CO MOZNA UZNAC ZA ZDRADE???

napisał/a: sorrow 2008-01-03 18:15
zurma35 napisal(a):Wiesz ona to czyta ale tylko czyta nic wiecej.

Nie wiem, czy to ma jakiś sens. Myślę, że to forum rozumieją ludzie, którzy nadają na tych samych falach. Może dla niej to zwyczajne "kółko wzajemnego wsparcia"... nikt nie lubi czytać o sobie niepochlebnych opinii, więc nawet jeśli przeczyta kilka postów, to szybko kończy i tyle. Wątpię, żeby wiele z cennych informacji do niej trafiło... chociażby ze zwykłej ludzkiej przekory. Może jakby człowiek był odpowiednio wrażliwy i rzeczywiście miał szczere, wewnętrzne postanowienie naprawy wszystkiego... to może wtedy umiałby stanąć obok i wyciągnąć z tych postów to co najważniejsze, żeby zrozumieć do końca swoją drugą połówkę. Ale jakby ktoś taki był to i forum mu chyba nie było potrzebne.

Sam też swoją żonę skierowałem w stronę forum, którego użyłem zaraz po odkryciu wszystkiego. Tylko, że tamto forum było większe i nie takie miłe jak to. Po trzech dniach do czytania było ponad 100 bluzgających na nią postów. Zupełnie niepotrzebne to było... z perspektywy czasu tak myślę.
napisał/a: zurma35 2008-01-03 19:00
Sorrow zgadzam sie, gdyby ludzie mysleli powaznie i liczyli sie z partnerem, kochali prawdziwa i szczera milosci... jedno zylo dla drugiego, moze wtedy nie bylo by zdrad, nie byly by potrzebne takie forum, ale.... to sa tylko marzenia, i tak nigdy nie bedzie. Swiat i tudzie sa podli....ale dobrze ze nie wszyscy
napisał/a: ika116 2008-01-03 19:27
sorrow napisal(a):Może jakby człowiek był odpowiednio wrażliwy i rzeczywiście miał szczere, wewnętrzne postanowienie naprawy wszystkiego...

Tak właśnie założyłam, że żona Darka jest wrażliwą osobą ze szczerym postanowieniem poprawy. W jego postach jest tyle bólu, cierpienia, żalu, jednocześnie chęci zrozumienia i naprawy. Sądziłam, że to pozwoliłoby jej zrozumieć czego on teraz od niej oczekuje i jak może mu pomóc ratować ten związek. No cóż, ale skoro ona czyta, a Darek jest w coraz gorszej kondycji to na pewno nie tędy droga :(
napisał/a: nutka11 2008-01-11 13:52
Witajcie, kiedy czytam o tych wszystkich cierpieniach, cierpię z Wami. Wiem, co to znaczy zostać w taki sposób potraktowaną. Do tej pory noszę w sobie ślad zdrady sprzed wielu lat. Upokorzenie, długotrwałe uczucie zawalenia się świata, brak czegokolwiek stałego w życiu (to wtedy, bo teraz trzyma mnie wiara). Trzymam kciuki wysyłam iskierkę dobrej myśli do wszystkich, którzy zostali tak okrutnie potraktowani przez kogoś, kogo kochają. Kiedy myślę, że "to" (zdrada) miałoby się powtórzyć, myślę o ucieczce - spakować się i uciec zanim to się stanie.
Od 7 lat żyję w innym związku. Ostatnio zauważyłam, że mąż zaczął odnawiać swoje stare damskie znajomości, zaczął się "przyjaźnić" (telefony, SMSy, pogaduszki na Skype) z koleżanką z pracy. Umawia się z nią i z kolegą na piwko, no i, niestety, zaczął mnie okłamywać. Żałosne. Jak mam mu wytłumaczyć, że przecież nie o to chodzi w życiu, żeby się okłamywać i żyć w kłamstwie? Bilingi telefonów (twierdzi, że błędne), teksty ze Skype'a (w których jest bardzo zalotny w stosunku do kilku kobiet - umawia się z nimi na rzeczone "pifko", przy czym ja interweniuję i do spotkania nie dochodzi - chociaż on twierdzi, że i tak by nie poszedł) przeczą jego słowom. Czy kłamstwa to już nie jest zdrada - zdrada mojego zaufania, zdrada mojego spokoju, mojej miłości (w tym własnej - przecież ona też jest potrzebna - musimy pokochać siebie zanim będziemy potrafili potrafili pokochać kogoś)? Pozdrawiam, A.
napisał/a: mikess27 2008-01-11 15:42
Aurea, mam nadzieje, ze stare wspomnienia nie powroca w nowej odslonie, ja tez bym tego chyba nie przezyl...

Na pytanie "kiedy zaczyna sie zdrada" przychodzi mi jedna odpowiedz. W momencie, kiedy partner zaczyna ogladac sie lub mysleć o kims innym. Szczere i przyjazne rozmowy na powazniejsze tematy nie z zona/mezem ale kim innym, przypadkowe pocalunki czy sex, albo umawianie sie z kims za plecami partnera... niestety to wszystko obrazuje sie klamstwem i oszustwem. Takie zachowanie zostaje na dlugo w pamieci osoby zdradzonej i boli nawet jak sie o tym nie mysli...

Strata zaufania jest czyms strasznym tym bardziej im bardziej kochasz osobe, która Ciebie zawiodła...

Przyznam się, że sam miałem ochotę na sex z kimś innym niż moja żona, w końcu tylko z nią się kochałem i żadną inną, ciekawie byłoby poznać jak to jest z kim innym no nie? A jednak nie robie tego bo uważam, że zraniłbym żonę przez moje głupie zachcianki. Przecież nie warto jest skazywać bliskich na tyle cierpienia tylko przez własną ciekawość... a jednak wiele osób z tego forum tak postępuje. Dlaczego... ? Wydaje mi się, że oni nie dorośli do prawdziwej miłości, nie wiedzą co to znaczy i z czym to sie wiąże. Jaka szkoda, że tego nie uczą w szkole :)
napisał/a: nutka11 2008-01-11 15:59
Mikess27, dziękuję za Twoje słowa. Nie czuję się już odosobniona w swojej, jak to mój mąż dziś określił, "paranoi".

To prawda, że w szkole nas nie uczą - ani odpowiedzialności za swoje słowa i czyny ani świadomości, że każdy dzień jest tym najważniejszym.

Przyznajesz, że sam miałeś ochotę spróbować, jak to jest z inną kobietą. Nie wiem, jak jest z kobietą ( ;) ), ale mogę Ci z własnego doświadczenia powiedzieć, jak jest z innymi mężczyznami, bez miłości - w przypadku mojej wrażliwości i mojego podejścia do życia, zaznaczam. Jest żenująco i baaardzo smutno, zwłaszcza minutę "po". Pozdrawiam.
napisał/a: sorrow 2008-01-11 17:11
Aurea napisal(a):Jak mam mu wytłumaczyć, że przecież nie o to chodzi w życiu

To jest chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy. Podejrzewam, że wielu z ludzi, którzy dopuszczą się zdrady zaczynają bardzo niewinnie. Nie mają na celu zranienie kogoś, nie chcą nikogo zdradzać. Czują po prostu przyjemny dreszczyk emocji, czyjeś zinteresowanie i czują się z tym dobrze... przecież nikogo nie krzywdzą bezpośrednio. Sprawy sie toczą w kierunku, który dobrze znacie... często bez większego świadomego udziału przyszłych "zdrajców". Wtedy oni sobie dopiero zdają sprawę co robili i co się właśnie stało :(. Najgorzej, że próba rozmowy na ten temat za wczasu jest często nieskuteczna, bo przecież "to tylko koleżanka", "to tylko kolega", "jesteś chorobliwie zazdrosny", "nie robimy nic złego", "ograniczasz moją wolność", itd. Na prawdę trudno mieć do nich pretensję... w ich przypadku to brak doświadczenia, które wy juz macie.

Pomijam tu tych co z premedytacją wbijają nóż w czyjeś serce. O nich nawet nie chce mi się pisać.

Aurea, wy w tej chwili nie nadajecie na tych samych falach i to co do niego mówisz pewnie do niego nie trafia. Mimo to rozmowa i tłumaczenie (niezbyt nahalne) to chyba jedyny sposób, żeby zapobiegać tragedii. Życzę ci, żeby twój ukochany sie obudził i zdał sobie sprawę z jakim igra ogniem.
napisał/a: nutka11 2008-01-13 14:52
napisal(a):Aurea, wy w tej chwili nie nadajecie na tych samych falach i to co do niego mówisz pewnie do niego nie trafia. Mimo to rozmowa i tłumaczenie (niezbyt nahalne) to chyba jedyny sposób, żeby zapobiegać tragedii.


Witaj, sorrow. Masz rację. Coś się "rozjechało" w którymś momencie i przestaliśmy nadawać na tych samych falach z jakiegoś powodu. Daleka jestem od twierdzenia, że nie było w tym mojej winy (żyjemy w dużym stresie z powodu nieuzasadnionych roszczeń majątkowych mojej teściowej, mąż bardzo źle to znosi; kocha matkę i nie potrafi zrozumieć jej postępowania, bardzo go to boli, a mnie też nieźle rozwala). Ale fakt pozostaje faktem - oddaliliśmy się od siebie. Staram się rozmawiać, pamiętając o tym, żeby nic nie narzucać, jednak odnoszę wrażenie, że moje słowa przestały mieć jakąkolwiek moc - "jak grochem o ścianę". Mam wrażenie, że coś musi się wydarzyć, żeby w mężu zaszła zmiana, że moje słowa nie przebiją się do niego... Mnie pomaga wiara. On ostatnio na moje pytanie, że wierzy odpowiedział, że nie wie...
Wiem, że powinnam o tym rozmawiać z nim, ale on nie dopuszcza do takiej rozmowy.

Pozdrawiam Wszystkich. Mam wrażeniem, że jesteście wrażliwymi, szlachetnymi ludźmi. (Może to cierpienie tak uszlachetnia? , ergo - warto cierpieć?)
napisał/a: kosmitbART 2008-01-13 17:16
No ja myślę, że dla Was to już ostatni dzwonek, który wymaga dużo rozmowy i to szczerej. Mnie zdziwił jeden fakt, nigdy nie myślałem o zdradzie bo mnie ten temat nie dotyczył, zresztą myślałem że zdarza się to rzadko. W pracy miałem wiele okazji i propozycji, jednak zawsze, ukręcałem wszystko na początku. Co wśród kolegów z pracy uchodziło za dziwactwo. Później jak mi się to przytrafiło i rozmowy były już na ten temat z przyjaciółmi to powiedzieli, że mam wysoko postawioną poprzeczkę. Część kobiet (koleżanek i przyjaciółek) zaczęła nazywać mnie kosmitą, właśnie dlatego że byłem taki na nie i z zasadami. Dziś kiedy właściwie jestem wolny, bo w trakcie rozwodu, jakoś ciężko moralnie mi się przełamać, no bo jeszcze jesteśmy małżeństwem. Tylko teraz już o tym myślę i powoli kombinuję.
Co do Twojej wypowiedzi Aurea, to nie jesteś dziwna ani przewrażliwiona, tylko ta poprzeczka jest u Ciebie wysoko. Nie wiem czy to dobrze czy źle dla partnera dobrze. Dla mnie to jak już ktoś z kimś za naszymi plecami to już jest zdrada i wcale nie musi chodzić o sex.
Co do koleżanek i przyjaciółek to myślę, że facetowi ciężko mieć takowe bez uczucia. Jednak przy odrobinie zasad i ten problem można rozwiązać. Po prostu jest cienka granica między koleżeństwem, przyjaźnią, a zdradą (związkiem) w kontaktach damsko-męskich. Bo przecież partner też jest naszym przyjacielem, przynajmniej powinien być. Jednak to temat na dłuższą dyskusję.
napisał/a: nutka11 2008-01-13 18:52
kosmitbART napisal(a): Co do Twojej wypowiedzi Aurea, to nie jesteś dziwna ani przewrażliwiona, tylko ta poprzeczka jest u Ciebie wysoko.


Po prostu szanuję innych i szanuję siebie. Dla mnie to podstawa harmonii wewnętrznej, która teraz, niestety, została nieco zachwiana. Poważnie traktuję swój związek i zależy mi na tym żeby coś wspólnie budować, a nie tylko wspólnie bytować ;).

Na powodzenie u płci przeciwnej nigdy nie narzekałam, mój mąż też nie. Wybraliśmy siebie spośród wielu - to nie była sytuacja, że w końcu ktoś się nami zainteresował. Różnica między mną a moim mężem polega chyba na tym, że ja nie mam potrzeby bycia kokietowaną przez płeć przeciwną, a on najwyraźniej tak. Znam swoją wartość. Doceniam każdą daną mi chwilę - a przynajmniej staram się.

Zachodzę w głowę, skąd u ludzi ta potrzeba bycia kokietowanym, uwodzonym, co często niepostrzeżenie prowadzi do zdrady - jak zauważył sorrow; i pewnie ma rację. (Chociaż może to z mojej strony hipokryzja - bo miło jest błyszczeć na imprezie, ale to mi wystarcza.) Mogę się domyślać, że czegoś im brakuje w związku, czegoś muszą szukać gdzie indziej. Będę podejmować próbę rozmowy.

A propos, kosmitbART! Fajnie się dowiedzieć, że są tacy, jak Ty - z poprzeczką wysoko. :) Bo muszę przyznać, że ja też czasem się czuję jak kosmita. Właściwie, to witaj w klubie! :)
napisał/a: zurma35 2008-01-14 13:14
Witajcie
Dlugo mnie nie bylo przepraszam, padl mi komp :( i nie mialem jak do was napisac, nie ukrywam ze mi tego brakowalo.
Co u mnie? Bez zmian zyjemy jednego dnia z soba a nastepnego obok siebie, czekam ludze sie nadzieja ze zona okaze skruche ze bedzie starala sie naprawic to co zniszczyla, i nadal nic! Ja nie wracam do tego nie rozmawiam, nie prowokuje, (duzo mnie to wysilku kosztuje).
A ona nic mysle ze uwaza ze sprawa jest zamknieta. Wczorej juz nie wytrzymalem, powiedzialem to co mysle, ze nawet nie kiwnie palcem..... i jak zwykle to ja jestem temu winien, bo ja nic nie robie.
Nawet nasi znajomi nie uslyszeli od niej slowa "przepraszam". Przyjaznimy sie juz od 15lat, i bylo ok, potem do naszej paczki doloczyl on ... no i stalo sie ... teraz on spotyka sie z naszymi znajomymi a my nie. Wiecie nie moge wymagac od nich zeby sie od niego odwrocili, nie moge im kazac wybierac miedzy nami a nim. Ale moja zona potrafi nawazyc tylko piwa ktore ja potem pije. On jest teraz tym dobrym a moja zona jest ta zla. Powiem wam szczerze poprostu jest mi wstyt jechac do mojch znajomych.
A moze powinienem odplocic zonie tym samym???zeby poczula to co ja poczulem, takie mysli juz mnie dopadaja.
napisał/a: nutka11 2008-01-14 13:44
napisal(a):A moze powinienem odplocic zonie tym samym???


Witaj, zurma35. Nie rób nic przeciwko sobie! To bez sensu. Skrzywdzisz przede wszystkim siebie.

Wydaje mi się, że musi dojść do jakiegoś oczyszczenia atmosfery, bo Ty czujesz się wciąż nie pogodzony, pokrzywdzony. Jest Ci po prostu źle. Jak to zmienić? Może macie jakieś sposoby przetestowane w innych sytuacjach? (Ja bym pewnie wyjechała, żeby nabrać dystansu i odbudować swoje dobre samopoczucie. Miałabym okazję do tego, żeby się zastanowić, co jest dla mnie ważne. No i dobrze by było, żeby ktoś za mną zatęsknił, bo jak nie...).

Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę znalezienia pozytywnego sposobu na odbudowanie własnego ego.