z mężem?

napisał/a: yona 2007-12-10 16:25
Cześć
A ja osobiście jestem bardzo za żeby rodzić razem z mężem. Sama doświadczyłam tego 1,5 roku temu i było to wspaniałe przeżycie. Nie byłam sama i miałam ogromne wsparcie w mężu. Po wszystkim usłyszałam od niego słowa, których nigdy nie zapomnę: "To było najlepiej zainwestowane 100zł w moim życiu" - (oczywiście poród rodzinny był płatny) :D
napisał/a: awalinka 2007-12-13 16:22
Cześć dziewczyny.
Ja urodziłam w lipcu tego roku pięknego synka i mój mąz był ze mną. Na początku nie był przekonany do rodzenia ze mną, ale co jakiś czas podsuwałam mu gazety, razem oglądaliśmy filmy itp. i później się przekonał. Jego mama twierdziła, że zemdleje, ale on dzielnie twierdził, że da radę. W końcu jak przyszło do porodu (był to najbardziej upalny weekend lipca, byłam zmęczona) to nie chciałam żeby przyjeżdżał do szpitala, ale on sie uparł i teraz sie cieszę z tego. Bardzo mi pomógł, jak przychodziły skurcze to wisiałam dosłownie na nim, a w drugiej fazie porodu trzymał mi głowe, pilnował żebym piła wodę, wycierał twarz i zwilażał usta. Teraz twierdzi, że były to najpiekniejsze chwile w jego życiu, jak zobaczył naszego synka i odcinał pępowinę. Zreszta razem przezywaliśmy całą ciążę, jeździliśmy do lekarza, smarował mi brzuch maściami na rostępy, mówił do dzidziusia w brzuszku to i przy porodzie był. Wszystkim swoim kolegom poleca rodzenie z żoną.
napisał/a: banasika 2007-12-13 20:04
Witam,
Mam za sobą 2 porody (oba skończyły sie cięciem). Pierwszym - bo byłam połamana po wypadku, a drugi bo zaczęła pękać blizna po pierwszym. Od samego początku nie chciałam męża przy porodzie, bo mam naturę histeryczki i przy bliskiej osobie rozklejam się. Ponadto wiem jak zareagowałby mój mąż to typ proszę reanimować pana. I zamiast mną musieliby zajmować się nim. Z perspektywy czasu i doświadczeń moich koleżanek wiem, że jest grupa męźczyzn, którży łxe znoszą porody. Znam przypadek wspólnego porodu, który zakończył się obrzydzeniem do żony a w konsekwencji rozwodem. Smutne, ale prawdziwe. Jest jednak wiele par, które wspomina z czułością wspólny poród.
napisał/a: maciejowy3 2007-12-14 00:37
Zawsze chciałam rodzić z mężem... Pierwszy raz w 1993, ale moja teściowa(położna) stwierdziła,że nie ma takiej potrzeby. Nie miałam do kogo "gęby" otworzyć i strasznie mi się nudziło... Urodziłam Mateusza przy pomocy naprawdę wrednych położnych
Drugi raz w 2004. Mąż przełożył lot na następny dzień, i usłyszałam: kotku! postaraj się urodzić dzisiaj, bo jutro lecę, a chcę WAS zobaczyć oddzielnie!
Rodziłam 12 godzin, bo maleństwo się zaklinowało, a mój mąż rozłożył na sali porodowej laptopa i zaczął normalnie pracować. Byłam tak zaangażowana w jego pracę, że czas upłynął mi błyskawicznie. Kiedy parłam był przy mnie, a gdy pojawiła się główka zobaczył wielkie niebieskie oczy Leona, których spojrzenia nigdy nie zapomni(opowiadał po).
w kwietniu czeka NAS kolejny wspólny wielki dzień a może noc?...
andevi
napisał/a: andevi 2007-12-14 16:05
Ja tez rodzilam z mezem.Od samego poczatku bylo wiadome, ze rodzimy razem. Oczywiscie, spanikowal:) Ale tylko w pierwszej chwili.Wogole jaja byly niesamowite.

Zaczelo sie o 7.00 rano, bylam sama w domu.Najpierw zadzwonilam do szpitala.Okolo 10.00 skurcze byly regularne, wiec zadzwonilam do meza do pracy. Najpierw zapytal, a jak dlugo to jeszcze potrwa, czy ma sie zwalniac z pracy, bo za dwie godziny konczy.No, spokoj wodza czy panika, sama nie wiem. Szef podsluchal rozmowe i wygonil go do domu:)

W drodze padl mu rower i na przebitej detce lecial na leb na szyje, no bo zona rodzi!

Do szpitala pojechalismy ok.13.00.Zbadano, zmierzono, zwazono i... odeslano do domu! Bylam dwa dni po terminie, rozwarcie na dwa centymetry, ale polozna stwierdzila, ze bedzie szlo centymetr na godzine, wiec spokojnie mozemy jeszcze isc do domu. Mezus odespal nocke, ja zjadlam obiad, no i tu sie najbardziej darlam, bo skurcze rozwierajace sa chyba najbardziej bolesne w calym porodzie.

O 18.00 wyjechalismy ponownie do szpitala.Polozna zeszla z dyzuru, a zajela sie mna lekarka i pielegniarka.Rodzilismy kameralnie, tylko my dwoje i one dwie.Nikogo wiecej na oddziale nie bylo. Przed wejsciem do szpitala zlapal mnie skurcz, mezus polecial juz oczywiscie winde lapac i zostalam sama przed wejsciem, zwijajac sie z bolu.Zajal sie mna portier, wozek, telefon na oddzial, zawiozl mnie na sale. A mezus? Totalna panika.


Na sali siedzial obok, skupiony i gotowy.Lekarka zaangazowala go w porod, no i spisywal sie dzielnie. Bylam wymeczona skurczami, nie mialam sily przec, posadzily mnie w koncu na takim stoleczku, oparlam sie na kolanach meza, a w przerwach miedzy skurczami moglam odpoczywac oparta plecami o niego.Nigdy nie zapomne tego uczucia - no naprawde rodzilismy razem. Potem przecial pepowine. A jak mnie zszywali, to wydzwonil mi cala karte na komorce, bo wszystkich chcial zawiadomic, ze urodzil sie syn!

No niestety, porod byl ciezki, dlugi, a malec zakrztusil sie brudnymi wodami plodowymi(za pozno przebito pecherz i byla smolka w wodach), trafil na neonatologie.Lezelismy jeszcze dlugo w szpitalu.Maz wrocil do domu sam. I gdy opowiadal mi potem o swoich przezyciach zwiazanych z porodem, to to bylo najbolesniejsze.
napisał/a: ulana74 2007-12-18 21:15
jeszcze będąc w ciąży twierdziłam, że mąż jest mi zbędny na porodówce a i on był raczej na nie. Po namyśle jednak poprosiłam go o towarzyszenie mi. Oboje tego nie żałujemy, ja nie żałuję bo poród trwał 12 godzin i był ciężki. Nie wyobrażam sobie, że miałabym być sama na sali całą noc, tym bardziej, że nie mogłam chodzić. Mąż zachował się dzielnie, pępowinę przeciął bez mrugnięcia okiem i twierdzi że to było niezapomniane przeżycie :D
napisał/a: malaXmi5 2007-12-18 22:00
Ja uważam ze nie ma zasady ogólnej, ze uczestnictwo ojca w porodzie jest dobre albo nie. Każdy człowiek jest inny i inaczej reaguje w rożnych sytuacjach. I to nie jest tak ze wszyscy faceci mdleją albo ze wszyscy faceci chcą być przy porodzie. Facet musi sam zrozumieć czego chce ale musi tez czuć ze zaakceptujemy jego decyzje i ze nie musi się wstydzić tego ze np. nie czuje się na siłach. Ale z drugiej strony uważam ze nie mamy prawa odmawiając mu uczestnictwa w porodzie. To nie jest ważna chwila tylko dla nas kobiet. Rodzi się dziecko które jest wspólne i co facet jest winien temu ze nie może rodzic:) To nie oznacza wcale ze nie przezywa porodu i nie cierpi.
Ja rodziłam z mężem i oboje się bardzo cieszymy ze się tak stało. A miało być inaczej. Ja zanim zaszłam w ciąże byłam przekonana ze nie chce męża przy porodzie, tez mówiłam ze to taka straszna chwila, nie ma na co patrzeć. Mój mąż tez tak myślał. Ale pod koniec ciąży już zmieniłam zdanie, byłam przerażona, bardzo się bałam porodu, ze nie dam rady. Poprosiłam męża żeby był ze mną chociaż na początku, a na końcu w momencie kulminacyjnym może wyjść, nie wymagam od niego ze musi zostać, jeśli nie będzie się czuł na siłach. Stwierdziłam ze na sile nic nie chce. I wtedy kolega który już 3 razy był przy porodzie powiedział że za każdym razem płakał i to warto przeżyć. I mój mąż stwierdził ze chce być. I bardzo jestem mu wdzięczna. Wiadomo ze niewiele mógł pomoc ale był obok, mówił do mnie, trzymał za rękę. Wydaje się ze niewiele? Ale to na prawdę dużo znaczy. Ja mam wrażenie ze dla faceta w takiej chwili najgorsza jest ta bezradność która czuje bo nie jest w stanie pomoc, kiedy ukochana osoba się meczy. Mój maż był na prawdę bardzo przejęty, o wszystko się upewniał ze jest OK., zadawał mnóstwo pytań pielęgniarkom, lekarzom. Cały czas był w pogotowiu. I był do końca, nie zemdlał, nie wystraszył się. Pierwszy zobaczył nasza córunie. Był bardzo wzruszony. Teraz bardzo się cieszy ze podjął taka decyzje, ze mógł uczestniczyć w takim wydarzeniu.
I chciałam tu wystąpić w obronie facetów. Nie róbcie z nich nieudaczników, którzy mdleją widząc kroplę krwi. Moi znajomi byli przy porodach żon i nie słyszałam żeby któryś zemdlał. Fakt jest taki oczywiście że to my kobiety rodzimy, ale przyjmijmy tez to że dla faceta porod też jest ogromnym przeżyciem i stresem.
A tak ze względów praktycznych doradzam wszystkim wahającym się, żeby jednak zdecydowali się na obecność faceta przy porodzie. Rodzi się przez kilkanaście godzin, czasem kilkadziesiąt. Pielęgniarki nie mają czasu żeby zabawiać kobietę, często zdarza się tak że nie umieją się zdobyć na dobre słowo, bywają nawet przykre. Nie wyobrażam sobie leżenia w bólach samej przez kilkanaście godzin, wśród nieczułych albo wrednych nie daj Boże pielęgniarek. Facet przy Tobie nie tylko pogada, ale pomoże Ci iść do łazienki, zaprowadzi gdzieś jak trzeba, poprawi poduszkę, zrobi masaż. A o takie rzeczy w polskich szpitalach czasem nie można się doprosić od pielegniarek, niestetety.
Tak wiec jednym słowem polecam porody rodzinne, ale pod warunkiem że facet naprawdę tego chce.
napisał/a: izula786 2007-12-27 09:05
moj ex a ojciec dziecka chce byc przy porodzie. ma juz corke przy ktorej porodzie byl i nie zaluje. kolezanki mowily mi ze partner przy porodzie jest pomocny bo rodzaca nie ma czasem sil na przypilnowanie lekarzy.a on jest i czuwa. ja tez chce zeby byl ze mna przy porodzie i wogole na zawsze... on jednak wybral inna ale przysiegal ze bedzie przy porodzie
napisał/a: Edzia25 2007-12-27 13:01
Witajcie
Ja mam za soba poród z mężem. Nie wyobrażam sobie, aby mogło go zabraknąć w tej tak bardzo ważnej i wyjątkowej dla nas obojga chwili. Był dla mnie ogromnym wsparciem. Razem cierpieliśmy i razem cieszyliśmy się trzymając na rękach naszego kochanego synka.
Wspólny poród bardzo zbliża. Przyszłe mamy - jeżeli wahacie się czy Wasz mężczyzna ma być przy porodzie - zachęcam i mówię zdecydowane TAK.
napisał/a: inunia 2007-12-27 23:13
wild_rose napisal(a):Czy chciałybyście, żeby w trakcie porodu był przy Was mąż? Nie jestem w ciąży, ale ostatnio rozmawialiśmy z moim partnerem właśnie na ten temat. I... ja bym nie chciała. A on bardzo. Prawie się o to pokłóciliśmy.
Czemu miałby być? Co jest w tym takiego fajnego?
(bo dla mnie nic- chyba by mnie tylko denerwował. Poza tym- nasłuchałam się wiele historii na temat tego, że panowie... są mało odporni psychicznie w takich sytuacjach ;) i więcej z nimi problemów niż pożytku).
A może miałyście już takie doświadczenia? (rodzenie z mężem)
I co on na to? (tzn. jak było w trakcie, po i on chciał czy Wy?)



Urodziłam 7 tyg temu i nie wyobrażam sobie, żeby nie było przy tym mojego kochanie. był dla mnie wsparciem i mniej się bałam, a dla kobiety rodzącej pierwszy raz to bardzo ważne, zeby czuć się bezpiecznie. Wiedział co go czeka bo nasłuchał się od innych i byliśmy na kilku zajęciech szkoły rodzenia, no i można posilić się internetem i fachowymi gazetkami. Męczyłam coraz to nowymi wiadomościami mojego Zygmusia i stał się prawie ekspertem :D . Jak dojechaliśmy do szpitala to miałam 6 cm rozwarcia i odrazu w szpitalu odeszły wody, Zygmuś dostał ubranko, pomógł mi się ubrać w koszule i tak spacerowaliśmy sobie po korytarzu. Potem był przy mnie jak zaczęły się bardziej bolące bóle i widać było, że złości się na to,że nie może mi ulżyć. wspierał mnie na każdym kroku, pomagał w czasie spacerowania jak i samego porodu. Nawet załapał się na pomaganie lekarce, która mnie szyła i nie miała więcej rąk ;) Widział wcześniej główkę naszego malenstwa i to jak ją wyciągnęli. Tak był przejęty kiedy zobaczył naszą "krzyczącą żabę"! To ON pamięta moje pierwsze słowa , które powiedziałam do naszego maleństwa, jakby go nie było to pozostały by na sali porodowej, a tak to jest co opowiadać naszej Zuzi. Zreszrą pomagał mi w czasie parcia, a to naprawde ważne- urodziłam w 15 minut po tym jak zaczeła się 3 faza. Dostał małą zaraz po tym jak ją zbadali, umyli i zważyli. Chodził z nią, gadał do niej- to było naprawdę coś. Pomimo potoku krwi i innych niefajnych widoków w czasie porodu, mówi, że jest to niezłe przeżycie i nie żałuje. Jak się zdecydujemy na następne dziecko to też będziemy razem...od początku do końca :p Zresztą nie mamy przed sobą żadnych tajemnic i nie krępujemy się siebie pomimo tego,że się nie znamy długo,ale bardzo kochamy i ufamy sobie wzajemnie. Kiedyś opowiemy to wszystko naszemu dziecku. Nie bójcie się dziewczyny, że to coś zmieni- jeżeli oczywiście facet jest normalny i ma zdrowe podejście do życia i ludzkiego ciała. Jedynie może jeszcze bardziej się z wami zrzyć i maleństwem. Człowiek się rodził zawsze i zawsze będzie umierał- takie życie. POLECAM WSZYSTKIM PAROM!
napisał/a: Asia23 2007-12-28 13:51
Witam! 6 tygodni temu urodzilam coreczke Z MEZEM! Z poczatku nie chcial isc tam ze mna (prawdopodobnie sie bal :) ) ale w trakcie porodu niechcial nawet stac nad moja glowa tylko interesowalo go jak nasze dziecko wychodzi na swiat. I niewyobrazam sobie zebym byla tam sama. Nawet z nim nie rozmawialam ale czulam jego obecnosc i dzieki temu czulam sie lepiej. Przy drugim tez bedzie. Polecam porod rodzinny, przecierz jak bedzie ci maz przeszkadzal to go wyrzuc za drzwi, bo tz jestes najwazniejsza.
napisał/a: DZIDKA511 2007-12-29 19:44
Mój mąż już wcześniej uczestniczył w porodzie (pierwsza żona). Nawet nie chciał słyszeć słowa sprzeciwu z mojej strony i ... tym właśnie mnie przekonał bo gdyby był niepewny to ja bym nigdy się na to nie zgodziła. Termin porodu mam 25 stycznia 2008. To już niedługo... Zobaczymy jak to będzie!!!!! :confused: ;)