Jak odzyskać miłość żony?

napisał/a: Maluch1980 2010-04-23 13:13
napisal(a):Z drugiej strony jakim egoistą trzeba być żeby nie widzieć starań drugiej osoby, moim zdaniem najbliższej.

Ona mówi mi, że nie zdaję sobie sprawy jaki to jest ból, gdy nie można dać komuś (mi) tego czego on pragnie.

napisal(a):Rozumiem, że można być skołowanym ale ta kobieta nie ma chyba 20 lat i prawa do "zawirowań" emocjonalnych.

Tłumaczę to sobie trochę tym, że jej brakuje takich typowych doświadczeń nastolatki. Zakochania się choćby platonicznie parę razy, zranień itp. Ona do 20 roku życia spędzała czas prawie wyłącznie na nauce, nie spotykała się z nikim, miała bardzo mało znajomych, nie miała chłopaka. Nie twierdzę, że ona jest jakaś emocjonalnie niedojrzała, ale myślę, że brak pewnych doświadczeń utrudnia jej trzeźwe spojrzenie na to co się dzieje i na to co się działo w naszym związku. Myślę, że idealizowała sobie to jak nasz związek będzie wyglądał i teraz jest rozczarowana. Pewnie wie, że bywa różnie, że ludzie się docierają, że po 5 latach małżeństwa ma prawo pojawić się kryzys, ale tego tak naprawdę nie rozumie.

Czasem się zastanawiam czy ja jestem jakiś oziębły emocjonalnie, bo poza jakimiś pierwszymi zakochaniami, to później już nie traciłem głowy. Do moich kolejnych związków podchodziłem ostrożniej, wiedząc, że można się sparzyć itd. Trochę mi brakuje takiej świeżości nastolatka, ale to chyba normalne, że później podchodzi się do związku bardziej racjonalnie.

napisal(a):Nie jest normalne, że przez taki okres czasu ona nie może się określić. Jej potrzeba mocnego "kopa" to może zaskoczy.

To nie jest normalne. Gdyby była silna, to potrafiłaby albo tamto skończyć albo iść z gościem w ogień. A ona stoi w rozkroku już ponad 2 miesiące. Nie utrzymujemy trzeci dzień praktycznie żadnego kontakt może to będzie ten kop. Wątpię w to jednak. Obawiam się, że ona się pogrąży w tym swoim stanie, że będzie tamtego ,,kochać'', nie będzie mogła/nie będzie w stanie z nim być, będzie cierpieć, będzie sama, ale nie będzie potrafiła do mnie wrócić i będzie tak wegetować, żałując, że nie poznała go w innym momencie życia.

napisal(a):Dla niej jest wygodne, że może liczyć na Ciebie, że zjawisz się na kąpanie, usypianie itd. bo tym zagłusza swoje wyrzuty, że zabiera dziecku ojca. Tak zawsze może powiedzieć, że przecież widzicie się codziennie i razem wszystko robicie. Ale po co taka fikcja?
Wiadomo, że nic nie jest normalnie a ona szuka namiastki normalności w tym wszystkim.

Też tak to postrzegam.

napisal(a):Ja naprawdę Cię podziwiam, bo sytuacja jest totalnie beznadziejna a Ty walczysz.

Myślisz, że jest aż tak źle? Ja wierzę, że to się ułoży.

napisal(a):Moim zdaniem kopem może być dla niej informacja, że wnosisz pozew o rozwód z jej winy. Może wtedy otoworzy oczy.

Może trzeba było na początku jak się o wszystkim dowiedziałem, powiedzieć kategorycznie albo ja albo on, wyprowadzić się, zerwać kontakt, wnieść pozew o rozwód. To może byłby kop. No, ale potoczyło się to tak, że ona powiedziała, że tamto jest skończone, ale musi sobie jeszcze to pozamykać i wtedy nad nami pomyśli, ja po 2 tygodniach się wyprowadziłem, ale nie zerwałem kontaktu i tak przeleciało 6 tygodni.

napisal(a):Wiem, że to drastyczny środek ale dzięki takiej terapii wstrząsowej może coś zrozumie, że to nie zabawa, że Ty czekasz i jesteś na zawołania a ona może sobie wybierać w nieskończoność.

Myślę, że jeżeli ma to zrozumieć, to zerwanie kontaktu będzie taką terapią. Jeżeli to nie pomoże, to nic na nią nie wpłynie, chyba że upływ czasu lub ,,terapia'' z drugiej strony tzn. zejdzie się z nim, on ją wykorzysta i porzuci.

napisal(a):bo to, że ona wie, że Ty czekasz aż wróci to jej nie mobilizuje do niczego. A tak zrozumie, że zacząłeś działać w innym kierunku i traci grunt pod nogami.

Już chyba nie może być tego pewna, że wrócę, powiedziałem, że dla mnie to jest prawdopodobnie koniec. Jak już pisałem ona przynajmniej werbalnie liczy się z takim rozwiązaniem: ,,to się skończy tak, że ja zostanę sama bez niczego, a ty ułożysz sobie życie''.

napisal(a):
Chyba, że jest tak honorowa, że powie proszę bardzo rozwiedźmy się.

Nie jest zdolna do żadnej decyzji, nawet mi nie napomyka o rozwodzie. To z mojej inicjatywy zrobiliśmy rozdzielność majątkową, ale umowy o podział majątku nie chce podpisać, choć ma dostać pieniądze. Ona nie chce niczego stawiać na ostrzu noża. Rozwód to formalność, nawet jakbyśmy się rozwiedli, to by nam nie zamykało drogi do powrotu. Dla mnie droga się przymknie jeżeli ona z nim zamieszka, praktycznie zamknie jeżeli z nim zacznie współżyć, a ostatecznie zamknie jeżeli zajdzie z nim w ciąże albo sama wystąpi o rozwód.

napisal(a):W tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak tylko to zrobić bo po tym widać, że ona nie chce ratować tego małżeństwa,

Mam nadzieję, że chcę, ale nie potrafi się wygrzebać. Ona mówi, że wie, że jedynym dobrym rozwiązaniem jest to żeby tamto skończyła, żebyśmy pracowali nad sobą i byli znów razem.



napisal(a):Dla mnie zaciśnięcie zębów przez dwa lata to nie jest problem taki aby rozbijać swoje małżeństwo.

Dla mnie też nie, a przecież mi też nie było lekko.

napisal(a):Pisałeś o swoim kuzynie, a co gdybyś to Ty na 2 lata zapadł w śpiączkę i z nią nie rozmawiał. To też miałaby usprawiedliwienie do romansu?? Czy wtedy byłaby żoną cudowną, troszczącą się o męża bo tak wypada??

Nic nas takiego na szczęście nie spotkało. Ale takie nasze nieszczęścia (małe w porównaniu z kuzynowymi) i trudne okresy np. poronienie w 6 tygodniu ciąży, poród i intensywna żółtaczka córy po narodzinach + infekcja, okres bezpośrednio po narodzinach, zapalenie płuc dziecka (szpital), myślę, że przeżyliśmy wzorowo. Zawsze wtedy przy niej byłem, wtedy nic nie było dla mnie ważniejsze. I to nie jest moja ocena, ale ona sama często wracała do tego jak się w tych trudnych momentach zachowywałem, co jej miłego mówiłem, jakie sms wysłałem itd.

Jak ja sam byłem chory (nic specjalnego - grypa itp.), to też mnie otaczała opieką.

napisal(a):Dzieciątko zdrowe, mąż fajny, który mnie kocha, zdrowie jest i praca to czego chcieć więcej????? i tak się właśnie w główce przewraca bo ma wszystko; ah, już się zamykam.

Zaraz Mari Cię zjedzie, że materialistycznie podchodzisz do życia

napisal(a):Za 3 miesiące wychodzę za mąż,

Sto lat!
Ja wkrótce będę miał (miałbym?) 5 rocznicę . Nie wiem jak ją ,,uczcić''. Nim zerwaliśmy kontakt, to proponowałem żebyśmy przynajmniej poszli do kościoła gdzie braliśmy ślub. Teraz pójdę tam chyba sam. Tak mi się marzy, że ona też tam niezależnie ode mnie pójdzie i się przypadkiem spotkamy.


napisal(a):Mam nadzieję, że burze w Twoim życiu miną i będziesz mógł cieszyć się spokojem i szczęściem.

W końcu pewnie tak; z nią, sam lub z kimś innym, chyba, że też popadnę w depresję.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-23 14:31
napisal(a):
Skoro postanowiłeś ratować związek - wybacz jej i nie pytaj więcej co między nimi zaszło ... może czasem lepiej po prostu nie wiedzieć?

Nie można od tak odciąć się od tego co się wydarzyło. Naprawiając związek trzeba, to omówić, wyjaśnić sobie, chociaż dla obu stron to jest trudne i bolesne, ale jeżeli spróbujemy to zagrzebać, to i tak to wróci. Potem jeden małżonek nie może w kółko do tego wracać i dręczyć drugiego, ale też drugi musi tego pierwszego zrozumieć i jeżeli pierwszemu zdarza się wracać, to wykazać się wrażliwością.

napisal(a):Może zamiast obwiniać ją o to co się stało i wypytywać co było pomiędzy nimi, powinieneś postarać się rozkochać ją w sobie na nowo?

Teraz już nie mam takiej możliwości, zresztą jak już pisałem ona chce mieć spokój ode mnie.

napisal(a):Może warto zacząć od "zrozumienia" jej? Postaraj się być jej przyjacielem.

Myślę, że ją rozumiem. Nie chce mieć we mnie przyjaciela i oparcia. Nie potrafi się przede mną otworzyć.


napisal(a): Jeśli na prawdę kochasz powinno się liczyć dla Ciebie jej dobro i szczęście. Jeśli chce na ten moment być szczęśliwa bez Ciebie ... daj jej to szczęście.

Tak właśnie zrobiłem.


napisal(a):Teraz Twoja żona jest w "amoku" ale to minie i zacznie myśleć o Tobie i o tym, jaki jesteś dla niej dobry pomimo tego co ona Tobie zrobiła.

Cieszę się, że też to widzisz jako amok.

napisal(a):Jestem pewna, że Ona wróci.

Takie słowa dodają mi skrzydeł i powodują, że czuję się prawie spokojny, bo przecież, to bym była wielka głupota żeby nie dać sobie choćby szansy. Jasne, że to jest obarczone jakimś ryzykiem, ale przecież tak dużo możemy stracić.


napisal(a):Możesz mi wierzyć ... jeśli Twoja żona jest wrażliwą osobą, żaden rozwód, żadne pozbawienie majątku nie będzie taką karą jak wyrzuty sumienia, które Ona będzie miała jak do Ciebie wróci.

Obawiam się, że jej wyrzuty sumienia mogą być tak duże, że nie będzie chciała wrócić. Nie wiem, czy to może tak zadziałać.

napisal(a):zróbcie normalny, sprawiedliwy podział majątku (nie oddawaj jej z miłości wszystkiego - bo tu taki jeden delikwent na forum jest, który to z miłości do żony przy rozwodzie stwierdza, że odda jej wszystko sam zostając w samych slipkach - nie rób z siebie idioty).

Wszystkiego jej nie oddam z miłości, na głowę nie upadłem. Policzyłem jednak wszystko tak żeby nie miała pretensji, a jednocześnie wszystko co zarobiłem od początku romansu wziąłem dla siebie. Ona mówi, że nie chce teraz się rozliczać, ale ja chce to załatwić jak najszybciej póki jesteśmy w stanie się dogadać. Nie chce prowadzić potem idiotycznych sporów sądowych.


napisal(a):Jeśli dla niej szczęściem jest bycie bez Ciebie - daj jej to szczęście, bo tak na prawdę nie ma sensu na siłę kogoś przy sobie trzymać.

Dałem jej.

napisal(a):Chuchilla ma sporo racji, może poza tym "odebraniem dziecka matce". Nawiązuję do tego, bo trochę mnie to ukuło.

Dziś przeglądałem w księgarni książkę m.in. na temat relacji ojca z dzieckiem po rozwodzie. Wg statystyk w 90% przypadków ojciec traci kontakt z dzieckiem. Sądy jedynie w 0,3% przypadków postanawiają, że dziecko ma być z ojcem. Po rozwodzie sądy sprowadzają rolę ojca do dostarczania alimentów z prawem do widzeń pod kontrolą matki. Niestety.

Mam nadzieję, że to nie mój przypadek. Na razie żona chce żebym zajmował się dzieckiem, ale jak jej się odmieni? Będę widział córkę raz na tydzień przez 4 godziny? Też muszę to z nią jak najszybciej uzgodnić żebyśmy nie prowadzili potem sporów.
napisał/a: Ankaaaaa 2010-04-23 18:12
witam!
sledze dyskusje,włacze sie, żeby poprzeć w całej rozciągłości wypowiedź pyziaka.
Maluch -
Twoimi oczami sytuacja nie wyglada na beznadziejna? z zewnątrz taka sie wydaje i chyba taka jest, a Ty,podobnie jak zona innych spraw- nie umiesz i za nic nie chcesz tego dostrzec.

podobnie jak pyziak - nie znosze osob niedojrzalych emocjonalnie,wiecznych chlopcow/dziewczynek, ktorzy zakladaja rodziny,tworza malzenstwa, a wystarczy im dmuchnac w inna strone i juz nie maja zdania i nie potrafia podjac zadnej decyzji. TACY LUDZIE NIE POWINNI ZAKLADAC RODZIN ANI ZAWIERAC ZWIAZKOW.bo krzywdza innych.

ja rozumiem, ze nie wsyzstko w zyciu mozna zaplanowac,ze mozna miec rozne watpliwosci, ale trzeba byc czlowiekiem PODŁYM (albo potwornie glupim), zeby tak sie zachowywac, jeszce mowic, ze Ty sobie kogos znajdziesz, i ona zostanie sama.

swoja droga nie uwazam Twojej postawy za bohaterską. smiesznie brzmi, jak piszesz, ze MOZESZ WYBACZYC, jesli do niczego wiecej nie doszlo i ona wroci. po pierwsze- ona Cie o wybaczenie nie prosi i chyba ani jej to w glowie. po drugie - to nie Ty dyktujesz warunki, tylko wlasnie ona.

ja tez jestem za postawieniem wszystkiego na ostrzu noza- rozwod i czesc. bedziesz wiedzial, czy sie wycowa i nagle sobie przypomni, ze ma meza, czy jednak jest jej wszystko jedno, a wtedy lepiej bedzie dla Ciebie i cory, jesli przynajmniej jeden rodzic bedzie umial podjac jakas decyzje.tylko mam wrazenie, ze jestes taki sam, jak ona.identyczny,kropla w krople i dlatego nie umiesz podjac zadnej decyzji, bo w gruncie rzeczy jestes jej odbiciem.to nie milosc,ale brak zdecydowania i pewnie strach (co jest zrozumiale) powstrzymuja Cie od dzialania.ale nigdy nie widzialam, zeby ktokolwiek cokolwiek osiagnac "bylejakoscia "i "miganiem sie". czekasz, az ona podejmie decyzje, bo wiesz, ze zadnej nie podejmie, a sam tez boisz sie zrobic cokolwiek. wszyscy sie tu zachwywaja, ze to milosc. moze milosc,ale dla mnie bardziej strach.
napisał/a: Ankaaaaa 2010-04-23 18:20
dokladnie - mam na mysli, ze oboje jestescie cierpietnikami. ona taka biedna, nie moze podjac zadnej decyzji, zakochala sie ale i tak zostanie sama, a Ty tak biedny czekasz, az ona sie na cos zdecyduje, i zniesiesz wszystko, zeby "dac jej szczescie".nawet schematy zyciowe sie wam nieco podobnie ukladaja- Ty kogos poznales podczas nauki, ona poznala... wybacz, moze to brzmi jak zarzut- pewnie jest nim czesciowo, ale ja nie oceniam Ciebie, tylko sytuacje, przez pryzmat mojego doswiadczenia i rozumienia swiata.ja Was tak widze,mam nadzieje, ze nie odbierzesz tego jako ataku.
napisał/a: ~Katarzyna1984 2010-04-23 19:07
Maluch1980 napisal(a):

Dziś przeglądałem w księgarni książkę m.in. na temat relacji ojca z dzieckiem po rozwodzie. Wg statystyk w 90% przypadków ojciec traci kontakt z dzieckiem. Sądy jedynie w 0,3% przypadków postanawiają, że dziecko ma być z ojcem. Po rozwodzie sądy sprowadzają rolę ojca do dostarczania alimentów z prawem do widzeń pod kontrolą matki. Niestety.

Mam nadzieję, że to nie mój przypadek. Na razie żona chce żebym zajmował się dzieckiem, ale jak jej się odmieni? Będę widział córkę raz na tydzień przez 4 godziny? Też muszę to z nią jak najszybciej uzgodnić żebyśmy nie prowadzili potem sporów.


Jest tak dlatego, że ludzie po rozwodzie zachowują się względem siebie nierozsądnie.
To, że sąd przyznaje dziecko matce jest całkowicie normalne, natomiast nienormalne jest gdy ta matka ogranicza widzenia dziecka z ojcem.
Weź również pod uwagę, że najprawdopodobniej z 50%z tych 90% ojców, tracących kontakt z dzieckiem po rozwodzie robią to na własne życzenie - olewają dzieci mając je po prostu w 4 literach (szkoda, że statystyki tego nie uwzględniły). Nie pytaj się skąd wiem, po prostu wiem.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-23 19:35
napisal(a):Twoimi oczami sytuacja nie wyglada na beznadziejna? z zewnątrz taka sie wydaje i chyba taka jest, a Ty,podobnie jak zona innych spraw- nie umiesz i za nic nie chcesz tego dostrzec.

Raz wydaje mi się beznadziejna, że nawet jak razem nie będą, to ona i tak będzie dalej o nim myśleć i nie będzie w stanie mnie pokochać na nowo. Ale nawet jak myślę, że jest beznadziejnie, to mam nadzieję, że to nie znaczy, że nie może się udać.

Innym razem mam nadzieję, że to amok i się ocknie. I że przecież nie ma lepszego wyjścia żebyśmy byli razem, wszystkie inne są beznadziejne i choćby dla tego powinniśmy siąść i zacząć nad nami pracować. Wiem, że to będzie żmudna, trudna praca, ale jestem gotów się jej podjąć.

A czasem sobie marzę, że się zdarzy cud i ona się obudzi ze złego snu, rzuci mi się w ramiona i będziemy szczęśliwi.

napisal(a):smiesznie brzmi, jak piszesz, ze MOZESZ WYBACZYC, jesli do niczego wiecej nie doszlo i ona wroci. po pierwsze- ona Cie o wybaczenie nie prosi i chyba ani jej to w glowie. po drugie - to nie Ty dyktujesz warunki, tylko wlasnie ona
.
Jakbyśmy mieli być razem, to będę musiał wybaczyć, to chyba jasne. Nie dyktuje warunków, bo nie chce być ze mną, więc po co ma dyktować warunki? A ja zaczynam żyć tak jakbyśmy mieli już ze sobą nie być.

napisal(a):ja tez jestem za postawieniem wszystkiego na ostrzu noza- rozwod i czesc.

Rozwód to formalność.

napisal(a): bedziesz wiedzial, czy sie wycowa i nagle sobie przypomni, ze ma meza.

Nie wycofa się.

napisal(a):a wtedy lepiej bedzie dla Ciebie i cory, jesli przynajmniej jeden rodzic bedzie umial podjac jakas decyzje.

Podjąłem decyzję, odszedłem. To nie jest sprzeczne z tym, że chciałbym żebyśmy byli razem. To, że podjąłem taką decyzję nie powoduje, że jej nie kocham, że przestanę cierpieć itd.

napisal(a):to nie milosc,ale brak zdecydowania i pewnie strach (co jest zrozumiale) powstrzymuja Cie od dzialania.

Działam: wyprowadziłem się, powiedziałem, że z nami prawdopodobnie koniec, zerwałem kontakt żeby dojść trochę do siebie, zrobiłem intercyzę, dałem do podpisu umowę o podział majątku. Albo nie przeczytałaś co pisałem albo uważasz, że powinienem ją zasztyletować. Tylko rozwodu jeszcze nie mam.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-23 19:44
napisal(a):dokladnie - mam na mysli, ze oboje jestescie cierpietnikami. ona taka biedna, nie moze podjac zadnej decyzji, zakochala sie ale i tak zostanie sama, a Ty tak biedny czekasz, az ona sie na cos zdecyduje, i zniesiesz wszystko, zeby "dac jej szczescie".

Jeżeli uważasz, że jak tylko się dowiedziałem, to powinienem dać sobie z nią spokój i nie walczyć o małżeństwo, to mamy trochę różne światopoglądy. Nie jestem cierpiętnikiem, dlatego, że chce walczyć o swoje małżeństwo. Jakbym sobie dał od razu spokój, to byłaby tylko ucieczka od problemów.


napisal(a):nawet schematy zyciowe sie wam nieco podobnie ukladaja- Ty kogos poznales podczas nauki, ona poznala...

Nie zrozumiałaś chyba po co o tym pisałem.
napisał/a: Rosaliora 2010-04-24 09:08
Myślę, że te kilka dni milczenia może pomóc.
A co do tego faceta.... Zauważyłam u siebie w pracy (i to się potwierdza z opracowaniami psychologicznymi na ten temat) , że gdy na świat przychodzi dziecko, to wielu facetów szuka sobie bliższej "koleżanki"... Dzieje się tak, ponieważ czują się odepchnięci itd. W samej mojej pracy znam trzy takie przypadki. W jednym do niczego nie doszło, bo ta trzecia się wycofała prawie natychmiast (chociaż była w nim zakochana), a w dwóch doszło do romansu. Trudno mi sobie wyobrazić, co czuje kobieta, którą mężczyzna zawiedzie w okresie, w którym go tak bardzo potrzebuje. Żonę w ciąży powino się otaczac opieką i troską, a nie zachowywać się jak rozkapryszony dzieciak... Nie dziwi mnie, że żona potraktowana w ten sposób chce odejsć. Facet wykazał się całkowita nieodpowiedzialnością i niesamowitą słabością charakteru. Trudno czuć się później bezpiecznie przy kimś takim.

Też sądzę, że Twoja żona jest w amoku. Spędzali na rozmowach dużo czasu, zapewne doszło do zwierzeń, on czuł się odtrącony, jej czegos brakowało -takie okoliczności sprzyjają zauroczeniu. Pytanie tylko co teraz, gdy już wszystko się wydało.

Myślę, że w tym momencie w ogóle nie powinieneś jej naciskać, pytać o Was, ani o niego. Próbowałeś i to nie pomogło. Czas na zmianę taktyki.

Zastanawiam się co się dzieje w jej głowie. To co teraz napiszę to tylko moje przypuszczenia, które w ogóle mogą nie pokrywać się z rzeczywistością, ale może było tak:
Uzgodniliście, że przez pewnien czas bedziecie się koncentrować na nauce.
Najpierw prszyszedł czas na Ciebie. Być może ona (chociaż to było wcześniej ustalone) poczuła się wtedy trochę na boku. Może byłeś przemączony, poświecałeś jej mniej czasu i może zaczeło jej brakować takich wspólnych chwil, które scalają związek, np. spontanicznego okazywania uczucia, spacerów, wspólnych wyjść, czułych rozmów itd... To co się działo było oczywiście uzgodnione wcześniej, ale na odczucia nie mamy wpływu. Może zaczeła się w tym układzie czuć samotna, ale nie mówiła tego. Może poczuła się też zazdrosna o koleżankę, z którą się uczyłeś -o to, że tyle czasu razem spędzacie -ale głośno tego nie mówiła, bo wiedziała, że w zasadzie nie ma podstaw do zazdrości i czuła że nie zrozumiesz itd. To mogło spowodować, że zaczęła się oddalać. Potem przyszedł czas na nią. Nie chciałeś jej przeszkadzać, ona skoncentrowała się na nauce -to nie sprzyjało Waszej intymności i bliskości. Znów nie było czasu na to, czego zaczęło jej brakowac w ciągu ostatnich dwóch lat. Podczas nauki zbliżyła się do kolegi, który nagle zaczał jej dawać to, czego w ostatnim czasie jej zabrakło u Was: zainteresowanie, adoracja, podziw, intymne zwierzenia... I tu wcale nie musi chodzić konkretnie o niego, jako o mężczyznę, tylko o to, że zaczęła od niego dostawać to, czego właśnie bardzo potrzebowała i czego była spragniona. Zachłysnęła się tym i mylnie oceniła sytuację. Nie patrzyła na niego, jak na faceta, który przechodzi kryzys, tylko uznała, że narodziło sie coś pięknego. Ludzie, którzy są czegoś bardzo spragnieni, łatwo mogą pomylić złom ze złotem.
Sądzę, że amok minie. Gdyby żyła z tym facetem mogłaby sie przekonać, że jest np. nieodpowiedzialny, że nie można na niego liczyć w trudnych chwilach, że inna kobieta łatwo może zawrócić mu w głowie itd... Dlaczego Twoją żonę miałby traktować inaczej niż swoją? Za swoją też kiedyś szalał i przesięgał jej dozgonną wierność.

Trudno jest mi doradzić Ci, jak teraz o nią walczyć. Każda kobieta reaguje inaczej: na jednej zrobi wrażenie, że facet tak bardzo się stara, a inna musi dosadnie poczuć, że facet ma dość i jest zdecydowany na rozwód. U Was trudność polega na tym, że jeżeli faktycznie do całej sytuacji doszło z tego powodu, że oddaliliście się od siebie w ciągu ostatnich czterech lat, to trudno jest zadziałać tak, żeby odbudowywac bliskość (zwłaszcza, że ona sama się dystansuje), a równocześnie pokazać, że może nas stracić. Wydaje mi się, że jeśli ona jest niezdecydowana, to postawienie sprawy na ostrzu noża może pomóc jej zrozumieć, na czym naprawdę jej zależy.

Trzymaj się....
napisał/a: ~Katarzyna1984 2010-04-24 10:24
Rosaliora napisal(a): Też sądzę, że Twoja żona jest w amoku. Spędzali na rozmowach dużo czasu, zapewne doszło do zwierzeń, on czuł się odtrącony, jej czegos brakowało -takie okoliczności sprzyjają zauroczeniu. Pytanie tylko co teraz, gdy już wszystko się wydało.


No może i takie rzeczy sprzyjają zauroczeniu (nie miłości) ale kobieta powinna mieć swój rozum. Normalna żona i marka, której zależy na rodzinie w życiu by nie odeszła od męża z powodu zauroczenia inną osobą.

Rosaliora napisal(a):Uzgodniliście, że przez pewnien czas bedziecie się koncentrować na nauce.
Najpierw prszyszedł czas na Ciebie. Być może ona (chociaż to było wcześniej ustalone) poczuła się wtedy trochę na boku. Może byłeś przemączony, poświecałeś jej mniej czasu i może zaczeło jej brakować takich wspólnych chwil, które scalają związek, np. spontanicznego okazywania uczucia, spacerów, wspólnych wyjść, czułych rozmów itd... To co się działo było oczywiście uzgodnione wcześniej, ale na odczucia nie mamy wpływu. Może zaczeła się w tym układzie czuć samotna, ale nie mówiła tego. Może poczuła się też zazdrosna o koleżankę, z którą się uczyłeś -o to, że tyle czasu razem spędzacie -ale głośno tego nie mówiła, bo wiedziała, że w zasadzie nie ma podstaw do zazdrości i czuła że nie zrozumiesz itd. To mogło spowodować, że zaczęła się oddalać. Potem przyszedł czas na nią. Nie chciałeś jej przeszkadzać, ona skoncentrowała się na nauce -to nie sprzyjało Waszej intymności i bliskości. Znów nie było czasu na to, czego zaczęło jej brakowac w ciągu ostatnich dwóch lat. Podczas nauki zbliżyła się do kolegi, który nagle zaczał jej dawać to, czego w ostatnim czasie jej zabrakło u Was ...


Tak szczerze to mnie to przypomina szczeniackie zrywanie i wracanie do siebie. Ja rozumiem, że jak ktoś nie jest małżeństwem i spotyka się raz na jakiś czas to można tego typu rzeczy uzgadniać "koncentrujemy się na nauce bo ona jest najważniejsza i nie możemy mieć teraz czasu dla siebie" - to jest jasne bo w końcu jeżeli się ze sobą nie spędza nocy, jak się człowiek spotka to trzeba potem wracać ileś kilometrów do domu (często pieszo) to taki układ jest powiedzmy ok.
Jeśli natomiast jest się małżeństwem, to powiedzenie żonie/mężowi nie mam dla ciebie czasu przez najbliższy rok jest dla mnie trochę dziwne. Nawet jeśli człowiek się uczy i pracuje (od 8:00 do 16:00 praca ... od 17:00 do 20:00 nauka ... weekendy od 8;00 do 18;00 uczelnia) po to pozostaje tak naprawdę cały wieczór i noc. Przecież każdy normalny związek powinien w tym momencie dbać o miłość, dobry seks itd. Żadne z Was nie zatroszczyło się chociażby o to, aby zrobić romantyczną kolację raz na 3 tygodnie, aby wspólnie porozmawiać i pocieszyć się sobą. Zamiast tego założę się, że zamiast przytulić się do siebie, obejrzeć wspólnie jakiś film, pogadać, pojechać do rodziny w odwiedziny ... wy siedzieliście na komputerze i każde było zajęte swoimi sprawami.
Ja nie rozumiem jak w małżeństwie można uzgadniać takie rzeczy ...
napisał/a: Maluch1980 2010-04-24 11:19
napisal(a):A co do tego faceta.... Zauważyłam u siebie w pracy (i to się potwierdza z opracowaniami psychologicznymi na ten temat) , że gdy na świat przychodzi dziecko, to wielu facetów szuka sobie bliższej "koleżanki"... Dzieje się tak, ponieważ czują się odepchnięci itd.


To taka powszechna wiedza, że tak się dzieje. Ja czegoś takie nie miałem, bo wiedziałem, że tak może być więc nie czułem się odepchnięty.

Ona jest przekonana (chyba na podstawie rozmów z nim), że ich przypadek jest inny. Co prawda wszystko jest jak w jakimś wytartym schemacie: problemy w małżeństwie, odtrącony mąż w trakcie ciąży, nagle ktoś ich rozumie i ona zdaje sobie z tego sprawę, że tak to wygląda, ale to nie jest tak i ona to wie.

napisal(a): Pytanie tylko co teraz, gdy już wszystko się wydało.

No właśnie! Oni dalej nic pozytywnego ze sobą nie przeżywają tylko mielą to co się dzieje i jaki świat jest niesprawiedliwy, że nie poznali się w innym momencie życia.

napisal(a):Sądzę, że amok minie. Gdyby żyła z tym facetem mogłaby sie przekonać, że jest np. nieodpowiedzialny, że nie można na niego liczyć w trudnych chwilach, że inna kobieta łatwo może zawrócić mu w głowie itd... Dlaczego Twoją żonę miałby traktować inaczej niż swoją? Za swoją też kiedyś szalał i przesięgał jej dozgonną wierność.

Ona wie, że tak to jest, wszyscy jej to mówią, ale znowu można powtórzyć za nią: w ich przypadku naprawdę jest inaczej. Ja sam zaczynam w to wierzyć, obłęd!

Do niej nie dotrzesz, że na niego nie można liczyć w trudnych chwilach, wszak sama przeżywa najtrudniejsze chwile w życiu, a on jest przy niej.

Nie przemówisz jej, że każda inna też mu w głowie może zawrócić, bo przecież ona nie jest każdą inną, ona jest super i wreszcie ktoś to dostrzegł, a zły mąż nie potrafił.



napisal(a):
Trudno jest mi doradzić Ci, jak teraz o nią walczyć.

Teraz muszę już tylko walczyć o siebie żeby nie zwariować. Muszę żyć z założeniem, że to koniec i modlić się w nadziei, że ona się ocknie.

napisal(a):Wydaje mi się, że jeśli ona jest niezdecydowana, to postawienie sprawy na ostrzu noża może pomóc jej zrozumieć, na czym naprawdę jej zależy.

Ona jest zdecydowana, zależy jej na nim.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-24 11:44
napisal(a):Jeśli natomiast jest się małżeństwem, to powiedzenie żonie/mężowi nie mam dla ciebie czasu przez najbliższy rok jest dla mnie trochę dziwne. Nawet jeśli człowiek się uczy i pracuje (od 8:00 do 16:00 praca ... od 17:00 do 20:00 nauka ... weekendy od 8;00 do 18;00 uczelnia) po to pozostaje tak naprawdę cały wieczór i noc. Przecież każdy normalny związek powinien w tym momencie dbać o miłość, dobry seks itd. Żadne z Was nie zatroszczyło się chociażby o to, aby zrobić romantyczną kolację raz na 3 tygodnie, aby wspólnie porozmawiać i pocieszyć się sobą. Zamiast tego założę się, że zamiast przytulić się do siebie, obejrzeć wspólnie jakiś film, pogadać, pojechać do rodziny w odwiedziny ... wy siedzieliście na komputerze i każde było zajęte swoimi sprawami.


To nie tak. Jak ja się uczyłem, to miałem czas na sex, spacer, wspólne oglądanie itd., bo nie potrafię zbyt długo skoncentrować się na nauce. Może wówczas ona nie była priorytetem, ale potrzebowałem jej żeby się przytulić, pomarudzić itd. i ona to czego potrzebowałem w zasadzie mi dawała. Nie miałem jednak czasu, czy przede wszystkim takiego nastawienia żebym to ja coś organizował np. wyjście. To spoczywało na niej. Była trochę zazdrosna o te dziewczyny, z którymi się uczyłem, że ze sobą gadamy o nauce, ale też gadamy o tym jak to ciężko i źle.

Gorzej było jak ona zaczęła się uczyć. Ona w takich stresowych sytuacjach odcina się od świata, warczy, zamyka się w sobie i wkuwa non stop jak tylko miał się kto zająć dzieckiem. Ja brałem dziecko na weekend wyjeżdżałem w piątek wieczorem wracałem w poniedziałek rano żeby miała możliwość się uczyć, ale też trochę żeby od niej uciec, bo była trudna do zniesienia momentami.

To nie jest też tak, że jej nie przytulałem i nie pocieszałem. Jestem przytulak i sam wychodziłem z inicjatywą, ale ona często nie chciała, bo to ją rozpraszało. Wiem jaki przeżywała stres, bo sam miałem to samo więc rozumiałem jej stan i ją pocieszałem, ale te pocieszenia jej nie uspokajały, ale co można powiedzieć w takiej sytuacji poza powtarzaniem w kółko: wszystko będzie dobrze, skoro ja sobie poradziłem ty też sobie poradzisz, nie przejmuje się, głowa do góry, wszystko będzie dobrze, nie martw się każdemu się wydaje, że nic nie umie, a potem jakoś zdaje itd.?

Jeszcze taka jedna uwaga, ona mnie prosiła żebym coś jej wyjaśnił albo zastanowił się nad zadaniem jakie ma do rozwiązania. Ja jej często mówiłem, że nie wiem, nie pamiętam, a ona się złościła, że nie chcę jej pomóc, podczas gdy ja już dużo rzeczy pozapominałem. Mówiłem jej więc żeby najlepiej takie problemy konsultowała ze znajomymi z grupy. To sobie znalazła pomocnika! O ironio! Jakbym ją wepchnął w ramiona tamtego.
napisał/a: ~Katarzyna1984 2010-04-24 12:46
Wiesz ja sobie myślę, że nie masz się za co zbytnio obwiniać. To nie ty ją wepchałeś tylko ona sama w nie wskoczyła.
Czasem nasuwa mi się myśl, że ludzie, którzy siebie obwiniają za coś co faktycznie troszkę mogło być spowodowane ich zachowaniem mają w sobie taki "syndrom kobiety zgwałconej".
Każda kobieta zgwałcona (a bynajmniej większość z nich) w dużym stopniu obarcza siebie winą za to co się stało. Może zbyt prowokująco się ubrałam, może byłam zbyt miła, może go pogrywałam a potem go nie chciałam, może zrobiłam coś czego nie powinnam była robić np. spotkałam się z nim. Dlatego tak wiele gwałtów nie jest zgłaszanych na policję bo "o moim przewinieniu dowie się mąż i rodzina".
Tak na prawdę to nie jest kobiety wina, że ktoś ją zbluzgał. I to nie ważne jak ona się ubierała i jak się zachowywała - jak doszło co do czego powiedziała NIE.
Podobnie niektórzy ludzie, od których odchodzą osoby bliskie często obwiniają siebie za to co się stało: to ja byłem zły, nie dawałem jej poczucia bezpieczeństwa, satysfakcji, ochrony ... nie było mnie przy niej kiedy mnie potrzebowała.
A to nie jest do końca prawda: ona mogła rozmawiać z kolegą na gg, te rozmowy mogły nawet zapałać o podryw czy internetowy flirt (jak tam kto to nazwie), ale ona powinna mieć swój rozum i wiedzieć co ma do stracenia.
To, że zostawiła męża a związała się z kimś innym tylko o niej świadczy, bo sądzę, że osoba, której bardzo zależy na mężu ... chciałaby z tego "czegoś" jak najszybciej uciec.

Na pewno wina (co powtarzam ponownie) nie leży tylko i wyłącznie po jednej stronie, na pewno jest ona wynikiem działań dwóch stron. Ale czym jest brak czasu w obliczu zdrady tzn: całowania, miziania się i sypiania z kimś innym?
Przecież to, że ktoś w danym momencie nie ma czasu nie powinno być zaczynem wskoczenia komuś innemu do łóżka. A co by było gdybyś wyjechał na 3 miesiące w delegacje, albo gdybyś zachorował i był nieprzytomny przez rok, alb gdyby Ci ręce ucięło i nie miałbyś jak ją dotykać?
Uważam, że Twoja żona przesadziła. Nawet jeśli doszło między nimi do jakichś rozmów z wyznawaniem uczuć (w chwili słabości) ona powinna była się z tego wycofać bo teraz nie jest "panienką na wydaniu" tylko mężatką z dzieckiem.
Jak chodziła z Tobą mogła wybierać i się zastanawiać nad tym czy chce z Tobą być czy nie ... a nawet powinna aby nie popełnić głupoty, ale w momencie zaręczyn powinna już wiedzieć i być pewna tego czego chce. Powinna wiedzieć, że życie jest różne i nie idzie ono zawsze z górki. Że będą kryzysy. W momencie powiedzenia tak przed ołtarzem ona się zdeklarowała. Skoro tak, to co zrobiła było po prostu haniebne.