanką, koleżanką, przyjaciółką, bo nie trzeba kochać aby z kimś "chodzić". Tej miłości można się wtedy tylko uczyć aby dojść do jakiegoś wniosku. Mężczyźni często okłamują kobiety mówiąc "kocham cię, chcę z tobą chodzić" aby je tylko zaciągnąć do łóżka, ale gdy już kobieta pragnie głębszych deklaracji "to już jest problem". Wtedy to się właśnie okazuje, że "miłość" tak naprawdę nie jest miłością tylko jakimś "amokiem", podobnie jak "zakochanie" czy "zauroczenie", które tak szybko jak się pojawiają - gasną.
Prawdziwa miłość to nie zakochanie czy zauroczenie lecz obawa i troska o niezranienie drugiego człowieka. Prawdziwa miłość przychodzi z czasem i jest korelacją intymności rozumianej jako bycie przyjacielem służącym wsparciem w każdej sytuacji dla drugiego człowieka, namiętności rozumianej jako wzajemne seksualne uniesienia i zaangażowania które przychodzi z czasem.
Nie ma miłości bez zaangażowania.
Nie ma miłości bez przyjaźni.
W końcu nie ma miłości bez intymności ... chyba, że mówimy o miłości np. rodzice-dzieci.
Osobiście bardzo bawi mnie jak ktoś mówi "kocham go całym sercem ale chodzimy ze sobą dopiero rok lub dwa lata". Myślę, że o prawdziwej miłości mogą wiele powiedzieć osoby, które przeżyły ze sobą 50 lat. Miłość tych osób nie wygląda tak jak miłość 20 latek. Jest ona bardziej dojrzała i tak na prawdę o wiele więcej potrafiłaby wybaczyć i znieść niż miłość młodych osób bo nie opiera się ona w tak dużym stopniu na fizyczności. Bo tak na prawdę miłość większości młodych związków jeszcze nie jest miłością lecz próbą budowania jej na różnej podstawie. Jedne związki trwają bo słuchają siebie wzajemnie inne natomiast rozpadają się bo każdy żyje swoim życiem a nie życiem drugiego człowieka.
Miłość nie zapomina lecz wybacza i stara się uczyć na błędach i wyciągać z tych błędów wnioski.
Nigdy nie jest tak, że związek rozpada się z winy jednej ze stron - chyba, że w odczuciu tej jednej strony nigdy tej miłości nie było. Rozpad związku jest zawsze wynikiem błędów obu stron i z tych błędów powinno się wyciągać wnioski i nie popełniać ich ponownie, bo to prowadzi do upadku wszystkiego co tak szczętnie do tej pory się budowało.


Maluch1980:
Tak prosto z serca ... nie składaj pozwu o rozwód tylko cierpliwie czekaj.
Skoro postanowiłeś ratować związek - wybacz jej i nie pytaj więcej co między nimi zaszło ... może czasem lepiej po prostu nie wiedzieć?
Może zamiast obwiniać ją o to co się stało i wypytywać co było pomiędzy nimi, powinieneś postarać się rozkochać ją w sobie na nowo?
Może warto zacząć od "zrozumienia" jej?
Postaraj się być jej przyjacielem. Jeśli na prawdę kochasz powinno się liczyć dla Ciebie jej dobro i szczęście. Jeśli chce na ten moment być szczęśliwa bez Ciebie ... daj jej to szczęście. Nie nachodź jej i nie zagaduj swoimi problemami, której jej dotyczą bo to ją tylko zdenerwuje i oddali od Ciebie.
Teraz Twoja żona jest w "amoku" ale to minie i zacznie myśleć o Tobie i o tym, jaki jesteś dla niej dobry pomimo tego co ona Tobie zrobiła. Jestem pewna, że Ona wróci.
Możesz mi wierzyć ... jeśli Twoja żona jest wrażliwą osobą, żaden rozwód, żadne pozbawienie majątku nie będzie taką karą jak wyrzuty sumienia, które Ona będzie miała jak do Ciebie wróci.
Jeśli żona nie wróci (uzna, że nie kocha po mimo wszystko) złóż pozew o rozwód i zróbcie normalny, sprawiedliwy podział majątku (nie oddawaj jej z miłości wszystkiego - bo tu taki jeden delikwent na forum jest, który to z miłości do żony przy rozwodzie stwierdza, że odda jej wszystko sam zostając w samych slipkach - nie rób z siebie idioty).
Jeśli dla niej szczęściem jest bycie bez Ciebie - daj jej to szczęście, bo tak na prawdę nie ma sensu na siłę kogoś przy sobie trzymać.

Chuchilla ma sporo racji, może poza tym "odebraniem dziecka matce". Nawiązuję do tego, bo trochę mnie to ukuło. Jak można odebrać rodzicowi dziecko? Jeżeli dziecko ma dwoje rodziców to ta opieka powinna być naprzemienna. Zarówno dziecko jak i rodzic zawsze powinien mieć prawo odwiedzić swojego potomka. Jeżeli matka, albo ojciec ograniczają prawa widzenia przez np. sąd są po prostu dla mnie nieodpowiedzialni i krzywdzą kogoś kogo kochają - dziecko. Dziecko nie powinno być elementem przetargu pomiędzy rodzicami, lecz osobą o dobro której oboje rodzice powinni się troszczyć.
Generalnie uważam, że dziecko powinno mieszkać z matką ale matka nigdy nie powinna odcinać tego dziecka od ojca. Ojciec ma takie same prawa, tak więc jeśli chce wziąć dziecko na dwa miesiące na wakacje lub mieć je u siebie co weekend nie powinno być z tym najmniejszego problemu (chyba, że akurat pojedzie na wczasy na 2 tygodnie z matką).
Rodzice powinni dojść do porozumienia - dla dobra dziecka.

Życzę Ci powodzenia w życiu ... abyś uzyskał to czego pragniesz.
Życzę Ci też dużo rozsądku, mądrości i cierpliwości w momentach niepewności i rozpaczy.
Życzę Ci aby Twoja żona wróciła i żebyście oboje mogli rozpocząć budowę wszystkiego na nowych podstawach.
Życzę Ci, abyś w momencie powrotu żony do Ciebie, nie miał wątpliwości, że dana sytuacja już nigdy się nie powtórzy.